poniedziałek, 12 listopada 2018

Wielka Księga - IV wydanie

Tekst ten składał się będzie z dwóch części. Najpierw zalety, plusy, bo ważniejsze.

Napisałem z kilkaset opinii oraz recenzji różnych książek, ale z tą jest jakoś inaczej, trudniej. Z oczywistych względów zresztą. Wielka Księga AA to nie jest czytadło do poduszki, nie rozrywka ani miłe spędzenie czasu. Książka ta ma wyjątkowe znaczenie w moim życiu ze względu na konkretne efekty zawartych w niej treści. Bez Winnetou, Tomka Sawyera, Sherlocka Holmesa, Skrzetuskiego, Kmicica i innych bohaterów literackich byłbym na pewno uboższym duchowo i intelektualnie człowiekiem, ale bez rozwiązania problemu alkoholizmu zawartego w WK, być może już bym nie żył.

Kilkanaście lat przeżyłem w AA razem z pierwszymi trzema wydaniami „Anonimowych Alkoholików”. Kiedy trafiłem na swój pierwszy mityng, jeszcze trwały gorące dyskusje nad sensem wydania drugiego, które pojawiło się jakieś dwa lata wcześniej, ale jeszcze przed wydaniem trzecim (2005) wiedziałem już dość dużo o błędach w nich zawartych, błędach w tłumaczeniu albo nawet nie tyle błędach, co celowej manipulacji tekstem w taki sposób, by dostosować go do przekonań psychoterapeutów.

Wreszcie, po kilku latach oczekiwań, a do cierpliwych jakoś nie należę, doczekałem się tak zwanego wydania czwartego (nie jest ono tak naprawdę czwarte, ale o tym to już innym razem). W końcu mamy grubaśne tomisko, prawdziwie Wielką Księgę, bo pierwszy raz w Polsce zawiera ona osobiste historie członków AA. Tego elementu nie sposób przecenić, tylko my, w AA w Polsce, nie byliśmy nauczeni i przyzwyczajeni z niego korzystać.

Nie znam języka oryginału, więc nie mogę z pełnym przekonaniem twierdzić, że nowa polska wersja przełożona została bezbłędnie, wątpię. Ledwie się książka ukazała, a już pojawiły się zarzuty, że pewne fragmenty zostały dopasowane do przekonań jednego z tłumaczy, przekonań, dotyczących pewnego specyficznego sposobu realizacji Programu (pendolino). Ja w to nie do końca wierzę, ale właśnie z powodu nieznajomości angielskiego, tego tematu podejmować nie zamierzam w żaden sposób. To o czym mam pojęcie i co jestem w stanie zrobić, to ocena polszczyzny i czytelności nowego wydania.

Nasze nowe, czwarte rzekomo wydanie „Anonimowych Alkoholików” uważam za całkiem dobre, ale przede wszystkim ewidentnie lepsze od poprzednich. Nie ma w nim już zakłamań psychoterapeutycznych, nie ma pomieszania czasów, nie ma rażących niekonsekwencji. Znakomite i proste jest wyjaśnienie, dlaczego w V Kroku trzeba dokonać wyznania także drugiemu człowiekowi! Podobnie kapitalny jest opis Kroku IX, a także tzw. „obietnice IX Kroku”. Te elementy są teraz tak dobre i poruszające, że to zatyka dech w piersiach. Tu już nie ma najmniejszej wątpliwości, że są to treści głęboko duchowe. Rzecz jasne nie tylko te, ale przecież nie będę cytował akapitu za akapitem.

Na ile satysfakcjonuje mnie nowe wydanie? W skali 1-10 powiedziałbym, że na jakieś 6-7 punktów. Tu muszę dodać, że niektóre kawałki, które mi się nie podobają, są wątpliwe też w oryginale (zakładam, że skoro jakiś fragment tekstu jest taki sam we wszystkich polskich wydaniach, to zapewne problematyczny jest tu oryginał, a nie przekład). Przykład: Po prostu mówimy, że nigdy nie poradzimy sobie z piciem, dopóki nie zrobimy wszystkiego, co w naszej mocy, by uporządkować przeszłość [s. 78]. Informowanie osoby skrzywdzonej, że zadośćuczynienia dokonujemy właściwie tylko dlatego, żeby poradzić sobie z piciem, bo taki jest sens tego przekazu, uważam za skur… i tyle. Są też w tekście fragmenty (mało), które z upływem czasu faktycznie przestały być aktualne.

W każdym razie książka jest znacznie, strategicznie lepsza niż była. Sponsorzy nie będą już tracić czasu na wyjaśnianie podopiecznym wielu wątpliwości, wynikających jednak nie z zawiłości Programu, a z wątpliwego tekstu. Teraz będą tylko tłumaczyć błędną polszczyznę i szalejącą samowolę tłumaczy.

Błędami i wątpliwościami dotyczącymi wersji polskiej zajmę się w dalszej partii tego tekstu, ale zawsze chciałbym, żeby jasne było, że kilkanaście pokracznych drzew (no, może kilkadziesiąt, ale nie kilkaset!) nie powinno wpływać na ocenę całego lasu. A że nie wyszło tak dobrze jakby mogło…


Wielka Księga po polsku, czy (staro)polska Wielka Księga? Czyli... co mi się nie podoba.

Parę kwestii wymaga uzgodnienia, żeby jednoznacznie zrozumiałe było to, co napiszę dalej.

Po pierwsze. Nie jestem językoznawcą, ani polonistą. Edukację zakończyłem na technikum budowlanym. To oznacza, że jeśli mnie w tekście wali coś po oczach, to już musi być błędem rażącym.
Nie znam angielskiego, nie jestem więc w stanie sprawdzić, czy coś tam zostało dobrze przełożone. Koncentrowałem się przy czytaniu na nowej wersji polskiej – do starej wracałem rzadko (na razie), jeśli w ogóle. Interesował mnie tylko tekst podstawowy. Historie osobiste uważam za istotne, ale nie aż tak strategicznie ważne.

Po drugie. Miron Białoszewski używał znaków interpunkcyjnych w sposób skandaliczny, każdy nauczyciel w podstawówce uznałby to za poważny błąd, ale… Białoszewskiego się nie poprawia, to Artysta i specyficzne błędy były wyrazem jego ekspresji poetyckiej, literackiej; tworzył Sztukę. „Anonimowi Alkoholicy” to nie jest sztuka, a jej autor nie był genialnym artystą. WK to tylko poradnik, duchowy, to prawda, ale nadal tylko poradnik. Jako taka książka ta powinna być prosta w odbiorze i jednoznacznie rozumiana. Jeśli autor albo drukarz popełnił błąd (osoby, które interesują się historią wiedzą, jak wielki wpływ miał na ostateczny wynik bezimienny, przypadkowy pracownik drukarni), to należy go poprawić – w imię wspólnego dobra. WK nie jest Pismem Świętym, a Bill W. nie jest AA-owskim błogosławionym mężem, którego błędy muszą pozostać w tekście na zawsze, bo wyszły spod jego cudownego, świętego pióra.

Po trzecie. W tekście należało poprawić błędy, to oczywiste i zrozumiałe. Jeśli jednak zespół zmienia wyrazy i frazy, które błędne nie były, to zakładam, że – jeśli są ludźmi trzeźwymi – bez najmniejszego problemu potrafią odpowiedzieć na pytanie: po co? Jeśli takiej odpowiedzi udzielić nie mogą albo nie chcą, to mamy do czynienia z szalejącą samowolą, z próbą odciśnięcia na tekście własnego piętna, z jakimiś chorymi ambicjami. O żadnych zaufanych sługach mowy nie ma w przypadku alkoholików, którzy odmawiają zdania relacji, rozliczenia się z powierzonej im służby. Powtarzam – zmienić oczywiście wolno, tylko trzeba wiedzieć, po co? Zmiany na lepsze (prostsze, bardziej zrozumiałe) są mile widziane. Zmiany na gorsze są niedopuszczalne. Zmiany na inne, bo JA tak chcę i JA tak sobie wymyśliłem, to manifestacja nietrzeźwości oraz pogardy dla czytelnika.

Przykłady prezentowane niżej, to celowe i świadome działanie. A tak, bo chyba nie robili tego w jakichś odmiennych stanach świadomości (po pijanemu), i robili to we czworo – jedna osoba może coś przeoczyć, ale cztery? Nie, to nierealne. Czemu czworo, a nie pięcioro? Bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie domagałby się od Amerykanki, bardzo słabo, tragicznie wręcz mówiącej po polsku, żeby brała udział w tworzeniu polskiej wersji; jej zadanie, jak się domyślam, polegało na pomocy w zrozumieniu wersji amerykańskiej.

Konkrety. Myślałem, żeby jakoś pogrupować błędy i moje wątpliwości (bo nie wszystko jest w nowej wersji błędem!) według takich lub innych kryteriów, chyba jednak prościej będzie kierować się po prostu kolejnością stron.


DYLEMAT

Brak siły – to był nasz dylemat. (s. 45)

Dylemat, według Słownika Języka Polskiego PWN, to «problem, którego rozwiązanie polega na trudnym wyborze między dwiema tak samo ważnymi racjami».

Błąd mniej więcej tak koszmarny, jak zdanie: przez całą podstawówkę byłem prymasem. Tak więc jest to błąd rażący potwornie, skandaliczny. Brak nogi, to nie jest dylemat, brak pieniędzy, to nie jest dylemat, nadmiar włosów na głowie, to nie jest dylemat itd. – nie ma wyboru, nie ma dylematu! 

Tutaj: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Albo-dylemat-albo-brak-pieniedzy;18942.html mamy dodatkowo wynik konkretnej konsultacji dotyczący tego nieszczęsnego „dylematu”.


INWENTURA

4. Zrobiliśmy wnikliwą i odważną osobistą inwenturę moralną. (s. 59)
10. Prowadziliśmy nadal osobistą inwenturę, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów. (s. 59)
Ta cała inwentura pojawia się też w innych miejscach w tekście.

Określenie inwentura raczej nie występuje już we współczesnym języku polskim. W Słowniku Języka Polskiego PWN (https://sjp.pwn.pl/sjp/inwentura;2561935.html dostęp listopad 2018) jest tylko przekierowanie do słowa inwentaryzacja. Jak widać. Za to słowo obrachunek było normalne, zrozumiałe, współczesne, stosowane bez wątpliwości. Poza tym w Polsce od dawna działają Regionalne Izby Obrachunkowe, więc to określenie jest najzupełniej normalne i współczesne.

Przedsiębiorstwo, które nie sporządza regularnie inwentury, przeważnie bankrutuje. Robienie inwentury handlowej to proces identyfikowania faktów i mierzenia się z nimi. (s. 64)

Otóż nie! Nic takiego się nie dzieje ani nie działo w Polsce (może poza Kaliszem), przynajmniej od I wojny. W przypadku pojedynczego sklepu albo magazynu dokonuje się w Polsce i zwykle dokonywało raczej inwentaryzacji, remanentu albo kontrolnego spisu towarów. W przypadku całych firm sporządzany jest bilans. Nigdy (albo bardzo, bardzo, bardzo rzadko) na żadnym sklepie nie wisiała kartka „inwentura” (wyjątkowy jest tu Kalisz). To jest pojęcie staropolskie, mało znane, używane najczęściej tylko przez Anonimowych Alkoholików w Polsce na określenie spotkania grupy, podczas którego omawiane są sprawy związane z realizacją V Tradycji AA lub inne organizacyjne.

Pytanie: PO CO w procesie tłumaczenia całej Wielkiej Księgi obrachunek moralny został zamieniony na cudaczną inwenturę? W jakim celu? To może nie błąd, chyba, że stylistyczny, ale ewidentnie zmiana na gorsze!


SAMOLUBSTWO

Samolubstwo, skupianie się na sobie – to jest, jak sądzimy, źródło naszych kłopotów! (s. 62)

Egoizm, który wyraźnie jakoś zniknął, w języku polskim występuje ponad pięć razy częściej niż to samolubstwo.

PO CO? Po co używać pojęć i określeń rzadko używanych, niezbyt powszechnych, kiedy dostępne są i były zwyczajne, powszednie, zrozumiałe? To oczywiście nie jest błąd, chyba, że stylistyczny, jak w przypadku tej nieszczęsnej inwentury (tekst stylizowany na staropolski), ale moim zdaniem to ewidentnie zmiana na gorsze!


POŚWIĘCENIE JEST BE?

Aby wiara była żywa, musi jej towarzyszyć samopoświęcenie i… (s. 94 ale też 15)

Takiego słowa nie ma w języku polskim, nie istnieje, po prostu.  https://sjp.pwn.pl/szukaj/samopoświęcenie.html  

W starej wersji było „poświęcenie” – w czym przeszkadzało? Były może wątpliwości, czy alkoholicy chcą poświęcać prezesa Kaczyńskiego albo rodzinę sąsiada? PO CO tworzyć takie dziwolągi? Ewidentnie zmiana na gorsze! Poza tym wyraźnie już chyba widać jakąś fiksację zespołu tłumaczy na przedrostek „samo…” („samodyscyplina”, „samopoświęcenie”, „samonapęd”, „samolubstwo” i możliwe, że i inne samo...).


ŻYCZLIWOŚĆ NIEPOTOCZNA

Alkoholik, który może i chce wydobrzeć, potrzebuje odrobiny życzliwości (w potocznym tego słowa znaczeniu). (s. 99)

 A życzliwość w niepotocznym znaczeniu? Co to ma być?! Poproszę może o przykłady potocznie i niepotocznie rozumianej życzliwości. PO CO tworzyć takie dziwolągi?


PODEJRZANE PRZYSŁOWIA

My, rodziny należące do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, trzymamy kilka przysłowiowych trupów w szafie.  (s. 126)

Bez sensu. Nie ma w języku polskim żadnego przysłowia z trupem w szafie. Owszem, była taka czeska komedia kryminalna z 1960 roku „Trup w każdej szafie”, ale co to ma wspólnego z AA? Błąd frazeologiczny.


JACY TACY…

Dziewięć – AA, jako takie, nie powinno nigdy stać się organizacją... [572]

Jakieś to dziwaczne i koślawe. Wydaje mi się, że w takiej konstrukcji powinna mieć miejsce zgodność określeń oraz orzeczenia co do liczby i rodzaju, np. AA jako tacy nie powinni nigdy stać się organizacją. Jednak to przekracza moje kompetencje, więc nie będę się upierał.


KURSYWA

W wielu miejscach w tekście jego fragmenty zapisane są kursywą, to jest pismem pochylonym. Kursywa jest formą wyróżnienia fragmentu tekstu; inne formy, to pogrubienie, podkreślenie albo wersaliki. W Polsce przyjęło się kursywą zapisywać cytaty. Czy w WK to są cytaty? Nic o tym nie wiadomo. Owszem, tak było w oryginale (i zdaje się też nie wiadomo, po co i dlaczego), ale i co w związku z tym? PO CO powielać niezrozumiałe dziwności albo błędy oryginału?


MANIFESTACJA SAMOWOLI MAKSYMALNA i SKANDALICZNA

Dwanaście – Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych Tradycji, przypominając nam zawsze, że zasady są ważniejsze od osobowości.

Zasady są ważniejsze od osobowości? Od jakiej osobowości? Od czyjej osobowości? To jest już kompletnie niezrozumiały bełkot! To nic nie znaczy!

Słownik Języka Polskiego PWN (dostęp listopad 2018, https://sjp.pwn.pl/szukaj/osobowość.html ):

OSOBOWOŚĆ
1. «człowiek o cechach wyróżniających go spośród innych ludzi»
2. «całość stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka»

Cóż… ze słowników też trzeba umieć korzystać.
Pierwsza definicja jest prosta, jasna, zrozumiała, ale pod warunkiem, że ta wyróżniająca cecha jest znana, podana. Tak byłoby w zdaniach np. Zasady są ważniejsze od dominujących osobowości albo Zasady są ważniejsze od apodyktycznych osobowości, Zasady są ważniejsze od medialnych osobowości, czy wreszcie moje ulubione, które proponowałem tłumaczom dawno temu: Zasady są ważniejsze od naszych osobowości. Naszych, czyli oczywiście alkoholików! Nic nowego, że mamy albo mieliśmy zaburzoną osobowość – proste, prawda?

Jeśli tej wyróżniającej cechy nie ma (a w tekście WK nie ma!), to w grę wchodzi definicja numer dwa i wówczas wychodzi na to, że AA-owskie zasady są ważniejsze od stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka. Ups! Co to niby ma być?! A na dodatek – jako  że osobowość, jakąś, jakąkolwiek, ma każdy człowiek, jest to godna niebezpiecznej sekty próba narzucenia zasad AA całemu rodzajowi ludzkiemu. Otóż nie – AA-owskie zasady nie są ważniejsze od wszystkich ludzi na ziemi.

Jest to też skandaliczna manifestacja samowoli, arogancji i spektakularne odrzucenie Kroku Drugiego i Trzeciego AA. Dlaczego? Tłumaczy nie udało mi się przekonać, jak widać, bo i co ma do gadania jakiś technik budowlany i pijak na dodatek, więc skonsultowałem sprawę (chyba nie tylko ja) z osobami kompetentnymi ponad wszelką wątpliwość, z językoznawcami, autorami słowników, i zrobiłem to tak dawno temu, że w tekście naszej książki można było to cudactwo poprawić, bo podsuwałem im to pod nos wiele razy!!! Proszę bardzo (korespondencja z poradnią PWN z czerwca i lipca br. oraz ich opinia na ten temat):


I dalej:

I dalej:

I dalej:

Itd. Itd. Itd.

---
Konsultacji na temat spektakularnie spier… tekstu Dwunastej Tradycji, co do tych osobowości, jest zapewne więcej, ale pozostałych proponuję szukać na własną rękę.

Absurdalny wyczyn zespołu tłumaczy oznacza po prostu niezdolność do przyjęcia, że ktoś (np. docent habilitowany, polonista, językoznawca) stanowi siłę większą niż moja własna w zakresie poprawnej polszczyzny (Drugi Krok) oraz widoczny brak Siły i kompletna niezdolność do podporządkowania się komuś takiemu (Krok Trzeci). Bo wyraźnie, nikt mi nie będzie mówił, jak mam pisać, prawda?!

Wspólnota AA, szukając tłumaczy nowej wersji WK, najwyraźniej skoncentrowała się na kwalifikacjach związanych z językiem angielskim. Szkoda, że zupełnie nie sprawdzono ich kompetencji w zakresie języka polskiego – przynajmniej na poziomie gimnazjalnym. Te żałosne osobowości, czy dylemat, to po prostu hucpa albo kompletna nieudolność.
A tak niewiele brakowało, żebyśmy mieli spokój z Wielką Księgą na wiele dziesięcioleci…

Notatki sponsora (odc. 111)


I znowu, kolejny raz dałem się zwieść naiwnemu przekonaniu, że w środowisku AA w Polsce, pewne sprawy są znane i jednoznacznie rozumiane od dawna. Muszę chyba pogadać ze sponsorem, bo ten błąd wraca mi co jakiś czas…

Tym razem poszło o stwierdzenie, jaką to chorobą jest alkoholizm, jeśli w ogóle chorobą, bo i to najwyraźniej przestało być oczywiste.
W jakiejś swojej wypowiedzi, na zupełnie inny temat, czego innego dotyczącej, powiedziałem, że alkoholizm jest chorobą psychiczną, a konkretnie to żeby od psychicznie czy umysłowo chorych ludzi nie oczekiwać zbyt wiele, albo coś w tym stylu. Wtedy się zaczęło! Gdyby jeszcze sprzeciwiali się AA-owsy nowicjusze, to może dałoby się to jeszcze zrozumieć, ale oponowali alkoholicy „po Programie”, sponsorujący. Ups!

Oczywiście można bawić się słowami i sam pamiętam, jak dla złagodzenia pewnych prawd, podczas zajęć grupowych psychoterapii odwykowej, prowadzący je psycholog uspakajał, że: wy nie jesteście chorzy psychicznie, macie tylko chorą psychikę, ale już wtedy u wielu uczestników te naiwne sztuczki wywoływały salwy śmiechu. Tak więc można dalej manipulować słowami, poprawiać sobie samopoczucie i oszukiwać samego siebie, ale czy to jest trzeźwość? 

Ważniejsze jednak wydaje mi się coś innego – jeśli jestem w kościele katolickim, to nie upieram się, żeby odprawiano tam kadisz (modlitwa/nabożeństwo żydowskie), prawda? A w środowisku AA staram się rozumieć alkoholizm tak prosto i bez udziwnień, jak go widzą Anonimowi Alkoholicy, a nie politycznie poprawni psychoterapeuci lub prawnicy.

Stare i nadal często powtarzane na mityngach AA powiedzenie mówi, że alkoholizm jest chorobą ciała, duszy i umysłu, prawda? Chorobą. Cho-ro-bą. Zapytałem w pewnej chwili, gdzie jest ta dusza i umysł, czy przypadkiem nie w mózgu? Usłyszałem wtedy, że w sercu, i tak oto okazało się, że alkoholizm jest chorobą naczyniową, chorobą układu krążenia. Ups!

Kilka cytatów z naszej – NASZEJ, a nie psychoterapeutycznej – literatury.

Choroba tego typu – a uwierzyliśmy, że jest to choroba – angażuje ludzi wokół nas w sposób, w jaki żadna inna choroba nie jest w stanie tego uczynić.

Inaczej wygląda to w przypadku choroby alkoholowej, ponieważ wiąże się z nią kompletne zniszczenie wszystkiego, co ma wartość w życiu ludzkim.

Mamy nadzieję, że książka ta poinformuje i pocieszy tych, którzy są lub mogą być dotknięci tą chorobą.

Jeżeli jesteś alkoholikiem, który chce wyzdrowieć z tej choroby, być może już pytasz: „Co muszę zrobić?”.

Kiedy choroba złapie ich już w swoje szpony, często są zdziwieni. Pojawia się obsesyjne myślenie, że jakoś, kiedyś…


I to tylko z dwóch stron WK i nawet nie wszystkie przykłady.

Reasumując – objawem poważnej choroby psychicznej jest sprzeczanie się z faktami i negowanie rzeczywistości, ale… każdemu wolno.



Meszuge
(już nie alkoholik, od dziś ja mam tylko zaburzenia spożycia substancji)