środa, 28 października 2009

Alkoholizmu zaklinanie

Dzięki znakomitej organizacji przyjaciela z… Wielkopolski, w ciągu dwóch dni miałem okazję wystąpić jako spiker na jedynej chyba w Polsce grupie, której wszystkie spotkania zawierają jakąś „spikerkę”, w wieczorze autorskim, w nagraniu audycji radiowej oraz w kilku innych, równie ważnych spotkaniach i rozmowach. Na temat swojego życia, picia, alkoholu, alkoholizmu, leczenia odwykowego, programu zdrowienia Wspólnoty AA i tego, jak go rozumiem i stosuję, nagadałem się więcej niż normalnie przez pół roku. Prawdopodobnie tylko dzięki temu rzuciło mi się w uszy coś szczególnego – wszystkie pytania, jakie zadawali mi alkoholicy (i nie tylko!), a było ich naprawdę wiele, dotyczyły w zasadzie tylko trzech zagadnień: mityngów AA, sponsorowania oraz, w niewielkim stopniu, anonimowości. Skłoniło mnie to do pewnych przemyśleń. A oto garść wniosków, jakie z nich wyciągnąłem.

Alkoholizmu zaklinanie

W Polsce sponsorowanie we Wspólnocie AA właściwie nie istnieje (stan na jesień 2009). Wyjątków jest tyle, co kot napłakał, więc jedynie potwierdzają one regułę. I tak jest w zasadzie od samego początku, to jest od chwili, gdy psychologowie, lekarze i terapeuci założyli w naszym kraju Wspólnotę AA. Czemu przywieźli tu i przeszczepili na nasz grunt ideę mityngów, pomijając kwestię sponsorowania? Nie wiem. Dziś można już tylko zgadywać. Może nie wydawała się im potrzebna, może o niej nie wiedzieli, lub jej nie rozumieli, może nie chcieli niewolniczo naśladować „zgniłego zachodu” (warto pamiętać w jakich czasach się to działo), może wreszcie rolę sponsorów automatycznie i w sposób naturalny przydzielili sobie zakładając, że w naszych warunkach sami powinni ją pełnić. W każdym razie sponsorowanie u nas leży i ten stan rzeczy przez ostatnie trzydzieści pięć lat zmienił się w stopniu minimalnym. Jednak za to, że dzieje się tak nadal, stale i wciąż, odpowiadamy już my sami, nikt inny. Oni w najlepszej wierze zrobili, co mogli i chwała im za to.
Czasem odnoszę wrażenie, że w chwili obecnej Wspólnota AA w Polsce traktowana jest i rozumiana, jak umiarkowanie ważny dodatek do psychoterapii odwykowej. Alkoholik może się ewentualnie mityngami Wspólnoty AA zainteresować w jakiejś wolnej chwili, ale właściwie to wcale nie musi.
 
W początkowym okresie zdrowienia alkoholika, nowego członka Wspólnoty AA, zasada anonimowości interesuje tylko o tyle, o ile pomaga mu ukrywać to, że jest… alkoholikiem. Jakby całe jego otoczenie nie zdawało sobie z tego sprawy od dawna, wcześniej i lepiej od niego. Co gorsze, tak szczątkowo czy wręcz egoistycznie rozumiana idea anonimowości wydaje się całkowicie wystarczać bardzo wielu uzależnionym na całą resztę ich życia, poświęconą zresztą często bliżej nieokreślonemu „trzeźwieniu”.
 
Program zdrowienia proponowany przez Wspólnotę AA, mimo że czytany na każdym pewnie mityngu w kraju, w praktyce jest prawie nieznany, a jeszcze rzadziej realizowany.
 
W tej sytuacji powiedziałbym, że może nawet 95% wysiłku, sił, środków, czasu, zainteresowania, zaangażowania, skierowana jest tylko i wyłącznie na udział w mityngach. W Polsce Program zdrowienia Wspólnoty AA, Kroki, Tradycje, Koncepcje, praca ze sponsorem, służby, wszystko to razem wydaje się mieć mniejszą wagę niż chodzenie na mityngi.
 
Dzięki propozycji Wspólnoty AA mogę wytrzeźwieć. Właśnie tak, wytrzeźwieć! Nie wyleczyć się z choroby alkoholowej, bo Anonimowi Alkoholicy nie dysponują żadnym programem medycznym i nie zajmują się leczeniem alkoholizmu, który notabene uważam za chorobę trwałą. Wytrzeźwieć. W procesie zdrowienia (emocjonalnego, duchowego, psychicznego, umysłowego) mogę wybrać drogę trudną, lub drogę łatwą. Doktor Bob twierdził, że droga trudna polega na samym tylko chodzeniu na mityngi*. Ja wybrałem tę łatwiejszą drogę i postanowiłem skorzystać z pełnej propozycji Wspólnoty, która opiera się na trzech elementach. Trzech, a nie jednym! Na jednej nodze, jak wiadomo, nie jest łatwo utrzymać równowagę. Te trzy elementy, o które chodzi to: 
1) praca ze sponsorem „na Programie” i realizacja tego Programu we własnym życiu,
2) służba podejmowana na różnych szczeblach we Wspólnocie Anonimowych Alkoholików,
3) mityngi, podczas których dzielę się doświadczeniami zdobytymi przy realizacji dwóch powyższych. 
 
Niestety, tę łatwiejszą drogę wybrałem nie od razu. Przez ponad dwa lata Wspólnota AA oznaczała dla mnie właściwie tylko i wyłącznie chodzenie na mityngi i tylko to (poza terapią odwykową) dla swojego zdrowienia wtedy robiłem. Chodziłem na mityngi. Punktów 1 i 2 nie realizowałem, a więc nie mogłem się z nikim podzielić żadnymi doświadczeniami w tym zakresie. Słuchałem innych alkoholików, owszem, i niektórzy z nich (niewielu) faktycznie mówiło o jakichś Krokach i służbach, ale z samego słuchania mnie doświadczeń i umiejętności przecież nie przybywało. Ignorowałem stare AA-owskie powiedzenie, które mówi, że ten Program działa, kiedy ja działam. A może przez „działanie” rozumiałem wtedy chadzanie na mityngi? Już nie pamiętam.
 
Utrzymywałem abstynencję, chodziłem na mityngi AA i… zaklinałem swój alkoholizm. Nie rozumiałem i nie starałem się zrozumieć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Nie pracowałem, nie czytałem, nie realizowałem, nie pełniłem służb, nie… Nie robiłem bardzo wielu rzeczy, ale – zaklinałem. Uczyłem się zaklęć i zaklinałem swój alkoholizm. Jakich zaklęć? Na przykład: „trzeźwienie”, „pokora”, „pogoda ducha”, „daj czas czasowi”, „AA jest jak mafia” i wielu innych, jakie w naszym środowisku można usłyszeć. 
 
Do czego służą zaklęcia? Dzięki nim można osiągnąć coś upragnionego, pożądanego, szybko, bez pracy i wysiłku, właśnie… samym tylko zaklęciem. Dokładnie tak, jak w przypadku: „stoliczku nakryj się!”.
„Trzeźwienie” w moim wykonaniu polegało na niepiciu i chadzaniu na mityngi. „Pokory” miałem pełną gębę, ale próbami zrozumienia czym jest postawa pokory i wprowadzeniem jej w życie, jakoś się bliżej nie zainteresowałem. „Pogodę ducha” rozumiałem jako stan spokoju, samozadowolenia i błogości, który w pewnym momencie miał na mnie spłynąć niejako samoistnie, w efekcie chodzenia na mityngi. Wreszcie „daj czas czasowi” pozwalało mi stale i wciąż wybierać „trzeźwienie” zamiast realnej pracy i konkretnych działań podejmowanych w kierunku zdrowienia. Szamańskie zaklęcia…
 
Od lat powtarzam do znudzenia, przy każdej okazji i bez okazji, że Program AA nie jest programem magicznym i żadne „hokus-pokus” choćby wypowiadane tysiące razy nie zmienią jakości mojego życia, nie pomogą odnaleźć w nim sensu, nie uzupełnią ewidentnego niedoboru podstawowych umiejętności społecznych, nie naprawią relacji z innymi ludźmi.
Obserwuję od lat, jak alkoholicy tacy sami jak ja, wybierają trudniejszą drogę. Jeśli robią to świadomie, po głębokim namyśle i po trzeźwym rozważeniu wszystkich „za” i „przeciw” – nic mi do tego, mają prawo, wolno im. Natomiast serce mnie boli wtedy, kiedy widzę, jak podejmują taką decyzję nie zdając sobie sprawy, że w ogóle jest jakiś wybór. Ale co ja mogę na to poradzić? Chyba tylko mówić, mówić, mówić. Opowiadać o sobie i swoim wyborze. O zmarnowanych dwóch latach. O tym, co osiągnąłem w swoim życiu wybierając trzy elementy zdrowienia zamiast jednego. Mogę też na ten temat, ten i wiele innych, napisać kolejną książkę. Nawet tytuł już mam gotowy. To będzie: „12 KROKÓW OD DNA”. 




--
* „Doktor Bob i dobrzy weterani”, strona 206.







Dużo więcej w moich książkach


1 komentarz:

  1. Tak było.
    Wtedy akurat przestałem pić i trafiłem na mityngi AA

    OdpowiedzUsuń