wtorek, 29 listopada 2022

Poważny kłopot z Tradycją 3

Tradycja 3a
Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia.
(to ma sens, bo przynależność ma charakter duchowy – czuję, że należę do wielkiej ludzkiej rodziny)


Tradycja 3b
Jedynym warunkiem członkostwa w AA jest pragnienie zaprzestania picia.
(członkostwo jest formalne, jak wiadomo, kojarzy się ze składkami członkowskimi, regulaminami członkowskimi, legitymacjami członkowskimi, zasadami wykluczania z grona członków itd.)


Tradycja 3 wersja długa
Nasza wspólnota powinna obejmować wszystkich, którzy cierpią z powodu alkoholizmu. Toteż nie mamy prawa odrzucić nikogo, kto pragnie zdrowieć. Przynależność do AA nigdy nie powinna być uzależniona od posłuszeństwa czy pieniędzy. Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań.

Niezły galimatias. To jak to w końcu jest, wystarczy pragnienie zaprzestania picia, czy trzeba cierpieć z powodu alkoholizmu? Zaraz, zaraz… czy nie było już kiedyś aroganckich prób sprawdzania tego cierpienia? I nieprzyjmowanie do AA tych, którzy nie chcieli publicznie przyznać, że cierpią?
A co z rodziną alkoholika, czy oni nie cierpią z powodu alkoholizmu? Co z tego, że z powodu alkoholizmu członka rodziny – w Tradycji nie jest to doprecyzowane.

Nie dość, że jest ewidentna sprzeczność między wersją długą i krótką, to jeszcze tzw. tłumacze dołożyli swoje…

Przy okazji zastanawiam się, co w takim razie ze mną i moim członkostwem/uczestnictwem w zamkniętych spotkaniach AA. Nie cierpię z powodu alkoholizmu, bo wytrzeźwiałem wiele lat temu, i nie chcę przestać pić, skoro nie piję od ponad dwudziestu. No, kurde!, przecież nie można chcieć przestać robić czegoś, czego się nie robi!

 

piątek, 25 listopada 2022

Wrogowie nadal są potrzebni

Jakieś dziesięć lat temu napisałem na blogu artykuł o korzyściach rozlicznych z posiadania osobistego wroga płynących (https://meszuge.blogspot.com/2013/07/wrog-potrzebny-do-zycia.html). Mnie się to mocno zmieniło, nie szukam wrogów, nie potrzebuję ich, ale obserwacja komentarzy na moim blogu pokazuje, że ta potrzeba jest wiecznie żywa w polskiej wersji AA.
Podczas mityngów wszyscy są przyjaciółmi, przynajmniej w deklaracjach. Później wracają do domu, siadają przed komputerem i uruchamiają, na chwilę tylko wyłączoną, potrzebę nienawiści, walki, poniżania, ośmieszania, gnojenia.

Kolejny raz zauważam, i chyba nie tylko ja, że cokolwiek bym napisał (śmierć Marii Matuszewskiej, tekst jednej z Tradycji itd.), komentatorzy z ledwie tłumioną agresją dają upust swojej nienawiści na każdy temat, jaki im wpadnie do głowy, bo z tym, co ja napisałem, nie ma to zwykle zupełnie nic wspólnego.
Przytoczyłem tekst Siódmej Tradycji i dołączyłem zrzut ekranu, żeby nie było, że sam coś wymyśliłem. Miałem nadzieję na merytoryczną dyskusję o tym, jaka jest relacja między BSK, a Wspólnotą AA. Jeśli BSK jest częścią AA, to nie powinna przyjmować dotacji, skoro jednak przyjmuje i, zgodnie ze swoim statutem, przyjmować może, to widocznie to nie jest AA, czy coś w tym stylu. Ale ja miałem oczekiwania, a poszło jak zwykle – ponad dwieście nienawistnych wpisów zupełnie nie na temat. Zorientowałem się, że nie ma znaczenia, co ja napiszę, bo komentujący i tak realizować będą swoją potrzebę wrogości, nienawiści, gnojenia innych. Choć za godzinę, na mityngu swojej grupy, rozwodzić się będą o przyjaźni.

W swoich początkach we Wspólnocie AA zajęty byłem własną abstynencją i trzeźwieniem, ale kiedy nastał czas Wielkich Wojen Scenariuszowych, z wrogością i złością przyjaciół z AA zetknąłem się po raz pierwszy. Bo proponowałem, żeby zrezygnować z procederu przyjmowania do AA. Ta wojna właściwie niezauważalnie zmieniła się w kolejną, bo znowu wymyśliłem jakieś cudactwo i zacząłem mówić o sponsorze i sponsorowaniu – jak śmiałem naruszać Święte Polskie AA, w którym nie wolno mieć autorytetów?! Kilkanaście miesięcy później tych samych treści słuchano w Polsce z ust alkoholików z emigracji już bez oporów; ta wojna się skończyła.

Wydawało mi się wtedy, że potrzeba posiadania wrogów minęła w tym naszym środowisku, ale znowu nie miałem racji. Czytając komentarze zorientowałem się, że teraz zwolennicy Programu AA walczą zaciekle ze zwolennikami Programu Trzech Legatów (sic!), przekonanych często, że najważniejsze w AA są przepisy, karty, poradniki, normy, koncepcje, prawa. Równolegle toczy się wojna umiarkowanych AA-owców (wcale nie tylko agnostyków) z ultra religijnymi, którzy tę swoją religię wepchnęliby innym do gardła siłą, pod pozorem Programu, i w imię ich dobra, oczywiście.

Nie musimy się przyjaźnić, nie musimy się zgadzać w wielu sprawach, ale nie musimy przez to być wrogami i ze sobą walczyć. Wielu alkoholików w Polsce, prawdopodobnie naśladując polityków, lansuje tezę, że jeśli masz inne zdanie niż ja, to pewnie jesteś moim wrogiem. Jednak najbardziej widoczne jest to w przypadku zwracania uwagi na jakieś błędy. Spróbuj tylko zwrócić mi uwagę, że popełniłem jakiś błąd, a natychmiast ogłoszę, i krzyczeć będę głośno, że widocznie jesteś moim wrogiem, nienawidzisz mnie, masz do mnie jakieś prywatne urazy. Niezła sztuczka i wielu się na nią nabiera, ale na mnie już nie działa.

Polscy AA, zwłaszcza z grona „zaufanych sług”, ale nie tylko, odmowę traktują jak akt wrogości, krytykę jako prywatną urazę, a zwrócenie uwagi na ewidentny błąd uważają za jakąś napaść, agresję. Cwana perfidia i próba mydlenia oczu, czy naprawdę nie są w stanie zrozumieć, że można stać w opozycji do błędów i wypaczeń bez wrogości do ludzi, którzy je popełnili?
Do osób, które nie są w stanie przyznać się do błędów, wypierają je, zakłamują, narzucają innym, można stracić szacunek i zaufanie, ale to nadal nie musi oznaczać wrogości.

Trudne: nie miałem racji, pomyliłem się, proszę, pomóżcie mi to naprawić.
Łatwe: on ma do mnie osobistą urazę, oczernia mnie, pewnie mnie nienawidzi.

Którą postawę wybieramy?


wtorek, 22 listopada 2022

Alkoholiczki poszukują raju

Jakiś czas temu pisałem o alkoholikach (płci dowolnej), starających się ze sponsorem realizować Dwanaście Kroków po raz kolejny. https://meszuge.blogspot.com/2022/02/12-krokow-ze-sponsorem-bis_16.html
Niektóre powody wydają się oczywiste: przerwanie pracy ze sponsorką przed jej ukończeniem, zapicie, zaniedbanie rozwoju duchowego, a więc znaczące pogorszenie jakości życia, uświadomienie sobie, że zrobiło się jakąś namiastkę Programu, bez realizacji niektórych Kroków, a inne powierzchownie i z grubsza oraz podobne. Tym razem jednak chodzi mi o inne powroty do Programu.

Alkoholiczka/alkoholik zrobił Program ze sponsorem, żyje Programem, pełni różne służby powierzone mu przez grupę, raz jest szczęśliwy, innym razem nie, w zależności od sytuacji i okoliczności życiowych, czyli wszystko dzieje się normalnie i tak jak trzeba. Aż tu nagle w okolicy pojawia się Wielki Człowiek i z alkoholiczką/alkoholikiem dzieje się coś dziwnego. Jakby traci zdrowy rozsądek i kontakt z rzeczywistością, i dochodzi do wniosku, że musi raz jeszcze zrobić Program z Wielkim Człowiekiem. Na przykład z samym F., z samym T., z samą K., z samą S. Tak, koniecznie i dla większego efektu trzeba dodawać do imienia „samą” lub „samego” – to najwyraźniej podnosi wartość tej osoby oraz jej podopiecznych.

Od kilkunastu lat do dziś zaobserwowałem cztery takie fale, ale bardzo możliwe, że było ich znacznie więcej. Niektóre lokalne i stosunkowo krótkie, inne wprost przeciwnie. Co ciekawe, gdy trafiłem do AA ponad dwadzieścia lat temu, nic takiego się nie działo. Myślę, że wynikało to z błędnego tłumaczenia Drugiej Tradycji i przekonania, że alkoholik nie może mieć (poza Bogiem) żadnych autorytetów. Więc nie można było chwalić się, że moim sponsorem jest sam F., bo koledzy na mityngach zaraz by kogoś takiego napadli, zarzucając mu, że znalazł sobie autorytet i jeszcze – głupi! – go słucha.

Zakładam, że oczywiste jest, że alkoholiczki i alkoholicy przebudzeni, normalni, trzeźwi, miewają uczucia i emocje stosowne do okoliczności. Szczęśliwe są na ślubie (swoim), zrozpaczone na pogrzebie (matki). Zresztą, o szczęściu był już specjalny tekst: https://meszuge.blogspot.com/2022/08/nieczesto-jestem-szczesliwy.html
W takim razie czego właściwie szukają alkoholicy i alkoholiczki, zgłaszając się stadnie do samej…, samego… z błaganiem o ponowne przeprowadzenie przez Program? Czy mają nadzieję, że sama… objawi im w Krokach, które zresztą od lat znają i stosują, jakieś magiczne treści ukryte dotąd przed maluczkimi? Jakieś recepty na wieczną i nieustającą szczęśliwość? Na co liczą, na jakiś cud? A może że odtąd wszystko w życiu będzie się udawać, nie zatka się zlew, nie trzeba będzie odwiedzać dentysty, w pracy będą same tylko podwyżki i żadnych redukcji, w rodzinie nikt nie umrze ani nie zachoruje poważnie, dzieci będą grzeczne i dobrze się uczyć, i nigdy nie wpadnie im do głowy eksperymentować z narkotykami lub alkoholem?
O co chodzi w tym pragnieniu realizacji Programu kolejny raz, ale za to w Wielkim Człowiekiem? O trzeźwość, której – jak podpowiada kolega – chyba jednak i wbrew pozorom nie było? O powrót magicznego myślenia?

Nauczyłem się kiedyś, dość boleśnie zresztą, że nierealistyczne oczekiwania rodzą rozczarowania, urazy, zawody i żal. Od kiedy wytrzeźwiałem, czyli mam kontakt z rzeczywistością, nie produkuję już dziwacznych oczekiwań, w których ktoś, nawet sama…, zapewni mi błogą szczęśliwość i to na zawsze.

Większość z nas czuje, że nie musi już poszukiwać Utopii. Jest ona z nami – tu i teraz. [WK, s. 16]

Jednak są i takie/tacy, którzy uważają, że nadal muszą szukać, bo może sama S. udostępni im jakąś lepszą Utopię...





środa, 16 listopada 2022

Tradycja 7 PLAA, w praktyce

 Tradycja Siódma

Każda grupa AA powinna być całkowicie samowystarczalna i nie przyjmować dotacji z zewnątrz.





Źródło: https://rejestr.io/krs/20923/fundacja-biuro-sluzby-krajowej-anonimowych-alkoholikow-w-polsce 

czwartek, 10 listopada 2022

Nie, nie jesteśmy tacy sami

Od ponad dwudziestu lat, podczas mityngów i nie tylko, bo w ogóle w środowisku AA, słyszę powtarzane przez fanatyków z maniackim uporem i niezłomną wiarą przekonanie, że my, alkoholicy, jesteśmy tacy sami. Jest to całkowicie sprzeczne z podstawowym choćby oglądem rzeczywistości, ale przecież spora część z nas od rzeczywistości oderwana jest w stopniu znaczącym.

Od dawna proponuję nowicjuszom, żeby w swoich początkach w AA, skupiali się raczej na podobieństwach, a nie na różnicach. To jednak nie ma kompletnie nic wspólnego z przekonywaniem siebie i innych, że jesteśmy tacy sami.

Podobnych jest kilka, może kilkanaście objawów choroby alkoholowej, które nazywam manifestacjami alkoholizmu, za to różnic jest zapewne nieskończenie wiele. Większość z nich, tych różnic, jest normalna, oczywista, nie budzi wątpliwości. Jednak przynajmniej jednej różnicy nie pojmuję zupełnie, choć przyjmuję do wiadomości, że niektórzy tak mają.

Całe życie chciałem wiedzieć. Właściwie wiedzieć wszystko, wiedzieć, jak było, wiedzieć, jaka jest prawda. Oczywiście jedne tematy interesowały mnie mniej, inne bardziej, jeszcze inne prawie w ogóle, ale to normalne. Bywa też, że nie szukam prawdy na jakiś temat ze zwykłego lenistwa, jednak gdyby można ją było poznać bez wysiłku, bez nakładu sił i środków, to bardzo chętnie, czemu nie.

Zdarza mi się stykać z ludźmi o konstrukcji psychicznej zupełnie odmiennej niż moja, co nie znaczy, że lepszych lub gorszych. Ludzi, którzy nie chcą wiedzieć. Nie chcą poznać, nie chcą zrozumieć, nie chcą dowiedzieć się, jaka jest prawda, nie chcą zetknąć się w rzeczywistością. Nie chodzi mi o tych, którym się nie chce dowiedzieć, ale o tych którzy nie chcą wiedzieć, choćby to było za darmo i bez wyrzeczeń, i gotowi są włożyć sporo wysiłku w to, żeby się – broń Boże! – nie dowiedzieć. I nie w tym rzecz, że konkretny temat, zagadnienie, ich nie interesuje – nie, deklarują głośno i wyraźnie, że to coś jest dla nich bardzo ważne, jest kwestią znaczącą w ich życiu, a jednak starają się nie wiedzieć. Zdumiewające!

Jak zauważyłem, taka postawa (nie chcę wiedzieć!) dotyczy głównie alkoholizmu, AA i Programu oraz religii (możliwe, że też polityki, ale na tym się nie znam). Bywa że te kwestie się łączą. Na przykład na pytanie, czy w twoim życiu „Bóg jest wszystkim albo niczym (WK, s. 53), odpowiadają bez mrugnięcia okiem, że zdecydowanie wszystkim. Jednak nie starają się niczego o tym Bogu dowiedzieć. Nie przeczytali Biblii ani nawet Nowego Testamentu (lub innej fundamentalnej dla swojej religii księgi, np. Tory czy Koranu), a jeśli ktoś próbuje im coś opowiedzieć, nie chcą słuchać. Twierdzą, że AA i Dwanaście Kroków uratowały im życie i że żyją Programem, ale poza niewielkim fragmentem jednej z książek, chodzi o jakieś 70 kartek, mocno się starają nic więcej nie wiedzieć, nie poznać, nie przeczytać.

Jest to tylko dowód na to, że mamy różną osobowość, czyli… «całość stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka». Nie musi to oznaczać ludzi, alkoholików, lepszych i gorszych, ale po prostu odmiennych, nie takich samych.

A jak to jest u Ciebie?


Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli. Laurent Gounelle.

Nie ma takiego poświęcenia, na jakie człowiek się nie zdobędzie, by tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. Robert Cialdini.


sobota, 5 listopada 2022

Ale my i tak wiemy lepiej…

Nasze społeczeństwo często ma o nas, Anonimowych Alkoholikach, złą opinię. Uważają nas nie tylko za złych ludzi, ale również za durniów i półanalfabetów, którym gorzała mózg wyżarła. Przykre to, ale może lepiej nie utwierdzajmy ich w tym przekonaniu?

Akredytacja to zdecydowanie nie jest bilet wstępu na AA-owską masówkę. Akredytacja to uprawnienie udzielone przedstawicielowi dyplomatycznemu (ambasadorowi, konsulowi) lub prasowemu do pełnienia funkcji przy obcym rządzie lub organizacji międzynarodowej*. Zapewne wśród dyplomatów zdarzają się alkoholicy, to jednak nie każdy alkoholik jest dyplomatą. Widzę, że trudno się z tym pogodzić, ale może wreszcie trzeba będzie…

Żyjemy w wolnym kraju, więc każdemu wolno tutaj popisywać się nieuctwem i lekceważyć prośby Powierników (by nie powielać tego błędu), ale może niekoniecznie należy przy tym ośmieszać Wspólnotę Anonimowych Alkoholików? Choćby tylko dlatego, że taki nasz wizerunek utrudnia wciąż jeszcze cierpiącym alkoholikom identyfikację i nadzieję na to, że moglibyśmy im pomóc, skoro nawet nie wiemy, jakie brednie wypisujemy.

I tylko w jednym różnicie się od Boga – Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej.



---




środa, 2 listopada 2022

Pułapki naszego rozwiązania

Dawno, dawno temu zawiadomiono mnie, że odbędzie się spikerka alkoholika, którego lubię i szanuję, na intrygujący temat: „Pułapki programu AA”. Nie mogłem się doczekać. Znajomym przekazałem informację o planowanym wystąpieniu, bo uznałem, że będzie to coś ciekawego. Żałuję tego do dziś.
Spiker przywitał się, grzecznie podziękował za zaproszenie, a następnie oznajmił, że w programie Anonimowych Alkoholików nie ma żadnych pułapek, wiec on opowie o sobie i swoich życiowych błędach. Ups!
Poczułem się oszukany i zawiedziony. Głupio mi też było wobec osób, które na tę spikerkę namawiałem. Żeby jednak nie wszystko było po stronie strat, postanowiłem poważnie zastanowić się, czy w rozwiązaniu problemu alkoholizmu, jakim dysponuje Wspólnota AA, bo nie chodzi o samych tylko Dwanaście Kroków, na pewno nie ma żadnych pułapek. Czy wszystko jest idealne, jednoznaczne i ani jednej zasadzki nie trzeba się obawiać. Oczywiście, gdybym nic nie znalazł, to tego artykułu by nie było.

1. Wady i… tylko wady.
Jasne chyba jest, że moje wady mogą mnie realnie zabić, natomiast zalety – zdecydowanie nie, jednak obrachunek moralny, zwany obecnie i cudacznie inwenturą, nie będzie rzetelny ani nawet prawdziwy, jeśli ograniczy się tylko do wad albo tylko do zalet. W naszej literaturze o wadach napisano mnóstwo, a o zaletach ze dwa zdania i to dość dziwne, bo to sponsor ma zwrócić uwagę podopiecznego na jego zalety, jakby mógł je dogłębnie poznać przez dwa-trzy miesiące współpracy. Spotykam też alkoholików z pewnej szkoły sponsorowania, którzy w procesie sponsorowania, na zalety nie zwracali uwagi w ogóle. Może tego fragmentu Wielkiej Księgi nie mieli zaznaczonego właściwym kolorem?

Tym bardziej, że opiekun najczęściej od razu podkreśla zalety nowicjusza, które powinny być uwzględnione na równi z wadami przy obrachunku moralnym. Dodaje to otuchy i skłania do równowagi. Dzięki większej dozie optymizmu, nowicjusz potrafi z odwagą, a nie ze zgrozą, spojrzeć na swoje wady [12x12].

Efektem wpakowania się w pułapkę koncentracji na samych tylko wadach jest mocno zaniżone poczucie własne wartości, stale obniżony nastrój (i już wiadomo, czemu alkoholicy na swoich mityngach są tacy smutni), niezdolność do docenienia, ucieszenia się, ale zwłaszcza pochwalenia całkiem realnymi osiągnięciami, sukcesami. Tu uwaga. Bardzo ważna jest różnica między „pamiętać”, a „rozpamiętywać” i tak samo ważna jest między „chwalić się”, a „przechwalać”.
Zdobyłem jakieś umiejętności czy doświadczenie, więc mogłoby się to przydać koledze z AA (lub członkowi rodziny, sąsiadowi), ale skąd on ma w ogóle wiedzieć, że coś potrafię, jeśli się tym nie pochwalę? Skupienie się na samych tylko wadach prowadzi często, choć nie zawsze, do kokieterii, fałszywej skromności, manipulacyjnego wymuszania pochwał, krygowania się. Parę dni już nie piję – mówi kokieteryjnie, krygując się AA-owski weteran z wieloletnią abstynencją, którego i tak wszyscy znają. Nie ma to nic wspólnego z przebudzeniem duchowym i uczciwością? No, nie ma, ale co z tego?

2. Bóg jest wszystkim.
Podczas terapii odwykowej dowiedziałem się, że alkoholicy mają skłonność do operowania skrajnościami: wszystko albo nic, białe lub czarne, dobry albo zły itp. Są tego przykłady także w WK. Pułapka takiego zero-jedynkowego myślenia i postaw może prowadzić do życiowej i sytuacyjnej bierności. Skoro wszystko oddałem/powierzyłem Bogu, to teraz On za wszystko odpowiada. Moje działania wręcz urągają Bogu i Jego woli, bo najwyraźniej znowu próbuję kierować, a przecież powinienem akceptować, to jest aprobować, dokładnie wszystko i to takie, jakie jest. Ktoś jeszcze nie słyszał w AA tekstów typu: Widocznie Bóg tak chciał. Widocznie tak miało być? Zaspałem i spóźniłem się na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy – widać tak miało być i sam Bóg tak chciał, prawda?

3. Liczy się tylko doświadczenie.
Przeniesione z zajęć grupowych psychoterapii odwykowej na mityngi AA wymóg skupiania się tylko i wyłącznie na osobistych przeżyciach. Ta maniera przenika też do relacji sponsor-podopieczny. Wydaje się, że stało się to już w AA w Polsce jakąś obowiązującą zasadą. Po władowaniu się w tę pułapkę alkoholik zaczyna negować wiedzę specjalistów i fachowców z dowolnej dziedziny, bo ważniejsze są dla niego jego własne przeżycia i doświadczenia. Przesadzam? A przecież to jest nieomalże powszechne. Na przykład temat mityngu „jak rozumiesz pokorę?” – nie jest ważne, co o tym sądzą językoznawcy i poloniści, co napisano w Słowniku Języka Polskiego, nie, dla alkoholika liczy się tylko to, co on sam sobie wymyślił, opatrując to na dokładkę etykietką własnego doświadczenia. Szalejąca samowola i niezdolność do podporządkowania się? Tak i to przy jednoczesnej deklaracji o całkowitym powierzeniu.
Pułapka przeceniania własnych przeżyć i przekonań utrudnia relacje międzyludzkie. Zderzają się z tym zwłaszcza alkoholicy, w życiu których pojawia się jakaś poważniejsza zmiana, na przykład dokształcanie (studia), nowa praca, nowy związek. I naglę, często niestety boleśnie dla alkoholika, okazuje się, że jego prywatne doświadczenia i przeżycia zupełnie nie interesują i kompletnie nie mają znaczenia dla wykładowcy, nowego szefa, nowego partnera.


Na jakimś zdjęciu z salki mityngowej w Ameryce widziałem plakat z napisem: Think! Think! Think!Myśl! Myśl! Myśl! Program AA ma pomóc alkoholikowi wytrzeźwieć, przywrócić poczytalność i trzeźwe myślenie, a nie wyłączyć mu myślnie i stworzyć jakiegoś AA-owskiego fanatyka, ślepo wierzącego w swoją świętą księgę. 
Dla alkoholików trzeźwych pułapki, które opisałem, nie powinny stanowić większego, a może i żadnego zagrożenia.


wtorek, 1 listopada 2022

Najważniejsze w AA jest...

Na początek anegdota. Koledzy z pracy namówili Amerykanina, z którym robili na budowie w Detroit, żeby przez kilka dni pooglądał polską telewizję. Po dwóch dniach Amerykanin przychodzi do pracy i mówi znajomym Polakom, że… w Polsce powinni zrobić jakiś przewrót i wreszcie odebrać władzę temu strasznemu Donaldowi Tuskowi. Bo co program to informacja, jak koszmarne rzeczy ten człowiek zrobił Polakom i Polsce. A w ogóle, to kto to jest ten cały Tusk? Premier? Prezydent? Król? Skoro ma tak wielką władzę!

Przypomniało mi się to, kiedy tu i ówdzie zacząłem zadawać pytania o to, kto lub co, jest najważniejsze w AA w Polsce? Pytania były uzupełnieniem i konsekwencją setek komentarzy, jakie pojawiły się na moim blogu w ostatnim czasie. Co ciekawe, temat mojego artykułu, wydawał się przy tym nie mieć większego znaczenia. Bez względu na zagadnienie jakie poruszałem, komentujący – prędzej lub później, ale raczej prędzej – zaczynali spierać się między sobą w pewnym sensie właśnie o to, co jest ważniejsze w PLAA, Program (Dwanaście Kroków), czy Władza (organizacja, zasady, przepisy, różne karty, poradniki)?

Na wielu mityngach słyszałem, nawet nie tak dawno, że nowicjusz jest na tym spotkaniu najważniejszy, a alkoholicy o długiej abstynencji najwięcej uczą się od takich właśnie świeżaków. Banialuki, w które nie wierzą ani ci nowi, ani weterani. Ale powtarza się to, nie wiem po co, od lat. Za to w sumie od niedawna pojawiają się wypowiedzi, które jakby ilustrują narastający podział w AA w Polsce. Podział na roboli, którzy mordują się z nowicjuszami, przekazują im Program, pomagają wytrzeźwieć, oraz władzy, to jest tych, którzy do takiej brudnej i niewdzięcznej roboty się nie garną, ale za to dysponują sporą teoretyczną wiedzą o działaniu spółek zależnych działających na rzecz AA. Na przykład. Także o wielu innych teoriach. I o coraz większej liczbie teorii, zasad, norm i przepisów, które rzekomo obowiązują członków AA w Polsce.

Zastanawiam się czy ktoś, kto obserwuje u nas to zjawisko, a nie zna dobrze idei światowej Wspólnoty AA, nie może się pomylić, jak ten Amerykanin z anegdoty…

Gdybyśmy postępowali według zasad, ktoś musiałby je najpierw ustanowić i, co byłoby jeszcze trudniejsze, wymusić ich stosowanie. Doświadczenie pokazuje, iż zwykle kończy się to sporami pomiędzy ustanawiającymi, przede wszystkim w kwestii rodzaju zasad. [„Język serca"]

Trudne to? Na pewno, tym niemniej próby w Polsce trwają i presja rośnie.