niedziela, 19 lipca 2015

Notatki sponsora (odc. 058)


Kilkanaście lat temu wyrobiłem sobie pewne przekonania, dotyczące wspólnoty, bliskości, przyjaźni, więzi i paru jeszcze podobnych pojęć. Kilka dni temu zostałem sprowokowany (i bardzo dobrze, bo już czas był najwyższy) do rozważenia, co one znaczą dla mnie dzisiaj, czy jest dokładnie tak, jak było, czy może zaszła jakaś zmiana.
Zastanowić się nad tym było warto tym bardziej, że podczas ostatniego mityngu jakoś dziwnie często pojawiał się w wypowiedziach uczestników temat samotności. 

Według Słownika Języka Polskiego PWN (http://sjp.pwn.pl/sjp/wspolnota;2537996.html) WSPÓLNOTA to:

1. «odznaczanie się wspólnymi cechami, wspólne posiadanie lub przeżywanie czegoś»

2. «to, co łączy, zespala»

3. «grupa osób związana wspólnym pochodzeniem, wspólną kulturą lub wspólnymi interesami, wspólną własnością»
 

Naszą wspólną cechą jest alkoholizm, razem dysponujemy wspólnym rozwiązaniem problemu alkoholizmu, który jakoś nijak nie chce działać poza Wspólnotą AA. Więc tak, wspólnota jest mi potrzebna (może nie każda, ale Wspólnota AA jak najbardziej), a ja jestem jej częścią. 

Z samotnością było trudniej. Terapeutyczne zadanie: Jak sobie radzisz z samotnością? złościło mnie i frustrowało; nie wiedziałem, o co tu chodzi. Jestem… a na pewno byłem, indywidualistą, introwertykiem, egoistą i egocentrykiem, i inni ludzie potrzebni mi byli w stopniu daleko mniejszym niż wynosi średnia krajowa. Często wręcz marzyłem o tym, by wszyscy oni dali mi święty spokój i zostawili mnie samego. Mieszkanie/przebywanie samemu w pustym domu nie kojarzyło mi się z samotnością, nie przeszkadzało mi, dość często w życiu czegoś takiego właśnie pragnąłem.

Ostatecznie uważam, że nie ma niczego złego w tym, że czasem chcę, potrzebuję, może nawet powinienem spędzić trochę czasu sam. To jest w porządku – pod warunkiem, że ta higieniczna (higiena emocjonalna i duchowa) samotność nie wynika z uraz, złości, pretensji, użalania się nad sobą itp. 

Wreszcie przyjaźń.

1. «osoba pozostająca z kimś w bliskich, serdecznych stosunkach»

2. «osoba okazująca komuś lub czemuś swoją sympatię, sprzyjająca czemuś»
 

Czy mieszkaniec Pernambuco, którego nigdy nie spotkałem i raczej nie spotkam jest moim przyjacielem? A jakim cudem, skoro go nie znam, nigdy nie widziałem! Czy stanie się on przyjacielem, jeśli zachoruje na alkoholizm? A kiedy/jeśli wstąpi do AA? Przecież to jakiś absurd! 
Czterdzieści lat przeżyłem w postawie wrogości wobec każdego, zapewne z sobą włącznie. Ale to się zmieniło, głównie dzięki Programowi AA. Obecnie moje nastawienie do innych ludzi (nie tylko alkoholików), to umiarkowanie zaangażowana życzliwość. Nadal jednak nie uważam, żeby moim obowiązkiem była przyjaźń z każdym członkiem AA.

Pamiętam z dawnych czasów powiedzenie: Jeśli nadal uważasz wszystkich w AA za przyjaciół, to widocznie zbyt rzadko chodzisz na mityngi. Cyniczne? Zapewne. Złośliwe? Być może. Jednak twierdzenie, że każdy anonimowy alkoholik jest moim przyjacielem, a ja jego, to chyba urojenie, oszukiwanie samego siebie. 

Czasem ktoś pyta mnie, po co mi te wszystkie definicje, to odwoływanie się do słowników. Odpowiadam cytatem: Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za siebie*.  Zbyt często obserwuję ludzi, którzy nie potrafią się porozumieć, bo pewne określenia czy zwroty rozumieją inaczej; alkoholików też to dotyczy, może nawet bardziej niż reszty. 

Jedno od lat nie uległo zmianie – nadal ważniejsze jest dla mnie, bym był przyjacielem, niż miał przyjaciół.
 

 

 

 

--
* Jorge Bucay „Listy do Klaudii”, Wydawnictwo Replika 2007, tłumaczyła Ilona Ziętek-Segura, s. 43.