sobota, 28 sierpnia 2021

Kierowanie życiem po raz 57

Do podjęcia tematu kolejny raz skłonił mnie jeden z komentarzy do poprzedniego wpisu („Najważniejsza służba w AA?”). Jego autor pisze między innymi, podając zresztą na to różne, całkiem realne przykłady: „Wstaję rano i mam plan na dzień, a czy go wykonam?”. Świadczy to o braku umiejętności czytania za zrozumieniem oraz o poważnym błędnie merytorycznym. Przede wszystkim jednak zdefiniował on „kierowanie życiem” jako zdolność/możliwość zrealizowania absolutnie wszystkich swoich planów, codziennych i życiowych, jakiekolwiek by one były. Wychodzi na to, że jeśli czasem twoje plany, czy pomysły biorą w łeb, to widocznie nie kierujesz swoim życiem, proste? No, niestety nie.

Błąd merytoryczny.
Absolutnie wszystkim ludziom pewne plany wychodzą, a inne nie – nie potrzeba do tego być alkoholikiem. A jeśli tak, to po co pakować taką oczywistość do specjalnego Programu dla alkoholików? Absolutnie wszyscy potrzebujemy do życia powietrza, ale czy to stanowi fundament Programu AA? Fakt, że nie kierujemy swoim życiem (tzn. nie wszystkie plany się udają), jest tak oczywisty, jak potrzeba odżywiania, oddychania, wypróżniania i mnóstwo innych, które jakoś nie trafiły do Programu Dwunastu Kroków.
Od wczesnego dzieciństwa moje doświadczenie pokazywało mi, że plany czasem się udają, a innym razem nie – to zawsze było i jest oczywiste. W okresie picia miałem różne przekonania na swój temat, wynikające często z nierealistycznej oceny sytuacji i swoich możliwości. Czasem wydawało się, że mój plan na pewno się uda, co rodziło rozczarowanie, jeśli nie wyszło, innym razem zakładałem błędnie, że na pewno się nie uda, więc nie podejmowałem żadnego działania i bywało, że tego żałowałem. Jednak nigdy, NIGDY, nawet po pijanemu, nie wpadło mi do głowy, że na pewno WSZYSTKIE moje plany, marzenia, zachcianki itd. zostaną zrealizowane, że zawsze wszystko mi się uda. Coś takiego oznaczałoby chorobę psychiczną daleko poważniejszą niż alkoholizm.

Czytanie bez pełnego zrozumienia.
W jednej wersji Kroku Pierwszego jest, że przestaliśmy kierować własnym życiem, a w drugiej, że nasze życie stało się niekierowalne. Skoro przestaliśmy albo stało się, to kiedy przestaliśmy, kiedy się takie stało? Wygląda też na to, że najwyraźniej Anonimowi Alkoholicy uważają, że do pewnego czasu kierowaliśmy tym swoim życiem (skoro w którymś momencie przestaliśmy), a to zupełnie nie zgadza się z definicją „kierowania życiem” przedstawioną jako: „nie wszystkie plany się udadzą”.

Nie, sławetne „kierowanie życiem” nie oznacza powodzenia wszystkich pomysłów alkoholika ani żadnego innego człowieka. A co oznacza? A… tego to ja już nie wiem. Alkoholicy w Polsce wymyślili sobie pojęcie „kierowanie życiem”, którego nie ma w angielskim oryginale Kroku Pierwszego (jest tam „unmanageable”*), i od pięćdziesięciu lat zastanawiają się, co też to znaczy. Cudownie! Znakomita ilustracja alkoholizmu jako choroby umysłowej.

Znacznie więcej sensu ma pojęcie „niekierowalne”. Ono jest OK. Ale nadal pozostaje pułapka „stało się”. Skoro w jakiejś chwili życie stało się niekierowalne, to widocznie wcześniej kierowalne było – i znowu kicha.

Tak więc możliwości są trzy:

1. AA twierdząc, że kiedyś kierowaliśmy życiem (kiedyś było kierowalne), a później przestaliśmy kierować (stało się niekierowalne) – bezczelnie kłamią.

2. AA twierdząc, że kiedyś kierowaliśmy życiem (kiedyś było kierowalne), a później przestaliśmy kierować (stało się niekierowalne) – zupełnie się na tym nie znają i pierniczą od rzeczy, plotą bzdury.

3. Ktoś, kto uważa, że „kierowanie życiem” to pełne powodzenie wszystkich planów i że alkoholicy kiedyś życiem kierowali, tylko później przestali, kompletnie nie kuma, o co w tym Kroku chodzi lub nie przemyślał wszystkiego. Jeszcze bezsilność wobec alkoholu jako tako jest zrozumiała, ale reszta, to pełna klapa. Na szczęście pierwsza część Kroku Pierwszego często wystarczy do utrzymywania abstynencji.









---

czwartek, 26 sierpnia 2021

Najważniejsza służba w AA?

Jako że nie chadzam po mityngach tak często jak przed epidemią, miałem ostatnio więcej czasu na przemyślenie kilku tematów i wyciągnięcie wniosków. Zastanawiałem się na przykład, jaka jest najważniejsza służba w AA w Polsce. Może i na świecie, ale mityngi poza Polską zmam co najwyżej z opowiadań, a najczęściej wcale, więc skupię się na Polsce.

Przez czas, w którym nie piję, obserwowałem zmiany u siebie, zmiany w życiu, przekonaniach i postawach wielu znajomych i kolegów, zmiany w grupach (jedne upadały, inne powstawały, jeszcze inne zmieniały formułę spotkań itd.), zmiany w postawach „zaufanych” sług, zmiany w biuletynach…

Ostatecznie doszedłem do wniosku, że najważniejsza jest służba prowadzącego mityng. Oczywiście w tych grupach, w których znana jest Tradycja Piąta (Każda grupa ma jeden główny cel – nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi).

Na mityngu pojawia się nowicjusz. Bardzo cierpi, bo wiele razy już próbował przestać pić, ale nie potrafi, nie chce już pić, ale nie może przestać. Czy zostanie w AA i skorzysta z naszego rozwiązania, to już zależy od jego gotowości, ale i pierwszego mityngu albo od kilku pierwszych. A jakość/wartość mityngu w dużej mierze zależy od prowadzącego to spotkanie alkoholika.
Jest to służba wymagająca znacznie więcej, niż się często wydaje. Prowadzący czasem zaprasza spikerów, przygotowuje wartościowe, ciekawe tematy mityngów, podpowiada tematy dodatkowe, gdy wydaje się, że dyskusja utknęła w martwym punkcie, czyli jest kimś w rodzaju moderatora spotkania. Jego zadaniem jest też zapewnienie grupie poczucia bezpieczeństwa. Przydaje się do tego znajomość Tradycji AA, ale i ona nie wystarczy, jeśli prowadzący boi się stanowczo, choć łagodnie, reagować. Na przykład boi się przerwać ględzenie nie na temat lokalnego weterana.

Rażących błędów, które może popełnić prowadzący, jest pewnie wiele, ale te wyjątkowo koszmarne zdarzają się w sumie rzadko. Za to sporo jest takich pozornie niby to mało ważnych, które jednak powtarzane przez czas dłuższy, powodują zniechęcenie do uczestnictwa w spotkaniach, a nawet do AA w ogóle.

Powiedzmy, że prowadzący ma zaufanie do Powierników i na każdym mityngu odczytuje ich komunikat, a zwłaszcza stwierdzenie, że najwyższą formą realizacji posłania w ramach 12 Kroku jest dawanie pieniędzy. Gdybym coś takiego usłyszał na pierwszym lub pierwszych swoich mityngach, uciekłbym natychmiast, bo z podejrzaną grupą wyłudzaczy pieniędzy nie chciałbym mieć nic wspólnego. Poza tym nie miałem wtedy pieniędzy (za picie wywalili mnie z pracy), więc i tak tu nie pasowałem.

Powiedzmy, że w listopadzie prowadzący upiera się przy temacie z „Codziennych refleksji”, bo nowicjusz jest już drugi raz na mityngu, a to oznacza, że nic mu się już od grupy nie należy i właściwie to już nawet nie jest nowicjuszem.

Powiedzmy, że prowadzący 27 raz w tym roku proponuje temat „jak rozumiesz pokorę?” albo jakiś w tym stylu, który prawie wszystkich zniechęca już i usypia. Nie ma co liczyć na to, że zainteresuje to nowicjusza – on się chce dowiedzieć, jak przestać pić, a co znaczy „pokora”, to sobie przeczyta w słowniku, jeśli go to słowo zainteresuje.

Oddzielną kategorię stanowią tematy dotyczące drugiego członu Pierwszego Kroku, na przykład: „kiedy przyznałeś, że przestałeś kierować swoim życiem?”, „komu wyznałaś, że twoje życie stało się niekierowalne?” i wiele podobnych. Dla prawie wszystkich nowicjuszy są one mocno problematyczne i głośno (tak odważnych jest niewielu) lub w myślach nie zgadzają się z takimi stwierdzeniami. I nic w tym dziwnego. W pewnym sensie mają rację. Po co i dlaczego zgadzać się z czymś, czego się nie rozumie i nikt nie potrafi wyjaśnić, jakoś sensownie pomóc zrozumieć?
Od pierwszego mityngu do dziś nie usłyszałem w AA, co to znaczy kierować życiem albo kiedyż to moje życie stało się niekierowalne, ale słyszałem, że jeśli nowicjusz tego nie przyzna, to pewnie ma nawrót, widocznie chce jeszcze pić i w ogóle, niech wróci, jak się dopije i będzie gotowy. Niestety, takie roztrząsanie gówna na atomy ma miejsce nie tylko w styczniu. Jeżeli prowadzący szybko nie przekieruje dyskusji w inna stronę, to te bezsensowne dywagacje o kierowaniu życiem, będą się wlokły kolejny raz. Po co i dlaczego zgadzać się z czymś, czego się nie rozumie i nikt nie potrafi wyjaśnić, pomóc zrozumieć.

Prowadzący, który – nawet bez złej woli – z różnych powodów nie nadaje się na prowadzącego (nikt inny nie chciał, jemu się to przyda itp.) może od grupy skutecznie odstraszyć zarówno nowych, jak i stałych uczestników mityngów.

Uwaga. 
Prowadzący mityng to służba najważniejsza z punktu widzenia Tradycji Piątej, ale najbardziej odpowiedzialna jest jednak w AA służba sponsora. To jednak jest już inna historia.

czwartek, 19 sierpnia 2021

Wirus, a mityngi alkoholików

Dawno cię nie widziałem na mityngu – stwierdził kolega z AA – wszystko u ciebie w porządku?
Dawno mnie nie widziałeś, bo mnie dawno nie było – odparłem automatycznie i zgodnie z prawdą.

Dopiero później, gdy skończyliśmy rozmowę, dokonałem kilku obliczeń i wyszło mi, że na mityngu stacjonarnym byłem w tym roku… raz.
Kilkanaście lat temu byłoby to nie do pomyślenia i do takiej sytuacji bym nie dopuścił. To był jeszcze okres, kiedy wierzyłem, że jeśli ktoś przestaje chadzać po mityngach, to ginie marnie, lada moment zapije się na śmierć. I inne podobne AA-owskie „prawdy”, którymi zastraszaliśmy się nawzajem.

Z czasem zbierałem doświadczenia, swoje i cudze, i przekonałem się ostatecznie, że nie jest to takie proste. Spotkania AA zapewne pomagają utrzymać abstynencje, niektóre nawet ułatwiają wytrzeźwienie, ale to nadal nie znaczy, żeby wszyscy alkoholicy potrzebowali ich do końca życia. No, chyba że na swoje życie nie mają żadnego innego pomysłu.

Czy jednak zmniejszyłem dość mocno liczbę mityngów z powodu epidemii? Nie, to nie tak. Epidemia była tylko katalizatorem. Jednak już wcześniej powolutku zwiększałem dystans. Na przykład z premedytacją nie przychodziłem na mityngi organizacyjne, zwane czasem inwenturą grupy. Owszem, bywałem na 2-5 mityngach w miesiącu, ale wynikało to z potrzeb towarzyskich (po mityngu zbieraliśmy się w kawiarni), z nadziei, że może komuś się przydam, i wreszcie z przyzwyczajenia. I właśnie te przyzwyczajenia rozwaliły covidowe ograniczenia.

Zmian w moim życiu nie należy mylić z odchodzeniem od AA. Nieustannie pracuję z podopiecznymi, czytam literaturę, jak proszą o spikerkę, to zwykle się zgadzam, uczestniczę w co ciekawszych spotkaniach on-line, rozmawiam i spotykam się z trzeźwymi alkoholikami – ograniczyłem tylko mityngi AA. Moje grupy poradzą sobie beze mnie (a jak nie poradzą, to ja bym ich też nie uratował), a na każdym spotkaniu jest kilku trzeźwych alkoholików z abstynencją przynajmniej pięcioletnią, gotowych pomóc nowicjuszowi – to nie muszę być ja; za tak wyjątkowego i niezastąpionego się nie uważam.

Pamiętam słowa sponsora: najmniej AA jest na mityngu AA*. Wiele czasu minęło zanim zacząłem to rozumieć.

Ówcześni uczestnicy AA nie uważali mityngów za czynnik niezbędny do zachowania trzeźwości. Były on po prostu pożądane. Za to poranne skupienie i modlitwa były do tego konieczne„Doktor Bob i dobrzy weterani”.





---
* Nie za bardzo potrafimy korzystać z klubów abstynenta, jakichś imprez trzeźwościowych, czy innych form wspólnego spędzania czasu bez picia, więc mityng AA wypełnia realne przecież potrzeby towarzyskie. Idziemy tam, żeby dowiedzieć się, co słychać u znajomych i kolegów. Przed mityngiem lub w przerwie szukamy pracy albo określonego fachowca (znacie jakiegoś dobrego mechanika w AA?). Nawiązujemy tam relacje męsko-damskie. Próbujemy rozwiązywać swoje problemy DDA i/lub współuzależnienia albo jeszcze inne zaburzenia lub …izmy. To oczywiście nie jest lista kompletna.
Anonimowi Alkoholicy dysponują rozwiązaniem problemu alkoholizmu – i niczym więcej. Jednak na to rozwiązanie często i na wielu mityngach po prostu nie mamy czasu albo inne kwestie wydają się ważniejsze.

wtorek, 10 sierpnia 2021

Prywatna Wielka Księga AA

Czytaliśmy z podopiecznym Wielką Księgę, a konkretnie rozdział „Jak to działa”:

Uraza jest złoczyńcą „numer jeden”. Niszczy ona więcej alkoholików niż cokolwiek innego. Wywodzą się z niej różne formy choroby ducha. Bo przecież byliśmy chorzy nie tylko psychicznie czy fizycznie. Byliśmy również schorowani na duchu. [WK, wydanie z 2018 roku, s. 64-65]

Okazało się, że on nie wie, które formy choroby ducha wywodzą się z uraz. No… różne, owszem, ale które konkretnie? Ja też nie wiedziałem. Wcześniej nie zwróciłem uwagi na ten fragment. Ale co robią trzeźwi (normalni) ludzie, gdy czegoś nie wiedzą? Starają się dowiedzieć, doczytać, dopytać – i tak zrobiłem. Okazało się, że w oryginale jest:

Resentment is the "number one" offender. It destroys more alcoholics than anything else. From it stem all forms of spiritual disease, for we have been not only mentally and physically ill, we have been spiritually sick.

All – wszystkie, wszelkie, każde!

Po dodatkowej konsultacji z brytyjskim kolegą nie było już wątpliwości, że nie ma w tych zdaniach mowy o różnych (to jest niektórych) formach choroby ducha, ale jednoznacznie i bez żadnych wątpliwości Bill W. napisał, że urazy wywołują wszystkie formy choroby ducha. WSZYSTKIE. A to jest bardzo duża różnica. Fundamentalna różnica, powiedziałbym. Pokażę to na przykładzie. Powiedzmy, że mamy na kartce sto pytań. Jeśli polecono odpowiedzieć na wszystkie, to sprawa jest jasna, ale jeśli odpowiedzieć trzeba na różne z tych pytań, to natychmiast powstaje wątpliwość, rodzi się problem – na które konkretnie, na ile z tych stu?

W pewnej dyskusji pojawił się argument, że w poprzednim wydaniu też było "różne". To jest typowe myślenie nietrzeźwych, psychicznie chorych ludzi: jak wtedy było źle, to teraz też może być źle. Ludzie tego pokroju nie zdają sobie sprawy, że nowa wersja WK powstawała właśnie po to, żeby naprawić błędy w tłumaczeniu, a nie po to, by je powtarzać i... dokładać błędy polskie. Alkoholizm to straszna umysłowa choroba...

Mijają miesiące, a ja coraz częściej dowiaduję się, że nasza WK, wydana w 2018 roku, zawiera nie tylko rażące błędy polskie, ale też problematyczne błędy w tłumaczeniu. A to rodzi pytania, czy nasi tłumacze (w tym niejaki T.) dokonali przekładu tej książki dla alkoholików w Polsce, czy może dla samych siebie? Zgodnie z oryginalnym przekazem, czy stosownie do swoich prywatnych przekonań na temat Programu AA? I wreszcie: władza, czy wiedza? A może władza zamiast wiedzy?