czwartek, 24 grudnia 2020

Samowola - problem numer 3

Można zastanawiać się, czy głównym problemem alkoholika jest nadużywanie alkoholu (wersja terapeutyczna), czy brak Siły duchowej, która byłaby w stanie uporać się z jego alkoholizmem (według AA), ale bolączką, słabością, przeszkodą, ułomnością itd. numer trzy jest – moim zdaniem – samowola. Rozumiem ją jako kompletną niezdolność alkoholika do podporządkowania się. To nie jest zwyczajna przekora, o nie! Samowola jest czymś znacznie bardziej wynaturzonym. 
Z powagi sytuacji, to jest rozmiarów szkód jakie wyrządza samowola alkoholika, zdawali sobie sprawę już pierwsi weterani AA. Oto kilka cytatów z Wielkiej Księgi, wydanie z 2018 roku. 

Po pierwsze musimy dojść do przekonania, że są małe szanse na to, by życie oparte na samowoli było udane. Jeśli będziemy się nią kierować, to prawie zawsze będziemy skonfliktowani z czymś lub kimś, nawet jeśli nasze motywy będą szlachetne. [60] 

Zatem uważamy, że to my stwarzamy nasze problemy. W zasadzie biorą się one z nas samych. Alkoholik jest ekstremalnym przykładem szalejącej samowoli, choć zwykle on tak nie myśli. [62] 

Mamy nadzieję, że teraz jesteś przekonany, iż Bóg może usunąć wszelką samowolę, która oddzielała cię od Niego. [72] 

Staramy się uprzątnąć zgliszcza, które powstały po naszych próbach życia opartego na samowoli i samodzielnym reżyserowaniu przedstawienia. [77] 

Prosimy zwłaszcza o uwolnienie od samowoli i unikamy próśb, których spełnienie przyniosłoby korzyść tylko nam. [88] 

Wierzę, że moja niegdyś arogancka samowola znalazła w końcu odpowiednie miejsce, ponieważ wielokrotnie w ciągu dnia mogę powtarzać: „Bądź wola Twoja, a nie moja”... I mówię to jak najbardziej poważnie. [206] 

Jedyne problemy, z którymi muszę się teraz mierzyć, to te, które stwarzam, postępując samowolnie. [558] 

Zdolność do rezygnacji z samowoli jest też miernikiem trzeźwości alkoholika. Może on sobie nie pić latami, może nawet jakieś Kroki „zrobił” ze sponsorem, ale jeśli nadal jest przykładem szalejącej samowoli, to… klapa. Łatwo zresztą to poznać po wypowiedziach lub zachowaniu. Typowe komunikaty takich ludzi to na przykład: „nikt mi nie będzie mówił, co mam robić”, „sam siebie znam najlepiej, więc najlepiej wiem, co dla mnie dobre”, „przepisy są do łamania, a nie przestrzegania” i inne w tym stylu. A działanie? Notoryczne łamanie zasad, przepisów, norm prawnych, uzgodnień; działanie wedle własnego widzimisię, wbrew woli większości i ze szkodą dla innych. Mówimy wtedy o graniu roli Boga, o stawianiu siebie samego ponad prawem. To nie jest trzeźwość, to co najwyżej abstynencja. 

Tak, temat samowoli już kiedyś poruszałem, ale tym razem przypomniał mi się, kiedy dowiedziałem się i zorientowałem, że mimo zakazu gromadzenia się więcej niż pięć osób, niektóre grupy alkoholików organizują swoje mityngi po staremu. Wykorzystują wysoce problematyczny stan: w Polsce obecnie kler katolicki wydaje się być ponad prawem, więc niektórzy księża na takie spotkania na swoim terenie się zgadzają. Wiedzą, że do takiego miejsca nie wpadnie policja i nie zacznie liczyć osób i metry kwadratowe. Tylko czy wykorzystywanie pewnego chorego stanu rzeczy jest trzeźwe? A co z nieznanym im najwyraźniej hasełkiem „nasze wspólne dobro jest najważniejsze”? Ja mogę się nie bać zarażenia, ale na takim zebraniu stykam się z innymi ludźmi, bywa, że starszymi i schorowanymi, a po jego zakończeniu, wracam do rodziny, a następnego dnia rano, do pracy. Ja mogę się nie zarazić, ale staję się w ten sposób niebezpieczny dla innych jako nosiciel. Ale przecież szalejąca samowola nie jest zdolna myśleć takimi kategoriami. I smutne to… 


Mimo wielu przeciwności życzę nam wszystkim bezpiecznych, zdrowych, trzeźwych Świąt, lepszego Nowego Roku i tradycyjnie – pogody ducha.



niedziela, 13 grudnia 2020

Tu zaszła zmiana. I tutaj także

 Brałem niedawno udział w dwóch kursach/szkoleniach. Banalne wydarzenie, ale zrodziło kilka spostrzeżeń na temat zmian, a może nie tylko zmian; także parę wniosków i pytań, niekoniecznie retorycznych. 

Nie dowiedziałem się niczego nowego, a tego, co chciałem wiedzieć, prowadzący nie znał. Dwadzieścia lat temu automatyczne pomyślałbym z dumą (duma z siebie, pogarda dla niego), że widocznie wiem więcej od szkoleniowca. Okazało się, że tu zaszła istotna zmiana, bo teraz bez namyślania się wiedziałem coś zupełnie innego: ja nie wiem, co i ile wie prowadzący, ale ewidentnie wiem więcej niż zaprezentował na tym spotkaniu. Czy wybrałem właściwy poziom kursu? 

Zorientowałem się na koniec, że nie tylko ja nie dowiedziałem się niczego nowego. Jednak mimo to, że przekazane informacje okazały się bardzo podstawowe, to wszyscy wylewnie dziękowaliśmy. Jak gdyby obdarowano nas Bóg wie jakimi dobrami. Ja też, do pewnego stopnia, brałem w tym udział. Po co? 

Wydawało mi się, że zakaz zaglądania w zęby darowanemu koniowi już mnie chyba nie dotyczy, (zakaz krytycznego oceniania rzeczy darowanych, gratisowych, otrzymanych za darmo), ale może odezwałem się ze zwykłej grzeczności? Chociaż jak na zwykłą grzeczność, to powiedziałem za dużo, bo wystarczyło przecież podziękować, bez pozytywnej oceny, czy jakiejkolwiek. Wniosek: większa uważność, nie gadać odruchowo, z automatu, myśleć, co chcę powiedzieć. 

Zastanawiam się też, czy takie reakcje służą organizatorom, prowadzącym kursy i szkolenia i w konsekwencji nam wszystkim. Przez „takie” rozumiem wylewną wdzięczność i wyrazy zachwytu dla czegoś dość przeciętnego. Jeśli tryskamy aprobatą, to zapewne następnym razem otrzymamy coś podobnego. Jeśli taki poziom pozornie nam wystarcza i zachwyca… I to absolutnie nie jest wina prowadzących – oni mogą nie wiedzieć, bo i skąd, jaki poziom reprezentują słuchacze. Wniosek: może jednak na przyszłość sygnalizować grzecznie niedosyt. Bez względu na to, jak bardzo nie będzie się to podobało tym zachwyconym słuchaczom, jak bardzo będą oburzeni moją niewdzięcznością. 

A na koniec… weryfikować własne oczekiwania. Najlepiej zanim szkolenie (kurs, mityng, spikerka, warsztat) się zacznie. Na jednym ze szkoleń, o których piszę, dowiedziałem się tylko, w jak bardzo czarnej dziurze jesteśmy. Skąd wytrzasnąłem nadzieję, że będzie też mowa o rozwiązaniach?

piątek, 11 grudnia 2020

Sedno Dwunastej Tradycji AA

Tradycja Dwunasta: Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze, że zasady są ważniejsze od osobowości

Program Dwunastu Kroków jest całością. Główny sens, podstawowy cel, istota tego Programu jest jedna – jest nią trzeźwość alkoholika (płci dowolnej). Poszczególne Kroki stanowią instrukcję, jak ów cel osiągnąć. 
Do pewnego stopnia podobnie jest z Dwunastoma Tradycjami. Ich podstawowy cel jest też jeden i zawarty jest w Tradycji Pierwszej, Drugiej i Dwunastej, choć prezentowany jest on w nich z różnego punktu widzenia, od różnej strony. Pozostałe Tradycje to sugestie, dotyczące realizacji tego głównego celu. Trzecia Tradycja na przykład określa relację jednostki i grupy, Czwarta, grup między sobą itd. Żeby w pełni pojąć, o co chodzi w Tradycji Dwunastej, trzeba poznać, ale i zrozumieć historię Tradycji AA, ale przede wszystkim powody ich powstania. 

Pierwszy tekst dotyczący Tradycji, które początkowo nazywały się Dwunastoma Punktami zapewniającymi nam bezpieczną przyszłość, pojawił się w 1946 roku; oczywiście chodziło o wersję, którą nazywamy dziś długą albo pełną. Kłopot polegał na tym, że Wspólnota nie chciała tych Punktów. Ponad cztery lata Bill W. jeździł po Stanach, prosił, przekonywał, namawiał, tłumaczył. Kiedy skrócił je do wersji obecnie używanej (krótkiej) i zmienił nazwę na Tradycje, Wspólnota wreszcie jakoś się na nie zgodziła. Dopiero w czerwcu 1950 roku Pierwszy Międzynarodowy Kongres w Cleveland, zdecydował, że Dwanaście Tradycji zostaje przyjęte przez Wspólnotę AA. 

Dlaczego przyjęcie Tradycji napotykało taki opór? Początkowo doktor Bob też nie był do nich przekonany i poparł Billa w ostatnich miesiącach życia. Weterani nie chcieli Tradycji, bo pozbawiały ich one z nadrzędnej pozycji, odbierały im władzę. Szeregowi członkowie Wspólnoty opierali się ze strachu. Mimo deklaracji otwartej głowy i niby to gotowości na zmiany, po prostu bali się tych zmian. 

Nigdy nie obawiajmy się pożądanych zmian. Oczywiście musimy odróżniać zmiany na gorsze od zmian na lepsze. Gdy jednak potrzeba zmiany - w pojedynczym człowieku, w grupie AA czy w całej wspólnocie - staje się wyraźnie widoczna nie możemy pozostać bezczynni. Istotą wszelkiego wzrostu i rozwoju jest gotowość do zmian na lepsze i gotowość do wzięcia na siebie odpowiedzialności za konsekwentne ich wprowadzenie. „Jak to widzi Bill” str.115 

Dlaczego Billowi tak zależało na Tradycjach, czemu o nie tak walczył, upierał się? Dziś może się to wydawać nieprawdopodobne, ale przez pierwszych kilkanaście lat swego istnienia, Wspólnota nie była demokratyczna w najmniejszym nawet stopniu. Pełną władzę sprawowali współzałożyciele, a z czasem także zasłużeni weterani. Ich słowo było prawem. Ale Wspólnota się rozrastała, czas mijał, weteranów było coraz więcej i coraz wyraźniej widać było, że na pewne kwestie mają oni nieco inne poglądy niż Bill i Bob, czy inni weterani. Nic w tym dziwnego, czy złego, po prostu mieli już nieco odmienne doświadczenia. Nie znaczy to też absolutnie, żeby ich przekonania były złe – nie! Były po prostu różne. 

Bill był wizjonerem, zdawał sobie sprawę, że dopóki żyją założyciele, on i doktor Bob, czyli władza najwyższa, do której zawsze można się odwołać, wszystko jakoś się jeszcze kręci, ale gdy ich dwóch zabraknie, rozpad Wspólnoty jest pewny i tylko kwestią czasu. Charyzmatyczni weterani skupią wokół siebie swoich zwolenników i podopiecznych, i pójdą własną drogą. Pierwsze sygnały czegoś takiego było już zresztą widać – Clarence S. ogłosił się założycielem AA w Cleveland i jeździł po USA tak właśnie się przedstawiając. 

Tradycje odbierały władzę weteranom, także samemu Billowi W., i przekazywały ją w ręce całej Wspólnoty. Przyjmując Tradycje, Wspólnota uznawała, że Anonimowi Alkoholicy kierują się zasadami, że nie rządzi nimi żaden człowiek, nawet założyciel. W ten sposób zapewnili Wspólnocie AA bezpieczną przyszłość. 

Nie chodziło o to, żeby sprawujący dotąd władzę weterani byli głupi, nietrzeźwi, złośliwi, naiwni, czy coś takiego. Absolutnie nie! Byli charyzmatycznymi liderami, znaczącymi osobistościami w środowisku AA, trzeźwymi alkoholikami obdarzonymi autentycznym autorytetem, mieli zapewne wiele wspaniałych pomysłów, ale… te pomysły znacząco różniły się między sobą i na tym, jak już wspomniałem, polegało zagrożenie. 

Tradycja Dwunasta nie dotyczy anonimowości, o anonimowości jest Tradycja Jedenasta. W 12 Tradycji anonimowość jedynie przypomina to, co jest w niej najważniejszej, tą myśl przewodnią, sedno, istotę rzeczy: we Wspólnocie zasady są ważniejsze, od najtrzeźwiejszych nawet alkoholików, od największych autorytetów, od najbardziej charyzmatycznych liderów i osobistości, od najstarszych weteranów

Co ciekawe, poprzednia wersja Tradycji, która mówi o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami, jest źle przełożona (w oryginale rzeczywiście nie ma osobistych ambicji), ale jest znacznie bliższa idei tej Tradycji w jej najgłębszym sensie. Bo wersja obecna, to jest niezrozumiały bełkot, porównuje się w nim bowiem dwa zupełnie nieprzystające do siebie zjawiska, czyli zasady i osobowości. To coś w stylu: ziemniaki są ważniejsze niż drzwi

[Osobowość: całość stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka – SJP PWN oraz: https://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowość  Stałych cech psychicznych, czyli osobowości, nie należy mylić z wadami charakteru, czy zachowaniem w określonych warunkach] 

Wspomniałem, że jeszcze dwie Tradycje prezentują to samo, choć innymi słowami, z innego punktu widzenia. Pierwsza: to Wspólnota jest dla nas najważniejsza i dobro całej Wspólnoty AA, a nie np. powierników, dyrektora, czy weteranów. I Druga: żaden człowiek nie ma władzy w AA, we Wspólnocie rządzi tylko Bóg, a osoby, którym powierzyliśmy służbę, mają robić to, co im zlecono i nie próbować rządzić. 

Ktoś mógłby zapytać, po co w Krokach i Tradycjach dublowane są pewne treści albo (pozornie niepotrzebnie) dzielone na małe kawałki. Podpowiedzią, chyba zupełnie czytelną, powinien być poniższy rysunek.


A jeśli może niektóre rzeczy dostrzegam trochę wcześniej, niż stają się powszechnie widoczne nie ma w tym zgoła niczego nadprzyrodzonego ani niczego, czym mógłbym się pochwalić. Po tym wszystkim, co w ostatnim półwieczu dane mi było przeżyć i przeczytać, przewędrować, zobaczyć i wysłuchać, przemyśleć i przemodlić, byłoby – na opak – czymś nienaturalnym, dziwnym i zawstydzającym, gdyby nie przyniosło to żadnych owoców. (Tomáš Halík „Hurra, nie jestem Bogiem!”)

sobota, 5 grudnia 2020

Nie tylko dla półanalfabetów

 Ktoś na moim blogu, komentując jeden z wpisów, zwrócił uwagę na to, że alkoholicy po Programie, zapewne nawet w jakimś sensie trzeźwi, uważają czasem, że z powodu tej trzeźwości (sic!) znają się na wszystkim, są kompetentni w każdej dziedzinie. Tak, to prawda, niestety. Podam przykład stosunkowo nowy. 

Rada Powierników odmówiła podania nazwiska redaktorki i korektorki nowego wydania WK, zasłaniając się Ustawą o ochronie danych osobowych. Fakt, że sami wcześniej w Skrytce ujawnili, że jest to Magda Łysiak, to już zupełnie inna sprawa. W tym momencie chodzi mi jednak o przekonanie tych ludzi, że znają się na prawie i są kompetentni w kwestii oceny niuansów tej Ustawy. Uznali, że uniemożliwia ona (ta Ustawa) podanie do publicznej wiadomości imienia i nazwiska redaktorki książki. W takim razie tych… „przyjaciół z AA” i… hm… „zaufane sługi” informuję, że książki w Polsce wydaje nie tylko Fundacja BSK. Wydawnictw w Polsce jest mnóstwo i na rynek wypuszczanych jest tysiące tytułów. Tak, to prawda... choć członkom RP zapewne nie mieści się to w głowie.

Tak wygląda książka wydana przez innego wydawcę niż BSK. Akurat jest to „Królestwo” Jo Nesbø, ale tytuł i treść nie mają w tym momencie znaczenia, ważne, że wydana została w roku 2020 (Ustawa obowiązuje od ok. dwóch lat). 

Na zdjęciu niżej natomiast widać stronę czwartą tejże książki. Specjalistom z AA-owskiej Rady Powierników, którzy uznali, że są w stanie interpretować Ustawę o ochronie danych osobowych, chcę pokazać rzecz dla nich zapewne przerażającą i całkowicie bezprawną. Otóż w tej i innych książkach do publicznej wiadomości podawane są nazwiska autora, redaktora, korektora, fotografa, projektanta, tłumacza itd. itd. itd. Straszne, prawda!? Straszne jest to, jak ośmieszacie siebie i Wspólnotę… 


Straszne jest także i to, do czego jesteście się w stanie posunąć, żeby ukrywać kolesiostwo – w tym przypadku lukratywne zlecenia za pieniądze Wspólnoty AA załatwiane członkowi rodziny jednego z tłumaczy. Gdybyż to jeszcze zlecenie wykonane zostało rzetelnie…

środa, 25 listopada 2020

Lata mijają, a strach pozostaje

Jednym historia Anonimowych Alkoholików jest zupełnie obca i zbędna, innym pomaga zrozumieć fenomen wspólnoty, idee związane z posłaniem AA, a wreszcie sam Program Dwunastu Kroków oraz Tradycje. 

Mało brakowało, a współzałożycieli AA byłoby trzech, a nie dwóch. Doktor Bob, Bill W. i Clarence S. Niestety, drugi i trzeci dość mocno się poróżnili, więc Clarence S. z Cleveland wypadł z tej wielkiej trójki. Byłby może znaczącą i poważaną postacią we Wspólnocie, jako prekursor pewnych ciekawych rozwiązań (np. Program robi się podczas czterech jednogodzinnych sesji), ale… Kiedy ostatecznie pożarł się z Billem W., zaczął jeździć po Stanach, wygłaszać odczyty i przedstawiać się jako założyciel AA, którą to Wspólnotę, według niego, założył w Cleveland. 

AA’s Forgotten Beginning – The Alcoholics Anonymous “Beginners’ Classes” (Facts and thoughts transcribed from a talk given by Wally P. on 11/23/96 in Mesa, Arizona. Wally is the author of the book "Back To Basics: The Alcoholics Anonymous Beginners' Meetings, 'Here are the steps we took...' in Four One-Hour Sessions").
Initial growth in Alcoholics Anonymous took place in Cleveland, Ohio. Clarence S. and the guys went out actively pursuing drunks and brought them off bar stools and street corners. We don't do that today, but we were doing it back then [late 1930's and 1940's]. And it worked! In early 1940, when there were about 1,000 members of AA, more than half were from Cleveland[1]. 

Dla wyznawców i fanatyków jest to zapewne zła wiadomość. Dla trzeźwych alkoholików kolejny dowód na to, że doskonały Bóg posługuje się wysoce niedoskonałymi ludźmi. 

Po raz pierwszy przyznałem, że sam z siebie jestem niczym, że bez Niego jestem stracony[2]. 

Pewnego razu szykowała się w internecie spikerka na niesamowicie intrygujący temat: „Pułapki Programu AA”. Nastawiłem się na nią, zarezerwowałem sobie czas, dałem znać znajomym… Rozczarowanie było wielkie, ale to inna sprawa, w każdym razie ciekaw byłem, czy spiker powie coś o największym kłamstwie Billa W. zawartym w WK – bo w życiu to może kłamał i bardziej. A jest nim stwierdzenie: A oto kroki, które postawiliśmy i które są sugerowanym programem powrotu do zdrowia…[3]. Kiedy Bill pisał piąty rozdział (grudzień 1938) i na jego potrzeby wymyślił Dwanaście Kroków, nie było jeszcze ani jednej osoby na świecie, które by coś takiego postawiła. Do tego momentu alkoholicy posługiwali się ustnie przekazywanym programem, który od bidy dałoby się ewentualnie spisać i zawrzeć w sześciu punktach. W każdym razie spiker nie mówił o tym, ani w ogóle na temat. 

Ostatecznie zauważyłem ciekawą reakcję – rzekomo w interesie nowicjuszy jest nieujawnianie słabych stron, błędów, potknięć, wpadek, wad i innych takich, u pierwszych weteranów, a szczególnie u założycieli. Bo niby mogliby się zrazić. Cóż… jeśli nie mówi się nowicjuszom, że siłą Wspólnoty i nadzieją dla uzależnionych jest Program, ale opowiada im się bajki o mitycznych bohaterach, cudownych, idealnych postaciach, AA-owskich świętych nieomalże, to rzeczywiście mogą się czuć zawiedzeni. 

[Bill W.] Przede wszystkim jednak uważał, że czynnikiem utrwalającym jego depresję było to, że nie udało mu się przepracować Kroków AA. W ten sposób jego i tak bolesna depresja pogłębiana była dodatkowo przez poczucie winy. Pisał: „W związku z tym czułem się winny. Pytałem sam siebie, dlaczego, przy tych wszystkich moich osiągnięciach, musiałem być wystawiony na takie rzeczy. Kiedy indziej obwiniałem się za to, że nie potrafię stosować programu w niektórych dziedzinach życia[6].

Podobnie rzecz będzie się miała, gdy nowemu, być może chętnemu do Programu alkoholikowi, opowiadać się będzie mity, o rzekomo cudownej skuteczności AA kiedyś, dawno temu, i że najlepiej nic, zupełnie nic nie zmieniać. Fanatyczni wyznawcy nie tyle – jak sądzę – martwią się o nowicjuszy, co panicznie boją się zmian. Przeraża ich też ewentualna odpowiedzialność za wprowadzanie tych zmian. 

Nigdy nie obawiajmy się pożądanych zmian. Oczywiście musimy odróżniać zmiany na gorsze od zmian na lepsze. Gdy jednak potrzeba zmiany – w pojedynczym człowieku, w grupie AA czy w całej wspólnocie – staje się wyraźnie widoczna nie możemy pozostać bezczynni. Istotą wszelkiego wzrostu i rozwoju jest gotowość do zmian na lepsze i gotowość do wzięcia na siebie odpowiedzialności za konsekwentne ich wprowadzenie[4]. 

Powyższy cytat nigdy nie jest przez nich prezentowany. Wiele innych, dotyczących realnych (czytaj: niedoskonałych) ludzi budujących Wspólnotę w pierwszych latach jej istnienia, też nie. Dekady mijają, a strach i własne fantastyczne przekonania nadal są motorem działania wielu ludzi w AA. Niby to trzeźwych, a przynajmniej trzeźwych w ich własnym mniemaniu i przekonaniu, i w swoim gronie. 

Alkoholicy nieustannie szukają łatwiejszej, łagodniejszej drogi, ale nie tylko, bo niektórzy szukają i bywa, że znajdują, pewne praktyczne rozwiązania, dzięki którym z Programu można skorzystać skuteczniej, głębiej. Choćby dwaj amerykańscy alkoholicy, Joe i Charlie i ich poradnik na temat praktycznej realizacji Programu „Joe&Charlie Big Book Study”. Także ich szkolenia na ten temat w dziesiątkach miast USA, gdy zauważyli, że Wspólnotę i grupy zalewają miłośnicy „problemów i radości”, za to zanika sponsorowanie. Innym wartym zapamiętania weteranem, który szukał rozwiązań, a nie łatwiejszej drogi, był Chuck C., autor „Nowej pary okularów”. I wielu, wielu innych, dzięki którym Wspólnota rozwija się, wzbogaca i dostosowuje (bo musi!) do zmieniających się warunków i innej już świadomości alkoholików. A konieczny przecież rozwój i żądanie, aby nic nigdy się tu nie zmieniało, chyba nie idą z sobą w parze.

A jeśli już tak bardzo martwimy się nowicjuszami, to może warto zastanowić się, czy zachęcając ich do metody niezmienionej, nieuaktualnionej nijak, przez ponad osiemdziesiąt lat, naprawdę ich przyciągamy? Była ona niby niesamowicie skuteczna? Czyżby?  Do lutego 1937 roku dziesiątki nowych alkoholików zapoznawały się z Programem. Niektórym udawało się nie pić przez jakiś czas, ale potem znikali. Niektórzy pojawiali się ponownie. Inni po prostu umierali. Jeszcze inni - jak, na przykład, Lil - znajdowali zapewne inny sposób na wyjście z nałogu[5]. Mamy nadzieję przekonać nowych alkoholików do Wspólnoty, której członkowie kompletnie niczego nowego nie nauczyli się przez osiemdziesiąt lat?! Nie wydaje mi się to trzeźwym myśleniem, ale... co ja tam wiem...

Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli[7].










--
1. http://www.justloveaudio.com/resources/Assorted/AA_Beginners_Classes_Back_To_Basic_Talk.pdf 
Wally P. opowiada o warsztacie Clarence’a.
2. „Anonimowi Alkoholicy”, wydanie z 2018 roku, s. 13.
3. „Anonimowi Alkoholicy”, wydanie z 2018 roku, s. 59.
4. „Jak to widzi Bill”, s.115.
5. „Doktor Bob i dobrzy weterani”, s.120. 
6. „Przekaż dalej”, s. 322.
7. Laurent Gounelle, „O człowieku, który chciał być szczęśliwy”, wyd. Świat Książki, 2010, s. 49.


wtorek, 24 listopada 2020

Opolskie mityngi AA on-line


Służby trzech programowych grup AA z Opola zapraszają na mityngi AA online w aplikacji Zoom.

Harmonogram mityngów:

Poniedziałek, godz. 19:00 – Grupa „Asyż”

Czwartek, godz. 18:30 - Grupa „u Franciszków”

Sobota, godz. 17:00 - Grupa „Wsparcie”
(polecana początkującym i nowicjuszom, choć oczywiście nie tylko).



Link do dołączenia: https://us02web.zoom.us/s/84516639141

Hasło: 729457

Instrukcje dołączenia do mityngu:
Przez komputer: https://rebrand.ly/hbds1
Przez telefon: https://rebrand.ly/29efd
Lub: https://prezi.com/view/MrJ6WAETWbp6e656GCsv/
Instrukcja video: https://prezi.com/v/oamikayhikv0/

czwartek, 12 listopada 2020

Trzeźwi rozumieją, co mówią

 Pewnego razu miałem jakieś pretensje do byłej żony. Ledwie zdążyłem wyartykułować, co dokładnie jej zarzucam, kiedy usłyszałem ripostę: A ty już nie pamiętasz, jak robiłeś podobnie, gdy  piłeś? Nie pamiętasz już, że kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień*? Zorientowałem się wtedy, że w moim myśleniu i reagowaniu znowu niepostrzeżenie zaszła jakaś zmiana, bo spokojnie odpowiedziałem: Tak, pamiętam, tak było, ale nie znaczy to, żeby moje naganne zachowanie wtedy, było teraz wzorem do naśladowania lub usprawiedliwieniem. 

Oczywiście na początku, przez pierwszych trzydzieści lat życia, cytaty biblijne nie interesowały mnie w najmniejszym stopniu; mój dom nie był religijny, nie byłem ochrzczony, nie uczęszczałem na lekcje religii. Wiele lat później zmieniło się i ze sporym ładunkiem dobrej woli i zapału starałem się poznać, zrozumieć, zbliżyć się, doświadczyć. W tym okresie często używałem cytatów z Biblii w dobrej wierze, ale jakby bezrefleksyjnie. Na przykład ten wyżej albo: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni**. 

Przez jakieś pół życia kradłem. Jestem więc albo byłem złodziejem. Czy w związku z tym powinienem obecnie i już na zawsze aprobować/akceptować (akceptacja i aprobata to synonimy) okradanie mnie, mojej rodziny, moich przyjaciół, znajomych, mojego narodu? Fakt, że sam kradłem, nie usprawiedliwia innych złodziei i złodziejstwa. Nie uniemożliwia mi wskazanie palcem złodzieja i zgłoszenia jego czynu organom ścigania. Przecież to by był jakiś absurd, gdyby nikt, kto kiedykolwiek w jakikolwiek sposób zgrzeszył, nie mógł, będąc teraz sam ofiarą np. kradzieży, oszustwa, gwałtu, molestowania, nie mógł nazwać rzeczy po imieniu i wskazać sprawcy! Jako, że z założenia grzeszni jesteśmy wszyscy, czy to znaczy, że Jezusowi chodziło o całkowitą akceptację przestępstw i przestępców? 

Nie jestem biblistą, z Jezusem też tej kwestii nie konsultowałem, więc tylko wydaje mi się, że chodziło o coś innego. Muszę starać się nie być obłudnikiem, to jest człowiekiem fałszywym, dwulicowym, zakłamanym, czyli po prostu hipokrytą. Nic tak nie umacnia zła, jak bezczynność dobrych ludzi – mówi stare powiedzenie. Udawanie, że wszystko jest w porządku, bo ja sam… kiedyś też… nie wydaje się dobrym pomysłem. Uważam, że należy wskazywać zło, jednak z pełną świadomością własnej niedoskonałości, z pokorą, ale i zrozumieniem motywów sprawcy, jeśli to możliwe. 

Od opisanego na początku zdarzenia minęło wiele lat. Nadal używam słów: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem, ale z inną już świadomością, a kiedy ujawniam zło, to bez obłudnego (właśnie!) udawania, że ja to bym nigdy, że mnie to nie dotyczy. Nie, nie jestem idealny, jednak zdaję sobie sprawę, że tylko jeden rodzaj błędów nigdy nie zostanie naprawiony – błędy i występki tuszowane, ukrywane, zakłamywane. 

Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za siebie***. 

 

 

 

 

 

 

 



--
* „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem” [J 8].
** „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” [Mt 7].
*** Jorge Bucay „Listy do Klaudii”, Wydawnictwo Replika 2007, s. 43.

wtorek, 27 października 2020

Nowa WK - dla kogo i po co?

 Od 2018 roku pracuję z podopiecznymi używając nowego wydania „Anonimowych Alkoholików”. Dzięki nim (podopiecznym) coraz częściej zastanawiam się, czy chwaląc to nowe wydanie, choćby tu: https://meszuge.blogspot.com/2018/11/wielka-ksiega-nowe-wydanie.html, nie pośpieszyłem się z tą pozytywną oceną, czyli czy się po prostu nie pomyliłem. W miarę realnej pracy z użyciem tej nowej wersji WK lawinowo rosną problemy ze zrozumieniem treści, przekazu, posłania, sugestii itd. 

Bez wątpienia jesteś ciekaw, jak i dlaczego – mimo opinii ekspertów twierdzących, że nie jest to możliwe – wyzdrowieliśmy z beznadziejnego stanu umysłu i ciała. Jeżeli jesteś alkoholikiem, który chce wyzdrowieć z tej choroby, być może już pytasz: „Co muszę zrobić?”. Celem tej książki jest udzielenie dokładnych odpowiedzi na te pytania. Opowiemy ci, co zrobiliśmy. [WK, wydanie z 2018 roku, s. 20] 

Od początku Wielka Księga była (i jest nadal) swego rodzaju poradnikiem, praktycznym i duchowym, zawierającym zarówno doświadczenia, jak i wiedzę. Poradnikiem, którego zadaniem, jak to widać po cytacie, jest podpowiedzieć alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi, co powinien zrobić, żeby wytrzeźwieć. I podobno Bill taki właśnie prosty poradnik napisał.

Jakie są konieczne cechy dobrego poradnika (instrukcje obsługi to też są poradniki)? Musi być on czytelny, jasny, zrozumiały, jednoznaczny; powinien pomagać, a nie stwarzać jakieś dodatkowe problemy, czy wątpliwości.

Pamiętam składanie komody. Instrukcja/poradnik to był przekład ze szwedzkiego, ale to w niczym nie przeszkadzało. Wszystko było zrozumiałe i proste. Zastanawiam się tylko, co by było, gdyby na jednej stronie poradnika/instrukcji montażu komody napisano, że najważniejsza jest podstawa, na stronie drugiej, że szuflady, na trzeciej, że trzeba zacząć do szkieletu, bo to on jest najważniejszy? Pewnie wypier… bym cały ten poradnik i jakoś próbował sam. 

Poniższe cytaty pochodzą z książki „Anonimowi Alkoholicy” wydanej w 2018 roku i zawarte są w rozdziale „Do czynu” i tylko na pierwszych kartkach (Krok Piąty). 

Przyznaliśmy się do pewnych wad.

Musimy być wobec kogoś całkowicie uczciwi…

Co prawda zrobili inwenturę, ale najgorsze sprawy zatrzymali dla siebie.

Kiedy już – nie ukrywając niczego – zrobimy ten krok…

 Zaraz, zaraz… to ja mam się przyznać tylko do pewnych wad, czy do wszystkich? Czy wyznanie tylko pewnych (niektórych) miało by być nieukrywaniem niczego i uczciwością całkowitą? Ups!


 Ustaliliśmy z grubsza, w czym tkwi problem.

Chowamy dumę do kieszeni i rzucamy światło na każdą skazę charakteru, każdą ciemną stronę przeszłości.

Zaraz, zaraz… to ja mam rozpoznać KAŻDĄ skazę i ciemną stronę, czy tylko z grubsza, po łebkach, powierzchownie? Ups!


 …dopóki nie opowiedzieli drugiemu człowiekowi całej historii swojego życia.

...rezultatem będzie wyznanie Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów. 

Zaraz, zaraz… to ja mam wyznać istotę swoich błędów, czy tylko opowiedzieć historię życia? Ups!


 Jeśli komuś się wydaje, że takie problemy zostały stworzone tylko w tym rozdziale, to od razu zapewniam, że jest ich znacznie więcej, a niektóre wręcz strategicznie ważne. Na przykład:

 Czy ta siła miała swe źródło w nim samym? Oczywiście, że nie. [„Opowieść Billa”]

Poza niewieloma wyjątkami nasi członkowie stwierdzają, że zaczerpnęli z wewnętrznych zasobów, których istnienia nie podejrzewali i które obecnie identyfikują ze swoim własnym pojęciem Siły większej od nich samych. [„Doświadczenie duchowe”]

 Zaraz, zaraz… cała ta książka uczyła mnie i przekonywała, że jestem bezsilny, że potrzebna mi Siła musi pochodzić z zewnątrz, bo ja jej nie mam, a teraz okazuje się, że źródło tej Siły jest we mnie! Czy to znaczy, że ja sam jestem Siłą większą od siebie samego? Ups!

 Poradnik, który stwarza niewiele mniej problemów niż rozwiązuje, jest… hm… Ale OK, miałem się nie wyrażać.

Ostatecznie poważnie zastanawiam się, czy nie wrócić, w pracy z podopiecznymi, do poprzedniego wydania. Nie było ono przetłumaczone dobrze, to prawda, ale mam zaznaczenia i notatki (dzięki przyjaciołom naprawdę znającym angielski i polski), które rozwiązują ten kłopot.

 Wydaje mi się, że Wielka Księga powinna być przełożona ponownie albo wcześniejsze wydanie, sprzed 2018, powinno zostać po prostu poprawione. Zasada, jedna z wielu, którą przyswoiłem sobie na Programie: nie naprawiać czegoś, co nie jest popsute. Oraz: swoje wybujałe ambicje trzymać z dala od AA, od życia i zdrowia innych ludzi, bo to oni poniosą konsekwencje, a nie jakaś Historia. I jeszcze jedno - w tych warunkach absolutnie nie zabierałbym się za poprawianie innych pozycji naszej literatury.

czwartek, 22 października 2020

Sekciarski i udziwniony język

Rozdział „Do czynu” Wielkiej Księgi z 2018 roku i dziwne zdanie: Modlę się, abyś teraz usunął ze mnie każdą pojedynczą wadę charakteru… Każdą pojedynczą? A to co takiego? Na szczęście jest możliwość skonsultowania takich kwestii z językoznawcami, korektorami (prawdziwymi, realnymi, nie AA-owskimi), redaktorami itp.

Pytanie: Intryguje mnie zdanie: Modlę się, abyś teraz usunął ze mnie każdą pojedynczą wadę charakteru… Czy poprawne jest sformułowanie każdą pojedynczą?

Odpowiedź: Mamy tu do czynienia z pewną pleonastycznością – każdy pojedynczy to po prostu każdy. Konstrukcja ta jest na tyle niespotykana, że wydaje się dziwna i zapewne trudno ją zaakceptować.

Zastanawiam się, dlaczego i po co tzw. zespół tłumaczy tworzył takie dziwolągi, niespotykane cudaczne albo udziwnione konstrukcje? Jaki cel przyświecał tym ludziom? Czy jakaś wewnętrzna potrzeba utrudnienia alkoholikom zrozumienia prostego przekazu z WK?




wtorek, 20 października 2020

A wydawało się, że są granice!

Dotyczy tekstu: https://meszuge.blogspot.com/2020/10/koncepcja-nr-4-egzotyczna.html  

Stworzyłem na ten temat pytanie do Rady Powierników i prośbę o interpretację cudacznie przez nich rozumianej Koncepcji 4 albo w ogóle nierozumianej, a szczególnie całkowitej bezkarności pewnych osób w AA w Polsce. Oto odpowiedź:

Drogi Przyjacielu, wraz z opublikowaniem ostatniej informacji dotyczącej IV wydania książki "Anonimowi Alkoholicy", zdecydowaliśmy  zakończyć długotrwałą dyskusję na ten temat.

Tak oto służący (zdecydowanie nie zaufani) oznajmiają swoim panom, to jest społeczności Anonimowych Alkoholików, że mają ich i ich zdanie oraz protesty głęboko w…

Może to nie będzie zrozumiałe dla członków RP, ale zakończenie dyskusji nie oznacza, że żałosne polskie błędy przestały być błędami, a członkowie tzw. zespołu tłumaczy nie narazili Wspólnotę AA w naszym kraju na horrendalne koszty. I zrobili to bezkarnie, cały czas chronienie przez RP. Odpowiedzi na zarzut dotyczący zafałszowanej numeracji wydań nie doczekałem się przez cały ten okres, choć może to sprawa stosunkowo mniej ważna wobec całej tej hucpy.

W związku z tym wpadł mi do głowy taki pomysł, żeby starać się o służbę skarbnika. Jak tylko uzbiera się większa kwota, przywłaszczę ją sobie. Następnie przez kwartał nie będę odpowiadał nijak na przekonywania, apele i prośby AA, a po tym terminie oznajmię, że dyskusję na temat tych pieniędzy uważam za zakończoną.


sobota, 17 października 2020

Moje przekonania - najlepsze!

Pozwolę sobie wrócić do Informacji Rady Powierników na temat tłumaczenia IV wydania książki Anonimowi Alkoholicy (do pobrania: https://aa24.pl/pl/do-pobrania), a konkretnie do zamieszczonej tam erraty, czyli listy błędów. Podano w niej, że na stronie XXXII jest określenie „modemy”, które zostanie zmienione na „Internet”. Dziwny pomysł, moim zdaniem, który jest zapewne wynikiem kompletnej niewiedzy, czym jest modem. 

Oryginalne zdanie: Modem-to-modem or face-to-face, A.A.'s speak the language of the heart in all its power and simplicity [BB Foreword to Fourth Edition, p.xxiv]*. W naszym wydaniu z 2018 roku jest to strona XXXII: Czy to porozumiewając się przez modemy, czy rozmawiając twarzą w twarz – Anonimowi Alkoholicy mówią językiem serca, z całą jego siłą i prostotą

Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy alkoholicy (albo inni ludzie) porozumiewają się i rozmawiają przez Internet, czy przez modem, trzeba – jak już wspomniałem – wiedzieć, czym jest modem.

Modem (od modulator-demodulator) to urządzenie do konwersji oraz przesyłania lub odbierania danych cyfrowych. A jeszcze prościej – jeśli chcę pogadać ze znajomym na Malcie, to do niego nie jest przesyłany przecież mój głos (dźwięk) z mikrofonu, ale cyfrowe dane, często zakodowane. Żeby przełożyć dźwięk na sygnał cyfrowy niezbędny jest modem. Znajomy z kolei  też musi mieć modem, który demoduluje zakodowany sygnał i przetwarza go z powrotem na dźwięk, na głos. Więc naprawdę porozumiewamy się właśnie przez modemy. 

Jeśli mam w domu Internet (np. wi-fi), czy to wystarczy, żeby porozumieć się z kolegą w USA? Oczywiście, że nie – każdy z nas musi mieć jakieś urządzenia zawierające modem, na przykład komputer, telefon. W bardzo wielu miejscach publicznych jest dostęp do Internetu, w komunikacji miejskiej, w lokalach, galeriach itd. Czy jeśli gdzieś „jest Internet” to wystarczy, żeby z kimś porozmawiać? Jeśli nie mam stosownego urządzenia z modemem, to oczywiście nie. Rozmawiamy przez modemy, a nie przez Internet. Tak samo, jak nie rozmawiamy przez prąd elektryczny. 

Ci, którzy pamiętają telefony stacjonarne, przewodowe, pewnie zrozumieją analogię: rozmawiamy przez kabel, czy przez telefon? To że w jakimś domu jest sieć telefoniczna nie znaczy, że mogę przez nią zadzwonić do kogokolwiek. Żeby sobie porozmawiać z kimś potrzebny jest obu osobom aparat telefoniczny (z modemem). I najprostsze już porównanie. Mam w domu sieć elektryczną, czyli jakieś kable w ścianach i gniazdka. Czy fakt, że mam prąd, wystarczy, żeby zrobić jasno? No, nie… muszę mieć lampę, a przynajmniej żarówkę, podłączoną do prądu. Więc żeby było jasno zapalam prąd, czy lampę? 

Reasumując – przetłumaczenie angielskiego słowa „modem” na polskie słowo „modem” nie uważam za błędne, a zamiana tego na „Internet”, to naprawianie czegoś, co przecież nie jest popsute. Albo może egocentryczne upieranie się, że ma być tak, jak ja chcę, bo nie rozumiem, co to jest „modem”?

 

 

 

 

 

 

--

* While our literature has preserved the integrity of the A.A. message, sweeping changes in society as a whole are reflected in new customs and practices within the Fellowship. Taking advantage of technological advances, for example, A.A. members with computers can participate in meetings online, sharing with fellow alcoholics across the country or around the world. In any meeting, anywhere, A.A.’s share experience, strength, and hope with each other, in order to stay sober and help other alcoholics. Modem-to-modem or face-to-face, A.A.’s speak the language of the heart in all its power and simplicity.

 

 

Bierność jest cnotą? https://www.youtube.com/watch?v=bL1YcHGiYOg&feature=youtu.be 

Koncepcja nr. 4 – egzotyczna

 Koncepcja Czwarta:  Wszystkie poziomy służby AA powinny mieć przyznane tradycyjne „Prawo do Uczestnictwa", pozwalające na głosowanie proporcjonalne do ponoszonej odpowiedzialności. 

Jeśli pominąć polskie fantasmagorie (np. zgodnie z 4 Koncepcją czas wypowiedzi na mityngu wynosi pięć minut, żeby wszyscy mogli w nim czynnie uczestniczyć) Koncepcja ta jest stosunkowo prosta i reguluje stosunek władzy do odpowiedzialności i odwrotnie. Czyli: jeśli chcesz mieć swój udział we władzy (w podejmowaniu decyzji, np. przez głosowanie), musisz przyjąć też przypadający na ciebie kawałek odpowiedzialności. Jeśli ktoś w AA chce cię obarczyć odpowiedzialnością, musi ci też udzielić stosownej porcji możliwości decyzyjnych. W podręczniku Billa W. na temat Koncepcji jest to dokładnie i dość prosto opisane wraz z powodami powstania tej Koncepcji. Koncepcje przyjęte zostały przez 12 Doroczną Konferencję Służb Ogólnych Anonimowych Alkoholików w dniu 26 kwietnia 1962 r. Dawno temu, prawda? Był czas poznać, zrozumieć, zastosować – i to się działo. Może nie w każdym przypadku, ale często. Do czasu…

Odnoszę wrażenie, że kilka lat temu Koncepcja 4 przestała być w naszej, polskiej wersji Wspólnoty AA rozumiana i stosowana, a nawet stała się sugestią zupełnie egzotyczną, bo niby jak to, jakaś odpowiedzialność???

Pięciorgu alkoholików powierzyła Wspólnota służbę niezwykle ważną. Może najważniejszą w ostatnim ćwierćwieczu – służbę tłumaczy Wielkiej Księgi. Dwa lata po jej wydaniu polscy członkowie tego zespołu (Amerykanka Sydney chyba nie) nadal walczą, żeby ewidentne błędy nie zostały uznane za błędy, ośmieszając tym Anonimowych Alkoholików w Polsce i utrudniając prosty przekaz, posłanie AA, ale… o tym już było, zbyt wiele razy. Tym razem chodzi mi o coś innego. 

Zespół ten wygenerował ogromne koszty, ale uwaga: w tym momencie pomijam wynagrodzenie alkoholiczki, która przyjęła honorarium za przekład ponad 70% WK, to jest wszystkich historii osobistych, bo zespół przełożył w ramach służby tylko 82 kartki, licząc razem ze wszystkimi wstępami. Wspólnota AA (a może wspólnota jeleni) płaciła za samoloty, przejazdy, hotele, diety, fikcyjne korekty itd. A po co? A dlaczego? Wredne pytanie? Pewnie i tak, ale uzasadnione. 

Setki tysięcy anonimowych alkoholików spotyka się na rozmaitych platformach internetowych, by brać udział w mityngach AA. Czy wybiorą Discord, Zoom, Skype, Google Meet, Whats App, czy jeszcze coś innego, to działa i jakoś potrafią się w grupach naprawdę licznych dzielić doświadczeniem, siłą i nadzieją. Pięcioosobowy zespół tłumaczy nie mógł tego i w taki sposób zrobić? Nawet gdyby trzeba było wykupić płatny, a więc i niezawodny, dostęp do tej lub innej platformy? Ponawiam pytanie: a niby dlaczego? Pracować zdanie mogą wielkie korporacje, szkoły, uczelnie, tłumacze, pisarze, przemysłowcy, biura, do pewnego stopnia nawet lekarze itd. itd. itd. – a niby dlaczego nie mógł pięcioosobowy zespół alkoholików? 

Tu przechodzę już do Koncepcji 4. Zespołowi tłumaczy Wspólnota AA powierzyła bardzo poważne zadanie, co natomiast z konsekwencjami, co z ich odpowiedzialnością, która powinna być proporcjonalna do władzy, jaką od nas dostali? Jak wygląda odpowiedzialność członków zespołu tłumaczy za błędy w tekście oraz niczym nie usprawiedliwione gigantyczne koszty? Czy identycznie jak Sasina za 70 milionów? Czy tak samo jak Szumowskiego za respiratory?

Zdaję sobie sprawę że jestem pesymistą, ale teraz pozwolę sobie na pytanie super pesymistyczne: czy Wspólnota AA w Polsce powierzyła któremuś z tych ludzi jakąś kolejną służbę związaną z tworzeniem jakiegoś tekstu po polsku?




Bierność jest cnotą? https://www.youtube.com/watch?v=bL1YcHGiYOg&feature=youtu.be 

wtorek, 6 października 2020

Kopiować metody wygranych

Działanie władzy AA w Polsce coraz bardziej przypomina metody pewnej partii

 Trzymaj z wygranymi, ucz się od wygranych itp. – sugestie znane chyba wszystkim Anonimowym Alkoholikom w Polsce od wielu lat, może od początku. Uważam je za sensowne i wartościowe, ale mieszane uczucia pojawiły mi się wtedy, kiedy zacząłem obserwować, jak AA-owska władza uczy się od pewnej popularnej partii politycznej, i to uczy się postaw i zachowań, może typowych i częstych w rozgrywkach partyjnych i politycznych, ale nie mających nic wspólnego z duchem AA, duchem miłości i służby. 

Dość długo zastanawiałem się, czy w ogóle zabierać głos w temacie: Informacji Rady Powierników na temat tłumaczenia IV wydania książki Anonimowi Alkoholicy (do pobrania: https://aa24.pl/pl/do-pobrania ), ale nadal nie potrafię udawać, że deszcz pada, gdy… Nie lubię też być traktowany przez władze jak matołek, półanalfabeta. Nie lubię też być okłamywany. 

1. Jak widać Informacja ta dotyczyć ma IV wydania WK. Jakiś czas temu zapytałem, jak to jest z tymi wydaniami, skoro ja mam 5-6 różnych, więc dlaczego wydanie z 2018 roku miałoby być czwarte? W tej Informacji Rady, pytanie zostało arogancko zignorowane, a AA-owska władza nadal upiera się, że wersja z 2018 roku nosi numer IV. 

2. Nadal powtarzane są żałosne bzdury dotyczące kosztów korekty. Korektor obecnie zwykle pracuje na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło, choć kiedyś byli to etatowi pracownicy wydawnictw. W każdym razie korektorowi płaci się za korektę, a nie za każde czytanie tekstu oddzielnie. Czy korektor tekst czyta trzy razy, czy trzydzieści trzy, to jego sprawa – klient płaci z końcowy efekt. Jestem pisarzem, współpracuję z korektorami z różnych wydawnictw, więc wiem, o czym piszę. Ignorowane jest też moje pytanie, czy korektorka WK jest może członkiem rodziny jednego z tłumaczy. I wreszcie, czemu zapłacono horrendalne pieniądze za korektę i redakcję, skoro w tekście są błędy? 

3. Nadal Rada Powierników wije się i wykręca odnośnie kompetencji językowych tłumaczy z języka polskiego (zwłaszcza niejakiego Tadeusza Ch. z wykształceniem podstawowym, do czego przecież się odważnie i uczciwie przyznaje). Ja nawet wierzę w ich znajomość angielskiego, ale przekład miał być wykonany na język polski (POLSKI!), więc i polszczyznę wypadałoby dobrze znać. A może to zbędne, może to mnie tylko tak się wydaje? 

4. Wiele wyjaśnień zawiera stwierdzenie „Brzmienie zgodne z oryginałem” lub podobne. Nowa WK miała być tłumaczeniem, przekładem, a nie bezmyślną kalką z angielskiego. W ostatecznym wyniku miał powstać tekst polski (po polsku). Tłumaczenie wyrazu po wyrazie ze słowniczka może i jest zgodne z oryginałem, ale efekt polski jest żałosny. Tak właśnie jest ze staropolskim słowem inwentura-inventory (inwentarz, zapas, remanent). Do kalek językowych przyznaje się zresztą i zespół. Na przykład na czyjś zarzut dotyczący nieistniejącego w języku polskim słowa „samonapęd”. Z Informacji Rady: „Rzeczywiście słowniki języka polskiego nie notują słowa „samonapęd”. Jest to dosłowne tłumaczenie angielskiego wyrażenia self propulsion użytego w tym fragmencie...”. Nie ma też w języku polskim słowa „samopoświęcenie”. A tworzenie nowych wyrazów i pojęć oraz sekciarskiej nowomowy nie wydaje mi się najkorzystniejsze dla AA w Polsce. 

5. Odpowiedź na pytanie nr 19 dotyczy absurdalnego zdania „Brak siły – to był nasz dylemat”. Oto ta odpowiedź: 

Odnoszę wrażenie, że zespół tłumaczy nie bardzo zna lub pamięta dziwolągi, które wymyślił. Przypomnę: „Brak siły – to był nasz dylemat”. Chodzi mi o „TO”. W rozdziale na pewno opisano wiele różnych dylematów, w całej książce jeszcze więcej, a w literaturze AA już mnóstwo. Tylko… co z tego? W zdaniu „Brak siły – to był nasz dylemat” wyraźnie napisano, że to brak siły jest dylematem. Nie coś innego, ale właśnie TO. A brak siły nie jest dylematem, ani brak czegokolwiek innego. Gdyby w książce były stwierdzenia, np. Bóg jest, czy Go nie ma - to jest dylemat, Wybieram życie duchowe albo śmierć - to jest dylemat, to wszystko byłoby w porządku, to właśnie są dylematy, ale... takiego czegoś w WK nie ma. Nie ma wyboru, nie ma dylematu. Jeśli ten zespół nie wie, co to jest dylemat, ignoruje opinię językoznawców/polonistów i nie jest zdolny przyznać się do błędów, to może trzeba się wreszcie zacząć zastanawiać, kto tych ludzi wybrał i według jakich zasad? Ilu też był chętnych do tej służby, spośród ilu kandydatów wybierano?

Pytanie do językoznawcy

Czy zdanie: Brak siły – to był nasz dylemat ma sens? Moim zdaniem – nie. Brak siły, podobnie jak brak pieniędzy, brak zdrowia, brak humoru itp., to nie są dylematy. Ale może się mylę?

 Odpowiedź

Całkowicie się z Panem zgadzam. Dylematem nazwiemy sytuację wymagającą trudnego wyboru między dwiema różnymi możliwościami, nie zaś (jak wynikałoby z tego zdania) jakąś trudność.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Albo-dylemat-albo-brak-pieniedzy;18942.html 

6. odpowiedź na pytanie 25, Tradycja 12 „…przypominając nam zawsze, że zasady są ważniejsze od osobowości”. I to jest prawdziwy majstersztyk z wielu różnych względów. 


„…zespół uzyskał od Pani Katarzyny Kłosińskiej…” – tak? Naprawdę? Zespół uzyskał?

Rzeczywistość wygląda następująco: zadałem pytanie w Poradni PWN o te osobowości, podpisując się jako Jan Nowak. Poza przypadkami, gdy jest to konieczne (bank, urząd) nie podaję w internecie swoich prywatnych i pełnych danych – taką mam zasadę. To ja uzyskałem odpowiedź, nie zespół. Odpowiedzi na zgłoszone pytania Poradnia PWN publikuje na swojej stronie, ale też odpowiada na e-mail osoby, która pytanie wysłała. Otrzymaną od dr. Kłosińskiej odpowiedź wysłałem też Tadkowi Ch., używając opcji „przeadresuj” – na pierwszy rzut oka wygląda na tak, jakby to dr Kłosińska napisała do nieznanego sobie człowieka, nie wiedzieć, czemu i na nieznany sobie adres e-mail. Oczywiście wystarczy zerknąć do stopki lub nagłówka e-maila, żeby widać było, kto i do kogo go wysłał i przekazał dalej. Oczywiście nadal mam w swoich zbiorach oryginalny e-mail z Poradni PWN od dr Kłosińskiej. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Osobowosc;18640.html

 Kolejna sprawa to posługiwanie się wyjaśnieniami językoznawcy, polonisty, bardzo wybiórczo. Zespół i RP najwyraźniej ignoruje dalsze elementy porady w kwestii „osobowości”, a więc je zademonstruję.

 Odpowiedź

Osobowość w języku polskim to ‘ogół cech psychicznych i mechanizmów regulujących zachowanie człowieka’. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację opisaną w zdaniu. Katarzyna Kłosińska, Uniwersytet Warszawski

  https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Osobowosc;18700.html

 Odpowiedź

Zgadzam się z Panią całkowicie. Szukałam w tekstach potwierdzenia znaczenia ‘człowiek o cechach wyróżniających go spośród innych ludzi’, ale bezskutecznie. Takiego człowieka nazwiemy raczej osobistością, nie zaś osobowością. Katarzyna Kłosińska, Uniwersytet Warszawski https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Jeszcze-o-osobowosci;18750.html

 Pytanie

Zainteresowała mnie Wasza definicja słowa osobowość. Według pierwszej można byłoby powiedzieć: To jest Ziutek, on jest osobowość. Osobowość ma każdy. Jakąś, jakąkolwiek. Więc coś tu chyba z tą definicją jest nie tak. Może chodzi o osobistość? Z szacunkiem…

 Odpowiedź

Zgadzam się z Panią całkowicie, a wszystkie uwagi dotyczące definicji znaczenia słowa osobowość przekazuję redakcji słownika. Katarzyna Kłosińska, Uniwersytet Warszawski https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/O-osobowosci-jeszcze-raz;18751.html

 Ta porada jest szczególnie ważna dla Anonimowych Alkoholików, bowiem w dalszej jej części znajduje się wyjaśnienie, w jakich szczególnych przypadkach można człowieka nazwać osobowością, i jest to sytuacja, kiedy to wyraźnie podany jest rodzaj tej osobowości, na przykład: Ziutek jest osobowością medialną, Zdzicha jest osobowością telewizyjną itp. Jeśli tego określenia nie ma (jak w naszej Tradycji 12), to obowiązuje definicja podstawowa: Osobowość w języku polskim to ‘ogół cech psychicznych i mechanizmów regulujących zachowanie człowieka’. Katarzyna Kłosińska, Uniwersytet Warszawski.

Jako, że osobowość ma każdy człowiek, twierdzenie że zasady AA są ważniejsze od wszystkich ludzi na świecie, jest wyrazem niebezpiecznego sekciarstwa. Stwierdzenie, że zasady AA są ważniejsze od ogółu cech psychicznych wszystkich ludzi – to już groteska.  A proponowałem zespołowi tłumaczy i to przed wydrukowaniem nowej WK zapis: zasady są ważniejsze od naszych osobowości. Tak, naszych, naszych w AA, bo Tradycje i zasady AA dotyczą AA, a nie wszystkich ludzi na ziemi.

 7. Bywa i tak, że zespół do spółki z RP wyraźnie udaje, że nie wie, o co chodzi. Przykład z pytania i odpowiedzi 26. Dotyczy ono kilku niejasności, ale skupię się na jednej, dotyczącej zapisu z Drugiej Tradycji :…miłujący Bóg, tak jak może On wyrażać Siebie w naszym grupowym sumieniu”. Zwracają tu alkoholicy uwagę, że w tym przypadku Bóg nie wspiera i nie pomaga alkoholikom, ale zainteresowany jest tylko wyrażaniem samego Siebie. Świadczy o tym duża litera „S”. Proszę zatem spojrzeć na odpowiedź RP:

 

Jak zgrabnie i niepostrzeżenie Siebie zamieniło się na siebie. A było prosto i zwyczajnie: …jakkolwiek może się On wyrażać w sumieniu każdej grupy. I komu to przeszkadzało?

8. Dwa lata minęły, od moich uwag na temat błędów w nowej wersji WK, a może i więcej, bo zgłaszałem je zespołowi (Anka O., Tomek Ł., Tadek Ch.) jeszcze zanim książka została wydrukowana. Z wtedy też pochodzi wiele konsultacji z członkami Rady Języka Polskiego działającymi w Poradni PWN. Dwa lata autor lub autorzy ewidentnych błędów walczą o to, żeby błędów nie uznać za błędy, żeby polska WK imitowała staropolszczyznę i wizualnie przypominała język angielski (wspomniana wcześniej inventory-inwentura). W swoim piśmie RP twierdzi, że słowo „inwentura” jest dobrze rozumiane w AA w Polsce, bo mamy przecież inwenturę grupy. Czy naprawdę błąd często powtarzany w AA trzeba i należy powtarzać i powielać? Tego słowa nie ma już w SJP, jest tam od razu przekierowanie do inwentaryzacji: https://sjp.pwn.pl/szukaj/inwentura.html

Ostatecznie takich odpowiedzi jest w Informacji RP prawie trzydzieści i co do pozostałych każdy musi sam zdecydować, czy wydają mu się one wiarygodne, uczciwe, wolne od manipulacji. 

A ja… cóż… przypominam sobie jak Rada Powierników twierdziła, że cały tekst polskiej WK został sprawdzony w Nowym Jorku i jak pisząc do GSO udowodniłem, że to nieprawda. Przypominam sobie stwierdzenie RP z 24 marca 2020: „Anonimowi Alkoholicy mówią, że datki przekazane w ramach 7 Tradycji są najwyższą, bo całkowicie anonimową, formą realizacji 12 Kroku AA” i – po korespondencji z GSO w Nowym Jorku – udowodniłem, że w normalnej wersji AA (czyli niepolskiej) nic o tym nie wiedzą. Przypominam sobie stwierdzenie delegata narodowego, Tadka Ch., że Wspólnota AA i historia oceni lub może ocenić nową WK – moim zdaniem tekst w języku polskim ocenić mogą i powinni poloniści i językoznawcy, a nie alkoholicy i historia, ale… może nie mam racji, może się nie znam, może rzeczywiście alkoholicy anonimowi w Polsce są autorytetami w każdej dziedzinie (choćby w temacie osobowości i nadrzędności AA-owskich zasad).

W tym momencie jednak mogę tylko przypomnieć optymistyczne zakończenie swojego poprzedniego wpisu:  Oczywiście można takie… przekonania, fiksacje, egzotyczne poglądy, mody itd. mnożyć w nieskończoność, ale najważniejsze jednak jest to, że nie są one w stanie realnie zagrozić Wspólnocie AA. W jakimś kraju, w jakimś czasie, mogą one zaburzyć na pewien okres działania grup, struktur, służb (np. w Rosji są obecnie dwie Wspólnoty AA), ale na całość nie ma to właściwie większego wpływu. Iluś tam alkoholików się zrazi, iluś odejdzie, niektórzy może nawet zapiją się, ale to dalej są tylko zawirowania lokalne. Brutalne to, zapewne, ale i tak wiadomo, że nie da się uratować wszystkich. Bill i weterani stworzyli system, który sam się naprawia i oczyszcza. Choć niekoniecznie wydarzy się to oczyszczanie już do następnego czwartku. Wspólnocie AA realnie może zagrozić chyba tylko skuteczne, powszechnie dostępne i tanie lekarstwo na alkoholizm. Czego zresztą życzę każdemu alkoholikowi. 

Ale ważny też cytat z „Języka serca”: Osobista gloryfikacja, arogancka duma, zajadła ambicja,, ekshibicjonizm, nietolerancyjna satysfakcja, pieniądze czy szaleństwo władzy, nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich, samozadowolenie, lenistwo – te i wiele innych cech należą do typowych „schorzeń"…

 I wreszcie znamienne słowa: nic tak nie umacnia zła, jak bezczynność dobrych ludzi. 






W sprawach tu poruszanych wystosowałem pismo do AA i RP ze stosownymi pytaniami i wątpliwościami.

czwartek, 1 października 2020

Ignorancja zabija Wspólnotę

W artykule pochodzącym z Raportu Światowego Mityngu Służb AA w NJ w 2004 roku znaleźć można zdanie: Nasze przykre doświadczenie pokazuje, że ignorancja zabija AA. Mocno się tym kiedyś przejąłem i – żeby nie być ignorantem, który szkodzi Wspólnocie – zacząłem czytać i poznawać historię Anonimowych Alkoholików oraz Tradycje AA.

 Uważam, że Wspólnota AA jest zjawiskiem fascynującym, najważniejszą ideą społeczną (i nie tylko) dwudziestego wieku. Lata mijają, ignorancja niby zabija AA, ale jakoś zabić nie może (i bardzo dobrze!). Podobnie jak postawy opisane w „Języku serca” (s. 28): Osobista gloryfikacja, arogancka duma, zajadła ambicja,, ekshibicjonizm, nietolerancyjna satysfakcja, pieniądze czy szaleństwo władzy, nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich, samozadowolenie, lenistwo – te i wiele innych cech należą do typowych „schorzeń"… Albo inne – może nie tak typowe, ale częste „schorzenia”: ciasnota umysłowa, arogancja, brak wyobraźni, absurdalne przekonania, nierealistyczna ocena sytuacji, fanatyzm oraz strach, jako  formy zniewolenia… umysłowego… duchowego… 

Zaczęło się od sponsorowania (jeden alkoholik mówił do drugiego, co i jak warto jest zrobić, żeby przestać pić), na nim wyrosła Wspólnota, która nadal trwa i działa mimo niesamowitych zawirowań dziejowych. Upadają świetnie zorganizowane imperia, a my dalej robimy swoje, mimo braku władzy, obowiązujących zasad, organów, które karałyby za nieprzestrzeganie ich, mimo tego, że we Wspólnocie tak naprawdę nikt nikomu nie może nic nakazać, czy narzucić… choć nieustannie próbuje (np. nazywanie ewidentnych decyzji rekomendacjami jest tylko słowną manipulacją, sekciarskim językiem). 

Z niesłabnącym podziwem obserwuję Anonimowych Alkoholików w Polsce od ponad dwudziestu lat i dzięki temu zauważam rozliczne zmiany. Pamiętam jak na mityngach powtarzano, że do AA (a może do Programu) nie da się być za głupim, ale można być za mądrym. Pamiętam jak polscy AA-owcy z dumą deklarowali na mityngach, że nigdy żadnej wspólnotowej książki nie przeczytali (ani jakiejkolwiek innej), żeby przypadkiem nie być zbyt mądrymi, z żadnym sponsorem nie pracowali, bo alkoholik musi odrzucić wszelkie autorytety (poza Bogiem) i mimo to, a może właśnie dzięki temu, trzeźwieją już po kilkanaście lat. Tyle, że jakoś wytrzeźwieć nie mogli, ale to inna sprawa. W każdym razie tu zaszła wielka zmiana, bo teraz nie ma weekendu, żeby gdzieś nie odbywały się jakiejś warsztaty Tradycji lub Koncepcji. Ewenement na skalę światową zapewne, a w USA i Kanadzie to na pewno, bo stamtąd informacje do mnie docierają. 

Co jeszcze się zmieniło? Niektóre mityngowe zaklęcia odchodzą w niepamięć, i bardzo dobrze, ale pojawiają się inne. Dawno nie słyszałem już powiedzenia „jeden rok – jeden Krok”, ale za to w niektórych środowiskach popularne stało się: „Program AA nie jest do interpretowania”. Przyznam jednak, że wcale nie jestem pewien, czy autorzy tego poglądu rzeczywiście wiedzą, co znaczy „interpretacja”. Bo może jest z nią tak, jak z alternatywami, dylematami, osobowościami, akredytacjami itd. 

Według Słownika Języka Polskiego PWN interpretacja* jest to:

1. «wydobycie i wyjaśnienie sensu czegoś»

2. «przypisywanie czemuś jakiegoś znaczenia»

3. «sposób odtworzenia, wykonania utworu muzycznego, teatralnego lub literackiego»

4. «sposób odtworzenia danej roli przez aktora»

5. «wykonanie programu komputerowego za pomocą interpretera»

 Jeżeli jednak głosiciele i wyznawcy przekonania, że „Program AA nie jest do interpretowania”, rozumieją to słowo właściwie, to… ja mam na ten temat zupełnie inne zdanie. Według mnie wygląda to tak: 

Ad. 1. Nowemu alkoholikowi, podopiecznemu, sponsor lub grupa powina wyjaśnić sens i cel pracy na Programie.

Ad. 2.  Program Dwunastu Kroków AA ma dla alkoholików znaczenie absolutnie fundamentalne, najważniejsze.

Ad. 3, 4, 5. Nowemu alkoholikowi, podopiecznemu, sponsor powinien wyraźnie wytłumaczyć, co i w jaki sposób powinien zrobić, jeśli chce wytrzeźwieć.

 Inne, nowe powiedzenia, a może zawołania bojowe, które wpadły mi niedawno w uszy: alleluja siostro i do przodu, mogę rozmawiać z tobą, ale nie będę rozmawiał z twoją chorobą, macie krew na rękach, i parę innych, bardzo typowych dla podejścia fanatycznego. A fanatyzm**, jeśli ktoś nie wie, zawsze charakteryzuje się skrajną nietolerancją. Czyli nie tyle ja robię dokładnie to, do czego jestem przekonany, ale wszyscy inni muszą robić to, do czego ja jestem przekonany i będę ich do tego zmuszał,  różnymi metodami, dla ich własnego dobra, oczywiście. Ma to coś wspólnego z AA-owską tolerancją i miłością? Nic, zupełnie nic. Ale fanatyk ma to w d… 

Kolejna, stosunkowo nowa fantazja: po zrobieniu ze sponsorem Programu, pierwszych dziewięć Kroków można zapomnieć, bo od tej chwili dla alkoholika liczą się już tylko trzy ostatnie. Czyżby? A co na to doświadczenia AA i Bill W.?  „Cały Program Dwunastu Kroków wymaga stałego i osobistego wysiłku w stosowaniu się do jego zasad i – jak ufamy do woli Bożej”***. 

Oczywiście można takie… przekonania, fiksacje, egzotyczne poglądy, mody itd. mnożyć w nieskończoność, ale najważniejsze jednak jest to, że nie są one w stanie realnie zagrozić Wspólnocie AA. W jakimś kraju, w jakimś czasie, mogą one zaburzyć na pewien okres działania grup, struktur, służb (np. w Rosji są obecnie dwie Wspólnoty AA), ale na całość nie ma to właściwie większego wpływu. Iluś tam alkoholików się zrazi, iluś odejdzie, niektórzy może nawet zapiją się, ale to dalej są tylko zawirowania lokalne. Brutalne to, zapewne, ale i tak wiadomo, że nie da się uratować wszystkich. Bill i weterani stworzyli system, który sam się naprawia i oczyszcza. Choć niekoniecznie wydarzy się to oczyszczanie już do następnego czwartku. Wspólnocie AA realnie może zagrozić chyba tylko skuteczne, powszechnie dostępne i tanie lekarstwo na alkoholizm. Czego zresztą życzę każdemu alkoholikowi.

  

 

 

 

--

* https://sjp.pwn.pl/sjp/interpretacja;2561831.html

** https://sjp.pwn.pl/sjp/fanatyzm;2557479.html 

*** 12x12, s. 42. 

środa, 16 września 2020

Nowe, ryzykowne pomysły

Wpadł mi w ręce dokument, zawierający pytania skierowane do 49. Konferencji Służby Krajowej oraz rekomendacje tejże. Wiele jest tam ciekawych kwestii, ale mnie zainteresowały szczególnie dwie. Projekt wydania książki „Nasza Wielka Odpowiedzialność”, która jest całkiem nową publikacją, bo wydaną w 2020 r. przez AAWS w Nowym Jorku. Zawiera ona wybór szesnastu wystąpień Billa W. podczas obrad Konferencji Służby Ogólnej w latach 1951 - 1970. A sprawa druga to informacja: 49. Konferencja Służby Krajowej akceptuje powstanie Zespołu ds. Przeglądu i Dostosowania tekstu książki Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji do tekstu IV wydania książki Anonimowi Alkoholicy.

W związku z tymi tematami pojawiły mi się w głowie ważne pytania. Czy to dostosowywanie 12x12 będzie polegało na wprowadzeniu tam błędów z WK? Czemu Wspólnota ma się zabierać za to właśnie zadanie, skoro nadal nie jest jasne, co dalej z błędami w WK? Ja nadal nie dostałem odpowiedzi na pytanie: Co dalej z Wielką Księgą i błędami w niej? Zastanawiam się też, czy tłumaczenie „Naszej Wielkiej Odpowiedzialności” też zostanie powierzone specjalistom od alternatyw, dylematów, osobowości itp.? Czy też będzie kosztowało grupy dziesiątki tysięcy złotych? Czy tym razem wybór tłumaczy odbędzie się w sposób transparentny (jawny, klarowny, publiczny)? Czy nadal władzy AA wydaje się, że nie ma żadnej potrzeby sprawdzać kompetencji językowych z języka polskiego kandydatów na tłumaczy, jak to było w przypadku WK? Wątpliwości jest wiele…

wtorek, 15 września 2020

Pytania na temat XI Tradycji

Przypominam sobie sprzed lat takie spotkanie, warsztat chyba, na konkretny temat „Duchowość”, z pięcioma spikerami, cateringiem itd. Było to też dość kosztowne, jeśli chodzi o koszty uczestnictwa, ale wszystko byłoby jeszcze OK, gdyby nie fakt, że trzech spikerów mówiło kompletnie nie na temat. Ale... było, minęło.

Dziś mam pewne wątpliwości/pytania co do pierwszego zdania z Tradycji Jedenastej, czyli konkretnie: Nasze oddziaływanie na zewnątrz opiera się na przyciąganiu, a nie na reklamowaniu… 

1) Czy dotyczy to TYLKO oddziaływania na zewnątrz? Czy wewnątrz, w środowisku Anonimowych Alkoholików, to już można coś sobie reklamować?

2) Czy to oddziaływanie (wewnątrz, zewnątrz, wszystko jedno) podlega – poza tym, żeby nie było reklamowaniem – jakimkolwiek innym ograniczeniom? Czy są w tymże oddziaływaniu jakieś zasady...  reguły... nie wiem, jakie, może zwykłej przyzwoitości albo uczciwości, albo jeszcze jakieś inne? 

Na poczekaniu wymyśliłem pewną historyjkę. Oczywiście jest mocno przerysowana i mało prawdopodobna, ale chodzi mi tylko o wyjaśnienie, pokazanie, skąd te moje pytania i rozważania.

 Wyobraźmy sobie, że namówię jakąś grupę, by zaprosiła mnie na spikerkę na temat… powiedzmy… Jak powiernicy przepijają pieniądze AA. Wiadomość o tym wystąpieniu i szokującym temacie obiegnie całe środowisko polskich AA. Na tym moim mityngu spikerskim będzie mnóstwo osób, może nawet z osiemdziesiąt.

Grzecznie się przywitam, podziękuję za zaproszenie, a następnie oznajmię, że na temat picia powierników nic mi nie wiadomo, ale za to chętnie opowiem zebranym o swoim piciu, o tym, jak latami przepijałem pieniądze służbowe i rodzinne. I o tych swoich pijanych zachowaniach będę mówił z godzinę. 

Tu wracam do pytań i wątpliwości. Czy została naruszona Tradycja Jedenasta lub inna? Czy to jest w porządku, żeby zwabiać na mityng/spikerkę/warsztat alkoholików chwytliwym, szokującym tematem? Tematem, dodam, który później w ogóle nie będzie poruszany? Czy coś takiego nie jest manipulacyjną i oszukańczą reklamą? Czy - jeśli wewnątrz - to już wszystko można?


niedziela, 13 września 2020

Co daje psychoterapia, co AA?

Przeczytałem na portalu Stop Uzależnieniom*, wywiad/rozmowę redakcji z doktorem Bohdanem Woronowiczem, na temat „Co daje terapia uzależnienia od alkoholu, a co mityngi AA?”. Ciekawy. Jest trochę o historii AA w Polsce, jest o mitach na temat AA, są próby odpowiedzi na pytania o różnice, jest o terapii redukcji szkód, zwanej terapią kontrolowanego picia… Mnie zainteresowało obserwowanie ewolucji przekonań doktora na przestrzeni wielu lat, ale przede wszystkim – i o tym niżej – dwa zagadnienia.

1. Pytanie Redakcji: A czy zdarzają się osoby, które nie piją tylko dzięki AA?? 

Odpowiedź B.W.: Tak. Znam osoby, które przestały pić dzięki AA. Część z nich, pomimo utrzymywania abstynencji, nie bardzo radziła sobie w życiu i podejmowała terapię. Czasami potrzebna jest bowiem ręka profesjonalisty, która pomoże uporządkować to czemu nie dał rady Program Dwunastu Kroków AA

Zauważyłem, że doktor Woronowicz nie uściślił w tym miejscu, o jaką terapię miałoby chodzić. Więc całkiem możliwe, że niektórzy alkoholicy „po Programie”, trzeźwi, przebudzeni duchowo, potrzebują terapii np. DDA albo jakiejś rodzinnej i opiekuńczej. Bo, żeby taki alkoholik potrzebował psychoterapii odwykowej, to raczej absurdalne.

Wierzę, że doktor zna takie osoby. Ja za to znam setki alkoholików, którzy mimo wielokrotnie powtarzanych psychoterapii odwykowych, nie radzą sobie albo z abstynencją, albo z sobą i w ogóle w życiu, albo z jednym i drugim. Tak, ja byłem jednym z nich. Wdzięczny jestem zawodowcom, bo nauczyli mnie utrzymywać abstynencję, ale mam bolesną świadomość, że mojego problemu alkoholizmu nawet nie drasnęli.


2. Z wypowiedzi doktora: Nie warto się zastanawiać, co spowodowało, że ktoś stał się alkoholikiem, bo to niczego nie zmieni. Szkoda na to czasu. Lepiej ten czas poświęcić na naukę sposobów pomagających w utrzymywaniu abstynencji i unikaniu alkoholu.

Zgadzam się w całej rozciągłości Także moim zdaniem nie ma sensu szukać odpowiedzi na pytanie, co spowodowało, że stałem się alkoholikiem, czyli: dlaczego tak się stało? Takiej odpowiedzi zapewne w ogóle nie ma (na razie). Jednak znalezienie odpowiedzi na pytanie: w jaki sposób do tego doszło? Uważam za absolutnie konieczne… jeśli chcę nadal żyć w trzeźwości, stosunkowo bezpiecznie obok alkoholu, bez alkoholu. Jeśli tego nie poznam, nie zrozumiem, nie odkryję, to skażę sam siebie na nieskończone powtarzanie tych samych błędów i to zupełnie nieświadomie. Zapewne wielu anonimowych alkoholików na całym świecie zna takich, którzy wracają po kolejnym zapiciu i twierdzą, że nawet nie wiedzą, jak znaleźli się w knajpie i/lub wybierają się na kolejną psychoterapię odwykową. Ignorując tym samym regułę: objawem obłędu jest oczekiwanie innych efektów stale tych samych działań.

 

 

 

 

--

* https://stopuzaleznieniom.pl/artykuly/czy-jestem-uzalezniony/co-daje-terapia-a-co-mityngi-aa/ 

sobota, 12 września 2020

Notatki sponsora (odc. 126)

Uczestniczyłem niedawno w ciekawym mityngu AA. Przynajmniej tak się wydawało, że AA. Zaczęło się bardzo dobrze – tematem były określone Kroki i Tradycja, ale też ważny dla mnie cytat z WK, zaczynający się od stwierdzenia: Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie!…  To właśnie jest, jak sądzimy, zasadnicze źródło naszych kłopotów [WK str. 52]. Był też temat dotyczący miłości. Super! Tylko, że…

Przez godzinę prawie zebrani z przejęciem i przekonaniem mówili o tym, jak ważne jest rozpoznawanie i nazywanie uczuć i emocji, jak podkreślali to na zajęciach grupowych psychoterapii odwykowej, jak zwracała uwagę na te uczucia i emocje psychoterapeutka, jak ważne to jest według psychoterapeuty itd. itp. Gdyby nie temat mityngu, może nie byłoby to tak rażące, ale zebrani najwyraźniej zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że takimi przekonaniami afirmują właśnie owo niebezpieczne koncentrowanie się na sobie.

Jakoś udało mi się przemycić pytanie, czemu niby te uczucia i emocje, a jeszcze bardziej właściwe rozpoznawanie ich i nazywanie (zgodnie z jakąś tablicą, którą niektórzy z nich widzieli u psychoterapeuty), jest tak ważne, do czego to ma służyć, po co? Wyszło na to, że to nieustanne koncentrowanie się na swoich uczuciach oraz właściwe ich nazywanie jest wyjątkowo ważne, ale nikt właściwie nie wie, po co.

Dawno, dawno temu, usłyszałem, że jeśli już koniecznie chcesz porozmawiać o swoich uczuciach, detalicznie omówić swoje emocje, to idź na psychoterapię, bo my w AA się tym nie zajmujemy. Rozumiem to, mam podobne zdanie. Program AA, który jest siłą Wspólnoty i nadzieją dla alkoholików, jest programem działania, a nie nieustannego koncentrowania się na sobie, swoich uczuciach i emocjach. W czym niby miałaby pomóc alkoholikowi żmudna nauka właściwego nazywania tych uczuć i emocji?

Przypomniałem sobie, dotyczące jakby tego tematu, wydarzenie z własnej przeszłości. Krążyłem po sklepie ze schowaną przemyślnie płytą DVD. Wydawało mi się, że nikt mnie nie widział, gdy zabierałem ją z półki i chowałem, ale bałem się, że może być ona elektronicznie zabezpieczona i bramka ochroniarzy zacznie wyć, gdy spróbuję się z płytą wymknąć ze sklepu. Ano właśnie – bałem się! To teraz były dwie opcje:

a) Zacznę rozważać, czy to, co czuję, to strach, czy lęk? A może obawa? A może niepokój? A może... I czy powinienem się bać, że niewłaściwie nazwałem swoje uczucie?

b) Działanie – odniosę płytę na miejsce, zrezygnuję z kradzieży i tym samym automatycznie i natychmiast przestanę się bać.

Nie opowiedziałem o tym wydarzeniu na mityngu. Nie starczyło czasu? A może nie było komu i po co? Sam już nie wiem. Tylko zastanawiam się, czy jako sponsor, powinienem mityngi tej grupy polecać nowicjuszom, podopiecznym…

A co do uczuć – Program nauczył mnie dwóch rzeczy, po pierwsze, jeśli jestem trzeźwy, to uczucia i emocje mam odpowiednie do sytuacji (np. nie śmieję się na pogrzebie), a po drugie, że wyrażając te swoje uczucia i emocje nie mogę nikogo krzywdzić. Amen.