niedziela, 25 grudnia 2022

Zabierz mi Boże wolny wybór

Bardzo, bardzo dawno temu, gdy służba zdrowia funkcjonowała jeszcze zupełnie inaczej niż obecnie, przeprowadziłem pewien eksperyment. Dostałem od lekarza skierowanie na badania krwi i wykorzystałem je dwa razy, w dwóch różnych przychodniach, w odstępie około 30 minut. Nic w międzyczasie nie jadłem ani nie piłem, a mimo to wyniki różniły się znacząco. Lekarz, do którego poszedłem z tymi wynikami, dumny ze swojej gorliwości i zaangażowania, stwierdził smutno, że narobiłem mu tylko kłopotów. I nie chodziło jedynie o mnie i receptę, jaką trzeba mi wypisać (wychodziło, że potrzebne są dwie różne), ale także o wielu innych pacjentów, kierowanych do laboratoriów na badania. W którym punkcie robią je rzetelnie? Któremu zakładowi można ufać? Który oferuje wiarygodne wyniki?

Przeszedłem w tym roku dwie operacje oczu. Co oczywiste, potrzebne mi teraz będą nowe okulary. Tak się złożyło, że w odstępie trzech tygodni mam wizyty u dwóch różnych okulistów. Jedna już się odbyła (receptę na okulary dostałem), za kilka dni będzie kolejna. I przyszło mi do głowy, że dla mnie byłoby zdecydowanie prościej, gdyby obie recepty „okularowe” były identyczne. Jeśli nie będą, to pojawi się kłopot. Wybrać się do trzeciego okulisty? Zlecić optykowi wykonanie jakichś pośrednich szkieł?

Pomiędzy tymi wydarzeniami, przez dziesiątki lat i setki razy, zauważałem, u siebie i innych ludzi, że możliwość albo potrzeba wybierania, nie zawsze jest taka pożądana, wygodna i luksusowa. Ten, kto dokonuje wyboru, doświadcza też bardzo różnych (to jest dobrych i złych) konsekwencji swoich decyzji. Wybierać i decydować chcemy, nawet bardzo chętnie, ale ponosić ryzyko i ewentualne przykre konsekwencje, to już niekoniecznie.

Kiedy sprawa jest poważna, na przykład życie i zdrowie, i na przykład alkoholizm, chętnie przerzucilibyśmy konieczność wybierania, a więc i ponoszenia poważnych konsekwencji, na kogoś innego. Terapeutka tak kazała. Sponsor mi tak zalecił. Lekarz zdecydował. Oczywiście, żeby jakoś funkcjonować wśród ludzi i z ludźmi, potrzebna jest pewna doza zaufania, ale ostatecznie to zawsze my sami decydujemy – także o tym, kogo obdarzymy zaufaniem i do jakiego stopnia.

Nawet poważna choroba umysłowa, jaką jest alkoholizm (F10.2), nie zwalnia od konieczności dokonywania wyborów i osobistego ponoszenia ich konsekwencji. W środowisku niepijących alkoholików obserwuję szczególnie często pragnienie, by wyeliminować konieczność wybierania. Ucieczka przed wyborami u alkoholików przybiera czasem poziomy kuriozalne i potrafi prowadzić do groteskowego wręcz zakłamywania rzeczywistości i kopania się z faktami.

Tak, wiem, rozumiem, przyjmuję do wiadomości, że byłoby prościej, gdyby wynik badania lub recepta była tylko jedna, ale czy na pewno byłoby to dla mnie korzystniejsze? Jeśli są dwie różne, to ważny sygnał, że gdzieś jest jakiś błąd, że coś poszło nie tak, więc… sprawdzać trzeba dalej.
Tak, wiem, rozumiem, przyjmuję do wiadomości, że na pewno byłoby znacznie prościej, gdyby istniała tylko jedna metoda sponsorowania, jedno tylko rozumienie Programu, którego żadną miarą nie wolno interpretować inaczej, niż w jedynej obowiązującej formie. Ale tak nie jest. A poza tym… prościej nie znaczy automatycznie, że skuteczniej i korzystniej. Prościej – oznacza tylko, że nie trzeba myśleć, wybierać, decydować, ryzykować. Ale trzeźwość oznacza powrót zdroworozsądkowego myślenia, a nie wyłączenie myślenia. Przynajmniej u ludzi dojrzałych.

Wewnętrzna potrzeba, gorące pragnienie, unikania osobistej odpowiedzialności, myślenia i decydowania, pojawia się nie tylko w temacie Kroków i sponsorowania. Łatwo zauważyć, że wystarczy wymyślić jakieś przepisy, nakazy i zakazy (im więcej tym lepiej!) i jeszcze często je modyfikować, bo dzięki takim posunięciom też da się unikać podejmowania osobistych decyzji.
Życie zmusza ludzi do dokonywania wyborów. Minimum pokory potrzebne jest, by się z tym faktem pogodzić. Natomiast strach popycha do prób kontrolowania życia i jego konstrukcji tak, żeby alkoholik czuł się bezpiecznie, a przynajmniej mniej się bał.



Dwanaście Kroków zawiera niewiele wskazań absolutnych. Większość Kroków poddaje się elastycznej interpretacji, zależnie od doświadczenia i światopoglądu jednostki [„Jak to widzi Bill”].

Innymi słowy, w AA nie ma żadnych nakazów ani zakazów [„Doktor Bob i dobrzy weterani"].

Gdybyśmy postępowali według zasad, ktoś musiałby je najpierw ustanowić i, co byłoby jeszcze trudniejsze, wymusić ich stosowanie. Doświadczenie pokazuje, iż zwykle kończy się to sporami pomiędzy ustanawiającymi, przede wszystkim w kwestii rodzaju zasad. Gdy zaś przychodzi moment wyegzekwowania danego rozporządzenia... [„Język serca”].



czwartek, 22 grudnia 2022

Rzut oka na Skrytkę 2/4/3

Przejrzałem nowe wydanie Skrytki, Biuletynu Biura Służby Krajowej AA w Polsce, numer 6(163)/2022. Niezbyt dokładnie – przyznaję – bo mam przed Świętami i końcem roku inne, ważniejsze sprawy. Na pewno jest w niej poruszane wiele różnych ciekawych, trudnych, kontrowersyjnych tematów, ale mnie wpadło w oko tylko kilka.

1. W sprawozdaniu przewodniczącego Rady Powierników jedną z najważniejszych podjętych decyzji okazało się:
Przyjęcie projektów zamierzeń zespołów powierniczych z uwzględnieniem kosztów z nimi związanych.
Czyli po prostu: mamy jakieś pomysły, których wam nie ujawnimy, a wy macie nam dawać pieniądze na ich realizację i to tyle pieniędzy, ile uznamy za potrzebne i ile nam się zachce. Ups! Postawa nieco dziwna, jak na rzekomo „zaufane” sługi.

2. W sprawozdaniu z prac w Powierniczym Zespole ds. Literatury wyczytałem, że:
Zadanie wypracowania projektu znowelizowanego Scenariusza prowadzenia mityngu do podjęcia w najbliższym czasie.
No cóż… znakomity pomysł, bo przecież wiadomo, że bez powierniczej propozycji nie będziemy mieli pojęcia, jak prowadzić mityng. Czy to znaczy, że wszystkie poprzednie mityngi były nieważne? :-)

3. Na stronie 30 mamy obrazek prezentujący Darowizny na Służbę Krajową w ostatnich latach. Zapewne to i dobrze, że kończą z wcześniejszymi kłamstwami o przeznaczeniu zbieranych pieniędzy – jak widać wreszcie wyraźnie, forsa jest na Służbę Krajową, a nie na niesienie posłania. Tylko ja naiwnie przypominałem całymi latami na mityngach, że zbierane do kapelusza pieniądze kierowane są do Intergrupy, Regionu, BSK, ale przeznaczone są na niesienie posłania.

4. Ze tejże Skrytki dowiedziałem się, że Konferencja Służby Krajowej akceptuje wydanie książki „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” po dostosowaniu jej tekstu do IV wydania książki „Anonimowi Alkoholicy”. O tym, że najnowsze wydanie nie jest czwarte, pisałem już wiele razy, ale tym razem chodzi o coś innego:
Rada Powierników zdecydowała o umieszczeniu, najpóźniej na trzy miesiące przed terminem Konferencji Służby Krajowej, na naszej stronie internetowej aa.org.pl, wykazu zmian w tekście niewynikających z dostosowania do tekstu Wielkiej Księgi, w celu zaznajomienia się z nimi przez zainteresowane osoby.
Byłby to bardzo dobry pomysł, gdyby umieszczono do publicznej konsultacji wykaz wszystkich zmian. Bo teraz, jeśli alkoholicy znajdą w nowej wersji błędy, to tajny Zespół Zadaniowy zawsze może upierać się, że wynikają one z konieczności dostosowania do najeżonej błędami WK z 2018 roku. Ciekawe, co będzie z alternatywami, dylematami, osobowościami, samonapędami i dziesiątkami innych błędów wprowadzonych do WK? Ciekawe też, czy w tajemniczym Zespole Zadaniowym do sprawy tego całego dostosowywania, są alkoholiczki i alkoholicy, którzy popisali się produkcją rażących błędów w WK?


Osobista gloryfikacja, arogancka duma, zajadła ambicja,, ekshibicjonizm, nietolerancyjna satysfakcja, pieniądze czy szaleństwo władzy, nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich, samozadowolenie, lenistwo – te i wiele innych cech należą do typowych „schorzeń”… [ „Język serca”, s. 28].

Uważamy, że człowiek, który oświadcza, iż wystarczy sama trzeźwość, jest bezmyślny. [WK wydanie z 2018 roku]

Łatwo jest zaniechać duchowego programu działania i spocząć na laurach. Jeżeli tak postąpimy, wpadniemy w nowe kłopoty, ponieważ alkohol to wyrafinowany wróg. Nie wyleczyliśmy się z alkoholizmu. To, co naprawdę mamy, jest codziennym wytchnieniem, które otrzymujemy, jeśli zachowujemy dobrą duchową kondycję. [WK wydanie z 2018 roku]

Oczywiście nasze uwagi są tylko pomocnymi sugestiami. Jeżeli chodzi o nas, to nie nakładamy na nikogo obowiązku stosowania się do nich. Jako osoby niezwiązane z żadnym wyznaniem nie możemy podejmować za kogoś decyzji. Każdy powinien kierować się własnym sumieniem. [WK wydanie z 2018 roku]


niedziela, 18 grudnia 2022

Historie osobiste - czym są?

Kolejny raz podejmuję temat Historii osobistych zawartych w WK, bo znowu zauważam potrzebę tworzenia jakichś dziwnych przekonań na ten temat w środowisku polskich alkoholików. Po wydaniu książki w 2018 roku przetoczyła się przez niektóre grupy AA w Polsce fala najrozmaitszych fantazji, przypuszczeń, wyobrażeń na ich temat. Więc od tych opowieści zacznę, starając się odpowiedzieć na pytanie, czym są Historie osobiste z WK, a czym jednak nie są.

Historie osobiste z WK zostały podzielone na trzy części:
Część I - PIONIERZY AA
Ten zbiór dziesięciu historii pokazuje, że trzeźwość w AA może być trwała.

Część II - CI, KTÓRZY ZATRZYMALI SIĘ W PORĘ
Siedemnaście historii mogących pomóc ci zdecydować, czy jesteś alkoholikiem oraz czy AA jest dla ciebie.

Część III - CI, KTÓRZY STRACILI NIEMAL WSZYSTKO
Ludzie, którzy wierzą, że ich picie jest beznadziejne, mogą na powrót odnaleźć nadzieję w tych piętnastu, robiących wrażenie, opowieściach.

Jak wyraźnie widać (WIDAĆ!) chodzi o: pokazanie, że trzeźwość może być trwała, o pomoc w identyfikacji, o nadzieję, że nawet z głębokiego dna można się podnieść, o prezentację różnych dróg do trzeźwości i Boga. Nie ma tu natomiast mowy o tym, żeby miał to być wzorzec zalecanych przez AA dla alkoholików zachowań i postaw życiowych. Kiedy jednak okazało się, że nawet jeśli czytamy te opowieści, to nie czytamy albo nie rozumiemy tekstu je wprowadzającego w WK, napisałem (z pomocą kolegi, bo nie znam angielskiego) do GSO.

Pytanie:
I would like to ask if the Personal Stories contained in the Big Book describe attitudes and behaviors suggested by the Fellowship of AA? Or are they – like Daily Reflections – personal shares of AA fellows which do not represent AA stance on any matter?" The new edition of the Big Book in polish, contains personal stories (previous editions did not).
Chciałbym zapytać, czy Osobiste Historie zawarte w Wielkiej Księdze opisują postawy i zachowania sugerowane przez Wspólnotę AA? Czy też są one - podobnie jak Codzienne refleksje - osobistymi przypadkami członków AA, które nie reprezentują stanowiska AA w żadnej sprawie? Nowe wydanie Wielkiej Księgi w języku polskim, zawiera osobiste historie (poprzednie wydania nie zawierały).

Odpowiedź:
Greetings from G.S.O.! Thank you for your question and this opportunity to be in touch.

The stories in the Big Book reflect the shared experience of the individual member(s). As you know, experience varies from member to member, and it is personal. That is what makes the pool of A.A. experience so rich and wide. It remains simple and personal. A.A. does not take a stance on someone’s shared experience.
Czyli AA nie zajmuje stanowiska wobec czyichś osobistych przeżyć/doświadczeń.

Oczywiście każdemu wolno skorzystać z tych historii w dowolnym zakresie i na własne potrzeby, podobnie jak z wypowiedzi np. spikerów na mityngach, ale to nie jest nakaz, wzór w jakikolwiek sposób zalecany czy narzucany przez AA. Doświadczenia członków AA mają ogromną wartość właśnie dzięki swojej różnorodności, a nie propagowaniu niektórych z nich jako jedynie słuszne i właściwe.

O „Codziennych refleksjach” i trochę o „Jak to widzi Bill”, pisałem ponad 10 (słownie: dziesięć) lat temu w artykule "Czytanie ze zrozumieniem"  Niżej fragment z tego tekstu:
W „Jak to widzi Bill” autor zwracał uwagę, że to jedynie jego własny punkt widzenia, jego osobista interpretacja. W „Codziennych refleksjach” czytamy, że autorzy poszczególnych refleksji nie przemawiają oczywiście w imieniu Wspólnoty jako całości, a jedynie w swoim własnym. To akurat uważam za bardzo ważne – zwłaszcza w czasach, w których rośnie zainteresowanie „Codziennymi refleksjami” (i bardzo dobrze), ale niestety też tendencja do traktowania ich, jak oficjalne stanowisko Wspólnoty Anonimowych Alkoholików w jakiejś sprawie, czy temacie. Refleksje z „Codziennych refleksji”, czyli teksty pod cytatem z literatury AA, mają dokładnie taką samą wartość, jak dowolna wypowiedź na mityngu AA, ani mniejszą, ani większą. Refleksje – jak sama nazwa wskazuje – są materiałem do przemyśleń, rozważań, a nie zbiorem jakichś prawd objawionych uczestnikom AA do bezrefleksyjnego (czytaj: bezmyślnego) przyjmowania za jedynie słuszne.

Konsultowałem też sprawę twierdzenia powierników, jakoby dawanie pieniędzy w ramach Siódmej Tradycji było najwyższą, bo anonimową, formą realizacji posłania Dwunastego Kroku.

Pytanie:
Hello, is it true that the contributions made to Polish GSO (pol: BSK) under 7th Tradition are the highest form of 12th Step Service, because it is completely anonymous?" Best regards – Meszuge
Witam, czy to prawda, że wpłaty na rzecz polskiego GSO (pol: BSK) w ramach 7 Tradycji są najwyższą formą Służby 12 Kroku, ponieważ jest ona całkowicie anonimowa? Pozdrawiam – Meszuge

Odpowiedź:
Dear Meszuge,

Warm greetings from the General Service Office in New York!

I’m not familiar with this statement. You might want to ask the person who shared this information with you about it.

In fellowship,

Rick W.
General Service Staff

[Nazwisko Ricka skróciłem do pierwszej litery]. Najwyraźniej w GSO o czymś takim nigdy nie słyszano i radzą, bym spytał autora tych przekonań, skąd to wziął. Przekazałem treść tej korespondencji powiernikom i dyrektorce BSK. Niczego to nie zmieniło.

Wysłałem też do AAWS pytanie, jak to jest ze sprawdzaniem książek, o których licencję się ubiegamy i – jak przewidywałem – odpowiedziano mi, że sprawdzane są jedynie fragmenty tekstu.


Co robią normalni ludzie, jeśli czegoś nie wiedzą? Starają się dowiedzieć, dopytać, doczytać. Co w takiej sytuacji robią alkoholicy – wymyślają.

Ludzie trzeźwi mają przekonania zbudowane na wiedzy i doświadczeniu. Ludzie nietrzeźwi mają przekonania zamiast wiedzy i doświadczenia.





czwartek, 15 grudnia 2022

Akceptacja - co rozwiązuje?

W trzecim wydaniu „Alcoholics Anonymous” zawarta była historia osobista doktora Paula O. pod tytułem „Doctor, Alcoholic, Addict” („Lekarz, alkoholik, narkoman”). W Big Book w wydaniu czwartym też jest zamieszczona, ale pod innym tytułem. Wydawało się widocznie, że ten nowy będzie bardziej chwytliwy marketingowo.
W polskiej wersji Wielkiej Księgi z 2018 roku, na stronie 412 zaczyna się historia osobista doktora Paula O. pod tytułem „Rozwiązaniem była akceptacja”. Jest to tekst bardzo polecany przez alkoholików z pewnej szkoły sponsorowania. To częściowo wartościowy tekst, ale… nie do końca, bo przekaz może też rodzić wątpliwości, prowadzić do nieporozumień.

W przypadku literatury AA potrzebne jest czytanie bardzo uważne, bo w treści może  wystąpić:
1. Problem z przekładem z angielskiego oraz z poprawnością/czytelnością wersji polskiej.
2. Problem z zagubieniem istoty rzeczy, z wypaczeniem przekazu, z przekręceniem idei itp. Autorzy nie byli przecież zawodowymi pisarzami, a ich zdolność wypowiadania się na piśmie też mogła być różna. W tym punkcie zawierają się też trudności polskich czytelników, którzy nie zawsze dobrze rozumieją, co autor chciał przekazać, a także ich własne wcześniejsze przekonania.

Nie znam angielskiego, więc nie mogę się zagłębić w analizę poprawności przekładu. Zauważyłem tylko, że w oryginale mamy „Acceptance Was the Answer”, czyli „Akceptacja była odpowiedzią”. Odpowiedzią, a nie rozwiązaniem! 

Zwróciłem uwagę na kilka zdań w tej historii.

Dzisiaj uważam, że nie mogę pracować nad programem AA, jednocześnie przyjmując leki. [s. 416] Co to oznacza? Ano dokładnie to i tylko to, co napisano: Paul O., alkoholik, narkoman i lekarz UWAŻAŁ, że ON nie mógł pracować na Programie pod wpływem jakichś leków. Czego to nie oznacza? Ano tego, że sponsorzy w Polsce mogą zabraniać swoim podopiecznym przyjmowania zaleconych przez lekarzy leków, ani nawet proponować czegoś takiego. Nawet jeśli są lekarzami i lekomanami, jak doktor Paul O.

W końcu okazało się, że akceptacja była kluczem do rozwiązania mojego problemu z piciem. [s. 421] Przypominam, że obecnie „akceptacja” to zarówno aprobata, jak i godzenie się z czymś, co się wprawdzie nie podoba, ale nie możemy tego zmienić. Tak więc chyba każdy zgodzi się, że pogodzenie się z faktem uzależnienia od alkoholu, przyjęcie do wiadomości, że jestem alkoholikiem, jest niezbędne w procesie zdrowienia/trzeźwienia. Akceptacja jest kluczem, otwiera drzwi, ale… sama nie rozwiązuje prawie żadnego problemu. Jednak dalej zaczynają się już większe wyzwania i trudności.

Akceptacja jest odpowiedzią na wszystkie moje obecne kłopoty. [s. 422] No proszę, tu znów mamy „odpowiedź” a nie „rozwiązanie”! Zapewne tłumaczka zorientowała się, że twierdzenie, że akceptacja stanowi rozwiązanie każdego problemu, byłoby już zupełnie absurdalne i nie bardzo sensowne. Rozwiązaniem problemu z bolącym zębem jest wizyta u dentysty, a nie akceptacja faktu, że mnie boli. 
Jako czytelnik przyjmuję do wiadomości i rozumiem, że w jakimś momencie życia doktora Paula O. akceptacja była odpowiedzią (cokolwiek to znaczy) na wszystkie JEGO kłopoty… OK. Ja tak nie mam.

Gdy narzekam na siebie lub na ciebie, narzekam na dzieło Boga. Twierdzę, że wiem lepiej niż Bóg. [s. 422] Tu już trzeba bardzo ostrożnie, bo dotyczy to osobistych przekonań religijnych Paula O. Przyjmuję do wiadomości, że dr Paul O. uważał zbrodniarzy wojennych, gwałcicieli, pedofili, ludobójców, za dzieło Boże, które, jako takie, powinienem aprobować. Krótko: ja wierzę w innego Boga.

A skoro nie wiem, co jest dobre dla mnie, to nie wiem, co jest dobre lub złe dla ciebie lub kogokolwiek innego. [s. 422] Nie rozumiem, jak z takim nastawienie można być lekarzem lub sponsorem w AA. Jeśli nie wiem, co jest dobre dla pacjenta, to nie powinienem mu niczego przepisywać, bo jak to – kierując się bakiem wiedzy? Jeśli nie wiem, co jest dobre dla podopiecznego, to jak mogę mu cokolwiek sugerować lub proponować? Skoro nie wiem, co jest dobre dla mnie, to czemu przestawałem pić? Przecież nie wiedziałem, czy picie jest dla mnie dobre, czy złe. Jak miałbym kupować jedzenie albo ubrania, skoro nie mam pojęcia, które będą dla mnie dobre? Nie ma sensu ciągnąć tego dalej, bo sam pomysł jest tak groteskowy, jak sugestia, żeby żyć, nie oceniając nikogo i niczego.

Ostatecznie uważam, że nadmiarowa, wynaturzona akceptacja wszystkich i wszystkiego blokuje działanie, zniechęca do zmian, prowadzi do stagnacji i życiowej bierności, ale za to znakomicie pomaga wchodzić w rolę ofiary. Wszystkoakceptujący ludzie są znakomitym materiałem na niewolników, poddanych, podwładnych, podopiecznych – wszystko akceptują, niczemu się nie sprzeciwiają, na wszystko się godzą, nie podskakują, nie dyskutują. Można im płacić połowę pensji, a będą to akceptować, tym bardziej, że nie wiedzą, czy może jest to dla nich dobre.

Akceptacja wydaje mi się bardzo ważna w procesie prowadzącym do wytrzeźwienia, ale ta akceptacja, która dotyczy pogodzenia się z tym, czego nie mogę zmienić. Jest o tym zresztą mowa w Modlitwie o pogodę ducha. Jeśli coś jest poza moim zasięgiem i możliwościami, najlepiej żebym natychmiast to zostawił za sobą, porzucił, odrzucił, czy jak tam kto lubi. Ładowanie sił i środków (jakichkolwiek, materialnych, duchowych i innych) w sprawy beznadziejne tylko osłabiać mnie będzie coraz bardziej. Wyprodukuję urazy, rozgoryczenie, rozczarowanie, poczucie przegranej. Akceptując wszystko, w tym własne błędy, niczego się na tych błędach nie nauczę, skoro konsekwencje natychmiast zaakceptuję. Jeśli będę akceptował, godził się na wszystko, to wkrótce zacznę gardzić sam sobą, własnym lenistwem, nieudolnością, tchórzostwem, czy co tam mnie przed działaniem powstrzymuje. Taka akceptacja jest tylko pretekstem do wiecznego poddawania się. A to się po prostu nie opłaci. Ale… każdemu wolno przyjmować dowolne postawy życiowe. Wolno też okłamywać siebie i próbować sobie i innym wmawiać, że niczego nie oceniam za to wszystko akceptuję. Trzeźwość oznacza równowagę, a nie skrajne odchylenia. Jednak trzeźwo myśleć też nie ma obowiązku.

Nie wiem, czy to ma znaczenie, ale doktor Paul O. pracował "na Programie" w specyficzny sposób: jego przyjaciel i sponsor był zarazem jego podopiecznym. Jeśli dobrze rozumiem, sponsorowali się nawzajem, naprzemiennie.




---
Ciekawy tekst „Acceptance is (NOT THE FINAL) answer”: https://sontx.org/acceptance-is-not-the-final-answer/





sobota, 10 grudnia 2022

Dylemat - jeden z wielu w AA

Na spotkaniu grupy, która zajmuje się głównie rozwiązaniem problemu alkoholizmu (AA dysponuje takowym od prawie 90 lat) pojawił się alkoholik z kilkunastoletnią abstynencją, znany ze swojej przynależności do innej grupy, takiej w typie raczej „staropolskim”. Gdy przyszedł na to właściwy czas, zaproponował dodatkowy temat mityngu – nawet sensowny. Kiedy prowadzący oddał głos uczestnikom spotkania, ten – nazwijmy go Ziutek – zabrał głos jako pierwszy i mówił prawie kwadrans, nie poruszając tego swojego tematu, ani żadnego innego z proponowanych przez prowadzącego. Dowiedzieliśmy się za to, na jakie leki jest uczulony, jakie są jego relacje z szefem w nowej pracy, jak przebiegała (wiele lat temu) operacja, której się poddał…

Uczestnicy spotkania zerkali wymownie w stronę prowadzącego, ale chwilowo bezskutecznie. A Ziutek zabierał głos jeszcze cztery razy, za każdym mówiąc zupełnie nie na temat. Po drugim razie ktoś z uczestników próbował mu zwrócić uwagę, ale Ziutek zawołał, że przerwać mu może tylko prowadzący lub rzecznik grupy. Owszem, takie element regulaminu był zawarty w scenariuszu jakieś piętnaście lat temu i na innych grupach, bo na tej grupie nigdy, więc młodzi uczestnicy spotkania w ogóle nie wiedzieli, co tu się wyczynia i na co on się powołuje.
Po czwartej wypowiedzi Ziutka roztrzęsiony i niepewny prowadzący coś próbował powiedzieć, ale na jego nieśmiałe i wylęknione… eee… hm… Ziutku, ale my… Ziutek zareagował już spokojnie, że on już kończy, jeszcze tylko trzy zdania i wypowiedział kolejnych trzysta. Może więcej.
Dodatkowy kłopot polegał na obecności nowicjusza; po spotkaniu próbowaliśmy mu coś dopowiedzieć, wyjaśnić, ale nie wiem, z jakim skutkiem.

Kolejny raz, nie wiem już który, powrócił stary dylemat*: czy lepiej, żeby w służbie był wakat, czy korzystniej jest dla grupy powierzać ją komuś, kto się do niej kompletnie nie nadaje?

W przypadku prowadzącego wydawać by się mogło, że lepiej żeby jednak jakiś był, bo bez prowadzącego nie będzie mityngu. Nie jestem tego taki pewien, bo widziałem już spotkania grup, które nie miały obsadzonej tej służby, ale z braku „etatowego” prowadzącego, zawsze ktoś z uczestników się tego zadania podejmował, właśnie dlatego, żeby mityng w ogóle się odbył.
Prowadzący, który nie radzi sobie z tą służbą, boi się reagować, nie wie, kiedy powinien coś zrobić i ja zrobić, szkodzi całej grupie, ale nowym w szczególności. „Zapewnia” za to uczestnikom mityngu brak poczucia bezpieczeństwa i chaotyczne, wypowiedzi na tematy, którymi AA się nie zajmuje.
Gdyby jeszcze prowadzący był stosunkowo nowy, służbę dopiero zaczynał, więc byłaby szansa, że niedługo się nauczy, ale w tym przypadku tak nie było.

To jak w końcu, lepiej z kiepskim, nieradzącym sobie prowadzącym, czy może – do czasu – z wakatem w tej służbie? Ostatecznie służba powinna odbywać się w interesie grupy alkoholików, a nie jednego, żeby, na przykład, pomóc mu utrzymać abstynencję.




---
* Dylemat jest to problem, którego rozwiązanie polega na trudnym wyborze między dwiema tak samo ważnymi racjami. Jeśli nie ma wyboru, to nie ma dylematu. Nie ma go też, gdy możliwych opcji jest wiele, a nie dwie.