piątek, 19 lutego 2010

Krok 2 Programu 12 Kroków

Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.
(ang. Came to believe that a Power greater than ourselves could restore us to sanity.)

Jak rozumiem Krok 2 Programu 12 Kroków AA?

Moim zdaniem występuje tu poważny problem z tłumaczeniem. Angielskie sanity, owszem, oznacza zdrowie, ale nie jakiekolwiek zdrowie, ani nie zdrowie w ogóle, ale dokładnie, konkretnie i jednoznacznie – zdrowie psychiczne. Krok Drugi nie mówi o tym, że alkoholicy mają szansę na całkowite wyleczenie, a tym samym możliwość powrotu do bezproblemowego picia towarzyskiego. Jeśli alkoholizm jest chorobą ciała, duszy i umysłu, to dzięki Programowi AA uzdrowione mogą zostać dwa ostatnie elementy. W chwili obecnej o wyleczeniu ciała nie ma w ogóle mowy. Jeśli chodzi o ciało (organizm) alkoholizm jest chorobą trwałą.
Tak więc: uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie psychiczne, zdrowy rozsądek. Nadal, i do końca życia, pozostaniemy alkoholikami, natomiast nie musimy być alkoholikami opanowanymi obsesją picia. Nasze życie nie musi być zależne od wynaturzonych instynktów oraz wad charakteru, nad którymi wyraźnie utraciliśmy kontrolę podobnie, jak nad alkoholem. Jeżeli gdziekolwiek piszę o wyzdrowieniu z alkoholizmu, to taki właśnie rodzaj zdrowia mam na myśli.
Mam też nadzieję, że tłumaczenie tekstu Drugiego Kroku wkrótce zostanie poprawione.
 
Kolejny problem. Istnieje duże prawdopodobieństwo i zagrożenie, że wielu alkoholików-nowicjuszy, którzy kilka, a choćby i kilkanaście razy wysłuchali tekstu Drugiego Kroku oraz paru przypadkowych wypowiedzi na ten temat podczas mityngów AA uzna, że Krok ten nakłania ich do uwierzenia w jakiegoś Boga, a także sugeruje udział w obrzędach religijnych – zwłaszcza, jeśli we Wspólnocie chcą pozostać i w pełni skorzystać z Programu Dwunastu Kroków. Sam miałem takie wątpliwości w pierwszych dniach i tygodniach w AA, a o podobnych rozterkach słyszałem wielokrotnie na mityngach, czy od znajomych. Tak, jest to zagrożenie jak najbardziej realne, a dla agnostyków, ateistów i wielu innych, wyjątkowo niebezpieczne. W naszej książce „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” (strona 28) napisano: „Po pierwsze, Anonimowi Alkoholicy nie wymagają od ciebie, żebyś w cokolwiek wierzył”, a ja, od siebie, dodam jeszcze zdanie, które powtarzam do znudzenia przy każdej okazji, albo i bez okazji: Program Wspólnoty AA jest programem duchowym, a nie religijnym, czy – tym bardziej – magicznym.
 
W Kroku Drugim Programu Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików mowa jest o Sile Większej (w angielskim oryginale o Sile większej). Kim, czym, w takim razie jest ta Siła? Nieumiejętne próby wyjaśnienia, tej kwestii i odpowiedź, że Silą Większą może być dla alkoholika właściwie cokolwiek, spowodowały lawinę zupełnie bezsensownych sugestii dotyczących wiary w klamki, nogi od krzesła i inne podobne bzdury. Anonimowi Alkoholicy nie narzucają nikomu, ani nie definiują za nikogo jego Siły Większej (większej). Tym niemniej wydaje się, że powinna ona spełniać minimum dwa podstawowe i niezbędne warunki: ma być dla konkretnego alkoholika siłą przyjazną, a przynajmniej nie wrogą, ma także dysponować mocą, możliwością, zrobienia dla alkoholika tego, czego on sam dla siebie zrobić nie jest w stanie. Możliwości swojej Siły Większej żaden alkoholik nie musi tłumaczyć, wyjaśniać, czy udowadniać – wystarczy, że w nią wierzy, ufa jej, jest przekonany o jej realnym – choć niekoniecznie materialnym – istnieniu. Siłą Większą, w rozumieniu Kroku Drugiego, nie musi być taki czy inny Bóg. Może być, faktycznie, ale nie musi. Kiedy mowa jest o „Sile większej”, to w widoczny sposób nacisk kładzie się na „Siłę”, jakąś „Siłę”, która tylko będzie większa od mojej własnej, osobistej. Nie musi być ona… nadprzyrodzona.
 
Przykład uproszczony do granic możliwości: nie potrafię naprawić sobie telefonu. Albo komputera. Albo zegarka. Zwracam się w tej sytuacji do specjalisty, do którego mam zaufanie i powierzam mu swój sprzęt. W tym momencie, i w określonym zakresie, taki profesjonalista dysponuje siłą większą niż moja własna i może dla mnie zrobić to, czego ja sam nie potrafię. A jego chęć pomocy i starania zapewniam sobie za pieniądze. Tak samo przedstawia się sprawa z moim zdrowiem i lekarzami; w przypadku choroby alkoholowej i poradni odwykowej, ale też i innych chorób i dolegliwości.
Kiedy już dokładnie wszystkie moje własne sposoby, techniki i metody, jakie wymyślałem latami na picie bez tragicznych tego konsekwencji zawiodły, szukałem, znalazłem i zwróciłem się do kogoś, kto – jak wierzyłem – dysponował pomysłem na takie, albo inne rozwiązanie mojego problemu. Miałem także nadzieję, że zechce udzielić mi pomocy. I nie potrzeba było nic więcej. Gdybym kompletnie nie wierzył, gdybym był całkowicie pewien, że w AA, lub w poradni, nie mogą mi pomóc w żaden sposób, to przecież bym tam nie poszedł, bo i po co? Czasem takie właśnie minimum wiary, iskierka nadziei, decyduje o życiu.
 
Na pewno wielu z nas, alkoholików, szukało we Wspólnocie AA pomocy samodzielnie (choć przyznaję, że dosyć często obserwowałem, jak ocena tej samodzielności ulega z czasem znaczącym zmianom), bez jakichś bezpośrednich form nacisku, czy presji z zewnątrz. Motywem mógł być na przykład zwykły lęk o własne życie i zdrowie, a może po prostu brak wewnętrznej zgody na dalsze ponoszenie dotkliwych konsekwencji uzależnionego picia. Inni jednak przychodzili na swój pierwszy mityng AA, albo do poradni odwykowej, zupełnie bez przekonania, sterroryzowani po prostu przez członka rodziny, pracodawcę, albo nawet sąd, pod realną groźbą rozwodu, wyrzucenia z domu, zwolnienia z pracy, odwieszenia wyroku.
Ale alkoholicy, którzy trafili do AA pod przymusem – „żona mnie zmusiła, powiedziała, że jak nie pójdę, to rozwód”, „szef oznajmił, że jak nie zacznę się leczyć, to mnie wywali” – też mają spore szanse. Wielu moich znajomych opowiadało, że w taki właśnie, albo podobny, sposób, znaleźli się na swoim pierwszym mityngu AA. Ja sam przyszedłem do Wspólnoty, bo tak mi kazała terapeutka, a żeby trafić do niej, „musiałem” przez picie stracić pracę. Tak więc też byłem do pewnego stopnia „przymusowy”. Wprawdzie mogłem wcześniej słyszeć, czytać, albo wyobrażać sobie na temat Anonimowych Alkoholików rozmaite rzeczy, ale teraz realnie siedziałem wśród ludzi, którzy nie pili od wielu miesięcy, a nawet lat. W tym początkowym momencie nie wiedziałem oczywiście, jak oni to zrobili, ale najwidoczniej mieli, jakiś skuteczny sposób. Nie miałem wtedy pojęcia, jak to działa, czy ci ludzie wokół mnie mają jakąś specjalną wiedzę, umiejętności, doświadczenie, czy siłę, ale ważne, że działało i oni byli jawnym tego dowodem. A jeśli działało w ich przypadku, to była szansa, że podziała i na mnie. Uznałem, że mogę zaryzykować, nic przecież nie miałem do stracenia. I tyle wiary – „jeśli oni, to może i ja też” – wówczas wystarczyło. W moim przekonaniu, na samym początku, w zupełności wystarcza nadal.
 
Nic, absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie, by alkoholik, zwłaszcza w pierwszym okresie abstynencji, uznał za swoją Siłę wyższą Wspólnotę AA, albo nawet konkretną grupę, czy służbę zdrowia (poradnię odwykową). Nikt mu nie każe się do nich modlić! Wystarczy, że przestanie się upierać, że on siebie zna, a więc najlepiej wie, co jest dla niego dobre i uwierzy, że inni ludzie (alkoholicy w AA, terapeuci), mogą mieć dla niego skuteczne rozwiązania i pomysły, które by jemu samemu nie przyszłyby do głowy. Przecież tylko szaleniec upierałby się, że na temat leczenia uzależnień wie więcej niż światowa służba zdrowia, albo, że jego osobiste, „pijackie” doświadczenia są więcej warte od doświadczeń setek tysięcy alkoholików, którzy we Wspólnocie AA wytrzeźwieli i skutecznie trzeźwieją od siedemdziesięciu pięciu lat.
Kiedy nie miałem żadnego już pomysłu na swoje życie, uwierzyłem, że w AA lub poradni powiedzą mi, co mam robić, żeby wreszcie się nauczyć żyć obok alkoholu, bez alkoholu. To wszystko…
 
Jestem całkowicie przekonany, że dla alkoholika w początkowym okresie zdrowienia, takie podejście do rzeczy najzupełniej wystarczy. Na porządkowanie relacji z Bogiem, kościołem i duchowieństwem, na udział w liturgii i właściwe do niej nastawienie, przyjdzie jeszcze odpowiedni czas. Spokojnie! To nie musi być już dzisiaj. Najpierw rzeczy najważniejsze, a w tym momencie najważniejsza jest abstynencja i nieodrzucanie Programu AA zanim jeszcze miał on szansę zacząć działać.
 
Koncentrowałem się dotąd na alkoholikach, którzy trafiając do AA, swoje relacje z Bogiem (takim, lub innym) mieli, delikatnie mówiąc, mocno pokomplikowane, albo uważali się za ateistów. Sam do takich należałem, a na podstawie setek mityngowych opowieści przekonałem się, że tego typu problemy są wśród uzależnionych bardzo częste. Właściwie znam tylko kilka osób, które twierdzą, że przez cały czas destrukcyjnego picia, ani na chwilę nie utraciły łaski wiary, to jest dobrego kontaktu z Bogiem i pełnej ufności w Jego opiekę. Wielu alkoholików wierzących uważa, że w pewnym momencie Bóg ich zawiódł – prosili Go o trzeźwość, ale jej nie otrzymali. Jest to chyba najbardziej typowy kryzys wiary wśród chorych na alkoholizm. Moim podopiecznym, którzy w takiej sytuacji się właśnie znaleźli, opowiadam zwykle kawał o powodzi.
W 1997, a także 2010 roku region, w którym mieszkam, dotknęła klęska powodzi. Pojawiło się w tym czasie wiele dowcipów, ale tylko jeden z nich we Wspólnocie AA przydaje mi się do dziś:
 
Powódź. Woda zalewa wiejską chałupę. Do gospodarza podpływają kajakiem sąsiedzi i proponują, że go ze sobą wezmą. Gospodarz odmawia, twierdzi, że wierzy w Boga, więc Bóg na pewno go uratuje. Woda się podnosi, gospodarz jest zmuszony wdrapać się na strych. Do okienka, przez które wygląda, podpływa ponton z ratownikami, namawiają go na ewakuację, przekonują, że sytuacja jest krytyczna i zagraża życiu. Gospodarz odmawia, on wierzy w Boga i jest przekonany, że Bóg go uratuje. Woda dalej się podnosi, gospodarz wchodzi na dach, wreszcie musi wdrapać się na komin. Ratownicy przylatują po niego helikopterem, ale on znów odmawia przyjęcia pomocy, nie ma żadnych wątpliwości, że uratuje go Bóg, w którego tak głęboko wierzy. Woda się podnosi – gospodarz ginie, topi się. Ze względu na swoją niezłomną wiarę, gospodarz trafia do nieba, a kiedy staje przed Panem Bogiem, z goryczą robi Mu wymówki: ja w Ciebie tak wierzyłem, tak Ci ufałem, byłem najlepszym katolikiem we wsi, nie grzeszyłem, na mszę chodziłem, biednych wspierałem – dlaczego mi to zrobiłeś, czemu mnie nie uratowałeś??? I odpowiedział Bóg gospodarzowi: w związku z twoją wiarą i wyjątkowo przykładnym życiem starałem się cię uratować. To ja wysłałem do ciebie sąsiadów w kajaku, ratowników w pontonie i w helikopterze – czemuś durniu z tej pomocy nie skorzystał?!
 
No, cóż… nawet arcybiskup, gdy boli go ząb, idzie do dentysty, a nie do kaplicy. A na drodze alkoholika jest Wspólnota Anonimowych Alkoholików. Zamiast upierać się, że ja sam sobie poradzę, że przecież ja sam wiem najlepiej, czego mi trzeba, wystarczy ze Wspólnoty, jej propozycji i doświadczeń po prostu skorzystać.
 
Powtórzę raz jeszcze: Program zdrowienia Anonimowych Alkoholików nie jest programem religijnym, a Wspólnota AA nikogo nie zmusza do uwierzenia w Boga (takiego, lub innego), ani do brania udziału w obrządkach religijnych jakiegokolwiek wyznania. Rzecz jasna, także nie zabrania. Jeśli nawet podczas mityngu AA, któryś z uczestników tego spotkania, mówi z wielkim przekonaniem i pasją o swojej wierze, nawróceniu, Bogu i pomocy, jaką dzięki temu uzyskał, to nadal i wciąż są to tylko jego własne, osobiste doświadczenia, przeżycia i poglądy – nic więcej.
 
W AA często usłyszeć można uproszczoną wersję trzech pierwszych Kroków:
Krok Pierwszy – ja nie mogę.
Krok Drugi – ktoś może.
Krok Trzeci – ja mu na to pozwolę.
 
Jak widać, Krok Drugi Programu Dwunastu Kroków nie wymaga od alkoholika nic więcej, jak tylko uznanie, że istnieje, a przynajmniej może istnieć ktoś, lub coś, kto może dla niego zrobić więcej niż on sam jest w stanie zrobić dla siebie.
 
Mityngi AA często rozpoczynają się, lub kończą, „Modlitwą o pogodę ducha”, a dokładniej jej fragmentem. Jest to tradycyjna forma powitania uczestników takiego spotkania, a sama modlitwa nie jest katolicka. Fragment, o który chodzi brzmi tak:
„Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego”.
 
Bywa, że prowadzący spotkanie AA, przed przywitaniem się modlitwą z uczestnikami, zwraca uwagę, że występuje w niej słowo „Bóg”, a jeśli ono komuś przeszkadza, może go nie używać, lub zastąpić innym. Jeśli nawet wszyscy obecni są prowadzącemu dobrze znani i jest on przekonany, że są to ludzie wierzący (oj, ostrożnie, można się tu bardzo pomylić!), to taki komunikat jest jednoznacznym sygnałem: na tej grupie znamy, szanujemy i przestrzegamy zasad Wspólnoty AA, choćby tylko tych najbardziej podstawowych, zawartych w Preambule AA, tekście, który w kilku zdaniach wyjaśnia, kim jesteśmy:

Anonimowi Alkoholicy są wspólnotą mężczyzn i kobiet, którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązać swój wspólny problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu. Jedynym warunkiem uczestnictwa we wspólnocie jest chęć zaprzestania picia. Nie ma w AA żadnych składek ani opłat, jesteśmy samowystarczalni poprzez własne dobrowolne datki. Wspólnota AA nie jest związana z żadną sektą, wyznaniem, działalnością polityczną, organizacją czy instytucją. Nie angażuje się w żadne publiczne polemiki. Nie popiera ani nie zwalcza żadnych poglądów. Naszym podstawowym celem jest trwać w trzeźwości i pomagać innym alkoholikom w jej osiągnięciu.
 
Na koniec ciekawostka dla dociekliwych.
Ostatni okres twórczości (od 1879 roku) Lew Tołstoj, autor „Anny Kareniny”, rozpoczął moralistyczną rozprawą pod tytułem „Spowiedź”. Tekstem tym, a także innymi, quasi-teologicznymi, jak „Cerkiew i państwo”, „Czym jest religia i na czym polega jej istota”, czy słynna „Moja wiara”, zafascynowany był William James, amerykański filozof i psycholog. Pod bardzo dużym wpływem prac Williama Jamesa był Bill W., współzałożyciel Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Podczas lektury „Spowiedzi” można odnaleźć ślady tych przekonań, które w konsekwencji zaowocowały dość uniwersalną koncepcją Siły Wyższej (wyższej) pojawiającą się w Programie Dwunastu Kroków oraz w wielu innych tekstach AA.
 





Więcej w książkach, a zwłaszcza w „12 Kroków od dna. Sponsorowanie”.




1 komentarz:

  1. Świetnie napisany. Zupełnie inaczej gdzie większość artykułów. Przykłady rewelacja. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń