sobota, 27 maja 2023

Pendolino kiedyś i obecnie

Meszuge, co rozumiesz pod pojęciem "pendolino"?


Pamiętam spikerkę Tadka Ch. w Nysie, gdzie zaprosił go mój znajomy, Leszek. Było ciekawie, bo to jeszcze były czasy wojowania weteraństwa z opolskim sponsorowaniem (oni naprawdę uważali, że to pomysł kilku z nas, swego rodzaju moda, która szybko minie), czasy „jeden rok, jeden krok”, „daj czas czasowi” itp. Słuchali o tym sponsorowaniu dość spokojnie, ale widziałem, jak mrugają do siebie porozumiewawczo, kiedy spiker powiedział, ze pracował ze sponsorem na Programie przez jakieś trzy miesiące. Ale kiedy przyszedł czas na pytania, piorun walnął już na całego, bo zapytali go, jak długo nie pije i usłyszeli, że osiem miesięcy. To już było nie do przyjęcia. Wielu czuło się oszukanych – zaproszono ich na spikerkę kogoś ciekawego, a tu nowicjusz, świeżak w AA, próbuje pouczać starych wyjadaczy.
Później (listopad 2011) ja poleciałem do Londynu, a jeszcze później odbyły się w Poznaniu pierwsze warsztaty sponsorowania, które wspominam z przyjemnością. Dalej był Radom z jakimiś wydarzeniami, dzięki którym przez krótki czas mowa była o „ulepszonym programie londyńsko-radomskim”. Mnie tam nie było, ale nazwę znam od alkoholiczki, która tak właśnie określała to, co robiła ze sponsorką z Radomia i wielu jej znajomych z okolicy też. W końcu ktoś wymyślił „pendolino”.

Pendolino to najszybszy pociąg w Polsce i nazwa nawiązywała do bardzo szybkiego tempa pracy sponsora z podopiecznym. Do niektórych w polskiej wersji AA jakoś już docierało, że Program robi się ze sponsorem, ale żeby w 2-3 miesiące, to było nie do pomyślenia. Absolutnie nie i koniec.
Co ciekawe, tempo pracy nie wydawało mi się nieprawdopodobne. Clarence S. zapoznawał alkoholików z Programem grupowo w sumie w cztery godziny, doktor Bob w ciągu jednego dnia… W moim przypadku najkrótsza współpraca trwała sześć miesięcy, więc potrafiłem sobie wyobrazić, że gdybyśmy spotykali się dwa razy częściej, to… Ale nie interesowały mnie rekordy, ale dobro podopiecznych.

Co, moim zdaniem, było i jest słabym punktem „pendolino”, bo nie tempo pracy, ale…
a) pomijanie Kroku V. Czytanie zawartości tabel z Kroku IV to nie jest Krok V. Zresztą o tym, co można „wycisnąć” z Kroku V pisałem tu: https://meszuge.blogspot.com/2012/03/strategia-piatego-kroku.html

b) Co dalej? Nie podoba mi się niepodejmowanie żadnych realnych działań w Kroku VI. „Bóg nam wybaczy, ale nie wybieli nas jak śnieg i nie podtrzyma tej bieli bez naszego współdziałania… Bóg oczekuje od nas postępów w budowaniu charakteru” – działania! A nie składania deklaracji. Zresztą doświadczeń AA, dotyczących realizacji Kroku VI, jest wiele, w różnych naszych książkach.
Skoro alkoholik nie podejmuje żadnych konkretnych działań w Kroku VI, to Krok VII nie jest zwracaniem się w pokorze, ale dziecinnym koncertem życzeń i bezczelnym wysługiwaniem się Bogiem i domaganiem się, by wszystko zrobił za mnie.

c) Moje wątpliwości budzi nieznajomość literatury i doświadczeń AA przez sponsorów z nurtu „pendolino”. Ba! Nie znają nawet WK, albo tylko te fragmenty, które kazał im zaznaczyć sponsor (właściwym kolorem), albo które im sponsorka sama przeczytała.

d) „Pendolinowcy”, przynajmniej wielu z nich, bo nie jestem pewien czy wszyscy, ignorują temat motywów działania, czyli znów powierzchowność, ale za to głowy nie dam, coś w kwestii intencji mogło się zmienić dzięki warsztatom Krok za Krokiem w Woźniakowie.

Od lat „pendolino” ewoluuje w Polsce (w Anglii też pojawiały się modyfikacje, na przykład sześć punktur Davida B.) i już dawno nie jest jednolite, jednak nie wszystkie nowinki występują we wszystkich miejscach. Przykładowo, zapożyczone z NA (i opisane w jednej z refleksji), zadośćuczynienie pośrednie – jedni coś takiego praktykują, inni nie, bo zdają sobie sprawę, że zadośćuczynienie jest dla ofiar, a nie jakichś przypadkowych osób, grup albo nawet urzędów.
Bywają odłamy tego nurtu, w którym wiele uwagi poświęca się drzewom genealogicznym: mój sponsor jest szóstym pokoleniem od doktora Boba, więc ja jestem siódmym. Jakby to w jakikolwiek sposób świadczyło o mnie i moim życiu.
W różnych odłamach „pendolino” obserwuję nie takie same codzienne sugestie, na przykład w jednych jest mowa o ścieleniu łóżek, a w innych nie ma czegoś takiego (na zdjęciu są te oryginalne, od Andy'ego F. podopiecznego Davida B.).

Niektórzy z „pendolino” powtarzają za swoimi sponsorkami, że alkoholik nie powinien zajmować się kwestią, jak doszło do tego, że stał się alkoholikiem. I to już jest bardzo dziwne, bo w WK można przeczytać: Nasze picie było tylko objawem. Musieliśmy zatem dotrzeć do przyczyn i uwarunkowań. Więc ignorują nawet część zaleceń z WK. Kolejna różnica regionalna – niektórzy z „pendolino” w Kroku IV nie robią listy/tabeli osób skrzywdzonych. To wydaje się podobnie zaskakujące, bo sprzeczne z sugestiami zawartymi w WK. Za to jeszcze inni w Kroku 8 sporządzają listę osób, które to ich skrzywdziły. A tego z kolei w WK nie ma, za to jest przestroga, by się tym nie zajmować.
Wraz z upływem czasu odmian „pendolino” będzie coraz więcej, a różnice coraz bardziej istotne. Jedno jest wspólne dla nich wszystkich – nieustanne szukanie łatwiejszej, łagodniejszej drogi. I magiczne myślenie, nadzieje, że można coś osiągnąć modłami i powierzaniem, zamiast realnych działań

Oczywiście to, co w pewnym skrócie nazywamy w Polsce „pendolino” albo same podstawy tego uproszczonego systemu, nie pochodzą od Davida B. Uważam, że dzieje tego zjawiska sięgają daleko wstecz. Znając historię AA, nawet tylko tę powszechnie dostępną, bo część materiałów w archiwach AA jest ściśle tajna, można spróbować określić, gdzie i kiedy pojawiło się źródło pierwotne, czyli wewnątrz AA ruch „Back to basics”, bo od niego się to zaczęło. Bardzo możliwe, bo wcześniej to niby po co, narodziło się to coś wkrótce po wydaniu książki „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” w czerwcu 1953. Wspólnota liczyła wówczas ok. 150 tysięcy członków, a to stanowiło już realną siłę i doświadczenie, w odróżnieniu od przeżyć 78-83 osób, na których zbudował Bill W. Wielką Księgę.

Co takiego stało się kilka miesięcy (i później) po wydaniu 12x12? Na mityngach zaczęli pojawiać się alkoholicy, którzy pracowali dokładniej, osiągnęli wyraźnie więcej, robili rzeczy, o których weteranom nawet się nie śniło. Bardzo niekomfortowe uczucie, kiedy okazuje się, że nowy członek AA jest daleko bardziej przebudzony niż ty, nieprawdaż? A przecież dla alkoholika, na pewnym etapie rozwoju, samopoczucie jest nadal najważniejsze. Tak, dobry nastrój i pozycja w grupie.
Weterani podzielili się wtedy na dwie frakcje, dwa nurty – jedni, jako trzeźwi ludzie, po prostu dopracowali to, czego im brakowało; ci wtopili się w normalny nurt AA. Ale wielu nie chciało nic robić, a przede wszystkim mierzyć się ze swoimi wadami charakteru. Łatwiej było (wiele lat temu) złożyć jakąś deklarację i… dalej robić swoje, dalej z tych wad korzystać, ale teraz z błogim przeświadczeniem, że to Bóg chce, żeby… na przykład zdradzali żony – jak Bill W. do końca życia prawie.

Jeśli nie chcesz wyjść na niedorobionego zacofańca i nadal grać rolę autorytetu, guru, lidera w swoim środowisku i grupie, ale jednocześnie nie chcesz za żadne skarby nic ze sobą robić, to jakie działania powinieneś podjąć? Bo jeszcze chwila i alkoholicy, którzy realizują w praktyce cały Program AA i to rzetelnie, w codziennym działaniu, będą się z ciebie śmiać, jak z jakiegoś prymitywnego zacofka. Otóż trzeba zanegować wszystko, co wydarzyło się po 1953 roku. Odrzucić kolejne pozycje literatury AA oraz rosnące doświadczenie setek tysięcy alkoholików. Jak najbardziej słyszałem: „my ignorujemy 12x12, bo Bill W. napisał to pod wpływem LSD, dla pieniędzy, żeby reklamować swoje Tradycje” itp.

Alkoholizm to straszna psychiczna choroba, ale w końcu nie wszyscy alkoholicy są durniami, którym można powiedzieć – i im to wystarczy – że lepiej dla własnego dobra i rozwoju robić mniej i powierzchownie, niż więcej i rzetelnie. Wpadli wtedy na genialny pomysł – wmówimy im wszystkim, że wcześniej (przed wydaniem 12x12) Anonimowi Alkoholicy osiągali fantastyczną skuteczność. Że należy ignorować wszystkie nowe doświadczenia AA i nie tykać książek Wspólnoty, poza Wielką Księgą.

Z tą skutecznością to mit, ale skąd mieliby to wiedzieć nowi w AA albo i ci wszyscy, którzy chcieliby po prostu wytrzeźwieć, bez konieczności poznawania historii AA i weteranów? Nawet Billowi na rękę była propaganda sukcesu, bo na niej, wspieranej swoimi kłamstwami i działaniami marketingowymi, zarabiał fantastyczne pieniądze.
O cudownej rzekomo skuteczności parę zdań mówili/pisali nieliczni weterani (a może tylko jeden-dwóch) – ci właśnie, którzy żywo byli zainteresowani propagowaniem idei „kiedyś było skutecznie, a teraz nie jest”.

Czyżby Anonimowi Alkoholicy przeprowadzali w latach czterdziestych lub pięćdziesiątych jakieś badania na temat skuteczności? Według jakiej metody? Gdzie te badania są opisane? Przed wydaniem 12x12 liczebność AA sięgała 100-150 tysięcy, kto tych alkoholików ankietował i o co pytał? Tak, to wydaje się bardzo ważne, co nazywano skutecznym działaniem? Abstynencję? Bo może te badania obejmowały jakość życia alkoholików i ich rodzin? Skoro w WK piszą, że abstynencja nie wystarczy i nie jest wyleczeniem z alkoholizmu, to może trzeba koniecznie o to pytać.
Jaka była duchowa jakość życia doktora Boba, który 2,5 roku po ostatnim kieliszku nadal codziennie cierpiał głody alkoholowe? Skuteczny Program, bo nie pił, czy nieskuteczny, bo walczył codziennie z głodami?

Trochę o skuteczności sami alkoholicy pisali w „Doktor Bob i dobrzy weterani”:
Do lutego 1937 roku dziesiątki nowych alkoholików zapoznawały się z Programem. Niektórym udawało się nie pić przez jakiś czas, ale potem znikali. Niektórzy pojawiali się ponownie. Inni po prostu umierali. Jeszcze inni - jak, na przykład, Lil - znajdowali zapewne inny sposób na wyjście z nałogu.
Ciekawe, zwłaszcza w połączeniu z innym cytatem:
W lutym 1937 jeszcze raz policzono uczestników i okazało się, że jest ich razem dwunastu.

Zaraz, zaraz... Do lutego 1937 DZIESIĄTKI alkoholików zapoznało się z Programem, ale w tym samym lutym 1937 niepijących było tylko dwunastu? Z tej dwunastki połowa później zapiła raz lub więcej i nie wszyscy osiągnęli dożywotnią trzeźwość. Czy to są informacje o fantastycznej skuteczności?

Poprzednia ankieta w AA w Polsce (bo teraz trwa nowa) jest przez was wyśmiewana, bo podobno wielu alkoholików wypełniało ją nieuczciwie. Ta ankieta w ogóle nie zawiera czegoś takiego jak skuteczność – skąd w takim razie dane, że obecnie wynosi ona 10%? Z jakich badań ten wynik pochodzi? Czyich badań? Tak samo rzetelnych jak nasza polska ankieta? Czy przez „skuteczność” rozumie się abstynencję czy może badania obejmowały coś więcej? Jeśli tylko abstynencję, to jak długą, roczną? Dożywotnią? W 1940 roku najstarszy weteran miał ok. 16 lat abstynencji, a wszyscy inni mniej – i co, wtedy badano dożywotnią abstynencję?
Ta zakończona i podliczona już ankieta zaskoczyła mnie w sumie tylko jednym – znacznie niższym, niż miałem nadzieję, wskaźnikiem sponsorowania. 12,5% sponsoruje, 27,3% ma sponsora. A i to było ponoć sztucznie zawyżane. Więc gdyby mówić o skuteczności, to kogo pytanie dotyczy? Tych od sponsorowania, czy większościowej reszty, ograniczającej się jedynie do chadzania po mityngach? Skuteczność Programu, czy w ogóle różnych działań Wspólnoty, w tym mityngów?

Skoro nawet nie wiadomo konkretnie, co by ta skuteczność miała niby oznaczać, to po co snuć fantazje na ten temat? I wmawiać nowicjuszom jakieś dane, które tak naprawdę pochodzą z sufitu? Uczciwe to?
Większość „pendolinowców” nie zna literatury Wspólnoty AA (a WK też tylko częściowo) i nie zna historii AA, ale karmi nowych przekonaniami o dawnej, cudownej skuteczności. Umiecie znaleźć ten 1-2 cytaty w literaturze, które coś takiego sugerują, czy tylko powtarzacie słowa swoich sponsorów? Wyjaśniacie nowicjuszom, co sami rozumiecie przez „skuteczność”? Informujecie, jaka jest Wasza „skuteczność” jako sponsorów?

Pytanie zasadnicze – czemu nie zostawić ich samym sobie (niech się bawią swoimi klockami), co mnie to obchodzi? Nie jest to takie proste, bo to jest AA, tutaj sugerujemy nowicjuszom coś, co wpłynie na całe ich życie. Powierzchowność, częściowa tylko realizacja Programu i to tylko niektórych Kroków, stanowi coś w rodzaju pułapki. Na początku, oczywiście, wszystko jest super, alkoholiczka czuje się dobrze, a to przecież najważniejsze (sic!). Jeśli ten dobrostan psycho-duchowy utrzyma się do końca życia, to fantastycznie. Szczerze gratuluję, a nawet odrobinę zazdroszczę. Jeśli jednak po kilku latach przestaje być tak cudownie, to pułapka się zatrzaskuje. Mówią wtedy: dla mnie nie ma już w AA rozwiązania, bo przecież zrobiłem Program AA i to według najskuteczniejszej metody na świecie. Niektórzy odchodzą wtedy rozgoryczeni, rozczarowani i zniechęceni (wcale nie muszą wracać do picia), przekonani czasem, że Program im nie pomógł, na nich nie zadziałał, a AA ich oszukało. Inni, w pogoni za dobrym samopoczuciem, sięgają po jakąś formę psychoterapii albo dochodzą do wniosku, że wszystko będzie znowu wspaniale, że jeszcze raz zrobią Program, ale tym razem z SAMYM, X, z SAMĄ Y. Kilka lat później sytuacja się powtarza, niestety.



---
Weteran, Wally P. http://www.aabacktobasics.org/ Jeden budowniczych, współtwórca „Back to basics” (bardzo mi się podoba anons na stronie: Jeśli chcesz, abyśmy poprowadzili seminarium dla Twojej placówki leczniczej, programu usług dla absolwentów, centrum zdrowienia lub społeczności dwunastu kroków, daj nam znać). Opisywał też warsztat Clarence’a S. na ten temat.
„Back to basics” w czterech jednogodzinnych lekcjach: http://www.aabacktobasics.org/B2B%20Book.html Nawet tanio.

A może chodzi o coś jeszcze prostszego, po prostu o pieniądze? :-) 

poniedziałek, 22 maja 2023

Odpowiedzialność sponsorki

O temat odpowiedzialności sponsora/sponsorki zahaczałem już wiele razy, a wcześniej Bill W., ale w komentarzach pojawiło się ciekawe stwierdzenie, więc może warto do niego wrócić.

…na jednych z warsztatów Sydney zapytana, czy czuje się w jakikolwiek sposób odpowiedzialna, gdy jej sponsorowane wracają do picia, czy zastanawia się nad tym, że być może jest w tym jakaś jej wina, wzruszyła tylko ramionami i odpowiedziała: "Nie, to w ogóle nie jest moja sprawa". Myślę że jeśli sponsor chce się czuć "autorem trzeźwości" swojego podopiecznego, to w razie jego powrotu do picia musi też się czuć "autorem" jego nietrzeźwości. A przecież "żadna ludzka siła...".  

Najpierw jednak inne pytanie. Czy każdy sponsor, bez względu na technikę pracy z podopiecznymi, jest dobrym sponsorem? Albo prościej: czy możliwe jest złe sponsorowanie? Czy sponsorowanie wprawdzie oparte na Programie 12 Kroków, ale na książce „12 Kroków ze sponsorem” Hamiltona B. jest równie dobre, co to, które zakłada wykorzystywanie tylko literatury AA (przy okazji przypominam, że „Dekalog Jana XXIII” nie jest literaturą AA)? A może żadna literatura nie jest niezbędna, bo wystarczy laminat i doświadczenia sponsorki? Czy przy podobnych technikach pracy doświadczenia każdego sponsora i zdolność każdej sponsorki do ich przekazywania, są takie same? Czy sponsor nieprzebudzony duchowo może we właściwy sposób przekazać Program? Takich pytań można postawić wiele, ale jest też przecież jeszcze jedna platforma oceny – efekty, a te bywają bardzo różne, co widać i o czym nie ma sensu dyskutować. W takim razie można stwierdzić, że jest dobre i złe sponsorowanie, dobre i złe leczenie, dobre i złe nauczanie. A jeśli tak, to czy odpowiedzialność sponsorki, lekarki, nauczycielki, jest identyczna, bez względu na to, co ma do zaoferowania i jak realizuje swoje zadania?

…że prawdopodobnie żadna ludzka siła nie mogłaby nas uwolnić od alkoholizmu [WK z 2018 roku, s. 60].

Jeśli nawet nie czepiać się słowa „prawdopodobnie”, to i tak pojawia się wątpliwość, bo jeśli żadna ludzka siła, to po co w ogóle ten ludzki sponsor? Powinna wystarczyć WK i lektura Kroków. Ba! Powinna wystarczyć modlitwa do Boga! A może i modlitwy nie trzeba, bo przecież Bóg i tak zrobi, co zechce i nie można Go do niczego zmusić modłami?
Jak widać, ta droga nie prowadzi donikąd. Sponsorowanie jest praktykowane od dziesięcioleci, więc widocznie ludzki sponsor jest niezbędny w tym uwalnianiu od alkoholizmu.

Wątpliwości i pytań może być mnóstwo, więc spróbuję inaczej. Czy ja odpowiadam za to, co robię, za jakość tego, co przekazuję? Bo może zupełnie nie odpowiadam, może za wszystko odpowiada Bóg i alkoholik podopieczny? Jako że trudno uwierzyć, żeby Bóg chciał, żeby alkoholiczka wróciła do picia (Ten, w którego ja wierzę, nie chce czegoś takiego), więc pozostaje na placu boju alkoholiczka, która wróciła do picia – to jej wina, to ona zawaliła… Tak? Bo jeżeli tak, to widocznie nie istnieje żadna bezsilność, skoro wszystko zależy od podopiecznego, który postanowił wrócić do picia. To zresztą był typowy błąd terapeutyczny: jesteś bezsilny, ale za wszystko sam odpowiadasz. Odpowiadać można za to, na co się ma realny wpływ, a jak się jest bezsilnym, to widocznie wpływu się nie ma… ale po co zajmować się tak oczywistymi sprawami.

Jak widać, nie jestem zwolennikiem unikania osobistej odpowiedzialności za wszystko, co robię i zawsze dziwią mnie alkoholicy „po Programie” prezentujący takie potrzeby i zachcianki. Chcą rządzić innymi, mówić innym ludziom, co mają robić, ale zupełnie nie życzą sobie odpowiadać za jakość i sens swoich rad. Mocne! I dość powszechne w AA i właśnie na terapii odwykowej.

Czy odpowiadam za abstynencję podopiecznego? Moim zdaniem bywają sytuacje, warunki i okoliczności, w których w jakiejś minimalnej mierze byłoby to możliwe. Gdybym alkoholikom „sprzedawał” demo Programu, wersję uproszczoną, spłyconą i powierzchowną, zbudowaną tylko na wybranych przeze mnie (lub mojego sponsora), fragmentach literatury i tekstach nie AA-owskich… A tak! Właśnie! Fakt, że coś tam dostałem od sponsora, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Po wytrzeźwieniu mam być człowiekiem dorosłym, dojrzałym, kierującym się zdrowym rozsądkiem, z otwartą głową, nauczalnym, a nie klonem sponsora, powtarzającym bezmyślnie jakieś jego przekonania. Poza tym, co to za usprawiedliwienie – bo mi mama tak kazała? Bo terapeuta tak kiedyś powiedział? Bo Bill W. osiemdziesiąt lat temu napisał? A może wreszcie, jeśli się jest człowiekiem trzeźwym, wziąć wreszcie odpowiedzialność za siebie na siebie?

Podobnie byłoby z sukcesami. Powodzenie tego przedsięwzięcia zależy przede wszystkim od podopiecznego. I to powtarzam każdemu z nich: to jest twój Program, jak go zrobisz, tak będziesz miał. I to jest prawda… pod warunkiem, że ja, sponsor, nie zaoferowałem mu bylejakości.


[używam zamiennie formy żeńskiej i męskiej, żeby nie dyskryminować żadnej płci]





------------------------------------------------------------------------------------------

Całkowicie bez związku z tematem, po prostu nie miałem gdzie załączyć obrazek, dotyczący części komentarzy. W dyskusji brali udział: Jerzy Mellibruda, Ryszard Tołstych, Bohdan Woronowicz, Stanisław Belik, Tomasz Świtek, Zbigniew Grochowski, Joanna Mikuła, Włodzimierz Aleksandrowski, Antoni Pawłowski...




sobota, 20 maja 2023

Czemu mam się cofać i po co?

Gromadzimy coraz więcej wiedzy ogólnej i na różne konkretne tematy, rozwijamy się duchowo, zdobywamy doświadczenia, nabywamy nowe umiejętności i doskonalimy już istniejące… Cechą wspólną wszystkich tych procesów jest rozwój. Poza bardzo niewieloma wyjątkami (uwiąd starczy, choroba psychiczna) jest to droga w jedną stronę – zawsze w jednym tylko kierunku: więcej, lepiej, pełniej, głębiej. Po co i dlaczego na tej drodze ktoś chciałby się cofać?

Znajomy skończył studia doktoranckie z matematyki teoretycznej. Po co i dlaczego miałby wracać do szkoły podstawowej i pod kierunkiem nauczycielki z trzeciej klasy poznawać podstawy rachunków? Kolega, rysownik, karykaturzysta, miałby wrócić do podstawówki i uczyć się rysować szlaczki? Po co?
Rozwój duchowy jest mniej wymierny, bo i w jakich jednostkach dokonywać tych pomiarów i zapewne nie aż tak łatwy do zaobserwowania u siebie i innych, ale to nie znaczy, że rozpoznanie tego procesu nie jest możliwe. Da się zauważyć, choć nie z daleka i nie w pięć minut, jeśli ktoś żyje życiem duchowym. Typowa jest dla takich osób koherencja (spójność wypowiedzi, poglądów, działania, postaw życiowych), czyli prościej mówiąc mówię to, co myślę, robię to, co mówię, zachowuję się zgodnie ze swoją wiarą itp. Odwrotnością takiej postawy jest na przykład dwulicowość: inaczej zachowuję się na mityngu, a inaczej wypowiadam się anonimowo w internecie. Oczywiście elementów życia duchowego jest znacznie więcej, bo to i uczciwość, i szacunek, i tolerancja dla odmiennych poglądów, i pokora, i odpowiedzialność…

Rozwój poziomu życia duchowego może być nieskończony, bo przecież zawsze dzisiaj można być lepszym dla bliźnich niż wczoraj, bardziej kochać, bardziej być pomocnym, zdobywać się na więcej pokory. Dlaczego i w jakim celu na tej drodze ktoś chciałby się cofać? Czemu miałby służyć powrót do mozolnej nauki podstawowych prawd typu: A więc my, alkoholicy musimy przede wszystkim wyzbyć się egoizmu [WK]. Przecież ten egoizm – zgodnie z obietnicami – zniknął w połowie pracy nad Krokiem Dziewiątym. Więc po co wracać do nauki zasad znanych, rozumianych, praktykowanych? Chyba że… Chyba że wygląda to jednak inaczej… Tylko myśleli, że pozbyli się egoizmu i lęku. Tylko myśleli, że zdobyli się na pokorę [WK z 2018, s. 74].

Staram się uczyć, być nauczalny, co w naszym środowisku można określić, jako bycie sponsorowalnym, staram się rozwijać duchowo i intelektualnie. To oznacza, że gdybym natknął się na taki sposób sponsorowania, który wymagałby ode mnie więcej niż dotąd, to poddałbym się mu – choć nie jestem pewien, czy chętnie. Natomiast kompletnie nie rozumiem, po co miałbym robić raz jeszcze ten sam Program, ale tym razem na poziomie zdecydowanie niższym, niż ten, który mam (tak – mam, a nie tylko znam), którym żyję od lat, każdego dnia. Po co mi jakieś wersje uproszczone, powierzchowne i niedokładne?

Do całego Programu wraca się po zapiciu – to oczywiste i banalne. Zapewne warto zacząć jeszcze raz, od początku, gdy alkoholik uświadomi sobie, że wcześniej robił to całkowicie nieuczciwie i nierzetelnie – osób zdolnych przyznać się do czegoś takiego nie ma zbyt wiele. Wreszcie podejmować pracę ze sponsorem kolejny raz może alkoholik, który zorientował się, że jego sponsor – może i w dobrej wierze – przekazał mu tylko demo Programu, wersję uproszczoną i wyraźnie spłyconą.

Zrozumieć, po co i dlaczego alkoholicy chcieliby robić Program AA raz jeszcze, ale na poziomie daleko niższym niż już znają, już robili, nie jest łatwo. Właściwie wszystkie takie przypadki, które potrafię sobie wyobrazić, zbudowane są na jednym podłożu – ponownie uruchomiony (albo nigdy nie zdezaktywowany w pełni) mechanizm nałogowego regulowania uczuć. Tak, dobrze się czuć, być na haju – może już nie wszystko jedno, czy to na haju alkoholowym, seksualnym, zakupowym, programowym, hazardowym, pigułkowym, ale koniecznie na haju – za wszelką cenę i z pełną gotowością by zrobić wszystko.
I tak pogoń za urojonym szczęściem trwa…

Nasze dotychczasowe życie było nieustanną ucieczką od bólu i problemów. Uciekaliśmy przed nimi w panicznym strachu. Nigdy nie chcieliśmy zmierzyć się z cierpieniem. Naszym rozwiązaniem była zawsze ucieczka w butelkę [12x12].

Było? Czy aby na pewno, było?

wtorek, 16 maja 2023

Czasem dziwny jest świat AA

Dawno, dawno temu odkryłem, że jak alkoholicy czegoś nie wiedzą, to wymyślają. Było to przy okazji Drugiej Tradycji w jej starej wersji i dotyczyło negowania wszelkich ludzkich autorytetów. Nie znając angielskiego wymyśliłem, że tu musi być jakiś błąd, bo w takiej wersji (Jedynym i najwyższym autorytetem jest miłujący Bóg…) jest to sprzeczne z ideą sponsorowania.

Niedawno podczas mityngu, z niesmakiem i smutkiem zacząłem się domyślać, że nic się nie zmieniło – jeśli jakaś treść jest dziwna, niezrozumiała, wątpliwa, problematyczna, to nie staramy się dokopać do prawdy, zrozumieć, wyjaśnić, ale wymyślamy natychmiast jakieś teorie, które miałyby potwierdzić i usprawiedliwiać to coś, wykombinować jakiś sens tam, gdzie go wyraźnie nie widać.
Może ktoś się pomylił, może to błąd w tłumaczeniu, może słaba znajomość języka, może inne przyczyny i powody, ale zamiast wyjaśnienia wątpliwości, tworzone są pokrętne teorie i argumenty, wspierające błąd.

Alkoholik miał spikerkę. Z połową jego doświadczeń identyfikowałem się w pełni, ale druga połowa nie dość, że nie była moja, bo i nie musi, to jeszcze nie potrafiłem w ogóle jej zrozumieć. Dowiedziałem się na przykład, że jeśli chcę dobrze wypaść, to bardzo niedobrze o mnie świadczy, bo przecież i najwyraźniej powinienem pragnąć wypadać źle.

Dziwne jest to środowisko… Ale może to ze mną jest coś nie w porządku? Bo świadomy własnych wad i zalet upieram się też, że do niektórych (może i banalnych) czynności i zadań jestem wystarczająco dobry, ale wygląda na to, że też nie mam racji, błędnie myślę. Więc zaczynam się zastanawiać, czy środowisko niepijących alkoholików, może stanowić zagrożenie dla trzeźwej oceny sytuacji i realistycznego kontaktu z rzeczywistością?

niedziela, 14 maja 2023

Głosowanie nad wolą Boga

Dawno, dawno temu dość często podczas mityngów niektórych grup AA w Opolu, zwracano uwagę, że jest znacząca różnica między „wierzę w Boga”, a „wierzę (ufam) Bogu”. Bo przed laty nie było to takie oczywiste, że wiara w Boga nie wystarczy, musi jej towarzyszyć konkretne działanie (w Biblii napisano, że wiara bez uczynków jest bezowocna), ale żeby je podjąć, muszę wierzyć Bogu, ufać, że Jego pomysł, nawet jeśli mi się nie podoba, będzie dobry… dla mnie lub dla innych.

Może niezbyt często, ale zdarzało mi się uczestniczyć w spotkaniach, w których prawdziwość słów z Ewangelii św. Mateusza, dawała się wyraźnie odczuć, doświadczyć.

Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich [Mt 18,20].

Oczywiście nie chodziło o religijność takiego spotkania, ale o nastawienie uczestników, o dobrą wolę, tolerancję, dbałość o wspólne dobro nas samych oraz tych, którzy dopiero kiedyś dołączą, o życzliwość, szacunek, może nawet miłość. W każdym razie to COŚ, czego nijak nie da się opowiedzieć, nie da wyrazić słowami, bo można tylko przeżyć, duchowo doświadczyć.
W spotkaniach o takiej duchowej jakości niepotrzebne były regulaminy, zakazy, nakazy, wiec je wywaliliśmy ze scenariuszy. On był z nami, a my wierzyliśmy Mu. Wierzyliśmy, że zadba o to, by to, co warte usłyszenia, zostało powiedziane. I żeby usłyszał to każdy, kto określonej treści właśnie potrzebuje.

Brak zaufania Bogu to nie jest wada charakteru, ale niewątpliwie potężny mankament i słabość alkoholików – nawet tych, którzy twierdzą, że wierzą w Boga. Ten spadek ufności we wszechmoc Siły Wyższej, Boga, jakkolwiek Go pojmujemy, jest stosunkowo łatwy do zauważenia. Alkoholicy próbują Go kontrolować, a nawet głosować nad Jego wolą Boga (sic!). Tak, tak… możesz sobie Panie być wśród nas, ale my wiemy lepiej, co jest innym potrzebne, kto ma im to powiedzieć, jak długo mu wolno mówić, ile razy zabierać głos itp. Panie Boże, fajnie, że jesteś, ale to my w drodze głosowania ustalimy, co i jak powinno być.

I tylko w jednym różnicie się od Boga – Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej [Erich Maria Remarque].

Mam zbyt słabą wiarę, by z pełnym przekonaniem decydować, po czyjej stronie jest tutaj racja. Może rzeczywiście po stronie terapeutów, którzy twierdzą, że na spotkaniu każdy powinien móc się wypowiedzieć, wyrzucić coś z siebie? A może słuszność mają Anonimowi Alkoholicy, według których dzielimy się doświadczeniem w temacie rozwiązania problemu alkoholizmu, a czy wszyscy tym doświadczeniem dysponują i są je w stanie przekazać? W każdym razie postanowiłem, że ja jednak nie będę brał udziału w głosowaniach nad wolą Pana Boga. I tylko zastanawiam się, która z tych postaw lepiej służy duchowemu rozwojowi…



piątek, 12 maja 2023

Zapowiada się fantastycznie!

 Tradycja 11: Nasze oddziaływanie na zewnątrz opiera się na przyciąganiu, a nie na reklamowaniu; musimy zawsze zachowywać osobistą anonimowość wobec prasy, radia i filmu.

środa, 10 maja 2023

Widać znowu się pomyliłem

Dość długo starałem się wytłumaczyć, pokazać, pomóc zrozumieć, bo – w dobrej wierze – wydawało mi się, że o to właśnie chodzi, o brak wiedzy i niezrozumienie, więc starałem się pomóc. Wreszcie jednak zorientowałem się, że znowu się pomyliłem – nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Nie chodzi o niezrozumienie i szukanie wyjaśnień, nie chodzi o pomoc w zrozumieniu, ale tylko i wyłącznie o argumenty. Potrzebne są argumenty i preteksty, żeby nie realizować Programu, żeby nie wytrzeźwieć.

Co takiego alkoholik musi „udowodnić” sobie i innym (gdyby to jakichś innych obchodziło), żeby nie poddać się temu prostemu Programowi? Potrzebuje argumentów i pretekstów. OK. W takim razie, jeśli aż tak bardzo Wam na tym zależy, to przyznaję, że macie rację – Wspólnota AA jest niebezpieczną sektą, organizacją religijną, działającą pod dyktando George’a Sorosa i Billa Gatesa, politycznie sterowaną przez ajatollahów i fundację Batorego, antyfeministyczną, rasistowską, fundamentalistycznie katolicką. Jak Wam coś jeszcze wpadnie do głowy, to sobie dopiszcie. Tak, teraz już możecie, jako alkoholicy, nie robić Programu i Wasza decyzja jest w pełni (przez Was samych) zrozumiała i w pełni usprawiedliwiona. Nie zdziwiłbym się też, gdybyście odtąd trzymali się z dala od AA, bo tą religią zapewne można się zarazić.



poniedziałek, 1 maja 2023

Czy to na pewno jeszcze AA?

Dość długo, kiedy jeszcze tylko o tym słyszałem, myślałem, że to jakieś przejęzyczenie albo wyjątkowo niezgrabny skrót myślowy, bo i co by to miało znaczyć: biorę służby w AA? Zwracałem uwagę, co któryś raz, żeby nie być zbyt upierdliwym, podobnie jak to robię z dwiema alternatywami, dylematami, osobowościami i wieloma innymi rażącymi błędami, które ośmieszają Wspólnotę w Polsce. W końcu jednak tak się złożyło, że w niewielkim odstępie czasu miałem okazję obserwować to zjawisko w praktyce, na żywo. Okazało się wtedy, że to nie jest błąd językowy… niestety.

Obserwując ten dziwaczny proceder, miałem ochotę powiedzieć, że zebrani mogą sobie robić, co chcą, ale u nas w AA służbę powierza grupa. Nie powiedziałem, bo zapewne by nie zrozumieli. Jeśli wychowali się w takim cudacznym systemie, to nie mają pojęcia, że w AA służbę powierza grupa, a nie alkoholiczki i alkoholicy ją sobie sami samowolnie biorą. A coś takiego właśnie osobiście obserwowałem. Okazało się, że zwalniają się służby gospodarza, prowadzącego, witającej i jakieś jeszcze, i w tym momencie zebrane alkoholiczki i alkoholicy podejmowali i objawiali zgromadzonym swoją decyzję: mnie zapisz na prowadzącą, ja będę witający, mnie wpisz na gospodarza… Nikt nie pytał grupy, czy te służby, tym właśnie osobom, zgadza się powierzyć. Najwyraźniej grupa AA (czy na pewno AA?) nie miała w tej sprawie nic do gadania.

Alkoholik jest ekstremalnym przykładem szalejącej samowoli, choć zwykle on tak nie myśli [WK, s. 62].

Biorą sobie służby, bo tak im się zachciało, i nikt nie ma tu nic do powiedzenia. W takim razie struktura AA (o ile to jeszcze jest AA) wygląda obecnie następująco:


Nie miałem okazji zaobserwować jakości służb za wyjątkiem prowadzącej. Alkoholiczka, która sobie tę służbę wzięła, sama sobie przydzieliła (sic!), nie radziła sobie z nią zupełnie. Nie wiedziała, co powinna zrobić w określonej sytuacji, a jeśli nawet wiedziała, to widocznie bała się zareagować. Ups! U nas, we Wspólnocie AA, chyba jednak inaczej to wygląda.

Po pierwsze musimy dojść do przekonania, że są małe szanse na to, by życie oparte na samowoli było udane. [s. 60]

Prosimy zwłaszcza o uwolnienie od samowoli i unikamy próśb, których spełnienie przyniosłoby korzyść tylko nam. [88]

Poważnie zastanawiam się, czy grupa promująca samowolę, wspierająca samowolę swoich członków, nagradzająca samowolę, ucząca samowoli, jest rzeczywiście grupą AA i czy naprawdę działa w interesie alkoholików.

Samowolne branie sobie służb zaprzecza całkowicie i zupełnie idei postawy służebnej. Wziąłem sobie, co chciałem, to nie jest postawa pokory. Czy ktoś z czytelników zetknął się już kiedyś z procederem samowolnego brania sobie służb?