wtorek, 19 lutego 2008

Tradycja 6 Wspólnoty AA

Wersja krótka: Grupa AA nie powinna popierać, finansować ani użyczać nazwy AA żadnym pokrewnym ośrodkom ani jakimkolwiek przedsięwzięciom, ażeby problemy finansowe, majątkowe lub sprawy ambicjonalne nie odrywały nas od głównego celu.

Wersja pełna: Problemy pieniędzy, własności i władzy mogłyby z łatwością odwieść nas od naszego nadrzędnego celu duchowego. Dlatego uważamy, że wszelkie majętności, które okażą się naprawdę konieczne AA powinny być oddzielnie zarejestrowane i zarządzane, tak aby oddzielać sprawy materialne od spraw ducha. Grupa AA jako taka nigdy nie powinna prowadzić interesów. Instytucje wspomagające działalność AA, na przykład kluby czy szpitale, które wymagają sporego majątku lub administracji, powinny być zarejestrowane i zarządzane oddzielnie, by w razie potrzeby grupy mogły swobodnie z nich rezygnować. Toteż instytucje te nie powinny używać nazwy AA. Kierować nimi powinni tylko ci, którzy je finansują. W przypadku klubów wskazane jest, by kierowali nimi członkowie AA. Szpitale natomiast i inne zakłady rehabilitacyjne powinny pozostawać całkowicie poza obrębem AA i posiadać właściwy nadzór medyczny. Chociaż grupa AA może współpracować z kim zechce, współpraca ta nigdy nie może przybierać charakteru związku rzeczywistego lub domniemanego z inną organizacją lub popierania jej. Grupa AA nie może z nikim się wiązać.

Jak rozumiem Tradycję Szóstą Wspólnoty AA?

„My, Anonimowi Alkoholicy, nie możemy być panaceum na wszystkie problemy wszystkich ludzi i nie powinniśmy nawet tego próbować” – to cytat z książki „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji”.
 
Tradycja Szósta Wspólnoty AA jest oczywistym następstwem i logiczną konsekwencją Tradycji Piątej. W Tradycji Piątej jasno i jednoznacznie określono podstawowy cel istnienia i działania każdej grupy – w Szóstej natomiast wymienione zostały te sprawy, którymi grupa AA zajmować się nie powinna. Tekst Szóstej Tradycji jest w pewnym sensie wyjątkowy, gdyż – jak niewiele innych – zawiera w treści od razu zarówno wyjaśnienie, jak i odpowiedź na pytanie, dlaczego? Ano, właśnie dlatego „…ażeby problemy finansowe, majątkowe lub sprawy ambicjonalne nie odrywały nas od głównego celu”, a cel ten, jak wspomniałem, określony został w Tradycji Piątej. Może się to wydawać odrobinę dziecinne, ale pytanie, „dlaczego?” można zadawać dalej: dlaczego niby zajmowanie się sprawami finansowymi, majątkowymi, miałoby odrywać nas, to jest jakąś grupę AA od głównego celu? Nie mam właściwie żadnych osobistych doświadczeń związanych z jakimś spektakularnym naruszeniem zasad zawartych w Szóstej Tradycji, które mógłbym wykorzystać, jako ilustrację. Może tylko…
 
Kiedy wiosną 1988 roku po raz pierwszy trafiłem na mityng AA, w naszym małym środowisku jeszcze słychać było echa „wielkiej wsypy”. Pokazywano mi nawet budynek, który alkoholicy mieli kupować i przerabiać na klub abstynenta. Przy okazji „wyparowały” jakieś fundusze, ktoś wrócił do picia…
Formalnie rzecz biorąc, to nie grupa, czy może grupy, podjęły owe działania, ale to tylko pozory – inicjatywa i członkostwo w klubie (i zdaje się w jakiejś fundacji, a może stowarzyszeniu – nie jestem pewien) to w 99,99% alkoholicy i pamiętam jeszcze, jak ta sprawa wracała jak bumerang przed mityngami, w czasie przerw, po mityngach, a nawet w ich trakcie. Były to moje pierwsze tygodnie w AA, nie docierała do mnie jeszcze treść Kroków, a co dopiero mówić o jakichś Tradycjach, ale atmosfera skandalu i sensacji nawet mi się podobała, przypominała bowiem „haj”, na jakim funkcjonowałem w czasie picia.
 
Z braku własnych, osobistych doświadczeń, poszukując przekonywających argumentów, sięgnąłem do literatury, a zwłaszcza do historii Wspólnoty. Dopiero wtedy zorientowałem się, że w książkach: „Anonimowi Alkoholicy”, „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji”, „Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość” i innych, znaleźć można cale mnóstwo przykładów opisujących, jak w pionierskich czasach Wspólnoty alkoholicy angażowali się w rozmaite (cóż z tego, że bardzo wartościowe) przedsięwzięcia i jak zawsze kończyło się to niepowodzeniem, czy wręcz katastrofą, zarówno dla samego przedsięwzięcia, jak i dla grupy. Co ciekawe, okazało się, że geneza istoty treści Szóstej Tradycji AA sięga czasów o wiele wcześniejszych niż dzieje Wspólnoty. I tak na przykład w „Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość” autor wspomina świetność i upadek Towarzystwa Waszyngtońskiego, będącego ruchem zainicjowanym w Baltimore w połowie XIX wieku, które miało w rękach rozwiązanie problemu alkoholizmu. Początkowo Towarzystwo składało się wyłącznie z alkoholików, starających się pomóc jeden drugiemu i jego pierwsi członkowie zdawali sobie sprawę, że powinni poświęcić się tylko temu jednemu celowi. Z czasem w szeregi Towarzystwa Waszyngtońskiego wstępować zaczęli także ludzie nieuzależnieni, rozmaici politycy i reformatorzy, a samo Towarzystwo angażowało się w najrozmaitsze działania społeczne, zajmując często wyjątkowo skrajne stanowisko w różnych kwestiach. Towarzystwo utraciło w ten sposób wszelką skuteczność w niesieniu pomocy alkoholikom i ostatecznie rozpadło się w niedługim czasie. O Towarzystwie Waszyngtońskim już wspominałem, ale przykład ten jest tak wymowny, że warto, by we Wspólnocie AA był dobrze znany i pamiętany.
 
Na treść Szóstej Tradycji mieli też w pewnym sensie wpływ… franciszkanie. W czasach św. Franciszka z Asyżu (XI – XII wiek) ślubowanie osobistego ubóstwa nie było niczym wyjątkowym, ale to on właśnie, prawdopodobnie jako pierwszy w średniowiecznej Europie, w założonej przez siebie wspólnocie uznał ubóstwo za fundamentalne dla realizacji określonych celów. Po co franciszkanie mieli wystawiać się na pokusy i rozpraszać, jeśli nie było to potrzebne do realizacji ich misji? Dziś Wspólnota AA zajmuje podobne stanowisko: im mniej mamy pieniędzy (oczywiście poza tymi, które niezbędne są do realizacji Piątej Tradycji) i własności, o które można się kłócić, tym większa koncentracja na wyznaczonym celu.
 
Wspomniałem wcześniej, że nie mam własnych doświadczeń w tym temacie, jednak okazało się, że…
Dziś w lokalnej rozgłośni radiowej brałem udział w cyklicznej audycji dotyczącej możliwości życia bez alkoholu osób uzależnionych. Tematem tej edycji programu była terapia odwykowa i Wspólnota AA.
Zgodnie z moimi obawami, w pewnym momencie padło pytanie o to, co ważniejsze, AA czy terapia oraz prośba o ich porównanie. Stanąłem przed dość trudnym zadaniem: jako członek Wspólnoty nigdy nie zajmuję stanowiska w takich sprawach, nigdy nie konfrontuję ze sobą terapii i AA, a jeśli już cokolwiek na ten temat mówię, to ograniczam się do stwierdzenia, że z obu korzystałem, lub korzystałem i obu dużo zawdzięczam. Jednocześnie, nie urażając autorów programu i słuchaczy, starałem się wyjaśnić, że Wspólnota AA, nie łącząc się absolutnie z nikim, jest gotowa współpracować z każdym – dla dobra alkoholików.
 
W „Jak to widzi Bill” znaleźć można następujące stwierdzenie: „Winniśmy na serio postawić sobie pytanie, ilu alkoholików wciąż pije na skutek tego, że nie udało nam się nawiązać zgodnej i owocnej współpracy z innymi inicjatywami i instytucjami zajmującymi się chorobą alkoholową – czy to dobrymi, czy złymi, czy nijakimi”. Ano właśnie – współpraca tak, ale jakakolwiek zależność czy związki – nie. Dziś nie czas już pewnie na spektakularne przedsięwzięcia z okresu pierwszych dziesięciu lat istnienia AA. Grupy nie próbują już budować własnych szpitali czy schronisk, nie starają się o zmianę systemów prawnych lub edukacyjnych, natomiast realizacja Szóstej Tradycji AA jest widoczna w takiej właśnie audycji. Wykorzystując fale radiowe wszyscy staramy się pomóc osobom uzależnionym, jednak sposoby czy metody realizatorów programu, biorącego w niej udział lekarza i zapraszanych czasem Anonimowych Alkoholików, mogą się dość mocno różnić.
 
W takich, czy jakichkolwiek innych wystąpieniach publicznych, zawsze warto pamiętać, żeby nie dać się sprowokować lub nakłonić do zajęcia stanowiska w jakiejkolwiek sprawie oraz nie pozwolić na żadne połączenie AA z rozgłośnią radiową lub telewizyjną, redakcją gazety itp. Nazwa „AA” (Anonimowi Alkoholicy) jest własnością Wspólnoty i może być wykorzystywana tylko przez nią, do własnych celów. Jeśli jakakolwiek grupa alkoholików zajmie oficjalne stanowisko w dowolnej sprawie „zewnętrznej”, to niewątpliwie i na sto procent natychmiast znajdzie się inna grupa, reprezentująca zdanie odmienne. Grozi to rozłamem, a warto stale pamiętać, że przecież wyzdrowienie każdego z nas zależy od naszej jedności.
 
Czasem z niepokojem obserwuję różne „integracyjne mityngi AA”, czy inne podobne przedsięwzięcia grup starających się w ten czy inny sposób zaistnieć pełniej w społeczności lokalnej. Przyłączenie się do kogoś, czy połączenie się z kimś – nawet w celu jak najbardziej szczytnym – zawsze grozi utratą tożsamości. Czy, na skutek takich, radośnie beztrosko podejmowanych działań integracyjnych, „wygra” duchowość AA, czy może siła ekonomiczna lub polityczna potencjalnego partnera (sponsora)? Spekulował nie będę, ale wizja Referatu AA Urzędu Miasta i Gminy w…, wyjątkowo mi się nie podoba.
 
Pieniądze, władza, wpływy, ambicje… Zawsze były w stanie podzielić ludzi, jeśli tylko nie zdecydowali się oni – jako wspólnota – trzymać się od tego wszystkiego z daleka, a zająć tym, co najważniejsze. W swoim prywatnym życiu każdy z nas dokonuje własnych wyborów, podejmuje jakieś decyzje, ale jako Anonimowi Alkoholicy dbać musimy o to, „ażeby problemy finansowe, majątkowe lub sprawy ambicjonalne” pozostały z dala od sal mityngowych, spotkań Intergrup, Regionów i Konferencji – dla dobra nas wszystkich, a także tych, którzy jutro, za miesiąc czy rok, trafią na swój pierwszy mityng, podniosą rękę i powiedzą: mam na imię… jestem alkoholikiem.
 
Podczas ostatnich wyborów, obserwowałem na sobie, jak moja sympatia, zaufanie i życzliwość dla przyjaciela z AA, zmieniają temperaturę, gdy okazało się, że głosował on na tego durnia… oszołoma…
Kilka dni temu, byłem świadkiem, jak obrzucili się wyrazami powszechnie uznawanymi za wulgarne dwaj koledzy z mityngów – chodziło o sukcesy, a może ich brak, lokalnego klubu sportowego.
Ale to przecież jeszcze nie są problemy. Nawet nie problemiki. Boję się wyobrażać sobie, jakie konsekwencje pociągnęłoby za sobą oficjalne opowiedzenie się Wspólnoty AA w Polsce za kandydatem X, albo Y. Dla wielu zwolenników kandydata Z, miejsca w tej Wspólnocie i przy mityngowym stole już by pewnie nie było.




Więcej w książkach, a zwłaszcza w „12 Kroków od dna. Sponsorowanie”.




niedziela, 17 lutego 2008

Historia grupy AA Wsparcie

Najmłodsza grupa AA w Opolu i pewnie dlatego jedyna, której narodziny i geneza są jeszcze pamiętane przez niektórych członków Wspólnoty AA w naszym mieście. Brałem czynny udział w jej zakładaniu…Oficjalnie grupa powstała 27.01.2001, ale oczywiście wszystko zaczęło się o wiele wcześniej.


Na "wariackich papierach", z wiatrem i pod wiatr…
(historia grupy AA „Wsparcie” w Opolu)


W roku 2000 powstała w Opolu grupa wsparcia dla alkoholików. Z perspektywy czasu postrzegam ją, jako twór nieco dziwny, ale wtedy wydawała się bardzo dobrym rozwiązaniem. Zwłaszcza dla tych z nas, którym po zakończeniu terapii odwykowej (albo blisko jej końca) brakowało podczas mityngów AA-owskich bezpośredniego kontaktu z grupą, tak zwanych zwrotów, sugestii, żywej wymiany zdań, itp. Z założenia jednak grupa wsparcia nie miała mieć nic wspólnego ani ze Wspólnotą AA, ani z terapią. Miała wspierać, cokolwiek to znaczy… Grupa ta funkcjonowała kilka miesięcy (spotkania odbywały się w piwnicy kościoła o.o. franciszkanów, w soboty o 17:00) i po okresie dynamicznego rozwoju, zaczęła dość szybko podupadać. Zwłaszcza po tym, jak „starzy” AA-owcy zaczęli mówić, że „młodzi” bawią się tam w terapię, udzielają porad itp. Moim zdaniem, wiele w tym było racji i… ogólnie rzecz biorąc, nie był to udany eksperyment.

W tym samym czasie chyliła się też ku upadkowi grupa AA „Gawra”. Ulokowana na peryferiach miasta, funkcjonowała całkiem nieźle dopóki w samej „Gawrze” (taka nieco lepsza noclegownia czy schronisko) mieszkali założyciele i opiekunowie grupy. Kiedy jednak dostali własne mieszkania i w „Gawrze” powoli przestawali bywać, wszystko się posypało. Mityngi tej grupy (sobota, godzina 16:00) albo w ogóle się nie odbywały i nieliczni chętni zastawali zamknięte drzwi, albo nie miał tych mityngów kto prowadzić.

W takich oto warunkach i w klimacie rosnących potrzeb, mój przyjaciel z terapii wymyślił, że założymy nową grupę AA. We dwóch, a co! Mieliśmy już na tym polu pewne doświadczenia, dla grupy AA „Asyż” zorganizowaliśmy kilka miesięcy wcześniej środowe mityngi poranne. Pamiętam jak dziś, jak zimą roku 2000 siedzieliśmy w kuchni po obu stronach pralki pełniącej wówczas rolę stołu i wymyślali nową grupę AA.

Od początku było jasne, że grupa powinna spotykać się w soboty – był to ostatni dzień bezmityngowy w mieście, bo „Gawra” istniała właściwie już tylko teoretycznie. Lokalizacja – siedziba grupy wsparcia, której spotkania odbywały się rzadko, jeśli w ogóle. Godzina – 17:00. Bardzo się wówczas obawialiśmy oskarżenia o tworzenie grupy konkurencyjnej dla „Gawry”. Wymyśliliśmy więc ten godzinny odstęp dla tych, którzy pojadą jednak do „Gawry”. Jeśli mityng się tam nie zacznie, mieli mieć szansę na dotarcie na naszą grupę, w centrum miasta. 
To wszystko okazało się dość proste, największy kłopot mieliśmy z nazwą nowej grupy. Odrzucaliśmy kolejno rozmaite Jutrzenki, Odrodzenia, Świty, Przebudzenia, itp. i kiedy wydawało się, że utknęliśmy w martwym punkcie, wpadłem na genialny pomysł – nazwiemy tą grupę „Wsparcie”. I to było to! 
W tamtym czasie, taka właśnie nazwa grupy miała szczególne, momentami dość pokrętne, znaczenie. Nawiązywała do tych nikłych resztek dobrej sławy grupy wsparcia, które jeszcze, być może, pozostały. W pewnym sensie określała charakter pracy grupy tak, jak chcieliśmy go widzieć. Miała także łagodzić transformację grupy wsparcia w grupę AA „Wsparcie” – liczyliśmy, że wielu nowicjuszy nie zauważy z początku różnicy (i tak też się działo).

Pod koniec 2000 roku zaczęliśmy w soboty o 17:00 robić w piwnicy pod kościołem o.o. franciszkanów „prawidłowe” mityngi AA. Jeśli zjawiał się tam ktoś jeszcze, co w początkowym okresie wcale nie było częste, grzecznie pytaliśmy, czy zamiast spotkania grupy wsparcia możemy zrobić normalny mityng Anonimowych Alkoholików. Sprzeciwu nie było nigdy, ale wtedy jednak wcale nie mieliśmy pewności, że cała ta operacja się powiedzie. Były to działania rozpoznawcze. 
Na początku stycznia 2001, powoli zaczęli się już pojawiać ludzie, przychodzący specjalnie na normalny mityng AA. Nagłośniliśmy wtedy fakt powstania nowej grupy i rozesłaliśmy zaproszenia na założycielski i inauguracyjny mityng nowej grupy AA „Wsparcie”, na 27.01.2001. Podczas tego mityngu mój przyjaciel został skarbnikiem grupy, a ja – nieco później – jej rzecznikiem. 

Staraliśmy się pełnić te służby wyjątkowo odpowiedzialnie, a w szczególności nie dopuszczać do takiej sytuacji, żeby na mityngu grupy AA „Wsparcie” nie było przynajmniej jednego z nas.
Niestety, nasi następcy nie byli już tak zdyscyplinowani i zaczęły zdarzać się przypadki, że mityng się nie odbył, bo nie było nikogo z pełniących służby, a żadna z osób obecnych, nie chciała go prowadzić. 
Sytuacja taka powtarzała się niestety coraz częściej, spadała frekwencja podczas mityngów i wreszcie 27.01.2005 ostatni skarbnik grupy, nie znajdując już następcy, ani żadnej innej osoby gotowej pełnić jakąkolwiek służbę, przekazał resztę pieniędzy grupowych skarbnikowi grupy AA „Asyż” (mityngi obu tych grup odbywały się w tej samej salce) i działalność grupy AA „Wsparcie” została zawieszona. 
Na szczęście nie oznaczało to, że sobotnie mityngi zniknęły z AA-owskiej mapy miasta. Odbywały się one nadal, ale już pod opieką grupy AA „Asyż”. Taki stan rzeczy trwał prawie dwa lata.

Po dwóch zmianach lokalu i na skutek jakichś własnych problemów, sumienie grupy AA „Asyż” uznało, że grupa nie jest w stanie nadal opiekować się czterema mityngami w tygodniu. Znalazły się wówczas osoby gotowe wskrzesić grupę AA „Wsparcie” i objąć w niej służby.

Mityng reaktywujący grupę AA „Wsparcie” odbył się 14.10.2006 i od tego czasu (pod opieką M. i E.) grupa, choć niewielka, działa niezwykle dynamicznie i skupia przede wszystkim AA-owców płci obojga, którzy gotowi są do odpowiedzialnej i zaangażowanej pracy nad Programem Wspólnoty AA.
Właśnie atmosfera sprzyjająca solidnej pracy „na programie”, klimat otwartego dzielenia się własnym doświadczeniem, choćby bolesnym, dla dobra innych, jest w tej grupie raczej regułą, a nie wyjątkiem. Podobnie jak fakt, że jeśli nawet na mityngu jest zaledwie 5-7 osób, to potrafi nam zabraknąć czasu.

Mityngi grupy AA „Wsparcie” prowadzi zwykle kobieta, skarbniczka grupy (stan na luty 2008) i pewnie temu właśnie należy zawdzięczać stosunkowo wysoką frekwencję kobiet. Najwyraźniej czują się tu one bezpiecznie. Podczas inwentury grupy „Wsparcie” w lutym 2008, jej sumienie powierzyło mi służbę mandatariusza.


Historia ta była i jest dla mnie nieocenionym źródłem doświadczeń, przemyśleń i wniosków:

1. Dziś już nie przyszłaby mi do głowy taka samowola i nie brałbym udziału w zakładaniu nowej grupy bez konsultacji oraz wyraźnej aprobaty i wsparcia Intergrupy i innych grup w mieście.

2. Czy ważna była dla mnie rola jednego z „Ojców Założycieli”? To może nie, natomiast cała ta sytuacja początkowo mile łechtała moją ambicję – starzy AA-owcy miesiącami chodzili i narzekali, że w mieście nie ma mityngów w soboty, no to wreszcie dwóch nowicjuszy (miałem wtedy dokładnie 2 lata abstynencji) to załatwiło, rozwiązało problem – tak to wówczas widziałem.

3. Przekonałem się doświadczalnie, że grupa bez służb w zasadzie nie ma szansy na przetrwanie. Może tak doraźnie pociągnąć kilka tygodni, może nawet miesiąc czy dwa, ale na dłuższą metę to się nie uda.

4. Nieco rozgoryczony wymyśliłem wtedy określenie „konsumenci AA”. Mieli to być ludzie prezentujący wyjątkowo konsumpcyjną i roszczeniową postawę wobec Wspólnoty AA, odmawiający konsekwentnie jakiejkolwiek pracy na rzecz grupy, z której korzystają. Oczywiście wiadomo było, że nie dotyczy to nowicjuszy, od których z oczywistych względów nie można oczekiwać czegokolwiek zbyt szybko.
Moje poglądy na ten temat też już są obecnie nieco inne.

5. Najdłużej miałem wtedy wątpliwości wobec sytuacji, w której właściwie czułem się przypierany do muru. Bywało, że słyszałem wprost stwierdzenie: „albo znowu podejmiesz służbę, albo grupa padnie”. Czy fakt założenia grupy (jakkolwiek by to było wówczas nieodpowiedzialne i niedojrzałe) do końca życia obliguje mnie do opieki nad nią, czyli pełnienia jakiejś służby?