sobota, 11 stycznia 2014

Jestem bezsilny. To dobrze

Powołani zostaliśmy do radości. Wierzę w to, może naiwnie, ale wierzę. W związku z tym zadaję sobie czasem pytanie, czemu tak niewielu z nas, albo tak rzadko, potrafimy się radować, prawdziwie cieszyć się życiem, a nie chwilę pośmiać z opowiedzianego przez kolegę dowcipu? Odpowiedzi jest pewnie całe mnóstwo, ale ja chciałbym skupić się na jednej, na pokorze. A raczej jej braku.

Pisząc o pokorze nie mam jednak na myśli uniżonej postawy względem kogoś, ani, tym bardziej, upokorzenia - pokora, w moim rozumieniu, to zgoda na rzeczywistość taką, jaka ona jest i zaprzestanie walki z faktami.

Nie od dziś wiadomo, że nierealistyczne oczekiwania rodzą zawody, rozczarowania, urazy i żal - uczucia, które tłumią radość życia. Niektórzy, pragnąc radość życia uzyskać i odzyskać, walczą z rozczarowaniami i urazami, ale jest to działanie wyjątkowo mało efektywne, może nawet przynosi doraźną ulgę, ale niewiele więcej. Podobnie jest z tabletką od bólu zęba, lub kieliszkiem koniaku. A w takim razie może warto nauczyć się rezygnować z krótkotrwałych zysków na rzecz długofalowych efektów? No, tak… tylko jak to zrobić?

W moim środowisku często można usłyszeć powiedzenie: "Jest Bóg - ja Nim nie jestem". Naiwne? Czyżby? Jakże często, cóż z tego, że nie zawsze świadomie, próbujemy wchodzić w Jego rolę i uzurpować sobie Jego kompetencje? Oczywiście, to się nie udaje, bo i udać się nie może, a wtedy właśnie pojawiają się, wymienione wyżej, mało przyjemne efekty nierealistycznych oczekiwań.

Za niezwykle ważny w tym temacie uważam fragment modlitwy Reinholda Niebuhra, amerykańskiego teologa i duchownego ewangelickiego:
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz