czwartek, 24 sierpnia 2017

Notatki sponsora (odc. 086)

Sierpień i wrzesień… Na wielu mityngach AA podstawowym tematem są zadośćuczynienia i wszystko, co z nimi związane. Dawno, dawno temu wydawało mi się, że stwierdzenie „zadośćuczynienie jest dla ofiar, a nie dla katów” ułatwi mi oraz innym alkoholikom praktyczną realizację Kroków 8-9, ale tak się chyba jednak dotąd nie stało i najwyraźniej trzeba je powtarzać nadal.

Kilka dni temu, podczas mityngu usłyszałem, że zadośćuczynienia pośrednie są w naszej literaturze polecane, jako znakomite rozwiązanie. Zapytałem po mityngu znajomego, głoszącego te przekonania z wielką pewnością siebie, w jakiej książce AA i gdzie konkretnie jest o takich zadośćuczynieniach mowa. Dowiedziałem się, że w 12x12 w rozdziałach poświęconych Krokowi 8 albo 9. OK. Uważam, że nieźle znam literaturę AA, ale przecież nie na pamięć, więc nie polemizowałem, nie upierałem się, po prostu postanowiłem sprawdzić. Krótko: żadnych zaleceń dotyczących zadośćuczynień pośrednich nie znalazłem ani w 12x12, ani w WK.

Tym razem słownik niewiele mi pomógł; wyczytałem w nim, że termin „pośredni” to: «niedotyczący czegoś bezpośrednio». Kicha! Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy mogą istnieć jakieś sensowne działania, podejmowane w interesie pokrzywdzonego (ważne!), które można byłoby nazwać pośrednimi. Powiedzmy, że w dzieciństwie rozmyślnie i złośliwie rozwaliłem bratu zabawkę. Przecież mu tej zabawki teraz nie odkupię! A w takim razie, czy wręczenie mu… powiedzmy stu złotych, jest zadośćuczynieniem pośrednim? Ależ skądże! To nadal przecież działanie bezpośrednie.

Wróciłem więc do tekstu Kroków 8 i 9, bo spekulacje na temat niewystępującego w nich terminu „pośrednie”, zaprowadziło mnie na manowce, jak zresztą widać. Skupiłem się na słowie „osobiście” ( Zadośćuczyniliśmy osobiście…). Moim zdaniem ma ono podwójne znaczenie. Z jednej strony sugeruje, żebym to ja sam dokonał zadośćuczynienia, nie prosząc o wyręczenie mnie w tym działaniu członka rodziny, podwładnego, sąsiada, wynajętego gońca itp. Z drugiej, „osobiście” to też informacja, że zadośćuczynienia mam dokonać osobie skrzywdzonej, a nie komuś innemu.

Jeśli dobrze zrozumiałem, zadośćuczynienie pośrednie miałoby być moim działaniem podjętym w interesie kogoś innego, a nie osoby skrzywdzonej. Ale zaraz! Przecież osobie której nie skrzywdziłem, żadne zadośćuczynienie z mojej strony się nie należy, a Kroki mówią o zadośćuczynieniu, a nie o prezentach!

Ofiara i kat… Nie ma tu innych osób, tak więc ostatecznie wychodzi mi na to, że jeśli nie mogę, z jakiegoś względu, zadośćuczynić osobie skrzywdzonej (ofiara), to robię to tylko i wyłącznie dla siebie (kat).  A to uważam za świństwo.

Kiedyś bezmyślnie straciłem wartościową, kolekcjonerską monetę, należącą do matki. Matka nie żyje. Jeśli teraz ofiaruję koledze w prezencie ciekawą monetę, to… zrobię mu prezent, za który będzie mi wdzięczny (znów ja coś z tego będę miał!), czy zadośćuczynię matce? 

Powtórzę to, co pisałem już dawno temu: jeśli nie mogę dokonać zadośćuczynienia osobiście, bezpośrednio osobie pokrzywdzonej, to nie podejmuję żadnych innych cwaniackich działań, których jedynym celem, tak naprawdę, jest zrobienie dobrze samemu sobie, pozbycie się poczucia winy i wyrzutów sumienia. Ze świadomością, że niektórych zadośćuczynień nie wykonałem, będę sobie żył, po prostu. Jednak bynajmniej nie po to, żeby się przez tę resztę życia nimi zadręczać, ale, żeby wreszcie zacząć zdawać sobie sprawę, że nie wszystko, co nawyrabiam (tak, w przyszłości, a nie w przeszłości!), da się zawsze jakoś tam odkręcić, załatwić, odfajkować, zniknąć… 

czwartek, 3 sierpnia 2017

Notatki sponsora (odc. 085)

Jakoś tak się złożyło, że trafiłem przypadkiem na stronę internetową, opisującą cechy charakterystyczne sekty. Było tam o wierze członków w jeden cel sekty, o wyraźnie i jednoznacznie uregulowanym spisie pryncypiów i zasad, których wszyscy członkowie powinni przestrzegać, o psychicznych naciskach na wolę członka sekty, by postępował zgodnie z obyczajami i nakazami grupy i wiele innych. Zainteresował mnie jednak punkt dotyczący komunikacji: [w sekcie] posługują się dwuznacznym językiem (ang. „Double - Talk”), co oznacza specyficzne słownictwo, w którym poszczególne słowa co innego oznaczają publicznie, a co innego w wewnętrznym użytku członków sekty.

Kilka lat temu napisałem tekst dla jednego z AA-owskich biuletynów. Redaktor tegoż periodyku odpisał mi grzecznie, że tekstu nie wykorzystają, bo nie opiera się on na moich doświadczeniach. Zamurowało mnie, przyznaję, bo – moim skromnym zdaniem – artykuł oparty był w stu procentach na moich doświadczeniach. Jako, że byłem już wówczas trzeźwy, nie marnowałem czasu na dociekanie, czy człowiek, z którym koresponduję był pod wpływem alkoholu albo czy może mnie nie lubi. Starałem się zrozumieć, skąd się wzięła taka różnica poglądów i czy rzeczywiście „doświadczenie” rozumiemy tak samo. Jak łatwo się domyślić, okazało się, że nie.

Według nowego Słownika Języka Polskiego* doświadczenie to przede wszystkim (bo są i inne znaczenia, na przykład fizyczne albo chemiczne): «ogół wiadomości i umiejętności zdobytych na podstawie obserwacji i własnych przeżyć». Nietrudno zauważyć, że w naszym języku terapeutyczno-aowskim „doświadczanie” oznacza tylko i wyłącznie osobiste przeżycie.

Rodzi to dziwne dość sytuacje. Na przykład: nigdy nie napiłem się z powodu trzymania alkoholu w domu. Na mityngach sporo usłyszałem o przypadkach picia wynikającego z lekceważenia reguły nieprzechowywania w domu napojów wyskokowych. Skoro usłyszałem czyjeś doświadczenia, to mogę z nich skorzystać, ale… nie wolno mi ich przekazywać dalej, bo to (picie z powodu alkoholu w domu) nie jest już moim osobistym przeżyciem (w AA-owskiej mowie „doświadczeniem”). Ja tylko wiem ze słyszenia, że to się może źle skończyć, ale sam tego nie przeżyłem, więc… gęba na kłódkę. Czy tak? Czy naprawdę powinniśmy unikać i ograniczać możliwość uczenia się na cudzych błędach? Czy to naprawdę nam służy?

Jeżeli, w interesie słuchaczy, powtórzę zasłyszane podczas mityngu sugestie, wskazówki, rady, jednak niewynikające z moich osobistych przeżyć, to zostanę oskarżony o teoretyzowanie, czyli o jedno ze strasznych wykroczeń, jakie mogą się pojawić podczas zajęć grupowych psychoterapii odwykowej, przeniesione, nie wiedzieć, po co, do Wspólnoty AA w Polsce.

Oczywiście dziwacznie używany i rozumiany termin „doświadczenie” to nie jest jedyny przykład „podwójnej mowy”, bo jest ich wiele, niestety, i stale przybywa.

Służebny. Dziewka służebna i chłopak łaziebny to w XIV-XVI wieku, w zajazdach, karczmach, zamkach, osoby pomocne przy sprzątaniu, ale przede wszystkim… hm… realizujące potrzeby seksualne gości, służące vaginą albo odbytem.

Akredytacja. Po polsku oznacza przedstawienie dokumentów uwierzytelniających przez dyplomatę (konsula, ambasadora) rządowi albo innej oficjalnej władzy obcego kraju. W AA-owskiej mowie oznacza to bilet wstępu na jakieś wydarzenie, koszt uczestnictwa w jakimś AA-owskim (tylko!) przedsięwzięciu. 

Zadziało się. Po polsku po prostu: zgubiło się, zapodziało. W AA-owskiej udziwnionej mowie: wydarzyło się.

Czy tego typu dziwolągi tworzy ktoś z premedytacją, niecnie knując, jak by tu Wspólnotę AA przekształcić w sektę? Ależ skądże! Większość wynika z częstych dość niedostatków elementarnego, podstawowego wykształcenia, a później… coś takiego słyszą nowicjusze i ochoczo i z zapałem uczą się tego i powtarzają, pragnąc jak najszybciej stać się prawdziwymi , doświadczonymi AA-owcami.

Wydaje mi się, że od samego początku, Wspólnota Anonimowych Alkoholików musiała i musi balansować, utrzymywać równowagę między próbami stworzenia organizacji, regulowanej jakimiś przepisami, normami, zasadami, a ciągotami o charakterze sekciarskim. Jedno i drugie – niestety! – ma pewne plusy, wydaje się czasem pociągające, jednak na dłuższą metę jest szalenie niebezpieczne.

Jaki cel i sens ma „odgórne” ustalanie (w Poradniku dla służb AA w Polsce), że alkoholik w AA może nazywać się weteranem po określonej liczbie lat abstynencji? Czy naprawdę służy nam samym oraz nowicjuszom powtarzanie, że „kto odchodzi od AA – ginie”? Pierwsze to próba wprowadzenia norm i przepisów, drugie to typowe sekciarstwo – zastraszanie, że odejście od nas źle się skończy.

Trzeźwienie, to powrót do normalności albo nauka normalności, jeśli ktoś nie ma do czego wracać, a trzeźwość to normalność. Tajemny, udziwniony język nie jest, niestety, elementem normalności. Może warto poświęcić temu trochę uwagi i nie powtarzać bezmyślnie jakichś udziwnień. Dla naszego wspólnego dobra oraz dobra tych, którzy do AA mogliby kiedyś trafić.




--