niedziela, 27 lutego 2022

Wspomnienia i przemyślenia

Z pomocą translatora Google czytałem dzisiaj najnowszy wpis na blogu Andy’ego F.* pod tytułem Czym jest dzielenie się na spotkaniu AA? [What is sharing at an AA meeting?]. Lektura tego tekstu przywołała kilka wspomnień, pojawiło mi się też parę przemyśleń.
Andy F. pisze o pewnym podziale w AA w Londynie, gdzie większa część alkoholików była wyznawcami psychoterapii odwykowej i traktowała Wspólnotę AA jako coś w rodzaju poterepeutycznej grupy wsparcia. Pozostali, wtedy, przed wielu laty, raczej niewielu, wierzyli, że rozwiązanie problemu alkoholizmu zawiera Program Dwunastu Kroków, realizowany ze sponsorem.

Wygląda na to, że Andy mógł wtedy wybierać. Początkowo wybierał źle, ale to już inna sprawa. Ja żadnego wyboru nie miałem. Trafiłem na pierwsze mityngi w 1998 roku, a wtedy nie istniały żadne grupy tzw. programowe; Dwanaście Kroków odczytywano rytualnie na początku mityngów, ale nic poza tym, a pomysł, żeby słuchać jakiegoś tam sponsora, wydawał się wręcz sprzeczny z zasadą, że w AA nie wolno mieć żadnych autorytetów. Owszem, prawie od początku miałem sponsora, ale to nie był ktoś od Programu, ale raczej kolega, powiernik, ktoś, do kogo miałem dzwonić (choćby w środku nocy) gdyby mi się chciało pić.

Czym dzieliliśmy się wtedy podczas mityngów? Sporo wypowiedzi dotyczyło terapii odwykowej. Często było to: cieszę się, że zdobywam coraz więcej wiedzy na temat swojej choroby. Poza tym rozliczne problemy rodzinne, zawodowe, społeczne, na które, jako alkoholicy może i niepijący, ale też i nie trzeźwi, nie umieliśmy znaleźć rozwiązania. Zresztą, większość z nich wywoływaliśmy sami.

Koniec końców sami stworzyliśmy nasze problemy. Butelka była zaledwie symbolem. [WK, wyd. 2018, s. 104]

Andy wspomniał popularny ponoć slogan AA-owski, którego w Polsce nie słyszałem nigdy: We can’t save face and our butts at the same time [Nie możemy jednocześnie ratować/zachować twarzy i tyłka], a to przypomniało mi przerywaną abstynencję w moich początkach, a dokładnie między lipcem 1998, a połową stycznia 1999. Uczestniczyłem gorliwie w zajęciach grupowych terapii odwykowej, chadzałem po wszystkich mityngach w mieście i co pewien czas upijałem się.

Obecnie uważam, że ta przerywana abstynencja była mniej zła niż fakt, że nikomu się do zapić nie przyznawałem. Ani na terapii, ani na mityngach, ani sponsorowi. Wydawało mi się, że niezdolność utrzymania trwałej abstynencji, świadczy o mnie źle; wstydziłem się tego. Wymyśliłem wtedy, że przecież dopiero zaczynam, więc w końcu się tej trzeźwości jakoś nauczę. Próbowałem za wszelką cenę zachować twarz, poprawić swój wizerunek, nie będąc szczery i otwarty wobec innych. Kosztowało mnie to bardzo dużo. Konsekwencje takiej postawy boleśnie waliły mnie po tyłku, ale wtedy nie do końca to rozumiałem. Nie czułem się częścią grupy terapeutycznej lub AA-owskiej. Bałem się i wstydziłem, co będzie, jak się wyda, że co jakiś czas piję. Czułem się gorszy, inny, a wyrzuty sumienia odbierały mi resztki duchowej siły. To powodowało kolejne zapicia.

Dbałość o własny wyidealizowany wizerunek kosztem uczciwości i pokory może się nawet udawać przez jakiś tam czas, ale ostatecznie ten biznes się nie opłaca. Kiedy w 1998/99 przyszło mi wybierać krótkotrwałe zyski, czy długofalowe efekty, przez pół roku wybierałem to pierwsze i zapłaciłem za to. To był bardzo zły wybór. I naprawdę nie było warto.

Tak to już jest, że wszystko, co zgadza się z moimi (jako alkoholika) przekonaniami i życzeniami, wydaje mi się prawdą. Wszystko inne doprowadza mnie do złości.


---
* https://aaforagnostics.com/blog/sharing-experience-strength-and-hope/


środa, 16 lutego 2022

12 Kroków ze sponsorem bis

Na pewien czas wrócił do picia alkoholik „po Programie”, czyli taki, który pracował ze sponsorem nad Dwunastoma Krokami. Kiedy złapał kilka dni abstynencji zadzwonił i spytał, co on ma teraz robić? Zanim zdążyłem to przemyśleć i odpowiedzieć, dodał, że jednego jest pewien – Program zrobił rzetelnie, solidnie i najlepiej jak potrafił, niczego nie zawalił. Uwierzyłem mu. Nie tylko dlatego, że mówił z pełnym przekonaniem, ale znam dobrze jego sponsora, więc założyłem, że zapewne tak właśnie było.
Zadałem wtedy pytanie, którego mocno nie lubię. Zapewne dlatego nie lubię, bo przez ostatnich dziesięć lat w AA, zadawałem je mnóstwo razy. Zapytałem: co przestałeś robić od czasu zakończenia pracy ze sponsorem, do momentu napicia się? Coś tam próbował opowiadać o problemach zawodowych, finansowych i rodzinnych, ale szybko połapał się, dał spokój tym racjonalizacjom i odpowiedział, że właściwie powoli przestał robić cokolwiek. Początkowo wszystko jakoś mu się układało, mimo że kolejno rezygnował z praktykowania zaleceń sponsora i sugestii wynikających z Programu. Uznał, że pewnie nie są mu już potrzebne te działania. Wrócił do picia ze trzy lata później.

Obecnie to sytuacja banalna i – niestety – dość częsta. Mój rozmówca twierdził, że z całą pewnością pamięta wszystko, a poza tym ma książki i notatki z tamtych czasów… Nie pozostało nic innego, jak zaproponować mu, żeby wrócił do wszystkich tych aktywności, które zapewniały mu nie tylko abstynencję, ale pogodę ducha i siłę duchową. Aktywności które porzucił, zaniedbał. Wydawało się to dość proste: jeśli wiesz, co masz robić, to po prostu zacznij znowu to robić. Jednak w przypadku alkoholizmu coś takiego udaje się rzadko. A szkoda…

Pijącemu alkoholikowi wydaje się, że pije, bo chce, że w każdej chwili może przestać, a jak przestanie, to w życiu znowu będzie cudownie (jak gdyby kiedykolwiek cudownie było) i inne takie mrzonki. Alkoholikowi wyedukowanemu, po Programie, jeśli przerwał abstynencję (albo nawet nie), też roi się, że w każdej chwili może wrócić do dobrej kondycji emocjonalnej i duchowej, bo wystarczy, że znów zacznie robić wszystko to, co przecież zna i pamięta.

Dowiedziałam się też, że niektórym dane było to doświadczenie, ale potem odrzucili oni swoje skrzydła, ponieważ mylnie spodziewali się, że Absolut będzie je automatycznie podtrzymywał za nich. („Uwierzyliśmy”, s. 94).

Wydawałoby się, że wystarczy postanowić, zdecydować, że znowu zacznie się machać tymi swoimi skrzydłami i wszystko będzie dobrze. Tyle tylko, że coś takiego wystarczy w jednym przypadku na dwadzieścia. Albo i rzadziej.

Mój znajomy zadzwonił po jakichś trzech tygodniach. Był tak rozdygotany, że przykro było słuchać. Nie, nie napił się, ale z przerażeniem i kompletnym brakiem zrozumienia odkrył, że nijak nie jest w stanie wrócić do tych działań, które były jego codziennością podczas pracy ze sponsorem i nieco później. I był już gotów słuchać, a nie tylko mówić mi, co zna, co pamięta, co rozumie, co wie… W tych warunkach rozwiązanie było tylko jedno: nowy sponsor i powtórzenie całego Programu. Na wszelki wypadek rozmawiałem już z kilkoma alkoholikami, więc od razu dałem mu namiary na konkretną osobę, a on się zgodził bez stawiania jakichkolwiek warunków. Pół roku później znów było dobrze.

Opowiadałem kiedyś tę historię na jakichś warsztatach. Mowa była o sensie powtarzania Programu po zapiciu lub bez zapicia. Padło wtedy pytanie: czy wydaje mi się, że ten alkoholik dowie się czegoś nowego, pracując z innym sponsorem, że coś nieznanego odkryje w WK i to go uratuje? Oczywiście nie o to chodziło, nie o dalszą lub inną wiedzę.

Do pewnego czasu i ja za bardzo byłem przyzwyczajony do tej bezsilności wobec alkoholu z Kroku Pierwszego, żebym umiał wyciągnąć praktyczne wnioski z drugiej części tego zdania. W mojej wersji brzmi ona: moje życie nie poddawało się kierowaniu. Tu nie chodzi już tylko o siłę do niepicia. Jestem alkoholikiem, a to oznacza, że potrzebuję duchowej aktywności i Siły, żeby w ogóle żyć. Bardzo często, już nie pijąc, dobrze wiedziałem, co zrobić i jak zrobić, ale nie miałem na tyle duchowej Siły, żeby podjąć działanie. Moje życie nie poddawało się kierowaniu – nawet mojemu. Miałem całkiem dobre pomysły, podpowiadali też sensownie inni ludzie, ale to nadal było za mało.

O tym, że nie wystarczy wiedzieć i rozumieć, przekonał się alkoholik, o którym była mowa na początku. Postanowił, że wraca do zaleceń Programu i zderzył się boleśnie z murem – z powodu niedoboru Sił duchowych, jego życie (bez alkoholu) znowu nie poddawało się kierowaniu. Doświadczył też pewnej prawdy: dostęp do duchowej Siły alkoholik zyskuje poprzez pracę ze sponsorem i w jej trakcie. Także sponsorując, ale to już inna sprawa.

WK, s. 156: Nasi dwaj przyjaciele nie mieli jednak łatwego życia. Poja­wiło się mnóstwo trudności. Obaj zrozumieli, że muszą być ciągle aktywni duchowo.


piątek, 11 lutego 2022

Kto sługą, kto panem będzie?

Wielki majątek ziemski. Tysiące hektarów, wiele wsi, olbrzymie stada koni, krów, owiec, także okazały pałac, a w nim hrabia, hrabina, inni członkowie rodziny i wreszcie setki służących, których zadaniem jest codziennie dbać o dobytek i wygody jaśnie państwa.
Pewnego razu podczas wystawnego obiadu, hrabina zauważyła kilka plamek na obrusie, a hrabia, spróbowawszy wina, uznał, że nie nadaje się do picia – jakiś jełop trzymał otwarte butelki kilka dni i szlachetny trunek stracił smak i aromat. Po obiedzie, bo nie ma sensu psuć humoru gościom i robić afer przy stole, pani wezwała główną pokojową, a hrabia kamerdynera. Od służby zażądano wyjaśnień. Jak to się stało, że jakiś dureń zmarnował znakomite i drogie wino, kto za to odpowiada i jakie wyciągnąć wobec niego konsekwencje? Jakim sposobem na stół trafiły poplamione obrusy, której praczce należą się baty? Co ciekawe, pokojówka pani hrabinie i kamerdyner panu hrabiemu, odpowiedzieli tak samo, jakby się zmówili:

Na podstawie Regulaminu Pracy Służby Jaśnie Państwa, który to Regulamin sami sobie stworzyliśmy, oraz po wspólnym rozważeniu sprawy, my, służący uznaliśmy, że pytania jaśnie pana i pani hrabiny, nie zostały przyjęte do rozpatrzenia.

W tym momencie anegdota się kończy, a szkoda, bo bardzo byłbym ciekaw, ile minut później oboje służący zostali wykopani za bramę i to bez odprawy.

Podwładny/sługa powinien robić to, co mu polecono, a na żądanie udzielić wyjaśnień na temat własnej pracy. Zwłaszcza, gdy coś koncertowo schrzanił i jego szef będzie musiał ponieść konsekwencje (np. finansowe) tej nawalanki. Czy trzeba tłumaczyć, że to nie sługa decyduje, czy musi wytłumaczy się z bezmyślności, lenistwa i brakoróbstwa?

Wszyscy wiemy, że pewien pan wymyślił sobie kiedyś wybory kopertowe i zmarnotrawił w ten sposób ogromne pieniądze (i marnotrawi nadal, każdego dnia, rok po roku), należące do podatników, i teraz wszystkim śmieje się w nos, bo przecież żadnych konsekwencji nie poniósł. Tylko czy „zaufani służy” muszą kopiować właśnie takie postawy i zachowania?


Jakiś czas temu zadałem Konferencji pytanie:
Słyszałem, że szykujecie się do wydania broszury lub książki dla nauczycieli, z piciorysami alkoholików uczących. Dlaczego akurat dla nauczycieli? A jeśli już, to kiedy będzie specjalna publikacja dla hydraulików, murarzy, pielęgniarek, informatyków, rzeźników?

A to odpowiedź, którą otrzymałem, a którą przygotowała Rada Powierników:
Literatura AA jest jednym z najważniejszych elementów niesienia posłania AA dla wciąż cierpiących alkoholików. Zespół Powierniczy Literatury jest służbą odpowiedzialną za inicjowanie nowych wizji, kierunków rozwoju literatury AA oraz za ich realizację, oczywiście we współpracy z Komisją Literatury i Publikacji SK, w tym w wydawaniu naszej własnej literatury AA, opartej na doświadczeniach polskich AA. Inspiracją dla nas była wypowiedź dyrektora AAWS w Nowym Jorku (odpowiedzialny za tłumaczenia i wydawanie literatury AA), który kilka lat temu zasugerował wydawanie własnej literatury AA. Przykładem jest tu książka Jest Rozwiązanie, AA w Zakładach Karnych – Historie Polaków i ulotki Anonimowi Alkoholicy współpracują z profesjonalistami, Służba Skarbnika – porady praktyczne, Ulotka dla Mundurowych (przygotowana jest rekomendacja do 50 KSK).
W związku z tym przymierzamy się do wydania ulotki nie tylko dla nauczycieli, ale dla wszystkich pracowników Oświaty, w której będą historie osobiste nauczycieli, bibliotekarzy, wychowawców, przedszkolanek, kuratorów, psychologów. Pozycja ta może ułatwić nam dotarcie do tego ważnego dla nas środowiska. Na chwilę obecną nie planujemy wydawania ulotek skierowanych do innych środowisk zawodowych.
pogody ducha koordynator KSK

Mnóstwo słów, żeby zagmatwać przekaz, ale sensowna odpowiedź w sumie tylko na pytanie drugie: nie będzie specjalnej literatury dla innych grup zawodowych. OK, rozumiem. 
Natomiast kłopot jest z odpowiedzią na pytanie pierwsze: dlaczego akurat dla nauczycieli (czy w ogóle pracowników oświaty)? Bo... Pozycja ta może ułatwić nam dotarcie do tego ważnego dla nas środowiska? Chyba lepiej byłoby nie traktować tej odpowiedzi poważnie. Bo w tej wersji oznacza ona, że pracownicy przemysłu lekkiego, pracownicy budownictwa, pracownicy przemysłu spożywczego, pracownicy biur, urzędów i instytucji, nie stanowią dla nas ważnych środowisk i zupełnie nie zależy nam na dotarciu do nich. Czy tak? A poza tym jakim „nam”? Bo mnie i mojej grupie zależy na sprzedawczyni i murarzu tak samo, jak na nauczycielce? Wam nie?

We wpisie z 4 lutego pisałem, że jasne komunikaty rodzą jasne sytuacje. Chyba nie wszystkim zależy na jasnych sytuacjach, czyli – jak się to obecnie nazywa – na transparentności własnych działań.


Ale anegdota z początku dotyczy czegoś innego. Kolega z AA też o coś pytał, ale ponoć odpowiedzieli mu słudzy: Na podstawie Regulaminu Pracy S.K. AA w Polsce pkt VI. 22. 10) h) decyzją ZPKSK nie zostało przyjęte do rozpatrzenia. Czy to coś jakby „spieprzaj dziadu!” tyle że w wersji AA?

Jeżeli jeszcze komuś ci alkoholicy (z ramienia Zespołu ds. Przygotowania 50. KSK, Koordynator KSK) odpowiedzieli podobnie na konkretne, rzeczowe pytanie zadane bez wulgaryzmów, a dotyczące działań i decyzji tych właśnie ludzi, to zapraszam. Można przesłać je mnie lub zamieścić w komentarzach.



wtorek, 8 lutego 2022

Z Mityngiem zaczęło się tak…

To były zupełnie inne czasy – mam na myśli swoje początki w AA. Alkoholikom obecnie moje wspomnienia przypominają „Przygody Tomka na Czarnym Lądzie” – egzotyka, po prostu. Ale tak było…

Na grupach nie było kolporterów. Może był ktoś taki w Intergrupie (w innym mieście) albo w Regionie (w innym województwie), ale tam nie bywałem przez wiele lat. W moim mieście był Józek. Lokalny weteran, starszy, schorowany człowiek, który co pewien czas jeździł pociągiem ponad sto kilometrów do siedziby Regionu w Katowicach, i przywoził stamtąd książki i broszury, ile dał radę unieść. Później chodził po grupach i sprzedawał. Nie sądzę, żeby ktoś mu taką służbę powierzył, choć pewności nie mam, robił to sam, dla wspólnego dobra.

Wtedy za najważniejszą literaturę AA uważałem scenariusz mityngu. Podejrzewałem, że znajduje się on w tajemniczej Wielkiej Księdze, którą zobaczyłem dopiero rok lub dwa później. Od Józka kupiłem „24 godziny” (trzytomowe wydanie Duszpasterstwa Trzeźwości w Opolu), a znacznie później kilka numerów „Zdroju” i „Karlika”, biuletynu Regionu Katowice. O „Mityngu”* nie wiedziałem nawet, że istnieje.

Całe życie byłem miłośnikiem książek. Gazety, czasopisma, uważałem za coś gorszego, nie miałem do nich przekonania. Przeczytałem te „Karliki” bez wielkiego zapału i dość szybko odkryłem, że zawierają one hardcorowe piciorysy oraz jakieś informacje regionalne, z których nic nie rozumiałem. Piciorysy miałem na żywo podczas każdego mityngu, więc dość szybko dałem sobie spokój z biuletynami. Tak minęło kilka lat.

„Mityng” trafił do mnie dzięki sponsorowi, choć wtedy nie był jeszcze moim sponsorem, poprosiłem go o pomoc po wielu miesiącach znajomości. Ale lubiłem tego faceta, szanowałem, trochę mi imponował. Więc kiedy podsunął mi „Mityng” i powiedział, że jest tam artykuł na temat, o którym niedawno rozmawialiśmy, to jakoś bez oporów przeczytałem. Taka sytuacja powtarzała się wiele razy. Egzemplarze, które mi dawał wcale nie zawsze były nowe, częściej nawet jakieś numery wcześniejsze, ale było w nich coś, co sponsor uznał za przydatne dla mnie i prawie zawsze miał rację. Nadal nie czytałem informacji z Regionu, tym bardziej, że nie o mój Region chodziło. Podsuwana systematycznie lektura „Mityngów” pomogła mi zrozumieć, że czasem, z niektórych piciorysów można wyciągnąć coś jeszcze. Ciężar moich zainteresowań tymi tekstami zmieniał się z: porównać, kto pił więcej, ja czy autor, na poszukiwanie informacji o tym, co on lub ona konkretnie zrobili, że teraz jest w ich życiu inaczej. Pewne kwestie pomagały mi zrozumieć lub utrwalić dość niewyszukane obrazki – one też były ważne.

Te „Mityngi” od sponsora gromadziłem dość długo i nie oddałbym ich za nic, ale po latach i to się zmieniło. Dorosłem do zrozumienia, że zachomikowane u mnie w szafie nikomu już się do niczego nie przydadzą. Zabrałem je wtedy na warsztaty Kroków w Woźniakowie i tam rozdałem uczestnikom – chciałem, żeby przydały się komuś jeszcze tak, jak przydały się mnie.
Podobne motywy stały za moimi pierwszymi artykułami publikowanymi w „Mityngu”. Praca ze sponsorem to wprawdzie robota jeden na jeden, ale gdzie jest powiedziane, że z owoców tej pracy nie może skorzystać jeszcze ktoś? W taki bardzo naturalny sposób sponsor oswoił mnie z ideą wspólnego dobra, z dzieleniem się tym, co odkryłem.

Początkowo moje teksty w „Mityngu” podpisywałem imieniem, ale szybko z tego zrezygnowałem. Pisarz, Melchior Wańkowicz, twierdził, że „w narodzie polskim jest morze bezinteresownej zawiści”. Obawiam się, że miał rację, a ja uczyłem się, że w AA w Polsce najbezpieczniej byłoby nic nie robić, bo jakakolwiek próba zrobienia czegoś więcej niż nic, na pewno zaowocuje podejrzeniami o niecne intencje, rozmaitymi napaściami, oszczerstwami – obecnie nazywa się to chyba hejtem.

To wtedy narodził się pseudonim Meszuge. Słowo to oznacza wariata, człowieka niespełna rozumu, szaleńca. Najczęściej określenie to ma charakter pejoratywny, ale nie zawsze, bo Meszuge to czasem może być po prostu ekscentryczny dziwak, oryginał. Nieomalże od samego początku i przez mnóstwo lat moje doświadczenia i przekonania były w AA w Polsce mocno kontrowersyjne. Mówiłem i pisałem o tym, że obowiązujące wtedy przyjmowanie nowych alkoholików do AA, to paskudne wynaturzenie, że ważna jest współpraca ze sponsorem i to wtedy, kiedy przekonania większości AA-owców oparte były na przeświadczeniu, że sponsora żadnego mieć nie należy, że w AA w ogóle nie wolno mieć jakichkolwiek autorytetów, bo jakbym tego sponsora miał i on się napił, to ja musiałbym pić z nim. Miałem też dziesiątki innych pomysłów, które wtedy wydawały się zwariowane, a dziś są codzienną oczywistością.
Mniej więcej wtedy odkryłem, że mój sponsor pisał wiele tekstów do „Mityngu”, ale… pod różnymi pseudonimami; nie zawsze pod swoim imieniem. Jakoś mnie to nie dziwi.

Z czasem zacząłem wysyłać swoje teksty także do innych biuletynów, a jeszcze później przestałem na kilka lat, żeby zrobić miejsce dla innych, ale… to już inna historia – miało być o „Mityngu” i o tym, że może nie wszystko, ale naprawdę wiele zaczęło się w moim życiu od tego właśnie biuletynu. Zaczęło się i pewnie zostanie ze mną na zawsze. Choćby słowa: alkoholik to takie cacuszko, co to aby żyć, musi mieć problemy, a jak ich nie ma, to sobie wymyśli, a jak już wymyśli, to musi je rozwiązywać, a jak nie potrafi, to użala się nad sobą. Tak, to właśnie znalazłem w „Mityngu”, często też przypomina mój sponsor.

Co mnie naszło z tym „Mityngiem”? Powoli zbliża się okrągła rocznica tego biuletynu, więc pojawiły się wspomnienia… W zasadzie mógłbym poczekać z tym tekstem ze dwa miesiące, ale w moim wieku coraz bardziej liczy się zasada: co masz zrobić jutro – zrób dzisiaj. Bo jutro może być tak odległe jak wieczność lub tak jak wieczność bliskie.








--
* https://www.aa-mazowsze.pl/mityng - "Mityng" dzisiaj.

piątek, 4 lutego 2022

Patent na (nie)porozumienia

Jasne komunikaty rodzą jasne sytuacje, jasne sytuacje sprzyjają porozumieniu.

Językiem niejasnym, niezrozumiałym (przynajmniej dla większości), pełnym błędów, zawierającym wątpliwe określenia i pojęcia, udziwnionym, cudacznym, bezsensownym, pokrętnym itp. ludzie posługują się w bardzo różnych sytuacjach, mnie zainteresowało jednak, jak i po co robi się coś takiego.

Najbardziej banalne jest nieuctwo. Człowiek nie wie, jak jest poprawnie, więc robi błędy – przykre, ale dość częste. Jednak przy odpowiedniej dawce cierpliwości i dobrej woli można się porozumieć. Gorzej, gdy ktoś upiera się, że wie lepiej i używa błędów specjalnie., próbując tym coś udowodnić. W świecie zdrowych ludzi mówi się w takiej sytuacji o głupocie lub durnocie, a w środowisku AA o nietrzeźwości.

Kolejnym przypadkiem jest sekta. Ludzie, którzy nie chcą, żeby otoczenie ich rozumiało. Wydawało mi się, że najlepiej byłoby, gdyby członkowie sekty posługiwali się jakimś egzotycznym językiem obcym, na przykład w Polsce, językiem swahili. Ale to by wymagało konieczności nauczenia się go, a poza tym zwracałoby to uwagę na sekciarzy. W sekcie posługują się raczej dwuznacznym językiem (ang. Double - Talk), co oznacza specyficzne słownictwo, w którym poszczególne słowa co innego oznaczają publicznie, a co innego w wewnętrznym użytku członków. Z czasem język sekty, a przynajmniej jego niektóre elementy, popularyzuje się i zaczynają pojawiać się w powszechnym użyciu, ale w sekcie wciąż powstają nowe. Choćby „zadziać”. Oznacza zgubić, zapodziać, ale w pewnych grupach i środowiskach – wydarzyć się*.
Inny przykład to „dziewka służebna i chłopiec łaziebny”. Dawno temu we dworach, karczmach i zajazdach zajmowali się porządkami, szykowali kąpiel, dbali o łaźnię, prali, sprzątali, ale ich głównym zajęciem było świadczenie usług seksualnych gościom. Taka prostytucja po prostu. Podobno obecnie w pewnych środowiskach określenie „służebny” ma już inne znaczenie. A może nadal takie samo, nie jestem pewien.

Język może być też narzędziem manipulacji, pomaga uzyskiwać przewagę nad kimś, władzę. Oczywiście język w ogóle, ale mnie chodzi teraz o taki udziwniony, cudaczny, pełen błędów i specjalnie tworzonych dziwolągów.
Powiedzmy, że ktoś mi zarzuci, że jestem brumbraty. Naturalnie spytam, co to znaczy, a wtedy on – do wtóru rechotu swoich kolesi – odpowie: no, skory ty nawet nie rozumiesz, co się mówi, to jak mamy się dogadać, ha, ha, ha. A ja nawet nie wiem, jak niby miałbym się bronić. Co ciekawe kolesie mojego rozmówcy też nie wiedzą, co to niby znaczy, ale nie ujawnią swojej niewiedzy, bo okazałoby się, że też są beznadziejni, jak ja.
Oczywiście słowa „brumbraty” nie ma, wymyśliłem je doraźnie dla zilustrowania zagadnienia. W rzeczywistości jednak bardzo niedawno miało miejsce podobne wydarzenie. Pewni ludzie z AA drwili ze mnie, że nie rozumiem, co to jest „aktywny głos” oraz „skutecznie działające zbiorowe sumienie”. Tyle tylko, że moje prośby, by mi to wyjaśnić, spotykały się z dalszymi złośliwościami. Podejrzewam, że te osoby też nie umiały tego wyjaśnić. Jako trzeźwy alkoholik spytałem o to fachowców od języka polskiego. Jakież było moje zdumienie, kiedy okazało się, że tych pojęć nie rozumieją nawet poloniści**.
Wymyślonym, choć już nie przeze mnie, i kompletnie niezrozumiałym określeniem jest też choćby „samonapęd” – zwłaszcza w odniesieniu nie do maszyn lub urządzeń, ale ludzi. Cel takich działań jest oczywisty: podzielić społeczność (grupę, naród itp.) na lepszych i gorszych, tych rozumiejących (niby) i tych którzy do niezrozumienia tych dziwolągów się przyznają.

I ostatni już przykład, bo też nie o mnożenie przykładów mi chodzi.
Najwyższe uprawnienia dla służb AA w Polsce powinny zawsze mieć oparcie w sumieniu zbiorowym całej naszej Wspólnoty, wobec którego służby ponoszą ostateczną odpowiedzialność. Jeden błąd, banalny, na poziomie gimnazjum, widziałem od razu, ale reszta też nie była jasna. Tym razem może posłużę się obrazkami, żeby niczego nie przekręcić.



Tekst ten został nieco zmieniony, to grupy ponoszą odpowiedzialność, ale błędy (zwłaszcza "uprawnienia dla") pozostały. 
Wymieniłem wcześniej trzy powody używania dziwacznego języka: braki w podstawowym wykształceniu, sekciarstwo i próby manipulowania innymi. Ale najgorsze jest to, że one się nie wykluczają. Czasem dwa lub wszystkie trzy powody występują jednocześnie.

Rozmawiałem i korespondowałem z wieloma alkoholikami o długim stażu w AA, przynajmniej 15 lat, i prosiłem o ocenę różnic między wtedy i dziś. Zawsze zwracali uwagę na większą życzliwość uczestników mityngów i łatwiejszą komunikację między nimi. Podobno teraz, bez znajomości specjalnego języka i bez sprawnego posługiwania się nim (włącznie z obowiązującymi chyba błędami), nie czują się we Wspólnocie ani bezpiecznie, ani „u siebie”. Oczywiście są też zmiany na plus, a konkretnie to jedna zmiana – Program realizowany ze sponsorem. Więc na koniec zastanawiam się, czy było/jest warto… Program wyzdrowienia z alkoholizmu w zamian za wymóg używania sekciarskiego, pełnego błędów języka? A może spytać trzeba inaczej: czy używanie takiego dziwnego języka świadczy o trzeźwości? O szacunku, miłości i wdzięczności dla Wspólnoty i innych alkoholików? O powrocie do normalności? Czy proste i jasne komunikaty nie upraszczają życia i relacji między ludźmi?


Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.. Mt 5,37







---
* https://sjp.pwn.pl/doroszewski/zadziac;5524418.html
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zadziac;7927.html

** https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Aktywny-glos-i-dzialajace-sumienie;21562.html

środa, 2 lutego 2022

O realnej wartości Koncepcji

Bardzo długo nie zamierzałem nic pisać na temat Koncepcji. Z kilku różnych powodów, ale o nich później. Czemu zmieniłem zdanie? Tradycje i Koncepcje powstały po to, by być lepszym, bardziej świadomym, zorientowanym, odpowiedzialnym sługą. Natomiast w Polsce zauważyłem, jak kilkunastu, może już kilkudziesięciu cwaniaków, zrobiło sobie z Koncepcji broń przeciwko innym i próbują Koncepcjami terroryzować alkoholików oraz całe grupy. W obrzydliwy sposób żerują na niewiedzy, naiwności i zaufaniu innych alkoholików. Więc kiedy z dziesiąty raz usłyszałem na jakimś spotkaniu: wy nie jesteście grupą AA, bo grupa AA musi znać i stosować Koncepcje, postanowiłem coś o tym jednak napisać.

Stwierdzenie Billa W. jest jasne i zawarte w Tradycji Trzeciej: Nawet dwóch czy trzech alkoholi­ków spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem że jako grupa nie mają żadnych innych powiązań. To jedyne dwa warunki, wystarczające, by grupa alkoholików mogła się nazwać grupą AA: z nikim się nie łączymy i zajmujemy się trzeźwością. To wszystko. Grupa nie ma żadnego obowiązku przestrzegania ani Tradycji, ani Koncepcji. Owszem, doświadczenia Wspólnoty pokazują, że stosowanie się do sugestii zawartych w Tradycjach i Koncepcjach pomaga unikać problemów i konfliktów, i sprawniej działać., ale to nadal nie jest nakaz lub polecenie.
Wpieranie alkoholikowi, że nie jest w pełni trzeźwy, jeśli nie „zrobił” ze sponsorem Kroków, Tradycji i Koncepcji, to już gruba bezczelność i arogancja. Nie ma też nic wspólnego z rzeczywistością. Gdyby do trzeźwości było potrzebne coś takiego, to na całym świecie nie byłoby trzeźwych alkoholików za wyjątkiem kilkudziesięciu lub kilkuset w Polsce. A przed opublikowaniem Koncepcji to już w ogóle, wszyscy byli pijani. Tylko… niby jak ci nietrzeźwi alkoholicy pomagali wytrzeźwieć milionom innych? Przecież to komedia! Ale wielu AA w Polsce daje się zastraszać i sobą manipulować.

Doktryny to bezzasadne, dogmatyczne poglądy i teorie. Doktryner to wyznawca takich właśnie teorii, które często stara się narzucić innym. Od AA-owskich doktrynerów proponuję się trzymać z daleka. Najlepiej, żeby sami siebie, we własnym gronie przekonywali nawzajem o swojej wielkości i ważności, skoro „miłość i służba” albo „zachowajcie to w prostocie”, to sugestie zupełnie im obce. I jeszcze jedno: znajomość Tradycji i Koncepcji nie działa zamiast przebudzenia duchowego. Znajomość katechizmu nie czyni z nikogo automatycznie dobrego chrześcijanina, znajomość prawa nie oznacza kryształowej uczciwości – to tak nie działa.

Dawno, dawno temu mój sponsor napisał pierwszy w Polsce cykl artykułów na temat Koncepcji. Było to w czasach, kiedy o Koncepcjach dla Służb w Polsce nie było jeszcze mowy, a służby wyglądały odrobinę inaczej (choć tego pewien nie jestem). Dzisiaj, po pojawieniu się oficjalnych przekładów i nowych poradników, po pewnych zmianach w Kartach konferencji i strukturze służb, jego teksty zapewne wymagałyby uaktualnienia, ale chyba nie aż tak bardzo. To był jeden z powodów, dla których nie zajmowałem się aż tak intensywnie Koncepcjami (co nie znaczy, że wcale). Po co robić jeszcze raz to samo?

Był jednak powód zdecydowanie ważniejszy. Nie uważam, żeby Koncepcje były warte większej uwagi i wysiłku. Jeśli przeczytać je raz i drugi ze zrozumieniem, okazują się banalne i oczywiste, historyczne lub naciągane. Nie wiem, czy Bill W. napisał Koncepcje i swój zbiór esejów na ich temat dla pieniędzy, czy żeby uporządkować pewne oczywiste zasady, czy żeby zabezpieczyć je na przyszłość i nie pozwolić do ich wypaczenia za 257 lat. Jak by nie było, nie ma się co tymi Koncepcjami za bardzo ekscytować. Kiedy czasem na spikerkach amerykańskich weteranów pytano, co najbardziej zdziwiło ich w polskiej wersji AA, to odpowiadają, że nasze fiksowanie się na Koncepcjach.

Bill W. napisał mnóstwo słów, żeby opisać Koncepcje. Czy ta cała treść pomaga, czy przeszkadza zrozumieć, prościutką zwykle, istotę rzeczy? Mam wątpliwości. Jednak gdyby było krótko, to nie byłoby książki i pieniędzy za nią. Nie byłoby też ludzi, którzy mieliby okazję poczuć się lepsi od innych.

W dużym skrócie i koncentrując się jedynie na istocie rzeczy.
Bill W. i doktor Bob przekazują swoją władzę nad AA w ręce wszystkich grup. Koncepcja Pierwsza.
Te wszystkie grupy przekazują władzę Konferencji. Koncepcja Druga.
Konferencja zbiera się raz w roku, a przecież rządzić trzeba cały rok, więc przekazuje część swojej władzy Powiernikom. Koncepcja Szósta.
Powiernicy, a konkretnie Rada Powierników, nie ma osobowości prawnej, więc część swojej władzy (uprawnień) przekazuje Fundacji BSK. Koncepcja Jedenasta.

Wszystko to odbyło się bardzo dawno temu, a dwa pierwsze wydarzenia podczas jednej Konwencji w 1955 roku. Co tu jest do roztrząsania i studiowania? Najzwyklejszy system demokracji przedstawicielskiej, w jakim zresztą wszyscy żyjemy w XXI wieku, w środku Europy. Może gdyby Polska była dzikim plemieniem znad rzeki Omo dwieście lat temu, to demokracja byłaby dla nas trudna do zrozumienia i trzeba by było wysiłku, żeby pojąć jej założenia. Ale aż tak źle to chyba jeszcze z nami nie jest. W Polsce są i nawet za „komuny” były różnego typu wybory. Przyszło mi do głowy, że może Bill starał się przekazać proste zasady demokracji przedstawicielskiej jakimś egzotycznym ludom, do których AA kiedyś dotrze? W każdym razie dla współczesnej cywilizacji amerykańskiej i europejskiej te akurat Koncepcje są historyczne i oczywiste.

Koncepcja Jedenasta to także banalne stwierdzenie, że komuś, kto ma zrobić coś ważnego (mniej lub bardziej), potrzebna jest pomoc i wsparcie współpracowników i konsultantów na wysokim poziomie. Co w tym dziwnego, trudnego lub tajemniczego?
Miałem wymieniany staw biodrowy. To poważna operacja. Oczywiście najważniejszy był tu chirurg-ortopeda, ale wolałem, żeby instrumentariuszki, anestezjolodzy, rentgenolodzy i kto tam jeszcze był potrzebny, też mieli wysokie kwalifikacje. Proste.

Koncepcja Czwarta („Prawo do uczestnictwa”), Dziesiąta (sztucznie utworzona, żeby wyszło w sumie dwanaście) oraz Koncepcja Trzecia („Prawo do decyzji”) – dotyczą one władzy i odpowiedzialności. Jeśli chcemy, żeby ktoś zrobił dla nas coś, czego sami nie umiemy, to musimy pozwolić mu też podejmować decyzje w określonym zakresie. Taka władza wiąże się z odpowiedzialnością. Posługując się tym medycznym przykładem – chirurg miał mi zrobić coś, czego nie mogłem zrobić sam. Ale nie mówiłem mu, krok po kroku, co i jak ma robić. Na sali operacyjnej to on rządził (podejmował decyzje). Gdyby jednak wymyślił, że amputuje mi nogę, to taki pomysł wymagałby już konsultacji ze mną, do podejmowania samodzielnie takich decyzji go nie upoważniłem. Chirurg (ale też anestezjolog i inni) odpowiadają za wszystko co zrobili.
Mnie się takie rzeczy wydają oczywiste, nie ma tu czego studiować, ale może nie mam racji.

Koncepcja Dziewiąta. Chirurg-ortopeda powinien być profesjonalistą z doświadczeniem, ordynator oddziału, dyrektor szpitala, przełożona pielęgniarek itd. powinni dobrze znać się na realizacji zadań, jakie przed nimi postawiono. Zwłaszcza dotyczy to tych osób, które kierują zespołami ludzi. I… tak, to wszystko. Ależ tajemnicze i trudne do pojęcia, co?

Koncepcja Ósma. W szpitalu pracuje wielu ludzi, których zadaniem jest prawidłowa realizacja bardzo różnych zadań. Dyrektor, specjalista od zarządzania i marketingu, wcale nie musi być dobrym chirurgiem, ani chirurgiem w ogóle. Tak samo główny księgowy. Chirurg nie musi się znać na marketingu lub księgowości. Nie jest dobrym pomysłem gromadzenie całej władzy i pieniędzy w jednym ręku, bo to przyniesie tylko problemy i to różnego typu.

Koncepcja Siódma. Ważne są relacje między wszystkimi pracownikami szpitala i ich zakres. Dla sprawnego działania muszą być jasne kompetencje i zakres uprawnień poszczególnych osób, Kto odpowiada za moją operację, dyrektor, księgowy, pielęgniarka?

Koncepcja Piąta („Prawo do Apelacji”). Kolejna sprawa najzwyklejsza w demokracji. Takie określenie jak „interpelacje i zapytania poselskie” każdemu chyba wpadło w uszy i to nie raz.

I to by było na tyle. A zbiór esejów Billa na temat Koncepcji i niektóre AA-owskie poradniki lub karty są przykładem na to, jak komplikować proste sprawy. Zwłaszcza jeśli uruchomi się udziwniony język. Ale o języku AA to już innym razem.


Koniec końców sami stworzyliśmy nasze problemy. Butelka była zaledwie symbolem. [WK, s. 104]

Program AA jest prostym programem, dla prostych ludzi, którzy obsesyjnie komplikują proste sprawy.

Alkoholik to takie cacuszko, co to aby żyć, musi mieć problemy, a jak ich nie ma, to sobie wymyśli, a jak już wymyśli, to musi je rozwiązywać, a jak nie potrafi, to użala się nad sobą. [znalezione w Biuletynie „Mityng”]


Trzeci Legat AA Koncepcja 11

Koncepcja Jedenasta Billa W. Powiernicy powinni zawsze dysponować jak najlepszymi komitetami, dyrektorami spółek, osobami zarządzającymi, personelem i konsultantami. Kwestie składu tych jednostek oraz kwalifikacji, sposobu obejmowania stanowisk a także praw i obowiązków poszczególnych osób należy więc zawsze traktować poważnie.

Koncepcja Jedenasta polska. Radzie Powierników powinno się zawsze zapewnić dobór optymalnych zespołów powierniczych, dyrektorów, członków zarządu, personelu i konsultantów. Przedmiotem najwyższej troski zawsze pozostaną: ich skład, kwalifikacje, procedury wyboru oraz uprawnienia i obowiązki pełniących służbę.

Jedenasta Koncepcja służb światowych w swoim oryginalnym brzmieniu dotyczy Powierników. W wersji polskiej już tylko Rady Powierników i jest to zmiana znacząca. Zastanawiające jest też sformułowanie powinno się zawsze zapewnić. Pomijając już urzędniczą nowomowę można spytać, kto konkretnie ma im to zapewnić?

Prosta zasada. Rada Powierników scedowała część swojej władzy Fundacji BSK. Powierników w Ameryce i Radę Powierników w Polsce wspierają zespoły i komisje.

W USA stałe komitety Zarządu Służb Ogólnych to Komitety ds. Nominacji, Finansów i Budżetowania, Informacji Publicznych, Literatury i Polityki Ogólnej. W Polsce mamy, o podobnej choć nie identycznej nazwie, zespoły powiernicze oraz – w przypadku Konferencji – komisje delegatów. Łatwo się domyślić, że dobra wola, psychiczna choroba alkoholowa i lata abstynencji nie wystarczą, potrzebne są też inne kwalifikacje. Potrzebni są ludzie o określonych umiejętnościach. Po co półanalfabecie powierzać służbę w Komisji Literatury? Móc, oczywiście, można. Tylko właśnie – po co? To pytanie nie jest takie głupie na jakie wygląda. W swoim podręczniku do Koncepcji Bill W. zwrócił uwagę na pewną niebezpieczną prawidłowość.

Kolejnym problemem, przed którym mogą stanąć przyszłe komitety, jest delikatna tendencja do pogarszania się jakości personelu, wynikająca z bardzo naturalnej i zwykle nieuświadomionej skłonności, zgodnie z którą osoby proponujące kandydatów wybierają jednostki o nieco mniejszych możliwościach niż oni sami. Instynktownie szukamy współpracowników podobnych do nas, tylko nieco mniej doświadczonych i zdolnych. Przykładowo, jaki dyrektor zechce polecić zastępcę, który jest od niego o wiele bardziej kompetentny? [podręcznik Billa, s. 52]

Zasadę obniżania poziomu obserwuję też od lat w dziedzinie sponsorowania, choć nie sądzę, żeby wynikało to akurat z tych powodów, które wymienione są wyżej.

Trzeci Legat AA Koncepcja 10

Różnych sytuacji w życiu Wspólnoty jest nieskończenie wiele, a więc tworzenie kolejnych i wciąż nowych przepisów, które regulowałyby postępowanie zaufanych sług, nie ma większego sensu. Najlepsze nawet przepisy, czy zasady, nie pomogą, jeśli nie będą one rozumiane, akceptowane, wreszcie stosowane – mowa tu o podporządkowaniu się zasadom, a nie wymuszanie podporządkowania innych.

Koncepcja Dziesiąta Billa W. Z każdym obowiązkiem dotyczącym służby powinna się wiązać odpowiadająca mu władza, a jej zakres powinien być dobrze zdefiniowany.

Koncepcja Dziesiąta polska. Z każdą służbą w jednakowym stopniu powinny wiązać się odpowiedzialność i uprawnienia, których zakres powinien być zawsze wyraźnie określony.

Ciągoty do zawłaszczania władzy oraz minimalizowanie osobistej odpowiedzialności są naturalne dla większości ludzi, nie trzeba do tego być alkoholikiem. Żeby się przed nimi bronić Wspólnota na każdym szczeblu starała się stworzyć dokładne definicje władzy i zakresu odpowiedzialności. Realizowane było to środkami prawnymi (tam, gdzie było to możliwe), środkami tradycyjnymi, a także za pomocą zasad (jak Koncepcje), które pomagają interpretować i rozstrzygać wątpliwe kwestie lub rozwiązywać problemy.

Choć nieprzebudzeni duchowo doktrynerzy z AA na pewno będą mili inne zdanie, Koncepcje nie są zbiorem obowiązujących przepisów, a raczej podpowiedzią, sugestią, jak odnaleźć się w grupie i współpracować, żeby razem realizować takie zadania, których sami, w pojedynkę, nie jesteśmy w stanie zrobić. Dla dobra nas samych, tych, którzy nas potrzebują i tych, którzy będą nas potrzebowali w przyszłości. Co oczywiste, sugestie te są coraz bardziej… sugestywne w miarę posuwania się w dół naszej struktury służb, ale to już inna sprawa.
[Doktryny to bezzasadne, dogmatyczne poglądy i teorie. Doktryner to wyznawca takich właśnie teorii, które często stara się narzucić innym.]

Jest w Koncepcji Dziesiątej jeszcze jeden element: jeśli nastąpi konflikt, to zawsze musi być jasne, kto pełni władzę najwyższą i może go rozstrzygnąć. Jak to ujął Bill W. Zawsze jednak powinno być jasne, gdzie znajduje się punkt ostatecznej decyzji*.

Prosta zasada. Koncepcja Dziesiąta jest kontynuacją albo rozwinięciem „Prawa do uczestnictwa” z Koncepcji Czwartej. W jednej była mowa o tym, że jak chcesz uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, to musisz też uczestniczyć w odpowiedzialności za jej podjęcie. W drugiej nieco bardziej dokładnie Bill precyzuje, jakiej władzy odpowiada jaka odpowiedzialność i dlaczego. Czyli znowu relacja między władzą, a odpowiedzialnością. Będzie lepiej dla wszystkich, jeśli zaufany sługa będzie dokładnie zorientowany w jakich sytuacjach może podejmować decyzje samodzielnie (także w jakim zakresie) i jak za nie będzie odpowiadał.

Można wierzyć lub nie, że Billowi W. przypadkowo wyszło akurat Dwanaście Kroków, ale w przypadku Tradycji i Koncepcji byłaby to już wyraźna naiwność. Koncepcji musiało być dwanaście i basta. Stąd właśnie zaskakująca Koncepcja Dziesiąta. Co w niej dziwnego? Stanowi kontynuację Koncepcji Czwartej zwanej „prawem do uczestnictwa”. Bez problemu mogły one stanowić jedną całość.





---
* Bill W. „Dwanaście Koncepcji Służb Światowych” („Twelve Concepts for World Service”), s. 50.

wtorek, 1 lutego 2022

Trzeci Legat AA, Koncepcja 9

Można bardzo dobrze, w przemyślany sposób, skonstruować strukturę służb, sensownie porozdzielać władzę, pieniądze, odpowiedzialność i wzajemne relacje, ale kiepscy przywódcy mogą zmarnować to wszystko i jeszcze więcej.

Koncepcja Dziewiąta Billa W. Dobrzy przywódcy na wszystkich poziomach służby są dla nas niezbędni w związku z przyszłymi działaniami i bezpieczeństwem. Pierwotnie to założyciele AA przewodzili służbom światowym, obecnie ich działalność musi być kontynuowana przez powierników.

Koncepcja dziewiąta polska. Dla naszego przyszłego funkcjonowania i bezpieczeństwa nieodzowne jest dobre przywództwo w służbach. Przewodzenie służbom, pierwotnie sprawowane przez Założycieli, powinno być sprawowane przez Powierników.

Jest to Koncepcja nieustająco żywa, czego nie można powiedzieć o wielu innych, bo przywódcy nie są wieczni. Choćby byli najlepsi, to nie będą w stanie opiekować się Wspólnotą w nieskończoność. Anonimowi Alkoholicy zauważyli ten problem, gdy umierał doktor Bob.

Wybieranie lub mianowanie przywódców na dowolnym szczeblu zawsze wymaga zaangażowania, świadomości, kompetencji, pokory i rozwagi, bo sama trzeźwość nie wystarczy, a o samej abstynencji w ogóle nie ma co mówić.

Usłyszałem na jakichś warsztatach, że przyszłością AA nie ma się co przejmować, Bóg zaopiekuje się Anonimowymi Alkoholikami i wszystko będzie się działo tak, jak powinno. Z tego też powodu nie ma też sensu za bardzo przejmować się wyborami do służb – przecież Bóg działa w sumieniu każdej grupy. Zamiast to komentować przytoczę pewien tekst. W magazynie „A.A. Grapevine” w 1959 r. zamieszczony został artykuł "Przywództwo w AA: zawsze ważna potrzeba". Oto jego fragment:
Jako jednostki i jako wspólnota z pewnością ucierpimy, jeżeli zrzucimy całe zadanie planowania jutra na barki Opatrzności. Prawdziwa Opatrzność Boża obdarzyła nas, istoty ludzkie, znaczną zdolnością przewidywania, a Bóg ewidentnie oczekuje od nas, że będziemy z niej korzystać. Musimy więc rozróżniać fantazje o szczęśliwym jutrze i bieżące korzystanie z naszych umiejętności racjonalnego przewidywania. To może oznaczać różnicę między postępem a nieprzewidzianymi kłopotami. Wyobraźnia jest zatem samym sednem roztropności, chyba najważniejszej cechy. Oczywiście często zdarzy się nam całkowicie lub częściowo przeliczyć się co do przyszłości, ale to i tak lepsze, niż w ogóle o niej nie myśleć*.

Prosta zasada. W określonym czasie zawsze jest potrzeba działania we Wspólnocie dobrych przywódców. Wymagania wobec nich można mnożyć, ale w praktyce powinniśmy wybierać tych, którzy tych wymagań spełniają najwięcej – idealny nie jest nikt z nas. Poza konkretnymi kwalifikacjami ważna jest równowaga. Powiernik (na przykład) nie powinien być rządzącym innymi autokratą, ale zastraszony człowiek bez wyobraźni, przede wszystkim unikający odpowiedzialności, też się nie sprawdzi. Mądrze wybierać!

Bill W. uważał, że dobrym przywódcą musi być też sponsor. Bez pewnych cech dobrego przywództwa trudno mówić o dobrym sponsorze. Każdy, kto realizował Program AA z pomocą sponsora (a później sam sponsorował) wie, że bardzo ważne jest co i jak sponsor mówi, co i jak robi, jaki przykład duchowy daje podopiecznym, czy i jak dobrze potrafi przewidywać reakcję podopiecznych, czy i jak radzi sobie z krytyką i oceną, czy potrafi znaleźć właściwy moment dla takiej lub innej reakcji. Itp. Uważam, że przywódcom AA (Powiernikom) bardzo by się przydała solidna praktyka w służbie sponsorskiej, a już na pewno pomogłaby im zrozumieć, że do pewnych zadań może po prostu się nie nadają. Chcąc właściwie i skutecznie przewodzić innym trzeba nauczyć się posłuszeństwa wobec wspólnego sumienia oraz zasad AA, wreszcie zrezygnować z osobistych ambicji na rzecz wspólnego dobra i głównego celu AA. Który, oczywiście, wypadałoby znać i rozumieć.








---
* Bill W. „Dwanaście Koncepcji Służb Światowych” („Twelve Concepts for World Service”), s. 43.