piątek, 18 lipca 2014

Piję bo...

Nie jestem profesjonalistą (lekarzem, psychologiem, terapeutą), nie reprezentuję Wspólnoty AA - jestem tylko niepijącym alkoholikiem, a prezentowane tu treści są wynikiem moich osobistych przeżyć i doświadczeń.

Miałem ponad rok abstynencji, uczestniczyłem w zajęciach psychoterapii odwykowej i spotkaniach (tzw. mityngach) Anonimowych Alkoholików, kiedy definitywnie rozleciał się związek, z którym pokładałem ogromne nadzieje na przyszłość; marzył mi się dom, rodzina; w każdym razie - wielka miłość. Tak więc cierpiałem strasznie, tęskniłem, życie wydawało się pozbawione sensu. Pomyślałem wówczas o alkoholu - gdybym się napił, w tych warunkach każdy by mnie przecież zrozumiał; wydawało się, że okoliczności w pełni by mnie usprawiedliwiały, przecież nawet kuzyn szwagra mówił, że "na frasunek dobry trunek" (jeden z powodów picia).  

Kilka minut później przyszło mi do głowy pytanie: jeżeli się napiję, jeśli znowu będę się upijał, to czy ona do mnie wróci? Zaśmiałem się dziko aż się przechodnie obejrzeli, bo pytanie było absurdalne, a odpowiedź na nie oczywista. Nie napiłem się, a dzięki temu doświadczeniu dużo później odkryłem prawdę o znaczeniu wręcz fundamentalnym: jedynym skutecznym sposobem na pozbycie się problemów jest rozwiązywanie problemów. Oraz, że trzeźwość (rozumiana szerzej niż tylko brak alkoholu w krwioobiegu) to zgoda na cierpienie, pogodzenie się z faktem, że jest ono składową częścią życia każdego człowieka…

Powodów, dla których ludzie sięgają po alkohol są zapewne setki, oto kilka z nich: piję, żeby lepiej się poczuć, dla rozluźnienia i odprężenia, żeby "zniknąć" nieśmiałość, wstyd, skrępowanie, żeby dodać sobie animuszu i fantazji, żeby zamaskować brak wyrobienia towarzyskiego, żeby złagodzić objawy depresji, żeby być wesołym, , żeby uciec od szarej codzienności i nudy, bo taka jest tradycja (szampan na Sylwestra), bo taki jest zwyczaj (np. toasty na weselu), bo "kto nie pije ten kapuś", dla złagodzenia stresu (np. mobbing w firmie), żeby pozbyć się kaca… Ja tak mogę długo. Zabawne wydaje się to, jak niewielu ludzi pije alkohol tylko dla jego smaku albo w celu ugaszenia pragnienia. Owszem, mam dwóch znajomych, którzy za cel postawili sobie wypróbowanie wszystkich regionalnych piw niepasteryzowanych (w związku z czym wypijają 2-3 piwa tygodniowo), ale nawet oni uważają, że na pragnienie lepsza jest woda mineralna.

Kiedy uzależniłem się od alkoholu, nie umiałem przestać pić po prostu dlatego, że byłem alkoholikiem; najważniejszym, a na pewno najbardziej spektakularnym objawem tej choroby jest właśnie bezsilność wobec alkoholu. Niezdolność do rozstania z alkoholem w oparciu o własną siłę woli, to właśnie jest alkoholizm. Ale przecież nie urodziłem się alkoholikiem! Dlaczego piłem przed uzależnieniem? Po co piłem?


wtorek, 15 lipca 2014

Notatki sponsora (odc. 032)

Akurat jest lipiec, akurat z podopiecznym (i nie tylko) omawiamy Siódmą Tradycję AA, akurat intergrupa podjęła dość kontrowersyjną decyzję, nic więc dziwnego, że poprosił mnie o zajęcie stanowiska, wyjaśnienie mu pewnej sprawy – kłopot polega na tym, że mam z tym problem, a i konsultacja z moim sponsorem niewiele pomogła.

O co chodzi? Ktoś – nie bardzo wiadomo, kto, może BSK, może organizatorzy Zlotu 40-lecia, może region – zaprosił na tenże Zlot nieuzależnionego profesjonalistę. Niedawno intergrupie sugestywnie zaproponowano, żeby w pełni pokryła koszty wycieczki profesjonalisty do stolicy.  Intergrupa, dysponując kwotą ok. 1100 złotych, zdecydowała przeznaczyć na ten cel ponad 500. I teraz pojawiają się pytania i wątpliwości:
1. Czy intergrupa i grupy ją tworzące są niezależne finansowo (Tradycja Siódma)? Czy mają nadmiar pieniędzy? No… niestety – nie.
2. Czy taka właśnie decyzja ma coś wspólnego z Tradycją Piątą (Każda grupa ma jeden główny cel: nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi)? Czy uczestnictwo profesjonalistów w AA-owskich Zlotach jest formą niesienia posłania? Nie sądzę, ale może się mylę…
3. Czy grupie (w tym przypadku intergrupie) wolno podjąć taką decyzję? Oczywiście, że tak, jak najbardziej – tu w grę wchodzi Tradycja Czwarta.
4. Tenże profesjonalista – zgodnie z opinią osób, które go znają – jest wielkim przyjacielem i orędownikiem AA i, co coraz rzadsze w tym środowisku, nadal wysyła swoich pacjentów na mityngi. W tym momencie przypomina mi się tekst z „Mityngu”: „Bądźmy przyjaciółmi dla naszych przyjaciół”, a czy nie tym właśnie jest sfinansowanie komuś wycieczki? Czy nie lepiej, żeby o nas samych dobrze mówili raczej nasi przyjaciele spoza AA niż my sami?
5. We Wspólnocie AA przyzwyczaiłem się (warsztaty, spikerki), że koszty ponosi ten, kto zaprasza, ale może to metoda przestarzała, może nadchodzi czas zapraszania za cudze pieniądze?

W każdym razie jednoznacznego stanowiska zająć nie potrafię i mam w tej kwestii mocno mieszane uczucia. Może to rzeczywiście sytuacja, w której jednej, jedynie słusznej odpowiedzi po prostu nie ma?

czwartek, 10 lipca 2014

Notatki sponsora (odc. 031)

Czy wierzę w Boga? Tak, choć niekoniecznie wyobrażam Go sobie jako starego, brodatego mężczyznę rasy kaukaskiej. Czy wierzę w Diabła? Tak, choć niekoniecznie wyobrażam go sobie jako osobnika z ogonem i rogami. Czasem wydaje mi się, że bez wiary w Złego (Diabła, Szatana) niewiele sensu ma wiara w Boga, ale… mniejsza z tym.
Czy Bogu, w którego wierzę, potrzebne jest do czegoś Zło? Nie, zdecydowanie nie. Czy wierzę, że Bóg jest wszechmocny? Tak, wierzę. W takim razie pojawia się pytanie, czemu ten brzydzący się złem, wszechmogący Bóg nie zniszczył Diabła całkowicie? Odpowiedź, która byłaby dla mnie zrozumiała, jest jednocześnie smutna, może nawet przerażająca: Bóg wszechmogący nie mógł definitywnie usunąć Złego, bo ten skrył się w duszy istoty, której Bóg dał w pełni wolną wolę; Diabeł zamieszkał w duszy człowieka. Tylko wobec ludzkiej samowoli Bóg – mocą własnej decyzji i obietnicy – jest bezsilny. W żadnym innym miejscu we Wszechświecie Szatan nie ukryłby się przed gniewem Boga.

Bill W.: Jeśli w ogóle istniał Szatan, to on raczej wydawał się Panem Stworzenia, a z pewnością miał on władzę nade mną – „Anonimowi Alkoholicy” s. 9.

Spod władzy Złego uwalnia alkoholika Bóg oraz miłość, z którymi przychodzi do niego sponsor, ale… zaraz, zaraz… sponsor, czy może jednak trochę egzorcysta?


Piekło jest stanem umysłu. Nie mógłbyś powiedzieć nic bardziej zgodnego z prawdą. Każdy stan umysłu pozostawiony sam sobie, każde zamknięcie się stworzenia w lochach własnego umysłu zmienia się w końcu w Piekło. Ale Niebo nie jest stanem umysłu. Niebo jest samą rzeczywistością. Wszystko, co naprawdę realne, ma swoje miejsce w Niebie. Clive Staples Lewis – „Podział ostateczny”.



PS.
Warto pamiętać o punkcie numer 62 regulaminu grupy. 

piątek, 4 lipca 2014

Czas wyborów i decyzji

Czym różnią się alkoholicy trzeźwi od takich... powiedzmy, trochę mniej trzeźwych? Ponoć ci trzeźwi zdecydowanie częściej dokonują dobrych wyborów.

Dobrych, czyli takich, które nie pociągają za sobą niepożądanych konsekwencji dla nich samych, ich rodzin, znajomych i całej reszty świata, a wręcz przeciwnie - wyborów korzystnych i to nie tylko dla jednej osoby.

Pierwsza trzeźwa decyzja w moim życiu dotyczyła rozstania z papierosami. Miałem wtedy ponad rok abstynencji i dwadzieścia pięć lat nałogowego palenia za sobą. Była to niewątpliwie dobra decyzja i właściwy wybór, a ja byłem z siebie autentycznie dumny i zadowolony. Właściwie to nadal jestem. Mam z czego.

Nie dane mi jednak było zbyt długo spoczywać na laurach. Kilka miesięcy później musiałem podjąć kolejną ważną decyzję. Nie jedną zresztą. Być może były to decyzje najważniejsze w życiu. Wtedy też po raz pierwszy, w tak poważnej sprawie, zetknąłem się z powiedzeniem, które mówi, że nie można zjeść ciastko i mieć ciastko, albo - jak niezwykle prosto określa to mój trzeci sponsor - nie da się maszerować w dwóch kierunkach jednocześnie. Czego miały dotyczyć owe decyzje i wybory, o co chodziło? Ogólnie rzecz biorąc o program psychoterapii odwykowej i Program Wspólnoty AA, ale w istocie o całą resztę mojego życia.

Terapia odwykowa trwała, w moim przypadku, trzydzieści miesięcy. Wciąż wdzięczny jestem swoim terapeutom, nadal utrzymuję pełne życzliwości i szacunku kontakty z tymi, z którymi to możliwe. Nauczyli mnie żyć obok alkoholu bez alkoholu, a ja nie zmarnowałem ich wysiłków, zaangażowania i pracy. Gdyby alkohol był jedynym problemem w moim życiu, nie potrzebowałbym pewnie niczego więcej, by odtąd żyć sensownie, odpowiedzialnie, satysfakcjonująco, pogodnie; żyć dla siebie i bliźnich. Ano, właśnie... gdyby...

O tym, że problemem alkoholika nie jest alkohol, wiedziałem trzy lata przed zaprzestaniem picia. Kilka lat później natrafiłem w książce Wiktora Osiatyńskiego na określenie: niedobór podstawowych umiejętności życiowych, który ma podobno cechować wszystkich alkoholików; nie wiem, jak to jest z innymi uzależnionymi, ale nie ulega wątpliwości, że mnie dotyczyło jak najbardziej i w całej rozciągłości.