środa, 14 stycznia 2009

Po co mi służba w AA?

Wiele razy byłem w swoim trzeźwym życiu świadkiem, jak ktoś kogoś przekonywał i zachęcał do takiej czy innej służby w AA. Padały argumenty takie jak na przykład: „ze służby odniesiesz korzyści i ty także”, „zobaczysz, jak bardzo ci się to w zdrowieniu przyda”, ”służba to milowy krok na drodze trzeźwienia” itp. Pomimo takich zachęt, w mojej części Polski problem ze służbami jest nadal i wciąż ogromny. Czemu? Może między innymi dlatego, że namawiający nie tłumaczą, jakie korzyści ze służby odniesie ten, kto się jej podejmie i do czego niby mu się ta służba tak bardzo przyda.
U mnie wyglądało to tak…
 
Pełniłem kiedyś służbę rzecznika grupy AA. Jako jednemu z „ojców założycieli” nie wypadało mi jej nie przyjąć. Faktem jednak jest, że była to raczej „sztuka dla sztuki” – nie miałem pojęcia, jak się taką służbę pełni, co należy do moich obowiązków i jak się z nich wywiązywać. Pomagałem prowadzącemu utrzymywać porządek na mityngach, albo sam je prowadziłem i… to w zasadzie było wszystko.
 
Do służenia poważnego przekonał mnie sponsor. Wówczas jeszcze moim sponsorem nie był, ale potrafił w hipnotyzujący wręcz sposób opowiadać o Wspólnocie AA i swoich rozlicznych służbach na jej rzecz. To, co mówił trafiało mi do przekonania. Poza tym pokazywał Wspólnotę, o jakiej mi się nie śniło.
 
W tym okresie byłem w stanie wojny ze swoją Intergrupą o Internet. Uważałem, że z ludźmi, którzy odcinają się od całej wiedzy ludzkości zawartej w Internecie (w tym tekstów i materiałów AA-owskich), ja zdecydowanie nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego.
Dzięki przyszłemu sponsorowi nie tyle może zmieniłem stanowisko, co uchyliłem zatrzaśnięte dotąd na głucho drzwi. Teraz gotów już byłem przynajmniej wysłuchać argumentów drugiej strony i starać się je zrozumieć, bez kierowania się emocjami, w tym głównie urazą i złością.
Przyjąłem zaproszenie Intergrupy, spotkaliśmy się raz i drugi, wiele rozmawialiśmy i ostatecznie po 2-3 miesiącach Intergrupa powierzyła mi służbę łącznika internetowego. Podjąłem się pełnienia tej służby kierowany raczej zaufaniem do Hipnotyzera, bo wewnętrznego przekonania do tego „przedsięwzięcia” wtedy, na początku, nadal chyba jeszcze nie miałem.
 
Jak służba wpłynęła na utrwalenie mojej trzeźwości, świadomość AA-owską, zadowolenie z życia?
 
Gdzieś wyczytałem, że istotą służby jest pokora. Wydaje mi się, że sporo w tym racji. Służący… służący, a nie „służebny”, bo takie słowo we współczesnym języku polskim nie występuje w formie osobowej (rola lub funkcja może być służebna, ale człowiek – nie), a więc służący, jak sama nazwa wskazuje, jest od wykonywania poleceń, a nie od rządzenia i decydowania. Ma robić to, co mu się zleci i to w wyznaczony sposób. Służącego rozlicza się z wykonanej pracy.
 
Większą część życia spędziłem napędzany jedynie własnymi popędami, zachciankami i fantazjami. Ot, typowy alkoholik – egocentryk i egoista. Moje JA CHCĘ było najważniejsze. A tu nagle okazuje się, że muszę wykonywać pewne prace i to w określony sposób – owszem, mogę zaproponować pewne rozwiązania, ale to nie ja sam podejmuję ostateczne decyzje. Muszę składać z tej pracy sprawozdania i wyjaśnienia, a kiedy tylko ktokolwiek podczas spotkania Intergrupy zechce mnie o coś zapytać, czy coś mi zarzucić, mam wytłumaczyć swoje postępowanie i ewentualnie skorygować je na przyszłość. 
Mam się wreszcie dostosować do większości, a nie nią rządzić!
 
Pamiętam, że kiedyś mocno byłem rozczarowany i zawiedziony błahością spraw omawianych podczas spotkań Intergrupy czy Regionu. Tam nie zapadały decyzje o losach świata, a zebrani dyskutowali namiętnie o jakichś „duperelach” – jak je nazywałem. Z czasem zdałem sobie sprawę, że nie waga spraw ma tu decydujące znaczenie, ale to, jak ja się potrafię dostosować do konieczności współpracy z innymi i podporządkowania się woli większości. Służba, była i jest, moją szkołą życia. Jest też czasem i miejscem, w którym program Wspólnoty AA ma szansę mnie zmienić, uzdrowić moje chore ego.
 
Pełniąc służbę poza grupą, zaczynam mieć pojęcie, jak działa Wspólnota Anonimowych Alkoholików, staję się jej członkiem i pełnoprawnym uczestnikiem, a nie tylko „konsumentem”, który po zakończeniu mityngu AA wychodzi nie troszcząc się o całą resztę, zadowolony, bo sobie „naładował akumulatory”.
 
Może wydawać się to dziwne, ale służba w strukturach AA ma dość istotny wpływ na całą resztę mojego życia, a zwłaszcza na poziom satysfakcji i zadowolenia. Dobrze jest czuć się i być potrzebnym, dobrze jest robić coś wartościowego dla siebie i innych, dobrze być czasem bezinteresownym, dobrze jest mieć poczucie wspólnoty i przynależności. Dobrze jest nareszcie znaleźć swoje miejsce w życiu…





Dużo więcej w moich książkach


2 komentarze:

  1. W chwilach zwątpienia dobrze jest przeczytać coś mądrego.
    Pozdrawiam - Stokrotek

    OdpowiedzUsuń