środa, 17 grudnia 2008

Wkraczanie w dojrzałość?

Zbliża się XXXV rocznica powstania w Polsce Wspólnoty AA. Jednak czy faktycznie jest to trzydziesta piąta rocznica? Od kiedy to liczyć? Od pierwszego mityngu? A czy pierwszy mityng rzeczywiście był mityngiem AA? Wystrzegając się jakichkolwiek ocen tego stanu rzeczy, faktem jest, że Wspólnotę AA w Polsce założyli psychiatrzy i terapeuci. Byli założycielami grup, które osobiście prowadzili. Po pewnym czasie już tylko czynnie uczestniczyli w mityngach… AA (?), następnie przeszli na pozycje obserwatorów, by wreszcie definitywnie opuścić grupy. Ale czy rzeczywiście można dziś dokładnie określić, kiedy to było? Bo chyba dopiero od tego momentu można mówić o prawdziwej Wspólnocie AA w Polsce.


Czy AA w Polsce wkraczają w dojrzałość?

Te trudne początki pojawiają się czasem we wspomnieniach weteranów. Przeróżne obstrukcje czynione nam przez ówczesne władze, zakaz rozpowszechniania Programu 12 Kroków ze względu na pojawiające się w nim słowo „Bóg”, samodzielnie dokonywane tłumaczenia, konsultowane później z psychologiem…
Wielu ludzi wpakowało kiedyś naprawdę dużo wysiłku, zaangażowania, determinacji i dobrej woli, żeby Wspólnota AA mogła w Polsce powstać. To ciekawa i niezwykle pouczająca historia, ale… to jednak już tylko historia. Owszem, nie należy jej zapominać, ale nie można też żyć nią na co dzień, a zwłaszcza upierać się, że obecnie wszystko ma być dokładnie tak, jak kiedyś.
Oznaką dojrzałości na pewno nie jest uporczywe trwanie w dzieciństwie. Błędy wieku dziecięcego są oczywiste, zrozumiałe i pewnie nawet potrzebne w prawidłowym rozwoju, ale nie można popełniać ich w nieskończoność.
 
W czasach, w których w Polsce prawie nikt nie znał żadnego języka obcego, kilku zapaleńców wykonało kawał dobrej roboty starając się przetłumaczyć (z języka angielskiego, ale często także z niemieckiego) i udostępnić innym potrzebującym podstawowe materiały AA-owskie. Ale tamte czasy minęły… Dziś wielu członków Wspólnoty AA biegle włada angielskim i pewnie między innymi dlatego coraz częściej zwracają uwagę na najrozmaitsze błędy i przekłamania w tłumaczeniach dokonywanych w tamtych, trudnych czasach. 
 
Dzień 10 czerwca 1935 roku nie był niestety pierwszym dniem nieprzerwanej trzeźwości doktora Boba (tego dnia doktor Bob pił alkohol), jak to słyszałem z tysiąc razy na rozmaitych mityngach.
W Kroku VIII, dzięki usunięciu jednego „all” (wszyscy), zmieniony został w sposób istotny sens: po polsku alkoholicy mają zadośćuczynić wszystkim ze swojej listy, a nie wszystkim, których skrzywdzili przez całe życie – a to, w wielu wypadkach, może stanowić dość istotną różnicę.
Kontrowersyjne tłumaczenie słowa „sanity”, dzięki któremu ustawicznie wybuchają dyskusje na temat możliwości wyzdrowienia z alkoholizmu.
 
Nie jest jednak moim celem czy zadaniem wyliczanie tutaj błędów w tłumaczeniach lub innych, bo przecież faktem jest też niestety, że na mityngach AA oraz między sobą, porozumiewamy się często jakimś udziwnionym językiem na wpół terapeutycznym, w którym prym wiedzie „trzeźwienie” jako dość niesprecyzowany proces, który z założenia nigdy się nie kończy, bo nie może i nie powinien. 
 
W artykule pochodzącym z Raportu Światowego Mityngu Służb AA w NJ w 2004 r., opublikowanym w biuletynie „Mityng” nr 2/2008, znaleźć można stwierdzenie: „Nasze przykre doświadczenie pokazuje, że ignorancja zabija AA”.  Ano właśnie… 
 
Oczywiście mogę się mylić, ale wydaje mi się, że trzydzieści kilka lat dojrzewania, to dość długo i może wystarczy? I marzy mi się z okazji najbliżej rocznicy, poza milionem życzeń i „misiaczków” nowe, poprawne tłumaczenie Kroków i Tradycji, Wielkiej Księgi i innych, bo entuzjazm i dobra wola są na pewno niezwykle ważne i cenne, ale jednak nie zastąpią rzetelnej wiedzy. A przynajmniej nie mogą jej zastępować w nieskończoność…





Dużo więcej w moich książkach


poniedziałek, 15 grudnia 2008

AA – analiza krytyczna

Syn coś tam przeskrobał, nakłamał lub nazmyślał, no i ojciec wziął go na poważną, „męską” rozmowę. Długo przekonywał, że uczciwość i prawdomówność są podstawą dobrych kontaktów i więzi z innymi ludźmi. Padały ważkie argumenty religijne, ale i takie zwykłe, wypływające z życiowej mądrości ojca. Chłopiec, początkowo wystraszony (może będzie lanie?) powoli wciąga się w rozmowę, o coś dopytuje, coś komentuje. Ojciec jest bardzo zadowolony z bliskiego kontaktu i porozumienia z synem, widać, że jego mądre argumenty znajdują posłuch i zrozumienie… W tym momencie dzwoni telefon. Syn biegnie do przedpokoju, podnosi słuchawkę, chwilę słucha, następnie kładzie ją na stoliku, wraca do ojca i…
– Tato, wujek Jurek do ciebie.
– Och, nie! – jęczy ojciec scenicznym szeptem – nie teraz, kiedy wreszcie tak dobrze nam się rozmawia – i błyskawicznie, „po męsku”, podejmuje decyzję – powiedz mu, że mnie nie ma.

AA – analiza krytyczna czyli… co mi się nie podoba we Wspólnocie

Niestety, czasem Wspólnotę AA w Polsce „widzę” właśnie tak, jak ojca z powyższej anegdoty. I nie jest to dla mnie, jako AA-owca, doświadczenie przyjemne. Hipokryzja, obłuda, zakłamanie – czy coś może być większym przeciwieństwem trzeźwości?
 
Połowa grudnia. Na mityng koleżanka ściągnęła znajomego. Przy jej pomocy zrozumiał, że ma problem z alkoholem i dojrzał do tego, by poprosić o pomoc. Mężczyzna ma około trzydziestki i w tej chwili nie pije od trzech tygodni, nie jest więc „wczorajszy” czy otępiały po wielodniowym ciągu. Obserwowałem go z ciekawością, tym bardziej, że koleżanka trochę mi o nim opowiadała.
 
Zenek (takie samo dobre imię, jak każde inne, prawda?) słuchał bardzo uważnie słów prowadzącego i jednocześnie starał się dyskretnie i ze zrozumiałą ciekawością rozglądać dookoła. Kiedy czytana była Preambuła, a zwłaszcza fragment „Wspólnota AA nie jest związana z żadną sektą, wyznaniem…”, jego wzrok błądził po świętych obrazach na ścianach, by wreszcie utkwić w krucyfiksie stojącym obok mityngowej świeczki. Zenek z wyraźną ulgą słuchał III Tradycji, oraz słów, z których wyraźnie wynikało, że przynależność do AA to jego osobista sprawa i że tylko od niego zależy, czy będzie we Wspólnocie. Zamarł jednak jak rażony gromem, kiedy chwilę później prowadzący, któremu widocznie ktoś udzielił takich uprawnień, przystąpił energicznie do procedury przyjmowania nowicjuszy. Bardzo szybko stało się dla Zenka jasne, że jeśli odpowie niewłaściwie na któreś z dwóch pytań, to prezes tego zgromadzenia każe mu opuścić salę, a więc Wspólnota AA odmówi mu pomocy. Zawahał się, zastanawiał przez chwilę i… na szczęście odpowiedział poprawnie i pozwolono mu zostać, a nawet przyjęto w poczet członków. 
 
Zenek na szczęście nie zwrócił uwagi na fakt, że tematem mityngu nie był Program AA, lecz jakiś tekst z książeczki wydanej przez Duszpasterstwo Trzeźwości, a więc wszystko toczyło się w miarę gładko, aż do momentu, w którym przed przerwą grupa zaczęła omawiać sprawy organizacyjne. Znowu obserwowałem, ze sporym niepokojem, kompletny brak zrozumienia w oczach Zenka, kiedy wybuchła burzliwa dyskusja na temat mityngu opłatkowego. Chodziło o to, ile grupa ma przeznaczyć na to pieniędzy z kapelusza (stanęło na 150 złotych) i czy mityng ma się zaczynać, czy może kończyć Mszą Świętą. I czy zaprosić tylko proboszcza, czy może wszystkich księży z parafii. Oczywiście, na tą okoliczność, zamknięty normalnie mityng, miał być zamieniony na otwarty.
 
Bomba wybuchła w ostatnim momencie przed przerwą. Skarbnik czytał stan kasy, podał też, że grupa, jak co miesiąc, zapłaciła właścicielowi lokalu czynsz za salę w wysokości 20,00 złotych. Kiedy jeszcze prowadzący wyraził zadowolenie z faktu, ze grupa jest samowystarczalna i nie przyjmuje dotacji z zewnątrz – Zenek nie wytrzymał. Jako, że był to jego pierwszy mityng, udzielono mu łaskawie prawa do zadawania pytań, a on najwyraźniej postanowił z tego prawa skorzystać.
– Macie trzy mityngi w tygodniu, po dwie godziny?
– Tak. Czasem nawet trochę dłużej, jak się przeciągnie.
– Macie dostęp do kuchenki i łazienki? Korzystacie bez ograniczeń z wody i energii elektrycznej?
– No, tak… Ale o co ci chodzi?
– W kuchence wiszą szafki, w których macie czajniki elektryczne, naczynia, kawę, herbatę?
– Oczywiście!
– Tu w sali też macie swoje szafki, a na ścianach pozwolono wam powiesić swoje materiały?
– Tak. I co z tego?
– I nawet dostaliście kilka par kluczy do tych pomieszczeń?
– Tak, dostaliśmy. Ksiądz ma do nas zaufanie. 
– I chcecie mnie przekonać, że 20,00 złotych miesięcznie za to wszystko jest normalną, rynkową ceną najmu?! 
 
Kilka osób potaknęło odruchowo, ale prowadzący zorientował się chyba, że twierdząca odpowiedź na ostatnie pytanie Zenka byłaby już jawnym absurdem, więc posłużył się ostatnim argumentem, jaki przyszedł mu do głowy – ale ksiądz nie chce więcej! – stwierdził, chyba jednak nie całkiem pewien swoich racji. Zenek pokręcił głową z niedowierzaniem – A co ma do tego ksiądz? On może robić, co mu się żywnie podoba, ale to wy czytaliście mi przed chwilą, że AA nie może przyjmować dotacji z zewnątrz. Czy nie zdajecie sobie sprawy, że przecież sam prąd i woda kosztują więcej niż te 20,00 złotych… ten ksiądz was po prostu utrzymuje!  
Prowadzący szybciutko ogłosił przerwę.
 
Zenkiem zajęło się dwóch weteranów. Słyszałem, jak radzili mu, żeby przyniósł na mityng AA ciało, a potem głowa przyjdzie sama. No i żeby „zaliczył” 90 mityngów w 90 dni. Koleżanka wołała mnie nawet, żebym pomógł w tej rozmowie, może jakoś ratował sytuację, przekonywał Zenka, który wątpliwości i pytań miał zdaje się o wiele więcej. Nie podszedłem. Stchórzyłem. Bo i co ja miałem mu do powiedzenia? Że moja grupa na każdym mityngu czyta Preambułę AA, czyta Tradycje (stanowiące fundament prawidłowego funkcjonowania każdej grupy), a następnie płaci czynsz za salę w wysokości 10,00 złotych miesięcznie? Przecież to jest fakt.
 
Wydaje mi się, a nawet jestem pewien, że w Polsce zdecydowana większość mityngów AA odbywa się w pomieszczeniach należących do Kościoła Katolickiego. Jeśli we wszystkich tych przypadkach koszty wynajęcia sali (zwykle z jakimiś przyległościami) stanowią 3-20% realnej ceny rynkowej, to niestety, ale faktem jest i to, że Wspólnota AA w Polsce „siedzi w kieszeni” właścicieli obiektów i jest przez nich dotowana i utrzymywana.
 
Chwała ludziom dobrej woli, w urzędzie, w kościele, w instytucji, w firmie, którzy chcą i mogą wesprzeć naszą Wspólnotę. Ich gest jest zauważany i doceniany. Ale we Wspólnocie Anonimowych Alkoholików – podobno – pierwszeństwo mają zasady, a jedna z nich mówi, że nie przyjmujemy dotacji z zewnątrz.
 
Nie sądzę, żeby w tej materii możliwa była „od zaraz” jakaś nagła i drastyczna zmiana, ale na początek może nawet nie to jest najważniejsze. Chciałbym tylko, żebyśmy we Wspólnocie AA przestali samych siebie nawzajem oszukiwać. Żebyśmy zrezygnowali z zakłamania, obłudy i hipokryzji.
 
Jeśli ktoś finansuje nam lokal, bo my „dla picu” płacimy jakąś śmieszną, symboliczną kwotę, to nie jesteśmy samowystarczalni i od właściciela obiektu przyjmujemy dotację. Wygłaszanie na mityngach otwartych jakichś bombastycznych deklaracji o samowystarczalności i próśb o to, by do kapelusza nie wrzucali nic nieuzależnieni, niczego tu nie zmienia, a pomaga nam jedynie nadal bujać w krainie iluzji. Zwłaszcza, że przecież anonimowy datek sympatyczki Wspólnoty AA, Al-anonki, dotacją absolutnie nie jest, natomiast fundowanie grupie AA całymi latami lokalu to i owszem, jak najbardziej. 
 
Czy jest coś złego w rozmaitych klubach abstynenckich, stowarzyszeniach, grupach wsparcia i innych samopomocowych? Czy są one czymś gorszym od Wspólnoty AA? Oczywiście nie! Jeśli więc chcemy, żeby ktoś finansował nam lokal lub udzielał na działalność innych jakichś dotacji, jeżeli chcemy organizować sobie spotkania o charakterze religijnym (choćby na przykład opłatkowe), jeśli chcemy wprowadzić specjalną procedurę, a nawet ceremoniał związany z przyjmowaniem nowych członków, jeśli na swoich spotkaniach chcemy czytać Biblię, Koran, Torę czy „Kubusia Puchatka”, to załóżmy sobie taką grupę! Możemy zdziałać naprawdę wiele dobrego dla siebie i innych, ale…
 
… ale z jednego prostego powodu nie będzie to jednak grupa AA: my w AA przestrzegamy zasad AA.




Dużo więcej w moich książkach