niedziela, 17 marca 2024

Sens szukania dziury w całym

Usłyszałem jak ktoś do kogoś powiedział „nie szukaj dziury w całym”, a zwróciłem na to uwagę tym razem ze względu na ton – była w nim złość i nawet jakby groźba. Zastanowiło mnie to.

Cytat z książki argentyńskiego psychoterapeuty: Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za siebie [Jorge Bucay „Listy do Klaudii”].

Cóż się stanie, jeśli szukam dziury w całym, to jest w czymś, co dziury nie ma, czymś sprawnym, niepopsutym, czymś bez wad po prostu? Stracę tylko swój czas, bo skoro jest całe, to żadnej dziury nie znajdę. Tylko dlaczego moim czasem ktoś miałby się przejmować? Zwłaszcza, że komunikat wcale nie był życzliwy, nie wypływał z troski o mnie i mój czas. A co zyskam przez te poszukiwania dziury w całym? Jeszcze większe i dodatkowo na własnym doświadczeniu zbudowane przekonanie, że dziury rzeczywiście nie ma. Proste.
Jeśli jednak takie to proste, to czemu żądanie, żeby nie szukać dziury w całym, tak często jest słyszalne w środowisku AA?

Zastanawiałem się nad tym długo, może nawet cztery minuty, i zrozumiałem, że chodzi o kłamstwa i strach. Choć po prawdzie te kłamstwa też wynikają ze strachu. Jak to wygląda w praktyce? Alkoholik wie lub się domyśla, że to coś, o czym jest mowa, wcale nie jest całe, że ma dziury, że nie działa dobrze, że są błędy, wady, nierzetelność, powierzchowność, bylejakość. Tyle tylko, że boi się, że to może wyjść na jaw. Więc kłamie twierdząc, że wszystko jest w najlepszym porządku, że jest całe i bez wad. Czemu kłamie? Bo może za te wady i braki odpowiada on sam. Ale może być i tak, że jeśli nawet nie on za powstanie dziury odpowiada, to jednak jej odkrycie może spowodować konieczność podjęcia jakiegoś wysiłku, wykonania jakieś pracy, podjęcia działania, a na to, na dodatkową pracę i wysiłek, niewielu alkoholików ma ochotę.

Jeśli masz ochotę, to szukaj sobie tej dziury. Najwyżej stracisz czas, ale też upewnisz się, że jej rzeczywiście nie ma. Natomiast może być i tak, że ją znajdziesz, odkryjesz, a to pozwoli na podjęcie działań naprawczych. Bo tylko jeden rodzaj błędów nigdy nie zostanie skorygowany – błędy ukrywane i zakłamywane.

Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli [Laurent Gounelle, „O człowieku, który chciał być szczęśliwy”].

Nie tak samo, ale podobnie, jest z pytaniem: „po co zmieniać coś, co dobrze działa?”, choć to akurat bywa już jawną manipulacją. Taką w stylu zadania maturalnego w ZSRR: kto jest twoim idolem i dlaczego Lenin? Niby pytanie, ale w sumie narzucanie pewnych przekonań. Kto twierdzi, że dobrze działa? Na jakiej podstawie stwierdzono, że dobrze działa? Masz jakąś skalę porównawczą, próbowałeś innych rozwiązań, żeby upierać się teraz, że to właśnie działa najlepiej albo lepiej od wszystkich innych sposobów i metod?
W tym przypadku też chodzi o strach. Alkoholik boi się sprawdzić czy poznać inne rozwiązania, bo jakby okazało się, że można osiągnąć efekty znacznie lepsze, to znowu wymagałoby to podejmowania kolejnego wysiłku, wykonania określonej pracy. Wygodniej jest wmawiać sobie i innym, że dobrze działa, nawet wtedy, kiedy tak naprawdę, działa zaledwie jako tako.

Oszukiwanie samego siebie, bo nie tylko innych ludzi, alkoholikom na dłuższą metę nigdy się nie opłaca – to typowe stawianie na krótkotrwałe zyski zamiast długofalowych efektów.


Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem
[Carl Gustav Jung].


piątek, 1 marca 2024

Trzeźwość czy samopoczucie

Ponad ćwierć wieku temu, doktor Sakaluk, szef opolskich odwykaczy, powiedział mi, że trzeźwość/abstynencję muszę stawiać na pierwszym miejscu w życiu, bo jeśli coś stanie się dla mnie ważniejsze od własnej trzeźwości czy abstynencji, to stracę i to coś, i abstynencję. Nie posłuchałem go, nie uwierzyłem, więc w konsekwencji straciłem dziewczynę, pracę i trzeźwość.

Podczas zajęć grupowych terapii odwykowej i w środowisku AA (Wspólnota pełniła w tamtym okresie rolę poterapeutycznej grupy wsparcia) nasłuchałem się mnóstwo o mechanizmie nałogowego regulowania uczuć i obsesyjnej potrzebie alkoholików, by stale dobrze się czuć i to bez względu na cenę. Nie miałem wątpliwości, że do pewnego czasu piłem, żeby się lepiej poczuć – to była nauka przyswojona na terapii, ale to dzięki rozmowom z Marianem i Fredem (pierwszy i drugi sponsor) zorientowałem się, że nadal poświęcam ważne dobra albo wartości dla zdobycia lepszego samopoczucia.

Choroba psychiczna to unikanie rzeczywistości za wszelką cenę; zdrowie psychiczne to pogodzenie się z rzeczywistością bez względu na cenę (Scott Peck).

Pewnego razu, choć dawno temu, odkryłem, że trzeźwość oznacza (także, wśród wielu innych) zgodę na cierpienie. Po prostu tak skonstruowane jest życie, że raz się udaje, a raz nie, raz się wygrywa, raz przegrywa… Jeśli chcę być trzeźwy, muszę pogodzić się z rzeczywistością, ale oczywiście najpierw ją poznać, i przestać się kopać z faktami. Gdy dzieliłem się tymi obserwacjami ze swojego życia na mityngach, czasem spotykałem się z agresywnym zaprzeczaniem, bo nie, życie takie nie jest i można być stale szczęśliwym, co wypowiadający się alkoholik już właściwie prawie osiągnął. Za pierwszym razem mocno mnie to zaskoczyło, ale za kolejnym uznałem, że po prostu żyjemy w różnych wersjach rzeczywistości.

Ludzie nie godzą się z rzeczywistością, próbują walczyć z uczuciami, które wywołują realne okoliczności. Tworzą wyimaginowane światy na podstawie swoich wyobrażeń, tego, co powinno być i co mogłoby być. Autentyczne zmiany można wprowadzić dopiero wtedy, kiedy się uzmysłowi sobie i zaakceptuje rzeczywistość. Dopiero wtedy możliwe jest jakiekolwiek realne działanie (David Reynolds, amerykański zwolennik japońskiej szkoły psychoterapii Mority).

Do około 2021 roku często wracałem z mityngów zamyślony, strapiony, pochłonięty rozważaniami o tym, co usłyszałem. Okazywało się bowiem, że czegoś nie wiem, nie rozumiem, nie potrafię, a więc znowu muszę w określone działania wpakować sporo wysiłku. Jednak zupełnie mnie to nie dziwiło – przychodziłem przecież właśnie po to, żeby nauczyć się, poznawać, zmieniać, rozwijać, a nie żeby poprawiać sobie samopoczucie.

Od zarania dziejów ludzie osiągali pełnię człowieczeństwa dobrowolnie i samodzielnie stawiając czoła wyzwaniom. Godność i to, co wartościowe, osiąga się za cenę cierpienia (William O`Malley SJ, „Efekt Wow").

Kiedy już minęły epidemie, zamykane albo ograniczane mityngi AA, chodzę na te spotkania rzadziej i może właśnie dlatego (obserwacja z dystansu) zauważam istotną zmianę – najważniejsze stało się dobre samopoczucie, a nie osobisty rozwój i stała duchowa aktywność. Do tego celu (poprawiania nastroju) wystarczy wyuczyć się i powtarzać kilka zaklęć, które nie muszą mieć nic wspólnego z rzeczywistością, ale za to milutko głaszczą ego, przekonują, że żaden problem czy kłopot, który się pojawił, to nie jest moja wina, że to nie ja odpowiadam za cokolwiek, że tak jak jest, jest właśnie dobrze i tak ma być, że niczego nie trzeba zmieniać.

Jakby na próbę, odrobinę prowokacyjnie, powiedziałem podczas mityngu coś, co stało w rażącej sprzeczności z przekonaniami wielu obecnych. Wydawało się, że nikt tego nie usłyszał, może nie chciał usłyszeć. Nikt nie zadał sobie nawet tyle trudu, żeby się nie zgodzić, zaprezentować swoje – odmienne – doświadczenia i przeżycia. Przyjaciele z AA nadal powtarzali swoje zaklęcia, poprawiające samopoczucie im samym i słuchaczom.

Gdy postrzeganie rzeczywistości wywołuje przykrość, wtedy poświęca się prawdę (Zygmunt Freud).

Każdy człowiek może, w granicach prawa, żyć tak, jak mu się podoba i prezentować dowolne przekonania. Problematyczna może być ta wolność w szkołach oraz w AA, czyli w miejscach, do których ludzie przychodzą, żeby nauczyć się lepiej żyć albo w ogóle przeżyć. Czy naprawdę zawsze zdaję sobie sprawę, że moje wypowiedzi ktoś może potraktować poważnie i próbować na nich budować swoje życie? Czy przekazuję posłanie/rozwiązanie AA, czy może prywatne przekonania swojej sponsorki/sponsora?