środa, 27 marca 2013

Jestem alkoholikiem, czyli...

Alkoholik – przez ostatnich dziesięć lat używałem tego określenia zdecydowanie częściej niż nazwiska. „Jestem alkoholikiem” – co stwierdzenie to oznacza dla mnie dzisiaj? Jak zmieniało się to w czasie? Bo przecież nie zawsze było tak samo…

W dzieciństwie wydawało mi się, że alkoholik to taki bardziej zdegenerowany pijak, a pojęcie „nałóg” wiązałem głównie z papierosami (moja matka paliła nałogowo), jednak wiele uwagi temu zagadnieniu nie poświęcałem, bo i cóż mnie ono wtedy obchodziło?

Całe życie dużo czytałem, przez wiele lat byłem też zapalonym kinomanem, tak więc, jako starszy nastolatek i później, z alkoholizmem i alkoholikami zacząłem stykać się w książkach i filmach – pamiętam na przykład powieść „Pilot” Roberta Davisa i na jej podstawie nakręcony film z Cliffem Robertsonem, czy polski film „Nie będę cię kochać” Janusza Nasfetera. Doświadczenia te okazały się z czasem bardzo pomocne, oszczędziły mi wiele cierpień. Przyjaciele opowiadają czasem, jak rozpaczliwie walczyli z samym określeniem „alkoholik”, nie chcieli zgodzić się na to poniżające piętno i plugawe wyzwisko, a więc i na konsekwencje, które wynikają z uznania się za alkoholika,  czyli konieczność leczenia odwykowego i/lub uczestniczenia w spotkaniach AA. Ja wiedziałem już dawno, że alkoholizm to choroba, że to się leczy, że są jacyś Anonimowi Alkoholicy (wydawało mi się wtedy, że to coś w rodzaju klubu abstynenta). Dzięki temu szybciej gotów byłem się poddać, zaoszczędziłem sobie zapewne parę lat pijanego obłędu. Wtedy wydawało mi się jeszcze, że cały problem tkwi w alkoholu i jego nadużywaniu.

Świadkiem jakiegoś mojego pijackiego wyczynu była znajoma Al-anonka po terapiach.  Diagnozę postawiła mi bezbłędnie i pożyczyła książki na temat uzależnienia. Z jednej z nich  (Osiatyńskiego „Grzech czy choroba”?) dowiedziałem się, że problemem alkoholika nie jest alkohol, że chyba chodzi tu jednak o coś więcej, o coś jeszcze. W tym czasie była to  wiedza, z której nic dla mnie nie wynikało, której nie potrafiłem wykorzystać jednak, jak widać, informację tę zapamiętałem. Choć piłem jeszcze ze trzy-cztery lata, w końcu mi się ona przydała, okazała się pomocna.

Znalezienie odpowiedzi na pytanie: jeśli nie alkohol, to co w takim razie jest moim, jako alkoholika,  głównym problemem? - zajęło mi wiele lat. Nie pomogła w tym psychoterapia odwykowa, nie pomogła mityngowa „liturgia słowa” (problemy i radości i ceremonialnie odczytywane długaśne teksty zawarte w scenariuszach). Pomógł Program AA i literatura Wspólnoty – w głównej mierze, bo oczywiście także sponsorzy, różne warsztaty, pierwsi podopieczni, a nawet przypadkowe (czyżby?) mityngowe wypowiedzi.

Czwarty i Piąty Krok realizowałem kilka razy – z powodów, które w tym momencie nie są ważne – z różnymi ludźmi, w różnych miejscach, w różny sposób. Za pierwszym razem odkryłem, że istotę moich błędów stanowi głównie egocentryzm i egoizm. Nie zaskoczyło mnie to jakoś, bo przecież w WK wyraźnie napisano: Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie!…  To właśnie jest, jak sądzimy, zasadnicze źródło naszych kłopotów. Jednak za drugim razem zorientowałem się, że jest tu jeszcze głębsze dno, bo ten egocentryzm i egoizm wynikał ze strachu i lęku. Kiedy w 12x12 przeczytałem: Głównym motorem naszych wad był samolubny lęk, że możemy utracić coś co już posiadamy, albo że nie uda nam się zdobyć czegoś, czego pragniemy – wiedziałem już, że to ja, że to o mnie, że o to właśnie chodzi: kradłem przedmioty, rzeczy, bo bałem się, że nie będę miał tego, na co mam ochotę, czego potrzebuję i starałem się zniewolić ludzi z lęku przed odrzuceniem.

Znowu minąć musiały lata, zanim zadałem sobie kolejne niewygodne pytanie: dlaczego się bałem? Właśnie tak! Dlaczego się bałem, a nie czego się bałem, bo czego się bałem, to przecież już wiedziałem. Czyli po prostu: skąd wziął mi się ten strach czy też lęk?
Nie jestem socjopatą, nie wychowałem się w pustyni i w puszczy, gdzie dobry uczynek to jak Kali komuś ukraść krowy. Wiedziałem i zdawałem sobie sprawę, że cudzołóstwo, kłamstwo, kradzież, są to zachowania i postępowanie moralnie naganne, ale… Ale ilekroć musieliśmy wybierać między charakterem a przyjemnością, troska o szlachetność charakteru ginęła w pogoni za urojonym szczęściem (12x12). Cóż z tego, że miałem jakieś zasady, jeśli permanentnie brakowało mi siły, by żyć zgodnie z nimi. Jaka była geneza mojego strachu i lęku? Wreszcie zrozumiałem, że strach (lęk, obawa, panika itp.) wynika ze słabości, z braku siły. Boją się słabi i bezsilni. Głównym naszym problemem okazał się kompletny brak siły duchowej (WK).
Czyli: najbardziej rzucające się w oczy spektakularne picie – niżej egoizm i egocentryzm – jeszcze niżej strach – na samym dole to, co najważniejsze… brak siły duchowej. Tak wygląda to w ujęciu graficznym:




Opisane na dwóch kartkach wydaje się to proste, ale w rzeczywistości zajęło mi całe lata. Jednak chyba nawet nie to jest najbardziej irytujące, ale fakt, że odpowiedzi na wszystkie pytania i wątpliwości i rozwiązanie problemu alkoholizmu miałem cały czas pod nosem, w dwóch książkach. Koziołek Matołek też musiał biedaczysko po szerokim szukać świecie tego, co jest bardzo blisko, tylko dlaczego, na jakiej podstawie wydawało mi się, że jestem od niego bardziej roztropny?

Jestem alkoholikiem – rozumiem już, że alkohol nie był głównym problemem w moim życiu (Alkohol jest bowiem tylko symptomem naszej choroby. Musieliśmy zatem dotrzeć do jej istotnych przyczyn i warunków, które sprzyjały jej rozwojowiWK). Moje problemy ujawniały się i potęgowały właśnie wtedy, kiedy przestawałem pić. A tak! Bo kiedy piłem, byłem po prostu pijany. To właśnie podczas przerw w piciu podejmowałem decyzje o… następnym piciu i to pomimo koszmarnych konsekwencji poprzedniego (także wiele innych, równie absurdalnych). Dlatego sądzimy, że człowiek, który uważa iż tylko wystarczy nie pić nie przemyślał wszystkiego (WK). Do czasu alkohol nie tylko nie był problemem – był nawet rozwiązaniem. Żyjąc pod presją wiecznie niezaspokojonych wymagań, pozostawaliśmy w stanie chronicznego rozdrażnienia i rozczarowań (12x12) – w tych stanach alkohol przynosił ulgę. „Terror szybkiej ulgi” (znakomity tytuł Miki Dunin – do dziś nie mogę jej wybaczyć, że to nie ja go wymyśliłem) – właśnie tak! Szybkiej ulgi, która skutecznie niweczy każdą szansę na długofalowe efekty.

Anonimowi Alkoholicy… rozwiązali problem alkoholizmu (WK). To rozwiązanie zapewne usłyszeć można na każdym mityngu AA, bo zawarte jest w Drugim Kroku. Koniecznością dla nas stało się znalezienie takiej siły, z pomocą której moglibyśmy żyć. Musiała to być SIŁA POTĘŻNIEJSZA NIŻ NASZA WŁASNA – WK.

Być może tu właśnie należy szukać źródeł popularności grupy „Wsparcie”, zorientowanej głównie na nowicjuszy i początkujących, której mityngowe tematy nie wychodzą poza problematykę pierwszych trzech Kroków (Krok 1 – precyzuje problem, Krok 2 – określa rozwiązanie, Krok 3 – to postanowienie). Alkoholicy – z różnym stażem i płci obojga – przychodzą tu, żeby usłyszeć o skutecznym rozwiązaniu. Resztę zrobią już ze swoimi sponsorami. Nasze główne zadanie wobec nowicjusza polega na umiejętnym zapoznaniu go z Programem („Jak to widzi Bill”). Sponsor – dla tych, którzy tego nie wiedzą – to po prostu alkoholik z nieco większym doświadczeniem, który pomaga podopiecznemu  odnaleźć tę Siłę, o której była mowa wcześniej oraz pokazuje, jak czerpać z jej zasobów.