piątek, 19 października 2007

Tradycja 2 Wspólnoty AA

Wersja krótka: Jedynym i najwyższym autorytetem w naszej wspólnocie jest miłujący Bóg jakkolwiek może się On wyrażać w sumieniu każdej grupy. Nasi przewodnicy są tylko zaufanymi sługami, oni nami nie rządzą.

Wersja pełna: Jedynym i najwyższym autorytetem w naszej wspólnocie jest miłujący Bóg, jakkolwiek może się On wyrażać w sumieniu każdej grupy.


Jak rozumiem Tradycję Drugą Wspólnoty AA?

Kiedy pierwszy raz zapytałem o sens i znaczenie Drugiej Tradycji „weterana” z kilkumiesięczną chyba abstynencją, usłyszałem: „No… wiesz… w AA nic się nie musi. I tego… no… nie szukaj sobie na grupie autorytetu, bo wiesz… jak twój autorytet się napije, to ty też możesz zachlać”. Kiedy dalej nękałem mojego rozmówcę pytaniami o Boga, który ma się wyrażać w sumieniu grupy dowiedziałem się, że cała Wspólnota AA nie jest wprawdzie związana z żadną religią, ale z pojedynczą grupą jest trochę inaczej. Grupa jest mała, w określonym mieście i państwie, więc w sposób naturalny jest przywiązana do jakiegoś wyznania, a do jakiego, to decyduje właśnie większość, czyli sumienie grupy. Jako dowód podał mi przykład mityngów „opłatkowych”, które są przecież czysto katolickie. Faktem jest, że wtedy robiliśmy jeszcze takie mityngi, więc argument – pozornie – trzymał się kupy.
 
Zasłyszanych „rewelacji” nie zdążyłem, na całe szczęście, przekazać dalej – powstrzymał mnie brak przekonania w głosie mojego informatora i nieodparte wrażenie, że może, zanim zacznę się wymądrzać, warto jeszcze czegoś się na ten temat dowiedzieć, popytać ludzi, może coś poczytać. Jak wymyśliłem, tak zrobiłem. Minęły lata, czegoś się przez ten czas nauczyłem, coś przeczytałem, coś przeżyłem, czegoś doświadczyłem, i ostatecznie wyszło mi, że… Nie ma zupełnie żadnego powodu, żebym się napił, jeśli złamał abstynencję lubiany, podziwiany i szanowany przeze mnie alkoholik. Tak samo, jak nie ma żadnego powodu wątpić o matematyce jeżeli pani nauczycielka matematyki popełniła błąd w skomplikowanym wyliczeniu.
Alkoholizm jest chorobą chroniczną, a to oznacza, że ma, albo może mieć, nawroty. Jeśli ktoś się potknął to oczywiście przykre, ale jednocześnie pokazał dzięki temu innym, gdzie jest dziura – teraz ja tym bardziej nie muszę w nią wpadać. Nie, Tradycja Druga nie jest ostrzeżeniem, pod groźbą zapicia, złamania abstynencji, przed wybieraniem sobie autorytetów wśród członków grupy AA. Jest raczej przypomnieniem, że jeżeli jedynym autorytetem (władzą we Wspólnocie! – do tego wrócę) jest Bóg, to nie ja nim jestem…
Myślę też, że warto przy tej okazji poznać różnicę pomiędzy sponsorem, to jest kimś, kto ma mi pomóc odnaleźć moją własną drogę, a idolem, którego się wiernie naśladuje.
 
„…Nasi przewodnicy są tylko zaufanymi sługami, oni nami nie rządzą”. W AA nikt mnie do niczego nie może zmusić, nikt nie ma nad nikim władzy, nikt nikim nie rządzi, nikt nikomu nie podlega. To bardzo ważne, ale jednak nie tożsame ze stwierdzeniem, że „w AA nic się nie musi”. Możliwe jednak, że tu leży źródło pomyłek.
We Wspólnocie Anonimowych Alkoholików rzeczywiście „nic się nie musi”, jednak takiego skrótu myślowego nie odważyłbym się zaprezentować nowicjuszowi. Rzeczywiście sama przynależność do AA nie wiąże się z żadnymi formalnymi obowiązkami (poza chęcią zaprzestania picia), natomiast jeśli chcę w AA zostać uzdrowiony z alkoholizmu, wytrzeźwieć, to okazuje się, muszę i to bardzo wiele.
 
Z pierwszą częścią tekstu Drugiej Tradycji AA nie jest już aż tak prosto i lekko. Żeby zastanawiać się, jak miłujący Bóg, będący jedynym autorytetem (władzą), wyraża się w sumieniu grupy, trzeba mieć jakąś jasną koncepcję, czym to sumienie grupy jest, kto je tworzy, kto do niego należy, a kto jednak nie. A tu, niestety, zaczynają się schody…
 
Czasem żartuję, że gdzie czterech alkoholików dyskutuje o sumieniu grupy, to mają co najmniej siedem różnych zdań na ten temat, ale faktycznie sprawa nie jest taka prosta. Ja znam przynajmniej trzy definicje „sumienia grupy”:
1. Sumienie grupy, to liderzy grupy, założyciele, związani z tą właśnie grupą od lat + „służby”.
2. Sumienie grupy, to osoby pełniące aktualnie jakąś służbę w tej grupie i tylko one.
3. Sumienie grupy, to wszyscy aktualnie obecni na mityngu alkoholicy.
 
Z determinacją godną chyba lepszej sprawy upierałem się, że żeby właściwie zrozumieć sens i istotę Drugiej Tradycji, najpierw muszę poznać dokładną i jednoznaczną definicję „sumienia grupy” – no, ale mi się to nie udało. Co najwyżej byłem w stanie wykombinować ze dwie nowe definicje. Pewnego razu, zajęty innymi myślami, przeczytałem tekst Tradycji niezbyt uważnie i jakby od tyłu. I to było to! Zrozumiałem wówczas, że jeśli byliśmy zjednoczeni, jeśli nie kierowaliśmy się osobistymi ambicjami, jeśli celem naszym było wspólne dobro, a jednocześnie nikt nikomu nie narzucał swojej woli, swojej opinii, swojego przekonania, koncepcji, to decyzje, sugestie czy postanowienia podjęte zostały właśnie przez owo „sumienie grupy”. Oczywiście dopiero teraz przypomniało mi się zdanie z księgi dla mnie ważnej: „Poznacie ich po ich owocach” ( Mat. 7:15-20).
 
Właśnie ślęczałem nad poprawkami do tego testu, kiedy telefon od kolegi przypomniał mi, że na dzisiejszy wieczór zaplanowana jest wspólna inwentura, a właściwie mityng organizacyjny, dwóch grup, korzystających z tej samej salki, w piwnicy pod kościołem. Brałem udział z zakładaniu jednej z nich, nazywam ją „swoją grupą”… Po prostu powinienem tam być. I to bez względu na to, jak bardzo mi się nie chciało. Bo, niestety, prawdą jest, że zupełnie nie miałem ochoty na to spotkanie. Dzięki różnym kuluarowym rozmowom, domyślałem się, jakich „atrakcji” należy się spodziewać – wy podbieracie nam literaturę dla nowicjuszy, a my stale kupujemy cukier, a wy ciągle zalegacie z opłatami za salę, a my sprzątamy…, a my…, a wy… itd.
Do tego pretensje szeregowych członków grupy, bo raz czy drugi nie było komu otworzyć sali, bo brak chętnych do pełnienia służb, bo sponsorowanie właściwie nie istnieje, bo nie bardzo wiadomo, co się stało z jakimiś pieniędzmi… Wlokłem się tam, jak na ścięcie.
 
Zaczęła się inwentura, a ja ze zdumienia wytrzeszczałem oczy, jak żaba na piorun. To było, jak sen. Żadnych zarzutów, żadnych pretensji, żadnych uraz, żadnych ataków. Nie słyszałem żadnych „my” i „wy”, a wprost przeciwnie – wiele razy powtarzało się stwierdzenie, że Wspólnota jest jedna i przede wszystkim do niej wszyscy należymy.
Dwa razy spostrzegłem jak któryś z kolegów próbował w swojej wypowiedzi zmierzać w stronę konfrontacji. Wydaje mi się, że nie budzący wątpliwości wyraz twarzy słuchaczy powodował, że mówca w połowie swojego wystąpienia obracał wypowiedź w żart.
Wszystkie problemy rozwiązywaliśmy – bo i ja z radością przyłączyłem się do tej konwencji – w duchu jedności, współpracy, wspólnego dobra i zgody. Choćby kwestia wspólnej szafki na literaturę obu grup. O dziwo, problem ten omawiano nie pod kątem zabezpieczenia partykularnych interesów i stanu posiadania jednej lub drugiej grupy – priorytetem była sprawna realizacja zapotrzebowania alkoholików na AA-owską literaturę.
Kolejny przykład: nikt nie krytykował mandatariusza, który latem zrobił sobie długie wakacje – to nie było ważne. Uzgodniliśmy za to, że osoby pełniące służbę, w miarę możliwości, będą miały swoich zastępców, by i oni mieli prawo do urlopów, czy zwolnień lekarskich. Bez oporów zgłosił się też i został zaakceptowany zastępca mandatariusza.
 
Niezwykły był ten organizacyjny mityng i inwentura. Z równą uwaga słuchaliśmy i rozważali zdanie zarówno lokalnego weterana, jak i przyjaciela z miesięczną abstynencją. Załatwiliśmy wiele spraw, które wcześniej wydawały się problemami nie do przeskoczenia. Wiele, ale jednak nie wszystkie. Mam wrażenie, że nie tylko ja przyszedłem z gotowymi argumentami obronno-zaczepnymi zamiast z przemyślanymi propozycjami rozwiązań. Prawdą jest też, że atmosfera wspólnoty i jedności w działaniu była tak zaskakująca, że to aż oszałamiało. Uzgodniliśmy też, że takie właśnie wspólne mityngi organizacyjne robić będziemy raz na kwartał. Powoli rozwiążemy wszystkie nasze problemy i… zrobimy to razem, wspólnie.
 
Rozstawaliśmy się niechętnie, powoli i z oporami, jakby nie chcąc stracić tego, co nas połączyło.
A ja? No cóż… Nie mam najmniejszej wątpliwości, że dziś wieczorem – być może pierwszy raz w życiu – byłem niewielkim elementem sumienia grupy AA.
„Albowiem gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich”, (Mat.18:18-20). O tym jednak krępowaliśmy się rozmawiać…
 
Autorytety. Najczęstsze nieporozumienie polega na tym, że autorytet osobisty mylimy z autorytetem, to jest władzą we Wspólnocie. To we Wspólnocie AA jedynym autorytetem jest Bóg, ale przecież żaden alkoholik, sam, nie tworzy jeszcze Wspólnoty! Tradycja Druga nie zachęca alkoholików do odrzucania autorytetów, choć wydaje się to być wyjątkowo kuszące dla skrajnych egocentryków i indywidualistów, jakimi jesteśmy. Gdybym nie uznał autorytetu lekarza w poradni odwykowej, terapeuty, grupy AA, sponsora – już bym nie żył. Tragedią pijącego alkoholika jest właśnie to, że nie uznaje żadnych autorytetów i często aż do śmierci potrafi upierać się, że on sam wie wszystko najlepiej.
 
Jestem absolutnie przekonany, że problem wynika z błędnego tłumaczenia. Zakres znaczeniowy angielskiego authority nie jest identyczny z naszym autorytetem. Authority to, owszem, także autorytet, ale również władza, zwierzchnictwo. Uważam, że w Drugiej Tradycji mowa jest o tym, że Wspólnotą AA nie zarządza i nie steruje żaden człowiek (jedyną „władzą” jest w niej miłujący Bóg), a nie o tym, że alkoholicy mają odrzucić wszelkie moralne czy inne autorytety. O tym zresztą świadczy ciąg dalszy, który mówi przecież wyraźnie, że „nasi przewodnicy są tylko zaufanymi sługami, oni nami nie rządzą”. Pozostaje mieć nadzieję, że to tłumaczenie wkrótce zostanie skorygowane; narobiło już chyba dosyć szkody we Wspólnocie.
 
Całymi latami zwracałem delikatnie uwagę, że może warto byłoby zweryfikować tłumaczenie Drugiej Tradycji, ale… Ostatecznie, w związku z brakiem widocznych efektów, w czerwcu 2010 roku napisałem na ten temat już zdecydowanie mniej delikatny, a nawet mocno kontrowersyjny artykuł pod tytułem: „Druga Tradycja AA – tragedia i przekleństwo polskich alkoholików”, który polecam w tym miejscu szczególnej uwadze, jako kontynuację lektury na temat Drugiej Tradycji.