Zbliża się koniec roku, więc znowu czas na różne podsumowania, na bilans roku, a może i trzeźwego życia. A tak, trzeźwego, bo obrachunek życia pijanego i jeszcze wcześniejszego, wykonałem podczas pracy na Krokach IV-V.
Wydawać się to może szokujące, a mnie kilka lat temu na pewno takie by się wydawało, ale na stacjonarnym mityngu „swojej” grupy byłem 3 razy (słownie: trzy). Wprawdzie do końca roku zostało jeszcze kilka dni, ale i tak się nie wybieram. Nie jest temu winna epidemia, choć niewątpliwie stworzyła ku temu dogodne okoliczności. Bez wirusa zapewne byłoby podobnie, choć zajęłoby to nieco więcej czasu.
Jednym z kilku powodów mojego rzadszego uczestnictwa w spotkaniach AA jest to, co napisałem na samym początku. Na ile to możliwe dla alkoholika, tamten okres uważam za zamknięty, więc nieustanne porównywanie własnego życia do czasów picia uważam za sztuczne poprawianie sobie samopoczucia. Zapewne może to znaczenie przez pierwszych kilka lat abstynencji, ale przecież nie w nieskończoność! Uczciwiej byłoby porównać ostatni rok (lub pięć lat, albo i dziesięć) do poprzedniego takiego okresu. Wtedy dopiero mogę zorientować się, czy dokonuję jakichkolwiek postępów.
Coraz mniej ważne są dla mnie rocznice abstynencji. Jeżeli nie upijam się do nieprzytomności i nie zachowuję (trzeźwy lub pijany) jak kanalia i szuja, to jest to raczej normalne, a w każdym razie nie jest powodem do świętowania. Nie ukrywam swoich rocznic, są bowiem realną siła i nadzieją Wspólnoty, ale też ich nie celebruję jakoś specjalnie.
Mógłbym przydać się innym – ktoś powie – tak, możliwe, jednak w spotkaniach opolskich grup AA uczestniczy wielu doświadczonych alkoholików z abstynencją kilku- kilkunastoletnią, a więc to nie muszę być ja. To często naprawdę trzeźwi ludzie, więc wierzę, że z nowicjuszami, grupami i sobą sobie poradzą.
Nie, nie wycofuję się – jestem w AA na stałe, co nie znaczy, że na zawsze – po prostu robię krok w bok, żeby zwolnić przejście dla kolejnych alkoholików; to ich czas.
Ówcześni uczestnicy AA nie uważali mityngów za czynnik niezbędny do zachowania trzeźwości. Były on po prostu pożądane. Za to poranne skupienie i modlitwa były do tego konieczne. [„Doktor Bob i dobrzy weterani"]
Zdecydowanie mniej nastawiam się na życie „tu i teraz” lub, jak kto woli, dwudziestoma czterema godzinami; ten sposób na życie czasem się przydaje, ale bywa też ryzykowny i niekorzystny w dłuższej perspektywie. W wielu sytuacjach jest to stawianie na krótkotrwałe zyski, co niestety, niweczy szanse na długofalowe efekty.
Idea życia najbliższymi dwudziestoma czterema godzinami dotyczy przede wszystkim sfery emocjonalnej człowieka. Oznacza ona skupienie się na tym, co przynosi "dzisiaj" - a nie na dniu wczorajszym lub jutrzejszym. Nigdy jednak nie wynikało dla mnie z tego, że człowiek, grupa albo cała Wspólnota AA ma w ogóle nie zastanawiać się nad własnym funkcjonowaniem jutro, czy też nawet w jakiejś bardziej odległej przyszłości. Dom, w którym się mieszka nie mógłby powstać dzięki samej tylko wierze - potrzebny też jest jakiś projekt i praca pozwalająca go urzeczywistnić. [„Jak to widzi Bill”]
Bardzo dawno temu, w związku z pewnymi perturbacjami z Siłą Wyższą, wymyśliłem sobie takie oto hasełko: jeśli ksiądz sypia z gospodynią, to nie jest powód, żebym obrażał się na Boga. Nie podoba mi się wiele postaw i zachowań polskich powierników, a zwłaszcza Rady Powierników, jednak nie zmienia to mojego przekonania, że Program AA i idee Wspólnoty są największym społecznym i duchowym osiągnięciem XX wieku. Cwaniacy i manipulanci zdarzają się w każdej społeczności, ale Wspólnoty jako całości, nie są w stanie poważnie naruszyć.
Wszystkiego najtrzeźwiejszego życzę z okazji Świąt ludziom dobrej woli.