W ramach Wspólnoty AA, Programu, Kroków itd. od lat moją pasją są te elementy Kroków Dziesięć-Jedenaście, które dotyczą intencji. A że niedawno miałem okazję brać udział w kilku tego typu spotkaniach i to na grupach dość odległych od mojej macierzystej, udało mi się coś zauważyć, ale przede wszystkim przypomnieć sobie. I nie były to wspomnienia przyjemne, wręcz przeciwnie.
Kiedy byłem małym chłopcem, w moim domu rodzinnym się nie przelewało. Nazywając rzeczy po imieniu i bez owijania w bawełnę, byliśmy po prostu biedni. W konsekwencji nie miałem wielu rzeczy, które mieli niektórzy moi koledzy z podwórka lub ze szkoły. Markowych ciuchów lub butów, mazaków, wiecznego pióra, ale przede wszystkim lepszych zabawek. Pewnego razu kolega przyniósł na podwórko kapitalne autko. Żelazne, z resorami, z otwieranymi drzwiami, czyli takie, na które mojej matki nie byłoby stać żadną miarą. Co zrobiłem? Powiedziałem, że mógłbym mieć takie trzy, ale wcale nie chcę, bo mi się nie podoba. Kłamałem. Okłamywałem innych, ale i siebie, chroniąc swoją psychikę przed żalem, rozczarowaniem, zawodem, smutkiem, wstydem, że jesteśmy biedni i podobnymi uczuciami. Skoro niby mogę, ale nie chcę, to nie ma czego żałować, prawda?
Oczywiście tego okłamywania siebie i innych nie robiłem z premedytacją, ani nawet świadomie.
Minęło mnóstwo lat. Na Programie, i to wcale nie na jego początku, zorientowałem się, że jako dorosły człowiek stosowałem ten sam numer latami, identycznie zakłamywałem rzeczywistość, żeby się nie wydało… to, czy tamto. Robiłem to już w czasie swoich pierwszych lat w AA. Tyle, że teraz nie chodziło już o rzeczy/przedmioty, ale o inne wartości: wiedzę, umiejętności, informacje, oczytanie, zrozumienie i podobne. Metoda była ta sama, choć technika odrobinę już inna. Podam przykład z tabliczką mnożenia, żeby szybko pokazać, na czym to polegało.
Ziutek zna tabliczkę mnożenia, ale rachunku różniczkowego i całkowego zupełnie nie. Co w tej sytuacji może zrobić, jaką przyjąć postawę?
a) przyznać uczciwie, że tych elementów matematyki kompletnie nie pojmuje, są dla niego zbyt trudne,
b) może intensywnie uzupełniać wiedzę i umiejętności,
c) będzie ogłaszał wszem i wobec, że różniczki i całki to zupełnie zbędne filozofowanie, niepotrzebne komplikowanie i w ogóle – głupota nie warta czasu.
Jeśli Ziutek jest trzeźwy, wybierze a lub b. Jeśli… niezupełnie jest trzeźwy, to będzie przekonywał siebie i innych, że to, czego nie umie, nie rozumie, nie pojmuje, nie doczytał, nie zauważył, nie spamiętał… że wszystko to są tylko bezsensowne komplikacje i zbędne filozofowanie. Że jeśli on czegoś nie zna, to widocznie jest to bez znaczenia, gówno warte, a może nawet szkodliwe.
To ja byłem Ziutkiem z punktu c aż do… chyba czwartego roku abstynencji. I tak, też w środowisku AA. Później Program się o mnie upomniał i powoli, bo nie stało się to jednego dnia, zacząłem rezygnować z takiej nieuczciwości wobec siebie i innych. Tym bardziej, że wiązała się ona, z kto wie czy nie bardziej jeszcze niebezpiecznym, manipulowaniem własnymi uczuciami.
Raczej nie robię błędów ortograficznych, ale interpunkcyjne, to dość często. Zwłaszcza reguły stawiania przecinków, to dla mnie czarna magia. Jednak kiedy podopieczna zwróciła mi uwagę na błąd, który powtarzałem… nie, nie byłem szczęśliwy, ale nie próbowałem już odszczekiwać się, że interpunkcja to zbędne filozofowanie, niepotrzebna komplikacja i w ogóle te zasady kupy się nie trzymają, że ja tak specjalnie w pewnym ważnym celu. Jeśli jestem trzeźwy, to z przykrością przyznaję, że z tym sobie nie radzę albo słabo i... to wszystko.
A co z tymi warsztatami w AA? Ano podczas ich trwania zorientowałem się, że niektórzy alkoholicy, pełniący służbę sponsora, popełniają te same, to jest moje błędy. Jeśli czegoś nie rozumieją lub nie znają z literatury AA, starają się sobie i innym wmówić, że to nieważne, że nie potrzeba takimi drobiazgami zawracać sobie głowę, że zbędne, że… itd.
I tylko w jednym różnicie się od Boga – Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej. Erich Maria Remarque
To prowadzi do pytania, po co naprawdę wybieram się na jakiś warsztat? Oczywiście nie mówię tu o prowadzącym, czy spikerze – on jest dlatego, że go zaproszono. A pozostali? I tu już każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Czy uczestniczę w spotkaniu, bo chcę się czegoś nauczyć, czegoś dowiedzieć? A może chcę się tylko upewnić, że nikt nie wie więcej/lepiej ode mnie, a gdyby jednak, to żeby natychmiast deprecjonować* jego wiedzę/umiejętności/doświadczenie, przekonać innych, ale przede wszystkim siebie, że to co on wie, jest tylko zbędnym komplikowaniem i filozofowaniem. Zwłaszcza to filozofowanie często pojawia się wśród argumentów AA-owców – gdyby jeszcze używający go wiedzieli, czym jest filozofia…
Inny przykład powtarzania tych samych błędów. Do błędnego tłumaczenia Drugiej Tradycji alkoholicy w Polsce stworzyli całą koncepcję, dlaczego alkoholik nie powinien mieć autorytetów. Posypało się to już prawie wszędzie, kiedy okazało się, że w tej Tradycji chodzi o władzę, a nie o autorytet. Kolejny przykład: problematyczne (jedno i drugie) tłumaczenie Kroku Pierwszego. Bo w sumie ani nie ma w oryginale, że
przestaliśmy kierować życiem, ani że w jakimś momencie
stało się ono niekierowalne. No, tak… ale już rozwijają się teorie typu:
czy zaakceptowałem swoją bezsilność wobec niekierowalności? Ups! Ewidentnie błędna (błędna po polsku!) Tradycja Dwunasta, a konkretnie cudactwo:
zasady są ważniejsze od osobowości. [
Słownik PWN]. I co robią AA w Polsce? Zamiast po prostu poprawić błąd, tworzą (jedną już słyszałem) skomplikowane teorie, zgodnie z którymi to ma jakiś sens, nie jest po prostu zwykłym błędem.
Choć uzależnionym może wydawać się to niepojęte, to w
normalnym świecie „procedura” wygląda zwykle tak: po odkryciu błędu naprawia
się go, koryguje, poprawia, po prostu – eliminuje. Wśród ludzi zaburzonych
wygląda to inaczej: po odkryciu błędu rozpoczyna się proces tworzenia jakichś
teorii, które mają udowodnić, że błąd wcale nie jest błędem. Gdyby robił to
tylko autor błędu, to może jeszcze udałoby się to zrozumieć, bo może boi się
odpowiedzialności, ale w środowisku AA takie udziwnione, często absurdalne
teorie, tworzą też inni, próbują błąd jakoś oswoić, zrozumieć, zaaprobować.
Oczywiście nie dotyczy to tylko błędów językowych, ale także mnóstwa innych
działań i zdarzeń.
Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli. Laurent Gounelle.
Kiedy Bill W. zaczął poznawać grupy AA w Europie, nie mógł nadziwić się jednemu – choć Wspólnota miała już ogromny pakiet doświadczeń i masę popełnionych błędów na koncie, każda lokalna Wspólnota AA, w każdym kraju, uznała za niezbędne powtarzanie w kółko tych samych błędów. Wystarczyło trochę poobserwować Amerykanów, dopytać, nauczyć się i dowiedzieć, żeby większości starych błędów uniknąć. Ale nie! Anonimowi Alkoholicy w każdym kraju musieli po swojemu, od nowa, produkować i rozwiązywać z wielkim mozołem błędy znane od lat w USA.
Bill W. tego nie rozumiał i ja też nie rozumiem. Przychodzi mi tylko na myśl kwestia proporcji. Gdyby w AA większość była trzeźwa, to powtarzanie takich samych błędów nie miałoby miejsca. Jeśli jednak większość jest psychicznie chora…
---
* Deprecjonować – obniżać
wartości czegoś.