sobota, 16 kwietnia 2011

Sponsorowanie anonimowość

W ciszy i skupieniu siedzę i myślę. I kiedy tak samotnie siedzę i myślę, to prędzej czy później zawsze wymyślę, że dobrze myślę.

Warsztaty sponsorowania i anonimowość

9 kwietnia 2011 odbyły się w Opolu Czwarte Warsztaty Sponsorowania organizowane przez Intergrupę Śląska Opolskiego. W roku 2008 IŚO miała pieniędzy nieco więcej niż zwykle, więc wymyśliliśmy, że zorganizujemy warsztaty. Pomysły były różne: warsztaty Tradycji, warsztaty służb, sponsorowania, kolporterów, Kroków… wszystkie wydawały się dobre i potrzebne, bo właściwie kulało u nas prawie wszystko. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na warsztaty sponsorowania, bo uwierzyliśmy bardziej doświadczonym przyjaciołom, którzy twierdzili, że jeśli sponsorowanie jest na dobrym poziomie, to i ze służbami, Tradycjami, literaturą itd. też problemów nie będzie.  Mieli całkowitą rację. Teraz i my mamy takie doświadczenie, wynikające już z naszej własnej codziennej praktyki. A warsztaty sponsorowania stały się u nas tradycją. Ale ja nie o tym…
 
Podczas warsztatów, parę razy słyszeć można było relacje dotyczące spotkań podopiecznego z rodziną sponsora, z jego znajomymi, współpracownikami, krewnymi, przyjaciółmi i to spoza Wspólnoty AA.  Podczas poprzednich warsztatów, ten element też się pojawiał, ale ja czasem potrzebuję kilka razy coś usłyszeć, żeby faktycznie usłyszeć i zrozumieć. W przerwach, kątem oka widziałem rozemocjonowane twarze, a do uszu cisnęły się strzępy rozmów: dom… adres… anonimowość… wizytówka… nazwisko… złamana anonimowość… święta zasada AA – anonimowość… anonimowości… anonimowością… Może nie pierwszy raz w ogóle, ale chyba pierwszy w pełni świadomie, zdałem sobie sprawę, że anonimowość Anonimowych Alkoholików ma u nas jeszcze inne, może nawet drugie co do ważności zadanie*: zasada anonimowości chroni mnie i zabezpiecza przed weryfikacją przekonań na temat własnej trzeźwości.
 
AA - tajemniczy „sport”, uprawiany w zaciszu szczelnie zamkniętych sal mityngowych, w określonych,  ściśle kontrolowanych warunkach, regulowanych rozbudowanymi scenariuszami. Tam nikt nie ma prawa (!) zaburzyć mi dobrego nastroju i błogiego samozadowolenia z samego siebie jakimiś ocenami, krytyką, a nawet pytaniami, które mogłyby okazać się niewygodne i zepsuć mi humor.
Co usłyszałby kolega z AA od mojej byłej żony o moim życiu w pierwszych dwóch latach abstynencji? O tym trzeźwym życiu, o którym tak pięknie opowiadałem na mityngach? Ano, pewnie to, że jestem kawał bydlaka i s…syna i łatwiej było ze mną wytrzymać, gdy piłem.  Problem polegał na tym, że taki kontakt i rozmowa były wtedy zupełnie nierealne – nikt nie wiedział, gdzie mieszkam, jak się nazywam, a telefon komórkowy miałem przecież pod kontrolą. Opatrznie pojmowana zasada anonimowości skutecznie chroniła mnie przed taką konfrontacją i prawdą o sobie.
 
Serce waliło mi jak młotem, kiedy pierwszy raz mówiłem koledze, że ja nie gwarantuję, że moja była żona zechce z nim rozmawiać, ale jeśli on wyrazi chęć i życzenie, to ja ją o takie spotkanie poproszę.  Prawie tyle samo emocji kosztowało mnie pierwsze złożenie takiej deklaracji publicznie, wobec grupy osób, z których część widziałem pierwszy raz w życiu. Pierwsze wręczenie wizytówki z imieniem i nazwiskiem, to też był niezły horror.
 
Na samym początku, o mojej trzeźwości świadczą wyleczone zęby i fakt, że po dwudziestu pięciu latach palenia rozstałem się z papierosami, ale ostatecznie wszystko sprowadza się i ma sprowadzać do relacji, związków, kontaktów z innymi ludźmi. Tyle, że o to należy pytać tych ludzi, a nie mnie, bo ja, jak tak sobie siedzę i myślę, to prędzej czy później zawsze przecież wymyślę jakieś fantastyczne teorie na temat niebotycznego poziomu własnej trzeźwości. A na końcu jeszcze w te pobożne życzenia uwierzę.



 
--
* Pierwszym i najważniejszym zadaniem zasady anonimowości we Wspólnocie AA jest (tu oczywiście żartuję!) ukrywanie faktu, że jestem alkoholikiem, jakby wszyscy w moim otoczeniu nie zdawali sobie z tego sprawy i to lepiej niż ja sam, a więc kreowanie i pielęgnowanie iluzji na swój temat. 





Więcej w moich książkach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz