Anonimowy26 maja 2023 12:45
Meszuge, co rozumiesz pod pojęciem "pendolino"?
Pamiętam spikerkę Tadka Ch. w Nysie, gdzie zaprosił go mój znajomy, Leszek. Było ciekawie, bo to jeszcze były czasy wojowania weteraństwa z opolskim sponsorowaniem (oni naprawdę uważali, że to pomysł kilku z nas, swego rodzaju moda, która szybko minie), czasy „jeden rok, jeden krok”, „daj czas czasowi” itp. Słuchali o tym sponsorowaniu dość spokojnie, ale widziałem, jak mrugają do siebie porozumiewawczo, kiedy spiker powiedział, ze pracował ze sponsorem na Programie przez jakieś trzy miesiące. Ale kiedy przyszedł czas na pytania, piorun walnął już na całego, bo zapytali go, jak długo nie pije i usłyszeli, że osiem miesięcy. To już było nie do przyjęcia. Wielu czuło się oszukanych – zaproszono ich na spikerkę kogoś ciekawego, a tu nowicjusz, świeżak w AA, próbuje pouczać starych wyjadaczy.
Później (listopad 2011) ja poleciałem do Londynu, a jeszcze później odbyły się w Poznaniu pierwsze warsztaty sponsorowania, które wspominam z przyjemnością. Dalej był Radom z jakimiś wydarzeniami, dzięki którym przez krótki czas mowa była o „ulepszonym programie londyńsko-radomskim”. Mnie tam nie było, ale nazwę znam od alkoholiczki, która tak właśnie określała to, co robiła ze sponsorką z Radomia i wielu jej znajomych z okolicy też. W końcu ktoś wymyślił „pendolino”.
Pendolino to najszybszy pociąg w Polsce i nazwa nawiązywała do bardzo szybkiego tempa pracy sponsora z podopiecznym. Do niektórych w polskiej wersji AA jakoś już docierało, że Program robi się ze sponsorem, ale żeby w 2-3 miesiące, to było nie do pomyślenia. Absolutnie nie i koniec.
Co ciekawe, tempo pracy nie wydawało mi się nieprawdopodobne. Clarence S. zapoznawał alkoholików z Programem grupowo w sumie w cztery godziny, doktor Bob w ciągu jednego dnia… W moim przypadku najkrótsza współpraca trwała sześć miesięcy, więc potrafiłem sobie wyobrazić, że gdybyśmy spotykali się dwa razy częściej, to… Ale nie interesowały mnie rekordy, ale dobro podopiecznych.
Co, moim zdaniem, było i jest słabym punktem „pendolino”, bo nie tempo pracy, ale…
a) pomijanie Kroku V. Czytanie zawartości tabel z Kroku IV to nie jest Krok V. Zresztą o tym, co można „wycisnąć” z Kroku V pisałem tu: https://meszuge.blogspot.com/2012/03/strategia-piatego-kroku.html
b) Co dalej? Nie podoba mi się niepodejmowanie żadnych realnych działań w Kroku VI. „Bóg nam wybaczy, ale nie wybieli nas jak śnieg i nie podtrzyma tej bieli bez naszego współdziałania… Bóg oczekuje od nas postępów w budowaniu charakteru” – działania! A nie składania deklaracji. Zresztą doświadczeń AA, dotyczących realizacji Kroku VI, jest wiele, w różnych naszych książkach.
Skoro alkoholik nie podejmuje żadnych konkretnych działań w Kroku VI, to Krok VII nie jest zwracaniem się w pokorze, ale dziecinnym koncertem życzeń i bezczelnym wysługiwaniem się Bogiem i domaganiem się, by wszystko zrobił za mnie.
c) Moje wątpliwości budzi nieznajomość literatury i doświadczeń AA przez sponsorów z nurtu „pendolino”. Ba! Nie znają nawet WK, albo tylko te fragmenty, które kazał im zaznaczyć sponsor (właściwym kolorem), albo które im sponsorka sama przeczytała.
d) „Pendolinowcy”, przynajmniej wielu z nich, bo nie jestem pewien czy wszyscy, ignorują temat motywów działania, czyli znów powierzchowność, ale za to głowy nie dam, coś w kwestii intencji mogło się zmienić dzięki warsztatom Krok za Krokiem w Woźniakowie.
Od lat „pendolino” ewoluuje w Polsce (w Anglii też pojawiały się modyfikacje, na przykład sześć punktur Davida B.) i już dawno nie jest jednolite, jednak nie wszystkie nowinki występują we wszystkich miejscach. Przykładowo, zapożyczone z NA (i opisane w jednej z refleksji), zadośćuczynienie pośrednie – jedni coś takiego praktykują, inni nie, bo zdają sobie sprawę, że zadośćuczynienie jest dla ofiar, a nie jakichś przypadkowych osób, grup albo nawet urzędów.
Bywają odłamy tego nurtu, w którym wiele uwagi poświęca się drzewom genealogicznym: mój sponsor jest szóstym pokoleniem od doktora Boba, więc ja jestem siódmym. Jakby to w jakikolwiek sposób świadczyło o mnie i moim życiu.
W różnych odłamach „pendolino” obserwuję nie takie same codzienne sugestie, na przykład w jednych jest mowa o ścieleniu łóżek, a w innych nie ma czegoś takiego (na zdjęciu są te oryginalne, od Andy'ego F. podopiecznego Davida B.).
Niektórzy z „pendolino” powtarzają za swoimi sponsorkami, że alkoholik nie powinien zajmować się kwestią, jak doszło do tego, że stał się alkoholikiem. I to już jest bardzo dziwne, bo w WK można przeczytać: Nasze picie było tylko objawem. Musieliśmy zatem dotrzeć do przyczyn i uwarunkowań. Więc ignorują nawet część zaleceń z WK. Kolejna różnica regionalna – niektórzy z „pendolino” w Kroku IV nie robią listy/tabeli osób skrzywdzonych. To wydaje się podobnie zaskakujące, bo sprzeczne z sugestiami zawartymi w WK. Za to jeszcze inni w Kroku 8 sporządzają listę osób, które to ich skrzywdziły. A tego z kolei w WK nie ma, za to jest przestroga, by się tym nie zajmować.
Wraz z upływem czasu odmian „pendolino” będzie coraz więcej, a różnice coraz bardziej istotne. Jedno jest wspólne dla nich wszystkich – nieustanne szukanie łatwiejszej, łagodniejszej drogi. I magiczne myślenie, nadzieje, że można coś osiągnąć modłami i powierzaniem, zamiast realnych działań
Oczywiście to, co w pewnym skrócie nazywamy w Polsce „pendolino” albo same podstawy tego uproszczonego systemu, nie pochodzą od Davida B. Uważam, że dzieje tego zjawiska sięgają daleko wstecz. Znając historię AA, nawet tylko tę powszechnie dostępną, bo część materiałów w archiwach AA jest ściśle tajna, można spróbować określić, gdzie i kiedy pojawiło się źródło pierwotne, czyli wewnątrz AA ruch „Back to basics”, bo od niego się to zaczęło. Bardzo możliwe, bo wcześniej to niby po co, narodziło się to coś wkrótce po wydaniu książki „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” w czerwcu 1953. Wspólnota liczyła wówczas ok. 150 tysięcy członków, a to stanowiło już realną siłę i doświadczenie, w odróżnieniu od przeżyć 78-83 osób, na których zbudował Bill W. Wielką Księgę.
Co takiego stało się kilka miesięcy (i później) po wydaniu 12x12? Na mityngach zaczęli pojawiać się alkoholicy, którzy pracowali dokładniej, osiągnęli wyraźnie więcej, robili rzeczy, o których weteranom nawet się nie śniło. Bardzo niekomfortowe uczucie, kiedy okazuje się, że nowy członek AA jest daleko bardziej przebudzony niż ty, nieprawdaż? A przecież dla alkoholika, na pewnym etapie rozwoju, samopoczucie jest nadal najważniejsze. Tak, dobry nastrój i pozycja w grupie.
Weterani podzielili się wtedy na dwie frakcje, dwa nurty – jedni, jako trzeźwi ludzie, po prostu dopracowali to, czego im brakowało; ci wtopili się w normalny nurt AA. Ale wielu nie chciało nic robić, a przede wszystkim mierzyć się ze swoimi wadami charakteru. Łatwiej było (wiele lat temu) złożyć jakąś deklarację i… dalej robić swoje, dalej z tych wad korzystać, ale teraz z błogim przeświadczeniem, że to Bóg chce, żeby… na przykład zdradzali żony – jak Bill W. do końca życia prawie.
Jeśli nie chcesz wyjść na niedorobionego zacofańca i nadal grać rolę autorytetu, guru, lidera w swoim środowisku i grupie, ale jednocześnie nie chcesz za żadne skarby nic ze sobą robić, to jakie działania powinieneś podjąć? Bo jeszcze chwila i alkoholicy, którzy realizują w praktyce cały Program AA i to rzetelnie, w codziennym działaniu, będą się z ciebie śmiać, jak z jakiegoś prymitywnego zacofka. Otóż trzeba zanegować wszystko, co wydarzyło się po 1953 roku. Odrzucić kolejne pozycje literatury AA oraz rosnące doświadczenie setek tysięcy alkoholików. Jak najbardziej słyszałem: „my ignorujemy 12x12, bo Bill W. napisał to pod wpływem LSD, dla pieniędzy, żeby reklamować swoje Tradycje” itp.
Alkoholizm to straszna psychiczna choroba, ale w końcu nie wszyscy alkoholicy są durniami, którym można powiedzieć – i im to wystarczy – że lepiej dla własnego dobra i rozwoju robić mniej i powierzchownie, niż więcej i rzetelnie. Wpadli wtedy na genialny pomysł – wmówimy im wszystkim, że wcześniej (przed wydaniem 12x12) Anonimowi Alkoholicy osiągali fantastyczną skuteczność. Że należy ignorować wszystkie nowe doświadczenia AA i nie tykać książek Wspólnoty, poza Wielką Księgą.
Z tą skutecznością to mit, ale skąd mieliby to wiedzieć nowi w AA albo i ci wszyscy, którzy chcieliby po prostu wytrzeźwieć, bez konieczności poznawania historii AA i weteranów? Nawet Billowi na rękę była propaganda sukcesu, bo na niej, wspieranej swoimi kłamstwami i działaniami marketingowymi, zarabiał fantastyczne pieniądze.
O cudownej rzekomo skuteczności parę zdań mówili/pisali nieliczni weterani (a może tylko jeden-dwóch) – ci właśnie, którzy żywo byli zainteresowani propagowaniem idei „kiedyś było skutecznie, a teraz nie jest”.
Czyżby Anonimowi Alkoholicy przeprowadzali w latach czterdziestych lub pięćdziesiątych jakieś badania na temat skuteczności? Według jakiej metody? Gdzie te badania są opisane? Przed wydaniem 12x12 liczebność AA sięgała 100-150 tysięcy, kto tych alkoholików ankietował i o co pytał? Tak, to wydaje się bardzo ważne, co nazywano skutecznym działaniem? Abstynencję? Bo może te badania obejmowały jakość życia alkoholików i ich rodzin? Skoro w WK piszą, że abstynencja nie wystarczy i nie jest wyleczeniem z alkoholizmu, to może trzeba koniecznie o to pytać.
Jaka była duchowa jakość życia doktora Boba, który 2,5 roku po ostatnim kieliszku nadal codziennie cierpiał głody alkoholowe? Skuteczny Program, bo nie pił, czy nieskuteczny, bo walczył codziennie z głodami?
Trochę o skuteczności sami alkoholicy pisali w „Doktor Bob i dobrzy weterani”:
Do lutego 1937 roku dziesiątki nowych alkoholików zapoznawały się z Programem. Niektórym udawało się nie pić przez jakiś czas, ale potem znikali. Niektórzy pojawiali się ponownie. Inni po prostu umierali. Jeszcze inni - jak, na przykład, Lil - znajdowali zapewne inny sposób na wyjście z nałogu.
Ciekawe, zwłaszcza w połączeniu z innym cytatem:
W lutym 1937 jeszcze raz policzono uczestników i okazało się, że jest ich razem dwunastu.
Zaraz, zaraz... Do lutego 1937 DZIESIĄTKI alkoholików zapoznało się z Programem, ale w tym samym lutym 1937 niepijących było tylko dwunastu? Z tej dwunastki połowa później zapiła raz lub więcej i nie wszyscy osiągnęli dożywotnią trzeźwość. Czy to są informacje o fantastycznej skuteczności?
Poprzednia ankieta w AA w Polsce (bo teraz trwa nowa) jest przez was wyśmiewana, bo podobno wielu alkoholików wypełniało ją nieuczciwie. Ta ankieta w ogóle nie zawiera czegoś takiego jak skuteczność – skąd w takim razie dane, że obecnie wynosi ona 10%? Z jakich badań ten wynik pochodzi? Czyich badań? Tak samo rzetelnych jak nasza polska ankieta? Czy przez „skuteczność” rozumie się abstynencję czy może badania obejmowały coś więcej? Jeśli tylko abstynencję, to jak długą, roczną? Dożywotnią? W 1940 roku najstarszy weteran miał ok. 16 lat abstynencji, a wszyscy inni mniej – i co, wtedy badano dożywotnią abstynencję?
Ta zakończona i podliczona już ankieta zaskoczyła mnie w sumie tylko jednym – znacznie niższym, niż miałem nadzieję, wskaźnikiem sponsorowania. 12,5% sponsoruje, 27,3% ma sponsora. A i to było ponoć sztucznie zawyżane. Więc gdyby mówić o skuteczności, to kogo pytanie dotyczy? Tych od sponsorowania, czy większościowej reszty, ograniczającej się jedynie do chadzania po mityngach? Skuteczność Programu, czy w ogóle różnych działań Wspólnoty, w tym mityngów?
Skoro nawet nie wiadomo konkretnie, co by ta skuteczność miała niby oznaczać, to po co snuć fantazje na ten temat? I wmawiać nowicjuszom jakieś dane, które tak naprawdę pochodzą z sufitu? Uczciwe to?
Większość „pendolinowców” nie zna literatury Wspólnoty AA (a WK też tylko częściowo) i nie zna historii AA, ale karmi nowych przekonaniami o dawnej, cudownej skuteczności. Umiecie znaleźć ten 1-2 cytaty w literaturze, które coś takiego sugerują, czy tylko powtarzacie słowa swoich sponsorów? Wyjaśniacie nowicjuszom, co sami rozumiecie przez „skuteczność”? Informujecie, jaka jest Wasza „skuteczność” jako sponsorów?
Pytanie zasadnicze – czemu nie zostawić ich samym sobie (niech
się bawią swoimi klockami), co mnie to obchodzi? Nie jest to takie proste, bo
to jest AA, tutaj sugerujemy nowicjuszom coś, co wpłynie na całe ich życie.
Powierzchowność, częściowa tylko realizacja Programu i to tylko niektórych
Kroków, stanowi coś w rodzaju pułapki. Na początku, oczywiście, wszystko jest
super, alkoholiczka czuje się dobrze, a to przecież najważniejsze (sic!). Jeśli
ten dobrostan psycho-duchowy utrzyma się do końca życia, to fantastycznie. Szczerze
gratuluję, a nawet odrobinę zazdroszczę. Jeśli jednak po kilku latach przestaje być tak cudownie, to pułapka
się zatrzaskuje. Mówią wtedy: dla mnie nie ma już w AA rozwiązania, bo przecież
zrobiłem Program AA i to według najskuteczniejszej metody na świecie. Niektórzy
odchodzą wtedy rozgoryczeni, rozczarowani i zniechęceni (wcale nie muszą wracać
do picia), przekonani czasem, że Program im nie pomógł, na nich nie zadziałał, a AA ich oszukało.
Inni, w pogoni za dobrym samopoczuciem, sięgają po jakąś formę psychoterapii
albo dochodzą do wniosku, że wszystko będzie znowu wspaniale, że jeszcze raz
zrobią Program, ale tym razem z SAMYM, X, z SAMĄ Y. Kilka lat później sytuacja
się powtarza, niestety.
---
Weteran, Wally P. http://www.aabacktobasics.org/ Jeden budowniczych, współtwórca „Back to basics” (bardzo mi się podoba anons na stronie: Jeśli chcesz, abyśmy poprowadzili seminarium dla Twojej placówki leczniczej, programu usług dla absolwentów, centrum zdrowienia lub społeczności dwunastu kroków, daj nam znać). Opisywał też warsztat Clarence’a S. na ten temat.
„Back to basics” w czterech jednogodzinnych lekcjach: http://www.aabacktobasics.org/B2B%20Book.html Nawet tanio.
A może chodzi o coś jeszcze prostszego, po prostu o pieniądze? :-)