W biuletynie Mityng przeczytałem kiedyś złośliwe choć prawdziwe, niestety, stwierdzenie mojego sponsora, że alkoholik to takie cacuszko, co to aby żyć, musi mieć problemy, a jak ich nie ma, to sobie wymyśli, a jak już wymyśli, to musi je rozwiązywać, a jak nie potrafi, to użala się nad sobą. Ja dodałbym jeszcze, że często też zawraca głowę tymi swoimi wydumanymi problemami każdemu, kogo dopadnie, próbując sprawić, by i ten ktoś miał jakiś problem.
Alkoholik utrzymywał kontakt ze sponsorem przez 7-8 lat od zakończenia ich podstawowej pracy „na Programie”. Program zrobiony, ale sponsor czasem nadal się przydawał w różnych trudniejszych sytuacjach. I mogłoby tak sobie być nadal, ale pech chciał, że sponsor zmarł po długim leczeniu z powodu raka płuc. Alkoholik musiał więc radzić sobie sam. Jedynie w przypadku poważniejszych wątpliwości konsultował się z kolegami z AA o długiej abstynencji, których znał jako ludzi trzeźwo myślących.
Tak to sobie funkcjonowało całkiem dobrze przez kilka lat. A konkretnie do czasu, kiedy alkoholik wybrał się na jakieś warsztaty Tradycji. Podczas luźnej rozmowy w trakcie przerwy w zajęciach alkoholik opowiedział o śmierci swojego sponsora. W tym momencie zaczęły się kłopoty. Trzech czy czterech uczestników tego warsztatu o statusie weteranów bardzo poważnie poinformowało alkoholika, że jeśli ponad trzy lata nie ma sponsora, to nie ma też już Programu (cokolwiek to znaczy), a jak nie ma Programu, to nie ma też żadnego prawa (sic!) sponsorować. Jeśli natomiast nie będzie miał sponsora powyżej lat pięciu, to… błogosławieństwem dla niego będzie zapicie i realizacja Programu od początku.
Alkoholik zadzwonił do mnie kilka dni po powrocie i spytał, czy ci weterani z warsztatów mają rację – tak poznałem tę historię. Może nie ma wielkiego znaczenia, co i jakimi słowami mu odpowiedziałem, bo znacznie ważniejsza wydaje mi się pewna wątpliwość: czy jest możliwe, żeby niektórzy alkoholicy byli zdecydowanie mniej chorzy psychicznie, zanim przestali pić i zaczęli działać w AA? Może w okresie picia mniej krzywd wyrządzali innym? Może ich ofiar było mniej, bo tylko kilka osób z rodziny?
I jeszcze jedno. Coraz bardziej przekonany jestem, że wszystkie te nasze Kroki, Tradycje, Koncepcje, Gwarancje, znajomość kart konferencji itd. gówno są warte, jeśli brakuje zwyczajnej ludzkiej życzliwości.