czwartek, 24 grudnia 2020

Samowola - problem numer 3

Można zastanawiać się, czy głównym problemem alkoholika jest nadużywanie alkoholu (wersja terapeutyczna), czy brak Siły duchowej, która byłaby w stanie uporać się z jego alkoholizmem (według AA), ale bolączką, słabością, przeszkodą, ułomnością itd. numer trzy jest – moim zdaniem – samowola. Rozumiem ją jako kompletną niezdolność alkoholika do podporządkowania się. To nie jest zwyczajna przekora, o nie! Samowola jest czymś znacznie bardziej wynaturzonym. 
Z powagi sytuacji, to jest rozmiarów szkód jakie wyrządza samowola alkoholika, zdawali sobie sprawę już pierwsi weterani AA. Oto kilka cytatów z Wielkiej Księgi, wydanie z 2018 roku. 

Po pierwsze musimy dojść do przekonania, że są małe szanse na to, by życie oparte na samowoli było udane. Jeśli będziemy się nią kierować, to prawie zawsze będziemy skonfliktowani z czymś lub kimś, nawet jeśli nasze motywy będą szlachetne. [60] 

Zatem uważamy, że to my stwarzamy nasze problemy. W zasadzie biorą się one z nas samych. Alkoholik jest ekstremalnym przykładem szalejącej samowoli, choć zwykle on tak nie myśli. [62] 

Mamy nadzieję, że teraz jesteś przekonany, iż Bóg może usunąć wszelką samowolę, która oddzielała cię od Niego. [72] 

Staramy się uprzątnąć zgliszcza, które powstały po naszych próbach życia opartego na samowoli i samodzielnym reżyserowaniu przedstawienia. [77] 

Prosimy zwłaszcza o uwolnienie od samowoli i unikamy próśb, których spełnienie przyniosłoby korzyść tylko nam. [88] 

Wierzę, że moja niegdyś arogancka samowola znalazła w końcu odpowiednie miejsce, ponieważ wielokrotnie w ciągu dnia mogę powtarzać: „Bądź wola Twoja, a nie moja”... I mówię to jak najbardziej poważnie. [206] 

Jedyne problemy, z którymi muszę się teraz mierzyć, to te, które stwarzam, postępując samowolnie. [558] 

Zdolność do rezygnacji z samowoli jest też miernikiem trzeźwości alkoholika. Może on sobie nie pić latami, może nawet jakieś Kroki „zrobił” ze sponsorem, ale jeśli nadal jest przykładem szalejącej samowoli, to… klapa. Łatwo zresztą to poznać po wypowiedziach lub zachowaniu. Typowe komunikaty takich ludzi to na przykład: „nikt mi nie będzie mówił, co mam robić”, „sam siebie znam najlepiej, więc najlepiej wiem, co dla mnie dobre”, „przepisy są do łamania, a nie przestrzegania” i inne w tym stylu. A działanie? Notoryczne łamanie zasad, przepisów, norm prawnych, uzgodnień; działanie wedle własnego widzimisię, wbrew woli większości i ze szkodą dla innych. Mówimy wtedy o graniu roli Boga, o stawianiu siebie samego ponad prawem. To nie jest trzeźwość, to co najwyżej abstynencja. 

Tak, temat samowoli już kiedyś poruszałem, ale tym razem przypomniał mi się, kiedy dowiedziałem się i zorientowałem, że mimo zakazu gromadzenia się więcej niż pięć osób, niektóre grupy alkoholików organizują swoje mityngi po staremu. Wykorzystują wysoce problematyczny stan: w Polsce obecnie kler katolicki wydaje się być ponad prawem, więc niektórzy księża na takie spotkania na swoim terenie się zgadzają. Wiedzą, że do takiego miejsca nie wpadnie policja i nie zacznie liczyć osób i metry kwadratowe. Tylko czy wykorzystywanie pewnego chorego stanu rzeczy jest trzeźwe? A co z nieznanym im najwyraźniej hasełkiem „nasze wspólne dobro jest najważniejsze”? Ja mogę się nie bać zarażenia, ale na takim zebraniu stykam się z innymi ludźmi, bywa, że starszymi i schorowanymi, a po jego zakończeniu, wracam do rodziny, a następnego dnia rano, do pracy. Ja mogę się nie zarazić, ale staję się w ten sposób niebezpieczny dla innych jako nosiciel. Ale przecież szalejąca samowola nie jest zdolna myśleć takimi kategoriami. I smutne to… 


Mimo wielu przeciwności życzę nam wszystkim bezpiecznych, zdrowych, trzeźwych Świąt, lepszego Nowego Roku i tradycyjnie – pogody ducha.



niedziela, 13 grudnia 2020

Tu zaszła zmiana. I tutaj także

 Brałem niedawno udział w dwóch kursach/szkoleniach. Banalne wydarzenie, ale zrodziło kilka spostrzeżeń na temat zmian, a może nie tylko zmian; także parę wniosków i pytań, niekoniecznie retorycznych. 

Nie dowiedziałem się niczego nowego, a tego, co chciałem wiedzieć, prowadzący nie znał. Dwadzieścia lat temu automatyczne pomyślałbym z dumą (duma z siebie, pogarda dla niego), że widocznie wiem więcej od szkoleniowca. Okazało się, że tu zaszła istotna zmiana, bo teraz bez namyślania się wiedziałem coś zupełnie innego: ja nie wiem, co i ile wie prowadzący, ale ewidentnie wiem więcej niż zaprezentował na tym spotkaniu. Czy wybrałem właściwy poziom kursu? 

Zorientowałem się na koniec, że nie tylko ja nie dowiedziałem się niczego nowego. Jednak mimo to, że przekazane informacje okazały się bardzo podstawowe, to wszyscy wylewnie dziękowaliśmy. Jak gdyby obdarowano nas Bóg wie jakimi dobrami. Ja też, do pewnego stopnia, brałem w tym udział. Po co? 

Wydawało mi się, że zakaz zaglądania w zęby darowanemu koniowi już mnie chyba nie dotyczy, (zakaz krytycznego oceniania rzeczy darowanych, gratisowych, otrzymanych za darmo), ale może odezwałem się ze zwykłej grzeczności? Chociaż jak na zwykłą grzeczność, to powiedziałem za dużo, bo wystarczyło przecież podziękować, bez pozytywnej oceny, czy jakiejkolwiek. Wniosek: większa uważność, nie gadać odruchowo, z automatu, myśleć, co chcę powiedzieć. 

Zastanawiam się też, czy takie reakcje służą organizatorom, prowadzącym kursy i szkolenia i w konsekwencji nam wszystkim. Przez „takie” rozumiem wylewną wdzięczność i wyrazy zachwytu dla czegoś dość przeciętnego. Jeśli tryskamy aprobatą, to zapewne następnym razem otrzymamy coś podobnego. Jeśli taki poziom pozornie nam wystarcza i zachwyca… I to absolutnie nie jest wina prowadzących – oni mogą nie wiedzieć, bo i skąd, jaki poziom reprezentują słuchacze. Wniosek: może jednak na przyszłość sygnalizować grzecznie niedosyt. Bez względu na to, jak bardzo nie będzie się to podobało tym zachwyconym słuchaczom, jak bardzo będą oburzeni moją niewdzięcznością. 

A na koniec… weryfikować własne oczekiwania. Najlepiej zanim szkolenie (kurs, mityng, spikerka, warsztat) się zacznie. Na jednym ze szkoleń, o których piszę, dowiedziałem się tylko, w jak bardzo czarnej dziurze jesteśmy. Skąd wytrzasnąłem nadzieję, że będzie też mowa o rozwiązaniach?

piątek, 11 grudnia 2020

Sedno Dwunastej Tradycji AA

Tradycja Dwunasta: Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze, że zasady są ważniejsze od osobowości

Program Dwunastu Kroków jest całością. Główny sens, podstawowy cel, istota tego Programu jest jedna – jest nią trzeźwość alkoholika (płci dowolnej). Poszczególne Kroki stanowią instrukcję, jak ów cel osiągnąć. 
Do pewnego stopnia podobnie jest z Dwunastoma Tradycjami. Ich podstawowy cel jest też jeden i zawarty jest w Tradycji Pierwszej, Drugiej i Dwunastej, choć prezentowany jest on w nich z różnego punktu widzenia, od różnej strony. Pozostałe Tradycje to sugestie, dotyczące realizacji tego głównego celu. Trzecia Tradycja na przykład określa relację jednostki i grupy, Czwarta, grup między sobą itd. Żeby w pełni pojąć, o co chodzi w Tradycji Dwunastej, trzeba poznać, ale i zrozumieć historię Tradycji AA, ale przede wszystkim powody ich powstania. 

Pierwszy tekst dotyczący Tradycji, które początkowo nazywały się Dwunastoma Punktami zapewniającymi nam bezpieczną przyszłość, pojawił się w 1946 roku; oczywiście chodziło o wersję, którą nazywamy dziś długą albo pełną. Kłopot polegał na tym, że Wspólnota nie chciała tych Punktów. Ponad cztery lata Bill W. jeździł po Stanach, prosił, przekonywał, namawiał, tłumaczył. Kiedy skrócił je do wersji obecnie używanej (krótkiej) i zmienił nazwę na Tradycje, Wspólnota wreszcie jakoś się na nie zgodziła. Dopiero w czerwcu 1950 roku Pierwszy Międzynarodowy Kongres w Cleveland, zdecydował, że Dwanaście Tradycji zostaje przyjęte przez Wspólnotę AA. 

Dlaczego przyjęcie Tradycji napotykało taki opór? Początkowo doktor Bob też nie był do nich przekonany i poparł Billa w ostatnich miesiącach życia. Weterani nie chcieli Tradycji, bo pozbawiały ich one z nadrzędnej pozycji, odbierały im władzę. Szeregowi członkowie Wspólnoty opierali się ze strachu. Mimo deklaracji otwartej głowy i niby to gotowości na zmiany, po prostu bali się tych zmian. 

Nigdy nie obawiajmy się pożądanych zmian. Oczywiście musimy odróżniać zmiany na gorsze od zmian na lepsze. Gdy jednak potrzeba zmiany - w pojedynczym człowieku, w grupie AA czy w całej wspólnocie - staje się wyraźnie widoczna nie możemy pozostać bezczynni. Istotą wszelkiego wzrostu i rozwoju jest gotowość do zmian na lepsze i gotowość do wzięcia na siebie odpowiedzialności za konsekwentne ich wprowadzenie. „Jak to widzi Bill” str.115 

Dlaczego Billowi tak zależało na Tradycjach, czemu o nie tak walczył, upierał się? Dziś może się to wydawać nieprawdopodobne, ale przez pierwszych kilkanaście lat swego istnienia, Wspólnota nie była demokratyczna w najmniejszym nawet stopniu. Pełną władzę sprawowali współzałożyciele, a z czasem także zasłużeni weterani. Ich słowo było prawem. Ale Wspólnota się rozrastała, czas mijał, weteranów było coraz więcej i coraz wyraźniej widać było, że na pewne kwestie mają oni nieco inne poglądy niż Bill i Bob, czy inni weterani. Nic w tym dziwnego, czy złego, po prostu mieli już nieco odmienne doświadczenia. Nie znaczy to też absolutnie, żeby ich przekonania były złe – nie! Były po prostu różne. 

Bill był wizjonerem, zdawał sobie sprawę, że dopóki żyją założyciele, on i doktor Bob, czyli władza najwyższa, do której zawsze można się odwołać, wszystko jakoś się jeszcze kręci, ale gdy ich dwóch zabraknie, rozpad Wspólnoty jest pewny i tylko kwestią czasu. Charyzmatyczni weterani skupią wokół siebie swoich zwolenników i podopiecznych, i pójdą własną drogą. Pierwsze sygnały czegoś takiego było już zresztą widać – Clarence S. ogłosił się założycielem AA w Cleveland i jeździł po USA tak właśnie się przedstawiając. 

Tradycje odbierały władzę weteranom, także samemu Billowi W., i przekazywały ją w ręce całej Wspólnoty. Przyjmując Tradycje, Wspólnota uznawała, że Anonimowi Alkoholicy kierują się zasadami, że nie rządzi nimi żaden człowiek, nawet założyciel. W ten sposób zapewnili Wspólnocie AA bezpieczną przyszłość. 

Nie chodziło o to, żeby sprawujący dotąd władzę weterani byli głupi, nietrzeźwi, złośliwi, naiwni, czy coś takiego. Absolutnie nie! Byli charyzmatycznymi liderami, znaczącymi osobistościami w środowisku AA, trzeźwymi alkoholikami obdarzonymi autentycznym autorytetem, mieli zapewne wiele wspaniałych pomysłów, ale… te pomysły znacząco różniły się między sobą i na tym, jak już wspomniałem, polegało zagrożenie. 

Tradycja Dwunasta nie dotyczy anonimowości, o anonimowości jest Tradycja Jedenasta. W 12 Tradycji anonimowość jedynie przypomina to, co jest w niej najważniejszej, tą myśl przewodnią, sedno, istotę rzeczy: we Wspólnocie zasady są ważniejsze, od najtrzeźwiejszych nawet alkoholików, od największych autorytetów, od najbardziej charyzmatycznych liderów i osobistości, od najstarszych weteranów

Co ciekawe, poprzednia wersja Tradycji, która mówi o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami, jest źle przełożona (w oryginale rzeczywiście nie ma osobistych ambicji), ale jest znacznie bliższa idei tej Tradycji w jej najgłębszym sensie. Bo wersja obecna, to jest niezrozumiały bełkot, porównuje się w nim bowiem dwa zupełnie nieprzystające do siebie zjawiska, czyli zasady i osobowości. To coś w stylu: ziemniaki są ważniejsze niż drzwi

[Osobowość: całość stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka – SJP PWN oraz: https://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowość  Stałych cech psychicznych, czyli osobowości, nie należy mylić z wadami charakteru, czy zachowaniem w określonych warunkach] 

Wspomniałem, że jeszcze dwie Tradycje prezentują to samo, choć innymi słowami, z innego punktu widzenia. Pierwsza: to Wspólnota jest dla nas najważniejsza i dobro całej Wspólnoty AA, a nie np. powierników, dyrektora, czy weteranów. I Druga: żaden człowiek nie ma władzy w AA, we Wspólnocie rządzi tylko Bóg, a osoby, którym powierzyliśmy służbę, mają robić to, co im zlecono i nie próbować rządzić. 

Ktoś mógłby zapytać, po co w Krokach i Tradycjach dublowane są pewne treści albo (pozornie niepotrzebnie) dzielone na małe kawałki. Podpowiedzią, chyba zupełnie czytelną, powinien być poniższy rysunek.


A jeśli może niektóre rzeczy dostrzegam trochę wcześniej, niż stają się powszechnie widoczne nie ma w tym zgoła niczego nadprzyrodzonego ani niczego, czym mógłbym się pochwalić. Po tym wszystkim, co w ostatnim półwieczu dane mi było przeżyć i przeczytać, przewędrować, zobaczyć i wysłuchać, przemyśleć i przemodlić, byłoby – na opak – czymś nienaturalnym, dziwnym i zawstydzającym, gdyby nie przyniosło to żadnych owoców. (Tomáš Halík „Hurra, nie jestem Bogiem!”)

sobota, 5 grudnia 2020

Nie tylko dla półanalfabetów

 Ktoś na moim blogu, komentując jeden z wpisów, zwrócił uwagę na to, że alkoholicy po Programie, zapewne nawet w jakimś sensie trzeźwi, uważają czasem, że z powodu tej trzeźwości (sic!) znają się na wszystkim, są kompetentni w każdej dziedzinie. Tak, to prawda, niestety. Podam przykład stosunkowo nowy. 

Rada Powierników odmówiła podania nazwiska redaktorki i korektorki nowego wydania WK, zasłaniając się Ustawą o ochronie danych osobowych. Fakt, że sami wcześniej w Skrytce ujawnili, że jest to Magda Łysiak, to już zupełnie inna sprawa. W tym momencie chodzi mi jednak o przekonanie tych ludzi, że znają się na prawie i są kompetentni w kwestii oceny niuansów tej Ustawy. Uznali, że uniemożliwia ona (ta Ustawa) podanie do publicznej wiadomości imienia i nazwiska redaktorki książki. W takim razie tych… „przyjaciół z AA” i… hm… „zaufane sługi” informuję, że książki w Polsce wydaje nie tylko Fundacja BSK. Wydawnictw w Polsce jest mnóstwo i na rynek wypuszczanych jest tysiące tytułów. Tak, to prawda... choć członkom RP zapewne nie mieści się to w głowie.

Tak wygląda książka wydana przez innego wydawcę niż BSK. Akurat jest to „Królestwo” Jo Nesbø, ale tytuł i treść nie mają w tym momencie znaczenia, ważne, że wydana została w roku 2020 (Ustawa obowiązuje od ok. dwóch lat). 

Na zdjęciu niżej natomiast widać stronę czwartą tejże książki. Specjalistom z AA-owskiej Rady Powierników, którzy uznali, że są w stanie interpretować Ustawę o ochronie danych osobowych, chcę pokazać rzecz dla nich zapewne przerażającą i całkowicie bezprawną. Otóż w tej i innych książkach do publicznej wiadomości podawane są nazwiska autora, redaktora, korektora, fotografa, projektanta, tłumacza itd. itd. itd. Straszne, prawda!? Straszne jest to, jak ośmieszacie siebie i Wspólnotę… 


Straszne jest także i to, do czego jesteście się w stanie posunąć, żeby ukrywać kolesiostwo – w tym przypadku lukratywne zlecenia za pieniądze Wspólnoty AA załatwiane członkowi rodziny jednego z tłumaczy. Gdybyż to jeszcze zlecenie wykonane zostało rzetelnie…