niedziela, 29 stycznia 2023

Ignorancja zabija Wspólnotę

Wydawało mi się, że w przypadku alkoholizmu nic mnie już nie zaskoczy, natomiast niedawno zadziwiło mnie niesamowicie, kiedy przeczytałem, jak zwolennicy błędów w nowej WK podają argument, który potwierdza wyraźnie, że nie mają racji, słabiutko znają język polski, nie potrafią czytać ze zrozumieniem. Znowu rzecz dotyczy błędnie użytego w Dwunastej Tradycji słowa „osobowości”. Z jednej strony dziwne, że trwa to od 2018 roku, ale z drugiej, skoro błąd nadal nie został naprawiony, to się zwraca na niego uwagę do skutku.

Tradycja Dwunasta: Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze, że zasady są ważniejsze od osobowości.

Od osobowości? Od czyjej osobowości? Od jakiej osobowości albo jakich osobowości? A skoro nikt z „zaufanych sług” ani zespołu tłumaczy nie jest w stanie odpowiedzieć na te pytania, to może trzeba zacząć od określenia, co to jest ta „osobowość”.

Osobowość to «całość stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka» (zgodnie ze słownikiem). Osobowość człowiek ma. Każdy człowiek. I pewnie każdy inną. Oczywiście taka definicja „osobowości” pasuje do naszej Tradycji, jak pięść do nosa albo jak sekciarska próba zawładnięcia światem.

Na szczęście możliwa jest też inna definicja tej nieszczęsnej „osobowości”. Według niej „osobowość” to człowiek o cechach wyróżniających go spośród innych ludzi. Tu jednak jest pewien warunek. Żeby „osobowość” przyjęła takie właśnie znaczenie, niezbędne jest podanie atrybutu tej „osobowości”. Proste, znane wszystkim zapewne, także w AA, przykłady: osobowość medialna, osobowość, telewizyjna, osobowość sportowa, osobowość autorytarna itd., a więc „osobowość” plus jej atrybut (przydawka).

W tym momencie zwolennicy błędów wyciągnęli z Poradni PWN zapis: "Osobowość zatem to nie tylko zespół stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka, ale również osoba o określonych (niekiedy szczególnych) cechach psychicznych”*. Dumnie podetknęli mi go pod nos, nie rozumiejąc, ba! nie widząc nawet, że ten właśnie argument potwierdza, że nie mają racji. Kiedy mi osłupienie minęło, zapytałem: gdzie w Tradycji wymienione są te „określone (niekiedy szczególne)” cechy charakteru? Bowiem właśnie ten cytat pokazuje jasno, że niezbędny jest do rzeczownika „osobowość” atrybut (przydawka), że ta szczególna cecha charakteru musi być określona. OKREŚLNA. O-K-R-E-Ś-L-N-A. Więc znowu prezentacja przykładów: osobowość medialna, telewizyjna, polityczna, osobowość zaburzona…

Jaki atrybut, jaka określona cecha psychiczna, występuje w zdaniu: „…zasady są ważniejsze od osobowości”? Żadna, jak widać. I na tym właśnie polega błąd.

"Personality" (a tak podobno jest w oryginale) to może być osobowość, ale też może być osobistość, może też być indywidualność, może też być charakter i pewnie kilka innych. Zespół tłumaczy wybrał pierwsze znaczenie, tworząc błędny, niezrozumiały zapis. Skoro jednak tak się przykleili do tej „osobowości”, to zaproponowałem Tadkowi Ch., Tomkowi Ł., Ance O. (Sydney nie, bo za słabo zna polski), żeby do tych „osobowości” dodać atrybut „naszych”. Wtedy zdanie nie zawierałoby błędu i mielibyśmy: „…przypominając nam zawsze, że zasady są ważniejsze od naszych osobowości”. Tak, naszych, bo zasady AA nie obejmują wszystkich ludzi na ziemi, ale tylko nas, alkoholików, uczestników spotkań AA. Efektów - jak widać - nie widać.

Nie interesuje mnie wersja angielska - nie znam tego języka. Zresztą, po to właśnie zespół się zbierał (generując gigantyczne koszty), żeby w wyniku ich pracy powstała zrozumiała i czytelna wersja polska. Nie powstała, więc robota została wykonana nierzetelnie i nieudolnie, a ogromne kwoty zmarnowane.

Bardzo popularne jest w środowisku AA określenie „pokora”, czyli świadomość własnej niedoskonałości. Zdobyłem średnie wykształcenie techniczne i maturę, jestem księgarzem i pisarzem, robię sporo błędów, głównie interpunkcyjnych, ale pewnie nie tylko, ale przede wszystkim mam tego świadomość i dlatego moje książki wymagały pomocy korektora, a ja tego nie ukrywałem i się tego nie wstydziłem. Pokora, będąca wynikiem realizacji Czwartego i Piątego Kroku, nauczyła mnie, kim jestem i jaki jestem, co potrafię, a na czym kompletnie się nie znam, co umiem dobrze, a co słabo. Ale… rzetelna praca „na Programie” nie jest przecież we Wspólnocie obowiązkowa.

W artykule pochodzącym z Raportu Światowego Mityngu Służb AA w NJ w 2004 roku znaleźć można zdanie: Nasze przykre doświadczenie pokazuje, że ignorancja zabija AA.

Nie wiem czy zabija na całym świecie, ale jakie szkody wyrządziła w Polsce, przez nieudolnie i z licznymi błędami przełożoną WK, jakie rodzi rozłamy, już chyba wyraźnie widać. Może już czas uświadomić sobie, że we Wspólnocie AA w Polsce potrzebna jest poprawnie i zrozumiale przełożona Wielka Księga, bo… takowej nie mamy.





---


poniedziałek, 23 stycznia 2023

Prawda czy propaganda?

Kiedy Irena H. z Akron, podczas spikerki w Opolu, powiedziała, że w Polsce mamy problem z translacją WK, a alkoholicy w Ameryce z interpretacją tej książki, znałem już tę pozycję na tyle dobrze, że wiedziałem, o co jej chodzi. Bill W. nie pisał precyzyjnie, niestety, wiele fragmentów WK rodzi wątpliwości. Czy to dlatego, że nie umiał pisać, czy może za słabo znał wtedy (1938-39) alkoholików i nie wiedział, że przyczepią się wszystkiego, czy może chodziło o jedno i drugie – nie wiem. Faktem jest, że tekst książki miejscami sprawia kłopoty, a typowe cechy alkoholików sprawiają, że raczej nigdy Wspólnota nie wypracuje jakiejś jednolitej interpretacji.

Jak to zaobserwowało wielu psychiatrów, przekora jest rzucającą się w oczy cechą znacznej części alkoholików [12x12, s. 33].

Oto problematyczny przykład, pierwszy, jaki mi się przypomniał, i jeden spośród wielu:

Tak więc wspólnota rozwija się i ty również możesz się rozwijać wewnętrznie. Nawet gdybyś był sam - tylko z tą książką w dłoni. Mamy nadzieję, że zawiera ona wszystko, czego potrzebujesz. Przynajmniej na początek [WK, s. 142].

Czy to znaczy, że sponsorzy są zbędni? Bo wystarczy Wielka Księga w rękach alkoholika? A może chodzi w tym cytacie nie o trzeźwość, ale dosłownie o bliżej nieokreślony rozwój wewnętrzny? Czy książka „Anonimowi Alkoholicy” jest o wytrzeźwieniu, czy o rozwoju wewnętrznym? Na początek – to znaczy, do kiedy? Ile trwa początek? Może wreszcie ten fragment nie ma nic wspólnego z prawdą i jest tylko chwytem marketingowym, żeby książka dobrze się sprzedawała?

Jedno natomiast wychodziło Billowi bardzo dobrze – asekuracja.

Powtórzmy raz jeszcze: alkoholik niekiedy nie posiada wystarczająco skutecznej obrony psychicznej przed pierwszym kieliszkiem. Oprócz bardzo rzadkich przypadków ani on sam, ani z pomocą innego człowieka, nie jest w stanie obronić się przed chęcią wypicia. Owa obrona musi nadejść od Siły Wyższej [WK, s. 36].

Czytając to, wielu alkoholików jest zniechęconych i wystraszonych. Na co mi sponsor i cała ta Wspólnota – skoro okazuje się, że jak mi Bóg nie pomoże, to wszyscy ci ludzie nic nie znaczą. To po co mam chodzić do tego waszego AA? I po co czytać tę książkę, skoro tylko Bóg się liczy i bez Jego pomocy i tak mam przekichane?
W takim momencie trzeba zwracać uwagę na to, że nie posiada skutecznej obrony tylko „niekiedy” (Czyli ile? Jeden na sto? Jeden na milion?). Poza tym „oprócz bardzo rzadkich przypadków” oznacza, że jednak zdarza się inaczej.
Można też teraz zadać nieco przewrotne pytanie, ilu znasz ludzi, którym pomógł osobiście Bóg, a ilu znajomym alkoholikom pomógł sponsor, literatura (w tym Program), mityngi i służby?

Ani Wielka Księga, ani tym bardziej cała reszta literatury AA, nie jest jednoznaczna, choć rozumiem, że alkoholicy czuliby się bezpieczniej, gdyby tak właśnie było. Też mi się kiedyś marzyło. I żeby sponsorowanie było tylko według jednej, jedynie słusznej i zatwierdzonej metody. Później wytrzeźwiałem i przestałem kopać się z faktami. Tak nie jest i już nigdy nie będzie – choćby w związku z faktem śmierci autora/autorów.

Dwanaście Kroków zawiera niewiele wskazań absolutnych. Większość Kroków poddaje się elastycznej interpretacji, zależnie od doświadczenia i światopoglądu jednostki [„Jak to widzi Bill”, s. 191].

Oczywiście można te trudności mnożyć w sumie w nieskończoność. „Niewiele” to ile, ale konkretnie? „Większość”, czyli które tak, a które nie? Kto miałby o tym decydować?

I zabawa trwa... od prawie stu lat. :-)


piątek, 20 stycznia 2023

Najważniejsze jest w życiu...

Jeśli nasz obraz rzeczywistości jest zniekształcony, to jak możemy racjonalnie działać? Podobnie z naszą hierarchią wartości. Czy zawsze dążymy do tego, co jest dla nas najważniejsze? Czy w ogóle wiemy, co jest dla nas najważniejsze? Nieprzemyślana hierarchia wartości, pełna ukrytych sprzeczności, oraz bez jasno sprecyzowanych priorytetów, to poważne źródło zakłóceń w naszym życiu [„O stawaniu się stoikiem”].

Kiedy przeczytałem te zdania, pomyślałem, że ich autor, Tomasz Mazur, pisarz, filozof, popularyzator współczesnego stoicyzmu, trafnie opisał alkoholizm, choć jego książka dotyczy czegoś zupełnie innego i nie sądzę, żeby miał o chorobie alkoholowej jakieś pojęcie.

Przez lata picia o żadnym racjonalnym działaniu nie było mowy. Poważnie zaburzona hierarchia wartości? Oczywiście! Ważne i priorytetowe było, żeby się napić, uniknąć konsekwencji picia, zdobyć środki na następne picie itp.
Później już nie piłem, ale swoje priorytety z pierwszych trzech lat abstynencji uważam nadal za niezbyt normalne czy powszechne, choć – jak sądzę – przynajmniej zrozumiałe i usprawiedliwione: była to koncentracja na niepiciu i zaszczepiony na terapii strach przed alkoholem. Nie powinno to trwać aż tak długo, ale takie były czasy, więc… OK.

Właściwie dopiero Program AA wymusił na mnie jaki taki kontakt z rzeczywistością i uświadomił mi potrzebę uporządkowania priorytetów. W „Alkoholiku” (s. 304) pisałem, że… Z moich duchowych priorytetów nie wynikało właściwie nic, poza może wyrzutami sumienia, bo nie potrafiłem realizować ich w praktyce, nie umiałem być przyzwoitym człowiekiem.

Zacząłem uważniej słuchać mityngowych wypowiedzi, w których miałem nadzieję doszukać się informacji o tych priorytetach alkoholików niepijących już od wielu lat i koncentrujących się na duchowym rozwoju. Po dłuższym czasie zauważyłem z rozczarowaniem, smutkiem i zniechęceniem, że i w tym temacie w AA w Polsce pojawiają się i znikają różne mody. Przez jakiś czas większość na mityngach żarliwie deklarowała, że teraz to w ich życiu najważniejszy jest Bóg, by – po kilku lub kilkunastu miesiącach – twierdzić, że rodzina.

Gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele [„Wywieranie wpływu na ludzi"].

Nie interesowało mnie czy wszyscy oni mówią prawdę, czy też nie – to nie była moja sprawa. Jedynie zrozumiałem, że podczas mityngów odpowiedzi dla siebie nie znajdę. Tę robotę musiałem wykonać sam. Głównie poprzez poważne rozważania i medytacje, ale też uważną obserwację codziennego życia.

Dość szybko zorientowałem się, że na pierwszych miejscach mojej listy priorytetów nie ma ani pracy zawodowej, ani rodziny. A czy najważniejsze jest dla mnie życie? Bardzo dobre pytanie, na które odpowiedziałbym: tak, ale… ale nie każde życie. Gdybym miał żyć jako pijący, brudny menel na ulicy, to prawdopodobnie szukałbym sposobu na to, żeby jakoś zwrócić Bogu Jego dar. To może po ponad dwudziestu latach niepicia nadal najważniejsza jest dla mnie abstynencja? I to był traf w dziesiątkę. Jeśli nadal jestem alkoholikiem, a jestem, wbrew kolejnej modzie, to najważniejsza jest jednak w moim życiu abstynencja. Cała reszta prawdziwych i realnych wartości (uczciwość, przyjaźń, odpowiedzialność, ta część z Boga, która jest w każdym i inne) obecna jest w moim życiu, bo nie piję. Jeżeli wrócę do picia, to wszystko to… nie, może nie tyle straci znaczenie, co stanie się niemożliwe do realizowania.

Wszystko to przyszło mi do głowy, gdy na internetowym warsztacie Krok za Krokiem (KzK), jak to w styczniu, pojawiły się tematy związane z Krokiem Pierwszym. Mamy go zrealizować w stu procentach, ale czy to znaczy, że jeden raz? Bo na mityngach była i taka moda, żeby deklarować, że pierwszych dziewięć Kroków alkoholik może postawić raz w życiu i o nich zapomnieć, i mu to wystarczy, bo przecież są jeszcze trzy ostatnie. Obecnie, kilka dni po rocznicy, nie planuję zapominać o Kroku Pierwszym.

Myślę, że bezpieczniej jest budować życie na okruchu Prawdy* we własnej duszy niż na AA-owskich modach.




---

poniedziałek, 16 stycznia 2023

Wiedza czy tytuł nauczyciela?

Sprzed wielu lat przypomniał mi się obrazek, dość schematyczny, prosty rysunek. Opartych o bar stoi dwóch facetów. Widać ich od tyłu i w zasadzie tylko od pasa do ziemi. Stoją w takiej samej pozie, mają identyczne spodnie, jeansy, ale jeden, ten po lewej, na tylnej kieszonce ma napis Levis, a drugi, po prawej, napis Szarik. Jakby spoza kadru słychać głosy niewidocznych kobiet: o rany, patrz jaki w porządku jest ten z lewej!

Kiedy czytałem komentarze na blogu, przyszła mi na myśl scenka. W salce mityngowej siedzi przy stole dwóch alkoholików. W podobnym wieku, dobrze ubranych, o podobnej aparycji. Z ich wypowiedzi wynika, że mają podobny staż abstynencji i obu podobnie dobrze się teraz żyje. Jeden realizował Program z Ziutkiem z Kobyłki, ale za to drugi z samym… samą… z Ameryki, Londynu, Brukseli itp.

Który z nich jest trzeźwiejszy, czytaj: lepszy? Którego z nich zebrani alkoholicy powinni słuchać z większą uwagą? 

środa, 11 stycznia 2023

Błąd afirmacji alkoholików

Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli. [Laurent Gounelle, „O człowieku, który chciał być szczęśliwy”]

Czym alkoholicy różnią się od innych ludzi? Alkoholicy są tacy sami, jak inni ludzie, tylko bardziej. [Meszuge - parafraza]

Od wielu lat obserwuję na forach internetowych, w komentarzach blogowych, podczas różnych warsztatów i spikerek, także na mityngach, choć tu nieco rzadziej, tendencję alkoholików do wpadania w pułapkę potwierdzania. Pułapka potwierdzania, zwana też błędem afirmacji, to tendencja do wyszukiwania, a nawet w ogóle dostrzegania, tylko tych informacji, które potwierdzają wcześniejsze przekonania i ignorowania im zaprzeczających.

Przykład. Alkoholicy Anonimowi w Polsce dzielą się na takich, którzy uważają, że wyzdrowienie z alkoholizmu jest możliwe oraz tych, którzy wierzą, że jest to choroba nieuleczalna. Jedni widzą podtytuł WK „historia o tym jak tysiące mężczyzn i kobiet wyzdrowiało z alkoholizmu”, za to drudzy stwierdzenie: „Nie wyleczyliśmy się z alkoholizmu” [s. 86].

Jest to przykład najprostszy, bo wiadomo, że różnica związana jest z niuansami językowymi. W języku polskim „wyzdrowiał” i „wyleczył się” to w zasadzie synonimy, ale w angielskim „recovery” i „cure” to różne pojęcia. Ale mniejsza z tym, chodzi o błąd afirmacji.

Bill W. nie był pisarzem, swoją drogą nie znalazłem informacji o jego wykształceniu, ale może coś przeoczyłem, pisał, jak umiał, pisał szybko, żeby jak najszybciej się wzbogacić, nie sądzę, żeby przewidywał, że jego teksty będą tak drobiazgowo analizowane, więc wszystko to powodowało, że nawet w samej tylko Wielkiej Księdze czasami nie był konsekwentny. Taka sytuacja sprzyja błędom afirmacji. Jeśli alkoholik podchodzi do książki z przekonaniami swojego sponsora, to i nic dziwnego, że będzie widział tylko te fragmenty, które je potwierdzają. Ba, są sponsorzy, którzy nakazują podopiecznym czytać TYLKO określone fragmenty tekstu! Kiedy pierwszy raz usłyszałem o takich niecnych praktykach, najpierw nie mogłem w to uwierzyć, a gdy zobaczyłem pokolorowaną WK (to czytać, ale tamtego nie czytać) włos mi się zjeżył na głowie, na tak bezczelną i sekciarską manipulację.

Oczywiście nie jest żadnym błędem afirmacji działanie świadome i celowe. Kilkanaście lat temu podczas spikerki cytowałem doktora Boba i jego stwierdzenie, że do trzeźwości jest droga łatwa i droga trudna, a ta trudna polega na samym tylko chodzeniu na mityngi. Cytat przeczytałem z książki, więc był prawdziwy, ale nie wyjaśniłem kontekstu tego stwierdzenia. Wyszło na to (i o to mi chodziło), żeby stworzyć wrażenie, że doktor Bob porównuje chadzanie po mityngach z pracą ze sponsorem. Było to z mojej strony zagranie nieeleganckie, bo ja wiedziałem, że Bobowi chodziło o coś zupełnie innego, a konkretnie o leczenie szpitalne. Alkoholicy, którzy na swój pierwszy mityng trafiali prosto z ulicy, mieli trudniej niż ci, którzy wcześniej byli hospitalizowani. To też była z mojej strony manipulacja*. I co z tego, że w dobrej wierze? Więc jeśli ktoś ten mój występ pamięta, to przepraszam.

Nie pamiętam dokładnie, od kiedy zacząłem o tym mówić, ale na blogu pierwszy raz wyraźnie napisałem, że Program AA jest pewną spójną całością, 19 kwietnia 2010 roku. Dla umysłów mniej lotnych wymyśliłem porównanie do szkoły podstawowej. W życiu dorosłym, na przykład w pracy zawodowej, używamy wiedzy i doświadczeń zdobytych w podstawówce, a nie osobno, zdobytych w klasie czwartej lub siódmej. Inne, podobne porównanie dotyczy szkoły średniej – skończyłem technikum budowlane, ale przecież na budowie korzystałem z wiedzy i doświadczeń z tego technikum razem, a nie z tej lub innej klasy osobno, oddzielnie. Jedni zrozumieli, inni nie, ale prościej już nie potrafię.
W każdym razie zdolność postrzegania Programu AA jako całości, czyli sposobu na takie życie, w którym alkohol nie jest potrzebny, potrafi chronić przed błędami afirmacji. Ale tylko tych, których cechuje otwarta głowa i którzy nie boją się weryfikacji swoich przekonań.
Obroną przed pułapkami potwierdzania, czyli błędami afirmacji wywołanymi celowo przez innych alkoholików, jest uważne i ze zrozumieniem czytanie CAŁEJ literatury AA i dopytywanie różnych osób, nie tylko sponsora, jak rozumieć to lub owo. Od tego są warsztaty, internet, a nawet zwykłe, ale raczej programowe mityngi.






---
* Podobną sztuczkę uskutecznił dominikanin Adam Szustak w swojej audycji, w której próbuje wmówić ludziom, że Kościół wcale nie usunął Drugiego Przykazania (Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! – Księga Wyjścia 20, 4). To przykazanie, co oczywiste, przeszkadzało Kościołowi handlować dewocjonaliami, a to biznes na biliony dolarów.

Szustak używa tu argumentu o wypełnianiu Prawa przez Jezusa: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić (Mt 5, 17). I nawet pozornie wygląda to całkiem sensownie, ale… Ale prezentuje tylko część cytatu i to tą, która mu pasuje. Nie mówi o całym przekazie, który brzmi: Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5, 17-20). Pogrubienie moje.

Audycja Szustaka: https://www.youtube.com/watch?v=vPwDX2LvccU O tym wypełnianiu Prawa mówi ok. 9 minuty 15 sekundy nagrania i starannie unika tego fragmentu, w którym Jezus grozi karami za usuwanie Przykazań.

niedziela, 1 stycznia 2023

Potrzebna nam nowa WK?

Cudaczny sen miałem. Przyśniło mi się, że pojawiła się kolejna wersja tłumaczenia WK, w której Krok Drugi wyglądał tak: Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może poprawić nam zdrowie. Grupa alkoholików, może to był jakiś warsztat, dyskutowała o tej wersji. Jedni uważali, że „poprawa zdrowia” pogodzi wyleczonych/uzdrowionych z tymi, którzy są chorzy i tacy pragną zostać, czyli połączy wersję AA z przekonaniami terapeutów. Ale przeciwnicy też mieli argumenty. Pytali, na czym ta „poprawa zdrowia” miałaby polegać i czy można być alkoholikiem mniej albo bardziej. Wtedy się obudziłem. Rozbawiony, że też nie ma mi się co śnić, tylko jakieś AA-owskie horrory!

Tym niemniej ten sen stał się inspiracją do poważniejszych rozważań na temat polskich wersji „Anonimowych Alkoholików”.

Moje relacje z WK zmieniały się z czasem. Najpierw jej nie widywałem na mityngach, więc mnie nie interesowała, najważniejszy wydawał się scenariusz spotkania i laminat. Później starałem się możliwie najlepiej zrozumieć i zastosować treść wersji granatowej i trzech wydań żółto-niebieskich. Etap kolejny zaczął się od zbierania informacji od przyjaciół, znających biegle angielski, o błędach w tłumaczeniu. Wtedy to w swoim egzemplarzu książki zaznaczałem wątpliwe fragmenty i dopisywałem na marginesie ich właściwą, poprawną wersję. Przydawało się to bardzo w pracy z podopiecznymi. Gdyby mnie ktoś wtedy (2012-2017) zapytał, czy alkoholikom w Polsce potrzebna jest nowa wersja Wielkiej Księgi, odpowiedziałbym z przekonaniem, że zdecydowanie tak. Nie wszyscy bowiem mieli kontakt z alkoholikami anglojęzycznymi, nie wszyscy w swojej pracy z podopiecznymi brali pod uwagę błędy w przekładzie. Poza tym jakieś notatki na marginesie dobre są tylko na krótki czas, to prowizorka, więc tak, oczywiście, nowa WK powinna powstać. Do głowy mi nie przyszło, że może w ten sposób pojawić się najeżony błędami koszmarek.
Jednak tym razem nie chodzi mi o rażące błędy w polskim tekście. Raczej o zasadę, żeby nie naprawić czegoś, co nie jest popsute. I żeby dla własnej sławy i chwały (wymyślone przez siebie słowa, cudaczna stylizacja na staropolszczyznę itp.) nie poświęcać dobra tysięcy ludzi. Jedno i drugie wydawało mi się oczywiste. Podobnie jak i to, że przed powierzeniem komuś jakiegoś zadania, należałoby sprawdzić jego kompetencje w tym zakresie.
Wreszcie, z czystej ciekawości, zebrałem kolekcję ośmiu polskich wydań WK*.

Czy w 2018 roku, i wcześniej, potrzebowaliśmy nowej WK? Tak. Ale… Z perspektywy czasu widzę, że zupełnie do tego zadania nie dorośliśmy. Wtedy – na pewno nie, co zresztą widać po efektach. Czy potrzebna nam nowa WK teraz, w 2023? Tak, zdecydowanie tak. Obawiam się jednak, że nadal nie zmieniliśmy się w sposób wystarczający, żeby takiego zadania z sensem się podjąć.

Co byłoby potrzebne albo wręcz konieczne do realizacji tego przedsięwzięcia?
- Zamiast kolesiostwa i/lub naiwnego entuzjazmu wobec modnego aktualnie alkoholika lub alkoholiczki (to jest fiksacji na jakichś kolejnych guru), powszechnie dostępny i w całej polskojęzycznej Wspólnocie ogłoszony konkurs na służbę tłumacza z weryfikacją kompetencji włącznie. Trzeba takich osób 3-5.
- Zatrudnienie zawodowego korektora, zamiast żony jednego z „tłumaczy”, zdolność do słuchania tego, co ów korektor proponuje i współdziałanie z nim. Kosztowałoby to ze 30% tego, co zapłaciliśmy. Konieczne jest też zrozumienie i pogodzenie się ze strasznym faktem: poprawności językowej nie ustala się drogą głosowania alkoholików.
- Kiedy praca zostałaby wykonana, co przy około osiemdziesięciu kartkach nie powinno zająć więcej niż trzy miesiące (chodzi o tekst podstawowy, historie osobiste są mniej więcej w porządku), publiczna konsultacja poprawności tekstu i przesłania.

Ktoś powie, że w ten sposób nowa wersja trafiłaby do każdego chętnego za darmo. Tak, to prawda. Tyle że najpierw trzeba sobie odpowiedzieć, co i dla kogo jest najważniejsze, w takim przedsięwzięciu: życie i zdrowie tysięcy cierpiących, czy pieniądze dla BSK i innej AA-owskiej „władzy”?

Do podjęcia takiej decyzji i ewentualnie realizacji takiego projektu – moim skromnym zdaniem – nadal zupełnie nie dorośliśmy. A szkoda…



---
* https://meszuge.blogspot.com/2019/01/zagadka-dla-pt-czytelnikow.html



DODATEK
Dawno temu (ok. 5 lat, w każdym razie przed wydaniem najnowszej wersji WK) na warsztacie internetowym Krok za Krokiem pojawił się post, który pozwolę sobie zacytować niżej, dziękując przy okazji jego autorowi za tak dokładne rozważenie tematu.


Witam Wszystkich!

Ja odnośnie tłumaczenia i waszych rozważań na temat drugiej części kroku I.
Na samym początku napiszę, że jestem językowcem, zajmuję się językoznawstwem i nauczaniem j. angielskiego.

To co napisał Witold trzeba uznać w pełni za słuszne przemyślenia i właściwy tok rozumowania jeśli chodzi o kwestie tłumaczenia.
Ale warto tutaj rozłożyć to zdanie na mniejsze partie. Nie ulega wątpliwości, że obecne tłumaczenie kroku I jest poprostu błędne! Oryginał, jak przytoczył go Witold brzmi: We admitted we were powerless over alcohol - that our lives had become unmanageable. To co wspomniał Witold nie ma w nim słowa "przestaliśmy" oraz nie ma spójnika "i" (..."i przestaliśmy...)
Co ciekawe analizując pierwszą część We admitted we were powerless over alcohol to tłumaczenie polskie wg mnie jest jak najbardziej dopuszczalne, ale druga część mówi zupełnie co innego.

Witold rozważył dwie możliwości: "Po wielu, wielu latach jałowych rozważań w AA dotyczących tego całego kierowania, sporów na ten temat i wątpliwości, dochodzę do wniosku, że możliwości są dwie:
a) ...that our lives had become unmanageable nic specjalnego nie znaczy, ot po prostu - jestem bezsilny wobec alkoholu i życie mi się sypie/rozłazi/chrzani/wali itp.
b) druga ewentualność to to, co już napisałem: nasze życie nie poddawało się kierowaniu. Jak widać nie ma tu mowy o żadnym "przestaliśmy" i dlatego to rozwiązanie proponuję zespołowi tłumaczy, ale w tej wersji jest znacznie więcej... treści? Sensu? Możliwości wykorzystania?"

Natomiast dalej (wg mnie bardzo słusznie) Witold napisał "Moje życie nie poddawało się kierowaniu. Czemu właśnie tak? Bo, moim zdaniem, to fakt. Moje życie nie poddawało się kierowaniu Boga, rodziców, nauczycieli, szefów… Nie byłem nawet w stanie żyć według swoich własnych zasad moralnych, nie miałem duchowej siły, by ich przestrzegać."

"Moje życie nie poddawało się kierowaniu." Witoldzie myślę, że nie jeden tłumacz zgodził by się z Tobą odnośnie tego tłumaczenia!!! A dlaczego? Już tłumaczę.

Zdanie We admitted we were powerless over alcohol - that our lives had become unmanageable. składa się z dwóch części. Pierwsza z nich "We admitted we were powerless over alcohol" została napisana przez Billa nieprzypadkowo w czasie Past Simple (zwyczajny czas przeszły, najprostszy w budowie), natomiast część druga "that our lives had become unmanagable to zdanie w czasie ZAPRZESZŁYM (Past Perfect).
Po co używa się takiego następstwa czasów? A no po to właśnie żeby coś skontrastować! Co miało miejsce najpierw w przeszłości... Co to jest ten Past Perfect? Poniżej wyjaśniam i zaznaczę od razu, że czas taki w języku polskim nie istnieje.

Past Perfect to czas przeszły dokonany (można też powiedzieć - zaprzeszły), który stosujemy w następujących sytuacjach:

· jeśli zależy nam na podkreśleniu, że dana czynność zdarzyła się przed inną przeszłą czynnością (np. When I finally got to the party, it had already finished. - Kiedy w końcu dotarłam na imprezę, ona już się skończyła.). Czasu tego nie stosujemy jednak chcąc wymienić po kolei czynności następujące po sobie (np. I got up, had breakfast, washed my teeth... - Wstałam, zjadłam śniadanie, umyłam zęby..., ponieważ w takich sytuacjach jasne jest, co nastąpiło po sobie);

Dlatego jeszcze raz podkreślę, że Bill nieprzypadkowo zastosował taką konstrukcję gramatyczną, bowiem wiedział o czym mówi! Że zanim się przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, to od samego początku naszego życia nie poddawało się ono kierowaniu (unmanagable - not manageable : difficult or impossible to control or manage - czyli tłumacząc trudny albo niemożliwy do kierowania lub zarządzania...)

Nie wiem, jak teraz to tłumaczenie będzie wyglądać, ale powinno zdecydowanie pójść w tym kierunku, który tutaj na KzK stał się bardzo ciekawym tematem dyskusji...



Najnowsza wersja, przekład wydania pierwszego lub drugiego WK, który od dawna jest w domenie publicznej.
Aż przyjemnie czytać tekst bez dylematów, samonapędów, alternatyw i wielu innych kuriozalnych dziwolągów :-)