wtorek, 7 października 2014

Notatki sponsora (odc. 041)

- Tu Niebo, mówi Pan Bóg, informuję cię uprzejmie, że wszystkie twoje modlitwy i prośby do mnie docierają, ale zrozum wreszcie, że czasem moja odpowiedź brzmi – NIE 
SMS tej treści dostałem kiedyś od koleżanki. Miał być zabawny, i zapewne był, ale trafił do mnie wtedy, kiedy akurat zmagałem się z wątpliwościami dotyczącymi modlitwy, medytacji, może nawet jeszcze bardziej fundamentalnymi.  Nie sądziłem wtedy, że po latach przyda się raz jeszcze…

Kolega opowiedział smutną historię alkoholika, który – mimo sporej wiedzy na temat choroby alkoholowej – sukcesywnie stacza się coraz niżej. Ktoś inny wspomniał wtedy wspólnego znajomego, któremu świadomość własnego uzależnienia, pomoc przyjaciół z AA oraz kolejne etapy degrengolady zupełnie nie pomagają opamiętać się, zatrzymać w szalonym pędzie ku zatraceniu. W naturalny sposób dyskusja dotyczyć zaczęła pytania, co jeszcze musi się stać, co jeszcze alkoholik musi stracić, żeby mógł sięgnąć po pomoc i zechciał realnie z niej skorzystać? Czemu jednym wystarcza umiarkowane dno, a inni – mimo oferowanej pomocy – umierają?

Podczas mityngów nie unikamy już aż tak bardzo (jak to miało miejsce kilkanaście lat temu) dyskusji o Sile większej niż nasza własna, o Bogu, jakkolwiek Go pojmujemy; bez oporu przyznajemy się do bezsilności i ograniczonej zdolności kierowania życiem, ale jednocześnie nadal pozostają w nas drobne ślady aroganckiego przekonania o pełnej mocy sprawczej człowieka, megalomanii, którą zapewne, w mniejszym lub większym stopniu, dotknięci są wszyscy, ale alkoholicy chyba jednak trochę bardziej.

Pamiętam słowa z Wielkiej Księgi: Powtórzmy raz jeszcze: alkoholik niekiedy nie posiada wystarczająco skutecznej obrony psychicznej przed pierwszym kieliszkiem. Oprócz bardzo rzadkich przypadków ani on sam, ani z pomocą innego człowieka, nie jest w stanie obronić się przed chęcią wypicia. Owa obrona musi nadejść od Siły Wyższej.

Być może ci nieszczęśnicy nie muszą niczego więcej wiedzieć, niczego więcej doświadczyć, niczego więcej tracić ani bardziej jeszcze cierpieć, może w przypadku niektórych ludzi Jego odpowiedź po prostu brzmi – nie…

 

 

--
Degrengolada: zupełny rozkład wartości moralnych, pot. upadek.
Megalomania: przesadne przekonanie o swojej wartości, wyższości.

środa, 1 października 2014

Notatki sponsora (odc. 040)

Po wyraźnym jeszcze drżeniu dłoni i tłustawym pocie na twarzy oceniłem, że ma nie więcej niż dwa dni abstynencji (pomyliłem się o kilkanaście godzin), a jego ostatni ciąg trwał naprawdę długo. Urywanymi zdaniami opowiadał historię, którą znam, historię każdego z nas. Poruszył mnie informacją, że zmagania te toczy od kilkunastu lat i brał udział w ośmiu terapiach odwykowych. Zapytałem, czy słyszał, że objawem obłędu jest oczekiwanie odmiennych efektów stale tych samych, niezmienionych działań, ale po pustym wzroku poznałem, że nie bardzo rozumie o co mi chodzi. Zagadnąłem wtedy o te jego terapie, czy uważa je za wartościowe, sensowne, skuteczne? Bez mrugnięcia okiem stwierdził, że pięć z nich było bardzo skutecznych, ale to on nawalił. Już bez przekonania i jak wyuczoną lekcję dodał, że zapewne nie w pełni uznał swoją bezsilność wobec alkoholu i widocznie chciał jeszcze pić. Przy okazji przypomniały mi się zajęcia (miałem wtedy ponad półtora roku abstynencji), podczas których zadałem psychoterapeutce dwa pytania:
1. Co jest istotą choroby alkoholowej? – zgodnie z moimi oczekiwaniami odpowiedziała, że bezsilność wobec alkoholu.
2. Czy po dwuletnim leczeniu alkoholik jest choćby odrobinę mniej bezsilny wobec tego alkoholu? – na to pytanie, z wyraźną złością (ciekawe dlaczego?!) odpowiedziała, że nie.
Ale mniejsza z tym, w tej chwili chodzi mi o coś innego.

W latach 1939-2014 powstał i nieustannie rozwija się ogromny przemysł, zatrudniający setki tysięcy ludzi: lekarzy, pielęgniarki, rejestratorki, terapeutów, psychologów, sprzątaczki (a tak!), wykładowców, naukowców. Uruchomione zostały różne instytuty naukowe, placówki badawcze, nowe linie produkcyjne w koncernach farmaceutycznych, szpitale, ośrodki i poradnie odwykowe. Napisano tysiące dysertacji oraz innych rozpraw naukowych, zorganizowano niezliczone szkolenia i warsztaty. I co? I – delikatnie mówiąc – gówno! Alkoholizm ma się bardzo dobrze, a nawet dynamicznie się rozwija.

Cytat z Wielkiej Księgi: My, Anonimowi Alkoholicy, znamy tysiące mężczyzn i kobiet, którzy byli w stanie równie beznadziejnym jak Bill i Bob [współzałożyciele AA]. Wielu z nich powróciło do zdrowia, dzięki temu, że rozwiązali problem alkoholizmu.

Około 75 lat temu Anonimowi Alkoholicy znaleźli rozwiązanie problemu alkoholizmu. Pewnie nie jest to rozwiązanie skuteczne w absolutnie wszystkich przypadkach, ale… Rzadko się zdarza, by doznał niepowodzenia ktoś, kto postępuje zgodnie z naszym programem (kolejny cytat z WK).

Co się dzieje? Co z nami jest nie w porządku? Tak, z nami, ludźmi, mieszkańcami i obywatelami krajów uprzemysłowionych i wysokorozwiniętych, bo w przypadku ludów pierwotnych albo jakichś wspólnot plemiennych może to wyglądać inaczej, ale nie wiem, nie znam się.  Wydaje się, że nauczyliśmy się i przyzwyczaili komplikować absolutnie wszystko, więc do prostych rozwiązań podchodzimy z uprzedzeniem i właściwie odruchowym już, choć w oczywisty sposób nabytym, brakiem zaufania. Jeżeli jeszcze w cokolwiek wierzymy i komukolwiek jeszcze ufamy, to tylko specjalistom i profesjonalistom.  Wielbimy profesjonalizm, czcimy profesjonalizm, chwalimy się nim i popisujemy. Lada moment zastąpi nam Boga.

Jedynym warunkiem zdrowienia jest zaufanie Bogu i uporządkowanie własnego życia – twierdzą w WK Anonimowi Alkoholicy, ale dla współczesnego człowieka jest to zbyt proste, a tym samym nie może być prawdziwe, nie może być skuteczne. Najstraszniejsze jest to, że każdego dnia dziesiątki, może i setki ludzi, alkoholików, woli raczej rozstać się z życiem, niż z przekonaniem, że to nie może działać.

Z moich podopiecznych, alkoholików płci obojga, którzy zrealizowali i realizują w swoim życiu Program 12 Kroków AA, nikt jeszcze nie wrócił do picia (i modlę się, żeby wynik ten nie uległ zmianie), a często byli to ludzie w naprawdę złym stanie, jeśli nie fizycznym, to psychicznym, umysłowym. Więc kiedy słyszę albo czytam, że Program AA nie działa, nie jest skuteczny, to z jednej strony odbiera mi mowę ze zdumienia, a z drugiej uczy pokory i respektu wobec potęgi alkoholizmu, wobec szaleństwa obsesji.
Jeśli uważasz, że przesadzam, to przeczytaj ten tekst raz jeszcze, od początku.