środa, 27 grudnia 2023

Szczerość czy może prawda?

Byłem na mityngu. Prowadzący podał tematy na tej grupie stałe: Krok, Tradycja, cytat z „Codziennych refleksji” i spytał, czy ktoś z uczestników chciałby dodać jakiś temat. Więc ktoś zapytał, jak pozostali radzą sobie z obniżonym samopoczuciem, depresją, poczuciem braku sensu, bólem egzystencjalnym itp. Dodając przy tym, że nie chodzi o wynik jakiegoś konkretnego zdarzenia, na przykład przygnębienie z powodu śmierci kogoś bliskiego.
Były też inne tematy, ale na ten właśnie wypowiadało się kilkanaście osób, a ich doświadczenia okazały się wyjątkowo zgodne, więc złożę je w jedną całość.

1. W życiu każdy ma czasem zły dzień lub kiepski okres, nie potrzeba do tego być alkoholikiem. Tak się po prostu zdarza i nic w tym dziwnego czy nienormalnego. Trzeźwi ludzie wiedzą, że tak to czasem bywa, że tak skonstruowane jest życie, więc nie walczą z rzeczywistością i nie kopią się z faktami. Jeśli Program wyłączył już alkoholikowi mechanizm nałogowego regulowania uczuć, to nie będzie się on upierał, jak małe dziecko, że zawsze ma się czuć znakomicie, bo… bo tak.

2. Ważne okazało się doświadczenie uczestników mityngów, że takie stany mijają. A jeszcze ważniejsze, że taki kiepski okres można skrócić. Jak to zrobić? Ano, właśnie… jak ZROBIĆ? Program AA jest programem działania, więc pytanie o to, co i jak zrobić, było bardzo sensowne. Na pierwszym miejscu alkoholicy podawali kontakt i z innym alkoholikiem. Rozmowę osobistą lub telefoniczną, ale skupioną na sprawach tego drugiego, a nie na własnych narzekaniach. Jako drugie wymieniana była pewna sugestia z tzw. Dekalogu Jana XXIII, a konkretnie chodziło o to, by alkoholik zrobił przynajmniej jedną rzecz z tych, których nie lubi, które często odkłada, na przykład wizyta u dentysty, mycie lamp, prasowanie, telefon z jakimś odkładanym od dawna zadośćuczynieniem itp. Nie chodzi o kapitalny remont domu – raczej o zrobienie porządku na jednej tylko półce. Takie działania w naturalny sposób poprawiają samopoczucie. Jako trzecie wymieniana była modlitwa, ale nie przez wszystkich i z umiarkowanym przekonaniem. Pewnie dlatego, że wielu alkoholików pamięta cytat z Biblii, z Księgi Jakuba Apostoła (Jk, 2, 20): Chcesz zaś zrozumieć, nierozumny człowieku, że wiara bez uczynków jest bezowocna? Czyli znowu działanie. Bo modlitwa jest ważna, ale obok działania, a nie zamiast działania.

Podobał mi się ten mityng. Problem, najwyraźniej dość powszechny i częsty wśród alkoholików, rozmontowanie lęków (wszyscy tak mają, to mija), sugestie dotyczące konkretnego działania (zrób to, to i tamto).

Czy kolega, który zadał pytanie, zrealizuje sugestie, to ja już nie wiem. W jego interesie mam nadzieję, że tak, natomiast sprzed wielu lat pamiętam tok myślenia innego alkoholika. Miał jakiś tam problem, członkowie grupy proponowali mu rozwiązania, ale z czasem okazało się, że nie podjął żadnego z nich. Uznał bowiem, że to może i dobry pomysł, ale dla innych, nie dla niego. Cóż… bywa i tak.

Tytuł tego wpisu może będzie łatwiej zrozumiały dzięki cytatowi z Pierwszego Listu św. Jana Apostoła: Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.

Myślę, że to dobry akcent na Nowy Rok.





wtorek, 19 grudnia 2023

Pytania do Konferencji c.d.

W sierpniu 2023 zaproponowałem trzy pytania do rozważenia przez Konferencję (https://meszuge.blogspot.com/2023/08/pytania-do-konferencji-aa.html ). Dziś, pół roku później, znalazłem w Skrytce jedno z nich – pozostałe zostały zignorowane.


Oczywiście to tylko pytanie, o odpowiedzi i zajęciu stanowiska nadal nie ma mowy, ale to będzie możliwe zapewne dopiero po Konferencji.


piątek, 1 grudnia 2023

Alkoholicy - prawdziwi i nie

Alkoholik – według słownika synonimów to może być: dypsoman, dypsomaniak, gazownik, lump, moczygęba, moczymorda, ochlajtus, ochlaptus, ochlapus, oliwa, opijus, opilca, opilec, opój, pijaczek, pijaczyna, pijaczysko, pijak, pijanica, pijus, trunkowy, menel, żul, żulik, nałogowiec, dykciarz, kloszard, luj, męt, obwieś, szumowina, balangowicz, bibosz, gąbka, hulajdusza, hulaka, kizior, moczygęba, oliwa, homo ludens, korybant, bombler, ochlaj, nałogowiec, kloszard, łachmaniarz, chlacz, chlejus, kirus, pijany, znietrzeźwiony, brynol, i wiele innych. Alkoholik to obelżywe wyzwisko, bo diagnozą medyczną (F10.2) jest to określenie od stosunkowo krótkiego czasu i tylko w środowisku niepijących alkoholików, czyli ludzi, dla których bardzo ważne jest to, że to choroba, a nie grzech czy słabość charakteru. Reszta świata nie odróżnia pijaka od alkoholika i nasze ambicje, by być chorymi, a nie głupimi i złymi ludźmi, ma głęboko w…

W naszej Wielkiej Księdze od początku moją uwagę zwracała dziwaczna – ze współczesnego punktu widzenia – klasyfikacja alkoholików (ale czy naprawdę chodzi o alkoholików?), dokonana przez doktora Silkwortha. I to jest ważne, że przez lekarza, a nie przez AA. Cytaty pochodzą z Wielkiej Księgi wydanej w 2018 roku:

Istnieją oczywiście emocjonalnie niestabilni psychopaci. Wszyscy znamy ten typ człowieka składającego milion przyrzeczeń i obietnic, których nigdy nie dotrzymuje.
Czyżby każdy, kto często składał jakieś przyrzeczenia i ich nie dotrzymywał, jest/był psychopatą? Niedotrzymywanie obietnic jest objawem psychopatii? Ups!

Istnieje typ człowieka, który nie chce się przyznać, że nie potrafi pić. Planuje różne sposoby picia – czasem zmienia markę alkoholu lub swoje środowisko
.
Oczywiście. To typowe dla alkoholików, ale i dla wielu pijaków.

Istnieje także typ, który zawsze wierzy w to, że po pewnym okresie niepicia może znów wypić bez niebezpiecznych konsekwencji.
Oczywiście. To typowe dla alkoholików, ale pewnie też dla pijaków.

Mamy również do czynienia z typem maniakalno-depresyjnym, który jest być może najmniej zrozumiały dla swoich przyjaciół, a o którym można by napisać cały rozdział.
Depresja i różne urojenia często zdarzają się wśród alkoholików. Jednak bywa też odwrotnie – człowiek cierpiący na depresję zauważa, że alkohol łagodzi jej objawy, a więc pije coraz więcej i częściej, i w konsekwencji uzależnia się.

Mamy wreszcie typ człowieka całkowicie normalnego pod każdym względem, z wyjątkiem reakcji na alkohol. Jest to często ktoś wyjątkowo zdolny, inteligentny i przyjacielski.
To bardzo ciekawe, bowiem wychodzi na to, że jest to człowiek, który reaguje alergicznie na etanol, ale nie ma obsesji umysłu. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego, ani o kimś takim nie słyszałem.

Poza tym są, według lekarza!, alkoholicy chroniczni i wielu, wielu innych. Ale zaraz, zaraz… czy rzeczywiście alkoholicy? Bo, co bardzo ważne, używa się tu określenia „typ człowieka”, a nie typ alkoholika. Przypomnę też, że było to w czasach, gdy alkoholizm nie był oficjalnie uznawany za chorobę. Skoro nie ma choroby, to się jej nie diagnozuje, to chyba oczywiste.
Odnoszę wrażenie, że doktor Silkworth wrzucał do jednego worka wszystkie przypadki osób nadużywających alkoholu (z przyczyn bardzo różnych), w tym także alkoholików. I dlatego szpital, w którym pracował, specjalizujący się w leczeniu takich przypadków, osiągał nawet czasem pewne sukcesy – bo nie wszyscy oni byli alkoholikami.

A jak tę kwestię widzą i rozumieją Anonimowi Alkoholicy? Okazuje się, że znacznie prościej. Ludzie używający alkoholu dzielą się według AA na trzy typy (Wielka Księga, s. 20). Tak, tylko trzy.

a) Ludzie… nazwijmy to, normalni, zdrowi.
Ludzie pijący umiarkowanie nie mają specjalnych trudności z całkowitym zerwaniem z alkoholem, jeśli mają ku temu powód. Mogą pić lub nie pić.

b) Pijacy. Ludzie nadużywający alkoholu, pijący ryzykownie i szkodliwie, ale…
Jeżeli pojawi się wystarczająco ważny powód – pogorszenie stanu zdrowia, zakochanie, zmiana środowiska lub ostrzeżenie lekarza – taki człowiek również może rzucić picie lub je ograniczyć.

c) Alkoholicy, w WK nazwani niezgrabnie, prawdziwymi alkoholikami.
A co z prawdziwym alkoholikiem? Być może zacznie jako ktoś pijący w sposób umiarkowany. Być może, ale niekoniecznie, stanie się osobą cały czas pijącą bardzo dużo. Po prostu na pewnym etapie swojej pijackiej kariery zaczyna tracić wszelką kontrolę nad spożyciem alkoholu w momencie, gdy tylko bierze pierwszy jego łyk.

To jest naprawdę proste. Nie ma żadnych nieprawdziwych lub sztucznych alkoholików. Po prostu dwa pierwsze przypadki, to w ogóle nie są alkoholicy. Nie wiem, czemu Bill W. użył określenia prawdziwy (real) – zapewne po to, żeby wyeksponować różnice miedzy ludźmi pijącymi normalnie i tylko czasem, okazjonalnie, upijającymi się, albo nawet często nadużywającymi (pijakami), a tymi, którzy wykazują zarówno objawy alergiczne, jak i obsesję umysłu, to jest ludzi, u których po latach diagnozowano by chorobę alkoholową – kiedy już oficjalnie stała się chorobą z opisanymi objawami. Żeby pokazać różnicę między alkoholikiem (wyzwisko), a alkoholikiem (człowiekiem chorym).
Napisałem, że to jest proste, jednak lepiej nie zapominać o stwierdzeniu pewnego warszawskiego weterana, że alkoholik to takie cacuszko, co to aby żyć, musi mieć problemy, a jak ich nie ma, to sobie wymyśli, a jak już wymyśli, to musi je rozwiązywać, a jak nie potrafi, to…  Odnoszę wrażenie, że na określeniu real alcoholic alkoholicy zbudowali jakąś specjalną teorię.

Cytat z innej książki:
Willenberg pisze, że badanie NIANA wskazują, iż 72 procent ludzi przechodzi w życiu przez pojedynczy okres ostrego picia, który trwa średnio trzy, cztery lata [Sarah Allen Benton, „Alkoholicy wysokofunkcjonujący”].

Od bardzo dawna jestem przekonany, że przy mityngowych stołach czasem można spotkać osoby, które nie są alkoholikami. Po prostu zdiagnozowano je w takim właśnie okresie destrukcyjnego picia, skierowano na terapię i do AA, i… tak zostało. Nie znaczy to, że są alkoholikami nieprawdziwymi lub sztucznymi – oni po prostu w ogóle nie są alkoholikami. Może byli pijakami, nie wiem, nie moja sprawa, ale alkoholizm jest jeden i nawet nie ma płci. Może mieć (ten alkoholizm) różne stadia, tak jak alkoholicy miewają różne modele picia, ale to coś zupełnie innego.

Używanie mocno niezgrabnego określenia Billa W. jako okazji do wykluczania, odrzucania, a nawet piętnowania członków AA, uważam za nie do przyjęcia u ludzi przyzwoitych i charakterystycznego co najwyżej dla członków jakichś sekt.


środa, 15 listopada 2023

Wspólnota AA w moim życiu

Miałem rok lub dwa abstynencji, gdy w wyniku obserwacji i przemyśleń, uzgodniłem sam ze sobą, że nie chcę, żeby całe to trzeźwienie (rozumiałem przez to zarówno terapię jak i AA), stało się jedynym sensem i celem mojego życia. Był to efekt zmasowanego zastraszania; nawrotem i zapiciem straszyli terapeuci, a w środowisku AA straszyliśmy się już sami. Drzwi poradni odwykowej na zawsze, w razie potrzeby, miały być dla mnie, alkoholika, otwarte. Za oczywiste uważano wtedy, że ta potrzeba pojawi się prędzej czy później, a mityngi dostępne były stale, bo wiadomo – kto odchodzi od AA ginie marnie.

Tyle, że ja nie chciałem tak żyć – stale podpierając się terapią, nieustannie na mityngach i wiecznie w strachu. Właśnie zaczynał się XXI wiek, żyłem i żyję w środku Europy – wiadomo, że alkoholizm to choroba, którą można zaleczyć, z której można wytrzeźwieć.
Obserwacje otaczającej mnie rzeczywistości i naszego środowiska pokazywały wyraźnie, że nie wszyscy alkoholicy muszą przeznaczać każdą wolną chwilę na mityngi, terapie, warsztaty, zloty, spikerki i niesienie posłania więźniom. Wielu znajomych alkoholików, po jakimś czasie, mierzonym raczej w latach, a nie miesiącach, zmniejszało powoli swoje zaangażowanie w AA, by wreszcie pojawiać się już tylko towarzysko raczej na jakichś ważniejszych rocznicach. I jakoś nie zapijali się na śmierć.

„Ta praca nie staje się dla nikogo z nas naszym jedynym zajęciem. Nie sądzimy też, by jej efektywność wzrosła, gdyby tak było” (WK, s. 19).

Z ulgą przyjąłem do wiadomości podtytuł WK: „Opowieść o tym, jak tysiące mężczyzn i kobiet wyzdrowiało z alkoholizmu” oraz informację, że o tym wyzdrowieniu mowa jest w tej książce jeszcze wiele razy.

Minęło wiele lat. Był to czas wielokrotnej weryfikacji przekonań i poglądów. Mniej zorientowanym wyjaśniam, że weryfikacja oznacza sprawdzenie prawdziwości, przydatności lub prawidłowości czegoś, a nie tylko odrzucenie czy rezygnację z tego czegoś. Owszem, czasem zmieniałem lub korygowałem poglądy, ale równie często – zwłaszcza po dziesiątej rocznicy – przekonywałem się, że moje przekonania są właściwe i dobrze służą, mnie i nie tylko mnie. W każdym razie ten proces weryfikowania przekonań trwa u mnie nieustająco; czasem nazywam go żartobliwie wietrzeniem poglądów. Znakomitą okazją do takich weryfikacji są różne warsztaty, spikerki, ale bywa też że publikacje w naszych biuletynach lub po prostu wypowiedzi na mityngach.

W październiku br. w artykule „Problematyczny poradnik AA” napisałem, że z Wielką Księgą w garści alkoholik może dowieźć prawie wszystkiego, co mu do głowy przyjdzie, na temat alkoholizmu i trzeźwienia. Nadal tak uważam. W tej sytuacji wystarczy, żeby sponsor wskazywał do przeczytania (albo wręcz sam czytał) tylko te fragmenty, które potwierdzają jego prywatne teorie i przekonania, a pomijać te, w których autor WK, Bill W., prezentuje stwierdzenia zupełnie odmienne.
Prosty przykład. Jeśli jestem sponsorem, który wierzy, jak terapeuci odwykowi, że alkoholizm jest kompletnie nieuleczalny, to z naciskiem zwrócę uwagę podopiecznego na słowa (WK, s. 86) „Nie wyleczyliśmy się z alkoholizmu. To, co naprawdę mamy, jest codziennym wytchnieniem, które otrzymujemy, jeśli zachowujemy dobrą duchową kondycję”. I nie będę kierował jego uwagi na stwierdzenia: „Bez wątpienia jesteś ciekaw, jak i dlaczego – mimo opinii ekspertów twierdzących, że nie jest to możliwe – wyzdrowieliśmy z beznadziejnego stanu umysłu i ciała” (s. 20). Albo: „W dalszej części zamieszczone są dokładne wskazówki pokazujące, jak wyzdrowieliśmy” (s. 29). Albo „Przecież wyzdrowieliśmy i otrzymaliśmy siłę do pomagania innym” (s. 133).
Gdybym był takim sponsorem, zdecydowanie nie proponowałbym podopiecznemu, czytania całego tekstu WK. Albo sam bym mu czytał to, co uważam za jedynie słuszne i co pasuje do mojej koncepcji, albo on będzie czytał samodzielnie, ale tylko pod moim nadzorem i tylko fragmenty przeze mnie wskazane.

Podczas takich weryfikacji przekonań i, związanym z tym uważnym obserwowaniem rzeczywistości, z czasem zauważyłem coś jeszcze. Od kilku lat odnoszę wrażenie, że w polskiej wersji AA (nie we wszystkich grupach), bardziej liczą się techniki, sposoby i metody sponsorowania niż efekty. A jeśli te efekty nie są zadowalające, to okazuje się, że można wszystko przerzucić na Boga (może On nie chce żebyś był trzeźwy i zdrowy) albo na samego podopiecznego, bo niektórzy sponsorzy uważają, że nigdy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za to, co robą. Od razu przypomniało mi to amerykańskie poradniki tzw. pozytywnego myślenia, które do Polski trafiły z trzydziestoletnim opóźnieniem. Obiecywały wiele, ale jeśli jednak coś nie wyszło, efektów nie było, to zawsze była wina czytelnika, bo za mało się starał, za mało wierzył, za mało kochał, za mało ufał, za mało miał nadziei, za mało… Bardzo niewielu zauważało wtedy, że przecież wiara, zaufanie czy miłość, to nie jest kwestia decyzji czy postanowienia. Te poradniki sprzedawały się świetnie, sam handlowałem nimi na tony, ale po ich lekturze wielu ludzi było bardziej pogubionych niż przed, bo dodatkowo sprawili sobie poczucie winy i wyrzuty sumienia – skoro to oni za mało kochali, ufali, wierzyli itp., to widocznie są po prostu beznadziejni. Podobno zbliżone chwyty stosują też niektóre sekty.

Bardzo poważnej, wręcz diametralnej zmianie, uległy moje ciągoty do diagnozowania u kogoś choroby alkoholowej. Nabawiłem się ich podczas terapii odwykowej, ale trwało to jeszcze lata po zakończeniu terapii. Właściwie dopiero lektura książek AA i obserwacje innych alkoholików jakoś mnie tego oduczyły. Do dziś pamiętam słowa alkoholika, który wrócił po zapiciu: myślałem, że mnie źle zdiagnozowali. Właśnie – ONI, bo nie on sam. Bardzo cenne doświadczenie.

„Nie lubimy nikogo uznawać za alkoholika, ale szybko możesz zdiagnozować się sam” (s. 31).
„Wystrzegaj się nazywania go alkoholikiem” (s. 93).

Nie jestem specjalistą diagnostykiem. Czy jesteś alkoholikiem, czy nie, prawdziwym, czy nieprawdziwym (sic!), w fazie takiej lub innej, opisanym w WK lub nie, to nie jest moja sprawa. Myśleć mogę, co chcę, ale te swoje diagnozy powinienem raczej zatrzymać dla siebie, a co najważniejsze – nie wykluczać cię na ich podstawie, nie odrzucać.

Co mi się nijak nie zmieniło? Przekonanie, że Anonimowi Alkoholicy i ich Program są największym wydarzeniem społecznym i humanistycznym w XX wieku. Przekonanie, że siłą Wspólnoty i nadzieją dla uzależnionych jest Program AA, a nie mityng czy taka lub inna szkoła sponsorowania. Pewność, że Anonimowi Alkoholicy to jedność, życzliwość i akceptacja, bo stygmatyzacja, odrzucenie i wykluczenie, to nie jest AA.


piątek, 10 listopada 2023

Właściwie... co się zmieniło?

Bardzo dawno temu spędziłem cztery tygodnie w sanatorium. Nie miałem w pokoju telewizora, a schodzić na dół, do sali telewizyjnej, mi się nie chciało. Poza tym tyle się tam działo ciekawych rzeczy, że na siedzenie przed odbiornikiem szkoda mi było czasu. Gdy wróciłem do domu i usłyszałem jakąś rozmowę w TV, całkiem poważnie spytałem rodzinę, czy może nastąpiła zmiana lektorów, a może coś porobiło się z dźwiękiem?
Wystarczył miesiąc przerwy, żebym odkrył, że w telewizji używają języka, jakim nie posługuje się nikt nigdzie. Dziwny akcent, zrozumiałe, ale nie używane w potocznym języku wyrazy, niecodzienna składnia itp. Żyjąc z włączonym telewizorem, a więc słysząc ten język codziennie, po kilka godzin, zupełnie tego nie słyszałem.

W efekcie tego, oraz kilku podobnych zdarzeń, odkryłem, że żeby coś ocenić właściwie, realnie i rzetelnie, potrzebny jest dystans. Będąc aktywnie zanurzonym w… czymś tam, nie jestem w stanie obiektywnie tego czegoś ocenić. Wymyśliłem wtedy dla siebie taki skrót myślowy: podejdź do lustra i obserwuj, jak ci włosy rosną. Było oczywiste, że niczego nie zobaczę, ale gdybym do tego lustra podchodził raz na kwartał, to zmiana byłaby zapewne uderzająca.
Nie jest to żadne wielkie odkrycie. Przecież stare powiedzenie mówi, że cudze dzieci szybko rosną. Dzieci rosną normalnie, ale cudze widzi się zwykle co jakiś czas, a nie na co dzień, więc te różnice wydają się znaczne.

Na spotkaniach AA bywam średnio raz na dwa-trzy miesiące. Uczestniczyłem niedawno w mityngu on-line. Jako, że było to właśnie po dłuższej przerwie oraz nie była to „moja” grupa, słuchałem i obserwowałem wszystko wyjątkowo uważnie.

Mityng zaczął się z siedmiominutowym opóźnieniem i, jak zakomunikował prowadzący, było to celowe, żeby dać szansę spóźnialskim. Trochę mnie to zaskoczyło. Alkoholików punktualnych i odpowiedzialnych ignorujemy, bo ważni są spóźniający się? Gdyby spóźnialski nie usłyszał wstępnych tekstów ze scenariusza, to coś strasznego by mu się stało? Ponad dwadzieścia osób punktualnych, szanujących siebie i innych, marnowało czas, czekając na potencjalnego spóźnialskiego, ale taki się nie zdarzył. Odczytywanie różnych tekstów trwało kolejny kwadrans.

Mityng akurat był spikerski; nie wiem, czy na tej grupie każdy jest taki, czy tylko raz na jakiś czas, ale nieważne. Sympatyczna alkoholiczka opowiadała o swoim życiu. Miała mówić, jak żyła kiedyś, co się później stało i jak żyje obecnie, ale po czterdziestu pięciu minutach udało jej się jedynie w pełni udowodnić – sobie i słuchaczom – że za jej alkoholizm odpowiada patologiczna rodzina.

Po spikerce miały być pytania i ewentualne utożsamienie się. Pytań żadnych nie było, widocznie nikogo nie interesowało, co ona zrobiła, żeby osiągnąć obecny dobrostan, a w tej sytuacji starczyło czasu na cztery tylko wypowiedzi, w których alkoholicy utożsamiali się, deklarując, że też wychowali się w patologicznych rodzinach, więc dobrze rozumieją jej przeżycia i trudności. Może zmieściłyby się jeszcze ze dwie wypowiedzi, gdyby nie to oczekiwanie na spóźnionych.
I to by było na tyle. Odczytów tekstów końcowych już nie słuchałem.

Dzięki sporym przerwom pomiędzy mityngami oraz dystansem, którego w ten sposób nabrałem, miałem okazję uważniej niż kiedyś zastanawiać się, w czym uczestniczyłem. Czy usłyszałem coś znaczącego o rozwiązaniu problemu alkoholizmu? Czy była mowa o tym, co zrobić, żeby nie wrócić do picia? Na mityngu było dwoje nowicjuszy, osób stosunkowo młodych, które usłyszały o kasacyjnym piciu, rzyganiu na stół, wypróżnianiu w gacie, o wielu terapiach i kilku detoksach – czy naprawdę to właśnie było im potrzebne?

Takich pytań stawiałem sobie więcej, nie na wszystkie też znalazłem już odpowiedzi, ale jedno wydaje mi się szczególnie ważne: Czy to ja się zmieniłem, czy może AA w Polsce?


poniedziałek, 23 października 2023

Notatki sponsora (odc. 127)

Na samym początku wydawało mi się, że sponsorowanie powinienem zaczynać od Kroku Pierwszego, bo i niby od czego? To pozornie było oczywiste. Nie przyszło mi wtedy jeszcze do głowy, że mój podopieczny, to nie ja. Jest innym człowiekiem, ma inne doświadczenia, przekonania i przeżycia. Wspólna choroba to nie wszystko.

Jesteśmy jak ludzie, którzy stracili nogi; nowe nigdy nie odrosną [WK, s. 30].

Znakomity przykład, bo pokazuje, że poza brakiem kończyny mamy też różną płeć, wiek, wykształcenie, stan majątkowy, wady, zalety, przekonania polityczne i ze sto innych. W każdym razie nie każdy z podopiecznych miał, jak ja, kilka lat abstynencji w AA, a za sobą jakieś warsztaty, rozmowy z pierwszym sponsorem, służby, lekturę książek i broszur AA-owskich.

Przy moich pierwszych sponsorowaniach pojawiły się określone problemy i one spowodowały, że wymyśliłem coś, co nazwałem okresem rozbiegowym, początkowym lub wstępnym. W tym czasie, który trwał 3-4 tygodnie, sprawdzaliśmy, czy w ogóle jesteśmy w stanie ze sobą współpracować, co wcale nie było takie pewne i oczywiste, i to z różnych powodów. Nie byłem w tym okresie jeszcze w pełni jego sponsorem, raczej było to coś w rodzaju deklaracji dobrej woli z obu stron – w końcu najczęściej było przecież tak, że w ogóle się nie znaliśmy.
W tym okresie rozbiegowym mieliśmy też uzgodnić nasze rozumienie alkoholizmu. Początkowo wydawało mi się to zbędne, przecież obaj jesteśmy alkoholikami, ale szybko przekonałem się, że to tak nie działa. Skoro mieliśmy zajmować się Programem AA, to musieliśmy też rozumieć alkoholizm, jak Anonimowi Alkoholicy. A tu często okazywało się, że ja „widzę” alkoholizm na sposób AA-owski, ale nowy kandydat na podopiecznego, na sposób terapeutyczny albo w ogóle żaden, bo przyszedł prosto z ulicy. Prowadziło to do wielu zbędnych konfliktów i napięć.

Przez trzy tygodnie okresu rozbiegowego kandydat na podopiecznego czytał rozdziały z WK: „Opinia lekarza”, „Jest sposób”, „Więcej na temat alkoholizmu”. Spotykaliśmy się przynajmniej raz w tygodniu i omawiali fragmenty tekstu, których on nie zrozumiał, z czymś się nie zgadzał, coś go złościło itp. Jeżeli w związku z potencjalną współpracą pojawiały się jakieś wątpliwości, to okres rozbiegowy był wydłużany i wzbogacany o „Opowieść Billa”, ale to zdarzało się bardzo rzadko, bo jeśli coś nam się nie kleiło, to zwykle ujawniało się to znacznie wcześniej.

Inne zalecenia w tym okresie dotyczyły uczestnictwa w określonej liczbie mityngów i telefonów do mnie – jedno i drugie według zasady: im krótsza abstynencja, tym mityngów i telefonów więcej. Na każdym z mityngów kandydat miał prosić, żeby pozwolili mu pomagać – chodzi na przykład o pomoc w sprzątaniu, myciu szklanek itp. Jako nowicjusz nie miał się ubiegać o żadne oficjalne służby, ale… mógł pomagać. Działać na rzecz innych, poznawać ludzi, powoli uczyć się rezygnować z egoizmu.
Sugerowałem, żeby codziennie zrobił przynajmniej jedną rzecz z tych, których nie lubi, które często odkłada, na przykład wizyta u dentysty, mycie lamp, prasowanie itp. Nie chodziło o kapitalny remont domu – raczej na zrobienie porządku na jednej tylko półce. Niezbyt wyczerpujące działania, ale ważne, żeby codziennie.
Telefony do innych alkoholików – tak, owszem, ale do jakich konkretnie, po co i jak często, to zależało od jego doświadczeń w AA i innych warunków i okoliczności. Telefonowanie do zupełnie obcych alkoholików z innego miasta i tylko dlatego, że sponsor tak kazał, to wykorzystywanie ich i traktowanie instrumentalnie. Nie do przyjęcia.
Wreszcie lista lub dzienniczek wdzięczności (minimum pięć wpisów). Pamiętam, jak początkowo alkoholicy zwracali mi uwagę, że się pomyliłem, bo zapewne chodziło mi o dzienniczek uczuć, jak na terapii, a idei wdzięczności, jako tarczy przez użalaniem się nad sobą i odgrywaniem roli ofiary, wtedy nie zawsze jeszcze rozumieli. Takie to były czasy…

Tutaj nakreśliłem tylko pewne podstawowe ramy zaleceń z okresu rozbiegowego, jednak nie były one i nie są schematycznie sztywne, ale właśnie dość elastyczne i dostosowywane każdorazowo do konkretnych okoliczności, do określonych potrzeb i realnych możliwości podopiecznego. Uważam od lat, że ignorowanie oczywistych przecież różnic w ludziach i okolicznościach, i wręczanie każdemu tych samych, identycznych sugestii, świadczy o braku kontaktu z rzeczywistością. I o paraliżującym strachu przed jakąkolwiek odpowiedzialnością.

Po okresie rozbiegowym, jeśli obaj nadal wyrażaliśmy gotowość do wspólnej pracy, stawaliśmy się podopiecznym i sponsorem, i zaczynaliśmy od lektury Pierwszego Kroku z WK, a w następnym tygodniu z 12x12. I tak na zmianę, oczywiście z wyjątkiem niektórych Kroków, które wymagają innego czasu i podejścia. Tak realizowany Program mieści się zwykle w 6-9 miesiącach.

W listopadzie 2011 przywiozłem z Londynu „Codzienne sugestie”, z których niektóre adaptowałem do swoich sponsorskich potrzeb, ale… to już inna historia.


niedziela, 22 października 2023

Problematyczny poradnik AA

Książka „Anonimowi Alkoholicy”, jaka jest, każdy widzi – chciałoby się powiedzieć, ale to nie jest prawda, bo wielu alkoholików nie widzi, jaka jest. W tym przypadku oznacza to brak zdolności czytania ze zrozumieniem i nieumiejętność wyciągania wniosków z treści przeczytanej albo też… manipulacje sponsora, który decyduje, które fragmenty tekstu czytać, a które nie. Sytuację mocno komplikuje fakt, że jest to poradnik napisany niespójnie, nielogicznie, chaotycznie; zawiera treści sprzeczne, a nawet absurdalne (na przykład wybaczanie urojonych krzywd). I nie chodzi mi o koszmarne tłumaczenie Tadeusza Ch. i Sydney S. – problematyczny jest oryginał, o czym pisałem tu: KLIK. Tych dziwności nie ma aż tak znowu wiele. Dzięki książce wytrzeźwiało wielu alkoholików; nadal jest ona skuteczna i pomocna. Natomiast problematyczne treści w niej zawarte powodują, że można znaleźć lub zbudować dzięki nim, bardzo różne, a nawet sprzeczne ze sobą teorie, można przyjąć mocno odmienne postawy. I do tego „udowodnić” je cytatami z Wielkiej Księgi.

Chcesz wykazać, że z alkoholizmu nie da się wyleczyć? Znajdę stosowny cytat. Chcesz twierdzić, że z alkoholizmu można wyzdrowieć – też znajdę. Chcesz udowodnić, że od alkoholizmu uwalnia tylko przebudzenie duchowe? Znajdę w WK. Chcesz twierdzić, że wystarczy nie pić kilka miesięcy, by zacząć zachowywać się, jak każdy inny normalny człowiek? Znajdę i to. I pewnie z kilkanaście innych takich dziwności.
Jak widać, każdy alkoholik może te sprzeczności i problematyczne treści interpretować po swojemu, i tak właśnie się dzieje – patrz różne szkoły sponsorowania. Przypomina mi to zdanie Billa W. na temat religii, zawarte w „Przekaż dalej”:
Rzeczą, która wciąż drażni mnie we wszystkich instytucjonalnych religiach, jest to, że wszystkie one roszczą sobie cholerne pretensje do absolutnej racji. Każda z nich wydaje się sądzić, że ma bezpośrednie połączenie z Panem Bogiem, a jej duchowe wody są niczym kryształ. Wielkie religie, aby zapewnić sobie nowych wyznawców bądź ukarać niewiernych, gwałciły wszystkie znane prawa, ludzkie czy boskie.
A gdyby tak zamiast „instytucjonalnych religii” użyć określenia „modne szkoły sponsorowania”? Też by pasowało.
Z Wielką Księgą w garści alkoholik może dowieźć prawie wszystkiego, co mu do głowy przyjdzie, na temat alkoholizmu i trzeźwienia.

Takie to rozważania skłoniły mnie do zastanowienia, jak ja dzisiaj (pod koniec 2023 roku) widzę i rozumiem pewne sprawy, jaką zajmuję postawę wobec nich.

1. Z alkoholizmu da się wytrzeźwieć, alkoholikowi może wrócić poczytalność. Niestety, nie dotyczy to wszystkich i to z bardzo różnych powodów. Trzeźwość (nie mylić z abstynencją!) nie jest zero-jedynkowa; bywają chwile, gdy z powodów obiektywnych, o trzeźwość emocjonalną może być trudno.

2. Dwanaście Kroków wydaje się być dobrym pomysłem na moje życie i pewnie nie tylko moje, ale to nie oznacza dożywotniego skazania na AA. Są alkoholicy, którzy po wytrzeźwieniu i ugruntowaniu swojej trzeźwości, mogą bezpiecznie odejść z AA. Nie wiem, czemu jedni tak, a inni nie, ale choć choroba jest jedna, to przecież alkoholicy nie są identycznymi ludźmi. Do tego Program można realizować w różny sposób, z różnym zaangażowaniem i rzetelnością.

3. Program AA jest programem działania, a nie programem religijno-modlitewnym. Modlitwa wydaje mi się ważna, ale nie zastępuje działania. Są „szkoły sponsorowania”, w których alkoholicy nie podejmują działania w niektórych Krokach, ale o tym, że wielu szuka łatwiejszej, łagodniejszej drogi, wiadomo już przecież było w czasach pisania WK.

4. Nie jest prawdą, że kto odchodzi od AA, ten ginie marnie. Znam alkoholików z dłuższą od mojej abstynencją, którzy po latach odsunęli się od AA zupełnie. Czasem pojawiają się na jakichś „okrągłych” rocznicach i stąd wiadomo, że normalnie żyją, nie zapili się na śmierć. Często są to alkoholicy, którzy nigdy nie realizowali Programu ze sponsorem.

5. Uważam, że w AA powinni na długo pozostawać alkoholicy, którzy na trzeźwo właśnie tak zdecydowali, tak postanowili. Że będą służyć, pomagać i wspierać. Którzy realnie mają coś wartościowego do przekazania (nie tylko w ich własnym mniemaniu). Alkoholicy, którzy tkwią w AA latami tylko ze strachu, mają pewne niedobory trzeźwości, a to oznacza, że ich przydatność dla nowych, jest ograniczona – nadal są pacjentami, a nie lekarzami. I to bez względu na to czy strach przed odejściem zaszczepił im terapeuta, czy sponsor.

6. Miałem z rok lub dwa abstynencji, kiedy uznałem, że ja nie życzę sobie, żeby całe to trzeźwienie (terapie, mityngi, programy, służby itd.) było jedynym sensem i treścią całej reszty mojego życia. Tak mi pozostało do dzisiaj. Wspólnota AA dysponuje rozwiązaniem problemu alkoholizmu i właściwie niczym więcej. Mityngi AA to nie jest życie, podobnie jak zajęcia grupowe terapii odwykowej.

7. Ja tu jestem na stałe. Jednak w moim przypadku oznacza to pewną postawę duchową, a nie bieganie po mityngach kilka razy w tygodniu. Dobro Wspólnoty leży mi na sercu, czego wyrazem jest choćby ten blog, ale też codzienny udział w warsztacie KzK – gdyby mi nie zależało, to bym to wszystko po prostu olał. Program AA uważam za najważniejszą koncepcję społeczną XX wieku i największe jego osiągnięcie.

8. Wielka Księga to nie jest Święta Księga, ale trochę koślawy poradnik – na szczęście pakiet literatury AA zawiera także inne pozycje. Oznacza to też, że nie istnieje żaden „zatwierdzony” (niby przez kogo?), jedynie słuszny sposób sponsorowania.
Początkowo, przez pierwsze lata, bardzo ważne jest każde słowo i zdanie z książki, ale z czasem przychodzi zrozumienie, że ważniejsza jest idea, przekaz jako całość. I zwyczajna ludzka życzliwość.

9. Tzw.  codzienne sugestie – jeśli w przemyślany sposób dobrane dla konkretnego alkoholika – mogą mieć pewną wartość i być przydatne, ale to nie jest Program AA, ani nawet jego element.
Jeśli grupa jako całość zmienia treść Kroków lub Tradycji, przestaje być grupą AA.

10. Niektórzy z uczestników mityngów AA nie są alkoholikami; wielu cierpi na rozmaite – poza alkoholizmem – zaburzenia umysłowe.

Przez ostatnich 10-15 lat obserwuję w środowisku AA coraz więcej fanatyzmu oraz agresywnie narzucanych przekonań – własnych lub cudzych, a także dryfowanie Wspólnoty w Polsce w kierunku organizacji, w której miejsce znajduje coraz więcej przepisów, praw, zasad, nakazów, zakazów.

Wyszło mi więcej niż się spodziewałem, ale… jeśli coś jeszcze mi się przypomni, to dopiszę.





UWAGA
Mój blog nie jest forum dyskusyjnym. System komentarzy został tu wprowadzony po to, by czytelnik mógł się odnieść do tego, co napisałem/opublikowałem na blogu. U siebie to ja decyduję, który komentarz warto opublikować. Jeżeli Ci to nie pasuje, to po prostu nie pisz. 


sobota, 14 października 2023

Dlaczego ludzie nas nie lubią?

Wiktor Osiatyński pisał w jednej ze swoich książek, że cechą charakterystyczną każdego alkoholika jest niedobór podstawowych umiejętności życiowych czy społecznych. W pełni się z tym zgadzam. Ale, co może wydawać się wręcz paradoksalne, będąc pod wpływem, umiałem czasem jakoś te umiejętności imitować, jednak po odstawieniu alkoholu owe niedobory ujawniały się w całej okazałości. Jednym z nich, jak to nazwałem, była pułapką mienia racji.
Sponsor przestrzegał: ty możesz mówić prawdę i mieć rację, ale uważaj, żebyś razem z tą swoją racją i prawdą nie został sam. Dzięki niemu rzadziej w tę pułapkę się ładuję. Tak, niestety, tylko rzadziej. A umiejętność niepodtykania zbyt często ludziom swojej racji i prawdy pod sam nos, należy do ważnych umiejętności w relacjach z innymi ludźmi.

Na przykładzie postaram się pokazać, o co chodzi. Będą dwie wersje rozmowy. Za pierwszym razem Asia rozmawia z Basią, a za drugim z Zenkiem. Płeć nie ma tu znaczenia i wszystkie te osoby mówią prawdę.

Rozmowa 1
Asia – Cześć, co u ciebie słychać, jak tam dzieciaki? Jeśli dobrze pamiętam, to chłopiec i dziewczynka, prawda?

Basia – Wyobraź sobie, że fantastycznie. Syn właśnie dostał się do elitarnej szkoły wojskowej. On od początku szkoły średniej, którą zakończył z najwyższymi ocenami, zainteresowany był wojskowością. Myśleliśmy z mężem, że wybierze karierę akademicką, że zostanie sławnym prawnikiem lub znanym chirurgiem, ale jego interesowała zawsze tylko armia. Dwa miesiące temu zdawał egzaminy do szkoły kadetów i pewnie byłby je zaliczył jako najlepszy, ale w sprawdzianach ze sprawności fizycznej wyprzedził go minimalnie jakiś czarny – oni się nawet nie muszą starać, bo z małpią zręcznością już się rodzą, cha, cha, cha. Więc mój Brajanek zdał z drugą lokatą i oczywiście się dostał. Nie masz pojęcia, jaka jestem z niego dumna. Tylko trochę martwi mnie to, że ta akademia jest na drugim końcu kraju i na zapas przejmuję się utrudnionymi kontaktami. W każdym razie przy jego zdolnościach, talentach, dyscyplinie i samozaparciu, jestem przekonana, że akademię wojskową ukończy w pierwszej piątce, a później droga do generalskich szlifów stanie przed nim otworem.
Z Magdy też jestem dumna – to fantastycznie piękna dziewczyna, zupełnie jak ja w jej wieku. Nie tylko mężczyźni się za nią oglądają na ulicach i w sklepach. Do tego mądra i utalentowana. Maturę zaliczyła jako prymuska i tylko przez chwilę miała problem z wyborem studiów, bo każda uczelnia ją chciała. Ostatecznie zdecydowała się na akademię sztuk pięknych, oczywiście w stolicy, bo jakieś tam lokalne szkoły to nie dla niej wyzwanie. Dodatkowo chodzi regularnie na zajęcia z baletu i ze śpiewu – w obu przypadkach na profesjonalnym bardzo poziomie. Jej mistrzyni, primabalerina X, na pewno o niej słyszałaś, bo to światowa sława, namawia moją Magdę na poświęcenie się baletowi jeszcze bardziej; widzi w niej swoją następczynię. Podobnie z pieśniarką Y, która przekonuje moją Magdę, że jakiejkolwiek dziedzinie śpiewu by się poświęciła, to na pewno osiągnie światowy rozgłos.
Rzecz jasna wszystko to kosztuje majątek, ale w końcu ja zarabiam bardzo dobrze, a jakbyś zobaczyła pasek wypłaty mojego męża, to by ci się w oczach zawróciło od tych zer, więc swobodnie dajemy radę i grzechem byłoby narzekać.
–A co u ciebie, jak tam twoja trójka?

Rozmowa 2
Asia – Cześć, co u ciebie słychać, jak tam dzieciaki? Jeśli dobrze pamiętam, to chłopiec i dziewczynka, prawda?

Zenek – A, dziękuję, wszystko u nich w porządku, całkiem nieźle sobie radzą. A twoja trójka?


Które z tych dwojga, Basia czy Zenek, będzie bardziej lubiane? A może któreś z nich wręcz nielubiane?





UWAGA
Mój blog nie jest forum dyskusyjnym. System komentarzy został tu wprowadzony po to, by czytelnik mógł się odnieść do tego, co napisałem/opublikowałem na blogu. U siebie to ja decyduję, który komentarz warto opublikować. Jeżeli Ci to nie pasuje, to po prostu nie pisz. 

poniedziałek, 2 października 2023

Problematyczne zmiany w AA

I znowu okazało się, że się myliłem, że coś mi się wydawało i tylko myślałem, że rozumiem. Jak to dobrze, że jest AA, bo dzięki Wspólnocie mogę nieustannie weryfikować swoje przekonania na temat… AA, ale może tylko polskiej wersji AA.

Skrytka 2/4/3 5(168) 2023: Jedność Anonimowych Alkoholików jest najcenniejszą wartością naszej Wspólnoty.
A mnie się zawsze naiwnie wydawało, że najważniejsze jest to, że dysponujemy rozwiązaniem problemu alkoholizmu. Bez tego elementu nie ma się po co ani wokół czego jednoczyć. Ci, którzy wciąż jeszcze cierpią, potrzebują rozwiązania swojego problemu, czy naszej jedności?

Na oficjalnej stronie AA (https://aa.org.pl/) można przeczytać zaskakujący tekst: Wspólnota Anonimowych Alkoholików jest społecznością skupiającą mężczyzn i kobiety, którzy spotykają się na mityngach AA i dzielą się swoim doświadczeniem, siłą i nadzieją z trzeźwego życia, bez alkoholu. Jest to zasadniczy i główny cel istnienia AA.

No, proszę! A mnie się latami wydawało, że my w AA, na mityngach AA, dzielimy się doświadczeniem, siłą i nadzieją, żeby rozwiązać swój wspólny problem (to z wyraźnie mało znanego już tekstu zwanego Preambułą), a nie urokami i zaletami trzeźwego życia. A za „zasadniczy i główny cel istnienia AA” uważałem latami tekst Piątej Tradycji, to jest – Każda grupa ma jeden główny cel: nieść posłanie alkoholikowi, który wciąż jeszcze cierpi. Nieść posłanie, a nie chwalić się, jak teraz, kiedy nie piję, świetnie mi się żyje. Posłanie AA dotyczy rozwiązania problemu alkoholizmu, a nie przechwałek na temat zajebistego życia w abstynencji. Co jest ważniejsze – opowiastki o moim trzeźwym życiu, czy rzetelna, konkretna informacja, co i jak nowicjusz powinien zrobić, żeby wytrzeźwieć? Nie ma co gadać o jakimś tam Programie czy Krokach – najważniejsze, że teraz mam się świetnie! – czy tak?
Wydawało mi się też, że w mityngach Wspólnoty AA, uczestniczą ci, którzy cierpią z powodu alkoholizmu i mają pragnienie zaprzestania picia – to z Tradycji Trzeciej w jej wersji długiej i krótkiej. Teraz wychodzi na to, że warunkiem przynależności do AA jest spotykanie się na mityngach, a nie to, co zapisano w Trzeciej Tradycji. Nie można być członkiem AA, jeśli nie chadza się po mityngach, czy tak?


Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Znowu się czegoś nowego nauczyłem i zweryfikowałem, najwyraźniej błędne dotąd, przekonania.

niedziela, 1 października 2023

Rozważania o fundamentach

Na właściwie zbudowanym fundamencie można postawić budynek mało bezpieczny, spartolony, nietrwały, niefunkcjonalny, choć niewykluczone, że na pozór może nawet bardzo ładny. Można też skonstruować dom solidny, bezpieczny, dający schronienie wielu pokoleniom, który przetrwa bez problemów nawet setki lat. Natomiast na fundamencie wzniesionym byle jak też można coś tam postawić, ale to kiepska inwestycja, budowla nie wytrzyma długo, zawali się wraz z użytkownikami/mieszkańcami w krótkim czasie albo będzie wymagała wiecznych remontów i poprawek. A co, jeśli istnieje konstrukcja, której poprawić nie wolno?

Oczywiste jest, że dla alkoholików pragnących wytrzeźwieć, fundamentalne znaczenie ma książka „Anonimowi Alkoholicy”, zwana potocznie Wielką Księgą. Czy naprawdę jest ona fundamentem absolutnie pewnym, stabilnym, jednoznacznym? Oto kilka obserwacji, spostrzeżeń, wątpliwości, które pojawiają się, gdy próbuje się odpowiedzieć na takie pytanie.

1.
Bill Wilson autor WK, przestał pić w połowie grudnia 1934 roku, było to jego słynne przebudzenie duchowe w szpitalu Townsa. Wiosną 1938 (marzec lub kwiecień) rozpoczął pisać książkę „Anonimowi Alkoholicy”. Jak łatwo wyliczyć miał wtedy ok. 3,5 roku abstynencji. Doktor Bob, który pił ostatni raz 10 czerwca 1935 roku, w chwili rozpoczęcia pracy nad książką przez Billa miał 3 lata abstynencji. Pozostali alkoholicy, których w latach 1938-39 było 78-83, miało abstynencji znacznie mniej, na przykład parę miesięcy, kilkanaście tygodni itp.
Czy rzeczywiście tak krótki okres niepicia wystarczy, by pisać podręczniki na temat wyzdrowienia z alkoholizmu? O jakiej skuteczności można mówić, gdy alkoholicy, których ona dotyczyła, nie pili od kilku miesięcy albo góra paru lat? Skuteczność sensownie rozumiana, to trzeźwość zachowana do końca życia, a nie przez tygodnie lub miesiące.

2.
Skoro już mowa o wyzdrowieniu, to…
„ANONIMOWI ALKOHOLICY Opowieść o tym, jak tysiące mężczyzn i kobiet wyzdrowiało z alkoholizmu” – widnieje na stronie tytułowej, ale na stronie 86 z kolei czytamy: „Nie wyleczyliśmy się z alkoholizmu. To, co naprawdę mamy, jest codziennym wytchnieniem, które otrzymujemy, jeśli zachowujemy dobrą duchową kondycję”.

To jak to w końcu jest, wyleczyliśmy się i jesteśmy zdrowi, czy jednak nie i nigdy nie?

3.
W grudniu 1938 Bill zaczął pisać V rozdział Wielkiej Księgi, czyli ten, który zawiera Kroki. Wtedy to postanowiono, że Kroków będzie 12, a nie – jak dotąd, 6-7. Książkę wydrukowano w kwietniu 1939 roku, ale, „lecz jej skład wykonano znacznie wcześniej” [cytat z „Przekaż dalej”]. Skoro Bill wymyślił 12 Kroków w grudniu 1938, a skład książki wykonano „znacznie wcześniej” niż kwiecień 1939, to niby kogo dotyczy stwierdzenie z WK, s. 59: „A oto kroki, które postawiliśmy i które są sugerowanym programem powrotu do zdrowia”? Kto postawił Kroki, które Bill wymyślił tydzień wcześniej, może miesiąc wcześniej, a może kwadrans wcześniej?

4.
„Ostatecznej redakcji książki dokonał Tom Uzzell, wykładowca New York University. Skrócił on tekst co najmniej o jedną trzecią (niektórzy twierdzą, że o połowę – z ośmiuset do czterystu stron) i uczynił go bardziej wyrazistym” [cytat z „Przekaż dalej”].

Bardziej wyrazistym? Oto dwa cytaty z WK z 2018 roku:
„Zyskawszy owo przekonanie, znaleźliśmy się na etapie Trzeciego Kroku…” [s. 60].
„Znaleźliśmy się na etapie Trzeciego Kroku…” [s. 63].

Jak to, to dwa razy podchodziliśmy do Trzeciego Kroku i dwa razy znajdowaliśmy się na jego etapie? A co pomiędzy pierwszym, a drugim razem (trzy strony tekstu!)? A gdzie się podział Krok Drugi? Przy okazji – świetnie już widać, że pierwsze rozdziały WK były pisane do programu zawierającego się w sześciu punktach, a dopiero od V rozdziału mowa jest o Dwunastu Krokach i stosownie do nich podzielony jest tekst.
Czyli: jakiś człowiek spoza AA dokonał problematycznej korekty i wywalił przy tym z naszej książki znaczny kawał tekstu. Tekstu, notabene, w którym Bill nawtykał „ty musisz”. W tym przypadku interweniował doktor Howard, psychiatra z Montclair w stanie New Jersey. Zarzucił Billowi, że w swojej książce opisał nie jakąś nową wspólnotę, ale ewidentnie grupy oxfordzkie. Nakłonił on Billa, by zmienił „ty musisz” na „my powinniśmy”; proponował też inne zmiany. Więc nie jest to pomysł Anonimowych Alkoholików.

Znanym faktem jest, że część archiwów Anonimowych Alkoholików jest nadal ściśle tajna i nie jest udostępniana nikomu. Ciekaw byłbym prawdziwego tekstu WK, tego sprzed ingerencji jakichś wykładowców, psychiatrów i innych jeszcze osób spoza AA.

5.
Od zawsze wiedziałem, nauczony w AA, że jest Siła większa niż moja własna (Power greater) oraz Siła Wyższa (Higher Power). Pierwszą może stanowić zbiorowa mądrość Wspólnoty, doświadczenia mojego sponsora, wreszcie lekarz, zegarmistrz lub mechanik itp., natomiast drugą jest Bóg. Proste? Proste! Jednak Wielka Księga dowodzi czegoś zupełnie innego:
„Pragniemy Cię zapewnić, że z chwilą, gdy udało nam się odrzucić nasze uprzedzenia i wykazać jedynie samą wolę uwierzenia w Siłę większą od nas samych, zaczęliśmy osiągać rezultaty. Stało się tak, chociaż żaden z nas nie potrafił w pełni określić ani pojąć tej Siły, która jest Bogiem” [WK, s. 46].

Ups! To sponsorzy i mechanicy też są Bogami?

6.
„Wiemy, że jeśli alkoholik powstrzyma się od picia w ciągu wielu miesięcy czy lat, zachowuje się podobnie jak inni” [s. 22].

Rozumiem, ale w takim razie nie wiem, po co realizować jakieś rozbudowane programy, skoro wystarczy powstrzymać się od picia przez kilka miesięcy?

7.
Co jest najpoważniejszym problemem alkoholika? W poprzednim wydaniu zawarta była prosta, jednoznaczna odpowiedź* na to pytanie. Natomiast teraz, pomijając zupełnie kwestię błędnie użytych dylematów, nie bardzo wiadomo, co by to miało być…

„Tak więc główny problem alkoholika tkwi raczej w jego umyśle niż w ciele” [s. 23].

„Samolubstwo, skupianie się na sobie – to jest, jak sądzimy, źródło naszych kłopotów!” [s. 62].

„Uraza jest złoczyńcą „numer jeden” [s. 64].

„Jeśli mieliśmy żyć, musieliśmy uwolnić się od złości” [s. 67].

„Opisz mu to psychiczne wypaczenie, które prowadzi do pierwszego kieliszka rozpoczynającego ciąg” [s. 93].

Wiadomo, że pijaństwo jest tylko objawem alkoholizmu, a nie jego istotą, a w takim razie, co jest najpoważniejszym problemem alkoholika, samolubstwo i skupianie się na sobie, a może urazy, a może złość, a może psychiczne wypaczenie, a może szalejąca samowola?
* Jako ciekawostkę podaję zapis z poprzedniego wydania WK: Głównym naszym problemem okazał się kompletny brak siły duchowej. Koniecznością dla nas stało się znalezienie takiej siły, z pomocą której moglibyśmy żyć.

8.
Dziwnych, sprzecznych ze sobą stwierdzeń jest w tej książce znacznie więcej, ale to poniżej będzie już ostatnie:
„Możesz położyć tę książkę w miejscu, w którym ją zauważy podczas przerwy w piciu” [s. 91-92].
„Na tym etapie nie wspominaj o tej książce, chyba że już ją widział i chce o niej porozmawiać” [s. 93].

To jak w końcu, mam nowemu pokazywać i podsuwać tę książkę, czy ukrywać i nawet o niej nie wspominać?

9.
Tak wyglądał oryginalny tekst Big Book dostarczony drukarzowi: 

 


Pytania ostateczne i końcowe:
Czy taka literatura może być trwałym, sensownym, spójnym, jednoznacznie rozumianym i do tego jedynym przewodnikiem czy poradnikiem? Jako alkoholik mam za zadanie wytrzeźwieć, zbudować nową postawę (przebudzenie duchowe – całkowita zmiana psychiki) na całą resztę swojego życia, więc czy jedna tylko książka i to właśnie tak dziwacznie zredagowana Wielka Księga, może stanowić pewny fundament? Zwracam uwagę, gdyby to nie było jasne, że te dziwności to nie są błędy w przekładzie na język polski.

czwartek, 14 września 2023

Po co się sami oszukujemy?

 Tradycja Siódma: Każda grupa AA powinna być całkowicie samowystarczalna i nie przyjmować dotacji z zewnątrz.

Grupa nie powinna przyjmować dotacji, czyli kwot znaczących (bo nie chodzi tu o jakieś drobniaki) ani rodzących jakiekolwiek zobowiązania. Niby proste, choć niekoniecznie w polskiej wersji AA. Jak to u nas powiadają? – Prosty Program dla prostych ludzi, którzy obsesyjnie komplikują proste sprawy.

Czy grupa AA jest finansowo samowystarczalna, czy nie jest, można się zastanawiać tylko wtedy, kiedy nie ma wątpliwości, co oznacza „samowystarczalność”. Zdaję sobie sprawę, że wielu Anonimowych Alkoholików uwielbia rozprawiać na temat pojęć, których nie rozumieją, ale ja już do nich nie należę.
Według Słownika Języka Polskiego PWN, samowystarczalny jest ktoś, kto samodzielnie zaspokaja własne potrzeby. Może to być jedna osoba albo cała grupa, instytucja, klub itp. Tylko samowystarczalna grupa AA jest niezależna we wszystkich swoich poczynaniach.

Z moich obserwacji wynika, że większość grup jest niezależna i samodzielna finansowo, ale z jednym wyjątkiem: wynajmu sali na spotkania grupy. Znajdujemy je najczęściej w obiektach kościelnych lub służby zdrowia, wynajmujemy zwykle za ok. 5% realnej ceny najmu i… w efekcie nie jesteśmy samodzielni i niezależni. Za takie śmieszne pieniądze nie możemy domagać się choćby zmiany wystroju wnętrza, czyli na przykład usunięcia symboli religijnych lub treści terapeutycznych. Taki brak niezależności niesie za sobą określone konsekwencje. Na przykład dalsze cierpienie albo nawet śmierć alkoholików, którym „nie jest po drodze”, z jakiegoś powodu, z naszymi… fundatorami. Jednak tym razem nie o to mi chodzi.

Kilkanaście lat temu przyniosłem na nasze mityngi wiadomość z USA o egzotycznym dla nas, ale normalnym u nich, sposobie znajdowania stosownych pomieszczeń na mityngi grup AA. W bardzo wielu miastach, miasteczkach, miejscowościach, dzielnicach, władze oddają za darmo, a właściwie za część podatków, płaconych przez mieszkańców, pomieszczenia do prawie dowolnego wykorzystania na potrzeby lokalnej społeczności. Jeśli z założenia pomieszczenie dostępne jest za darmo dla pań hafciarek, filatelistów, wędkarzy, brydżystów, modelarzy, szachistów, cukrzyków itp. to może na takich samych zasadach, to jest gratis, korzystać z nich grupa AA. Powolutku takie inicjatywy pojawiają się też w Polsce – może warto poszukać i popytać.

W każdym razie zasada jest całkiem prosta: jeśli pomieszczenie, sala, jest za darmo dla wszystkich typów grup z lokalnej społeczności, to i dla alkoholików tak samo – nie ma absolutnie żadnego powodu, by obstawali w tych warunkach przy płaceniu. Poza tym, nawet gdyby niepotrzebnie upierali się przy płaceniu, to byłoby może i głupie, ale nie moralnie naganne. Jednak właściwy problem polega na czymś innym – grupa wcale nie upiera się przy płaceniu, ale przy tworzeniu iluzji płacenia, na własne potrzeby. A to jest już oszukiwanie siebie i innych, zakłamywanie rzeczywistości, tworzenie jakichś dziwnych rojeń. W każdym razie z trzeźwością i uczciwością nie ma nic wspólnego.

Urząd Marszałkowski w K. przeznaczył na takie właśnie miejsce spotkań mieszkańców określone pomieszczenia, ale… Anonimowi Alkoholicy zaczęli się upierać, że mają swoje zasady i muszą płacić. Wyjaśniono im grzecznie, że nie ma możliwości księgowania wpłat od nich, jak i innych lokalnych grup, np. zbieraczy minerałów i działkowców. Wtedy alkoholicy wymyślili sobie problem i zaczęli kombinować, jak tu realizować swoją Siódmą Tradycję. Już po czterech miesiącach zajadłych dyskusji i sporów doszli do wniosku, że za pieniądze z kapelusza będą kupowali papier toaletowy i przekazywali go sprzątaczkom. Oczywiście nie uzgodnili tego z Urzędem, ale sprzątaczki nie zgłaszały sprzeciwu. Na najbliższym mityngu skarbnik z dumą oznajmił, że bardzo się cieszy, bo grupa nareszcie jest samodzielna i niezależna finansowo.

Czy naprawdę ktoś jest w stanie uwierzyć, że można zapewnić grupie AA finansową samowystarczalność za 64 rolki papieru toaletowego miesięcznie (lub równowartość w złotówkach)? To może za 128 rolek? Jeżeli Urząd Marszałkowski z jakiegoś powodu zrezygnuje z tego projektu, to alkoholicy wezmą swoje rolki i bez problemu wynajmą za nie dowolny inny lokal, czy tak?

Nikt nie zmusza grupy AA, by tłumaczyła się z finansowej samowystarczalności albo z jej braku. Więc po co oszukujemy sami siebie, plotąc tak fantastyczne brednie? Sugerując też podobne oszukańcze rozwiązania, innym grupom? 
Fundacja BSK jakoś dotacje i pomoc publiczną przyjmuje i wszystko jest w porządku.






[Zdjęcie Skrytki od Łukasza, dzięki.]



czwartek, 7 września 2023

Nie rodzimy się fanatykami

Serce człowieka nie zna silniejszej namiętności niż żądza nakłonienia innych do własnych przekonań. Nic tak nie podcina korzeni szczęścia człowieka, nic nie napełnia go takim gniewem aniżeli poczucie, że inny stawia nisko, co on ceni wysoko. "Orlando" Virginia Woolf.


Ludzie mogą przyjść na świat z rozmaitymi zaburzeniami lub chorobami psychicznymi. Jednak nikt nie rodzi się AA-owskim fanatykiem, to nie jest możliwe. Coś takiego może alkoholikowi zrobić tylko drugi alkoholik. Oznacza to, że można być złym sponsorem w AA (niekoniecznie w pełni świadomie). Trzeźwienie to powrót do normalności, a trzeźwość oznacza normalność – nigdy nie fanatyzm.

Fanatyzm to jest żarliwość w wyznawaniu jakiejś idei lub religii, połączona ze skrajną nietolerancją

Problematyczny sponsor nie wystarczy. Potrzebne są określone cechy, predyspozycje, słabości, braki, podopiecznego. Z niektórymi nieaktywnymi (utajonymi/uśpionymi) lub nawet aktywnymi trafili do AA. I tutaj te właśnie cechy osobnicze albo zostały spacyfikowane przez Program i środowisko trzeźwych alkoholików, albo rozbudzone i aktywowane przez sponsora, jeśli ten nie potrafił poprowadzić podopiecznego do normalności.
Jakie to cechy? Na pewno jest ich więcej, ale dwóch jestem pewien. Po pierwsze strach, inklinacja do budowania lęków i ulegania im. Po drugie coś, co nazywamy zamkniętym umysłem, odwrotność otwartego umysłu – niezdolność do przyjęcia, że może być inaczej niż dotąd uważałem, brak zgody na to, że mógłbym nie mieć racji.

Strach zawsze był i będzie najpewniejszym sposobem oszukiwania i zniewalania ludzi – Paul Henry d’Holbach (filozof francuski epoki oświecenia, ateista, encyklopedysta).

Jeśli trzeźwy alkoholik dowie się, że ktoś realizował Program inaczej niż on sam, pewnie z ciekawością spyta o tę metodę, wierząc, że może się czegoś dowie, może czegoś nauczy, coś nowego pozna. Może! Często bywa i tak, że każdy zostaje przy swoich doświadczeniach i tyle. Proces myślenia fanatyka jest inny: jeśli on robił inaczej niż ja, to jeden z nas robił to źle; to nie mogę być ja, bo to by rodziło zagrożenie – w tym momencie zaczyna działać strach – Jeśli jednak udowodnię mu, że zrobił to źle, to ja jestem bezpieczny… znowu bezpieczny. Zauważcie, że zupełnie nie liczą się tu efekty, czyli na przykład duchowa jakość życia – ważna jest tylko metoda. I żeby mieć rację.

Jest tylko jeden pewny sprawdzian wartości jakiegokolwiek doświadczenia duchowego: „Po owocach ich poznacie ich" ["Jak to widzi Bill"]. Albo: Po owocach poznacie ich [Mt. 7:15-20].

Tych, którzy nie chcą się podporządkować, AA-owscy fanatycy będą zastraszać, wyśmiewać, diagnozować im różne choroby i zaburzenia, pleść bzdury, kłamać, manipulować, fałszować rzeczywistość, negować fakty, obmawiać, mataczyć. Często, choć nie zawsze, są hipokrytami. To ty masz robić tak, jak on chce, ale sam zawsze znajdzie jakieś wyjaśnienie, dlaczego nie stosuje się do swoich pomysłów albo nie zawsze, albo niezupełnie. Skrajna nietolerancja wobec innych, ale pełna tolerancja wobec siebie.


Alkoholicy, szczególnie w AA, mają naprawdę wiele dziwnych pomysłów i przekonań, ale tylko niektórzy, ci fanatyczni, starają się wszelkimi sposobami, narzucić je innym. Od fanatyka możesz usłyszeć na przykład coś takiego: ja to jestem bardzo wyrozumiały, uważam, że możesz robić, jak tam sobie uważasz, ale jeśli nie jest to nasza metoda, to masz krew na rękach.

Inni twierdzą, że Kroków Programu AA nie wolno interpretować, mimo, że autor tych Kroków, Bill W. widział to zupełnie inaczej.
Dwanaście Kroków zawiera niewiele wskazań absolutnych. Większość Kroków poddaje się elastycznej interpretacji, zależnie od doświadczenia i światopoglądu jednostki. [„Jak to widzi Bill”].

Fanatycy (innego już typu) uważają, że jeśli po realizacji Programu Dwunastu Kroków ze sponsorem alkoholik pozostaje agnostykiem, to widocznie nigdy nie był prawdziwym alkoholikiem albo źle zrobił Program AA, bo (według nich) właściwie zrealizowane Dwanaście Kroków zawsze prowadzi do religijnego nawrócenia.

Zetknąłem się nawet z kimś takim (choć nie osobiście), kto wymyślił teorię, że Dwanaście Kroków to nie jest Program AA, a w ogóle są te Kroki tylko w Wielkiej Księdze i nigdzie indziej.
A oto kroki, które postawiliśmy i które są sugerowanym programem powrotu do zdrowia... [WK].

Jedna z nowszych teorii fanatycznie, wciskanych do głów alkoholikom, dotyczy istoty błędów z Kroku Piątego, a konkretnie przekonania, że rzekomo wszyscy mają dokładnie taką samą. Jeśli wydaje ci się, że masz inną istotę błędów, to albo nie jesteś alkoholikiem, albo źle realizujesz Kroki. Skoro wiadomo z góry, jaka jest/będzie istota błędów alkoholika i decyduje o tym sponsor, to i obrachunku moralnego z Kroku Czwartego podopieczny nie potrzebuje robić zbyt dokładnie, analizować, wyciągać wnioski. Koleżance sponsorka postawiła diagnozę, to jest odkryła istotę jej błędów, po przeczytaniu kilku wpisów w tabeli uraz.

Kolejni fanatycy gwarantują podopiecznym stan nieustającego szczęścia po realizacji pierwszych dziewięciu Kroków, a jeżeli podopieczny ośmieli się przyznać, że nie zawsze jest szczęśliwy, to zarzucają mu, że widocznie źle zrobił Program. Oczywiście sami nie poczuwają się do żadnej odpowiedzialności w tej sprawie, choć przecież to oni właśnie ten Program w określony sposób przekazywali.

Niektóre z tych przekonań byłyby może i mało szkodliwe, gdyby alkoholik zatrzymał je dla siebie i sam próbował według nich żyć. W naszym środowisku trafiają one jednak do ludzi, którzy wyłaniają się z chaosu czynnego alkoholizmu, naprawdę pogubili się w swoim życiu i są w związku z tym gotowi przyjąć nawet takie sugestie, których nie rozumieją lub wątpią w ich sens.

Robienie dogmatów z Kroków, Tradycji czy Koncepcji to zniszczenie duchowej Wspólnoty i przekształcenie AA w sektę. [„Does the Tail Wag the Dog”, Grapevine, June 1999].








UWAGA
Mój blog nie jest forum dyskusyjnym. System komentarzy został tu wprowadzony po to, by czytelnik mógł się odnieść do tego, co napisałem/opublikowałem na blogu. U siebie to ja decyduję, który komentarz warto opublikować. Jeżeli Ci to nie pasuje, to po prostu nie pisz. 


niedziela, 3 września 2023

Jesteśmy w punkcie wyjścia?

Większość wypowiedzi na mityngu, w którym uczestniczyłem, była nie na temat, czysto teoretyczna i spekulacyjna, ale jedna z tych teorii nawet mnie zainteresowała. Alkoholik powiedział mniej więcej coś takiego:
Wyobraźmy sobie, że została wynaleziona pigułka na alkoholizm. Lekarstwo tanie, skuteczne w stu procentach, bez skutków ubocznych, dostępne dla każdego. Ale ja bym go nie wziął. Mnie się stan obecny i moje aktualne życie podoba tak bardzo, że nie mam potrzeby niczego tu zmieniać, korygować, poprawiać.

Wracając do domu, wyliczałem sobie w myślach tak: choroba trwała (niektórzy mówią, że nieuleczalna), choroba chroniczna (czyli ma albo może mieć nawroty), choroba, która wymusza realizację pewnych sugestii programowych, jeśli się chce z nią żyć bez większych cierpień, choroba, która powoduje pewne komplikacje natury medycznej (organizm alkoholika inaczej reaguje na anestetyki, środki przeciwbólowe, narkozy itp. – o tym akurat coś wiem z praktyki, niestety). I w takich warunkach miałbym zdecydować, że wolę być chory niż zdrowy?

Ćwierć wieku temu już na swoich pierwszych mityngach słyszałem takie oto stwierdzenia: cieszę się, że jestem alkoholikiem, bo dzięki temu mogę się rozwijać (jakby do rozwoju osobistego lub duchowego alkoholizm był niezbędny) oraz: nie jestem zdrowy i nie chcę wyzdrowieć, bo to by znaczyło, że mogę się napić (zdrowi ludzie czasem używają alkoholu, ale co z tego, skoro im to nie szkodzi?). Więc wygląda na to, że przez cały ten czas albo nic się u nas nie zmieniło, albo Wspólnota zatoczyła koło – znajdujemy się ciągle w punkcie wyjściowym.

I znowu przypomina mi się fragment „Przebudzenia de Mello: Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki. „Oddaj mi moją żonę”. „Przyjmij mnie znowu do pracy”. „Oddaj mi moje pieniądze”. „Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócić im dotychczasowe zabawki (życie). Tylko tego, niczego więcej. Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia. Leczenie bowiem jest bolesne i wymaga pracy, wyrzeczeń.

Czemu miałbym się dziwić, że ludzie psychicznie chorzy uważają, że stan chorobowy jest lepszy niż zdrowie? Zaskoczyło mnie tylko miejsce, w którym to słyszałem. Podczas mityngu grupy AA mieliśmy dzielić się doświadczeniem, siłą i nadzieją, że możemy wspólnie rozwiązać problem alkoholizmu, a nie… afirmować chorobę alkoholową. Ale może się mylę.



piątek, 1 września 2023

Koło z krótkim promieniem

Uczestniczyłem w mityngu AA. Jak to zwykle bywa latem, tematy dotyczyły zadośćuczynień, planów na ich realizację, budowania gotowości, sporządzania list osób skrzywdzonych itp. Tematem był też tekst z „Codziennych refleksji”, który jakoś nikogo nie zainteresował oraz dodatkowy temat, dotyczący list osób skrzywdzonych z Kroku IV oraz VIII i ewentualnych różnic między nimi.

Cztery albo pięć wypowiedzi było w stylu: Ja tam Kroków VIII i IX nie rodziłem, ale powiem, że… I tu następowała prezentacja własnych, teoretycznych rojeń na temat tych elementów Programu. Chyba najdziwniejsza była wypowiedź o zadośćuczynieniach w wykonaniu alkoholika z czterodniową abstynencją (sic!). Ale była też ciekawa wersja listy czy tabeli osób skrzywdzonych, która miała zawierać tylko imiona – żadnej informacji, co tym ludziom zrobiliśmy, nic takiego, same imiona: Kazik, Zosia, Ziutek, Ewa, Asia, Kasia, Basia… To mnie zaintrygowało, ale nadal nie wiem, co by z takiego zbioru imion miało wynikać.

Ktoś długo opowiadał o godzinnym siedzeniu na ławce, bo za wcześnie przyszedł na mityng, wraz z wielokrotnie powtarzaną do tego informacją o swojej kilkunastoletniej abstynencji. Myślałem, że będzie do tego jakaś puenta, ale nie było.
Na sam koniec, gdy prowadzący spytał, czy ktoś jeszcze chciałby zabrać głos, bo mityng powoli się kończy, zgłosił się alkoholik, zawiadomił, że niedługo będzie miał rocznicę i zaczął opowiadać swój piciorys. Znowu zestrzygłem uszami, bo miałem nadzieję, że powie coś o tym, jak i co zrobił, żeby wytrzeźwieć, ale poza ogólnikami (praca nad sobą, zmienianie siebie, terapia), nie było w tej wypowiedzi nic, zwłaszcza nic o Programie AA – niemniej weteranowi gratuluję.
Ostatecznie wypowiedzi kompletnie nie na temat było na tym spotkaniu z 80%.

Jest takie powiedzenie: historia kołem się toczy. Może w tym przypadku promień tego koła jest wyjątkowo krótki? Bo takie mityngi o problematycznej zawartości i wątpliwej wartości, to ja całkiem dobrze jeszcze pamiętam. I tylko nie jestem pewien, po co znowu miałbym brać udział w spotkaniach, w których nie ma mowy o rozwiązaniu problemu alkoholizmu? Bo problem polega na tym, że akurat tę grupę znałem, jako jedną z najbardziej skoncentrowanych na Programie. Merytoryczny poziom jej mityngów był bardzo wysoki. Jakieś 5-10 lat temu pojedyncze wypowiedzi nie na temat zdarzały się na tej grupie nie częściej niż raz na miesiąc. Koło się obróciło...



środa, 30 sierpnia 2023

Nikt nam nie będzie mówił...

W najnowszym biuletynie „Mityng” czytałem tekst, z którego wynika, że w polskiej wersji AA w wielu miejscowościach nadal trwa niecny proceder przyjmowania lub nieprzyjmowania nowych do AA. Lata lecą, trzeźwych ludzi podobno cechuje gotowość na zmiany i otwarta głowa, ale… przecież nikt nam nie będzie mówił, jak mamy prowadzić mityngi, co i jak mamy robić, jaką władzę sobie przydzielać, a innym odbierać.
Pamiętam, jak w 2012 roku pisałem: I Krajowy Zjazd AA (1984 rok) wyprodukował dokument o charakterze orędzia do narodu pt. „Posłanie do wszystkich Polaków uzależnionych od alkoholu, którzy wciąż jeszcze cierpią”. Czytamy w nim m.in.: „My, Anonimowi Alkoholicy (…) zwracamy się do Was z pytaniami: czy alkohol jest problemem w Waszym życiu, czy chcecie przestać pić? Jeżeli odpowiecie twierdząco na te pytania – my, Anonimowi Alkoholicy, czekamy, by Wam pomóc…” (informacja z książki „Historia AA w Polsce). Tak więc wiadomo już, skąd wzięły się sławetne dwa pytania zadawane nowicjuszom. Kto jednak uznał, że prowadzącemu wolno stawiać innym alkoholikom jakiekolwiek warunki i przyjmować ich (albo i nie) do Wspólnoty AA, nadal pozostaje tajemnicą.

10-15 lat temu, gdy chętnych do realizacji Programu było znacznie więcej niż sponsorów, niektórzy alkoholicy z moich okolic sądzili, że za lat dziesięć grup „staropolskich” będzie już bardzo niewiele, będą tworzyć jakiś egzotyczny skansen AA-owski. Śmiali się ze mnie, że jestem pesymistą skoro stawiam na proporcje w okolicach 50/50.
Obecnie działa w Polsce ze 2600 grup AA. Takich, których członkowie realnie realizują Program (jedyne co Wspólnota AA ma do zaoferowania), jest zapewne 80-150, a pozostałe grupy? Albo są wobec Programu Dwunastu Kroków obojętne, albo z nim i ze sponsorowaniem zaciekle walczą. Nie wiem, czy wystarczy stwierdzić, że alkoholizm to poważna choroba psychiczna... :-(

poniedziałek, 21 sierpnia 2023

Samo sedno czyli istota AA

 Jeżeli martwota duchowa alkoholika ma zostać czymś wypełniona w AA, to lepiej żeby to było indywidualne duchowe dzielenie się doświadczeniem, siłą i nadzieją. Robienie dogmatów z Kroków, Tradycji czy Koncepcji to zniszczenie duchowej Wspólnoty i przekształcenie AA w sektę.

[Fragment tekstu „A może ogon macha psem” - Does the Tail Wag the Dog z Grapevine, June 1999]

https://meszuge.blogspot.com/2011/02/pies-macha-ogonem.html


Program Dwunastu Kroków zbyt często zatrzymywał się na rozwiązywaniu problemów, pomijając tym samym poziom ekstazy, czyli pełne ufności intymne spotkanie z Bogiem, które Jezus konsekwentnie nazywał „ucztą weselną”. W rezultacie całemu światu pozostawało trudne zadanie życia z jeszcze trudniejszymi „trzeźwymi alkoholikami”. Tacy ludzie nie piją już alkoholu i nie biorą narkotyków, ale ich myślenie, oparte na schemacie „wszystko albo nic”, zaburza i niszczy większość spokojnych i czystych relacji. [Richard Rohr, „Oddychając pod wodą”]



niedziela, 20 sierpnia 2023

Pytania do Konferencji AA

W najnowszej Skrytce znalazłem elaborat alkoholika podpisany "Delegat narodowy – po służbie".

Moje pierwsze pytanie brzmi:
Od kiedy w AA jest funkcja, stanowisko lub służba "delegat narodowy - po służbie"? Czy należy przez to rozumieć, że pojawiła się też służba "prowadzący mityng - po służbie" i inne takie?

Ów alkoholik wymyślił, że votum nieufności jest niezgodne z Koncepcjami AA i jest karaniem osoby pełniącej służbę. Votum nieufności nie jest karą, ale informacją: "w związku z twoimi działaniami nie mamy już do ciebie zaufania" (ewentualnie także "za dalszą służbę już ci dziękujemy"). Jest to konsekwencja działania lub zaniechania sługi, a nie kara. Ale to jest typowe dla nietrzeźwych alkoholików, że uważają konieczność ponoszenia konsekwencji swoich działań za karę lub krzywdę.

Moje drugie pytanie brzmi:
Czy AA w Polsce (w tym Konferencja) uważa, że nie można odebrać służby alkoholikowi, gdy w wyraźny sposób szkodzi Wspólnocie swoimi działaniami (na przykład kłamstwami albo wyłudzaniem pieniędzy), psuje opinię AA, zraża i/lub wykorzystuje nowicjuszy? Czy celem takich działań jest stworzenie w polskiej wersji AA grupy ludzi bezkarnych, których działania wręcz nie wolno ocenić pod żadnym pozorem?

Sens przesłania zawartego w Gwarancjach Dwunastej Koncepcji jest taki: osoby pełniące służby w AA nie powinny zajmować się sprawami (podejmować decyzje itp.), które mogłyby spowodować pociągnięcie ich do odpowiedzialności karnej. Nie powinny się w ogóle zajmować takimi sprawami, a nie że są bezkarne bez względu na to, co robią lub zrobią!

Moje trzecie pytanie brzmi:
Czy zdanie "Działania Konferencji nigdy nie mogą powodować pociągnięcia jej członków do odpowiedzialności karnej..." dotyczy bezkarności, czy może ogranicza zakres spraw, którymi Konferencja się zajmuje?


Widzę, że moje wątpliwości i pytania już "wyciekły", więc niech będą też i tu...


sobota, 12 sierpnia 2023

Informowanie o zapiciach

W komentarzach pod moim wpisem, zawierającym tylko i wyłącznie informację o planowanych warsztatach WK, pojawiło się pytanie: „Pojąć nie mogę, w jakim celu ktoś informuje wszystkich o zapiciu kogoś innego… Czemu ma to służyć? W czym miałoby, i komu, to pomóc?”. W sumie to dość ciekawe zagadnienie, tak w ogóle. Postanowiłem przepuścić te wątpliwości przez pryzmat własnych obserwacji, przeżyć i doświadczeń w AA.

Przez pierwsze pół roku na terapii, w AA i ze sponsorem, nie umiałem utrzymać abstynencji. Co kilkanaście dni, co kilka tygodni, wracałem do picia. Nikomu o tym nie mówiłem, przekonany, że przecież dopiero zaczynam, więc prędzej czy później tej całej trzeźwości się nauczę. Ten stan powodował koszmarny wstyd, wyrzuty sumienia, poczucie winy, przekonanie, że jestem gorszy, strach, że może jednak nigdy się nie nauczę itp. Te paskudne uczucia i emocje powodowały kolejne ucieczki do alkoholu.
Gdyby w tym okresie ktoś powiedział mojemu sponsorowi albo na terapii, że piję, ten zaklęty krąg cierpienia mógłby zostać przerwany i to w moim interesie. Ale nikt nie zgłosił – nie wiem, czy nikt nie wiedział, czy może wiedział, ale kierował się pijacką lojalnością*, częstą w tym środowisku do dziś i to wśród rzekomo trzeźwych ludzi.

Podopieczny, z którym się rozstałem. Trafił do mnie wkrótce po kolejnym zapiciu, ale w sumie w AA był już ponad siedem lat. Zauważyłem, że manipuluje tymi informacjami. Zabierając głos na mityngach zawsze wtrącał, że wstąpił do AA ponad siedem lat temu. Nigdy nie zdradził, że ma cztery miesiące abstynencji. Niby nie kłamał, ale przekaz był ewidentnie zafałszowany. A że gadał dość składnie, alkoholicy zaczynali prosić go o sponsorowanie. Dwa lata później dowiedziałem się, że odmawiał, twierdząc, że sponsor mu zabrania i to nie wiadomo, dlaczego. Zaproponowałem mu, żeby wypowiadając się na mityngu, przestawiał się: mam na imię Ziutek, jestem alkoholikiem, mam w tej chwili cztery miesiące abstynencji. Albo, żeby się nie odzywał. Wkrótce potem rozstaliśmy się, bo nie był w stanie sprostać temu wymogowi i nadal wprowadzał w błąd uczestników mityngów i wabił potencjalnych podopiecznych. Przy rozstaniu dałem mu wyraźnie i stanowczo znać, że jeśli spróbuje pracować z podopiecznym (bez skończonego Programu i z zakłamywanym okresem abstynencji), to opowiem na mityngach, jak to z nim jest, czyli ostrzegę nowicjuszy. W sumie nie wiem na pewno, czy bym to zrobił, ale Ziutek niedługo potem zniknął z AA, prowadzi jakieś biznesy, zarabia kupę forsy i… szuka kogoś, kto by go przeprowadził przez 12 Kroków dla Pracoholików.

Alkoholik i terapeuta. Był moim prowadzącym na zamkniętym odwyku, bardzo go lubiłem i szanowałem. Kiedy wrócił do picia, dyrekcja się o tym dowiedziała wcześniej niż środowisko, ale sprawę trzeba było upublicznić, bo zaczął pożyczać pieniądze od swoich dawnych klientów. Tego, co zdążył pożyczyć, nigdy nie oddał, bo wkrótce się zapił.

Akcji związanych z finansami było zresztą dużo więcej wśród alkoholików, którzy wrócili do picia. Jeden nawet naciągnął moją byłą żonę na zakup jakiegoś lipnego miodu, przedstawiając się jako mój kolega z AA i to przysłany przeze mnie. Trudno, żebym byłą żonę na bieżąco informował o zapiciach wśród swoich znajomych, więc nie wiedziała, a ja straciłem kilkanaście złotych.

Znam sporą liczbę alkoholików, którzy – jak ja na początku – nie przyznawali się do zapić, ale też i takich, którzy bagatelizowali swoje zapicia i próbowali sponsorować dalej. Jeden przypadek pamiętam dokładnie, zresztą działo się to stosunkowo niedawno. Zapił alkoholik i pił trzy dni. Wcześniej miał dwanaście lat abstynencji. Uznał w rozmowie, że trzy doby do dwunastu lat, to głupstwo, prawie się nie liczy, ale on – chcąc być uczciwy (sic!) – przesunie datę swojej rocznicy o trzy dni i będzie w porządku.
Wyjątkowo ciekawy może być przypadek alkoholika, który po dwutygodniowym piciu próbował nadal sponsorować, a kiedy w kuluarach, bo jeszcze nie publicznie, zwrócono mu uwagę, odparł, że on ma prawo (sic!) nadal sponsorować, bo tak zdecydował jego sponsor. Sponsor potwierdził, uznał, że przecież facet przez dwa tygodnie picia nie zapomniał wszystkiego o Programie, nadal ma wiedzę o technice sponsorowania, więc w czym problem?

Kiedy jeszcze zdarza się, że trzeba ujawniać sprawę? Gdy, na przykład, alkoholik twierdzi, że znalazł lekarstwo na alkoholizm i planuje je sprzedawać innym. Tak było z moim znajomym jakieś dwadzieścia lat temu. Wyczytał gdzieś, że pomagać alkoholikom może korzeń kudzu i zaczął nim handlować w środowisku AA. Próbował nadal robić ten interes nawet wtedy, gdy już wrócił do picia. Gdy ktoś go zobaczył pod wpływem, to i to starał się wykorzystać na swoją korzyść, bo twierdził, że jest to właśnie dowód, że kudzu działa, a on może pić kontrolowanie.

Przykładów, gdy trzeba ujawnić, że alkoholik wrócił do picia, bo nie zrobił tego sam, może być zapewne znacznie więcej, ale ważne wydają się też intencje takiego działania, jego motywy. Chcę pomóc alkoholikowi i/lub ostrzec jego potencjalne ofiary, czy może chcę się popisać, że wiem coś, czego jeszcze nie wiedzą inni? Ale intencji nikt nie ma wypisanych na czole, więc każdy musi się z nich rozliczać sam, we własnym sumieniu.

Czy zatem zaufanie wymaga, byśmy oślepli na motywy postępowania innych ludzi albo nasze własne? Nic podobnego; byłoby to czystym szaleństwem. Z pewnością każdą osobę, której pragniemy zaufać, powinniśmy oceniać pod kątem zarówno jej zdolności do wyrządzenia krzywdy, jak i zdolności do świadczenia dobra. Taka prywatna ocena pokaże nam, w jakim stopniu możemy sobie pozwolić na zaufanie w każdej konkretnej sytuacji. [„Jak to widzi Bill”]

Często, gdy robimy przegląd dnia, jedynie bardzo wnikliwa analiza może wydobyć na jaw nasze rzeczywiste motywy. Zdarzają się jednak przypadki, gdy w grę wchodzi nasz odwieczny wróg - racjonalizacja, czyli samousprawiedliwiania, które wybiela nasze ciemne postępki. Ulegamy wtedy pokusie uwierzenia, że postąpiliśmy w imię słusznych racji i motywów, chociaż wcale tak nie było. [„Jak to widzi Bill”]

Kiedy lepiej trzymać gębę na kłódkę? Kiedy nie wiesz na pewno, kiedy tylko tak ci się wydaje, gdy informacja pochodzi z mało wiarygodnego źródła. Najpierw sprawdź, później skontaktuj się z alkoholikiem, który zapił, oferując pomoc i wsparcie, ale jeśli idzie w zaparte, zakłamuje fakty i próbuje nadal szkodzić innym, to już raczej nie ma wyjścia. Bo nasze wspólne dobro jest najważniejsze, a nie samopoczucie udającego trzeźwość alkoholika. Picie jest objawem i manifestacją choroby alkoholowej. Ukrywanie objawów choroby nie wydaje się ani korzystnym, ani trzeźwym pomysłem.


---
* Pijacka lojalność: ręka rękę myje, ja ciebie nie zakapuję, w ty w razie czego nie zakapujesz mnie, trzeba żyć i dać żyć innym, się wie, szafa gra, my, przyjaciele z AA wiemy, jak jest.