środa, 18 października 2006

Przyjmowałem ludzi do AA

Dość długo uważałem za normalne i oczywiste, że nowicjuszowi przychodzącemu po raz pierwszy na mityng AA, prowadzący zadaje dwa pytania. Jedynie odpowiedź twierdząca na obydwa, upoważnia nowicjusza do uczestnictwa w zamkniętych mityngach Anonimowych Alkoholików.
Lata mijają, a ja mam coraz więcej wątpliwości...
Te dwa pytania, które zresztą i mnie kiedyś zadano, a które budzą we mnie coraz większe opory i wątpliwości, brzmią następująco:

1. Czy zauważyłeś, że picie alkoholu komplikuje twoje życie i masz kłopoty?
2. Czy masz szczerą chęć zaprzestania picia?


Przyjmowałem ludzi do Wspólnoty AA

Czy jest w tych pytaniach coś złego, szkodliwego? Pozornie niby nie, ale... W każdym razie swoje wątpliwości, o których wyżej wspominałem podzieliłbym na dwie grupy.
 
• Dlaczego nowicjuszowi zadawane są dwa pytania? Czemu nie jedno?
 
III Tradycja Wspólnoty mówi, że "Jedynym warunkiem przynależności do AA jest chęć zaprzestania picia". Jeżeli istnieje "jedyny" warunek to czemu służą dwa pytania oraz żądanie, żeby nowicjusz przyznał, że picie komplikuje mu życie i ma kłopoty? A poza tym "jedynym" warunkiem jest "chęć zaprzestania picia", a nie "szczera chęć zaprzestania picia".
 
Kiedy próbowałem o tym rozmawiać w gronie znajomych z AA, usłyszałem, że nowicjusz jest tak "zakręcony", że się w tym i tak nie połapie. Może to i prawda, ale, czy w takim razie "starzy AA-owcy" mają wykorzystywać wiadomy stan osoby, która na mityng AA przyszła pierwszy raz w życiu? A przede wszystkim - po co? Czy może po to, aby nadal istniała wątpliwej jakości tradycja, do której już się przyzwyczaili, a nawet przywiązali?
 
Poza tym, o zgrozo! dalej w pewnych miejscach funkcjonują scenariusze, według których najpierw przyjmuje się nowicjusza, a dopiero później czyta Preambułę AA - czyli "najpierw cię przyjmiemy, a dopiero później dowiesz się do czego cię przyjęliśmy"? Ale to uważam już za jawną kpinę.
 
W 2001 roku uczestniczyłem czynnie w zakładaniu nowej grupy. Udało mi się wtedy przeforsować sprawę nowego scenariusza. W każdym razie na dzień dzisiejszy są w moim mieście cztery mityngi tygodniowo, na których nowo przybyłym zadaje się pytanie (jedno!): "Czy masz chęć zaprzestania picia?" i tylko tyle, nic więcej. Choć, moim zdaniem, jest to i tak za dużo...
 
Całkiem niedawno doczekałem się "ciekawej" sytuacji: na jednej z grup "staroscenariuszowych" zjawił się nowicjusz, zadeklarował się jako alkoholik, przyznał, że chce przestać pić, ale... nie zgodził się z twierdzeniem, że ma kłopoty i że picie komplikuje mu życie. Nie byłem na tym mityngu, opowiadano mi o tym tylko, a mój rozmówca był tak skrępowany całą tą sprawą, że ostatecznie nie wyjaśnił mi, czy ten nowicjusz został w końcu przyjęty do AA i czy pozwolono mu zostać na zamkniętym mityngu.
 
Uważam, że takich sytuacji będzie coraz więcej. Tak zwane "dno" cały czas się podnosi, do AA trafiają ludzie, którym alkohol nie wyżarł jeszcze połowy mózgu (za mało "zakręceni"?) i nawet na swoich pierwszych mityngach będą mieli wątpliwości i obiekcje.
 
 
• Zmiany w scenariuszu jednej czy drugiej grupy nie w pełni mnie satysfakcjonują. Cały czas mam ważniejsze pytanie czy wątpliwość:
 
Kto mnie, jako prowadzącego mityng AA, upoważnił do przyjmowania lub nie przyjmowania do AA kogokolwiek? Jakie ja mam prawo, ja lub ktokolwiek prowadzący mityng, do zadawania komuś pytań (wszystko jedno, ilu) i od otrzymanych odpowiedzi uzależniania "prawa" tej osoby do udziału w mityngu Anonimowych Alkoholików?
 
Mogę powiedzieć, że przeczytałem większość literatury AA-owskiej. Niektóre pozycje więcej niż jeden raz. I nie znalazłem odpowiedzi na swoje pytania. Może dlatego, że nigdzie nie znalazłem żadnej instrukcji dotyczącej przyjmowania bądź nie przyjmowania kogokolwiek do AA. Moim zdaniem czegoś takiego po prostu nie ma, a przyjmowanie do polskiego AA jest jakimś wynaturzeniem. Do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików nie ma przyjęć.
 
Jestem nawet w stanie to zrozumieć. Ludzie, którzy prawie 40 lat temu tworzyli w Polsce od podstaw Wspólnotę Anonimowych Alkoholików, z jednej strony byli przekonani o wartości obowiązujących w niej zasad, ale z drugiej byli wychowankami systemu totalitarnego (cokolwiek o nim myśleli) i pewne rzeczy po prostu i zwyczajnie nie mieściły się im w głowach. "Żadnych zapisów? No, dobrze. Żadnych kartotek? No, dobrze. Ale tak zupełnie żadnych formalności??? To może chociaż jakaś słowna deklaracja?! Ludzie nie będą cenić tego, co tak zupełnie bez niczego dostali!". Tak sobie wyobrażam, że być mogło. Poza tym to nie byli alkoholicy, o AA pojęcia wielkiego nie mieli.
 
Przez ostatni rok miałem okazję stykać się z wieloma ludźmi, którzy na mityngi AA uczęszczają w rozmaitych miejscach na Ziemi. Okazuje się, że przeczucia mnie nie myliły: przyjmowanie (lub nie) do AA i stawianie pytań, które to przyjęcie warunkują, jest wymysłem lokalnym.
 
• Żeby krytyka była konstruktywna, to napiszę może, jak ja to sobie wyobrażam.
Jeśli prowadzący mityng zauważy kogoś, kogo nie zna, może zadać pytanie: "Czy jest wśród nas ktoś, kto w tym gronie znalazł się pierwszy raz?" W przypadku odpowiedzi twierdzącej: "Trafiłeś na zamknięty mityng Anonimowych Alkoholików. Jeśli tu właśnie chciałeś się znaleźć, to witamy cię serdecznie i cieszymy, że jesteś dziś z nami". I to w sumie wszystko, na co można sobie pozwolić nie naruszając Tradycji. Oczywiście dotyczy to sytuacji, gdy nowa osoba nie została "wyłapana" przez odpowiednie służby jeszcze przed rozpoczęciem mityngu.
 
• Latem tego roku (2006) w Strzyżynie brałem udział w rozmowach na temat czytania literatury nie AA-owskiej podczas mityngów AA. Padł oczywiście w pewnej chwili argument odwołujący się do Tradycji: "Każda grupa jest niezależna we wszystkich sprawach...". I bardzo mi się spodobała odpowiedź: "Ależ tak! Masz rację. Macie prawo czytać co tam sobie ustalicie, choćby "Małego Księcia" - ale MY w AA czytamy literaturę AA".
 
I tak mi się czasem marzy, że może doczekam jeszcze czasów, gdy usłyszę: "Możecie nawet kwestionariusze osobowe kazać wypełniać, ale MY w AA działamy zgodnie z Tradycjami AA.




Dużo więcej w moich książkach



wtorek, 17 października 2006

Absolutnie nie porównywać!

W środowisku ludzi związanych z terapią odwykową, a zwłaszcza i przede wszystkim ze Wspólnotą Anonimowych Alkoholików, krąży całkiem pokaźna liczba rozmaitych powiedzeń, przysłów i innych "prawd". Wiele z nich, w niesamowicie prostej formie, zawiera cały ogrom mądrości życiowej wielu pokoleń trzeźwiejących alkoholików. Ale czy faktycznie wszystkie? Czy można podchodzić do nich całkowicie bezkrytycznie. Od powstania Wspólnoty Anonimowych Alkoholików (15 czerwca 1935) minęło 70 lat - na ile zadziałała zasada "głuchego telefonu"?


Tylko, broń Boże, nie porównywać i nie oceniać!

Hasło to wraca jak bumerang. I prawdę mówiąc mam coraz więcej wątpliwości... Skąd mam brać opinie o ludziach, rzeczach, zjawiskach, wydarzeniach, bez oceny? W jaki sposób, nie oceniając, mam się zorientować, że ktoś jest dla mnie dobry czy zły, pomaga mi czy szkodzi? Jak mam normalnie funkcjonować bez trzeźwej oceny sytuacji? 
 
Jak to się mówi delikatnie? Acha, no więc mam odruchy wymiotne kiedy słyszę hasło "nie oceniać". I zawsze (no, prawie zawsze) mam wrażenie, że prawdziwy przekaz osoby coś takiego propagującej brzmi: "tylko mnie nie oceń krytycznie, tylko mi nie zwróć uwagi na moje braki, słabości i błędy, ja tak nie chcę ich zauważać, tak nie chcę znów nad czymś pracować, tak nie chcę już nic zmieniać, tak nie chcę burzyć swojego spokoju i samozadowolenia". 
 
Często zastanawiam się skąd w AA i okolicach biorą się te wszystkie dziwolągi. A jeśli już nie całkowite dziwolągi, to cudaczne mutacje. 
 
Zakaz oceniania jest narzędziem terapeutycznym, dzięki któremu pacjenci na zajęciach terapii grupowej mogą się czuć pewnie i bezpiecznie. Ale przecież AA to nie terapia, życie to nie terapia!  "Nie porównuj się z innymi, bo możesz..." pochodzi z Dezyderaty Maxa Ehrmanna, ale czemu alkoholicy "łyknęli" to zdanie tak gładko i zrobili z nim to, co zrobili, pozostaje dla mnie zagadką. 
 
Cały system szkolnictwa na świecie opiera się na porównywaniu i ocenianiu: jeśli 99 dzieci w wieku lat 8 umie czytać, a jedno nie, to z tym jednym coś jest nie w porządku, być może jest dyslektykiem, może trzeba skierować je na jakieś dodatkowe zajęcia... 
 
System wynagrodzeń opiera się prawie w całości na ocenianiu i porównywaniu: jeśli dwudziestu robotników wykopało w ciągu dnia po jednej dziurze w ziemi, a robotnik numer 21 wykopał dwie, to on jest lepszym kopaczem niż pozostali i należy mu się nagroda. 
 
Czy słoń jest duży? No, to chyba zależy, do czego się go PORÓWNUJE, prawda? W PORÓWNANIU do mrówki duży, do kuli ziemskiej malutki. 
 
Jeśli znam tabliczkę mnożenia do 5, to skąd mam wiedzieć, czy to jest wystarczająco dużo, tyle ile potrzeba i ile wszyscy znają? Dopiero jak porównam się z innymi i zorientuję, że wszyscy pozostali znają tabliczkę mnożenia do 7, to będę wiedział, że muszę jeszcze się czegoś nauczyć.
 
Na systemie porównywania i oceniania opiera się cały system prawny. Ktoś ocenił, porównał szkodliwość i zdecydował, że wódkę i papierosy można sprzedawać legalnie, a marychę - nie.
Itd. itd. itp. 
 
Myślę, że z tymi porównaniami i ocenami jest jak z... młotkiem. Młotkiem można zbić łóżko, stół i szafę, ale młotkiem można też zamordować szwagra. 
Z porównania i oceny: "wszyscy w życiu świetnie sobie radzą, tylko ja jestem beznadziejny" - nie wynika w najlepszym wypadku nic. W gorszym, czymś takim mogę sobie zrobić krzywdę.  Ale jeśli stwierdzę, że "Marek, Wacek, Józek, Zbyszek i Wojtek potrafią pływać, a ja nie (porównanie). Nauczę się też, żebym w naszej paczce nie czuł się gorszy (ocena), żebym mógł z nimi wybierać się na żagle lub kajaki" - to to ma sens, z tego może coś pozytywnego wyniknąć.
 
Przez kilka lat obserwowałem przedziwną metamorfozę "Programu 24 godzin". Nie pamiętam już, czy dostałem go "do wykonania" na terapii czy mityngu AA, nieważne. W każdym razie było to zaraz na początku mojej abstynencji. 
 
Po latach słyszę jak facet odpowiada żonie pytającej, czy jutro załatwi hydraulika: "A skąd ja mam wiedzieć, co będzie jutro?! Jutro to ja się mogę napić lub umrzeć! Wiesz przecież, że ja muszę żyć Programem 24 godzin!". Zaskoczyło mnie to, więc starałem się go delikatnie podpytać o ten program 24 godzin i okazało się, że dla niego jest to decyzja, że dziś nie pije, a jutro, to nie wie i nie chce wiedzieć, co będzie. 
 
Ja jednak Program 24 godzin, zwany też Oazą spokoju lub tekstem Tylko dzisiaj, pamiętam w takiej formie :
 
• Właśnie dzisiaj chcę spróbować przeżyć ten dzień dobrze i nie od razu załatwić w nim problemy całego mojego życia. Spróbuję przeżyć go tak, jak nie miałbym jeszcze odwagi żyć przez resztę mojego życia. 
 
• Właśnie dzisiaj chcę być szczęśliwi. Zakładam, że prawdą jest "najczęściej ludzie są na tyle szczęśliwi na ile postanowią nimi być". 
 
• Właśnie dzisiaj chcę dostosować się do tego co jest, a nie próbować dostosowywać wszystko do moich własnych życzeń. Chcę sprostać mojemu losowi jakikolwiek on będzie.
 
• Właśnie dzisiaj chcę ćwiczyć mój umysł. Chcę poznawać rzeczy godne poznawania. Chcę nauczyć się czegoś użytecznego. Chcę czytać coś wymagającego wysiłku, myślenia, skupienia.
 
• Właśnie dzisiaj chcę ćwiczyć moją wolę na trzy sposoby:
1. zrobię coś dobrego i nie wypomnę tego ani nie pochwalę się tym 
2. dokonam co najmniej dwu rzeczy, na które zwykle nie mam ochoty
3. nie okażę nikomu, że moje uczucia zostały zranione 
 
• Właśnie dzisiaj chcę mieć plan postępowania; mogę nie trzymać się go ściśle, lecz spróbuję uchronić się od pochopności i niezdecydowania. 
 
• Właśnie dzisiaj znajdę spokojną chwilę dla siebie i spróbuję się odprężyć. Spojrzę wtedy na moje życie z lepszej perspektywy. 
 
• Właśnie dzisiaj chcę pozbyć się obaw i cieszyć się tym co piękne. Ufam, że dając z siebie dużo światu, dużo przez to zyskuje.
 
• Właśnie dzisiaj chcę być zgodny z otoczeniem. Chcę dobrze wyglądać być odpowiednio ubrany, mówić spokojnym tonem, być uprzejmym, nie krytykować niczego, nie wyszukiwać "dziury w całym" i nie zmieniać nikogo z wyjątkiem samego siebie. 
 
To, co teraz przez wielu młodszych uczestników mityngów znane jest jako Program 24 godzin, to chyba ten fragment „spróbuję przeżyć go tak, jak nie miałbym jeszcze odwagi żyć przez resztę mojego życia” w postaci stwierdzenia, że dziś nie piję, a jutro to ja nie wiem, co będzie. I na tym koniec. Oni po prostu nawet nie słyszeli, że Program 24 godzin to coś więcej.
 
Znajomy, zwany przeze mnie Hipnotyzerem, podsunął mi kiedyś tekst w broszurce "Mityng", nie pamiętam już niestety, czyjego autorstwa, chyba własnego.
W opowiastce tej przychodzi nowicjusz na mityng AA. Zostaje przywitany brawami i oficjalnie przyjęty do Wspólnoty. Na tym swoim pierwszym mityngu nowicjusz niewiele rozumie, mało do niego dociera, ale udaje mu się wynieść stamtąd dwie rzeczy: po pierwsze wie, że od teraz to on też jest AA, a po drugie zapamiętał jakieś dwa-trzy zdania. Może trochę wyszarpane z kontekstu, ale z tego nie zdaje sobie sprawy. 
Mijają 3-4 tygodnie. Na kolejnym mityngu nasz nowicjusz decyduje się zabrać głos- jest w końcu członkiem Wspólnoty AA. Chcąc dobrze wypaść wypowiada te zapamiętane zdania, odrobinkę przekręcone, troszkę zmienione przez własną imaginację, ociupinkę zniekształcone przez wczesnoterapeutyczne mądrości, nieco wzbogacone o własne doświadczenia... 
I nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie fakt, że na tymże mityngu był kolejny, całkiem "świeży" nowicjusz. Właśnie przywitano go brawami i oficjalnie przyjęto do Wspólnoty. Na tym swoim pierwszym mityngu "świeży" nowicjusz niewiele rozumie, mało do niego dociera, ale udaje mu się wynieść stamtąd dwie rzeczy: po pierwsze wie, że od teraz to on też jest AA, a po drugie zapamiętał jakieś dwa-trzy zdania z wypowiedzi naszego trzytygodniowego AA-owca.
"Mądrość AA przemówiła" pomyślał "świeży" nowicjusz i postarał się skrzętnie zapamiętać owe trzy zdania. A za cztery tygodnie, po kilku spotkaniach z terapeutą, na swoim piątym mityngu postanowił zabrać głos - jest w końcu członkiem Wspólnoty AA. Chcąc dobrze wypaść wypowiada te zapamiętane zdania, odrobinkę przekręcone, troszkę zmienione przez własną imaginację, ociupinkę zniekształcone przez przekazaną na terapii odwykowej wiedzę mądrości, nieco wzbogacone o własne doświadczenia...  
I tak zabawa w "głuchy telefon" trwa. Mądre i ważne sprawy przekazywane w taki sposób ulegają coraz to większym zmianom, przekręceniom i przeinaczeniom. Natomiast powtarzane wielokrotnie awansują do rangi fundamentalnych "prawd" Anonimowych Alkoholików.
 
W starszych scenariuszach mityngów (spotkań AA) czytamy: "Tak powstaje skarbiec mądrości AA...” Czy rzeczywiście skarbiec? Ile jest w nim dziwolągów, wykoślawionych powiedzonek, śmieci bez większej wartości? 
 
Sprawa wydaje się być dość poważna. Z jednej strony, żeby skorzystać w pełni z propozycji Anonimowych Alkoholików, potrzebna jest całkiem niezła doza zaufania. Z drugiej, okazuje się, że bez pewnego zdroworozsądkowego sceptycyzmu można "kupić" na mityngu coś, co zupełnie nie jest nam potrzebne, a wręcz przeciwnie.
 
Sądzę, że między innymi z tych powodów radzi się nowicjuszom, żeby podczas swoich pierwszych mityngów wyjęli watę z uszu i włożyli do ust. Pomijając całą obrzydliwość tego powiedzonka, sens przedstawia się następująco: "przestań tyle paplać, posłuchaj tego, co mówią inni, a nie tylko siebie". Poza tym: "starym AA-wcom krzywdy nie zrobisz, ale nie przemyślanymi wypowiedziami możesz skrzywdzić kogoś, kto dziś jest na mityngu pierwszy czy drugi raz".




Dużo więcej w moich książkach