wtorek, 19 sierpnia 2008

Tradycja 12 Wspólnoty AA

Wersja krótka: Anonimowość stanowi duchową podstawę wszystkich naszych tradycji przypominając nam zawsze o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami.

Wersja pełna: I wreszcie my, Anonimowi Alkoholicy, głęboko ufamy, że zasada anonimowości ma olbrzymie znaczenie duchowe. Przypomina nam o pierwszeństwie zasad AA przed osobistymi ambicjami oraz o potrzebie stosowania prawdziwej pokory w życiu. Potrzebujemy jej po to, by zesłane nam dobrodziejstwa nigdy nas nie zepsuły i byśmy nigdy nie przestali myśleć z wdzięcznością o Nim, który miłościwie panuje nad nami wszystkimi.


Jak rozumiem Tradycję Dwunastą Wspólnoty AA?

„Anonimowość to pokora w działaniu, a jej duchową istotę stanowi poświęcenie” – takie i podobnego typu wypowiedzi brzmią wspaniale i niewątpliwie mogą robić niesamowite wrażenie podczas mityngów AA, zwłaszcza w obecności nowych członków Wspólnoty płci przeciwnej. Warto jednak czasem zadać sobie pytanie, czy dla głoszącego takie prawdy, dla mnie osobiście, coś one faktycznie znaczą, i to tak na co dzień, w praktyce? Bo jeśli nie… Ale tu już powinna działać zasada bezwzględnej uczciwości – przynajmniej wobec samego siebie.
 
„Alkoholik, alkoholiczka”… określenia te mają w każdym chyba społeczeństwie ewidentnie pejoratywne znaczenie, a nawet potrafią stać się uwłaczającym wyzwiskiem. Alkoholicy mają bez wątpienia wyjątkowo złą opinię i – co może dziwnie brzmieć w ustach alkoholika – moim zdaniem słusznie i zasłużenie.
Między sobą, we własnym gronie i środowisku, możemy nieomalże w nieskończoność udowadniać oraz przekonywać się wzajemnie, jacy to z nas wartościowi, wspaniali ludzie, jak cała reszta świata nie rozumie istoty choroby alkoholowej, jest niedouczona w tym zakresie itp. Pomysły na temat: „co oni powinni dla mnie i wobec mnie jako alkoholika”, uważam za nierealistyczną postawę roszczeniową i zwykłe bujanie w obłokach, bo smutna prawda wygląda tak, że nasze otoczenie nie ocenia ani choroby jako takiej, ani nawet nadużywania alkoholu, co w naszym kręgu kulturowym jest dosyć powszechne, ale nasze zachowanie, postępowanie i relacje z innymi ludźmi, tak w ogóle.
Alkoholicy (obu płci) przecież nie są „źli” z powodu alkoholizmu, ale w związku z kradzieżami, kłamstwami, wyłudzeniami, oszustwami, znęcaniem się nad domownikami – psychicznym, fizycznym, a zwykle jednym i drugim – gwałtami małżeńskimi, niezdolnością do miłości, egoizmem, egocentryzmem, permanentnym pozbawianiem swojej rodziny poczucia bezpieczeństwa, materialnych środków do życia, szansy na normalne funkcjonowanie, rozwój.
 
Kiedy wyobrażam sobie konsekwencje ewentualnego przerwania abstynencji, przychodzi mi do głowy wstyd wobec kolegów z AA, upokarzająca wizyta w poradni odwykowej, skrępowanie w związku ze wspomnieniem, bezwartościowych najwidoczniej, rocznic… no, ewentualnie może jeszcze utrata pracy. Jakoś zupełnie nie myślę o tym, co chyba najważniejsze – o powrocie do zachowań i postaw, które wymieniłem wcześniej. Czyżby roiło mi się, że pomimo powrotu do picia, udałoby mi się w razie czego zachować wysokie standardy moralne, z których obecnie jestem tak dumny?
Wyjątkowo ważnym elementem pokory wydaje mi się pełna świadomość, że od takich właśnie społecznie nieakceptowanych zachowań dzieli mnie tylko jeden kieliszek, a także przyjęcie do wiadomości faktu, że alkoholizm jest chorobą chroniczną – ma, lub może mieć, nawroty.
 
W zasadzie od samego początku obserwuję, najpierw u siebie, później nie tylko u siebie, tendencję do myślenia o sobie dwubiegunowo (psychologowie nazywają to zdaje się „mechanizmem rozproszonego ja”), czyli: ja pijany – zły, ja trzeźwy – dobry. Uleganie takiej pokusie wydaje mi się wyjątkowo niebezpieczne, gdyż w ten sposób coraz bardziej dystansuję się od swojej przeszłości. Niby nadal na mityngach opowiadam paskudne przypadki z lat uzależnionego picia, ale robię to już z daleko mniejszym zaangażowaniem, jakbym opowiadał o kimś innym, albo streszczał film.
Nie sprawia mi przyjemności dopuszczanie do swojej świadomości faktu, że ten pijak, złodziej i oszust, to nadal ja, a nie jakiś inny Meszuge. Jeżeli jednak pójdę tym torem i zacznę widzieć siebie z tamtych czasów jak kogoś innego, albo postrzegać swoją pijaną przeszłość jak zamkniętą raz na zawsze księgę, może zacząć działać stare AA-owskie powiedzenie: „im dalej ostatniego kieliszka, tym bliżej pierwszego”.
Tak, złodziej, kłamca, oszust… to nadal ja – wystarczy jeden kieliszek, i choćbym został największym guru w AA, to ten fakt pozostanie niezmienny po kres moich dni.
 
Jako, że alkoholizm w sensie medycznym jest chorobą trwałą, w moim życiu nigdy nie nastąpi taki moment, w którym mógłbym bezpiecznie, dla siebie oraz dla całej Wspólnoty AA (przecież nasze wspólne dobro jest najważniejsze!), zacząć realizować swoją wewnętrzną potrzebę ekspiacji, autoreklamy oraz innych form poprawiania sobie bilansu emocjonalnego na jakimś szerszym forum, w TV, lub innych publicznych mediach.
Ludowe powiedzenie mówi, że upadek z wysokiego stołka bardziej boli i niewątpliwie jest w tym sporo racji. Ewentualny upadek, zapicie anonimowego alkoholika, jednego z dziesiątków tysięcy, nie zagrozi Wspólnocie AA właściwie w żaden istotny sposób, a i on sam prędzej pozbiera się po cichutku, w gronie kilku przyjaciół, niż gdyby zwrócone były na niego oczy (i kamery) całego świata. Natomiast złamanie abstynencji Prezesa AA, gdyby taki ktoś istniał, albo znanego aktora czy polityka, chwalącego się, że jest członkiem Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, mogłoby pociągnąć za sobą niepowetowane straty – wielu ludzi straciłoby nadzieję, być może ostatnią no, bo jeżeli TAKI człowiek zapił, to widocznie całe to AA nie działa i nie jest tak skuteczne, jak opowiadają.
 
W książce pod tytułem „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” jej autor zwraca uwagę na potrzebę stałego poświęcania przez alkoholików celów osobistych w imię wspólnego dobra. Oczywiście ma rację, jednak żeby nie dopuścić do jakichś nieporozumień, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, o jakie osobiste cele chodzi? Anonimowi Alkoholicy nie wymagają od swoich członków poświęceń w postaci rezygnacji z awansu na majstra w fabryce obrabiarek. Sugerują natomiast, że lepiej będzie dla wszystkich zainteresowanych, aby alkoholik swoje cele osobiste, na przykład w postaci potrzeby uznania, zadośćuczynienia, odkupienia win, oczyszczenia, demonstracji zmian postawy i innych takich, realizował bez mieszania w to Wspólnoty AA na forach publicznych i w mediach.
 
Rozmawiając niedawno na temat słabej i silnej woli, starałem się przekazać, że to nie wola była i jest moim problemem, ale raczej samowola. „Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie” – to przecież ja i to nie tylko w okresie picia. A jeśli tak, to zamiana osobistych, prywatnych zachcianek na posłuszeństwo i podporządkowanie się zasadom służącym wszystkim, albo przynajmniej większości, może być dla mnie uzdrawiającą nowością.
 
Przez większą część życia, tego przed uzależnieniem się także, funkcjonowałem napędzany i motywowany własnymi zachciankami, wyobrażeniami, pomysłami, planami, rojeniami, ambicjami – i skończyłem na detoksie. Od kiedy nie piję, wiele razy podczas mityngów AA mówiłem o swojej gotowości i determinacji we wprowadzaniu zmian w swoje życie, myślenie, postępowanie. Czy rzeczywiście gotów jestem zacząć zmieniać swoje ambicje na zasady Wspólnoty, która ratuje mi życie? I żadne tam „daj czas czasowi”! Czy jestem gotów zacząć to robić już dzisiaj, od zaraz?
 
W naszym AA-owskim środowisku bardzo często można usłyszeć powiedzenie, czy też sugestię, zgodnie z którą „najpierw rzeczy najważniejsze”. I tak Dwunasta Tradycja Wspólnoty AA po prostu jasno i wyraźnie proponuje mi, sprawdzone w działaniu priorytety, określa właśnie to, co jest najważniejsze, żebym jako alkoholik mógł żyć stosunkowo bezpiecznie i godnie – obok alkoholu, bez alkoholu.





Więcej i szerzej w książkach, a zwłaszcza w „12 Kroków od dna. Sponsorowanie”.



poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Nasz wspólny cel

Naszym celem jest trwać w trzeźwości i pomagać innym alkoholikom w jej osiągnięciu – z Preambuły AA. Wspólny cel… Dobro nas wszystkich… Takie oczywiste, takie proste słowa powtarzane tak często, że prawdopodobnie przestaliśmy je słyszeć, zastanawiać się nad nimi, może nawet rozumieć.


Nasz wspólny cel - co oznacza to dla mnie?


Kiedy tematem rozważań jest Krok I, kiedy na mityngu zjawia się nowicjusz, wypowiedzi uczestników dotyczą często tematu – co mi dała Wspólnota AA? Można wtedy wiele usłyszeć o odbudowanym życiu rodzinnym, zawodowym i religijnym, o odzyskanej godności i zaufaniu, mowa jest też o autentycznej, gorącej wdzięczności… Świetny temat, prawda? Co MI dała Wspólnota AA? Tylko czy czasem nie warto byłoby się zastanowić, czy MOJA abstynencja, a nawet trzeźwość jest faktycznie naszym wspólnym i najważniejszym celem?

Słowa „Nie pytaj, co Ameryka może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla Ameryki” pomogły zbudować silne, demokratyczne państwo. Czy silna jest moja Wspólnota, moja grupa? Kiedy ostatnio pytałem, co ja mogę zrobić dla realizacji naszego wspólnego celu, dla naszego, a nie tylko dla mojego dobra?
Moje dobro (a przynajmniej moje na ten temat wyobrażenie) wcale nie koniecznie musi oznaczać dobro innych alkoholików, czy całej Wspólnoty, natomiast dobro Wspólnoty AA, niewątpliwie w konsekwencji oznacza moje dobro – jako zdrowiejącego alkoholika. To chyba jednak jest oczywiste.

Co zrobiłem? Ano, popatrzmy…
Moja grupa powierzyła mi służbę mandatariusza. No to pojechałem na spotkanie Intergrupy przekazać stanowisko grupy w pewnej sprawie oraz skonsultować z innymi mandatariuszami dość nowatorski sposób niesienia posłania. Nasza dyskusja była gorąca i problem zostanie przekazany do zaopiniowania do Regionu, a może i dalej (niżej). I tak właśnie jest dobrze – chcemy zrobić coś dla siebie i dla innych, ale nie chcielibyśmy przy tej okazji naruszyć zasad Wspólnoty.

Podczas Intergrupy dostałem dla swojej grupy przygotowane wcześniej (bardzo dobry pomysł) dowody wpłat na specjalne konto, na którym gromadzone są fundusze niezbędne do realizacji obchodów XXXV lat Wspólnoty AA W Polsce. A tak! W dniach 21-23 sierpnia 2009 we Wrocławiu, w Hali Ludowej, odbędzie się uroczysty Zlot Radości z okazji XXXV rocznicy istnienia w Polsce Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Święto to będzie jednocześnie Zlotem Radości – Świętem "Zdroju".

W myśl I Tradycji i w duchu IV Tradycji AA organizatorzy (Rada Powierników, Zespół Organizacyjny) apelowali i prosili o przekazywanie symbolicznej złotówki z każdego mityngu na potrzeby organizacyjne naszego święta. Taka rocznica to też nasze wspólne dobro i okazja do niesienia posłania. Pytanie tylko, czy ja i moja grupa chcemy wziąć udział w realizacji tego wspólnego celu, czy też nie.

I jeszcze jedno – komunikacja i łączność. Jako mandatariusz, do swojej grupy przywiozłem wiadomość o Zlocie i o rocznicy ze spotkania Intergrupy. Tam dotarła ona dzięki powiernikowi naszej Intergrupy do Rady Regionu. Przedstawiciele Regionu brali udział w Konferencji. Problem tylko w tym, czy na każdym poziomie potrafiliśmy prosto i zgodnie z faktami przekazać, na co i jak wydatkowane są pieniądze Wspólnoty, czyli po prostu nasze własne pieniądze? Od takiej właśnie informacji i od sposobu jest przekazania zależy, czy – taka lub inna – inicjatywa Konferencji stanie się naszym wspólnym celem, czy może czymś obcym, narzuconym, niezrozumiałym, co jacyś „oni” niech sobie sami realizują.

Może takie działania nie wydają się zbyt spektakularne, nie porywają rozmachem i wizją, ale… Kiedy piłem, wydawało mi się, że jestem w stanie rozwiązać problemy całej ludzkości, teraz… Teraz jeśli jest taka potrzeba, poprowadzę mityng AA, nie wykręcając się i nie argumentując, że jeszcze nie dorosłem. Bo mityng mojej grupy to też nasze wspólne dobro. 
 



Dużo więcej w moich książkach