wtorek, 20 lipca 2010

Mityng informacyjny czyli...

Mityng informacyjny? Po prostu spotkanie informacyjne dla grupy ludzi zupełnie z zewnątrz, takich, co to jak dotąd nie mieli żadnego kontaktu i związków z AA. Trzeba było przygotować krótkie wystąpienie, informację dla nich. I tak się złożyło, że padło na mnie, że niby ja zrobię to najlepiej. Akurat!
Przyjaciele, którzy w dobrej wierze powierzyli mi to zadanie, nie brali chyba pod uwagę, że taki „kozak” to ja mogę być wśród alkoholików, wśród ludzi, których znam, lubię, rozumiem, nawet jeśli czasem nie akceptuję niektórych postaw czy zachowań. Czasami ja tu sobie kpię z kogoś lub czegoś, innym razem ktoś „obrabia tyłek” mnie, ale jednak cały czas tu właśnie czuję się bezpiecznie, bo stale, nadal i wciąż jestem wśród swoich. Ale tym razem trzeba będzie opuścić bezpieczne środowisko. 
Kilka razy miałem ochotę zrezygnować, wycofać się z tego przedsięwzięcia, przyznać kolegom wprost, że ja zwyczajnie i po prostu się boję, że sobie z tym zadaniem nie poradzę. Wydaje mi się, że jedyne, co mnie powstrzymało przed ucieczką, to duma i wstyd.

Mityng informacyjny, czyli prawda o Wspólnocie AA
 
Wreszcie nadszedł ten wielki dzień. Na miejsce spotkania powlokłem się na drżących nogach. Nerwowo powtarzałem w myślach wystąpienie, prelekcję, którą sobie na tą okoliczność przygotowałem; sto razy sprawdzałem, czy w kieszeniach mam ściągi z ciekawymi danymi statystycznymi i modliłem się, żeby nikt nie przyszedł. Ale przyszli, sala była pełna.
 
Zaczęło się źle. Osoba prowadząca to spotkanie zapowiedziała mnie, jako reprezentanta Wspólnoty AA, która to Wspólnota dysponuje ciekawą metodą leczenia choroby alkoholowej. Wyjaśniłem jakoś, że nie jestem reprezentantem AA, jestem tylko jednym z tysięcy alkoholików, którzy nie piją od wielu lat i w dużej mierze (choć nie tylko) zawdzięczają to Anonimowym Alkoholikom. Dodałem też, że Wspólnota nie zajmuje się leczeniem alkoholizmu i nie dysponuje żadnym medycznym programem do tego celu. Tu przypomniałem tekst Preambuły, kładąc szczególny nacisk na zdanie: „Naszym podstawowym celem jest trwać w trzeźwości i pomagać innym alkoholikom w jej osiągnięciu”.
I kiedy wydawało mi się, że dalej pójdzie już gładko, okazało się, że zapomniałem dokładnie wszystko to, co z takim trudem sobie wcześniej przygotowałem.
 
Krępująca cisza przedłużała się nieznośnie, mnie paraliżowała trema i miałem pustkę w głowie, zebrani zaczynali się nerwowo kręcić. Wreszcie desperackim rzutem na taśmę wymyśliłem…
 
– To ja państwu opowiem o spotkaniach Anonimowych Alkoholików, zwanych z angielska mityngami – uchwyciłem się tematu, który znam, który jest dla mnie codziennością – w naszym mieście na takie spotkania przychodzi najczęściej kilkanaście osób. Mityng trwa dwie godziny, z krótką przerwą po pierwszej z nich. Na początku czytamy zwykle parę fragmentów z książki pod tytułem „Anonimowi Alkoholicy”. Później uczestnicy wypowiadają się na różne tematy. Zabieranie głosu nie jest obowiązkowe.
– O czym mówimy na mityngach? – zaczynałem się rozkręcać – o wszystkim, o życiu; ktoś opowiada na przykład, jak załatwił w urzędzie drobną w sumie sprawę. Państwo się dziwicie? – spytałem, widząc na twarzach słuchaczy niepewne uśmiechy – rozumiem, jednak postarajcie się zrozumieć i wy, że ten ktoś załatwiał tę sprawę pierwszy raz w życiu nie będąc po wpływem alkoholu. Robienie czegokolwiek po raz pierwszy w życiu, albo w zupełnie odmiennych warunkach, zawsze jest trudne i stresujące, właściwie dla każdego, więc on tu przyszedł opowiedzieć, jak mu poszło, pochwalić się, że dał sobie radę. Może ktoś pamięta jeszcze, jak się czuł siadając po raz pierwszy za kierownicą samochodu? Ano, właśnie…
 
– Ktoś inny mówi o tym, że nie pije już pół roku i relacjonuje, co konkretnie robi każdego dnia, żeby nie napić się dzisiaj. Sporo wypowiedzi dotyczy też realizacji określonego Kroku AA, wdrażania go w życie, także pracy ze sponsorem, czy pełnionych we Wspólnocie służb, ale do tego za chwilę wrócę – dodałem szybko, widząc dezorientację słuchaczy – teraz skończę tylko temat mityngów AA. Takie spotkania często, choć nie jest to regułą, rozpoczynamy i kończymy „Modlitwą o pogodę ducha”, która nie jest modlitwą katolicką i ma znaczenie raczej tradycyjne, niż religijne. Mniej więcej w połowie spotkania do kapelusza zbierane są dobrowolne datki; daje ten, kto ma, kto może, kto chce i ile chce. Anonimowi Alkoholicy nie powinni przyjmować żadnych dotacji z zewnątrz i swoje wydatki opłacać samodzielnie. 
 
– To co z tym sponsorowaniem? – rozległo się pytanie z sali – samodzielność finansowa i sponsoring?
 
To było do przewidzenia, tematy dotyczące pieniędzy zwykle wydają się bardzo interesujące i ważne i zawsze znajdzie się ktoś, kto podejrzewa jakieś finansowe sztuczki, machloje i przekręty.
Ale o sponsorze i sponsorowaniu w AA oraz o Siódmej Tradycji to ja mogę gadać godzinami, więc tu wybrnąłem dość gładko, kończąc wyjaśnienia w ten sposób:
 
– Swoja opowieść o AA zacząłem od mityngów. Przede wszystkim dlatego, że jest to element najlepiej chyba znany nie alkoholikom. Na naszych spotkaniach często można usłyszeć zdanie: „Nadzieją dla osób uzależnionych i siła Wspólnoty jest Program AA”. W pewnym uproszczeniu to te 12 Kroków, które państwo widzicie na ścianie za mną – przyniosłem ze sobą i powiesiłem planszę z Krokami; to był dobry pomysł – mogą się one wydawać banalnie proste, ale nasze doświadczenia wykazują, że ich praktyczne wdrażanie, realizacja we własnym życiu, a nawet zrozumienie, łatwe są tylko pozornie. Sponsor, to jest alkoholik z dłuższym stażem abstynencji i bagażem własnych doświadczeń, pomaga podopiecznym ten właśnie Program zrozumieć i realizować. Podczas mityngów nie ma w zasadzie takiej możliwości, albo też cała ta „operacja” przeciągałaby się na bardzo długie lata.
 
– Wreszcie służby w AA – powoli zmierzałem do końca – żeby Wspólnota mogła działać skutecznie i w sposób dobrze zorganizowany, potrzebna jest praca wielu ludzi. W przeważającej większości wypadków wykonują ją alkoholicy, nie otrzymując za to żadnego wynagrodzenia. Spłacają w ten sposób swoisty dług moralny wobec Wspólnoty, ale przede wszystkim uczą się nowych zachowań, porozumiewania się, współdziałania, współpracy. Dla wielu z nas to też jest postawa nowa i… trudna.
 
Na tym w zasadzie skończyłem i już miałem odetchnąć z ulgą (przeżyłem!), kiedy okazało się, że ktoś chce zadać pytanie: 
– Wszystko, co pan nam tu opowiadał jest takie idealne, że aż trudno uwierzyć, a przecież to w końcu tylko alkoholicy?!
 
Trochę mnie zmroziło to „tylko”, ale pomyślałem sobie, że sam dla siebie to ja mogę być Bóg wie kim, jednak dla niego jestem zwykłym pijaczyną i… nie mogę mieć o to do niego jakichś pretensji, to jego przekonania, a ja nie przyszedłem tu z niczyimi przekonaniami walczyć. Poza tym… miał chyba trochę racji, tak więc odpowiedziałem… 
– Wspólnota AA nie jest idealna, tak jak nie są idealni jej członkowie. Nie miałem czasu opowiedzieć dziś państwu o historii AA, ale składa się ona głównie ze złych wyborów, błędnych decyzji i wszelkiego typu pomyłek. Jednak to, co mnie zdumiewa i może nawet urzeka od kilkunastu lat – kontynuowałem – to zdolność Wspólnoty AA i jej członków do wyciągania wniosków z pomyłek i uczenia się na własnych błędach. Nadal jest ich dużo, to fakt, ale ważne jest to, że ich nie powtarzamy w nieskończoność, że nieustannie uczymy się i doskonalimy. Powiem wprost, że z tego jestem nawet dumny.
 
Później zadano mi jeszcze kilka pytań, z którymi poradziłem sobie bez większych problemów, ale takie najbardziej wredne pewna pani w średnim wieku zostawiła sobie na koniec.
– A dlaczego pan tu przyszedł? Tak w ogóle, to po co? Czy wy, alkoholicy, nie możecie siedzieć cicho w tych swoich grupach czy klubach i tam zajmować się swoimi sprawami?
Nie chcąc wyjść na nawiedzonego, kaznodzieję głoszącego jakieś prawdy objawione, nie mówiłem nic o posłaniu AA, obawiając się, że posłanie może im się pomylić z posłannictwem, a nie był to chyba dobry moment na wyjaśnianie różnic pomiędzy nimi. Odpowiedziałem krótko…
 
– Alkoholicy to nie tylko ci, których spotykacie pod sklepami. Właściwie do przysłowiowego rynsztoka trafia tylko niewielu z nas. Większość przedtem umiera z powodu wypadków, śmiercią samobójczą, na zawał, wylew, albo na zapalenie trzustki; tak, na sławną marskość wątroby też. Alkoholicy są wśród was, ale często nawet o tym nie wiecie. Jeśli pewnego razu okaże się, że ma problem z alkoholem wasz brat, kuzyn, sąsiad, współpracownik, kolega, to chyba dobrze, jeśli będzie miał przy sobie kogoś, kto już coś wie o Wspólnocie AA, choćby to, że jest w naszym mieście, że to nie sekta, ani nie grupa modlitewna, że tu stale jest ktoś gotów pomóc, opowiedzieć co sam zrobił, żeby będąc alkoholikiem – żyć bez alkoholu.
Ale jest jeszcze coś – kontynuowałem – jest takie powiedzenie: grupa bez weteranów pozbawiona jest doświadczenia, grupa bez alkoholików ze średnią abstynencją pozbawiona jest stabilizacji, ale grupa bez nowicjuszy nie ma przed sobą przyszłości. Nie jesteśmy aż takimi altruistami, jak by się wydawało, bo pomagając innym, pomagamy też i sobie. Siedemdziesiąt pięć lat temu jeden ze współzałożycieli AA odkrył, że nic tak nie umacnia własnej trzeźwości, jak praca z innymi alkoholikami. I tak jest nadal.
 
Więcej pytań nie było, spotkanie zakończyło się w miłej i przyjaznej atmosferze. Kiedy pieszo wracałem do domu (dobrze mi się wtedy myśli), zastanawiałem się, czy tym ludziom powiedziałem prawdę o Wspólnocie AA? Zaraz jednak przyszło mi do głowy następne, dużo ważniejsze i poważniejsze pytanie: czy jest w ogóle jakaś prawda o AA? Bo może każdy z nas, Anonimowych Alkoholików, ma jakąś tam swoją własną prawdę o Wspólnocie, równie dobrą i prawdziwą, jak inne…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz