Teściowie obchodzili hucznie złote
gody. Z tej okazji urządzali przyjęcie w przydomowym ogrodzie. Alkoholiczka z
dziesięciomiesięczną abstynencją, w trakcie psychoterapii odwykowej, wiedziała,
że nie powinna w tej imprezie uczestniczyć, ale nie chciała pogarszać i tak
nienajlepszych relacji z rodzicami męża, więc jednak spędziła z całym
towarzystwem jakiś czas. Nie bawiła się dobrze, wręcz przeciwnie – bez przerwy
spięta, wystraszona i przekonana, że robi coś bardzo złego, niebezpiecznego, coś
wbrew zasadom, że niesamowicie ryzykuje. O dziwo, imprezę jakoś przetrwała.
Napiła się dwa dni później.
Oczywiste jest, że strach przed
alkoholem i ludźmi pijącymi, to dzieło psychoterapii odwykowej. Pamiętam raz
tylko ostry protest, gdy wyraziłem to przekonanie na jakiejś spikerce – jeden
ze słuchaczy stwierdził, że to nieprawda, że to nie psychoterapeuci wdrukowali
mu w psychikę obawy przed alkoholem. Poprosiłem wtedy, żeby podniosły rękę te
osoby, które jeszcze przed leczeniem odwykowym bały się kieliszków, reklam piwa
oraz sklepów spożywczych, w których jest też alkohol. Najpierw,
zdezorientowani, popatrzyli na mnie jak na wariata, a następnie sala wybuchnęła
gromkim śmiechem.
Uczucia albo emocje, które
napędzały moje picie, były tylko trzy: strach, wstyd i złość. Od nich
potrzebowałem ulgi, wytchnienia, ucieczki. Czy w okresie destrukcyjnego picia
bałem się innych gości na imprezie (na przykład wujka, szwagierki albo kuzynki)?
Ależ skądże znowu! Co najwyżej niepokoiłem się, czy pozostali uczestnicy imprezy
za dużo nie wypiją, czy mi wódki nie braknie. To może balem się kieliszków albo
sklepów? No… bez jaj!
Takie i podobne wydarzenia i
przemyślenia skłoniły mnie kiedyś do zastanowienia się i rozważenia, jaka jest naprawdę
rola strachu w procesie zdrowienia/trzeźwienia alkoholika. Czy strach (lęk,
obawa itp.) przed innymi osobami będącymi „pod wpływem”, na przykład w miejskim
autobusie lub tramwaju, na rodzinnym spotkaniu,
przed kieliszkami, kuflami, reklamami, sklepami spożywczymi, naprawdę jest
korzystny, czy może wręcz przeciwnie?
Kiedy rozmawiałem o tym z
kolegami, któryś z nich stwierdził, że tych lęków uczą także w AA, ale… chyba jednak
niezupełnie. W Polsce zapewne uczą, ale uczestnicy mityngów w naszym kraju są
prawie zawsze pacjentami albo absolwentami jakiejś psychoterapii odwykowej i
stamtąd te przekonania przynieśli do środowiska Wspólnoty AA. „Czysta” postawa
Anonimowych Alkoholików jest przecież inna:
W
naszym przekonaniu jakikolwiek program leczenia z alkoholizmu, który opiera się
na izolowaniu alkoholika od pokusy, z góry skazany jest na niepowodzenie.
Fizyczna ucieczka od alkoholu może się udać na krótki czas, ale z reguły kończy
się ona fatalnym ciągiem picia. Próbowaliśmy i tej metody. Stwierdzamy, że
próby dokonania czegoś, co niewykonalne, zawsze kończą się klęską. („Anonimowi Alkoholicy”)
Każdego
dnia będziemy pewnie widzieli pijących czy miejsca, w których się pije,
będziemy oglądali dziesiątki reklam zachęcających do picia. Nie możemy się
zabezpieczyć przeciwko wszelkim tego rodzaju przypadkom, a wylewanie łez z tego
powodu byłoby daremne. Nie żywimy też pragnienia czy potrzeby pozbawienia
innych ludzi możliwości picia. Stwierdziliśmy również, że nie musimy odmawiać
sobie przyjemności przebywania z pijącymi przyjaciółmi. („Życie w trzeźwości”)
Utarło
się na przykład przeświadczenie, że nie wolno nam bywać tam, gdzie podaje się
alkohol, że nie powinniśmy trzymać alkoholu w domu, że należy unikać
towarzystwa pijących przyjaciół, że powinniśmy unikać filmów, w których są
sceny picia, że nie wolno nam wchodzić do barów, że nasi przyjaciele, gdy ich
odwiedzamy, powinni chować butelki, żeby na tym poprzestać - nie wolno nam
myśleć o alkoholu, a innym przypominać nam o tym. Nasze własne doświadczenie
mówi, że wcale tak nie musi być. Przecież z okolicznościami wyliczanymi
przykładowo powyżej spotykamy się każdego dnia. Jeśli alkoholik nie potrafi
stawić im czoła, oznacza to, że nie wypracował jeszcze w sobie właściwego
nastawienia duchowego wobec swojej choroby. („Anonimowi Alkoholicy”)
Czy w przypadku alkoholiczki,
opisanej na początku tekstu, strach oraz przekonanie, że robi coś strasznego,
że to się na pewno źle skończy, że jej nie wolno, że nie powinna, że ze swojej
obecności na imprezie alkoholowej będzie się musiała tłumaczyć na zajęciach
grupowych psychoterapii odwykowej, naprawdę działał na jej korzyść?
To pytanie, i wiele podobnych,
pozostanie zapewne bez odpowiedzi, bo i kto wie, co by było gdyby…, ale na
koniec dodam coś jeszcze bardziej problematycznego: spotkałem w naszym
środowisku alkoholików z wieloletnią abstynencją, którzy się boją przestać bać.
I smutno mi się jakoś zrobiło, bo jakość życia zbudowanego i opartego na
strachu przed alkoholem i zapiciem jest… gówniana. Próbowałem tak żyć i niestety coś o
tym wiem.