Jaki miałby być efekt realizacji Programu Dwunastu Kroków? Można powiedzieć, że przebudzenie duchowe, to jest całkowita zmiana psychiki, ale to wydaje się jakby mało konkretne. To może taka zmiana życia (przekonań, zachowań, wierzeń, myślenia itp.), po której alkohol nie będzie już potrzebny do niczego? Też dobre, ale przecież nie chodzi tylko o trwałą abstynencję.
Czy niepicie to wszystko, czego mamy się spodziewać po przebudzeniu duchowym? Nie; abstynencja to zaledwie sam początek – to tylko pierwszy dar pierwszego przebudzenia. Jeśli mamy otrzymać ich więcej, proces przebudzenia musi postępować naprzód [„Uwierzyliśmy”].
W księdze dla mnie ważnej znalazłem takie oto stwierdzenie:
Tak więc po owocach poznacie ich. [Mateusz 7:20]
Nieco koślawo cytowane przez Billa W.:
Jest tylko jeden pewny sprawdzian wartości jakiegokolwiek doświadczenia duchowego: „Po owocach ich poznacie ich” [„Jak to widzi Bill”].
Jak wyglądają takie efekty czy owoce, kiedy dojrzewają, kiedy jest sens oceniać ich wartość?
Oczywiście, jak zapewne wielu z nas, alkoholików, początkowo najważniejsza wydawała mi się abstynencja. Później stabilna abstynencja, taka bez głodów, nawrotów, objawów i innych takich. Po jakichś czterech latach okazało się, że i to jest za mało. Upomniał się o mnie Program Anonimowych Alkoholików. W efekcie biegałem z posłaniem w różne miejsca, pełniłem służby, sponsorowałem (przez krótki czas nawet pięcioro alkoholików jednocześnie), w mityngach uczestniczyłem przynajmniej trzy razy w tygodniu i… byłem szczęśliwy. A przynajmniej tak mi się wydawało przez jakiś czas.
Jakieś dwa-trzy lata później odkryłem, że szczęście pomyliło mi się z programowym hajem. Bardzo podobnym do efektów zakochania lub użycia alkoholu. Zorientowałem się, że w ogóle istnieje coś takiego, jak programowy haj (nie znalazłem dotąd określenia bardziej pasującego). Zacząłem też zauważać, że żyję w sposób zupełnie odmienny od normalnego, zwykłego – a czy trzeźwość nie miała oznaczać powrotu do normalności, właściwych proporcji i równowagi, uporządkowanej hierarchii wartości?
Właściwe proporcje… Równowaga… Ależ skądże! W tamtym okresie liczyła się dla mnie tylko Wspólnota i różne sprawy AA-owskie. Wszystkie inne normalne życiowe zadania starałem się załatwiać jak najszybciej (na bylejakość nie pozwalał mi ledwie utemperowany perfekcjonizm), żeby móc szybko wrócić do problemów alkoholików. Moje życie to było AA i jakaś mniej ważna reszta. Nie, coś takiego nie jest normalne. Nie jest też niczym złym ani zakazanym (jednak pod warunkiem, że złymi intencjami oraz powierzchownym sponsorowaniem nie robię komuś krzywdy), ale nie naturalnym.
Jestem alkoholikiem. Całymi latami manipulowałem uczuciami i emocjami za pomocą alkoholu. Miałbym wódkę zamienić na AA? Wiem i rozumiem, że wszyscy ludzie, alkoholicy może nawet szczególnie, potrzebują mieć na dłuższą metę dodatni bilans emocjonalny. Lubimy się czuć dobrze, nie tęsknimy za cierpieniem. Jeśli jednak jestem alkoholikiem trzeźwym, to technik, sposobów i metod poprawienia sobie samopoczucia znam już wiele (randka, książka, rozmowa, film, seks, spacer, sport, dobre jedzenie, taniec, wycieczki, lody, muzyka itd.) i nie poszukuję ich tylko i wyłącznie w AA.
Podopieczny „zrobił” Program, nawet w niezłym czasie. Sponsorował, pełnił inne służby, uczestniczył w mityngach. Po pięciu latach aktywności, zaczął rozluźniać swoje związki z AA. Dokończył służby, nie zaczynał współpracy z nowymi podopiecznymi, powoli zmniejszał liczbę mityngów, bacznie obserwując, co się będzie działo i z zastrzeżeniem, że jakby co, to on wraca w podskokach. Trwało to odchodzenie ponad pół roku. A sześć lat po tym, jak odszedł definitywnie, mówił, że sponsor dobrze go nauczył tych kilku prostych prawd czy reguł, według których trzeba żyć (cytat z naszej literatury), więc po prostu stosuje je w życiu i tyle. Jeśli zdarzają mu się jakieś kłopoty, to je rozwiązuje, sam lub z pomocą innych, albo – po konsultacjach z właściwymi osobami – z pokorą godzi się, że rozwiązania nie ma, a nie biegnie na mityng AA.
A wracając do pytania, kiedy zdroworozsądkowo oceniać efekty, kiedy ich oczekiwać na właściwym poziomie, powiedziałbym tak: nie ma sensu oceniać trwałości abstynencji podczas tzw. miesiąca miodowego i związanej z nim euforii, i nie ma sensu oceniać trzeźwości alkoholika i realnej jakości jego życia, dopóki ten żyje na programowym haju. Pierwsze trzy lata po zakończeniu pracy na Krokach ze sponsorem, to chyba zbyt krótki czas, ale niech już będzie, możliwe, że w większości przypadków wystarczy. Natomiast bywają i tacy alkoholicy, którzy celowo programowy haj przeciągają na okres znacznie dłuższy. Jeżeli robią to świadomie, to pół biedy, ale jeśli oszukują siebie i innych, że te liczne działania (i AA-owska nadaktywność, czasem wręcz ze szkodą dla bliskich) to dla dobra nowych alkoholików, to miałbym ochotę spytać – jesteś pewna/pewien, że bez ciebie się nie obejdzie, że bez ciebie AA się zawali, a nowicjusze padać będą jak muchy? Na jakiej podstawie tak sądzisz? Ale… ale nie spytam, bo moim celem jest pomagać, a nie burzyć komuś dobry nastrój i zadowolenie z siebie.