środa, 30 października 2013

Notatki sponsora (odc. 011)

Padał deszcz, więc postanowiłem pojechać autobusem. Już z daleka zauważyłem coś dziwnego: na przystanku (zadaszona, obudowana z trzech stron, przeszklona budka) było jeszcze sporo miejsca, ale mimo to kilka osób stało obok i mokło. Kiedy podszedłem bliżej, szybko zorientowałem się, o co chodzi:  na przystanku, nie zwracając uwagi na urażone spojrzenia kilku oczekujących pań, stał starszy mężczyzna i, paląc papierosa, wyjaśniał nieco jakby zahukanemu, młodszemu towarzyszowi, że od wad charakteru, w tym palenia, ma go uwolnić Bóg, a nie on siebie sam.  Acha! – pomyślałem bez wielkiego entuzjazmu – kolega z AA. Nic dziwnego, że kilka osób woli mieć ubranie wilgotne niż śmierdzące. Do tego jakoś nieprzyjemnie zgrzytnęło mi w uszach to ma mnie uwolnić!, bo zabrzmiało jak żądanie, a nawet groźba.
Zdecydowałem się pójść pieszo…

Po drodze szybko zapomniałem o przystanku i nieznanym AA-owcu, za to wróciły różne wspomnienia i przemyślenia związane z moim paleniem. Paliłem ćwierć wieku, czasem (przy wódce) ponad dwie paczki na dobę, więc może dlatego właśnie nigdy nie wpadło mi do głowy nazywać swojego uzależnienia (nałogu) wadą charakteru. A w takim razie, co nią jest?

Według obecnych cen papierosów okradałem rodzinę z jakichś 8-10 tysięcy rocznie. Nie byłem w porządku wobec pracodawcy, bo dwunastu przerw „na papierosa” w czasie ośmiogodzinnego dnia pracy nie gwarantuje żaden kodeks. Zmuszałem rodzinę, w tym dziecko, do biernego palenia, arogancko lekceważąc sobie ich zdrowie, a nawet wyraźnie sformułowane prośby (żona, jako pielęgniarka, nie mogła w swojej pracy pojawić się w fartuchu cuchnącym dymem, błyskawicznie żółknące firanki i tapety) – w końcu paliłem za swoje, a przynajmniej tak mi się wtedy roiło.  Okłamywałem ich przecież bezczelnie co do kwot przeznaczanych na papierosy. Bezmyślnie niszczyłem swoje zdrowie – gdybym dostał wylewu albo w wyniku miażdżycy straciłbym nogi, to rodzina musiałaby się mną opiekować. Skoncentrowany na sobie i swoim nałogu, kompletnie ignorowałem innych ludzi – na dworcu, w pociągu, w publicznej toalecie, w lokalach… Fakt, że będąc stale pod wpływem wziewnych środków chemicznych zmieniających świadomość, nie jestem i nie mogę być trzeźwy, nawet gdy nie piłem, zupełnie mnie nie interesował.

W tym momencie przypomniały mi się zdania z WK: Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie!…  To właśnie jest, jak sądzimy, zasadnicze źródło naszych kłopotów. Tak, to były moje wady, ale palenie – nie. Pamiętam też: Bardziej niż sobą zainteresujemy się bliźnimi. Zniknie egoizm. Obietnice te urzeczywistnić się powinny już w połowie drogi, tylko… czy po drodze by im było z moim paleniem? Bo jest tam jeszcze warunek: jeśli nad nimi pracujemy...

Co to ma wspólnego ze sponsorowaniem? W parze sponsor/podopieczny jeden tylko alkoholik wie już „jak”, a więc który z nich powinien określać warunki, zasady, formy i metody?

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy tekst.
    Jak zresztą każdy na tym blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta.. Ja palac uwazalam, ze kazda przestrzen nalezy do mnie. Przystanek? pf.. niech sobie odejda jak im smierdzi. Wsiadajac do autobusu jeszcze w nim wypuszczalam ostatni "dymek". Praca? Przeciez nie ucieknie. Nie wspominajac o liceum i paleniu w toalecie, a nawet na przejsciach schodowych z dolu na gore. Szybko, szybko, ze zdazyc w czasie wchodzenia po schodach, bo w toalecie mi smierdzialo! Bylam na tyle bezczelna, ze kiedy ja akurat na przystanku nie palilam, to upominalam innych palacych, ze tu sie nie pali. Co za obluda. Dziekuje za ten wpis, Meszuge :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę uprzejmie - zawsze do usług. No... prawie zawsze. :-)

      Usuń