sobota, 20 czerwca 2009

Brzytwa Ockhama i AA

- Jeżeli alkoholik, który zwykle chodzi na mityngi grupy X i tą grupę traktuje jako swoją macierzystą, od czasu do czasu uczestniczy także w mityngach grupy Y, to czy można powiedzieć, że niesie on na tą drugą grupę posłanie Wspólnoty Anonimowych Alkoholików?


„Brzytwa Ockhama” we Wspólnocie AA

Powyższe pytanie zaskoczyło wszystkich, ale kto wie, czy nie najbardziej weteranów przyzwyczajonych do AA-owskiej nomenklatury i pewnego sposobu myślenia. Tak zresztą bywa dosyć często – ktoś ze świeżym spojrzeniem widzi więcej, lub inaczej, niż starzy rutyniarze. Przykładem było choćby zdanie z dawnych scenariuszy: „Wszyscy obecni na mityngu zobowiązani są do zachowania anonimowości…” . Latami słuchaliśmy tego podczas każdego mityngu i może właśnie dlatego przestaliśmy słyszeć słowo „zobowiązani”. Prowadzący mityng nie ma prawa nakładać na uczestników żadnych zobowiązań! Nie wolno mu nikogo do niczego – zobowiązywać! 
 
Ale wracając do tematu i na początku postawionego pytania, to już po chwili uzgodniliśmy stanowisko odpowiadając, że chyba jednak nie – jeśli zachce mi się wybrać na mityng jakiejś innej grupy, to nie mogę tego traktować jako jakiejś specjalnej zasługi i służby w sensie niesienia posłania AA. I tu dopiero pojawił się problem… oraz pytanie, dlaczego znikła ze spisów teleadresowych AA grupa w pewnym zamkniętym ośrodku odwykowym?
 
Wielu moich znajomych – ja też kilka razy próbowałem – w różnych miejscach Polski niesie posłanie do ośrodków odwykowych, aresztów śledczych, zakładów karnych, noclegowni itp. Ładnie to brzmi – niesiemy posłanie – ale czy rzeczywiście? Jeżeli w takim miejscu istnieje i działa grupa AA to, jak to wcześniej uzgodniliśmy, nie ma mowy o niesieniu posłania. W takiej sytuacji ja po prostu biorę udział w mityngu innej grupy niż moja. Mogę nawet taki mityng czasem poprowadzić, jeśli jej członkowie zechcą zobaczyć, jak się to robi gdzieś indziej. Mogę również podjąć się pełnienia służby łącznika z grupą w zakładzie karnym, czy areszcie i przekazywać jej członkom wiadomości z Intergrupy lub Regionu, dostarczać literaturę, biuletyny, broszurki. Ale przecież posłania AA nie nosi się z AA do AA!
 
Kiedy, w takim razie, będę mógł z czystym sumieniem twierdzić, że niosę posłanie AA do więzienia, aresztu, ośrodka odwykowego? Ano tylko wtedy, kiedy tam, na miejscu, grupy AA po prostu nie ma, fizycznie ona nie istnieje. A jeżeli grupa istnieje tylko teoretycznie, ale w rzeczywistości jej nie ma? I taka właśnie sytuacja okazała się być problemem, o którym wspomniałem. 
 
Zamknięty ośrodek odwykowy. Sześciotygodniowa terapia plus detoks. Skład osobowy zmienia się co tydzień, a co sześć tygodni wymienia się całkowicie. Rzekomo istnieje tam grupa AA, ma nawet jakąś nazwę. Wątpliwości budzi fakt całkowitego braku jakichkolwiek służb tej „grupy”. Nikt się nie czuje jej członkiem, nikt za nią nie odpowiada, nikt się z nią nie utożsamia; nie było nawet komu zgłosić jej do najbliższej Intergrupy. Mityngi – jak się okazuje w praktyce – odbywają się tam tylko wówczas, kiedy z którejś z sąsiednich miejscowości przyjedzie ktoś z AA i taki mityng zorganizuje. Przychodzą wtedy na niego doraźnie zwołani pacjenci.
 
Tak oto pojawia się kolejne pytanie: czy taki twór, bez służb, bez stałych uczestników, bez regularnie i samodzielnie organizowanych mityngów, jest grupą AA i do tego jeszcze taką, która powinna figurować w spisie teleadresowym grup AA? A po co? Czemu to ma służyć? Poprawieniu statystyki wydajności i wyników osiąganych przez Intergrupę czy Region poprzez zakładanie nowych grup?
 
William Ockham sformował kiedyś zasadę (łac. Non sunt multiplicanda entia sine necessitate) zwaną „brzytwą Ockhama”, która w wielkim uproszczeniu mówi o tym, żeby istnień (bytów) nie mnożyć ponad faktyczną potrzebę. Bo to powoduje tylko problemy i komplikacje. Dokładnie tak, jak w przypadku tej dziwnej „grupy”, która opisałem. Co gorsze, w Polsce nie jest to sytuacja wyjątkowa, bo ileż to razy słyszałem na spotkaniach Intergrupy (i nie tylko tam) skargi, że w takim czy innym miejscu mityngi odbywają się tylko wtedy, kiedy przyjdzie tam, zorganizuje je i poprowadzi ktoś z zewnątrz?
 
Co, w takim razie, powinniśmy podawać w oficjalnych spisach teleadresowych AA oraz na stronie internetowej Wspólnoty, odnośnie niektórych grup ulokowanych w miejscach szczególnych? Że mityngi odbywają się tam i owszem, ale tylko wtedy, kiedy Kazio, Ziutek, Adam lub Marek przyjadą tam z innej miejscowości i je zorganizują? Co to ma być?!
 
Krótko mówiąc: jeśli gdzieś rzeczywiście działa grupa AA, to ja pozwalam jej – zgodnie z IV Tradycją – funkcjonować niezależnie i samodzielnie. Mogę się co najwyżej podjąć służby łącznika z taką grupą w areszcie, więzieniu, szpitalu, czy innym podobnym miejscu, ale nie niosę tam posłania. Natomiast posłanie AA to ja niosę tam, gdzie żadna grupa nie istnieje. Wówczas niewątpliwie warto wybrać się tam z kilkoma przyjaciółmi i właśnie w ramach niesienia posłania AA zorganizować mityng informacyjny, spikerski, a najlepiej i jedno i drugie. To ma sens.
 
Trzydziesta piata rocznica Wspólnoty AA w Polsce przejdzie do historii lada moment. Może z tej okazji warto – poza gratulacjami, „misiaczkami” i żywiołową radością, pomyśleć też o uporządkowaniu tego wszystkiego, co nabałaganiliśmy przez wszystkie te lata? Oczywiście w dobrej wierze, a już na pewno bez złej woli, ale jednak nie da się ukryć, że pewien chaos powstał: martwe grupy, mylne przekonania, błędne tłumaczenia…
 
Może warto pokusić się o warsztaty dotyczące niesienia posłania? Ale nie do… jakiegoś określonego miejsca, tych jest u nas dostatek, ale tak w ogóle? Bo przecież nawet i samo niesienie posłania jako takie, nadal i wciąż rodzi u nas problemy, wątpliwości i nieporozumienia. 
To ja jestem pewnie jakiś dziwak, bo jak mój pierwszy sponsor zaproponował, żebyśmy razem poszli do radia nieść posłanie AA, zapytałem: a jak brzmi to posłanie? Oczywiście niesieniem posłania zawsze miło jest się w pochwalić no, ale czasem warto chyba jeszcze wiedzieć, co takiego właściwie się niesie. Przyznam, że pewnego razu osłupiałem, słysząc o niesieniu posłania AA poprzez parzenie kawy i przez samą, choćby milczącą, obecność na mityngu. Ale może to mnie sponsor coś źle przekazał?
 
 
Jeden z przyjaciół, krytyk moich tekstów, uważa, że się „czepiam”, że nie jest ważne, czy się to nazywa niesieniem posłania, czy się nie nazywa i czy faktycznie jest grupa AA na detoksie, czy jej nie ma. Być może ma rację, ale – jak na razie – ja się z nim nie zgadzam. Uważam, że człowiek trzeźwy wie, co rzeczywiście robi oraz, gdzie właściwie robi to, co z takim zapałem robi. 
Chciałbym móc też – choć to może tylko takie moje nierealne zachcianki – móc liczyć na nasze AA-owskie spisy teleadresowe i wierzyć, że mityng AA w podanym tam określonym czasie i miejscu rzeczywiście się odbywa. W skrajnych przypadkach może być to dla mnie sprawą nieomalże życia i śmierci.






Dużo więcej w moich książkach