Bardzo, bardzo dawno temu, gdy służba zdrowia funkcjonowała jeszcze zupełnie inaczej niż obecnie, przeprowadziłem pewien eksperyment. Dostałem od lekarza skierowanie na badania krwi i wykorzystałem je dwa razy, w dwóch różnych przychodniach, w odstępie około 30 minut. Nic w międzyczasie nie jadłem ani nie piłem, a mimo to wyniki różniły się znacząco. Lekarz, do którego poszedłem z tymi wynikami, dumny ze swojej gorliwości i zaangażowania, stwierdził smutno, że narobiłem mu tylko kłopotów. I nie chodziło jedynie o mnie i receptę, jaką trzeba mi wypisać (wychodziło, że potrzebne są dwie różne), ale także o wielu innych pacjentów, kierowanych do laboratoriów na badania. W którym punkcie robią je rzetelnie? Któremu zakładowi można ufać? Który oferuje wiarygodne wyniki?
Przeszedłem w tym roku dwie operacje oczu. Co oczywiste, potrzebne mi teraz będą nowe okulary. Tak się złożyło, że w odstępie trzech tygodni mam wizyty u dwóch różnych okulistów. Jedna już się odbyła (receptę na okulary dostałem), za kilka dni będzie kolejna. I przyszło mi do głowy, że dla mnie byłoby zdecydowanie prościej, gdyby obie recepty „okularowe” były identyczne. Jeśli nie będą, to pojawi się kłopot. Wybrać się do trzeciego okulisty? Zlecić optykowi wykonanie jakichś pośrednich szkieł?
Pomiędzy tymi wydarzeniami, przez dziesiątki lat i setki razy, zauważałem, u siebie i innych ludzi, że możliwość albo potrzeba wybierania, nie zawsze jest taka pożądana, wygodna i luksusowa. Ten, kto dokonuje wyboru, doświadcza też bardzo różnych (to jest dobrych i złych) konsekwencji swoich decyzji. Wybierać i decydować chcemy, nawet bardzo chętnie, ale ponosić ryzyko i ewentualne przykre konsekwencje, to już niekoniecznie.
Kiedy sprawa jest poważna, na przykład życie i zdrowie, i na przykład alkoholizm, chętnie przerzucilibyśmy konieczność wybierania, a więc i ponoszenia poważnych konsekwencji, na kogoś innego. Terapeutka tak kazała. Sponsor mi tak zalecił. Lekarz zdecydował. Oczywiście, żeby jakoś funkcjonować wśród ludzi i z ludźmi, potrzebna jest pewna doza zaufania, ale ostatecznie to zawsze my sami decydujemy – także o tym, kogo obdarzymy zaufaniem i do jakiego stopnia.
Nawet poważna choroba umysłowa, jaką jest alkoholizm (F10.2), nie zwalnia od konieczności dokonywania wyborów i osobistego ponoszenia ich konsekwencji. W środowisku niepijących alkoholików obserwuję szczególnie często pragnienie, by wyeliminować konieczność wybierania. Ucieczka przed wyborami u alkoholików przybiera czasem poziomy kuriozalne i potrafi prowadzić do groteskowego wręcz zakłamywania rzeczywistości i kopania się z faktami.
Tak, wiem, rozumiem, przyjmuję do wiadomości, że byłoby prościej, gdyby wynik badania lub recepta była tylko jedna, ale czy na pewno byłoby to dla mnie korzystniejsze? Jeśli są dwie różne, to ważny sygnał, że gdzieś jest jakiś błąd, że coś poszło nie tak, więc… sprawdzać trzeba dalej.
Tak, wiem, rozumiem, przyjmuję do wiadomości, że na pewno byłoby znacznie prościej, gdyby istniała tylko jedna metoda sponsorowania, jedno tylko rozumienie Programu, którego żadną miarą nie wolno interpretować inaczej, niż w jedynej obowiązującej formie. Ale tak nie jest. A poza tym… prościej nie znaczy automatycznie, że skuteczniej i korzystniej. Prościej – oznacza tylko, że nie trzeba myśleć, wybierać, decydować, ryzykować. Ale trzeźwość oznacza powrót zdroworozsądkowego myślenia, a nie wyłączenie myślenia. Przynajmniej u ludzi dojrzałych.
Wewnętrzna potrzeba, gorące pragnienie, unikania osobistej odpowiedzialności, myślenia i decydowania, pojawia się nie tylko w temacie Kroków i sponsorowania. Łatwo zauważyć, że wystarczy wymyślić jakieś przepisy, nakazy i zakazy (im więcej tym lepiej!) i jeszcze często je modyfikować, bo dzięki takim posunięciom też da się unikać podejmowania osobistych decyzji.
Życie zmusza ludzi do dokonywania wyborów. Minimum pokory potrzebne jest, by się z tym faktem pogodzić. Natomiast strach popycha do prób kontrolowania życia i jego konstrukcji tak, żeby alkoholik czuł się bezpiecznie, a przynajmniej mniej się bał.
Innymi słowy, w AA nie ma żadnych nakazów ani zakazów [„Doktor Bob i dobrzy weterani"].
Gdybyśmy postępowali według zasad, ktoś musiałby je najpierw ustanowić i, co byłoby jeszcze trudniejsze, wymusić ich stosowanie. Doświadczenie pokazuje, iż zwykle kończy się to sporami pomiędzy ustanawiającymi, przede wszystkim w kwestii rodzaju zasad. Gdy zaś przychodzi moment wyegzekwowania danego rozporządzenia... [„Język serca”].