wtorek, 17 lipca 2012

Anonimowość anonimowa

Kolejna z opolskich grup AA zrezygnowała z podziału mityngów na otwarte i zamknięte, przez co, praktycznie rzecz biorąc, należy rozumieć, że otwarte są wszystkie. Wywołało to sporo wątpliwości i kontrowersji dotyczących anonimowości uczestników otwartych mityngów AA. Kiedy temat pojawił się na spotkaniu Intergrupy (i bardzo dobrze, bo to właśnie jest stosowny czas i miejsce na wymianę doświadczeń z przedstawicielami innych grup), w pierwszym momencie poczułem lekką irytację: Ileż lat można wałkować w kółko ten sam temat i udzielać tych samych odpowiedzi na stale te same pytania i wątpliwości?! Na szczęście nie trwało to długo i już po chwili byłem w stanie odpowiedzieć sam sobie, że nie ma sensu obrażać się na rzeczywistość, że trzeba po prostu robić swoje – dzielić się doświadczeniem, podpowiadać, pomagać zrozumieć, ale także stale weryfikować własne przekonania… choćby 77 razy.
 
Przede wszystkim wydaje się, że we Wspólnocie AA w Polsce nadal wielu przyjaciół myli anonimowość z tajemniczością, tajemnicami, sekretami. Jako alkoholik z pewnymi nawet pretensjami do trzeźwości uważam, że jeśli jakiegoś wyrażenia, zwrotu, określenia, nie jestem pewien, to zamiast wymyślać własne interpretacje, powinienem sprawdzić – w tym przypadku w słowniku czy encyklopedii. I tak według Wikipedii anonimowość to niemożność identyfikacji tożsamości jednostki pośród innych członków danej społeczności. Z kolei według internetowego Słownika Języka Polskiego PWN anonimowy to: 
1. «nieujawniający swego nazwiska lub nieznany z nazwiska» 
2. «taki, którego autor lub sprawca nie jest znany» 
3. «będący udziałem ludzi nieznanych lub niczym się niewyróżniających»
 
Załóżmy, że opowiem sąsiadce, że jakiś wysokiego szczebla pracownik pewnego urzędu uwikłany został w jakąś aferę korupcyjną. Czy w ten sposób złamałem anonimowość tego człowieka? Oczywiście – nie. Jakiś człowiek, w jakimś urzędzie… 
Załóżmy, że opowiem żonie, że jakiś alkoholik, na jakimś mityngu opowiedział o tym, jak zdradzał żonę. Czy w ten sposób złamałem anonimowość tego alkoholika? Oczywiście – nie. Jakiś alkoholik, na jakimś mityngu, gdzieś, kiedyś… Dopóki nie ujawniam żadnych informacji, które umożliwiłyby zidentyfikowanie określonej osoby, o naruszaniu zasady anonimowości nie ma w ogóle mowy (moim skromnym zdaniem).
Czy zdradziłem w ten sposób czyjąś tajemnicę, wydałem czyjś sekret? Możliwe, że tak, ale tylko możliwe, bo jeżeli nadal jest to sekret nie wiadomo kogo, nie wiadomo skąd… Ale tym to ja się będę przejmował, gdy wstąpię do wspólnoty tajnych alkoholików albo sekretnych alkoholików.
 
Jednak dokładne zrozumienie określenia anonimowość może tu być najmniej ważne. Na istotny element problemu anonimowości (także tajemniczości i sekretności) otwartych mityngów zwrócił uwagę kolega, mówiąc wprost, że gdyby – jako prowadzący, rzecznik, mandatariusz albo uczestnik mityngu – gwarantował komuś zachowanie anonimowości i tajemnicy wypowiedzi, na mityngach i po mityngach, otwartych czy zamkniętych, bez różnicy, to by po prostu kłamał, oszukiwał. 
Czasem powtarzam, za swoim sponsorem pewnie, że w AA jest tylko jeden alkoholik zobowiązany do przestrzegania zasad: ten, który sam tak postanowi. Bo pozostali zrobią, co zechcą. Prowadzący mityng AA może prosić zebranych o zachowanie anonimowości, może zwracać uwagę, że jest to fundamentalna zasada Anonimowych Alkoholików, ale warto uzmysłowić sobie i zrozumieć, że Wspólnota AA nie dysponuje żadnymi środkami pozwalającymi wymusić przestrzeganie tej zasady.
 
Tajemnice i sekrety wyciekają i będą wyciekały z mityngów AA – pewnie nawet częściej z zamkniętych, niż z otwartych, bo tych pierwszych jest więcej. Poza tym na otwartych uczestnicy bardziej się pilnują. I nie pomogą tu żadne apele, żadne regulaminy, przepisy, normy, zasady, karty, rozbudowane scenariusze… Realnego poczucia bezpieczeństwa na mityngach (jakichkolwiek) nie da się zbudować takimi metodami. To jest, z góry skazana na niepowodzenie, próba leczenia objawów zamiast choroby. Natomiast rozwiązanie jest proste, choć niestety nie łatwe, i sprowadza się do dwóch punktów:
a) nauczyć się i zacząć wreszcie żyć tak, żebyśmy o tym swoim życiu mogli bez strachu i wstydu opowiedzieć komukolwiek,
b) sprawy prywatne, osobiste, intymne, omawiać ze sponsorem albo przyjacielem z AA, a nie w grupie przypadkowych uczestników mityngu, nawet zamkniętego.
 
Od razu przypomina mi się tu spikerka Sydney z Oregonu (USA), która opowiadała, że po zetknięciu się z polskimi mityngami, nie mogła zrozumieć, czemu ludzie mówią o swoich bardzo osobistych sprawach podczas mityngów AA? I po co to robią? Przecież od tego w AA jest sponsorka! No, cóż… ona mogła nie rozumieć, ale ja dobrze jeszcze pamiętam, jak podczas zajęć psychoterapii odwykowej uczono mnie otwierania się wobec grupy osób, z których nie wszystkich znałem, nie wszystkich lubiłem, nie wszystkim ufałem…
 
Ostatecznie, jeśli zachowania tajemnicy wypowiedzi i anonimowości nie gwarantują ani mityngi otwarte, ani zamknięte, to po co robić te drugie? Zwłaszcza, że z doświadczeń grup (w Opolu są takie trzy czy cztery), których wszystkie spotkania są otwarte wynika, że Tradycję Piątą AA zdecydowanie skuteczniej realizuje grupa otwarta na szukających pomocy, czy dręczonych wątpliwościami, niż taka, która osoby niezdolne (może jeszcze) do autodiagnozy i nazywania siebie alkoholikami, wyprasza z mityngów zamkniętych, sugerując, by przyszły za dwa albo trzy tygodnie, na otwarty. A przecież chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że te tygodnie mogą oznaczać życie…
 
A kim jesteśmy my, żeby przypisywać sobie prawo odmowy wstępu komukolwiek potrzebującemu pomocy. 
/…/ 
Któż z nas odważy się powiedzieć: „nie, ty nie możesz wejść”, tym samym przypisując sobie funkcję sędziego, ławy przysięgłych, a może też i kata swego brata alkoholika? („Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość”, s. 132-3).
Deklaracja Odpowiedzialności, czyli apel Billa W. z Kongresu Trzydziestolecia AA (lipiec 1965) w Toronto: Gdy ktokolwiek, gdziekolwiek potrzebuje pomocy chcę, aby napotkał wyciągniętą ku niemu pomocną dłoń AA. I za to jestem odpowiedzialny
 
Czy jest to deklaracja tylko Billa W., czy może już też i moja?

2 komentarze:

  1. Świetny tekst! Chętnie wydrukowałabym w kilku egzemplarzach i wręczała zaciekłym obrońcom anonimowości do krwi ostatniej...

    OdpowiedzUsuń