środa, 15 marca 2023

Ewolucja rocznic trzeźwości

 Rok 1988, Poznań. Rocznica alkoholika. 

Zastanawiam się, czy rocznice są potrzebne, czy znaczenie ma „uroczysta oprawa”, czy powinni w tym wydarzeniu uczestniczyć profesjonaliści? Posrebrzane obrączki z datą abstynencji jakoś się nie przyjęły, a może to ja o czymś nie wiem.

Kiedyś napisałem:
Kiedyś usłyszałem bardzo poważnie traktowaną teorię, w myśl której jakość mojej rocznicy wyraźnie świadczy o skali mojej wdzięczności wobec Wspólnoty AA, co najprawdopodobniej miało oznaczać, że jeśli z tej okazji wydam zbyt mało pieniędzy na ciasta, ciastka, ciasteczka, cukierki, czekoladki, napoje i inne takie, to okażę się paskudnym niewdzięcznikiem. Oczywiście natychmiast zaczęły się pojawiać wyraźne sygnały, że niektórzy alkoholicy nie zdradzają się ze swoimi rocznicami, bo na organizację mityngu rocznicowego ich po prostu nie stać. Przy okazji, jakoś tak niezauważalnie, pojawiła się – jak widać – zupełnie nowa (poza otwartymi i zamkniętymi) kategoria mityngów we Wspólnocie AA: mityngi rocznicowe, których, co pewnie wyraźnie daje się odczuć, zwolennikiem nie jestem.

Swoje mityngi rocznicowe organizowałem przez trzy, może cztery lata. Nigdy nie miało to nic wspólnego z moją wdzięcznością wobec Programu AA, Wspólnoty AA, grupy czy pojedynczych osób. Natomiast zawsze związane było z nerwowym rozmyślaniem: Ile kupić i czego? A co będzie, jak ludzi przyjdzie więcej i nie starczy? A co będzie, jak przyjdzie ich bardzo mało i wszystko to zostanie na stołach? A co będzie, jeśli nikt nic dobrego o mnie nie będzie miał do powiedzenia? Ile to wszystko razem będzie kosztowało? Kiedy i do kogo wysłać zaproszenia? itd. Napięcie związane z moim mityngiem rocznicowym zupełnie do niczego nie było mi potrzebne, a cała ta sytuacja wydawała mi się jedynie krępującym i kosztownym obowiązkiem. Czy o to chodziło w tym, podobno radosnym dla mnie, dniu? Swoje rocznice organizowałem pod presją otoczenia, kierując się rosnącą w siłę tradycją, starając się nie wyróżniać, być takim samym AA-owcem jak inni.

O ile jestem przeciwny mityngom rocznicowym – a co ma z sobą począć alkoholik, który zamiast bankietu spodziewał się i bardzo potrzebował normalnego mityngu AA, choćby i otwartego? – to uważam, że rocznic abstynencji nie powinno się utrzymywać w tajemnicy. Stanowią realną siłę grupy AA. Jest to swego rodzaju świadectwo: pracując nad Programem, w tej właśnie grupie AA, byłem w stanie utrzymać abstynencję przez tyle to a tyle lat. Czyli: rocznice – tak, mityngi rocznicowe – nie. A przyjaciół i kolegów z AA można zaprosić na kawę i ciastka do kawiarni albo na grilla na działce. [„Alkoholik”, wyd. 2018].

Moje podejście do rocznic i mityngów rocznicowych do dziś nie uległo zmianie, ale może kiedyś…  :-)


piątek, 10 marca 2023

Gdzie warto nieść posłanie?

 Więźniom i aresztantom, do więzień i aresztów, posłanie AA nieść warto i trzeba, ale przewrotne pytanie brzmi inaczej: czy - wobec wyraźnej fiksacji pewnej szkoły sponsorowania - warto jest nieść posłanie AA także gdzieś indziej? Czasem odnoszę wrażenie, że podopieczni bywają przekonani i aktywnie przekonywani, że jeśli nie chodzą z posłaniem do więźniów, to właściwie nie realizują Kroku Dwunastego, a ich trzeźwość jest gorszego sortu lub w ogóle jej nie ma.



wtorek, 7 marca 2023

Po co mówią ci, że to za dużo?

W czasach moich początków w AA, kiedy na mityngach, zamiast realnych doświadczeń dotyczących wytrzeźwienia, wypełnialiśmy czas obrzędami, ceremoniami i odczytami. Na każdym takim dwugodzinnym spotkaniu deklamowane były różne teksty, w tym fragment piątego rozdziału Wielkiej Księgi, a w nim przekonania weteranów na temat Programu Dwunastu Kroków:

Przy niektórych z nich towarzyszyło nam wahanie. Myśleliśmy, że możemy znaleźć łatwiejszą, łagodniejszą drogę. Ale nie potrafiliśmy [WK, s. 58].

Nie rozumiałem tego dość długo, bo niby na czym miałaby polegać ta łatwiejsza, łagodniejsza droga? Na zupełnym braku zainteresowania Programem, literaturą i tylko regularnym chadzaniu po mityngach? To były przecież lata, w których Programu ze sponsorem, ani we własnym życiu, nie realizował w AA nikt; Kroki były rytualnie odczytywane na początku każdego spotkania i to było wszystko. Nawet jeśli ktoś miał sponsora (jak ja), to był on zaufanym kolegą z AA i z Krokami nie miał nic wspólnego. Wiadomo było, że Kroki, jeśli alkoholik w ogóle ma taką dziwną zachciankę, to stawia sobie sam, według własnego uznania i we własnym tempie, ale większości do utrzymania abstynencji wystarczają mityngi i dzielenie się smutkami i radościami. W takich warunkach, skąd miałem wiedzieć, czy rozumiem te całe Kroki właściwie oraz realizuję je wystarczająco rzetelnie?

Minęło wiele lat. W Opolu pierwsi podopieczni, czyli pierwsi późniejsi sponsorzy, robili Program tak rzetelnie, jak tylko potrafili, korzystając z literatury AA, czyli doświadczeń członków Wspólnoty oraz z początkowo nielicznych, ale jednak z czasem pojawiających się doświadczeń alkoholików.
Jeszcze trochę później nastąpił w Polsce przełom, pojawił się „ulepszony program londyńsko-radomski”, znany obecnie pod nazwą „pendolino” (od nazwy szybkiego pociągu). Tempo ich pracy rodziło wiele wątpliwości, a ja czasem wtedy powtarzałem, że problemem nie jest tempo, ale powierzchowność, bylejakość i zubożenie Programu AA o kilka istotnych elementów. W każdym razie wtedy właśnie dowiedzieliśmy się, na czym polega ta łatwiejsza, łagodniejsza droga.

Podopieczni w „pendolino”, zamiast poznawać w Kroku V istotę swoich błędów, skupiają się na odczytywaniu sponsorowi zawartości tabel Kroku IV. A skoro nie znają istoty swoich błędów, czyli nie wiedzą, czemu robili określone rzeczy, w jaki sposób zostali alkoholikami, jak wady charakteru zdeterminowały im życie, to i Kroku VI nie byli w stanie sensownie realizować.

To właśnie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci – 12x12, s. 64.

Zamiast rzetelnej pracy, alkoholicy z „pendolino” składają w Kroku VI jakieś bombastyczne deklaracje, z których nic nie wynika. W tych warunkach Krok VII również staje się problematyczny, bo nie dotyczy zwracania się w pokorze, ale raczej roszczeniowego koncertu życzeń, co zresztą typowe jest dla dzieci i ich magicznego myślenia. A przy okazji wad charakteru, to niedawno zauważyłem całkiem nową ciekawostkę, kolejne uproszczenie. Otóż wady charakteru są rzekomo tylko cztery, a najpoważniejszą z nich… tak, najważniejszą wadą charakteru, jest brak zaufania Bogu. Ups!
W Krokach X i XI alkoholicy z tej „szkoły” nie zajmują się intencjami. Itd. Itp.

Wielu z nas długo unikało Szóstego Kroku, i to z bardzo praktycznego powodu: nie życzyliśmy sobie usunięcia wszystkich wad charakteru, bo do niektórych byliśmy aż nazbyt przywiązani. Wiedzieliśmy jednak, że jakoś musimy się pogodzić z samą zasadą Szóstego Kroku. Postanowiliśmy więc, że choć na razie trudno jest nam pozbyć się niektórych spośród naszych słabości, powinniśmy jednak przestać się upierać, że nigdy, przenigdy z nich nie zrezygnujemy. 12x12, s. 107-108.

„Codzienne Refleksje”, s. 142, chodzi tu o uczciwość: Moja Siła Wyższa może usunąć tę wadę, ale najpierw ja sam muszę sobie pomóc, stając się gotów do przyjęcia Jej pomocy – czyli rezygnując z kłamstwa i krętactwa.

Czy wybieranie łatwiejszej, łagodniejszej, szybszej drogi i powierzchownych rozwiązań jest zakazane? Oczywiście, że nie! Problem polega na tym, że wyboru dokonują osoby, którym do trzeźwości i zdrowego rozsądku jeszcze daleko. Nowicjusze w AA nie są w stanie wybierać rodzaju sponsorowania, nie mają o tym pojęcia, nie znają się. Uczciwy sponsor wyjaśnia im, że istnieje wybór i tłumaczy, na czym on polega.

Jednak w tej chwili interesują mnie intencje takich… mniej rzetelnych sponsorów lub fanatyków. Widziałem jednego, jak bez mrugnięcia okiem, okłamywał bezczelnie nowicjusza, że w AA jest tylko jedna właściwa i obowiązująca metoda sponsorowania, właśnie ta uproszczona. Przekonywał też nowego, że na drodze rozwoju duchowego można (nie krzywdząc innych) robić za dużo, starać się za bardzo, wysilać całkiem niepotrzebnie. I zastanawiałem się, po co ów sponsor to robi – w niezrozumiałym interesie nowicjusza (jakim?), a może tylko dba o to, by nikt z nowych nie stał się po kilku miesiącach wyraźnie trzeźwiejszy i bardziej przebudzony od niego samego?

Jestem technikiem. Gdybym zaczął swoim podopiecznym, przejawiającym jakieś ambicje, wmawiać, że nie warto studiować, że studia wyższe są bez sensu, że ta wiedza w niczym im się nie przyda, to można by postawić dokładnie to samo pytanie, o moje prawdziwe motywy. Chcę im zaoszczędzić czasu i wysiłku, a może staram się usilnie, żeby mnie nie przerośli?

Wiele lat temu, podejmując podobny temat, napisałem:
Jeśli w temacie trzeźwienia ktoś mówi ci, że powinieneś robić więcej, bardziej się przyłożyć, to słuchaj go uważnie, bo bardzo możliwe, że ma rację. Jeśli ktoś twierdzi, że robisz za dużo, że za bardzo się starasz, że wcale tyle nie potrzeba – nie zwracaj na niego uwagi, bo tacy ludzie w rzeczywistości wcale nie mają na myśli dobra twojego, twojej rodziny, twojej trzeźwości, duchowego rozwoju i powodzenia w różnych sferach życia, a jedynie bronią własnej bylejakości i lenistwa*.

Nadal tę wskazówkę uważam za aktualną, a może nawet bardziej aktualną niż przed laty.

Do lutego 1937 roku dziesiątki nowych alkoholików zapoznawały się z Programem. Niektórym udawało się nie pić przez jakiś czas, ale potem znikali. Niektórzy pojawiali się ponownie. Inni po prostu umierali. Jeszcze inni - jak, na przykład, Lil - znajdowali zapewne inny sposób na wyjście z nałogu. „Doktor Bob i dobrzy weterani”.


Na koniec ciekawostka związana z tematem mniej lub bardziej, to się jeszcze zobaczy w drugiej połowie kwietnia.
Od kilkunastu lat prezentowaniem rzetelnej pracy na Programie zajmuje się, a może zajmowała, grupa AA „Krok za Krokiem”. Grupę utworzyli alkoholicy z Opola, ale nie tylko. Spotkania członków grupy w formie warsztatów i mityngów odbywają się dwa razy do roku, jesienią i wiosną w Woźniakowie koło Kutna. Poza tymi spotkaniami, nieustająco, przez cały rok, codziennie, działa internetowy warsztat „Krok za Krokiem” (w skrócie KzK), który zaczął swoją działalność znacznie wcześniej niż stała się popularna praca zdalna**.

Najbliższy warsztat KzK w Woźniakowie planowany jest/był na 13-16 kwietnia 2023, ale… Ano właśnie, ale…
Doszły do mnie słuchy, że organizuje ten warsztat jakaś intergrupa z Mazowsza. Ups! Nauczony doświadczeniem w polskiej wersji AA***, miałbym ochotę spytać, czy cała ta intergrupa zdaje sobie sprawę, że czegoś takiego się podjęła. Na ulotce informacyjnej też próżno już szukać nazwy „Krok za Krokiem” czy choćby KzK. Zapewne zwykłe przeoczenie, ale może nie?


Całymi latami „Krok za Krokiem” to był najlepszy merytorycznie polskojęzyczny warsztat Kroków. W materiałach pomocniczych KzK podano ich autorów, czyli osoby, które za nie odpowiadają. Jednak czasy się zmieniają, więc może tym razem będzie jeszcze lepiej, a może tylko łatwiej i prościej, się zobaczy. Mnie tam nie będzie (nie to zdrowie, nie te pieniądze), ale uczestnikom życzę powodzenia i niezapomnianych wrażeń. :-)





---
* https://meszuge.blogspot.com/2018/07/o-teorii-praktyce-i-prymusach.html
** krok-za-krokiem@googlegroups.com
*** Jakiś czas temu jedna z opolskich grup dowiedziała się, ku swojemu zaskoczeniu, że jest organizatorem jakiegoś warsztatu dla ateistów. Zdecydowane stanowisko sumienia grupy i pismo do regionu załatwiło problem, bez względu na to, na czym on realnie polegał.


piątek, 3 marca 2023

Objawy choroby alkoholowej

Ponad dwadzieścia lat temu po raz pierwszy zetknąłem się w AA z wątpliwościami dotyczącymi ewentualnego wyzdrowienia z alkoholizmu. Usłyszałem wtedy: jak my im powiemy, że można wyzdrowieć, to oni wrócą do picia. Rozważania te były związane z planowanym wydaniem nowej Wielkiej Księgi – lada moment miało się pojawić jakieś inne, lepsze, bo te niebieskie z białymi literami i białe z literami granatowymi, okazały się podobno przestarzałe. 

Kwestią ewentualnego wyzdrowienia nie interesowałem się wtedy jeszcze zupełnie, bo na terapii odwykowej wbili mi do głowy, że alkoholizm jest chorobą nieuleczalną, że jeśli nawet nie wrócimy do picia, to i tak do końca życia będziemy trzeźwiejącymi alkoholikami – wytrzeźwienie profesjonalistom wydawało się niemożliwe. Podczas mityngów AA mówiono dokładnie to samo, więc ten temat wydawał się zamknięty.

Alkoholik to takie cacuszko, co to aby żyć, musi mieć problemy, a jak ich nie ma, to sobie wymyśli, a jak już wymyśli, to musi je rozwiązywać, a jak nie potrafi, to użala się nad sobą [znalezione w biuletynie Mityng]. Ja dodaję do tego, że jeszcze tymi swoimi problemami zawraca głowę wszystkim, którzy zechcą go słuchać.

Nie wszystkim alkoholikom gorzała pół mózgu wyżarła, niektórzy mają nawet więcej niż podstawowe wykształcenie, ale wydaje się, że wielu nie jest w stanie pojąć, że w języku polskim wyleczyć się lub wyzdrowieć, to w zasadzie jest to samo; po prostu chodzi o to, żeby przestać być chorym* (jest jeszcze określenie zaleczony, na przykład ząb, który został zaplombowany, nie jest ani chory, ani zdrowy – został zaleczony). Natomiast w angielskim recovery to nie jest dokładnie to samo, co cure lub get well, lub sanity, lub heal.

Why do A.A.s keep on going to meetings after they are cured? We in A.A. believe there is no such thing as a cure for alcoholism.

Came to believe that a Power greater than ourselves could restore us to sanity.

Niezdolni przyjąć do wiadomości, że są tu spore różnice językowe, niektórzy polscy alkoholicy tworzą jakieś dziwne, karkołomne teorie na bazie tych różnic, wciskają je innym, zaciekle ich bronią. Stan organizmu jest zapewne ten sam, a jeśli nawet czymś się różni, to na pewno nie dzięki postanowieniu alkoholika. Jeśli przy tym samym stanie organizmu chcesz uważać się za chorego, to niech tak będzie; chcesz uznawać się za zdrowego, niech i tak będzie. Po co atakować innych, przekonywać do swoich teorii? Po co walczyć i o co? Ważne jest wspólne dobro, czy twoja racja i wygranie sporu?

Doktor Silkworth, a później doktor Bob, nazywali alkoholizm czymś w rodzaju alergii. Wielu ludzi na świecie ma uczulenie (alergię) na orzechy. Ilu znasz takich, którzy agresywnie starają się udowodnić innym, że dopóki nie jedzą orzechów, to są zdrowi i już nie są alergikami? Żadnego, prawda?

Objawów (manifestacji) choroby alkoholowej jest zapewne całe mnóstwo, poza spektakularnym nadużywaniem alkoholu, a jednym z nich jest właśnie udawadnianie innym swojego zdrowia lub choroby.

Zdaję sobie sprawę, że w środowisku niepijących alkoholików wiele jest osób, dla których określenie alkoholik było i chyba jest nadal plugawym wyzwiskiem, obelgą, poniżeniem. Rozumiem też i nie dziwię się, że w tej sytuacji gotowe są zrobić naprawdę wiele, by się tego piętna w jakiś sposób pozbyć. Tylko po co angażować w to innych i nawet całe grupy? A może… może wcale nie chodzi o zdrowie lub chorobę, ale o typową dla alkoholików potrzebę udowadniania racji?

Nazywają mnie Meszuge, jestem alkoholikiem – w chwili obecnej alkohol nie stanowi problemu w moim życiu. Nie walczę już z alkoholem, nie walczę z alkoholizmem, nie walczę też z określeniem alkoholik. Już nie muszę, nie odczuwam takiej potrzeby. Zmarnowałem w życiu mnóstwo czasu, a tego, który mi pozostał, nie chce marnotrawić na przekonywanie siebie i innych, że jestem chory/zdrowy. Uważasz, że jestem chory? Masz rację. Uważasz, że jestem zdrowy? Masz rację. A ja święty spokój.





---
* Wyzdrowieć: «przestać być chorym»
https://sjp.pwn.pl/sjp/wyzdrowiec;2541301.html

Wyleczyć się: «powrócić do zdrowia pod wpływem leczenia»




W związku z absurdalnymi pretensjami do mnie o to, że WY żrecie się między sobą w komentarzach, problem rozwiązałem tak, jak umiałem, to jest uniemożliwiając komentowanie na jakiś czas. :-)


środa, 1 marca 2023

Alkoholicy wyciągają wnioski

Dwa mityngi, dwie spikerki, kilkanaście tzw. utożsamień i powtarzane wiele razy dziwne stwierdzenie: nie wyciągałam żadnych wniosków, długo nie potrafiłem ze swoich przeżyć wyciągnąć kompletnie żadnych wniosków. Zastanowiło mnie to. Czy to jakaś nowa moda, czy może w AA ludzie w taki sposób mówią już od dawna, tylko ja wcześniej nie zwróciłem na to uwagi?

W 1997 roku była w Opolu powódź. Z czasem okazało się, że poszkodowanym pewne odszkodowania nie zostaną wypłacone, bo rząd nie ogłosił stanu klęski żywiołowej albo nie w taki sposób, jak to powinno być zrobione. Niektórzy ludzie spod wschodniej granicy, których poznałem po latach w środowisku AA, uznali ten brak odszkodowań za dowód, że żadnej powodzi nie było, że to kant rządu, żeby usprawiedliwić problemy ekonomiczne.

Z tym stanem klęski jest obecnie podobnie. Jakichś tam formalno-prawnych kwestii obecny rząd nie dopilnował, tworząc pewną lukę w prawie, interpretacji przepisów. Dzięki temu sądy mogły oddalić niektóre wnioski o ukaranie obywateli za nieużywanie masek w miejscach publicznych. No i bardzo dobrze – jak się coś robi niedokładnie, nie do końca, z lukami, to trzeba się liczyć z tym, że ktoś to wykorzysta. Ale dowcip polega na tym, że to anulowanie mandatów, antyszczepionkowcy, i nie tylko oni, traktują jako dowód, że żadnej epidemii nie było, koronawirus nie istnieje i wszystko to spisek amerykańskich imperialistów, a może przekręt rządu, żeby usprawiedliwić obecną zapaść gospodarczą. Tego też dowiedziałem się od alkoholików – nie na samym mityngu oczywiście, ale…

Kilka razy w życiu traciłem pracę. Dlaczego? Raz, bo za mało płacili, raz, bo dyrektorka się na mnie uwzięła, a ja jej zagrażałem, raz z powodu młodych współpracowników, którzy mnie nie lubili i chcieli się mnie pozbyć. Wtedy nie bardzo chciałem wierzyć, że to wszystko z powodu picia. No, może trochę, ale były też inne okoliczności – byłem gotów się upierać.
W 1998 roku trafiłem na pierwszą, ambulatoryjną terapię odwykową. Kilkoro alkoholików w mojej grupie twierdziło z przekonaniem i upierało się, że uzależnili się przez powódź, a ja na samym początku nie wiedziałem, czemu terapeuci to negują.

Ostatecznie – to chyba jednak nie jest tak, niestety, że alkoholiczki i alkoholicy nie wyciągają żadnych wniosków ze zdarzeń życiowych. Problem właśnie w tym, że wnioski wyciągają, ale często zupełnie błędne, nielogiczne, bzdurne i absurdalne.
Żona odchodzi od męża alkoholika. Wniosek? Na pewno ma kochanka! Bo przecież z piciem, biciem, okradaniem rodziny przez męża, nie może to mieć nic wspólnego. Poza tym on przecież pije za swoje, więc to musi być jakiś gach.

Chyba naprawdę lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby alkoholicy nie potrafili wyciągać wniosków. Mówiliby wtedy, nie wiem, nie rozumiem, i prosili o pomoc i wyjaśnienia. Zamiast tkwić w urojonych światach własnych wyobrażeń i jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Ilu uraz, urojonych krzywd, w ogóle by nie było, gdy przyznawali się do niewiedzy i niezrozumienia sytuacji, zamiast wyciągać kuriozalne wnioski.

W latach picia wyciągałem zupełnie błędne wnioski z wydarzeń typowych dla czynnego alkoholika. Zapewniałem sobie w ten sposób nieco lepsze samopoczucie, bo często było to jakieś usprawiedliwienie, mniejsze (albo i wcale) wyrzuty sumienia, wstyd i poczucie winy… Krótkotrwałe zyski zamiast długofalowych efektów. Próbowałem też w ten sposób zrozumieć świat, który mnie przytłaczał. Błędne wnioskowanie to typowa manifestacja choroby alkoholowej. I pojawia się nie tylko w czasie picia. Fakt, że zdarza się to także niealkoholikom, niczego nie zmienia, bo nie we wszystkim należy naśladować nieuzależnionych.

Zapytałem kiedyś kandydatkę na podopieczną, czy liczy się z tym, że pewne wydarzenia w jej życiu mogą wyglądać zupełnie inaczej, niż jej się to teraz wydaje. Odpowiedziała mi, że ma nadzieję, że właśnie tak jest. Ale to był jeden jedyny raz, bo inni odpowiadali zwykle, że przecież nie są głupi i widzą/rozumieją, co się dzieje.