Podczas rozmowy ze sponsorem wspominaliśmy dawne czasy oraz zmiany, jakie zaobserwowaliśmy przez lata w polskiej wersji Wspólnoty AA. Pośmialiśmy się trochę, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że te nasze opowieści z pierwszych 5-10 lat w AA, dziś mogą się wydawać zupełnie egzotyczne. Bo w AA zmieniło się naprawdę dużo i wiele z tych zmian wydaje mi się korzystne.
Nigdy nie obawiajmy się pożądanych zmian. Oczywiście musimy odróżniać zmiany na gorsze od zmian na lepsze. Gdy jednak potrzeba zmiany - w pojedynczym człowieku, w grupie AA czy w całej wspólnocie - staje się wyraźnie widoczna nie możemy pozostać bezczynni. Istotą wszelkiego wzrostu i rozwoju jest gotowość do zmian na lepsze i gotowość do wzięcia na siebie odpowiedzialności za konsekwentne ich wprowadzenie [„Jak to widzi Bill”, s. 115].
Na swój pierwszy w życiu mityng przyszedłem w pierwszych dniach lipca 1998 roku. Grupa miała swoją nazwę, ale zwykle mówiliśmy, że idziemy na mityng na ulicę Głogowską albo do Stefana Były też mityngi u Mariana i u Józka. Nic dziwnego, jeśli jedna osoba prowadzi spotkania całymi latami, pełniąc też służbę skarbnika (zbieranie pieniędzy oraz zakupy kawy, herbaty i absolutnie wtedy obowiązkowych paluszków). Nikomu to nie przeszkadzało, raczej byliśmy zadowoleni, że ktoś inny odwala obowiązki i nie domaga się, żebyśmy to my cokolwiek robili. Powtarzano przecież często, że w AA nikt nic nie musi. O rotacji w służbach, owszem, coś tam słyszeliśmy, ale skoro nikt inny nigdy się nie zgłaszał…
W długiej wersji Tradycji Trzeciej Bill napisał: „Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań”, ale ja mam wątpliwości, czy uczestniczyłem wtedy w spotkaniach AA. Przypominało to jakiś klub abstynenta połączony z terapeutyczną grupą wsparcia, zorganizowane według zasad obowiązujących podczas zajęć grupowych psychoterapii odwykowej, z niewielkimi tylko elementami AA. Nawet to „utrzymanie trzeźwości” było nie do przyjęcia, bo przecież terapeuci orzekli, że alkoholik nie wytrzeźwieje nigdy – w najlepszym przypadku będzie trzeźwiejącym alkoholikiem do końca życia, bo w przypadku gorszym zapije się na śmierć. Powiedzenie głośno „wytrzeźwiałem” albo „jestem trzeźwy” oznaczało nawrót choroby alkoholowej i wyraźną chęć powrotu do picia.
Nie znaliśmy wtedy jeszcze większości literatury AA i nie potrafiliśmy jej odróżnić od innych pozycji literackich. Może dlatego uważaliśmy za bardzo mądrą i pomocną broszurę „Prawdy i zasady AA”. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że…
Gdybyśmy postępowali według zasad, ktoś musiałby je najpierw ustanowić i, co byłoby jeszcze trudniejsze, wymusić ich stosowanie. Doświadczenie pokazuje, iż zwykle kończy się to sporami pomiędzy ustanawiającymi, przede wszystkim w kwestii rodzaju zasad. Gdy zaś przychodzi moment wyegzekwowania danego rozporządzenia ["Język serca", s. 31].
Te „Prawdy i zasady” to pozycja zaaprobowana i zaakceptowana do druku przez Służbę Krajową Wspólnoty Anonimowych Alkoholików w Polsce. Do dziś ani Konferencja, ani Powiernicy nie wycofali swego poparcia dla tej publikacji, choć zawiera ona bardzo niewiele autentycznie przydatnych rad, za to całe mnóstwo błędnych, a nawet szkodliwych przekonań. Na przykład:
ile picia, tyle trzeźwienia, jeden Krok - jeden rok, nie dokonuj istotnych zmian w życiu podczas pierwszego roku trzeźwienia, nie ma złych mitingów, pozytywny albo zdrowy egoizm, nie stwarzajmy autorytetów we wspólnocie AA itp.
Po kilku latach zorientowałem się, że wiele z tych wczesnych przekonań nie tylko nie pomagało, ale wręcz utrudniało wytrzeźwienie, natomiast jedno nie ulegało dla mnie wątpliwości – twórcy tych różnych zasad i prawd nie chcieli zdobywać pieniędzy i władzy nad innymi członkami Wspólnoty. To prawda, że często nie mieli racji, ale działali w dobrej wierze, naprawdę starali się pomóc innym.
Z czasem nauczyliśmy się jakoś, choć pewnie nadal nie wszyscy, odróżniać literaturę AA od innych pozycji literackich, w tym bombastycznych poematów, różnych dezyderatów, listów Kiplinga, orędzi serca itp. to jest pozycji może i poprawiających na krótką chwilę samopoczucie, ale w żaden sposób nie pomagających alkoholikowi wytrzeźwieć – a po to przecież spotykaliśmy się na mityngach AA, żeby trwać w trzeźwości i pomagać innym ją osiągnąć.
Nie jest prawdą, że przed dwudziestu laty i wcześniej nie było znane sponsorowanie. Otóż było, ale nie miało żadnego związku z pracą na Programie. Sponsor był kolegą, który pomagał zrozumieć, co się na tych spotkaniach dzieje, mógł być powiernikiem, ale zwłaszcza potrzebny był do telefonowania, choćby w środku nocy, gdyby jego podopiecznemu zachciało się pić. Zgodnie z ówczesnymi przekonaniami, sponsor nie mógł być autorytetem. Oczywiście do pewnego stopnia był, choć głośno i oficjalnie deklarowaliśmy coś innego. Podobnie było z dłużej niepijącymi alkoholikami, zwanymi weteranami – niby wszyscy byliśmy równi, ale jednak weteranów słuchało się zdecydowanie inaczej.
Niepojęte może dziś wydawać się to, że nie istniały w Polsce żadne codzienne sugestie (przywiozłem je z Londynu w 2011 roku). Obecnie przez wielu nowicjuszy traktowane są jako obowiązująca część Programu AA, podczas gdy jest to co najwyżej materiał pomocniczy przy pracy ze sponsorem.
W czasach moich początków w AA ewidentne niedobory duchowości zastępowały, coraz bardziej rozbudowane, obrzędy i ceremonie. Przykład problemów, które wtedy poważnie rozwiązywaliśmy: jeśli w trakcie mityngu zgaśnie świeczka, to czy mityng jest „ważny” (cokolwiek to znaczy)? Laminat zawiera 24 punkty, czyli 12 Kroków i 12 Tradycji, a co należy zrobić, jak się zachować, jeśli na mityngu będzie więcej niż 24 osoby? Rozwiązanie i obowiązująca postawa – kolejni alkoholicy powinni z czcią ująć w dłonie laminat i przedstawić się imieniem, dodając obowiązujące określenie „alkoholik”.
Czy dwadzieścia lat zmian usunęło z polskiej wersji AA problematyczne lub po prostu błędne przekonania? Alkoholizm jest chorobą psychiczną, więc oczywiście – nie. W miejsce starych pojawiły się nowe i taka to zmiana. Podobnie jak i wcześniej, wynikają one z nieznajomości literatury AA oraz… strachu, bo może jeśli ktoś robi inaczej, to ja robię źle? Bezpieczniej czułyby się osoby zaburzone, gdyby mogły wymusić na całej Wspólnocie swoje przekonania i poglądy – kiedy wszyscy robią i myślą tak samo, to widocznie i ja robię dobrze.
I znowu przykład. Cytat, wypowiedź jednego z dyskutantów: „Kroki nie zawierają Programu”. A to cytat z WK (wyd. 2018, s. 59): A oto kroki, które postawiliśmy i które są sugerowanym programem powrotu do zdrowia…
Kolejny przykład błędnych przekonań: Programu Dwunastu Kroków nie wolno interpretować. I zdanie Billa W. na ten właśnie temat: Dwanaście Kroków zawiera niewiele wskazań absolutnych. Większość Kroków poddaje się elastycznej interpretacji, zależnie od doświadczenia i światopoglądu jednostki [„Jak to widzi Bill”, s. 191].
Nie liczyłem na palcach, ale częstsze niż przed laty wydają mi się przekonania ultra-religijne przy jednoczesnym wzmożeniu ruchów ateistycznych i antyklerykalnych. Jeszcze całkiem niedawno wpadło mi w uszy dawne przekonanie „moim sponsorem jest Bóg”.
Niektórzy w AA wierzą i upierają się, że w Wielkiej Księdze nie dokonano nigdy żadnych zmian; prawdziwa świętość, co? Oczywista bzdura. Lista zmian wprowadzonych w "Alcoholics Anonymous" począwszy od wydania pierwszego do czwartego:
https://silkworth.net/wp-content/uploads/2020/08/BB-Changes-01.pdf Może i nie są to zmiany znaczące, ale nie jest prawdą, że żadnych nie było.
Tak to już jest, że ludzie trzeźwi mają przekonania zbudowane na wiedzy i doświadczeniu, a nietrzeźwi mają przekonania zamiast wiedzy i doświadczenia.
Ludzie nie godzą się z rzeczywistością, próbują walczyć z uczuciami, które wywołują realne okoliczności. Tworzą wyimaginowane światy na podstawie swoich wyobrażeń, tego, co powinno być i co mogłoby być. Autentyczne zmiany można wprowadzić dopiero wtedy, kiedy się uzmysłowi sobie i zaakceptuje rzeczywistość. Dopiero wtedy możliwe jest jakiekolwiek realne działanie [David Reynolds, zwolennik japońskiej szkoły psychoterapii Mority].
Dość szybko przeminął, a może to tylko mnie się wydaje, że przeminął, ruch, w którym podopiecznemu sponsorzy gwarantowali szczęście po postawieniu Trzeciego Kroku.
Wydaje mi się, ale tego nie jestem pewien, że rośnie w AA liczba alkoholików, którzy do życia potrzebują mieć wrogów, czy przeciwników. Niby „przestaliśmy walczyć z kimkolwiek i czymkolwiek”, więc oni – w swoim mniemaniu – nie walczą, tylko starają się korygować u innych błędne przekonania. Bo sami mają, oczywiście, przekonania właściwe i jedynie słuszne. Kilka razy w życiu zaobserwowałem przedziwne zjawisko: kiedy z alkoholikiem ktoś się zgodził, przyznał mu rację, to on zmieniał poglądy, zaczynał przeczyć sam sobie, żeby tylko walczyć dalej. Pozornie było to śmieszne, ale świadczy o poważnym zaburzeniu. Tak więc wydaje mi się, że takich wojujących przed dwudziestu laty było mniej. Jednak przy tym upierał się nie będę; może wtedy byłem w AA jeszcze za krótko, żeby to zauważyć.
Ostatecznie po wielu latach dotarło do mnie, choć z trudem, że błędne przekonania są stałą składową Wspólnoty AA; zmieniają się jedne na inne, ale zawsze egzystują jakieś. Obserwowanie narodzin i rozwoju takich nowych cudacznych dziwolągów, może być fascynującym doświadczeniem – jeśli już jakoś pogodzimy się z faktem, że niektórzy alkoholicy zapłacą życiem za cudze przekonania. Elementem jakiej takiej pokory jest świadomość własnej niedoskonałości, a więc i niezdolności do uratowania wszystkich.
Jest takie pojęcie „otwarta głowa” lub „otwarty umysł”, często pojawiające się w naszej literaturze, bardzo cenione i ważne.
…starałam się mieć otwarty umysł niezależnie od tego, co ktoś mówił i jak głupie mi się to wydawało [WK, wyd. 2018, s. 398].
Pytam czasem na samym początku podopiecznych lub kandydatów na podopiecznych, czy w ogóle dopuszczają taką ewentualność, że coś jest w ich życiu inne, odmienne, niż im się teraz wydaje. Od niedawna zacząłem to pytanie stawiać alkoholikom z pewnego nurtu, specyficznej „szkoły”: czy dopuszczasz taką ewentualność, że coś tam może być inaczej, niż mówił ci sponsor? To może wydać się dziwne i niezrozumiałe, ale w AA są alkoholicy, którzy uważają swoich sponsorów za absolutnie nieomylnych i wszystkowiedzących. Jeśli coś usłyszeli od swojego sponsora, to musi (sic!) to być prawda absolutna. Dwadzieścia lat temu mieliśmy jednak większy dystans do przekonań i pomysłów innych alkoholików, także sponsorów.
Życie to ciągła zmiana, a jeśli nie lubi się zmian, to nie lubi się życia [William Wharton – „Niezawinione Śmierci”].
Uważam że niewątpliwie zwiększyła się świadomość uczestników mityngów i ogólny poziom trzeźwości członków AA; obserwowałem to przez wiele lat. Obawiam się jednak, że za kilka- kilkanaście lat czeka nas regres. Powoli przestaniemy wierzyć i rozumieć, że Anonimowi Alkoholicy dysponują realnym rozwiązaniem problemu alkoholizmu. Znowu, jak ćwierć wieku temu, staniemy się mało ważnym dodatkiem do profesjonalnej terapii odwykowej. I modlę się, żebym nie miał racji.
Nadal i nieustająco uważam ideę AA i Program Dwunastu Kroków za najważniejsze wydarzenie społeczne dwudziestego wieku. Jednak opierają się one na rzetelnej, nieprzyjemnej pracy, a coś takiego konsumpcyjnie nastawione społeczeństwo jest gotowe podejmować coraz rzadziej.
Nie jest najważniejsze, byś był lepszy od innych. Najważniejsze jest, byś był lepszy od samego siebie z dnia wczorajszego — Mahatma Gandhi.