wtorek, 22 maja 2012

Historia AA w Polsce tom 1

Naród, który nie pamięta swojej historii, nie ma także swojej przyszłości – powiedzenie to, w takiej bądź podobnej formie, a wersji jest mnóstwo, na przykład: Naród, który nie zna swej przeszłości nie ma szans na napisanie nowej historii – przypisywane jest Janowi Pawłowi II albo Józefowi Piłsudskiemu. Z moich dotychczasowych poszukiwań wynika, że autor w rzeczywistości jest nieznany, ale… w niczym nie umniejsza to mądrości tych słów i zawartej w nich głębokiej prawdy.
Anonimowi alkoholicy na początku swojej drogi, skoncentrowani na niełatwym zadaniu utrzymania abstynencji, historią AA zwykle się nie interesują, jednak z czasem, gdy samo niepicie nie stanowi już większego problemu, warto byłoby ten stan rzeczy zmienić. W starych scenariuszach mityngów mowa była o skarbcu mądrości AA, zbudowanym na bazie wieloletnich doświadczeń Wspólnoty i jej członków. Warto do tego skarbca zajrzeć i z jego zawartości skorzystać.
Potrafimy już uczyć się na własnych błędach, czasem nawet na cudzych – może już czas najwyższy zacząć się uczyć na błędach popełnionych we Wspólnocie AA? Zamiast do znudzenia i w nieskończoność je powtarzać? Jednak do tego potrzebna jest znajomość historii. Historii prawdziwej, nie pokrytej brązem, lukrem, czy czym tam jeszcze, historii nie zafałszowanej, nie wygładzonej, nie połowicznej… zgodnej z faktami po prostu.

„Historia AA w Polsce tom 1” – Tadeusz grupa AA „Ster”

Czekałem na tę książkę, czekałem i wreszcie się doczekałem, i radość moja jest wielka, bo od lat Wspólnota AA i jej historia są moim hobby, może pasją życiową; jeśli nawet wcześniej wiedziałem na te tematy sporo, to były to informacje nieuporządkowane, często wyrwane z kontekstu, fragmentaryczne, nie zweryfikowane itp. I oto dostałem „gotowca” – nic tylko czytać, uczyć się, dowiadywać, korzystać. Dobra robota - dziękuję Tadeusz! Nareszcie mamy pozycję, do której można się odwołać, i nie, nie tylko po to, by weryfikować opowieści starszych członków Wspólnoty, którzy w dobrej wierze luki w pamięci wypełniają przekonaniami, wyobrażeniami oraz mitami – a tych, co naturalne, z czasem przybywa. Popełniliśmy – tak, my we Wspólnocie AA w Polsce – mnóstwo błędów. Są one naszym kapitałem, szansą i nadzieją na przyszłość. Nie zmarnujmy jej!

Czy tom 1 „Historii AA w Polsce” w pełni mnie satysfakcjonuje? Ależ oczywiście, że nie! Ja jestem zachłanny i pazerny, i chciałbym dowiedzieć się dużo więcej (na przykład kto, kiedy, ale przede wszystkim, po co wprowadził na mityngi AA w Polsce świeczki?), ale kiedy wyłączę pazerność i perfekcjonizm, kiedy przypomnę sobie, że ma być jeszcze ciąg dalszy, to wychodzi mi satysfakcja na poziomie jakichś 96%. Przy moim krytycznym podejściu do literatury jest to wynik bardzo wysoki. Ot, skrzywienie zawodowe.

Oczywiście nie ma sensu, ani możliwości, cytowania akapitu po akapicie i opatrywania ich własnymi komentarzami typu: to jest znakomite, a to fantastyczne, tamto świetne, skupię się więc na tych paru elementach, które skłaniają mnie do zastanowienia, rodzą pewne wątpliwości, pytania, przemyślenia. Najlepiej w punktach.

1. Wspólnota AA w Polsce rozwijała się inaczej niż w USA – to nie ulega wątpliwości – według dr Danuty Dudrak działo się tak dlatego, „ponieważ nigdy nie mieliśmy Billa i Boba” (str. 49). Wspólnota działa w co najmniej 150 krajach świata. Tylko jeden z nich, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, „miał” Billa i Boba. W takim razie chyba nie o ich obecność tu chodzi. Wydaje mi się, że odmienność Wspólnoty AA w Polsce nie wynika z niedoboru Billa i Boba, lecz z faktu, że u nas Wspólnotę AA zakładali profesjonaliści, a nie anonimowi alkoholicy, czy choćby alkoholicy.
Kwestia „kto zakładał AA?” wydaje mi się szczególnie ważna. Duchowy Program AA zaczyna się w chwili, gdy jeden alkoholik mówi do drugiego – mówi o tym, co sam zrobił, żeby przestać pić, o tym, że jest sposób, jest rozwiązanie. U nas tego elementu nie było. O sposobach mówił alkoholikom nie drugi alkoholik, ale terapeuta; mówił nie o tym, co sam zrobił, ale co oni mają zrobić, żeby nie pić. Czy przekazywał duchowy Program AA? Czy może procedury i narzędzia psychologiczne i psychoterapeutyczne? I tak niedobory duchowości AA-owskiej zaczęły na naszych mityngach wypełniać obrzędy i ceremonie.
W Preambule czytamy, że Anonimowi Alkoholicy są wspólnotą mężczyzn i kobiet, którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązać swój wspólny problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu (podkreślenie moje). Terapeuci w końcu przestali w mityngach uczestniczyć i… od ponad trzydziestu lat na większości mityngów  w Polsce dzielimy się ochoczo i z zapałem wspólnym problemem, a nie rozwiązaniem, jakim wspólnie dysponujemy we Wspólnocie AA.
Oczywiście – jak chyba wyraźnie widać – nie jest to żaden zarzut przeciw książce, jej autorowi, czy wymienionym w „Historii AA w Polsce” profesjonalistom, dzięki którym w tym kraju Wspólnota AA zaistniała w czasach, kiedy mało realne było, by założył ją jakiś pijak. Dzięki ich działaniom część alkoholików po prostu przeżyła i o tym nie wolno nam zapominać. To tylko moje przemyślenia dotyczące stanu obecnego i jego genezy.

2. W rozdziale pierwszym „Czym jest Wspólnota Anonimowych Alkoholików” czytamy: Podstawowym i najważniejszym ogniwem Wspólnoty AA jest grupa AA. To tam, przede wszystkim realizuje się program zdrowienia według Dwunastu Kroków AA. Na spotkaniach (mityngach) grup Anonimowych Alkoholików każdy uczestnik mówi tylko o własnych doświadczeniach, poglądach i przeżyciach. Nie teoretyzuje, nie krytykuje wypowiedzi innych ani nie ocenia. Nie udziela się rad, a wypowiedź może jedynie ujawniać własne doświadczenia i zachowania w sytuacjach podobnych do przedstawionych przez innego uczestnika. Nie można przerywać wypowiedzi innych, zadawać w jej trakcie pytań czy komentować ich. Wszyscy obecni na mityngu zobowiązani są do zachowania anonimowości osób i zasłyszanych na mityngu spraw i zdarzeń – jest to fundamentalna zasada AA. Jako, że następny rozdział nosi tytuł „Pojawienie się idei AA w Polsce”, rodzi się wątpliwość, czy cytowany fragment miałby dotyczyć Wspólnoty AA na świecie (zanim zaistniała ona w Polsce), czy może jednak też w Polsce. Tak czy inaczej uważam, że zgodne z rzeczywistością jest w nim jedynie pierwsze zdanie. Nie jest prawdą – nadal piszę tu o swoich przekonaniach i doświadczeniach – że realizacja Programu 12 Kroków możliwa jest podczas mityngu AA. Nie jest prawdą, że przeniesiony z grup psychoterapii odwykowej zakaz udzielania rad, obowiązuje na mityngach AA na całym świecie. Życie bez oceniania (osób, zdarzeń itp.) jest nierealne, choć… faktem jest, że nie w każdej sytuacji należy te oceny werbalizować. Pewności nie mam, ale podejrzewam, że władzę pozwalającą nakładać na uczestników mityngów jakieś zobowiązania, prowadzący takie spotkanie przydziela sobie chyba tylko w AA w Polsce, no… może jeszcze w krajach, do których ideę AA przynieśli Polacy.
Ja także mógłbym przytoczone wyżej zdania recytować z pamięci – były one elementem starych scenariuszy, w których osobista odpowiedzialność uczestników mityngu AA za własne zachowania i postawy podczas spotkania przenoszona była na rozbudowany system regulaminów, zakazów, nakazów itd. Ja także latami wierzyłem, że tak, jak jest na mityngach w AA w Polsce, jest też na całym świecie – myliłem się.

3. Zaskoczył mnie trochę sposób datowania narodzin grup AA. Fakty pozostają faktami bez względu na to, czy je pamiętamy, czy nie. Jeśli nie pamiętamy, to nie wydaje mi się, by można je sobie ustalać mocą decyzji jakiegoś gremium. Sumienie grupy AA ma spore kompetencje, to prawda, ale czy może swoimi decyzjami kreować rzeczywistość? Oczywiście rozumiem, że jakąś metodologię trzeba było przyjąć i faktycznie problem ten właściwie nie wydaje mi się specjalnie ważny, jednak pod warunkiem, że we wszystkich  przypadkach konsekwentnie informować będziemy, że podawana data jest przybliżona i umowna. Za dzień narodzin Wspólnoty uznaje się 10.06.1935… uznaje się, a nie – jest.

4. Tadeusz wspomina też (str. 171) „starych” AA i ich porównanie mówiące o kiszonym ogórku, który nigdy nie stanie się ogórkiem świeżym. Jestem absolutnie przekonany, że zanim pojawi się drugi tom „Historii AA w Polsce”, będą działały w naszym kraju ośrodki uczące na powrót niektórych uzależnionych picia towarzyskiego, bezproblemowego. Dokładnie tak, jak ma to miejsce w wielu krajach, na przykład w Niemczech. To jednak w tej chwili wydaje mi się w mniej ważne, bo nie dotyczy Wspólnoty AA. Chodzi mi po głowie coś innego… Czy wszyscy uczestnicy mityngów AA, nawet tych zamkniętych, są alkoholikami? Otóż moim zdaniem – nie. Od lat przy rozmaitych okazjach zwracam uwagę na szczególny zapis Trzeciej Tradycji AA: Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia. Właśnie tak!! Pragnienie zaprzestania picia, a nie zdiagnozowany alkoholizm! Wymowa pełnej wersji Trzeciej Tradycji jest już zupełnie inna, bo przecież mowa jest w niej o wszystkich, którzy cierpią z powodu alkoholizmu. Domyślam się, jaka jest geneza tych różnic, ale w tym momencie nie ma to większego znaczenia.
Uważam, że mnóstwo ludzi cierpi z powodu nadużywania alkoholu. Piją oni, albo pili, w sposób szkodliwy, ryzykowny, destrukcyjny, ale… to jeszcze nie oznacza automatycznie, że są alkoholikami. Przy mityngowym stole jest miejsce dla każdego, kto chce przestać pić, ale nie wszyscy w AA potrzebują duchowego programu Wspólnoty AA.

5. Zadziwiał mnie momentami nacisk, z jakim autor broni pozycji Poznania w historii AA w Polsce. Broni się czegoś, co jest atakowane, a tego – przyznam – już nie rozumiem. AA, sama idea i pierwsze grupy, pojawiły się w naszym kraju w mieście o nazwie Poznań. Nie Bielsko, nie Radom, nie Katowice… Poznań. To jest fakt. Ludzie trzeźwi nie dyskutują z faktami. A przynajmniej tak mi się wydawało… Po co w takim razie negować oczywiste pierwszeństwo tego właśnie miasta? Czyżby komuś naprawdę wydawało się i roiło, że alkoholik z trzyletnią abstynencją jest trzeźwiejszy, bo urodził się i pił w Akron, a nie w Bostonie? W Poznaniu, a nie w Szczecinie? Gdyby tak było, to może jeszcze miałoby to jakiś sens, ale przecież nie jest. Mieszkańcy Krakowa też nie są lepsi od innych Polaków z tego powodu, że kiedyś Kraków był stolicą Polski.

6. Choć miałem tego nie robić, nie potrafię powstrzymać się od przytoczenia fragmentu,  który uważam za niesamowicie wręcz ważny: Tymczasem najczęściej okazuje się, że samo niepicie – jakkolwiek w całym procesie zdrowienia najważniejsze – nie wystarcza. W wielu przypadkach, już nie pijąc, w wyniku egocentryzmu, egoizmu, niedojrzałości emocjonalnej alkoholika i wielu innych jego wad, nie tylko nie naprawia on relacji z innymi ludźmi, a często – wbrew sobie – nadal je niszczy. Przejawia się to w tym, że mimo zaprzestania picia alkoholik nadal rani innych ludzi, także najbliższych, często wbrew swojej woli. Alkoholik, mimo iż nie pije, często swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem nadal pozostawia wokół siebie zgliszcza i popiół. Okazało się jak mawiał jeden z rozmówców – że, jak pił, był pijanym draniem, jak przestał pić, stał się trzeźwym draniem. A przy tym wszystkim opanowana do perfekcji umiejętność zakłamywania rzeczywistości pozwala alkoholikowi odsuwać problem od siebie, przerzucając, jeżeli nie całość, to przynajmniej dużą część odpowiedzialności za zaistniały stan rzeczy na innych. I przede wszystkim o tego typu „niekierowaniu własnym życiem” mówi druga część Kroku Pierwszego (str. 165).
Po raz pierwszy chyba tak wyraźnie, jednoznacznie i niejako oficjalnie zwraca się uwagę, że uznanie przez alkoholika jego bezsilności wobec alkoholu oraz utrzymywana całymi latami abstynencja mogą nie wystarczyć do zbudowania trzeźwego, satysfakcjonującego, pogodnego życia. Siłą Wspólnoty i nadzieją dla alkoholików jest Program AA…

7. Czym była poszerzona wersja 12 Kroków (str. 158, ale nie tylko)? Na czym konkretnie miałaby polegać rzekoma – a może i faktyczna – klerykalizacja Wspólnoty AA w Polsce? Jak długą abstynencję miała najmłodsza stażem alkoholiczka w pierwszej Siódemce? Czy nadmiar demokracji może zaszkodzić Wspólnocie? Jak powstawała Fundacja?

Pasjonujących tematów i zagadnień zawarto w książce mnóstwo, ale ja nie podejmuję się pisać jej streszczenia, lecz jedynie artykuł sygnalizujący, że jest to pozycja wyjątkowo ważna, ciekawa, powiedziałbym nawet, że obowiązkowa dla każdego AA, który swoją przynależność do Wspólnoty traktuje poważnie.





Więcej w moich książkach

piątek, 4 maja 2012

Krok 6: techniki, sposoby...

Krok Szósty (Siódmy zresztą też) nie występował w pierwszej wersji Programu AA, który początkowo zawierał się w sześciu punktach. Dopiero gdy Bill W. z sześciu zrobił Kroków Dwanaście, pojawiły się – w znanej nam dziś wersji – Kroki Szósty i Siódmy. Na temat Szóstego Kroku w Wielkiej Księdze jest tyle, co kot napłakał (2-3 zdania); nieco więcej w 12x12, jednak odnaleźć tam wyraźną, jednoznaczną instrukcję, pomagającą zrozumieć, w jaki sposób – konkretnie! – Krok ten należy zrealizować w praktyce, jest bardzo trudno. O ile w ogóle jest to możliwe. Mnie się jak dotąd nie udało.
Oto cztery sposoby praktykowane przez anonimowych alkoholików…
 
1. Słyszałem i osobiście rozmawiałem z alkoholikami, którzy twierdzili, że to, co w Kroku Szóstym wydaje się najważniejsze, czyli gotowość, zdobyli niejako samoistnie, w wyniku, czy też w efekcie pracy nad poprzednimi Krokami, i że stało się to w przeciągu sekundy, lub kilku sekund. A gdy ową gotowość uzyskali, to i z realizacją Kroku Siódmego żadnego problemu nie mieli, co w tej sytuacji wydaje się oczywiste.
Choć nie jest to moje doświadczenie, nie mam żadnych podstaw, by ich słowa poddawać w wątpliwość, czy też negować je w jakikolwiek sposób.
 
2. Metoda opracowana przez dwóch amerykańskich alkoholików znanych jako Joe i Charlie (Joe&Charlie Big Book study), a może przez Wally'ego P. – nie mam pewności. Proponują oni, by gotowość do rozstania z wadami charakteru budować, zamieniając te wady na zalety. Choćby miało to być początkowo działaniem wymuszonym i wbrew sobie. Chodzi na przykład o zamianę nieuczciwości na drobiazgową uczciwość, kłamstwa na prawdomówność i szczerość, egoizmu na altruizm itp.
Nie znam nikogo, kto by w ten sposób gotowość osiągnął i faktycznie jakichś tam swoich wad charakteru używać przestał, więc pewnie dlatego mam w tym przypadku najwięcej wątpliwości. Bez praktycznej, konkretnej informacji, jak takiej zamiany dokonywać, przypomina mi to – latami przecież praktykowane – zamienianie alkoholowego opilstwa na abstynencję. Od jutra nie piję! – deklarowałem mnóstwo razy na kacu i czasem nawet przez kilka dni się udawało. Tym niemniej wierzę, że technika Joe&Charlie sprawdza się w życiu wielu alkoholików, a tylko ja nie poznałem jej zbyt dobrze.
 
3. Moja własna metoda, którą zbudowałem na bazie pewnego doświadczenia z czasów służby wojskowej, znajomości przypowieści o Łazarzu z Pisma Świętego oraz wniosków wynikających z rozwoju uzależnienia. W Woźniakowie, podczas warsztatów KpK, pół żartem, pół serio nazwałem ją metodą ostrzenia gwoździa. W pełni opisałem ją w „12 Kroków od dna”, więc tu w skrócie.
Po rzetelnej realizacji Kroku Czwartego i Piątego wiedziałem już jakich wad charakteru używam, w jaki sposób i po co – nie była to, jak się łatwo domyślić, sytuacja komfortowa. Przypominała siedzenie na stołku, z którego wystaje gwóźdź. Problem polegał na tym, że ten gwóźdź był tępy; było mocno niewygodnie, ale jeszcze jakoś tam dało się wytrzymać. Gdyby ten gwóźdź był ostry, kaleczyłby tyłek, a tego wytrzymywać na dłuższą metę by się już nie dało, byłbym zmuszony podnieść wreszcie d… i podjąć określone działania.
W takim razie metoda budowania gotowości do rozstania z wadami charakteru polega na przemyślanym i zaplanowanym podwyższaniu konsekwencji ich używania tak, by się to ostatecznie przestało opłacać. Chodzi o potęgowanie dyskomfortu używania wad.
Zakładam przy tej okazji, że oczywiste jest, iż elementami gotowości są: świadomość, co mam zrobić, jak zrobić, kiedy zrobić oraz duchowa siła – zrobię, nawet jeśli się boję, wstydzę, nie chce mi się.
 
4. Na koniec technika praktykowana przez mojego sponsora, który uważa, że każde uświadomienie sobie motywów, celów, konsekwencji własnego postępowania i zmiana kierunku dla osiągnięcia lepszego celu, jest fragmentem tego Kroku. Powinniśmy zacząć i tylko poprawiać… jeśli okazało się, że się mylimy. Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku, ale pod warunkiem, że go wreszcie postawimy. 
 
Tabela Kroku Szóstego
Nie wątpię, że sposobów na realizację Szóstego Kroku jest dużo więcej; jeśli znasz jakieś inne, to daj mi znać, chętnie je poznam, bo takie sprawy po prostu mnie interesują. Jednego natomiast staram się unikać – dyskusji o tym, która metoda jest lepsza. To nie ma żadnego sensu, bo o metodzie nie świadczą nasze przekonania i wierzenia, ale efekty. Albo ich brak… 
 
Jeżeli przestałeś używać wszystkich albo określonej części swoich wad charakteru i jeśli przynajmniej od jednej z nich Bóg (jakkolwiek Go pojmujesz) Cię uwolnił, to Twoja metoda jest dobra, bo jest skuteczna. Choćby polegała na grze w golfa. Jeśli jednak nadal używasz swoich wad i od żadnej uwolniony nie zostałeś… Mądrzy ludzie powiadają, że objawem obłędu jest oczekiwanie na odmienne wyniki stale tych samych, najwyraźniej nieskutecznych, działań. Albo prościej, po AA-owsku: rąbiesz nie to drzewo!
 
Oczywiście wygodniej jest szukać monety pod latarnią, ale jeśli nie tam została zgubiona, to w końcu, zamiast pozorować działanie, trzeba będzie wejść w ciemny zaułek i tam się za nią rozglądać. Jest to mniej wygodne? Wymaga więcej wysiłku? Na pewno! I może właśnie dlatego w 12x12 o Kroku Szóstym napisano: To właśnie ten Krok oddziela ludzi dojrzałych od dzieci.

Wielu z nas długo unikało Szóstego Kroku, i to z bardzo praktycznego powodu: nie życzyliśmy sobie usunięcia wszystkich wad charakteru, bo do niektórych byliśmy aż nazbyt przywiązani. Wiedzieliśmy jednak, że jakoś musimy się pogodzić z samą zasadą Szóstego Kroku. Postanowiliśmy więc, że choć na razie trudno jest nam pozbyć się niektórych spośród naszych słabości, powinniśmy jednak przestać się upierać, że nigdy, przenigdy z nich nie zrezygnujemy.  [12x12 s. 107-108]