czwartek, 13 listopada 2014

Notatki sponsora (odc. 042)

Cytat z książki „Doktor Bob i dobrzy weterani”: Ówcześni uczestnicy AA nie uważali mityngów za czynnik niezbędny do zachowania trzeźwości. Były one po prostu pożądane. Za to poranne skupienie i modlitwa były do tego konieczne.

W rozmowach z podopiecznymi, na mityngach i warsztatach pojawia się pytanie: Skoro  codzienna modlitwa i medytacja… zwłaszcza medytacja, bo o nią głównie chodzi, jest tak ważna, to czemu pojawia się ona dopiero w Kroku Jedenastym?

Jestem przekonany, że do poważnej, sensownej, udanej medytacji potrzebne są jednak trzy dyscypliny, a nie tylko dwie, jak się to często wydaje:

1. Dyscyplina języka – przestać wreszcie hałasować, gadać, recytować, argumentować, przekonywać, śpiewać, deklamować, sprzeczać się, wykładać, pouczać itd.

2. Dyscyplina słuchu – znalezienie miejsca, w którym panuje absolutna cisza, może być trudne, a jeśli nawet się uda, to kompletna cisza może okazać się nie do wytrzymania. Warto raczej rozpoznać własne miejsca i okoliczności, w których dźwięki stanowią tylko mało ważne tło, nie rozpraszający uwagi podkład – znakomicie sprawdza mi się tu pociąg z jego monotonnym stukiem kół.  To są jednak sprawy indywidualne, a poza tym… podróże kolejowe nie zdarzają się zbyt często.

3. Dyscyplina emocjonalna i duchowa. Medytacja z umysłem opanowanym lękami, wyrzutami sumienia, urazami, strachem przed konsekwencjami niedawnych postaw i zachowań, złością, planami na przyszłość, poczuciem krzywdy, niepewnością, wstydem, żalem po stratach itd. itd., czyli tym wszystkim, co zwykle przepełnia umysł alkoholika przed zrealizowaniem przez niego Kroków 4, 5, 6, 7, 8, 9, może być… jeśli nie w ogóle niemożliwe, to zapewne bardzo trudne.
W centrum uwagi znajdą się zwłaszcza praktyczne problemy, z jakimi wielu z nas się zmaga, kiedy próbuje zachować ciszę. Mowa tu o wewnętrznym chaosie kłębiącym się w naszych głowach niczym podczas szalonego przyjęcia, którego okazujemy się zakłopotanymi gospodarzami*.

Poza tym… Medytujący powinien uświadomić sobie niebezpieczeństwo odczytywania słowa Bożego przez pryzmat własnych, nieuświadomionych oczekiwań, lęków i potrzeb („Medytacja ignacjańska” – Józef Augustyn SJ), a to – bez dyscypliny duchowej i realizacji wcześniejszych Kroków – wydaje mi się zagrożeniem całkiem realnym i poważnym.



--
* Martin Laird OSA, „W krainę ciszy. Przewodnik po chrześcijańskiej praktyce kontemplacji”, przekład Tomasz Mucha, wyd. WAM, 2014, s. 18.

4 komentarze:

  1. Ja zacząłem jeszcze przed krokiem 4 i faktycznie-nie było łatwo. Tu masz rację. Dużo lęków się pojawiało+ jakieś dziwne obrazy. Dziś jest już o wiele spokojniej. Generalnie zalecane jest żeby przerwać medytację jeśli wchodzi lęk tyle, że o tym dowiedziałem się już później:) Tym niemniej nic mi się nie stało, nie oszalałem, nie zwariowałem ani nic w tym rodzaju (tak mi się przynajmniej wydaje...) Z drugiej strony jednak medytacja pozwoliła mi wyzwolić się od żalu po stracie żony. To był moment kiedy dosłownie zobaczyłem, że moje negatywne emocje są tylko iluzją umysłu, mentalną pułapką. Głosu Boga nie słyszę ale czasem znajduję w ciszy konstruktywne rozwiązania. To i tak dużo jak dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Bóg nie potrzebuje moich myśli. Kiedy to odkryłam - znalazłam drogę do medytacji..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brawo! :) medytacja jak dla mnie, to coś totalnie 'niewyrażalnego' - polecam nie tylko alkoholikom.

      pozdrawiam!
      Dirty Frank
      http://dirtyfrAAnk.blogspot.com/

      Usuń
  3. Jo- tak i ja podobnie myślę :) - Adam

    OdpowiedzUsuń