niedziela, 29 lipca 2018

Notatki sponsora (odc. 104)


Teściowie obchodzili hucznie złote gody. Z tej okazji urządzali przyjęcie w przydomowym ogrodzie. Alkoholiczka z dziesięciomiesięczną abstynencją, w trakcie psychoterapii odwykowej, wiedziała, że nie powinna w tej imprezie uczestniczyć, ale nie chciała pogarszać i tak nienajlepszych relacji z rodzicami męża, więc jednak spędziła z całym towarzystwem jakiś czas. Nie bawiła się dobrze, wręcz przeciwnie – bez przerwy spięta, wystraszona i przekonana, że robi coś bardzo złego, niebezpiecznego, coś wbrew zasadom, że niesamowicie ryzykuje. O dziwo, imprezę jakoś przetrwała. Napiła się dwa dni później.

Oczywiste jest, że strach przed alkoholem i ludźmi pijącymi, to dzieło psychoterapii odwykowej. Pamiętam raz tylko ostry protest, gdy wyraziłem to przekonanie na jakiejś spikerce – jeden ze słuchaczy stwierdził, że to nieprawda, że to nie psychoterapeuci wdrukowali mu w psychikę obawy przed alkoholem. Poprosiłem wtedy, żeby podniosły rękę te osoby, które jeszcze przed leczeniem odwykowym bały się kieliszków, reklam piwa oraz sklepów spożywczych, w których jest też alkohol. Najpierw, zdezorientowani, popatrzyli na mnie jak na wariata, a następnie sala wybuchnęła gromkim śmiechem.

Uczucia albo emocje, które napędzały moje picie, były tylko trzy: strach, wstyd i złość. Od nich potrzebowałem ulgi, wytchnienia, ucieczki. Czy w okresie destrukcyjnego picia bałem się innych gości na imprezie (na przykład wujka, szwagierki albo kuzynki)? Ależ skądże znowu! Co najwyżej niepokoiłem się, czy pozostali uczestnicy imprezy za dużo nie wypiją, czy mi wódki nie braknie. To może balem się kieliszków albo sklepów? No… bez jaj!

Takie i podobne wydarzenia i przemyślenia skłoniły mnie kiedyś do zastanowienia się i rozważenia, jaka jest naprawdę rola strachu w procesie zdrowienia/trzeźwienia alkoholika. Czy strach (lęk, obawa itp.) przed innymi osobami będącymi „pod wpływem”, na przykład w miejskim autobusie lub tramwaju, na rodzinnym spotkaniu,  przed kieliszkami, kuflami, reklamami, sklepami spożywczymi, naprawdę jest korzystny, czy może wręcz przeciwnie?

Kiedy rozmawiałem o tym z kolegami, któryś z nich stwierdził, że tych lęków uczą także w AA, ale… chyba jednak niezupełnie. W Polsce zapewne uczą, ale uczestnicy mityngów w naszym kraju są prawie zawsze pacjentami albo absolwentami jakiejś psychoterapii odwykowej i stamtąd te przekonania przynieśli do środowiska Wspólnoty AA. „Czysta” postawa Anonimowych Alkoholików jest przecież inna:

W naszym przekonaniu jakikolwiek program leczenia z alkoholizmu, który opiera się na izolowaniu alkoholika od pokusy, z góry skazany jest na niepowodzenie. Fizyczna ucieczka od alkoholu może się udać na krótki czas, ale z reguły kończy się ona fatalnym ciągiem picia. Próbowaliśmy i tej metody. Stwierdzamy, że próby dokonania czegoś, co niewykonalne, zawsze kończą się klęską. („Anonimowi Alkoholicy”)

Każdego dnia będziemy pewnie widzieli pijących czy miejsca, w których się pije, będziemy oglądali dziesiątki reklam zachęcających do picia. Nie możemy się zabezpieczyć przeciwko wszelkim tego rodzaju przypadkom, a wylewanie łez z tego powodu byłoby daremne. Nie żywimy też pragnienia czy potrzeby pozbawienia innych ludzi możliwości picia. Stwierdziliśmy również, że nie musimy odmawiać sobie przyjemności przebywania z pijącymi przyjaciółmi. („Życie w trzeźwości”)
  
Utarło się na przykład przeświadczenie, że nie wolno nam bywać tam, gdzie podaje się alkohol, że nie powinniśmy trzymać alkoholu w domu, że należy unikać towarzystwa pijących przyjaciół, że powinniśmy unikać filmów, w których są sceny picia, że nie wolno nam wchodzić do barów, że nasi przyjaciele, gdy ich odwiedzamy, powinni chować butelki, żeby na tym poprzestać - nie wolno nam myśleć o alkoholu, a innym przypominać nam o tym. Nasze własne doświadczenie mówi, że wcale tak nie musi być. Przecież z okolicznościami wyliczanymi przykładowo powyżej spotykamy się każdego dnia. Jeśli alkoholik nie potrafi stawić im czoła, oznacza to, że nie wypracował jeszcze w sobie właściwego nastawienia duchowego wobec swojej choroby. („Anonimowi Alkoholicy”)

Czy w przypadku alkoholiczki, opisanej na początku tekstu, strach oraz przekonanie, że robi coś strasznego, że to się na pewno źle skończy, że jej nie wolno, że nie powinna, że ze swojej obecności na imprezie alkoholowej będzie się musiała tłumaczyć na zajęciach grupowych psychoterapii odwykowej, naprawdę działał na jej korzyść?

To pytanie, i wiele podobnych, pozostanie zapewne bez odpowiedzi, bo i kto wie, co by było gdyby…, ale na koniec dodam coś jeszcze bardziej problematycznego: spotkałem w naszym środowisku alkoholików z wieloletnią abstynencją, którzy się boją przestać bać. I smutno mi się jakoś zrobiło, bo jakość życia zbudowanego i opartego na strachu przed alkoholem i zapiciem jest… gówniana. Próbowałem tak żyć i niestety coś o tym wiem.

wtorek, 24 lipca 2018

O teorii, praktyce i prymusach


Znacznie rzadziej niż pięć-siedem lat temu czytam AA-owskie biuletyny, bo albo trafiam na nudne piciorysy, albo jakieś teoretyczne rozważania na temat Tradycji i Koncepcji. Jednak tak się niedawno złożyło, że przeczytałem, bodajże w Warcie, tekst Sandy’ego B. o tym, że w sumie wszystko jest kwestią naszego postrzegania. Artykuł bardzo konkretny, rzeczowy, duchowy, choć także nieco... hm... radykalny.

Niedługo po zaprzestaniu picia ukułem sobie powiedzonko: łatwo jest nie pić, kiedy się nie chce pić. Używania alkoholu dotyczyło ono dość krótko, bo szybko stało się skrótem myślowym, obejmującym wiele różnych dziedzin życia. Chodziło o to, że bardzo łatwo utrzymuje się wysokie standardy moralne (trzeźwieje, rozwija duchowo itp.), gdy zdrowie dopisuje, firma przynosi zyski, rodzina kochająca i zdrowa, dzieciaki świetnie się uczą… Inne, podobne w swej wymowie powiedzenie, już nie moje, mówi, że tyle tylko jesteśmy warci, ile nas sprawdzono. Sandy pisze o tym tak:

Przez to doświadczenie ostatni rok był rokiem, w którym doznałem najwięcej duchowości z pośród wszystkich lat mojej trzeźwości. Można tego doświadczyć tylko, gdy pojawia się cierpienie i nieszczęścia. Możemy dokonać jakiegoś postępu, ale to tylko teoria, do czasu gdy dostajesz test do rozwiązania. Dopiero w tedy w praktyce możesz zobaczyć, czy te duchowe zasady działają. Wiecie o czym mówię.  Jeśli zostaniesz zwolniony z pracy przekonasz się, czy Bóg jest w stanie Ci pomóc z brakiem poczucia bezpieczeństwa materialnego. Ale nie dowiesz się tego dopóki Cię nie zwolnią, albo nie stracisz masy pieniędzy na giełdzie. Wtedy dopiero…

Ale… do rzeczy. Stwierdziłem, że zgadzam się z Sandym B., bardzo dobrze go rozumiem, jego przekonania są moje, ale z jednym wyjątkiem. Pisze on o różnych sprawach, także o wybaczaniu. Twierdzi, że akceptować jakieś paskudne wydarzenie i wybaczyć komuś zło można natychmiast. Jednak moje długie doświadczenia mówiły mi, że psychologowie i psychoterapeuci mają rację, że wybaczenie to proces, który wymaga czasu, że nie da się tego załatwić decyzją, w kilka chwil. Kilka dni później Pan Bóg powiedział: sprawdzam! I kolejny raz okazało się, że nie mam racji, że się myliłem.

Kiedy wyszło na jaw, że pewien anonimowy alkoholik gotów jest nawet płacić pieniądze, żeby realizować swoją chorą zazdrość i urojone pretensje wobec mnie, zorientowałem się, że mam wybór, ale też wiedziałem, intuicyjnie czułem, że na jego podjęcie mam bardzo mało czasu, góra kilkanaście sekund.
Zdążyłem. Wybrałem współczucie dla nietrzeźwego alkoholika, wypisującego jakieś bzdurne anonimy do dyrektora BSK, próbuje manipulować domenami (parę innych działań też mógłbym wymienić, ale po co?), biednego w sumie człowieka, bo wyraźnie chorego z nienawiści i uraz, i… tak mi zostało. W końcu alkoholizm to potworna choroba psychiczna.

Po pewnym czasie raz tylko wpadło mi do głowy zadziwienie, że ktoś stara się ujawniać jakieś tam moje „tajemnice”, ale najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że są one opisane w moich książkach. Chwilę później śmiałem się z siebie drwiąco – Meszuge, naiwny człowieku, kogo ty posądzasz o czytanie książek?!  :-)
Nie, nie zapominam o alkoholiku, który od kilku lat stara się konfliktować u nas różne osoby i grupy, ale o tym, to może jakimś innym razem... albo i nigdy.


Pamiętam z VI-VII klasy szkoły podstawowej historię z prymusem. W każdej szkole, w każdej klasie jest taka jedna lub więcej osób. Leszek nie skarżył, nie podlizywał się, nie donosił, ale po prostu bardzo dobrze się uczył. Nie lubiliśmy go za to i nazywali kujonem. To wszystko jednak było głupstwem wobec wściekłej agresji Edwarda, bo ten Leszka nienawidził wręcz organicznie. Edward rozpowiadał niestworzone historie o Leszku, oczerniał go i szkalował, a raz nawet ukradł coś i podrzucił do tornistra Leszka. To było tak widoczne, że kiedyś zapytałem Edwarda, za co tak Leszka nienawidzi – odpowiedział przez zaciśnięte zęby: prosiłem, żeby mi dał odpisać zadanie. Domyślnie i współczująco zapytałem: i co, odmówił? Po dłuższej chwili Edward z wściekłością i jakby wbrew sobie wysyczał – dał.

Długo nie mogłem zrozumieć tej historii (podobna miała miejsce w szkole zawodowej, gdzie Bogdan całe dwa lata dopier… się do Agnieszki, klasowej prymuski), potrzebny był alkoholizm i Program, i kontakt z rzeczywistością, żebym zrozumiał. W porównaniu z prymusem, a przecież te porównania odbywały się prawie każdego dnia, cała reszta klasy wypadała jeszcze gorzej, jeszcze bardziej żałośnie. Może gdyby wszyscy w klasie uczyli się tak samo miernie, to nie rzucałoby się aż tak w oczy. No, ale ten argument wystarczał do zazdrości i niechęci, skąd w takim razie nienawiść niektórych? Któregoś razu w końcu mnie olśniło – proszenie nielubianego prymusa o pomoc oraz przyjęcie jej, było dla Edwarda upokorzeniem. Tego już nie mógł znieść, nie mógł wybaczyć.

Byliśmy dziećmi, później nastolatkami, wtedy nie byliśmy w stanie zrozumieć absurdu całej tej sytuacji – chcieliśmy, żeby uczeń, który lepiej i więcej się uczył, uczył się mniej, gorzej, żeby był równie leniwy i niekumaty jak my. Nikomu nie przyszło do głowy podjąć wyzwanie, więcej wysiłku włożyć w naukę, zdobywać lepsze stopnie, coś osiągać. Może niekoniecznie pierwsze miejsce w klasie, ale drugie, trzecie. Nie, łatwiej było domagać się, by ktoś inny równał do dołu. Prawdopodobnie kluczowym słowem było właśnie to: „łatwiej”.

Ale… co te dziecinne sprawy mają wspólnego z alkoholikami? Specjaliści wiele napisali o osobowości alkoholików, że autotolerancyjna, że nałogowa, że egocentryczna, ale przede wszystkim niedojrzała. Alkoholicy w każdym wieku są emocjonalnie niedojrzali; to duże dzieci; skupione głównie na sobie, zazdrosne, leniwe, roszczeniowo nastawione bachory. Dzieciom, bez względu na wiek (jak widać), zawsze łatwiej jest równać do dołu, niż w górę, zazdrościć, obrażać, oczerniać, szkalować lepszych (lepszych w czymkolwiek, w dowolnej dziedzinie), niż starać się do nich dorosnąć, a może i przegonić.

Zawsze śmiać mi się chce z własnej bezmyślności i naiwności, na wspomnienie czasów, kiedy nie potrafiłem zrozumieć nienawiści kilku, może kilkunastu polskich alkoholików. Przecież niczego od nich nie chcę – tak sobie myślałem – wysokie wymagania stawiam sobie, a nie im. Owszem, stawiam też podopiecznym, ale żaden alkoholik nie musi być moim podopiecznym, sponsorów mamy na pęczki, a w moim mieście to w ogóle więcej niż nowicjuszy. To co jest?! Czemu i w czym przeszkadza im moje niepalenie i sugestie, by podopieczni też przestali? Czemu do furii doprowadza ich fakt, że pokazuję, w jaki sposób można stawać się lepszym człowiekiem dzięki Tradycjom AA? Czemu zajadle walczą i upierają się, że w Kroku VI nie trzeba podejmować żadnego działania (na wszelki wypadek pracują tylko na WK, bo w 12x12 mogliby niechcący wyczytać, że coś tu jednak trzeba robić), przecież jak wyżej – to ja to robię w swoim życiu i ewentualnie moi sponsorowani! Nikogo nie zmuszam, nie terroryzuję!

A przecież wystarczyło przypomnieć sobie szkolne czasy – czy Leszek, ten prymus z mojej podstawówki, cokolwiek chciał od innych uczniów, leniwych niedouczków? Przecież zupełnie nic – jednak samo jego istnienie sprawiało im dyskomfort, przeszkadzało.

Dzięki takim oraz podobnym wydarzeniom, obserwacjom, przemyśleniom i wnioskom z nich płynącym, dzięki słuchaniu wypowiedzi mityngowych, a może nawet bardziej tych kuluarowych, po wielu latach stworzyłem pewną sugestię (dla siebie, podopiecznych i każdego, kto miałby ochotę skorzystać), która może się przydać w środowisku polskich AA: Jeśli w temacie trzeźwienia ktoś mówi ci, że powinieneś robić więcej, bardziej się przyłożyć, to słuchaj go uważnie, bo bardzo możliwe, że ma rację. Jeśli ktoś twierdzi, że robisz za dużo, że za bardzo się starasz, że wcale tyle nie potrzeba – nie zwracaj na niego uwagi, bo tacy ludzie w rzeczywistości wcale nie mają na myśli dobra twojego, twojej rodziny, twojej trzeźwości, duchowego rozwoju i powodzenia w różnych sferach życia, a jedynie bronią własnej bylejakości i lenistwa.


Cytaty warte uwagi.
Józef Piłsudski: Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy.
Melchior Wańkowicz: W narodzie polskim jest morze bezinteresownej zawiści.
Meszuge: Czy alkoholicy różnią się czymś od innych ludzi? Alkoholicy są tacy sami jak inni ludzie, tylko bardziej.