poniedziałek, 29 listopada 2021

Egoizm, egocentryzm i inne...

Pamiętacie z poprzedniego wydania Wielkiej Księgi? Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie!… To właśnie jest, jak sądzimy, zasadnicze źródło naszych kłopotów. (str. 52)

Czytałem niedawno nowy wpis na blogu, na którym Andy F. napisał* między innymi:

Niestety, w AA dzieje się coś bardzo niepokojącego. Niektórzy z bardziej fundamentalistycznych członków źle zinterpretowali dwa słowa kluczowe wplecione w nasz język AA: „wspólny” i „podobieństwa”. Ich przekonanie jest takie, że cokolwiek wydaje się działać na nich, musi również działać na każdego innego alkoholika.

Poza oczywistym fanatyzmem jest to także manifestacja egocentryzmu. Szokująca u alkoholików, którzy ponoć zrobili jakiś program ze sponsorami. Bo wśród innych, nadal psychicznie chorych, z zaburzeniami osobowości mimo lat abstynencji, to zapewne nic niezwykłego. A’propos zaburzeń osobowości. O tym też Andy napisał:

Czy alkoholizm sam w sobie jest zaburzeniem osobowości? Zadałem kiedyś to pytanie mojej starej psychoterapeutce. Miała na imię Liz. „Czy alkoholizm sam w sobie jest zaburzeniem osobowości?”. Nigdy nie zapomnę, co odpowiedziała. „Większość uzależnionych i alkoholików znajduje się gdzieś w spektrum współistniejących zaburzeń osobowości”.

Oczywiście to żadna nowość, tak mi się po prostu przypomniało w związku z niedawną dyskusją o tym, czy alkoholizm jest chorobą psychiczną oraz próbami zaprzeczania i wypierania tego faktu.

„Język serca”, s. 204: Objaśnił, że jest to niewątpliwie zaburzenie osobowości połączone z fizycznym pragnieniem.

Jakiegoś tam Andy’ego można ignorować, takich blogów jest zapewne wiele, ale alkoholicy w AA, którzy ignorują literaturę AA, to już ciężki przypadek.

Warta uwagi wydaje mi się też kwestia NPD (Narcissistic Personality Disorder, czyli Narcystyczne Zaburzenie Osobowości). Czy nie jest tak, że wielu alkoholików, którzy uczestniczą w mityngach czas dłuższy, z agresywnymi narcyzami zetknęli się osobiście lub o nich słyszeli?

Jeśli zebrać to wszystko do kupy, to nie wydaje się dziwne stwierdzenie: Nie wyleczyliśmy się z alkoholizmu. To, co naprawdę mamy, jest codziennym wytchnieniem, które otrzymujemy, jeśli zachowujemy dobrą duchową kondycję. [WK, s. 86]

 

  

---

* https://aaforagnostics.com/blog/alcoholism-and-personality-disorders/


środa, 24 listopada 2021

Nasz teoretyczny poradnik

Wspominałem już, ale przypomnę, że Bill W. zaczął pisać V rozdział Wielkiej Księgi w grudniu 1938 roku (książka wydana została w kwietniu 1939) i wtedy dopiero z ustnie przekazywanych wskazówek (zawierało się to w sześciu punktach) stworzył Program Dwunastu Kroków AA. Więc „Anonimowi Alkoholicy” to częściowo teoretyczny poradnik, bo nie było wtedy jeszcze żadnych doświadczeń, dotyczących tych Dwunastu Kroków. Co oczywiste, skoro Bill je wymyślił pół godziny wcześniej albo ze trzy dni wcześniej.
Tą teoretyczność da się zauważyć podczas lektury książki, choć możliwe, że nie za pierwszym razem. Mój sponsor mawiał, że my w AA znamy literaturę AA, a ja wziąłem to sobie do serca. Na przykład brak wyraźnie zaznaczonego tekstu, który dotyczyłby Kroku Drugiego (wspomniałem o tym w poprzednim wpisie). Wielu alkoholików, w tym i ja, pracując z podopiecznymi, pomaga zrozumieć Krok Drugi w oparciu o rozdział „My agnostycy”, ale spotkałem też sponsorów, którzy upewniwszy się, że podopieczny nie jest ateistą lub agnostykiem, zupełnie ten rozdział pomijają, słusznie twierdząc, że ich nie dotyczy. Podobnie bywa zresztą z rozdziałami „Do pracodawców” i „Do żon”. Jest przecież w AA wielu alkoholików, którzy nigdy nie byli i nie będą pracodawcami lub nie mają (może już) żon.

O braku doświadczeń, a więc i braku konkretnych zaleceń, na temat praktycznej realizacji Kroków Sześć-Siedem (w WK jest tylko ogólna idea), już było, więc czas na podobne przyjrzenie się Krokom Osiem-Dziewięć. Zaczyna się to na stronie 77:

Przyjrzyjmy się Krokom Ósmemu i Dziewiątemu. Mamy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i którym gotowi jesteśmy zadośćuczynić. Sporządziliśmy ją przy dokonywaniu inwentury. Poddaliśmy się drastycznej samoocenie. Teraz udajemy się do naszych bliskich i naprawiamy szkody wyrządzone w przeszłości.

Po pierwsze, Kroki te omawiane są razem – jak były realizowane razem wcześniej, w programie ustnie przekazywanych kilku punktów. Po drugie, gdzie kończy się instrukcja dotycząca Kroku Ósmego? Bo Teraz udajemy się do… to już Krok Dziewiąty. Poza tym, kiedyż to w Kroku Czwartym mowa jest o gotowości do zadośćuczynienia? Powtórzę: Mamy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy i którym gotowi jesteśmy zadośćuczynić. Sporządziliśmy ją przy dokonywaniu inwentury. Znam wielu alkoholików z AA, ale żaden z nich nie wspominał o budowaniu gotowości do zadośćuczynienia podczas obrachunku moralnego (Krok Czwarty), zwanego obecnie inwentaryzacją. Ups! Czyli nowopowstałego Kroku Ósmego tak naprawdę też właściwie nie ma w Wielkiej Księdze? Ależ nie! Chodzi o ulubioną magię wyznawców "pendolino" – stali się gotowi. Jakoś tak, samoistnie. Wprawdzie nie wiedzieli, co zrobić, jak zrobić i kiedy, ale to nieważne, bo się stali. Jak w Kroku Szóstym.
Bill W. opisał doświadczenia dotyczące zadośćuczynienia, bo o tym była mowa w programie tych kilku niespisanych punktów, a po wymyśleniu Kroku Ósmego, na szybko sklecił na jego temat 2-3 zdania i dołożył do tekstu.

Fragmenty, dotyczące Kroków Osiem-Dziewięć z WK, zawierają też inne „rodzynki” lub, jak kto woli „perełki”. Na przykład wyjaśnienie religijności Wspólnoty i Programu AA.

Po co narażać się na otrzymanie etykietki fanatyka albo religijnego nudziarza? [s. 78]

Zaraz, zaraz… a po co niby osobie skrzywdzonej w ogóle mówić o religii? A jeśli już, to niby jakiej religii?

Zbliżenie się do osoby, która wciąż jeszcze odczuwa ból po niesprawiedliwości, jaką jej wyrządziliśmy, i oznajmienie, że staliśmy się religijni, rzadko bywa rozsądnym posunięciem. [s. 78]

Tu już wyraźnie widać, że dzięki działaniu programu powinniśmy stać się religijni!

Albo to – prawdziwe s…syństwo!

W żadnym wypadku nie krytykujemy tej osoby ani się z nią nie kłócimy. Po prostu mówimy, że nigdy nie poradzimy sobie z piciem, dopóki nie zrobimy wszystkiego, co w naszej mocy, by uporządkować przeszłość. (s. 78]

Czyli nie mam zadośćuczynić ofierze, bo ją skrzywdziłem, bo jej się to należy, bo jestem jej to winien. Nie, robię to, żeby zadbać o siebie, żeby nie wrócić do picia! I jeszcze coś takiego mam pokrzywdzonemu powiedzieć wprost!? Takie gnojstwo w głowie się nie mieści!

A ten fragment teoretycznych obietnic (bo „sądzimy” – czyli nie wiemy, nie przeżyliśmy, ale tylko przypuszczamy) ktoś pamięta?

Przestaniemy skupiać się na sobie, a zaczniemy interesować się bliźnimi. Zniknie egoizm. [s. 85]

Tak… właśnie widać…


Reasumując – albo z tym Programem opisanym w WK coś jest nie tak, a przynajmniej nie zawsze, albo to wynik działania naszych „zaufanych” tłumaczy. Na szczęście nie jest to jedyna pozycja Wspólnoty, z której można korzystać w temacie Programu Dwunastu Kroków. Może też dlatego tak... problematyczne i kontrowersyjne są efekty Programu robionego tylko w oparciu o Wielką Księgę.

sobota, 13 listopada 2021

Refleksje o Programie w WK

Od czasu, gdy Ebby odwiedził mnie jesienią 1934 roku, dopracowaliśmy się stopniowo czegoś, co nazywaliśmy „ustnie przekazywanym programem”. Większość podstawowych idei pochodziła z grup oxfordzkich, Williama Jamesa oraz dr Silkwortha („AA wkraczają w dojrzałość”, s. 208)

W skrócie i uproszczeniu:
1. Complete deflation.
Pełna deflacja (poddanie)
2. Dependence and guidance from a Higher Power
Przewodnictwo i poleganie na Sile Wyższej lub Zależność i przewodnictwo Siły Wyższej
3. Moral inventory.
Obrachunek moralny.
4. Confession.
Wyznanie.
5. Restitution.
Restytucja (naprawa).
6. Continued work with other alcoholics
Kontynuacja pracy z innymi alkoholikami

Czy ten program sześciu punktów, poza tym, że w ogóle nie zawierał Kroku Szóstego i Siódmego, był taki sam, jak Dwanaście Kroków Anonimowych Alkoholików obecnie?

W Wielkiej Księdze o bezsilności napisano bardzo dużo. Powiedzmy, że to Krok Pierwszy. W wydaniu polskim z 2018 roku, w rozdziale „Jak to działa” (s. 60), czytamy:

Nasz opis alkoholika, rozdział skierowany do agnostyka oraz nasze osobiste doświadczenia „przed” i „po” prowadzą do trzech ważnych wniosków:
a) że byliśmy alkoholikami i nie potrafiliśmy kierować własnym życiem,
b) że prawdopodobnie żadna ludzka siła nie mogłaby nas uwolnić od alkoholizmu,
c) że Bóg mógłby to zrobić i zrobiłby to, gdybyśmy Go szukali.
Zyskawszy owo przekonanie, znaleźliśmy się na etapie Trzeciego Kroku, to znaczy postanowiliśmy…


Zaraz, zaraz… to gdzie w WK jest rozdział lub jakoś jednoznacznie i wyraźnie zaznaczony fragment tekstu, który dotyczyłby Kroku Drugiego? Czyżby Jack Alexander, który podobno redagował tekst oryginalny, coś przeoczył i wywalił zbyt dużo?


A przy okazji „gotowość” – pojęcie rozumiane przez polskich AA zazwyczaj jako chęć – mam ochotę to zrobić albo nie mam ochoty, więc nie zrobię. Słownik Języka Polskiego PWN trochę pomaga, bo według niego „gotowość”* to stan należytego przygotowania do czegoś, zdecydowanie się na coś. Pomocne jest to o tyle, że łatwiej zadać określone pytania:

a) Czy jestem należycie przygotowany do działania, jeśli zupełnie nie wiem, co mam robić/zrobić?
b) Czy jestem należycie przygotowany do działania, jeśli wprawdzie wiem, co zrobić, ale kompletnie nie wiem, jak się do tego zabrać?
c) Czy jestem należycie przygotowany do działania, jeśli wiem, co zrobić i jak, ale też zdaję sobie sprawę, że nie podejmę tego działania, bo się boję albo wstydzę?


I jeszcze jedna luźna uwaga. O skuteczności.
The 2020 Cochrane meta-analysis of Alcoholics Anonymous states: Based on randomized trials, AA-oriented therapies have a 42% abstinent rate one year after treatment.” Wikipedia

Metaanaliza Cochrane z 2020 roku dotycząca Anonimowych Alkoholików stwierdza: W oparciu o randomizowane badania, terapie zorientowane na AA mają 42% wskaźnik abstynencji w rok po leczeniu." Wikipedia

Dane z zamkniętego forum dla profesjonalistów: skuteczność (też rok po leczeniu) wynosi w Polsce 5-7%. Najskuteczniejszy ośrodek odwykowy na świecie - 17%.










--

środa, 10 listopada 2021

6/7 czyli krótki dwukrok - bis

W związku z tym, że poprzedni wpis kolejny raz sprowokował dyskusję na temat rzekomej potrzeby nicnierobienia w Kroku Szóstym, przypomnę swój tekst sprzed ośmiu lat. Dołożyłem też na końcu trzy cytaty.


O AA-owskim dwukroku słyszeli we Wspólnocie pewnie wszyscy – polega on na tym, że nowicjusz, który ledwie uznał własną bezsilność wobec alkoholu (Krok Pierwszy), rzuca się w wir pracy i służby związanej z niesieniem posłania w ramach Kroku Dwunastego. 
Po latach pracy z podopiecznymi, kiedy okazało się, że moje osobiste doświadczenie wcale nie jest takie wyjątkowe i szczególne jak mi się to wydawało, a wręcz przeciwnie, bo pewien błąd występuje może nie powszechnie, ale jednak dość często, zacząłem na własny użytek nazywać go małym albo krótkim dwukrokiem. To taki skrót myślowy dotyczący próby „załatwienia” Kroku Szóstego – Krokiem Siódmym.

Znam ze cztery sposoby realizacji Kroku Szóstego, sam praktykuję trzy z nich. W przypadku jednej z wad wystarczyło moje trzeźwe, zdroworozsądkowe postanowienie o zaprzestaniu jej używania. W przypadku drugiej, skuteczna okazała się metoda zamiany, opracowana zdaje się przez duet Joe&Charlie, chodzi mi tu konkretnie o zamianę urazy na wdzięczność – to umiem i praktykuję. W pozostałych przypadkach musiałem stosować metodę trzecią, zbudowaną na bazie analizy uzależnienia, historii o Łazarzu i pewnego doświadczenia z czasów służby wojskowej („ostrzenie gwoździa” opisałem dokładnie na swojej stronie i nie tylko). Jest to sposób trudny, wymagający mnóstwo pracy i determinacji… wredna, parszywa robota po prostu. Może mam pecha, może jestem trudnym przypadkiem, nie wiem, nie skarżę się, robię po prostu to, co u mnie i na mnie działa, co w moim przypadku okazało się skuteczne. 

Swoim podopiecznym prezentuję zwykle swoje doświadczenia i przeżycia i sugeruję, by z tych trzech czy czterech wybrali swoją własną metodę praktycznej realizacji Szóstego i Siódmego Kroku. Aż tak zarozumiały nie jestem, by upierać się, że ja z góry wiem, co w czyimś przypadku okaże się skuteczne. Zawsze jest przecież szansa, że ktoś inny nie będzie musiał mieć tak przekichane, jak ja. Pamiętać jednak trzeba, że Program AA jest programem działania, a nie programem modlitewnym, ani nie programem składania pustych deklaracji, ani nie programem jakiegoś magicznego stawania się.

Od dawna też nie dyskutuję już o tym, która metoda realizacji Kroku Szóstego jest lepsza, bo nie o lepszość metody tu chodzi, a o efekty jej zastosowania. A te pojawiają się (lub nie) dopiero jakiś czas po realizacji Kroku Siódmego. I zdarza się, że dochodzi wtedy do takiej oto mało przyjemnej rozmowy…

- Zrealizowałeś Krok Siódmy?

- Tak, tak, już parę miesięcy temu!

- Super! To powiedz mi proszę, od jakich wad charakteru (braków) Bóg Cię już uwolnił, których już nie masz. Ale dyktuj powoli, żebym zdążył zapisać.

- Tego… no… y… hm… Od żadnych.

- Ups! Ale twierdzisz, że Siódmy Krok zrealizowałeś? Choć efektów tego jakoś nie ma?

- Tak, zrobiłem to!

- OK. To może zastanówmy się spokojnie i powoli. W Siódmym Kroku ty zwracasz się do Boga, prawda? To jak myślisz, czy to Bóg postanowił, że masz nadal używać swoich wad? 

- No, coś ty! Nie wygłupiaj się!

- Nie wiem, czy się rozumiemy… W Kroku Siódmym jesteś ty i Bóg, więc jeśli to nie Bóg zdecydował, że masz nadal używać swoich wad, to zostajesz ty. Czyli odpowiedzialność spoczywa raczej na tobie, niż na Bogu, czy tak?

- No…

- Jedźmy dalej. W Siódmym Kroku masz zwrócić się do Boga w pokorze i ta pokora jest tam jedynym warunkiem, zgadza się? Jeśli efektów nie ma, a jedynym warunkiem było zwrócenie się w pokorze, to chyba prosty wniosek, że nie zwracałeś się w pokorze.

- Nieprawda! Zwracałem się w pokorze! Długo się przedtem modliłem i do spowiedzi poszedłem i Drogę Krzyżową w tej intencji…

-Stop! To wszystko jest zapewne ważne, ale mam wątpliwości, czy w tym przypadku faktycznie chodzi o udział w obrzędach religijnych. Zwracam się w pokorze wtedy, kiedy proszę o coś, co przekracza moje możliwości, co jest poza moim zasięgiem. Domaganie się od Boga, by zrobił za mnie coś, z czym świetnie mogę poradzić sobie sam, nie jest proszeniem w pokorze, tylko wysługiwaniem się, koncertem życzeń oraz traktowaniem Boga jak chłopca na posyłki! Czy wydaje ci się możliwe, że jest tak, jak mówię?

- Tak.

- Skoro nie prosiłeś w pokorze, czyli nie zrobiłeś tej jedynej rzeczy, jaką miałeś do wykonania w Kroku Siódmym, musimy się cofnąć do Kroku Szóstego. Czy zrealizowałeś Krok Szósty?

- Tak, tak, oczywiście! Nawet dość dawno temu!

- Jedynym twoim zadaniem w tym Kroku było zbudowanie gotowości do rozstania się ze swoimi wadami. Elementem niezbędnym tej gotowości jest świadomość co, jak, kiedy mam zrobić oraz wola – chcę to zrobić, zrobie. A w takim razie, co konkretnie zrobiłeś realizując Krok Szósty?

- No… postanowiłem zamieniać swoje wady na zalety, jak to zalecali Joe i Charlie.

- Ja nie pytałem o twoje postanowienia, ale o to, co zrobiłeś, ale… niech będzie. W takim razie, które wady, ale konkretnie, zamieniłeś skutecznie na zalety i jakie zalety? Których wad już nie używasz i jakie zalety praktykujesz w zamian?

- No… Tak całkiem, to mi się jeszcze nie udało z żadną wadą ani zaletą…

- A pamiętasz jeszcze, że objawem obłędu jest oczekiwanie odmiennych efektów stale tych samych, niezmienionych działań? Ale… mniejsza z tym. Choć w Kroku Szóstym mowa jest o całkowitej gotowości, to jednak uznałeś, że sprawa jest już załatwiona i możesz spokojnie przejść do Kroku Siódmego?
- …


W tym momencie rozmowę można zakończyć, bo krótki dwukrok jak już widać, polega właśnie na:
a) próbie przerzucenia na Boga odpowiedzialności za dalsze używanie wad charakteru,
b) próbie zastąpienia sobie gotowości z Kroku Szóstego proszalną modlitwą z Kroku Siódmego, która w tych warunkach nie jest zwracaniem się w pokorze,
c) jednym i drugim.

Jest to (moim zdaniem) po prostu próba przeskoczenia ponad Krokiem Szóstym, bezpośrednio do Kroku Siódmego. Świadczy też, niestety, o powrocie do życzeniowego, magicznego myślenia, że wystarczy chcieć, że wystarczy postanowić, zadeklarować, wymodlić… W Biblii wyraźnie napisano, że wiara bez uczynków jest bezowocna, co ja, rozumiem w sposób następujący: pozorowane działania, deklaracje bez pokrycia i stosowanie półśrodków nie przynosi owoców/efektów.
Jestem alkoholikiem. A skoro już nim jestem, to może uczyłbym się czegoś na swoim alkoholizmie? Od alkoholizmu uwolnić się nie mogę, to ponad moje siły. Ale… dziś mogę nie pić. Od nieuczciwości uwolnić się sam nie mogę, ale… mogę dziś nic nie ukraść.
Od wad charakteru i wynaturzonych instynktów może mnie (pod pewnymi warunkami) uwolnić Bóg, bo jest to ponad moje siły. Moim zadaniem jest budowa gotowości do tego poprzez zaprzestanie używania wady, zaniechanie korzystania z niej.

„Codzienne Refleksje” s. 142, chodzi o uczciwość: Moja Siła Wyższa może usunąć tę wadę, ale najpierw ja sam muszę sobie pomóc, stając się gotów do przyjęcia Jej pomocy – czyli rezygnując z kłamstwa i krętactwa.

Naszym bezpośrednim celem jest trzeźwość, rozumiana jako wolność od alkoholu i od żałosnych konsekwencji, jakie pociąga za sobą dla nas używanie go. Bez tej wolności nie osiągniemy niczego innego. Jednak, choć brzmi to paradoksalnie, uwolnienia od obsesji alkoholowej nie zaznamy dopóty, dopóki nie staniemy się gotowi do zmierzenia się z wadami charakteru, przez które znaleźliśmy się w tym opłakanym stanie bezradności („Jak to widzi Bill” 327).

Dlaczego wyznawcy „pendolino” upierają się, żeby pracować TYLKO na Wielkiej Księdze? Bo w innych książkach AA jest już mowa o realnej i konkretnej pracy na Kroku Szóstym. Bill zresztą określił i rozpoznał to znakomicie i jednoznacznie:

Wielu z nas długo unikało Szóstego Kroku, i to z bardzo praktycznego powodu: nie życzyliśmy sobie usunięcia wszystkich wad charakteru, bo do niektórych byliśmy aż nazbyt przywiązani. 12x12 s. 107-108.

poniedziałek, 8 listopada 2021

Początki Programu w Polsce

Dawno, dawno temu wybrałem się w pewne miejsce, by „zrobić” Program Dwunastu Kroków AA. Na miejscu dowiedziałem się kilku rzeczy: po pierwsze, że potrzebuję uczestniczyć w tym przedsięwzięciu wraz ze swoim sponsorem, a jak takowego nie mam, to zostanie mi przydzielony sponsor tymczasowy, bo parę spraw muszę obgadać z kimś zaufanym. Po drugie, że będziemy pracować na materiałach opracowanych przez jednego z AA-owskich weteranów z USA, niejakiego Clarence’a S z Cleveland.
Niżej zamieszczam foto z tych materiałów: wstęp/wprowadzenie i jedna strona z instrukcjami.


Nie miałem wtedy pojęcia, czy tak właśnie się robi, czy nie tak się robi Program (sponsorowanie w Polsce wtedy jeszcze nie istniało w prawdziwym tego słowa znaczeniu), byłem zdeterminowany i zdesperowany, bo nie piłem już ze trzy-cztery lata, ale w moim życiu działo się coraz gorzej. Rozpaczliwie szukałem rozwiązania i wydawało mi się, że je znalazłem.

Jak czytałem później w „Opinii lekarza”, to było dokładnie coś takiego:
Bez alkoholu są niespokojni, rozdrażnieni i niezadowoleni, dopóki nie zaznają uczucia ulgi i uspokojenia, które przychodzi wraz z wypiciem kilku kieliszków.

Zwróciłem uwagę na te cztery jednogodzinne sesje, bo były to czasy, w których popularne było przekonanie, że jeden rok – jeden Krok. Domyślałem się, że ten rok na Krok to bzdura, ale cztery sesje po godzinie też brzmiały ekstremalnie. Poza tym... na tyle już znałem historię AA, żeby wiedzieć, że pierwsi członkowie AA nie pracowali na Programie grupowo i że obecnie też ten sposób nie jest w USA praktykowany. Nie zwróciłem za to uwagi na to, co zapewne powinienem – że nie poznajemy treści Wielkiej Księgi, ale tylko niewielkie jej fragmenty, które Clarence S. uznał za ważne. W każdym razie wówczas nie wydawało mi się to niczym dziwnym.

Spędziliśmy na tej pracy wymagane cztery jednogodzinne sesje, ale w sumie to ponad trzy doby. Znalazłem sobie tego sponsora tymczasowego i wiele z nim rozmawiałem w przerwach (dziś ma rocznicę, stąd cała sprawa mi się przypomniała), a mimo to żadnego przebudzenia duchowego nie doznałem. A szkoda. 

Wiele lat później przeczytałem gdzieś, że Clarence Snyder, po konflikcie z Billem W. (niewiele brakowało, a Wspólnota miałaby trzech załozycieli) jeździł z wykładami po Stanach Zjednoczonych i przedstawiał się jako założyciel i pomysłodawca AA, i wtedy moja sympatia dla niego nieco ostygła. Na pewno jednak był to ciekawy człowiek.

Tutaj, pod tym adresem: AA’s Forgotten Beginning znaleźć można książkę, w której Wally P. opowiada o warsztacie Clarensce'a. Tam też jest mowa o czterech sesjach po godzinie, więc polscy AA tego nie wymyślili.

W związku z tym zastanawiam się, czy tytuł tego wpisu nie powinien raczej brzmieć: Jak zrobiłem pendolino?  :-)




sobota, 6 listopada 2021

Przekonania, a rzeczywistość

Jeden z ważnych dla mnie autorów, napisał: Choroba psychiczna to unikanie rzeczywistości za wszelką cenę; zdrowie psychiczne to pogodzenie się z rzeczywistością bez względu na cenę. Scott Peck nie zajmował się alkoholikami, ale mnie ten cytat pasuje do choroby alkoholowej w stu procentach.

W przypadku alkoholików ich przekonania prawie zawsze wygrywają z faktami, z rzeczywistością., żadna to nowość. Czy nie twierdziłem, że piję jak inni albo że wszyscy piją? Piłem, bo… tu pojawiały się najrozmaitsze powody i przyczyny, oczywiście zupełnie urojone. No i w porządku, ale do pewnego momentu wydawało mi się, że coś takiego dotyczy tylko alkoholików pijących. Nie miałem racji.

Pierwszy poważny szok przeżyłem wiele lat temu podczas jednego z pierwszych warsztatów w Woźniakowie, w trakcie rozmowy z pewnym weteranem z Gdańska. Bronił on zacięcie niecnego procederu przyjmowania do AA i tworzył na ten temat rozmaite dziwne teorie. Przytoczyłem wtedy dwa cytaty:

Doświadczenie nauczyło nas w końcu, że pozbawianie alkoholika szansy trzeźwienia, jaką oferuje AA, oznaczało niekiedy śmierć a często bezmiar cierpienia. Któż odważy się być sędzią i katem cierpiących współbraci? („Jak to widzi Bill” s. 41)

Któż z nas odważy się powiedzieć: „nie, ty nie możesz wejść”, tym samym przypisując sobie funkcję sędziego, ławy przysięgłych, a może też i kata swego brata alkoholika? Dlatego też nasze wieloletnie doświadczenie przetworzone teraz w postać Trzeciej Tradycji mówi: „Jesteś uczestnikiem AA, jeśli tak mówisz. Niezależnie od tego, co zrobiłeś, albo co jeszcze zrobisz, jesteś uczestnikiem AA dopóki ty tak twierdzisz”. („AA wkraczają w dojrzałość”, s. 133)

Weteran stwierdził wtedy podniesionym głosem, cytuję: Bill W. nigdy by czegoś takiego nie napisał! Cytaty były z AA-owskich książek! Leżących na stoliku kolportera! Ale weteran wiedział lepiej…

Od tego wydarzenia minęło kilkanaście lat. Dziś, być może, nikt już nie dyskutuje z przyjmowaniem do AA, ale samo zjawisko rojenia trzyma się całkiem dobrze, nadal alkoholicy bardzo różnią się między sobą, bo jedni, gdy czegoś nie wiedzą, to pytają, szukają, starają się doczytać, dowiedzieć, a inni wymyślają rozmaite teorie, zwłaszcza takie, które mają za zadanie potwierdzać inne ich teorie, fantasmagorie i rojenia, zwykle wynikające ze strachu.

Pamiętam na przykład fantazje, że nazwiska Billa W. i doktora Boba nie są znane i nigdy nie były znane z powodu zasady anonimowości, że Bill W. nie palił papierosów i nie odurzał się LSD całymi latami, że zupełnie nigdy nie zdradzał żony, nigdy nie kłamał… (na zdjęciu Bill W. z kochanką)

Relacja Russa R., który mieszkał w domu Billa i Lois przez ponad rok: Wszyscy mieszkaliśmy tam, przy Clinton Street, za darmo, jedzenie za darmo, wszystko za darmo, a cała robota spadała na Lois. W dzień pracowała w domu towarowym, oprócz tego gotowała dla nas, a wszystkie pieniądze, jakie były w domu, ona właśnie zarabiała (Przekaż dalej s.175).  Jak to?! Tylko ona pracowała, a Bill nie uważał nawet za stosowne przestać palić?!  To gdzie ta obietnica, że zniknie egoizm?

Przede wszystkim jednak uważał, że czynnikiem utrwalającym jego depresję było to, że nie udało mu się przepracować Kroków AA. W ten sposób jego i tak bolesna depresja pogłębiana była dodatkowo przez poczucie winy. Pisał: „W związku z tym czułem się winny. Pytałem sam siebie, dlaczego, przy tych wszystkich moich osiągnięciach, musiałem być wystawiony na takie rzeczy. Kiedy indziej obwiniałem się za to, że nie potrafię stosować programu w niektórych dziedzinach życia. [„Przekaż dalej”, s. 322]

Ale... niektórzy Polacy lepiej wiedzą od Billa Wilsona, czy on zrealizował cały Program Dwunastu Kroków AA! Bill W. twierdził w różnych publikacjach, że nie - oni, że tak! Komedia, czy poważna choroba psychiczna?

W związku z tymi rojeniami o Billu, w scenariuszach kilku opolskich grup pojawiło się kiedyś zdanie „Siłą Wspólnoty i nadzieją dla uzależnionych jest Program”. Ano właśnie – Program! Program, a nie mityngowe jęczydupstwo i nie wysoce problematyczne postawy moralne niektórych pierwszych weteranów. Bill, Bob, Clarence i inni byli tylko bardzo niedoskonałymi narzędziami w rękach doskonałego Boga, a nie AA-owskimi ideałami. A książka „Anonimowi Alkoholicy” nie jest świętym tekstem, który przez dziesiątki lat, od pierwszego wydania, nie uległ żadnej zmianie. Genialna jest idea, a nie dobór poszczególnych wyrazów.

Sporo ciekawych informacji na temat powstawania Wielkiej Księgi ujawnia książka „Księga, od której wszystko się zaczęło”. Jednak najważniejsze w tym temacie wydają się fakty opisane przez Jerrego F. który pełnił we Wspólnocie AA w USA różne służby przez 27 lat, na stronie Changes to the Big Book an interview with Jerry F.: https://aabeyondbelief.org/2016/07/17/changes-to-the-big-book-an-interview-with-jerry-f/

Między innymi (przekład nieautoryzowany): Jerry zawsze słyszał od swojego sponsora i innych, że nigdy nie dokonano żadnych zmian na pierwszych 164 stronach, ale to nie była prawda. Na pierwszych 164 stronach dokonano w sumie 401 zmian. Oczywiście większość z nich dotyczyło stylu lub interpunkcji, jednak wiele innych zmian było bardzo znaczących. Na przykład w każdym przypadku określenie „były alkoholik” zostało zmienione na „były problematyczny alkoholik”. Zmieniono Krok 12, wielokrotnie zmieniano Opinię Lekarza… 
Dla kogoś, kto biegle włada angielskim, znalezienie wielu* innych stron internetowych, prezentujących znaczące zmiany w kolejnych wydaniach WK, powinno być banalnie proste. Bo książka z obrazka, ten album o historii WK, jest dość drogi.

Jest pewnie oczywiste, czemu Bill W. manipulował historiami osobistymi, ale dlaczego w pierwszym wydaniu nie ma rozdziału „Doświadczenie duchowe”? Takie pytania można mnożyć.

W polskiej Wielkiej Księdze wydanej w 2018 roku można przeczytać: Być może na tym ostatnim etapie zbyt mocno polegaliśmy na Rozsądku i nie chcieliśmy stracić tego wsparcia. [WK, 2018, s. 53]. Ale w książkach sprzedawanych kilkanaście miesięcy później coś się zmieniło i jest: Być może na tym ostatnim etapie zbyt mocno polegaliśmy na Rozumie i nie chcieliśmy stracić tego wsparcia. Po cichutku, bez rozgłosu, treść polskiej WK też jest zmieniana.

Książki to moja pasja, więc trochę się zagalopowałem. Nie chcę się teraz zajmować analizą zmian w treści WK (polskiej i amerykańskiej), ale stwierdzić jedno: nie jest prawdą, że treść tej książki nie była zmieniana, bo była i to wielokrotnie. Tyle, że mnie w niczym to nie przeszkadza. Nigdy nie byłem AA-owskim fanatykiem i nie upierałem się, że „Anonimowi Alkoholicy” to święty i nienaruszalny tekst powtarzany bez żadnych zmian od początku. O trzeźwości świadczy otwarty umysł, a nie upieranie się (typowe dla „pendolino”) przy jakichś przekonaniach wziętych z sufitu, a właściwie to własnego chorego, zastraszonego umysłu. Na przykład: skąd pomysł i przekonanie, w sumie dość aroganckie, że Anonimowi Alkoholicy na świecie przez ponad osiemdziesiąt lat niczego nowego się nie nauczyli, nie zdobyli żadnych nowych doświadczeń, zatrzymali się w rozwoju w roku 1939? 

W „Grapevine” z marca 1964 (przedrukowanym w „Mityngu”), w artykule „Czy coś złego dzieje się ze Wspólnotą AA?” można przeczytać: Muszę też przyznać, że wielokrotnie byłem przykładem członka AA, zadowolonego z siebie, a jednak skostniałego. Wiedziałem, że Wspólnota AA powinna być ciągle giętka, gotowa do niewielkich zmian w swoich strukturach, zdolna zaspokoić indywidualne potrzeby nowo przybyłych alkoholików. Wiedziałem też, że nasze oklepane frazesy, jak stać się trzeźwym, muszą być każdego dnia odświeżane, a nie napuszone, gdyż każdy dzień jest nowy i inny. Ale zamiast robić to, działałem jak przestraszony osioł, który nie chce iść przez nowy stalowy most, gdyż nie jest on podobny do starego, koślawego.

W artykule pochodzącym z Raportu Światowego Mityngu Służb AA w NJ w 2004 roku znaleźć można zdanie: Nasze przykre doświadczenie pokazuje, że ignorancja zabija AA. Wiedza, rzeczywistość i fakty nie mają znaczenia w przypadku wielu alkoholików w AA - liczą się tylko ich przekonania.

I ostatni cytat. Nie AA-owski, ale pasujący idealnie: I tylko w jednym różnicie się od Boga – Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej




---
* Na przykład:  https://silkworth.net/alcoholics-anonymous/comparison-of-the-big-book-1st-edition/ 

środa, 3 listopada 2021

Czy chcę mieszkać na moście?

Czasem, kiedy obserwuję siebie i innych w środowisku AA, przypomina mi się znany od wielu lat obrazek. Przedstawia on rzekę wódy, nad którą rozpięty jest most, wsparty na przęsłach zbudowanych z liter AA. Na moście i drodze za nim widać też ludzi.

Znakomite porównanie – słyszałem od wielu alkoholików, którzy też ten obrazek widzieli. Okazało się jednak, że tylko bardzo niewielu z nich dostrzegło też miasto na horyzoncie, do którego prowadzi kręta droga za mostem. Miasto, w którym życzliwie witają strudzonych wędrowców.

Część ludzi na obrazku dziarsko zmierza w kierunku miasta, ale są i tacy, nawet wielu, którzy próbują zamieszkać na moście, ułożyć na nim swoje życie. Wydawałoby się oczywiste, że celem jest miasto, to ono jest miejscem do normalnego życia – dlaczego ktoś chciałby zamieszkać na moście? Po co?

Pozwolę sobie na pewne porównanie. Szkoła podstawowa zwykle się kiedyś kończy. Jeśli ktoś uczęszcza do niej latami, to albo jest mało rozgarnięty, zaburzony, niezdolny przyswoić sobie podstawowe rzeczy, albo… jest nauczycielem lub woźnym.

Każdy alkoholik, który choć trochę przetrzeźwiał, powinien wreszcie kiedyś potrafić odpowiedzieć sobie sam, czy jego celem jest miasto, miejsce do życia normalnych ludzi, czy może próbuje stworzyć sobie wygodne życie na moście? Jeśli to drugie, to pojawia się następna wątpliwość – z jakiejś potrzeby (jakiej konkretnie?) robić coś takiego, czy może po prostu ze strachu? Może po prostu panicznie boję się z tego mostu zejść?