Meszuge (hebr. měszuggā) - oznacza w języku jidysz wariata, człowieka niespełna rozumu, szaleńca. Najczęściej określenie to ma charakter pejoratywny, ale nie zawsze, bo meszuge to czasem po prostu ekscentryczny dziwak, oryginał... Blog zawiera artykuły, eseje i inne teksty, prezentujące moje prywatne przekonania, przeżycia i doświadczenia. Niektóre z nich znaleźć można w książkach „ALKOHOLIK”, „12 KROKÓW OD DNA”, „ALKOHOLIZM ZOBOWIĄZUJE”, „KROK za KROKIEM” i innych.
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Notatki sponsora (odc. 018)
Praktyka grup psychoterapeutycznych
oraz mityngów (spotkań) Anonimowych Alkoholików powoduje, że nie potrafimy już ze sobą
rozmawiać (o ile kiedykolwiek tę trudną sztukę posiedliśmy, co wcale nie jest takie
pewne) – nauczono nas i przyzwyczajono jedynie wymieniać monologi.
wtorek, 21 stycznia 2014
Notatki sponsora (odc. 017)
Pod koniec ubiegłego roku, podczas Konferencji Służb
Regionu w Opolu, dowiedziałem się, że Rada Powierników powołała
siedmioosobowy zespół, którego zadaniem miało być przejrzenie oraz ocena
obecnego, najeżonego błędami, tłumaczenia Wielkiej Księgi. Wobec ogromnej
liczby pomyłek, zespół ten zdecydował przetłumaczyć na próbę piąty rozdział
„Anonimowych Alkoholików” i przedstawić go do konsultacji… Powiernikom? A może
Wspólnocie AA w Polsce – tego dokładnie jeszcze nie wiem. Całkiem niedawno
dotarły do mnie plotki (naprawdę chciałbym, żeby to było tylko przekłamanie
typowe dla przekazu „jedna pani drugiej pani”), że w nowej wersji tego
rozdziału, a w przyszłości całej WK, Krok Pierwszy miałby wyglądać tak: Przyznaliśmy,
że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu - że przestaliśmy kierować naszym życiem.
Przypomnę, że w chwili obecnej mamy: Przyznaliśmy,
że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować naszym życiem.
Oczywiście zmiana przecinka na myślnik jest zapewne
bardzo istotna (sic!), ale mam wrażenie, że najważniejsze, czyli wysoce
problematyczne „przestaliśmy kierować naszym życiem”, miałoby pozostać bez
zmiany. Dlaczego??? Po co???
Moja znajomość angielskiego jest śladowa, tym niemniej
zdaję sobie sprawę, że w wersji oryginalnej (We admitted we were powerless over alcohol - that our lives had become
unmanageable) nie występuje żadne „przestaliśmy kierować”, a unmanageable jest w zasadzie
nieprzetłumaczalne w pełni na polski. Od lat proponuję dwa rozwiązania, dwa
wyjścia: nasze życie było,okazało się, niekierowalne, lub: nie radziliśmy
sobie w życiu (ew. …z życiem).
Czemu tak właśnie? Jako sponsor zmęczony już jestem problemami, jakie
podopieczni (także początkujący i nowicjusze) ustawicznie mają ze zrozumieniem
zwrotu „przestaliśmy kierować życiem”.
Jeśli siedmioosobowy zespół rzeczywiście zdecydował (w
co trudno mi uwierzyć), że powinno zostać „przestaliśmy kierować”, to wyobrażam
sobie – takie moje fantazje – że przynajmniej cztery osoby głosowały za taką
właśnie, starą wersją. Osoby te, ze zwykłej ludzkiej ciekawości, chciałbym
spytać, kiedy kierowały tym swoim życiem? Bo w języku polskim przestać coś
robić można tylko wtedy, kiedy się to wcześniej robiło. Nie można przestać
kraść, jeśli nigdy niczego się nie ukradło i nie można przestać kierować, jeśli
się nigdy nie kierowało. Określenie „przestaliśmy kierować” przekonuje
alkoholika i ponad wszelką wątpliwość oznacza, że kiedyś swoim życiem kierował,
a więc… kiedy to było?
Drugie pytanie jakie miałbym ochotę (w razie czego!)
zadać to: co to znaczy, jak należy rozumieć pojęcie „kierowanie życiem”?
A jeśli już robione są porządki… wydaje mi się, że
„przyznaliśmy” nie jest najlepszym rozwiązaniem, że chodzi raczej o „uznanie”
bezsilności. Przyznać, że jestem alkoholikiem mogę na odczepnego, komuś – tak, tak, niech ci będzie, jestem
alkoholikiem, przyznaję. Według WK to siebie przede wszystkim musimy
przekonać, a więc raczej uznać ten fakt niż tylko przyznać.
Kolega alkoholik, z którym na te tematy rozmawiałem,
podsunął mi myśl, że może zespół sugeruje tylko niektóre zmiany i poprawki
celowo, by nowa wersja Wielkiej Księgi nie stała się w środowisku polskich AA
wstrząsem i szokiem. No… może i tak, tym niemniej pamiętam też jak pacierz
słowa: stosowanie półśrodków nic nam nie
dało…
sobota, 11 stycznia 2014
Jestem bezsilny. To dobrze
Powołani
zostaliśmy do radości. Wierzę w to, może naiwnie, ale wierzę. W związku z tym
zadaję sobie czasem pytanie, czemu tak niewielu z nas, albo tak rzadko,
potrafimy się radować, prawdziwie cieszyć się życiem, a nie chwilę pośmiać z
opowiedzianego przez kolegę dowcipu? Odpowiedzi jest pewnie całe mnóstwo, ale
ja chciałbym skupić się na jednej, na pokorze. A raczej jej braku.
Pisząc
o pokorze nie mam jednak na myśli uniżonej postawy względem kogoś, ani, tym
bardziej, upokorzenia - pokora, w moim rozumieniu, to zgoda na rzeczywistość
taką, jaka ona jest i zaprzestanie walki z faktami.
Nie
od dziś wiadomo, że nierealistyczne oczekiwania rodzą zawody, rozczarowania,
urazy i żal - uczucia, które tłumią radość życia. Niektórzy, pragnąc radość
życia uzyskać i odzyskać, walczą z rozczarowaniami i urazami, ale jest to
działanie wyjątkowo mało efektywne, może nawet przynosi doraźną ulgę, ale
niewiele więcej. Podobnie jest z tabletką od bólu zęba, lub kieliszkiem
koniaku. A w takim razie może warto nauczyć się rezygnować z krótkotrwałych
zysków na rzecz długofalowych efektów? No, tak… tylko jak to zrobić?
W
moim środowisku często można usłyszeć powiedzenie: "Jest Bóg - ja Nim nie
jestem". Naiwne? Czyżby? Jakże często, cóż z tego, że nie zawsze
świadomie, próbujemy wchodzić w Jego rolę i uzurpować sobie Jego kompetencje?
Oczywiście, to się nie udaje, bo i udać się nie może, a wtedy właśnie pojawiają
się, wymienione wyżej, mało przyjemne efekty nierealistycznych oczekiwań.
Za
niezwykle ważny w tym temacie uważam fragment modlitwy Reinholda Niebuhra,
amerykańskiego teologa i duchownego ewangelickiego:
Boże, użycz mi pogody ducha,
Abym godził się z tym, czego nie mogę
zmienić,
Odwagi, abym zmieniał to, co mogę
zmienić,
I mądrości, abym odróżniał jedno od
drugiego.
Czytaj cały artykuł.
środa, 1 stycznia 2014
Notatki sponsora (odc. 016)
Od pewnego czasu, zapewne z
powodu większej niż kiedyś wrażliwości na ludzkie cierpienie, obserwuję, jak
niektórzy podopieczni, znajomi czy przyjaciele z AA przeżywają rozterki,
zawody, rozczarowania naszym środowiskiem, pewnymi postawami, które wydają się tutaj
dominować, sprawiają wrażenie akceptowanych, pozornie nawet pożądanych. Znam to
wszystko z własnego doświadczenia, pamiętam złość, urazy, pretensje i żal, że
oni…, że on…, że nie rozumieją…, że nie chcą… Wyciągnął mnie z tego stanu
sponsor, powtarzając do znudzenia, że we Wspólnocie AA jest tylko jeden
człowiek zobowiązany do przestrzegania zasad: ten, który sam przestrzegać ich
postanowił. Resztę przyniósł czas, rozwój osobisty, praca z podopiecznymi,
literatura… Resztę, czyli zrozumienie, że jeżeli wysokie standardy moralne (nierozłącznie związane z wartościami duchowymi)
utrzymuję tylko dlatego, żeby na kimś coś podobnego wymusić, to… to czas, bym
wrócił do Kroku Jedenastego i błagał o pomoc i wsparcie w korygowaniu intencji.
„Stosowanie półśrodków nic nam
nie dało, znajdowaliśmy się ciągle w punkcie wyjściowym” – często usłyszeć
można w środowisku, w którym się obracam. Nie jestem pewien, czy w punkcie
wyjściowym, nie jestem przekonany, czy faktycznie zupełnie nic nam nie dało.
Natomiast wiem już, doświadczyłem, że stosowanie półśrodków przynosi połowiczne,
nie wykluczone, że jeszcze bardziej ograniczone efekty. Efekty pozorne,
niesatysfakcjonujące, ani mnie, ani tego, kto zlecił, prosił, miał nadzieję,
oczekiwał, powierzył.
Lenistwo jest ucieczką od
wysiłku, zobowiązań, odpowiedzialności, ale uciekać potrafię już też w dużo, w za
dużo, w coraz więcej. Widząc, ile to ja mam rzeczy do zrobienia, spraw do
załatwienia, wszyscy oni powinni zrozumieć i wybaczyć… mierne efekty,
bylejakość. A jednak nosem kręcą, krzywią się, dziękują zdawkowo, bez autentycznej
wdzięczności. Właściwie… przecież mnie też już nie służy chaotyczność, połowiczność,
działania pozorne, różne „zamiast”… A jeżeli jednak służy (albo tak mi się
wydaje), to czy przekonają mnie czyjeś dąsy, urazy i wyrzuty?
Z wiekiem okazuje się, że te same
działania wymagają nieco więcej czasu niż w młodości; więcej i coraz więcej –
to zupełnie normalne i naturalne, choć niekoniecznie miłe. A jeśli tak, to może
przestałbym w końcu walczyć z faktami, sprzeczać się z rzeczywistością,
ignorować ją i naginać? Może przestawiłbym się wreszcie na mniej, ale
spokojniej, dokładniej, z szansą na satysfakcje, zadowalający efekt końcowy?
Jeśli tak, jeśli już rozumiem, czuję, a nawet się zgadzam, pozostają dwa
„drobiazgi”: umiejętność dokonywania wyborów oraz trudna sztuka rezygnacji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)