piątek, 27 czerwca 2025

Przemyślenia o skuteczności

Czasem w dyskusjach posługuję się informacją o skuteczności leczenia odwykowego, zaczerpniętą z forum dla profesjonalistów. Według nich do 7% alkoholików po terapii utrzymuje dożywotnią abstynencję. 


Jednak zdałem sobie sprawę, że nie są to dane najnowsze. Więc koleżanka znalazła mi nowsze. Co ciekawe, dotyczą one zarówno AA jak i terapii odwykowej. „Psychopatologia” Lidii Cierpiałkowskiej wydana została w 2008 roku, a w 2022 roku ukazało się wznowienie.


Przy rozważaniu na ten temat ważniejsze od liczb (48% - wow!) wydają mi się dwie inne kwestie:
1. Co konkretnie i dokładnie oznacza „skuteczność” w leczeniu odwykowym alkoholików?
2. Jakimi metodami badawczymi (metodologia – konkretnie!) posługiwali się profesjonaliści, którym takie lub inne wyniki wyszły?

Dodam może, że w moim przekonaniu skuteczność mierzona w okresie innym niż dożywotnio, nie stanowi informacji wiarygodnej ani sensownej. Chyba że za sensowne przyjąć stwierdzenie: sto razy rzucałem picie i zawsze się udawało. Inne, podobne, to: operacja się udała, ale pacjent zmarł.

Gdyby ktoś wiedział (WIEDZIAŁ, a nie tylko wydaje mu się), jak profesjonaliści badają skuteczność i co przez nią rozumieją, to byłbym wdzięczny za podpowiedź.

wtorek, 17 czerwca 2025

Fantazmaty na temat rodziny

Ze dwadzieścia lat temu wpadł mi w ręce list/artykuł napisany do jakiegoś czasopisma przez syna doktora Boba, Roberta (ur. 05.06.1918), znanego jako „Smitty”. Doktor Bob miał też adoptowaną córkę Sue, ale o niej później.

Sue Windows

 


Ten artykuł to nie była wersja elektroniczna, a po prostu kartka papieru z skserowanym tekstem. Niestety, gdzieś mi zniknęła i nawet nie wiem, kiedy. W tamtych czasach nie wydawał mi się ten artykuł specjalnie ważny. Nie dziwiło mnie też, że Smitty delikatnie, ale zdecydowanie weryfikował przekonania ojca, co do rzekomo wspaniałego życia po zaprzestaniu przez niego picia. Wtedy większość alkoholików żyła podobnie – na mityngach opowiadaliśmy, jak to w rodzinie jest coraz lepiej, i może nawet czasem w to wierzyliśmy. Tym niemniej często zdarzało się, że nasze żony sugerowały, żebyśmy w końcu poszli się napić, bo bez alkoholu jesteśmy nie do wytrzymania. Też opowiadałem, że w domu się poprawia – wydawało mi się, że tak należy, że przecież wszyscy tak robią. I rozpaczliwie chciałem wierzyć, że może jeszcze nie dziś, ale już niedługo stanie się to prawdą.

Po dłuższym czasie zorientowałem się, że nie ma sensu pytać alkoholików o relacje w rodzinie, bo... może nie tyle kłamią, co fantazjują, koloryzują, ale przede wszystkim opowiadają o swoich wyobrażeniach, nadziejach i oczekiwaniach w tym temacie, a nie o tym, co realnie jest. Kiedy mówiłem alkoholikowi, żeby mi już nie gadał o swojej szczęśliwej rodzinie, bo o to, to ja spytam jego żonę i dzieci, w wielu oczach widziałem przerażenie. Jednak niektórzy wierzyli w te swoje opowieści i bardzo możliwe, że ich rodziny by je potwierdziły... do czasu.

Minęło jeszcze więcej lat (musiało, bez tego by się nie obeszło) zanim zaobserwowałem powtarzające się zjawisko. Nie było tak zawsze, ale na tyle często, że zwracało to uwagę. Chodzi mianowicie o taki oto rozwój zdarzeń: alkoholik przestaje pić, nawet realizuje Program ze sponsorem, czy jakieś terapie, w jego rodzinie się wyraźnie poprawia i wydaje się to prawdziwe, a żona potwierdza. Tyle, że po 10-15 latach tego małżeństwa już nie ma, rozpadło się. Jak to, dlaczego, dlaczego skończyło się tak źle, skoro wydawało się, że jest już tak dobrze?

Po wielu rozmowach zarysował się pewien schemat. Żona i sterowane przez nią dzieci chodzą wokół wspaniałego ojca na paluszkach – żeby się nie zezłościł i nie wrócił do picia. Później, widząc jego starania, całkiem realne zresztą, udają szczęśliwość nadal, żeby go nie zniechęcić, żeby znowu nie było picia i bicia. Poza tym zmiany jakieś jednak są, więc można mieć nadzieję, że poprawiać będzie się dalej. Kolejny etap to pogodzenie się, że zmiany się skończyły, że lepiej już nie będzie. Mają przy tym świadomość, że alkoholik jednak się starał, zaczynają rozumieć, że na poważniejsze zmiany, nie ma co liczyć. Może nie jest do nich zdolny, może za mocno wbili mu do głowy, że egoizm to dobra postawa życiowa, a wady można przerzucić na Boga i nadal trenować je na bliskich, kto wie? W każdym razie żony godzą się z tym, co jest. Dla świętego spokoju, dla dobra dzieci, bo sąsiedzi, bo ksiądz... Bywa, że tak już zostaje do końca życia. Ale czasem jednak nie. Dzieci dorastają, zadają niewygodne pytania, formułują jakieś pretensje. Nie można ich już postraszyć zmarszczeniem brwi, a o biciu mowy nie ma, bo oddadzą. Matka dochodzi do wniosku, że jednak nie, nie zgadza się, nie chce bylejakości do końca swoich dni. Owszem, jest nieco lepiej, bo typ nie pije, ale to wcale nie znaczy, że jest dobrze. To już droga do rozstania.

Bill zaczął pisać „Anonimowych Alkoholików”, gdy od umownego początku AA (ostatnie picie doktora Boba) minęły trzy lata. Trzy lata! Nie trzynaście, nie trzydzieści... tylko trzy. Czy to była podstawa, by snuć wizje o przyszłości rodzin alkoholowych? Większość z tych kilkudziesięciu alkoholików miała w tym momencie kilka-kilkanaście miesięcy abstynencji! Na jakiej podstawie autor książki ubrdał sobie, że wie, jak będzie wyglądała przyszłość rodzin alkoholików???


Przykład, jak to było naprawdę. Bill i Lois nie mieli dzieci. Doktor Bob miał syna, o którym było na początku, i adoptowaną córkę. Doktor nie akceptował jej chłopaka, Ray’a Windowsa i żeby ją od niego odciągnąć, podsuwał jej alkoholika Erniego Galbraitha. Jego historia znalazła się w pierwszym wydaniu WK pod tytułem „The Seven Month Slip” (Siedmiomiesięczny poślizg). W wydaniu drugim już jej nie było, bo Ernie wrócił do picia. Wracał zresztą do nałogu wiele razy, do końca życia, po równie wielu nieudanych próbach utrzymania abstynencji.
Sue i Ernie Galbraith, którzy rozwiedli się około 1965 roku, mieli syna Mickey’a i córkę Bonnę. Bonna, czyli wnuczka doktora Boba, w 1965 roku popełniła samobójstwo po tym, jak najpierw zabiła swoje sześcioletnie dziecko.
Tak wygląda realna opowieść o przyszłości alkoholowej rodziny...


W poprzednim wydaniu polskiej Wielkiej Księgi dziewiąty rozdział zatytułowany był „Wizja rodziny przeobrażonej”. W wydaniu z 2018 roku mamy „O rodzinie”. Jedno i drugie jest przetłumaczone błędnie, bo w oryginale jest to „The Family Afterward”. Zastanawiające jest, czemu tzw. tłumacze coś takiego zrobili? Czyżby za wszelką cenę próbowali ukryć fakt, że są to fantazje, rojenia, przewidywania, nadzieje i marketing Billa, a nie rzeczywistość?

piątek, 13 czerwca 2025

Nareszcie wszystko jest jasne

W nowej Skrytce 2/4/3 nr 3(178)2025 wyczytałem, że... Przewodnicząca Rady Powierników zaprezentowała Plain Language Big Book – narzędzie do czytania Wielkiej Księgi. I wreszcie wszystko stało się jasne, pojawiła się też nadzieja, że skończą się wreszcie wątpliwości, dyskusje i spory. Plain Language Big Book to nie jest nasza Wielka Księga, tyle że napisana prostym językiem. To jest jedynie narzędzie do czytania właściwej Wielkiej Księgi, to jest książki "Anonimowi Alkoholicy". To podobnie jak z łyżką. Łyżka jest narzędziem do jedzenia zupy, ale... nie jest zupą i zupy nie zastępuje! Inny prosty przykład: okulary są narzędziem do czytania tekstu, ale nie są tekstem.

Wydaje się, że powinniśmy być wdzięczni za uporządkowanie i wyjaśnienie tej kwestii.

środa, 4 czerwca 2025

Weterani - skromność i pycha

Pamiętam przeczytaną gdzieś dawno temu historyjkę. Członkowie AA wpadli na pomysł, żeby kiedyś, po śmierci Billa i Boba, wybudować im obu okazały grobowiec, może jakieś mauzoleum. Kierowali się wdzięcznością i nie mieli na myśli nic złego. Kiedy dowiedział się o tym doktor Bob, powiedział do Billa zniesmaczony, że to nie jest właściwe, bo oni są jedynie dwoma pijakami, którzy tylko przestali pić. I na tym stanęło, pomysł nie został zrealizowany.

Na cmentarnych nagrobkach Williama G. Wilsona i doktora Roberta Holbrooka Smitha nie ma ani jednego słowa o wielkim dziele, którego wspólnie dokonali, ani nawet jednego słowa o AA.



Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa z nagrobkiem niejakiego Clarence’a Snydera. Napis na nim głosi: HE LED THE WAY IN AA (Prowadził w AA, Przewodził w AA, Był na czele w AA, Był liderem AA lub coś w tym stylu.). No cóż... alkoholicy jednak nie są tacy sami, nie są takimi samymi ludźmi.


niedziela, 1 czerwca 2025

Rozważania o przekonaniach

Widziałem gdzieś w Internecie obrazek: facet siedzi za stołem, połowę jego twarzy widać normalnie i jest ona zwyczajna, ale druga połowa twarzy, widoczna jest przez szkło butelki wódki, i ta część oblicza przypomina diabła. W związku z tym przyszły mi do głowy pewne wspomnienia, doświadczenia.

Podobno typowa skłonność alkoholików (pijących oraz utrzymujących abstynencję) do operowania skrajnościami, do czarno-białego, zero-jedynkowego postrzegania świata, samych siebie i innych ludzi. Nie była znana w czasach Billa i Boba, nie pojawia się w literaturze AA. Dowiedziałem się o tym podczas terapii odwykowej, więc około roku 1999. Wtedy miało to być stosunkowo nowe odkrycie. Pamiętam jak terapeutka wyjaśniała, że to efekt „mechanizmu rozproszonego ja” i postrzegania siebie w kategoriach: ja pijany-zły, ja trzeźwy-dobry. W sumie mało mnie to obchodziło, ale zacząłem zauważać w naszym środowisku (terapia i AA) takie właśnie skłonności u alkoholików i samego siebie. I to bez względu na okres abstynencji i ewentualne przebudzenie duchowe. Jeszcze trochę później dostrzegałem je także w literaturze AA, głównie w niektórych wypowiedziach Billa, na przykład: „Bóg jest wszystkim albo niczym”.
Można się zastanawiać, jak to w końcu jest z tym niby całkowitym wyzdrowieniem, skoro delikwent ma nadal objawy psychiczne choroby alkoholowej, ale... to też mam w nosie. Staram się tylko nie wpadać w pułapkę takiego myślenia, nie pozwalać sobie na nie.

Drugie skojarzenie dotyczy pewnego specyficznego oceniania siebie, swoich postaw, zachowań, przekonań, przez niektórych alkoholików. W ostatnim czasie rzadziej uczestniczę w mityngach, wiec nie mam pewności, czy tak jest nadal, ale wcześniej, często słyszałem wypowiedzi, z których wynikało, że alkoholicy to w sumie tacy dobrzy, wrażliwi ludzie, i gdyby nie te lata picia, to w sumie nie byłoby tak źle, a może nawet całkiem dobrze.
Moim zdaniem alkoholicy nie są ludźmi wrażliwymi, ale przewrażliwionymi na własnym punkcie, a to jednak nie jest to samo. Jednak ważniejsza wydaje mi się skłonność wielu alkoholików do ciągłego poszukiwania winnych, do przerzucania winy na kogoś lub coś innego. Gdybyście mieli tak podłą żonę, takiego wrednego szefa i tak rozwydrzone dzieci, to też byście pili. To nie moja wina, to tylko ten zły alkohol, „wróg podstępny i przebiegły”, wywołał całe zło w moim życiu. To nie moja wina, że nadal kradnę i kłamię, to Bóg mi tej wady nie zabrał, a przecież deklarowałem, że chcę itd. Itd. Itd. Choć Wielka Księga i nie tylko ona wyraźnie wskazuje kolejność: najpierw były wady charakteru, psychiczne wypaczenie i wynaturzone instynkty, później picie i upijanie się, wielu z uczestników mityngów zdaje się tego nie widzieć, nie przyjmować, negować.

"Nasze picie było tylko objawem. Musieliśmy zatem dotrzeć do przyczyn i uwarunkowań" [WK z 2018 roku, s.64].

"Opisz mu to psychiczne wypaczenie, które prowadzi do pierwszego kieliszka rozpoczynającego ciąg" [WK z 2018 roku, s.93].

"Jakiekolwiek były to wady, to one wpędziły nas w potrzask alkoholizmu i nieszczęść" [12x12, s. 55].

Gdy postrzeganie rzeczywistości wywołuje przykrość, wtedy poświęca się prawdę – Zygmunt Freud. Czy jednak nie jest tak, że wielu z nas chętnie poświęci prawdę dla dobrego samopoczucia i lepszego mniemania o sobie?

czwartek, 22 maja 2025

Jesienna edycja warsztatu

Jesienna wersja warsztatu KzK w Woźniakowie, październik 2025:




Dla zainteresowanych: zostaw w komentarzu swój numer telefonu, a dostaniesz esemesem numer do Agnieszki.

czwartek, 15 maja 2025

Interpretacja, a przerabianie

Dwanaście Kroków zawiera niewiele wskazań absolutnych. Większość Kroków poddaje się elastycznej interpretacji, zależnie od doświadczenia i światopoglądu jednostki [„Jak to widzi Bill”].

Słuchałem podczas mityngów wypowiedzi alkoholików na temat sposobów praktycznej realizacji Piątego Kroku i miałem coraz większe wątpliwości, czy w naszej, polskiej wersji Wspólnoty, pojęcie „interpretacja” jest rozumiane właściwie albo w ogóle jakkolwiek. Więc może wyjaśnijmy sobie, że interpretacja, to wydobycie, uwypuklenie, wyjaśnienie czegoś, to przypisanie czemuś określonego znaczenia, a wreszcie jest to sposób wykonania czy odtworzenia.

Krok Piąty: Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Sponsor powinien wyjaśnić podopiecznemu znaczenie tego Kroku, wytłumaczyć, czemu on służy, czym jest, a czym nie jest (nie jest na przykład religijną spowiedzią) oraz – co zapewne najważniejsze – objaśnić sposób wykonania czyli realizacji praktycznej tego Kroku. I to właśnie jest interpretacja!

Słuchałem doświadczeń alkoholików (płci obojga) i coraz bardziej rozumiałem, że nie stawiali oni Piątego Kroku Anonimowych Alkoholików, ale coś zupełnie innego. Postanowiłem, analizując relacje o realizacji, zorientować się, jak może brzmieć ten punkt w ich tajemniczym programie. To był mityng, więc nie mogłem zwyczajnie i po prostu dopytywać. Ostatecznie wyszło mi, że mogłoby to być coś takiego:
Punkt piąty – przeczytaliśmy sponsorce listę błędów popełnionych przez całe życie, choćby miało to zająć kilkanaście godzin, a następnie wysłuchaliśmy jej wyznania na temat istoty naszych błędów, do których obowiązkowo i zawsze zalicza się zbyt mały poziom zaufania bogu.

Przypomniały mi się wtedy, że słyszałem kiedyś także i inne elementy programu, który Programem AA zdecydowanie nie był, a jeśli nawet ze Wspólnoty AA początkowo pochodził, to uległ takim modyfikacjom, które całkowicie przekraczają granice sensownej interpretacji. Przykładem niech będzie Krok Czwarty. Elementem elastycznej interpretacji może być, dla przykładu, kwestia listy lub tabel, a jak tabel, to których. Jeśli jednak sponsor usuwa z Kroku Czwartego pewne elementy, np. listę/tabelę osób skrzywdzonych (stanowiącą podstawę późniejszej pracy na Kroku Ósmym), to już nie jest interpretacja, ale po prostu jakaś dziwna cenzura.

Krok Piąty stanowi coś w rodzaju autodiagnozy. Analizując wpisy w tabelach poprzedniego Kroku, podopieczny odkrywa istotę swoich błędów. Swoich, a nie cudzych! Oczywiście sponsor może trochę w tym pomóc, coś wyjaśnić, podpowiedzieć, ale to jest praca i odkrycie podopiecznego. Nie pozwoliłbym sobie decydować o czyjejś istocie błędów. Nie stawiać diagnoz komuś i za kogoś nauczył mnie przypadek Janka, który wracając po zapiciu stwierdził: zaczęło mi się wydawać, że mnie źle zdiagnozowali. Jeśli diagnoza nie była moja, ale cudza, to za rok lub lat dziesięć, mogę ją zakwestionować. I – jako alkoholik – prawnie na pewno kiedyś to zrobię.

Inny przykład kompletnie wynaturzonego rozumienia idei Programu AA, bo o żadnej interpretacji nie ma tu mowy, to Krok Dziewiąty: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
Kilka razy usłyszałem, że to „ich” dotyczy alkoholika, który stawia ten Krok. Przykład: ukradłem Ziutkowi sporą sumę. Wydawałoby się, że powinienem mu oddać, ale jeśli zwrot takiej sumy uszczupliłby mój i mojej rodziny stan posiadania, czyli zranił mnie i rodzinę, to zwracać absolutnie nie muszę. Jeśli przeproszenie kogoś za coś, co zrobiłem, miałoby spowodować, że będę się wstydził (zranienie), to przepraszać nie ma potrzeby i nawet nie należy. Można tu dorzucić tzw. zadośćuczynienie pośrednie, skopiowane ze Wspólnoty Anonimowych Narkomanów.

My, alkoholicy, nie jesteśmy tacy sami. Choć objawy alkoholizmu miewamy podobne. To oznacza, że elastyczna interpretacja jest podczas pracy ze sponsorem często niezbędna. Dobrze byłoby jednak umieć odróżnić elastyczną interpretację od szalejącej, sekciarskiej samowoli.