środa, 18 kwietnia 2007

Scenariusz mityngu AA

Obserwowałem naszą nową koleżankę ze smutkiem i niepokojem. Jej strach i skrępowanie, tak typowe dla pierwszych chwil, pierwszego w życiu mityngu AA, powoli mijało. Teraz starała się słuchać tekstów odczytywanych już od kilkunastu minut z nowego scenariusza, a ja nieomalże „widziałem” jej rosnące zniechęcenie, rozczarowanie i coś jakby irytację wynikającą z niezrozumienia. Niezrozumienia sytuacji, ludzi, zdarzeń, ale chyba głównie i przede wszystkim niezrozumienia prezentowanych właśnie treści…


Scenariusz mityngu (spotkania) grupy AA

Postanowiłem podejść do niej w przerwie i... ano właśnie. Co miałem jej powiedzieć? Że miała pecha, bo grupa zmieniła właśnie scenariusz mityngu? Że wszystko to, co jest tu czytane, da się pewnie jakoś przetłumaczyć na język prosty i zrozumiały dla wszystkich?
 
Sytuacja ta skłoniła mnie do poważniejszego zastanowienia się i postawienia pytań, czym jest scenariusz mityngu AA, jaką pełni rolę, do czego i komu powinien służyć?
 
Pierwszy scenariusz mityngu z jakim się zetknąłem i obowiązujący wtedy we wszystkich grupach w mieście zawierał „kwiatki”, które teraz byłyby już nie do przyjęcia:
- „Wspólnota została założona przez jej założycieli...”
- Dwa pytania do nowicjusza i przyjęcie - lub odmowa przyjęcia do AA- uzależniona od odpowiedzi na te pytania.
- Przyjmowanie nowicjuszy do Wspólnoty przed przeczytaniem Preambuły, czyli najpierw cię przyjmiemy, a dopiero potem powiemy ci, do czego cię przyjęliśmy.
- Jakieś dane statystyczne sprzed wielu lat itp.
 
Staraliśmy się (sumienie grupy, inwentury) radzić sobie sami, wprowadzaliśmy jakieś poprawki, korekty i... czekaliśmy na propozycję ogólnopolską, „oficjalną”. Jakoś tak się dzieje, że odruchowo i automatycznie zakładamy, że tekst wydrukowany i opublikowany jest jakby ważniejszy, bardziej wiarygodny i miarodajny od jakiejkolwiek wypowiedzi, czy odręcznej notatki. Tak więc doczekaliśmy się drukowanej propozycji scenariusza, ale niestety... problemów pojawiło się jeszcze więcej.
 
Czym więc ma być scenariusz mityngu? Czasem nazywam go po prostu rozkładem jazdy. Albo narzędziem, dzięki któremu spotkanie przebiega w bezpieczny i akceptowany przez wszystkich sposób.
 
W pewnym okresie wydawało mi się, że można w związku z tym ograniczyć scenariusz do spraw czysto porządkowych i nie tracić czasu na czytanie Preambuły i fragmentów V rozdziału Wielkiej Księgi. Jednak nie był to dobry pomysł. Teksty te ułatwiają nowicjuszom zrozumienie, czym jest AA i jak działa. A jeśli nawet nowicjuszy nie ma, też spełniają one dość ważną rolę - starym AA-owskim wyjadaczom, którzy te fragmenty znają na pamięć, ich słuchanie ułatwia wyciszenie się i przestawienie z zewnętrznego świata ulicy, firmy czy domu, na świat i reguły mityngu AA. Oczywiście grupa winna dbać o to, by tych tekstów nie było zbyt wiele - czas na mityng AA jest i powinien być ograniczony, a sprawy porządkowo-formalne nie są jego najważniejszym elementem. Wszystko tu - jak zawsze - sprowadza się do właściwych proporcji.
 
Jaki jeszcze powinien być scenariusz? Przypominają mi się tu dwa zdania (opisane w książce „Przekaż dalej”), którymi doktor Bob żegnał Billa W. : „Nie spieprzmy tego. Zachowajmy to w prostocie”. Ano właśnie... w prostocie... Ile prostoty jest w skomplikowanych figurach stylistycznych (przenośniach, porównaniach) takich jak kapelusz, w którym pieniądze spotykają się z odpowiedzialnością i mieszanka ta - jak rozumiem, razem z kapeluszem - stanowi nadzieję. Jak się okazuje świeca też jest nadzieją, więc wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Czy jest szansa, żeby takie teksty zrozumieli ludzie, którzy jeszcze wczoraj pili?
 
Pewnie nie ma niczego złego w czytaniu na każdym mityngu tzw. rysu historycznego: „za dzień narodzin Wspólnoty uznaje się 10.06.1935”. Jednak nie sądzę, aby miało sens podawanie nieprawdziwej informacji, że był to „pierwszy dzień nieprzerwanej abstynencji doktora Boba”. Kto i skąd to wytrzasnął?! Przecież w literaturze aowskiej („Przekaż dalej” str. 435, oraz „Doktor Bob i dobrzy weterani” str. 120) stwierdza się wyraźnie, że był to ostatni dzień picia doktora Boba. A to jednak stanowi drobną różnicę...
 
Zastanawiam się nad zdaniem „Niniejszy mityng jest mityngiem zamkniętym AA”. Poza ewidentnym błędem stylistycznym (mityng jest mityngiem), z tego stwierdzenia nic nie wynika. Nowicjuszowi nie tłumaczy się, co oznacza określenie mityng zamknięty i czym taki się różni od pozostałych.
 
Czemu ma służyć stwierdzenie, że „poza tym pomieszczeniem możemy sobie mówić per pan, pani”? Może zostawmy takie sprawy osobistym preferencjom i nie próbujmy uczestnikom mityngu AA sugerować czy podsuwać jakichś określonych postępowań i zachowań - już poza mityngiem AA.
 
Tyle razy na mityngach słyszałem deklaracje, zgodnie z którymi to nowicjusz jest tu najważniejszy, ma wyjątkowe prawa, wolno mu to i tamto... ale mam coraz większe wątpliwości, czy ta nowa propozycja scenariusza bierze w ogóle pod uwagę możliwość zrozumienia przez nowicjusza zupełnie nowych dla niego treści. Zwłaszcza w połączeniu ze stresem, wstydem, obawą...
 
Miło mi się czasem słucha, że my alkoholicy niepijący jesteśmy wybrani (podobno ok. 1,5% ogólnej liczby uzależnionych), że należymy do bardzo elitarnego i kosztownego klubu (bo ileż to trzeba było stracić, żeby się do niego dostać) itp. Obawiam się jednak, że ta elitarność rodzi podświadomą potrzebę tworzenia skomplikowanego ceremoniału - niekoniecznie dostępnego i zrozumiałego dla wszystkich.
 
Ano właśnie. Forma nie zastąpi treści, a prosty rozkład jazdy i zasady porządkowe nie mają się zmieniać w skomplikowaną ceremonię zrozumiałą dla nielicznych wybrańców.
 
Uważam, że problem jest daleko poważniejszy niż się z pozoru wydaje. W moim przekonaniu ma dość istotny związek z IV Tradycją AA. Owszem, każda grupa jest niezależna i może używać dowolnego scenariusza, ale czy zamieszanie z tym związane nie szkodzi przypadkiem całej Wspólnocie, nie wpływa na jej wizerunek?  
Na jednych grupach nowicjuszy przyjmują, na innych nie. Tu zadają jedno pytanie, tam dwa, a gdzieś indziej w ogóle. Tu pytają o 30-dniowy okres abstynencji, a tam właśnie to pytanie zlikwidowano (chyba w imię nie psucia nastroju „wpadkowiczom” - ale czy Wspólnota jest od poprawiania nastroju?). 
Myślę, że gdybym teraz startował jako nowicjusz w AA miałbym po kilku mityngach w różnych miejscach bardzo poważne wątpliwości, czy aby na pewno Wspólnota AA jest tylko jedna. I czy ja w końcu do niej należę czy nie.
 
Na takich rozważaniach minęła mi pierwsza godzina mityngu. Czytanie nowego scenariusza zajęło 23 minuty. Czy warto było poświęcić czyjeś realne doświadczenia dla czytania bombastycznych, poetyckich treści?
 
Rozglądałem się za naszą nową koleżanką. Siedzący bliżej wyjścia powiedzieli mi, że ulotniła się błyskawicznie natychmiast po ogłoszeniu przerwy. To oczywiście tylko i wyłącznie jej wybór i jej decyzja... Ale czy rzeczywiście tylko jej?




Dużo więcej w moich książkach