sobota, 15 września 2007

Tradycja 1 Wspólnoty AA


W latach 2007-2008, pod opieką sponsora, zapoznawałem się z Dwunastoma Tradycjami Wspólnoty. Nie był to oczywiście mój pierwszy kontakt z Tradycjami AA, ale po raz pierwszy, zajmowałem się tym tematem tak poważnie i, przede wszystkim, kompleksowo. Zajęło mi to w sumie jedenaście miesięcy. Jednym z wielu efektów mojej pracy był cykl esejów. Większość z nich drukowana była (w różnym czasie) w aowskich biuletynach takich jak „Karlik”, „Mityng”, „Warta”, „Zdrój”. Jednak zanim zagłębiłem się w problematykę Tradycji AA, musiałem znaleźć odpowiedź na pytanie zasadnicze: „Kiedy zaczyna się AA?”. Wbrew pozorom wcale nie było to takie proste. Zorientowałem się też, że moje przekonania na ten temat, w sposób istotny, zmieniały się i ewoluowały z upływem czasu. Z rozważań tych, latem 2007 powstał tekst pod tytułem: „Kiedy zaczyna się AA? Czyli… sponsoring i tradycje”, który jest zarówno próbą udzielenia odpowiedzi na pytanie tytułowe, jak i zapisem zmian w moim myśleniu i przekonaniach.

Tradycja Pierwsza Wspólnoty Anonimowych Alkoholików:
Wersja krótka: Nasze wspólne dobro powinno być najważniejsze; wyzdrowienie każdego z nas zależy bowiem od jedności anonimowych alkoholików.
Wersja pełna: Każdy członek Wspólnoty Anonimowych Alkoholików jest tylko małą cząstką wielkiej całości. AA musi trwać nadal, bo inaczej większość z nas zginie. Toteż nasze wspólne dobro znajduje się na pierwszym miejscu. Ale dobro jednostki jest tuż za nim.

 
Jak rozumiem Tradycję Pierwszą Wspólnoty AA?

Kiedy dla alkoholika zaczyna się Wspólnota AA? – sponsor zadał mi to pytanie, nie licząc chyba na poprawną odpowiedź. Wydaje mi się, że chciał w ten sposób raczej coś mi przekazać, czegoś nauczyć, niż odpytywać z filozofii AA. W każdym razie podpowiedział mi wtedy, że AA zaczyna się wówczas, gdy w życiu alkoholika stają się ważne Tradycje Wspólnoty. To mądry i doświadczony facet, więc zgodziłem się z nim natychmiast, a że ja też sroce spod ogona nie wypadłem i wódka nie cały mózg mi wyżarła, to zrozumiałem, o co mu chodzi już po kilku miesiącach. Jednak wcześniej, w czasach moich początków w AA, nie było to takie proste…
 
Miałem może trzy-cztery miesiące abstynencji, gdy przypadkowo trafiłem na spotkanie Intergrupy. Dotrwałem jakimś cudem do samego końca, ale wychodziłem z przekonaniem, że jest to jakieś grube nieporozumienie: kilkunastu facetów o wyraźnych przerostach zapału organizacyjnego i z ciągotkami do zarządzania, spiera się namiętnie o sprawy, które nie mają żadnego istotnego znaczenia ani dla mnie, ani dla alkoholików, ani dla Wspólnoty (tak, w tej właśnie kolejności). To na to idą pieniądze, które wrzucam do kapelusza?! Aż mnie zatrzęsło ze złości! Jeśli ci działacze – jak ich nazwałem – chcą się w to bawić, niech to robią za swoje, a nie za moje pieniądze. No i oczywiście – beze mnie!!!
Niestety, nikt mi wtedy nie powiedział, a gdyby nawet powiedział, to wątpię, czy byłbym w stanie zrozumieć, że faktycznie, bardzo często sprawy omawiane na spotkaniach Intergrupy nie są najważniejsze na świecie, ale też i nie o to chodzi. Nikt mi nie wyjaśnił, że Intergrupa nie jest od organizowania i zarządzania swoim kawałkiem Wspólnoty, ale jest raczej czasem i miejscem, w którym uczestnicy spotkania zmagają się z Programem AA i własnymi słabościami, czy wadami charakteru.
 
Swoim negatywnym stosunkiem do służb zewnętrznych (to jest pełnionych poza grupą AA) dzieliłem się ochoczo przy każdej okazji, pewnie także bez okazji, z podobnymi sobie nowicjuszami. Niestety, niektórzy chcieli słuchać… Dziś mój kolega pamiętający tamte czasy mówi, że powinienem do końca życia pełnić jakąś służbę, żeby odrobić szkody, jakich wtedy narobiłem Wspólnocie. Może ma odrobinę racji…
 
Udało mi się wówczas naruszyć prawdopodobnie wszystkie zasady i Tradycje AA, ale Tradycję Pierwszą w szczególności. Byłem przecież gotów bez mrugnięcia okiem podzielić Wspólnotę na część właściwą, czyli „normalnych” alkoholików i Program Dwunastu Kroków, oraz wysoce podejrzaną resztę, to jest działaczy, organizatorów i rozmaitych innych funkcyjnych w jakichś Intergrupach, Regionach i Komisjach, z tymi ich wszystkimi niezrozumiałymi Tradycjami; tym się miała zajmować jakaś Warszawa, czytaj: centrala.
Minęło dużo czasu zanim wreszcie usłyszałem, że „Nasze wspólne dobro powinno być najważniejsze; wyzdrowienie każdego z nas zależy bowiem od jedności anonimowych alkoholików” i zacząłem szukać odpowiedzi na pytania, CO w takim razie jest tym wspólnym dobrem i JAK mam rozumieć jedność? Bo te właśnie elementy wydają mi się najważniejsze w tekście Pierwszej Tradycji. Ale minęło tego czasu jeszcze więcej zanim, z pomocą innych ludzi i literatury AA, zacząłem poznawać odpowiedzi.
 
W książce pod tytułem „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” znaleźć można następującą informację: „Bez jedności serce AA przestałoby bić, a nasze – oplatające cały świat – arterie przestałyby dostarczać życiodajną łaskę Bożą”. Prawdę mówiąc niewiele mi to pomogło. Szukałem odpowiedzi prostszej, bardziej zwyczajnej i praktycznej, bo chodziło nie tylko o to, żeby zrozumieć treść Tradycji, ale także umieć stosować ją w codziennym życiu.
W każdym razie wyszło mi ostatecznie, że wspólnym dobrem jest oczywiście Wspólnota AA, jednak istniejąca w takiej formie i działająca według takich zasad, które nadal i wciąż stanowić będą skuteczne narzędzie pomocy dla alkoholików. Wspólne dobro to zdolność do tego, by „trwać w trzeźwości i pomagać alkoholikom w jej osiągnięciu”.
 
Na świecie faktycznie wiele jest krzywd, niesprawiedliwości, a wielu ludzi potrzebuje pomocy różnego typu, jednak staram się pamiętać, że Wspólnota AA nie jest w stanie zwalczyć, pokonać całego zła i nie jest lekarstwem na wszystkie bolączki współczesnego świata. Ale też nie do takich celów została powołana. Jest to zresztą podstawową zasadą, która mówi o dobieraniu odpowiednich narzędzi do określonych zadań. Oczywiście można mikroskopem tłuc laskowe orzechy, jednak wytrzyma on to zdecydowanie krócej niż młotek, a jako mikroskop stanie się bezużyteczny jeszcze szybciej.
 
Wspólnoty AA nie można zamrozić raz na zawsze w jej postaci z lat czterdziestych ubiegłego wieku – choć czasem wydaje się to kuszące. Wspólnota musi ewoluować i dostosowywać do realnie istniejącej rzeczywistości. Musi przyjąć do wiadomości i nauczyć się wykorzystywać telefony komórkowe, komputery, Internet, zmiany gospodarcze, polityczne, społeczne, obyczajowe i inne. Taka właśnie Wspólnota AA, elastyczna i nowoczesna, a jednocześnie skuteczna, jak przed siedemdziesięciu laty, jest naszym wspólnym dobrem i… wspólną odpowiedzialnością.
 
Co może zagrozić Wspólnocie? Brak jedności. O tym mówi druga część Pierwszej Tradycji. Podziały, konflikty i rozłamy mogłyby się stać dla Wspólnoty trucizną skuteczniejszą od nakazów czy zakazów formalnych. Popularne porównanie mówi o tratwie ratunkowej, której pasażerowie/rozbitkowie mogą się spierać, sprzeczać, dogadywać, a nawet kłócić, ale jeśli część z nich postanowi odrąbać swój kawałek tratwy i popłynąć w jakąś inną stronę, to szanse na przeżycie dla obu grup natychmiast drastycznie maleją.
 
W tym miejscu bardzo mi się przydaje znajomość początków AA (literatura!), czyli czasów, kiedy nie było jeszcze żadnych Kroków czy Tradycji. Wspólnota mogła powstać dopiero wówczas, gdy Bill W. a po nim i inni pionierzy zorientowali się, że SAMEMU zachować abstynencji właściwie się nie da, że indywidualne trzeźwienie ma nie tylko bezpośredni związek, ale przede wszystkim wręcz wypływa z aktywności w niesieniu posłania drugiemu człowiekowi. Tak, właśnie tak – niesienie posłania rodzi trzeźwość. Odwrotnie niestety się nie da. Stąd zresztą stare powiedzenie aowskie, które mówi, że „jeśli trzeźwość nie rodzi trzeźwości to, albo jej w ogóle nie było, albo uschła, jak drzewo pozbawione życiodajnych soków”.
 
Jeśli decyduję się na przestrzeganie Pierwszej Tradycji AA, to nie dlatego, że kocham styl retro i te urokliwe dawne tradycje. Bez świadomości, jak ważna jest jedność i działanie dla wspólnego dobra, wielu z nas po prostu umrze – fizycznie lub duchowo. To nie sentymenty – to gra o życie…
Co w takim razie powinienem robić, jak się zachowywać i postępować, żeby nie łamać Pierwszej Tradycji, a nawet być strażnikiem powierzonego, wspólnego dobra? Wymyśliłem sobie w tym celu prosty test. Działa skutecznie i jest łatwy w użyciu, jednak pod warunkiem, że nie zareaguję odruchowo i instynktownie, lecz dam sobie czas, krótką chwilę na zadanie jednego tylko pytania: czy to, co chcę zrobić lub powiedzieć ma dzielić czy łączyć?
Jeśli mówię, że ONI w Regionie…, a MY w grupie…, jeśli popieram i aprobuję tylko te działania Wspólnoty, które rozumiem (nie zadając sobie trudu, by poznać całość), to niewątpliwie dzielę, a nie łączę. Jak każdy członek AA mam prawo wypowiedzieć swoje zdanie, przedstawić argumenty. Czy jednak w przypadku, gdy zapadnie decyzja nie po mojej myśli, mimo wszystko staram się pomóc w realizacji, wesprzeć, czy może tylko krytykuję i odcinam się szydząc przy okazji?
Czy obgaduję, krytykuję i oceniam innych alkoholików, uczestników mityngów, żeby poprawić sobie nastrój, dowartościować się? Banalne i powszechne słabostki, nieprawdaż? Jednak różnice w ocenie postępowania i zachowania przykładowego Iksińskiego podczas ostatniego mityngu mogą podzielić grupę AA na jego zwolenników i przeciwników, na dwa zwalczające się, zantagonizowane obozy.
A czy to, co teraz piszę, ma dzielić, czy łączyć?
 
Półtora roku po rozstaniu z alkoholem przestałem też palić papierosy. W związku z tym przez wiele lat, podczas mityngów przedstawiałem się jako alkoholik i nikotynista. Moje uzależnienie od nikotyny, jest faktem. Nikotynizm mam wyraźnie zaznaczony na karcie wypisowej ze szpitala, a więc przedstawiając się w ten właśnie sposób mówiłem prawdę. Tylko… po co? Jeśli na mityngu AA wszyscy wokół deklarują się, jako alkoholicy, a tylko ja… odrobinę inaczej, to czemu ma to służyć? A przede wszystkim, czy taka odmienność (wy – alkoholicy, ale ja – i alkoholik i nikotynista) może być traktowana, jako deklaracja jedności? Od 15 stycznia 2008 roku, na mityngach AA, też jestem już „tylko” alkoholikiem.




Więcej i szerzej w książkach, a zwłaszcza w „12 Kroków od dna. Sponsorowanie”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz