piątek, 20 grudnia 2013

Koncepcja Czwarta i Tradycje


Koncepcja CzwartaWszystkie poziomy służby AA powinny mieć przyznane tradycyjne „Prawo do Uczestnictwa", pozwalające na głosowanie proporcjonalne do ponoszonej odpowiedzialności.
Tradycja ÓsmaDziałalność we Wspólnocie AA powinna na zawsze pozostać honorowa, dopuszcza się jednak zatrudnianie niezbędnych pracowników w służbach AA.
Tradycja DziewiątaAnonimowi Alkoholicy nie powinni nigdy stać się organizacją; dopuszcza się jednak tworzenie służb i komisji bezpośrednio odpowiedzialnych wobec tych, którym służą.



Koncepcja Czwarta i Tradycje Wspólnoty AA

Usłyszałem niedawno, że jest w Polsce grupa AA, której prowadzący odczytuje podczas mityngu zawarte w scenariuszu zdanie: w związku z Czwartą Koncepcją, czyli prawem do uczestnictwa, proszę ograniczyć swoje wypowiedzi do trzech minut. Ups!  Kiedy osłupienie mi przeszło, pomyślałem, że może jednak napiszę coś o swoim rozumieniu tej kwestii. Oczywiście racji mieć nie muszę, to tylko takie moje… rozważania.

Dawno, dawno temu z wielkim zaskoczeniem odkryłem, że Program Dwunastu Kroków jest całością. Oczywiście Kroki należy realizować kolejno – przynajmniej za pierwszym razem, pracując ze sponsorem – ale później żyję przecież, stosując wszystkie wskazówki w nich zawarte, we wszystkich swoich codziennych poczynaniach. Czasem porównuję to do szkoły, na przykład technikum – najpierw klasa pierwsza, później druga, trzecia itd., bo nikt przecież nie uczy się we wszystkich klasach jednocześnie, ale nie zmienia to faktu, że technikum jest całością, po jego ukończeniu, w pracy, wykorzystywał będę wszystkie zdobyte wiadomości i umiejętności razem, nie dzieląc ich przecież na te pierwszo- czy drugoklasowe. W każdym razie zapewne dlatego właśnie zrozumienie, że Tradycje też są całością i że łączą się one w kolejną, większą całość z Koncepcjami, nie zaskoczyło mnie już aż tak bardzo, a i zrozumienie nie stanowiło wielkiego wyzwania.

Pierwszy poważny kłopot pojawia się już podczas lektury samej Koncepcji Czwartej, bo głosowanie proporcjonalne do ponoszonej odpowiedzialności pozornie sugeruje, że osoby o większej odpowiedzialności mają proporcjonalnie więcej głosów do dyspozycji, albo że ich głosy mają większą wagę i znaczenie. Tak jednak nie jest, ale… najpierw odrobina historii.
Kiedy Wspólnota liczyła kilkuset członków albo kilka tysięcy, kiedy książki („Anonimowi Alkoholicy”) jeszcze nie było, albo była, ale sprzedawała się słabo, zawsze znajdowali się chętni do wykonania na rzecz Wspólnoty takich czy innych prostych zadań. Z czasem, wraz ze wzrostem liczebności, pojawiły się problemy, bo prace, które należało wykonać, przekraczały swoim rozmiarem dobrą wolę, możliwości albo kwalifikacje wolontariuszy. Pojawiło się też pytanie, czy ktokolwiek (oczywiście chodziło głównie o Bill W.) jest zobowiązany bez wynagrodzenia pisać książki dla Wspólnoty. W taki sposób narodziła się Ósma Tradycja, opublikowana bodajże w czerwcu 1946, ale przyjęta wraz z innymi przez Pierwszą Międzynarodową Konwencję AA w Cleveland dopiero w 1950 roku.
Pierwszym krokiem Billa W. i doktora Boba w tworzeniu struktury służb światowych była Fundacja Alkoholików (od 1954 roku Zarząd Służb Ogólnych, GSO), której członkami byli także nie alkoholicy.  Tak jest zresztą do dziś, choć obecnie proporcje są nieco inne niż wtedy. Tradycja Dziewiąta dopuszczała wprawdzie tworzenie służb i komisji odpowiedzialnych wobec tych, którym służą, ale jednocześnie nie pozwalała na przekształcenie Wspólnoty AA w organizację. O co tu chodzi?

Cech charakteryzujących organizację jest na pewno całe mnóstwo, ale w tym momencie chcę zwrócić uwagę na jedną: w typowej organizacji odpowiedzialność dość często nie jest bezpośrednio powiązana z władzą, rozumianą tu jako zdolność do podejmowania decyzji. W jednostce wojskowej albo korporacji rozkazy wydaje dowódca (dyrektor), ale ostateczna realizacja zadania należy, a odpowiedzialność za nie spoczywa w rękach szeregowych żołnierzy (robotników), którzy z kolei nie mają żadnego udziału w zarządzaniu, podejmowaniu decyzji. Oczywiście są firmy i instytucje, w których taka organizacja i struktura dobrze się sprawdzają, ale Wspólnota AA jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.

Początkowo Wspólnota zarządzana była w sposób autorytarny – nieomalże o wszystkim decydowali Bill i Bob. Przekazali oni swoje uprawnienia (władzę) Powiernikom i… doszło do sytuacji szczególnej, o której Bill W. pisał: W ten właśnie sposób pierwsi Powiernicy otrzymali całą możliwą władzę. Większość faktycznej odpowiedzialności za postępowanie Centrali AA tak czy inaczej spoczywała jednak na mnie, na mojej asystentce i jej zespole. Z jednej strony stali więc Powiernicy, którzy mieli pełną władzę, a z drugiej założyciele i kierownicy biura, którzy mieli wielki zakres odpowiedzialności, ale praktycznie żadnych uprawnień. Był to rodzaj schizofrenii i powód poważnych kłopotów*.

W grupie AA (w Intergrupie, Regionie) wszyscy mamy równe prawa. Początkujący i weterani są takimi samymi anonimowymi alkoholikami, więc w równym stopniu mają prawo uczestniczyć w życiu Wspólnoty i kiedy przychodzi do głosowania, nie ma szefów, podwładnych, czcigodnych mężów zaufania, nowicjuszy, sponsorów i podopiecznych. Przede wszystkim jednak, żaden szczebel struktury Wspólnoty AA nie ma ostatecznej władzy nad innymi. Bill W. pisał: Za każdym razem, gdy powstaje władza absolutna, stanowi to zaproszenie dla tej samej skłonności do nadmiernej dominacji we wszystkich sprawach, małych i wielkich. Dopiero po latach zauważyliśmy, że nigdy nie można powierzać całej władzy jednej grupie, a praktycznie całej odpowiedzialności innej, a następnie oczekiwać wydajnego działania, nie mówiąc już o prawdziwej harmonii*, i to – jak się wydaje – stanowi istotę Czwartej Koncepcji: we Wspólnocie AA nie ma władzy bez odpowiedzialności, ani odpowiedzialności bez możliwości realnego uczestniczenia w podejmowaniu decyzji.
Jeśli chcesz uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, musisz też zgodzić się na przyjęcie część odpowiedzialności za wprowadzenie jej w życie. Jeśli twoja grupa czyni cię za coś odpowiedzialnym (za twoją zgodą oczywiście), powierza ci jakieś zadanie, powinna też umożliwić ci realne uczestnictwo w procesie podejmowania decyzji w tej sprawie. Przy okazji - związek z Koncepcją Trzecią, zwaną w skrócie „Prawem do decyzji”, wydaje się tu wyraźny.
Oczywiście zakres znaczeniowy tej Koncepcji jest znacznie szerszy, bo tzw. „prawo do uczestnictwa” wyraźnie koliduje z przyjmowaniem do AA (pozwala mi uczestniczyć w każdym mityngu, jeśli tylko chcę przestać pić); dzięki niemu mogę też czynnie uczestniczyć w głosowaniach itd. itp.

Ciekawy problem podrzucił mi podopieczny, pytając o Delegatów Służby Krajowej AA, którzy, formalnie rzecz biorąc, mogą brać udział w głosowaniach właściwie każdego szczebla struktury Wspólnoty AA (struktury konferencji i struktury służb, ale to już inna sprawa). Oznacza to, że ktoś taki może przyjechać na inwenturę dowolnej grupy, wziąć udział w głosowaniu nad jakimś projektem, czyli uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, a po mityngu może spokojnie wrócić do siebie, zostawiając realizację i odpowiedzialność grupie, na której gościł pierwszy i ostatni raz w życiu. Nie wiem, czy są jakieś regulacje formalno-prawne obowiązujące w tej sprawie, ale bardzo w to wątpię. Wspólnota AA, której jestem członkiem – i tak odpowiedziałem podopiecznemu – w 98% opiera się na dwóch tylko elementach: osobistej odpowiedzialności i zaufaniu. Jak dotąd – działa i to całkiem nieźle. Ale co tam Delegaci, po co sięgać aż tak daleko! Dwie grupy w mieście uważam za swoje grupy „domowe” („macierzyste”); mam, lub miewam w nich służbę. Podczas spotkań organizacyjnych albo inwentury tych grup biorę udział w głosowaniach z pełnym zaangażowaniem. Ale zdarza się też, że trafiam na inwenturę jakiejś innej grupy – nie pełnię w niej żadnej służby, bywam sporadycznie. Słucham wtedy uważnie, czasem podzielę się jakimś doświadczeniem, ale nie uczestniczę w głosowaniu, nie biorę udziału w podejmowaniu decyzji, bo wiem przecież, że nie zostanę tu „na zawsze” i w żaden sposób nie będę uczestniczył w realizacji podjętych decyzji i – co najważniejsze – w ponoszeniu odpowiedzialności za nie.

Grupa, w której decyzje podejmuje jej założyciel, weteran, lokalny guru, reszta natomiast odpowiada za realizację jego poleceń, nie jest grupą AA. Kilka osób, z których jedna tylko rządzi, na przykład alkoholik, który przestał pić i z tego tytułu przydzielił sobie jakieś szczególne prawa, a pozostałe osoby mają odpowiadać za wykonanie jego rozkazów oraz ich konsekwencje – nie jest rodziną. Tak to widzę.



--
* Bill W. „Dwanaście Koncepcji Służb Światowych” („Twelve Concepts for World Service”).


Po opublikowaniu tego tekstu kilka osób pytało mnie, czy w scenariuszu mityngu nie wolno umieścić zapisu o ograniczeniu czasowym poszczególnych wypowiedzi, dzięki temu zorientowałem się, że nastąpiło pewne nieporozumienie, zapewne z mojej winy. Ależ oczywiście, że wolno! Bo i kto niby miałby tego zabronić? Tradycja Czwarta mówi przecież wyraźnie o autonomii grup AA i jeśli tylko sumienie grupy taki zapis przyjęło (sumienie, a nie lokalny weteran!), to wszystko jest w porządku. Zastanawiam się tylko, czy nie spłycamy Czwartej Koncepcji, redukując jej znaczenie do drobnych spraw porządkowych. Ograniczać wypowiedzi, jeśli na grupie taki problem rzeczywiście występuje, można i bez wytaczania ciężkich dział w postaci odwoływania się do Koncepcji. Zwłaszcza, że nadal są to jednak Koncepcje dla służb (światowych albo AA w Polsce).

sobota, 14 grudnia 2013

Notatki sponsora (odc. 015)

Tak sobie myślę, że spotkania AA potrafią przynosić wiele nowych, zaskakujących doświadczeń i to z dziedzin bardzo – wydawałoby się – od siebie odległych. Przykłady: cenę towaru/usługi negocjować należy przed zorientowaniem się, ile sztuk chcemy kupić, alkoholicy nie mają prawa (sic!) interesować się, czy ich działanie podejmowane w ramach realizacji V Tradycji przynosi w ogóle jakiekolwiek efekty, jednak wydawać bez skrupułów pieniądze Wspólnoty na to działanie mogą i powinni jak najbardziej, to sumienie grupy drogą głosowania decyduje, co jej członkowie mogą robić po mityngu, w imieniu grupy występować może każdy, komu się zachce…
Tak, świat stale się zmienia i wygląda na to, że powoli zaczyna mnie już przeganiać – za „moich czasów” (pracowałem w handlu 15 lat) inną cenę negocjowałem, gdy chciałem kupić 5 sztuk czegoś tam, a zupełnie inną, gdy zamawiałem 10 tysięcy, moja grupa AA nie próbowała decydować, co mi po mityngu wolno i co powinienem robić, grupę reprezentował na zewnątrz (poza strukturami AA) jej rzecznik, a trzeźwi ludzie zastanawiali się czasem, czy ich działania przynoszą w ogóle jakieś efekty, bo może tylko niefrasobliwie trwonią cudze pieniądze. Ale mniejsza z tym, starzeję się najwyraźniej i w obecnej rzeczywistości wymądrzać się już chyba nie powinienem.

Najciekawsza w grudniu (Boże Narodzenie nadchodzi?) była rozmowa z alkoholikiem, potencjalnym podopiecznym, o „Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy” i o wyznaniu/religii współzałożyciela Wspólnoty, Billa. W wielkim skrócie postawa mojego rozmówcy: Bill W. był maklerem na Wall Street, a Wall Street to wiadomo, Żydzi; on musiał się im podlizywać, bo był tam poważnie zadłużony, ale my nie musimy, więc będziemy „robić” Program, jednak pod warunkiem, że określenie „Bóg, jakkolwiek Go pojmujemy” zastąpimy Jezusem Chrystusem. Padł także argument odwołujący się do pewnego starego artykułu księdza Dziewickiego. Znam ten tekst, zresztą całkiem niedawno publikowany był w biuletynie okolicznościowym „Inna bajka bis”. Ksiądz Dziewiecki napisał w nim: „Zawsze jednak chodzi o odkrywanie prawdziwego Boga, którym dla Billa W. był Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie”.

Na zamianę się nie zgodziłem („Boga, jakkolwiek Go pojmujemy” na Jezusa Chrystusa), źle też znoszę próby stawiania mi warunków, więc ze sponsorowania nic nie wyszło, ale samo stwierdzenie księdza szczególnie mnie zainteresowało – od wielu lat interesuję się historią Wspólnoty, jej założycieli, pierwszych weteranów, i przyszło mi na myśl, że tak naprawdę nie wiem, jakiego wyznania był Bill W., o ile w ogóle jakiegokolwiek. Ale od czego członkowie Wspólnoty AA mają literaturę AA?

Przekazy historyczne potwierdzają bliską znajomość, może nawet przyjaźń, Billa W. z prałatem Sheenem, ojcem Dowlingiem, pastorem Samem Shoemakerem z Kościoła Episkopalnego i zapewne innymi jeszcze duchownymi, jednak w oficjalnej literaturze Wspólnoty AA znaleźć można takie oto stwierdzenia:

Nie interesuje nas to, jakie są wierzenia naszych członków. Są to sprawy całkowicie prywatne. WK s. 23.

Właśnie w tym miejscu rozstałem się z pastorami i systemami religijnymi znanymi ludziom. Gdy mówili mi o uosobionym Bogu, który jest miłością, nadludzką siłą i wskazaniem, irytowałem się i odrzucałem tę teorię. Przyznawałem natomiast, że Chrystus  z pewnością był wielkim człowiekiem, niezbyt dokładnie naśladowanym przez tych, którzy Go wyznają. WK s. 9.

Patrząc z perspektywy, Lois [żona Billa] była przekonana, że Bill nie miał zamiaru, w żadnym wypadku, naprawdę się nawrócić. Mówiła: „Nigdy naprawdę nie nurtowała go myśl o nawróceniu się”. „Przekaż dalej” s. 303.

Jedyną rzeczą, która trochę mnie niepokoi jest niezdolność Kościoła do wyznania swoich grzechów. „Przekaż dalej” s. 304.

W pochodzącym z 1948 roku liście do Clerna L. czytamy między innymi: „Rzeczą, która wciąż drażni mnie we wszystkich instytucjonalnych religiach, jest to, że wszystkie one roszczą sobie cholerne pretensje do absolutnej racji. Każda z nich wydaje się sądzić, że ma bezpośrednie połączenie z Panem Bogiem, a jej duchowe wody są niczym kryształ. Wielkie religie, aby zapewnić sobie nowych wyznawców bądź ukarać niewiernych, gwałciły wszystkie znane prawa, ludzkie czy boskie”. „Przekaż dalej” s. 306.

 

Jeśli ktoś z czytelników zna jeszcze jakieś inne źródła informacji (w języku polskim) na temat stosunku Billa W. do takiej czy innej konkretnej religii, to proszę o informację.