Miło jest porozmawiać w gronie przyjaciół o złożonych
kwestiach problematycznego tłumaczenia Drugiego Kroku albo Drugiej Tradycji,
ale czasem okazuje się niezbędny powrót do tematów elementarnych, podstawowych,
wręcz fundamentalnych. Potrzebę taką ujawniło ogromne zainteresowanie tematem
„jak nie napić się w święta?” poruszonym na grupie dla nowicjuszy i
początkujących, i nie tylko tej. Tak, czasem warto zastanowić się nad
abstynencją… Obawiam się jednak, że w tej notatce więcej będzie pytań niż
odpowiedzi.
Napiło się dwóch alkoholików… podobno.
Podobno, bo kwestia złamana przez nich abstynencji nie jest ani jasna, ani
pewna, w każdym razie mnie przy tym nie było. Cóż w tym dziwnego czy ciekawego?
Przecież alkoholicy czasem wracają do picia, więc czemu aż tak mnie to zajęło?
Odpowiem krótko – złe doświadczenia. Moje własne paskudne przeżycia.
Jakieś osiemnaście lat temu pilnie
pisałem zadania zlecane przez psychoterapeutów, regularnie uczestniczyłem w
mityngach, rozmawiałem ze sponsorem i… nie potrafiłem utrzymać abstynencji. Do
swoich zapić nie przyznawałem się nikomu i nigdzie. Doszło nawet do tego, że
razem ze sponsorem chodziłem do radia i brałem udział w audycjach poświęconych
abstynencji, życiu w trzeźwości itp. Czy kłamałem? Nikt mnie o długość
abstynencji nie pytał, więc niby nie. Czy byłem uczciwy? Zdecydowanie – nie. W
końcu wyrzuty sumienia, wstyd, poczucie winy tak mnie przywaliły, że wróciłem
do picia ciągami, i w konsekwencji wylądowałem na drugiej terapii.
Kilkanaście lat temu na mityngach AA
dowiedziałem się i zapamiętałem, że abstynencja alkoholika to jego prywatna
sprawa, koledzy z mityngów nie powinni się tym interesować. Było to w czasach,
gdy na początku spotkania pytano: Czy
ktoś chciałby poprowadzić mityng, ma taką potrzebę? A do służby rzecznika
werbowano, zapewniając: zostań
rzecznikiem, bo w tej służbie nic nie trzeba robić. Ilustruje to, w pewnym
sensie, nasze podejście do służb i rozumienie pojęcia „odpowiedzialność”.
W poradniku, w kartach konferencji oraz
innych takich zaleceniach, mowa była o tym, że służba w AA kończy się automatycznie
wraz z zapiciem alkoholika. Było to proste, oczywiste i przez wiele lat
zupełnie mi wystarczało. A dokładnie do momentu, w którym pełniący służbę
alkoholik, jak ja kiedyś, postanowił nie przyznać się do zapicia, a więc i zdać
służbę.
Od bardzo dawna byłem (i jestem)
przekonany, że Wspólnota AA opiera się na dwóch elementach: zaufaniu i
odpowiedzialności. Ładnie
brzmi, ale czy pijącego alkoholika można uznać za osobę odpowiedzialną? Czy
oczekiwanie i ufanie, że czynny alkoholik będzie uczciwy, jest trzeźwe i
zdroworozsądkowe? Ano, właśnie… Na takie pytanie chyba łatwo sobie
odpowiedzieć.
Nadal uważam, że abstynencja alkoholika,
to jego prywatna sprawa, ale… sytuacja wyraźnie się komplikuje, gdy chodzi o
alkoholika pełniącego służbę i to bardziej odpowiedzialną, niż sprzątający albo
witający, a na dokładkę nie przyznającego się do zapicia, albo twierdzącego, że
mimo zapicia, nie złamał abstynencji – tak, alkoholicy nie takie cuda potrafią
wymyślać.
Pytania i wątpliwości. Wszystkie one
dotyczą alkoholików pełniących służby we Wspólnocie AA. Niektóre padły na
mityngowych salach, inne narodziły się w mojej głowie.
Czy picie bezalkoholowego piwa jest
naruszeniem abstynencji? Czy w Polsce w ogóle jest coś takiego, jak
bezalkoholowe piwo? A czy intergrupa lub region powinny się tym zajmować i
interesować?
Czy grupie, intergrupie, regionowi,
powinno wystarczyć osobiste przekonanie alkoholika, że nie złamał abstynencji,
bo np. napił się niechcący, przypadkowo?
Czy zajmujemy się w AA abstynencją inną
niż alkoholowa, czy nasi zaufani słudzy, nie tracąc statusu zaufanych, a tym
samym służby, mogą palić tytoń? A marihuanę? A faszerować się lekami
zmieniającymi świadomość? Przyjmować heroinę, amfetaminę albo kokainę? Objadać
się czekoladkami z alkoholem?
Czy wystarczy, że ktoś twierdzi, że
widział Ziutka pijanego, by pozbawić go służby?
Czy służbę w AA może pełnić utrzymujący
abstynencję alkoholik, ale czynny hazardzista?
Po raz pierwszy usłyszałem o alkoholikach
zgłaszających gotowość do sponsorowania i „jarających zioło” już jakiś czas
temu. Ale to była ciekawostka z dalekiego kraju, więc… Ale z czasem doszło i do
nas. Znany mi alkoholik, pijąc, próbował przekazywać Program nowicjuszowi. Inny
zgłaszał się do sponsorowania, bo… wypił
tylko pół piwa. Na większą skalę pojawiły się krzyżowe uzależnienia, a co
za tym idzie wątpliwości dotyczące abstynencji innej niż alkoholowa.
Pytanie ostatnie: czy tego typu problemy,
to rzeczywiście specyfika ostatniej dekady, czy może tak było zawsze i tylko ja,
zbyt sobą zajęty, tego nie widziałem?