Miałem o tym nie pisać z dwóch powodów:
po pierwsze, bo to oczywiste, a przynajmniej takie mi się prawie zawsze wydawało,
a po drugie, bo uznałam, że obecnie psychoterapia odwykowa wygląda na pewno
zupełnie inaczej niż ta, którą pamiętam sprzed lat kilkunastu, więc po co...
A sprawa jest banalna i dotyczy jednego z
elementów psychoterapii odwykowej, który w czasach mojego leczenia nosił nazwę
grupy motywacyjnej. Jak sama nazwa wskazuje w trakcie zajęć grupy motywacyjnej
wzmacniana była (albo być miała) motywacja pacjentów do zaprzestania picia. Na
samym początku wydawało mi się to całkiem sensowne – alkoholicy mieli chcieć
przestać pić, mieli zrozumieć, że utrzymywać abstynencję naprawdę jest warto,
że to się opłaca. Jednak zanim leczenie odwykowe, które w moim przypadku trwało
trzydzieści miesięcy, skończyło się, zdawałem już sobie sprawę, że
psychoterapeuci (w większości przemili ludzie, naprawdę starający się mi pomóc)
nie są w stanie zrozumieć najbardziej chyba spektakularnego objawu choroby
alkoholowej, to jest bezsilności wobec alkoholu, choć rozprawiali na jej temat
bez końca i z wielkim zapałem. A to z kolei oznacza, że – przy najlepszych
nawet chęciach – niewiele mogą mi pomóc.
Wyobraźmy sobie głaz, ważący dwie tony,
dwa tysiące kilogramów. I alkoholika z gołymi rękami. Nie jest on w stanie
głazu podnieść i rzucić na odległość jednego kilometra. To jest bezsilność.
Wyobraźmy sobie żołnierza, który wypadł z samolotu bez spadochronu – bez
względu na to, jaką przyjmie pozycję i co zrobi – zginie. To jest bezsilność.
Wyobraźmy sobie najlepszego nawet pływaka na środku oceanu, tysiące mil od
jakiegokolwiek brzegu – cokolwiek by nie zrobił i tak utonie. To jest
bezsilność.
Jaki sens i znaczenie mają najlepsze
nawet systemy motywacyjne wobec bezsilności? Żadne. Zupełnie żadne. A próby
budowania lepszej motywacji – w przypadku bezsilności – oznaczają tylko
kompletnie niezrozumienie pojęcia i istoty tej bezsilności.