wtorek, 26 lipca 2022

Niepokojąca powtarzalność

Alkoholik realizuje ze sponsorem Program AA. Po kilku latach lub miesiącach od zakończenia podstawowej współpracy ze sponsorem, alkoholik (albo alkoholiczka, bo dotyczy to tak samo obu płci) przerywa abstynencję, przez pewien czas pije. Jeśli to picie trwa dłuższy czas, bo nie chodzi o kilka dni, alkoholik zaczyna produkować pretensje, żale i urazy wobec AA, swojego sponsora, dawnych przyjaciół ze Wspólnoty oraz innych alkoholików. Powody mogą być różne, ale zwykle „oni mnie oszukali”, „oni mi nie pomogli”, „to, co obiecywali, nie działa”, „okazali się fałszywymi przyjaciółmi” itp. Może to być też sto innych, bardziej konkretnych zarzutów.

Rozumiem to. Stykałem się z podobnymi schematami jeszcze przed uzależnieniem. Żal i pretensje, bo komuś się udało, a jemu nie. Zawiść, bo ktoś inny ma coś, na przykład trzeźwość, czego on zdobyć czy osiągnąć widocznie nie potrafił. Nikt nie lubi się czuć gorszy od reszty, więc trzeba wymyślić jakąś sztuczkę, dzięki której to on/oni będą winni albo jeszcze bardziej beznadziejni: owszem, nie piją, ale tak w ogóle to zwykłe świnie, wolę pić niż być taki, jak oni. Lub coś w tym stylu.
Taki alkoholik zionie teraz nienawiścią i w różnych środowiskach rozpowiada coraz to większe świństwa o byłych kolegach z AA albo i całej naszej Wspólnocie. Plotkowanie, obrabianie dupy, kłamstwa, drwiny i szyderstwa alkoholika, który wrócił do picia, stanowią pierwszą powtarzalność. Zrozumiałą, ale… wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem.

Powiedzmy jednak, że taki alkoholik wraca do AA. Znajduje nowego sponsora, przestaje pić, jeszcze raz realizuje Program ze sponsorem, podejmuje się jakichś służb, daje spikerki, na których szczerze i odważnie opowiada o powodach swojego zapicia i jego konsekwencjach. To bywają naprawdę wartościowe opowieści.
W „ulepszonym programie londyńsko-radomskim”, zwanym też potocznie „pendolino” alkoholicy nie realizują Kroków V i VI, ale Krok IX, czyli zadośćuczynienie, obecne jest w każdej chyba szkole sponsorowania. I tu czas na drugą powtarzalność, tą o którą bardziej mi chodzi – alkoholicy, którzy wrócili do AA po zapiciu i drugi raz zrobili Program, prawie nigdy nie dokonują zadośćuczynienia wobec tych członków AA (w tym bywa, że i pierwszemu sponsorowi), na których pluli bez opamiętania w czasie picia.
To mnie odrobinę niepokoi, bo świadczy o miernej jakości przyswojonego, zrealizowanego i realizowanego rzekomo Programu i ponownie osiągniętej trzeźwości.

Fakt, że obserwuję pewne zjawisko, nie oznacza, że dotyczy ono stu procent populacji. Bywa i tak, że niektóre zarzuty bywają uzasadnione, choć bardzo rzadko, ale to już inna sprawa…


niedziela, 17 lipca 2022

Zniekształcona bezsilność AA

Rozmawiałem niedawno z kilkoma alkoholikami na temat zapić, złamania abstynencji, powrotów do picia, czy jak to sobie nazwiemy. Zauważyłem przy tej okazji, że choć niektórzy z nich nie byli nigdy na terapii odwykowej, to jednak w naszym AA-owskim przeterapeutyzowanym środowisku „kupili” i przyswoili sobie przekonania, wywodzące się właśnie stamtąd.

Podczas pierwszej rozmowy z terapeutką w poradni odwykowej…
Dowiedziałem się wtedy, że uzależnienie, choroba alkoholowa, to nie jest moja wina. Oczywiście, nie było żadnej wątpliwości, że jest konsekwencją wieloletniego nadużywania alkoholu, ale… ponoć nie moją winą. Jestem pewien, że takie właśnie postawienie sprawy było tam elementem przyjętej z góry strategii. Byłem przerażony tym, co sobie w życiu narobiłem, przygniatał mnie wstyd, poczucie winy, wyrzuty sumienia. Stwierdzenie: to nie jest twoja wina, w tamtym momencie nieco moje poczucie winy łagodziło, a to dawało szansę, że nie ucieknę od niego do butelki*.

Tak, alkoholizm to nie jest moja wina, ale już podczas pierwszych zajęć grupowych usłyszałem, że to ja sam odpowiadam za swoją abstynencję, a więc (w razie czego) zapicie to byłaby moja wina. Jednocześnie mnóstwo razy powtarzane były określenia „bezsilność, bezsilny”, znane mi też z mityngów AA i treści Kroku Pierwszego.

Dopiero po złamaniu abstynencji i doświadczeniu psychicznym, emocjonalnym i duchowym tej całej bezsilności, bo wcześniej była to raczej tylko sensowna nawet wiedza, logiczna informacja, zrozumiałem, że połączenie bezsilności i odpowiedzialności, nie trzyma się kupy. Te dwa elementy układanki nijak nie dawały się dopasować.

Nie mam siły, żeby gołymi rękami podnieść tysiąckilogramowy głaz. Nie mam siły (umiejętności, zdolności itd.), żeby latać w powietrzu, jak ptak, po prostu machając rękami. Straszono mnie konsekwencjami, a głaz jak leżał, tak leży. Wzmacniano mi motywację, a ja nadal nie latam. Czy nieruchomy głaz i nielatanie, to moja wina? Czy ja za to odpowiadam?

Bezsilność jest zero-jedynkowa, czarno-biała. Można mieć do czegoś trochę za mało siły, ale nie można być trochę bezsilnym. Rozumieli to zapewne pierwsi weterani. Jeśli jestem bezsilny, to niezbędną do przeżycia Siłę, muszę znaleźć gdzie na zewnątrz, poza mną. Czy będzie to Siła religijna, czy Twórcza Inteligencja Kosmosu, czy Pachamama, to już nie ma znaczenia. Na szczęście Jim Burwell przekonał Billa i innych, żeby w WK zawarli określenie „jakkolwiek Go pojmujemy”. Więc nieważne jaka to Siła – ważne, że skoro ja jej nie mam, to musi ona pochodzić z zewnątrz.

Czujemy, że potrzebne jest coś więcej niż ludzka siła, aby doprowadzić do całkowitej zmiany psychiki pacjenta. (WK, z 2018, s. XXXVIII)

Powtórzmy: alkoholik niekiedy nie ma skutecznej obrony psychicznej przed pierwszym kieliszkiem. Poza bardzo rzadkimi wyjątkami ani on sam, ani żaden inny człowiek nie potrafi jej zapewnić. Jego obrona musi nadejść od Siły Wyższej. (WK, z 2018, s. 43)

Jeśli mam pretensje do terapii odwykowej (w ogóle, na świecie), to o rozmycie pojęcia bezsilności, które teraz przypomina grę „tak, ale…”. Jesteś bezsilny, ale… Bo jeśli jakoś tam uświadomimy ci konsekwencje twojego picia, to staniesz się mniej bezsilny. Jeśli profesjonalnie popracujemy nad twoją motywacją, to może zdobędziesz trochę siły. Jeżeli pomożemy ci zdobyć wiedzę na temat choroby alkoholowej, to przestaniesz być tak bardzo bezsilny.

Wierzę, że mieli dobrą wolę, że naprawdę chcieli i starali się pomóc. Tyle tylko, że to nie chce działać. Po latach nowi terapeuci wierzą, i są w pełni przekonani, że nauczyli się i znają rozwiązanie problemu alkoholizmu, a jeśli ono nie działa, to najwyraźniej z winy alkoholika – za mało się angażował, za mało był zmotywowany, za mało wiedzy o swojej chorobie zdobył, może za mało doświadczył konsekwencji picia.
Do wszystkich, koszmarnych zwykle, skutków alkoholizmu dołożyli alkoholikom jeszcze wstyd, wyrzuty sumienia i poczucie winy. Za co? Otóż za… bezsilność wobec alkoholu. Czy alkoholikowi po zapiciu te uczucia i emocje są przydatne, wartościowe, czy może jednak szkodliwe?

Główne przesłanie znanej od starożytności Przysięgi Hipokratesa głosi: Primum non nocere (Po pierwsze nie szkodzić), ale psycholog lub terapeuta nie jest lekarzem, Kiedy/jeśli leczenie się nie udaje, to trzeba znaleźć powody albo… winnych.

…że prawdopodobnie żadna ludzka siła nie mogłaby nas uwolnić od alkoholizmu. (WK, z 2018, s. 60)

Z lektury różnych historycznych książek Wspólnoty wyciągam wniosek, że pierwszym weteranom AA (zanim jeszcze powstały jakiekolwiek psychoterapie odwykowe), prawdopodobnie nie wpadłoby do głowy, żeby człowieka bezsilnego wobec alkoholu, wrabiać w poczucie winy za… bezsilność wobec alkoholu.


Rada. Napiłeś się znowu po miesiącach lub latach abstynencji? Rób to, co zaleca sponsor, co zawarte jest w Programie działania, w Dwunastu Krokach. Nurzanie się w poczuciu winy i wyrzutach sumienia z powodu bezsilności, nie pomoże ci w niczym.



---
*„Alkoholik”, Meszuge, WAM, s. 108.




piątek, 8 lipca 2022

Czy to Wielka Księga dla pań?

Kolega podsunął mi artykuł „Program Anonimowych Alkoholików bazuje na patriarchacie. Kobiety trzeźwieją inaczej”*. Jak rozumiem tekst oparty jest na osobistych doświadczeniach byłej pijaczki (określenie z artykułu), Holly Whitaker, kobiety korporacyjnego sukcesu i autorki książki „Na zdrowie! Jak trzeźwiałam w kulturze picia".
Można by artykuł skwitować jednym i to retorycznym pytaniem: czy dla manifestacji własnych feministycznych poglądów warto poświęcać życie innych kobiet (bo faceci niech sobie zdychają)? Jednak ja uparłem się przeczytać tekst uważnie, i to nie raz, w poszukiwaniu treści, które może mają jakiś sens i oparte są na faktach.

Większość przekonań Holly Whitaker wynika z feminizmu, a nie z trzeźwego oglądu rzeczywistości. Na przykład:

Ale w kulturze patriarchalnej wszystko, co robią mężczyźni, jest normą, a wszystko, co robią kobiety, tę normę powinno wspierać…*.

Najwyraźniej mój czas i miejsce to nie jest kultura patriarchalna, bo w środku Europy, w XX i XXI wieku, nie WSZYSTKO, co robią mężczyźni jest normą.

To, że palimy papierosy i pijemy wódkę, nie bierze się z naszych pierwotnych potrzeb, ale z działań marketingowych wielkich korporacji i alkoholowego monopolu państw*.

Ludzie odurzali się rozmaitymi substancjami dziesiątki tysięcy lat przed powstaniem korporacji i monopoli, a nawet przed pojawieniem się państw. Nie wiem, jakie potrzeby realizowali ludzie pierwotni, żrąc halucynogenne grzybki i żując liście koki, ale to robili. Tym niemniej nie ulega wątpliwości, że pijanym narodem rządzi się łatwiej. Rozpijanie społeczeństwa ma w historii długą tradycję, choćby Indian w USA, czy Polaków w czasie okupacji i rozbiorów. Zresztą, po co szukać tak daleko, przy ewidentnej zapaści gospodarczej i koszmarnej inflacji, alkohol jest chyba jedynym produktem, który potaniał od czasu mojego ostatniego picia.

Zastanowiło mnie stwierdzenie, że rzekoma patriarchalność Programu AA widoczna jest we wszechobecnym przekonaniu, że najważniejszy jest cel, to jest trzeźwość, który trzeba osiągnąć w sposób bezwzględny (żadnego picia) i trzymać się go do końca życia.
W książce „Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość” (s. 302) znaleźć można taką oto sugestię: „Dajmy odpór dumnemu założeniu, że skoro Bóg umożliwił nam sukces w jednej dziedzinie, naszym przeznaczeniem jest stać się pośrednikami dla każdego”. Jedynym celem we Wspólnocie AA jest trzeźwość. Jest o tym mowa także w Preambule i w Tradycjach. Nie zajmujemy się w AA innymi sprawami. Skoro jednak koncentrowanie się tylko na osiąganiu oraz utrzymywaniu trzeźwości i abstynencji miałoby dowodzić patriarchatu, to widocznie i ja mam patriarchalne zapędy, bo jedność celu w AA bardzo mi się podoba.

Whitaker szuka „nowej drogi", innej recepty, która nie tylko zakłada, że „to nie ty jesteś ułomna, lecz system"… przeczytałem w artykule. Jakże cudownie brzmi to w uszach alkoholików dowolnej płci – to nie twoja wina, to system! 

Magdalena Środa, profesorka Uniwersytetu Warszawskiego, autorka artykułu, twierdzi, że połowę książki Holly Whitaker (dla przypomnienia: „Na zdrowie! Jak trzeźwiałam w kulturze picia") stanowi jakiś program powrotu do zdrowia i wzmocnienia kobiecości, Szkoda, że nie ma żadnych szczegółów tego programu, chętnie bym go poznał. Może książka Whitaker stanie się nową Wielką Księgą dla alkoholiczek?

Ostatecznie uważam, że wszystko jedno (prawie), jakich technik, sposobów i metod używają osoby uzależnione, by wytrzeźwieć, byle były to rozwiązania skuteczne.










---
https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,181618,27973457,holly-whitaker-byla-pijaczka-i-pracoholiczka-rozprawia-sie.html

piątek, 1 lipca 2022

Magicy, cwaniacy, czarodzieje

Rozmawiałem z podopiecznym. Była to okazja do przypomnienia, może przede wszystkim sobie, pewnego typu błędów, jakie powtarzałem w swoich początkach w AA. Dziś, z perspektywy czasu, wydaje się to dość proste: szukałem łatwiejszej, łagodniejszej drogi i w tym celu zaklinałem rzeczywistość, starałem się nią jakoś manipulować. Programu nikt z nas wtedy jeszcze nie realizował ze sponsorem, więc te sztuczki rzadko dotyczyły Kroków, ale to jednak nie znaczy, że nigdy. Wydawało mi się na przykład, że wykonuję Krok Dziesiąty, przyznając się do różnych swoich nagannych zachowań, podczas mityngów. Nie osobom skrzywdzonym, ale kolesiom z AA. Niczego też nie naprawiałem – mityngowe wyznanie miało w pełni wystarczyć. Najczęściej jednak, chwaląc się trzeźwym życiem, opowiadałem o pewnych sukcesach i osiągnięciach tak, jakby już stały się moim udziałem, podczas gdy naprawdę były one jeszcze w sferze planów, marzeń i nadziei.

Z czasem Program 12 Kroków i praca ze sponsorem powoli się popularyzowały, więc zaczęły się pojawiać pomysły na realizację poszczególnych Kroków. Prawie wszystkie z nich można było podciągnąć pod próby poszukiwania łatwiejszej, łagodniejszej drogi. Jedno z nich dotyczyło Kroku Dziewiątego (Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych). Pewien alkoholik uznał, że to „ich” dotyczy krzywdzących alkoholików. Jeśli zadośćuczynienie mogłoby skrzywdzić ich, czyli alkoholików stawiających ten Krok, to nie powinni go realizować. Powiedzmy, że pożyczyłem od kogoś pieniądze i nie oddałem. Powinienem oddać wraz z procentami lub jakąś nawiązką? Ależ absolutnie nie! Pozbycie się jakiejś kwoty zraniłoby teraz mnie samego oraz moją rodzinę, czyli innych.

Później przez Polskę przetoczyła się fala sponsorowania dość szczególnego. Początkowo nazywano to „ulepszonym programem londyńsko-radomskim”. Teraz popularna jest inna nazwa tej szkoły lub metody sponsorowania. W tym przypadku już systemowo nie podejmowali alkoholicy pewnych działań, nie realizowali pewnych zaleceń Programu. Guzik by mnie to obchodziło, gdyby nie zaczęli jednocześnie agresywnie przekonywać innych alkoholików, że nie potrzeba się aż tak starać, nie potrzeba być stale duchowo aktywnym i robić aż tyle. Pamiętam do dziś z pewnej spikerki słowa „nie potrzeba się aż tak spinać!”. Przyciągnęli do siebie wielu ludzi, bo łatwiejsza, łagodniejsza droga zawsze będzie kusić alkoholików. Czy nie jest szukaniem łatwiejszej drogi ucieczka w terapię* (jakąkolwiek), bo codzienna realizacja Programu po kilku latach stała się zbyt trudna?

Proces wymyślania rozmaitych obejść i uproszczonych dróg twa w zasadzie nieustająco. Niektóre pomysły mają pozory sensu, inne zupełnie nie, ale zawsze mają jedną cechę wspólną, sugestię, że wystarczy mniej się starać, robić mniej, a najlepiej wcale, bo może wystarczy modlić się i powierzać.
Najnowszy pomysł, który wpadł mi w ucho to:

Oddaję Bogu nie tylko swoje wady, ale i zalety, bo nie wiem, co zostanie użyte.

To akurat z gatunku tych pozornie wiarygodnych, bo przecież w WK czytamy: Mój Stwórco, chciałbym oddać Ci teraz całego siebie z tym, co dobre i złe. W tym przypadku trzeba zwrócić uwagę na koniec zdania, czyli „…nie wiem, co zostanie użyte”. Nie wiem, czy użyję złodziejstwa, czy może życzliwości? Nie wiem, czy użyję kłamstwa, czy empatii i miłosierdzia? To kto ma wiedzieć? Oczywiście Bóg – przecież to On decyduje, czy będę przyzwoitym człowiekiem, czy nie. A jeśli nadal jestem kanalią i szują, to już tylko Jego wina, bo użył moich wad, a nie zalet. Przecież to takie proste.

Alkoholizm to potworna choroba psychiczna…


---

---