niedziela, 25 grudnia 2022

Zabierz mi Boże wolny wybór

Bardzo, bardzo dawno temu, gdy służba zdrowia funkcjonowała jeszcze zupełnie inaczej niż obecnie, przeprowadziłem pewien eksperyment. Dostałem od lekarza skierowanie na badania krwi i wykorzystałem je dwa razy, w dwóch różnych przychodniach, w odstępie około 30 minut. Nic w międzyczasie nie jadłem ani nie piłem, a mimo to wyniki różniły się znacząco. Lekarz, do którego poszedłem z tymi wynikami, dumny ze swojej gorliwości i zaangażowania, stwierdził smutno, że narobiłem mu tylko kłopotów. I nie chodziło jedynie o mnie i receptę, jaką trzeba mi wypisać (wychodziło, że potrzebne są dwie różne), ale także o wielu innych pacjentów, kierowanych do laboratoriów na badania. W którym punkcie robią je rzetelnie? Któremu zakładowi można ufać? Który oferuje wiarygodne wyniki?

Przeszedłem w tym roku dwie operacje oczu. Co oczywiste, potrzebne mi teraz będą nowe okulary. Tak się złożyło, że w odstępie trzech tygodni mam wizyty u dwóch różnych okulistów. Jedna już się odbyła (receptę na okulary dostałem), za kilka dni będzie kolejna. I przyszło mi do głowy, że dla mnie byłoby zdecydowanie prościej, gdyby obie recepty „okularowe” były identyczne. Jeśli nie będą, to pojawi się kłopot. Wybrać się do trzeciego okulisty? Zlecić optykowi wykonanie jakichś pośrednich szkieł?

Pomiędzy tymi wydarzeniami, przez dziesiątki lat i setki razy, zauważałem, u siebie i innych ludzi, że możliwość albo potrzeba wybierania, nie zawsze jest taka pożądana, wygodna i luksusowa. Ten, kto dokonuje wyboru, doświadcza też bardzo różnych (to jest dobrych i złych) konsekwencji swoich decyzji. Wybierać i decydować chcemy, nawet bardzo chętnie, ale ponosić ryzyko i ewentualne przykre konsekwencje, to już niekoniecznie.

Kiedy sprawa jest poważna, na przykład życie i zdrowie, i na przykład alkoholizm, chętnie przerzucilibyśmy konieczność wybierania, a więc i ponoszenia poważnych konsekwencji, na kogoś innego. Terapeutka tak kazała. Sponsor mi tak zalecił. Lekarz zdecydował. Oczywiście, żeby jakoś funkcjonować wśród ludzi i z ludźmi, potrzebna jest pewna doza zaufania, ale ostatecznie to zawsze my sami decydujemy – także o tym, kogo obdarzymy zaufaniem i do jakiego stopnia.

Nawet poważna choroba umysłowa, jaką jest alkoholizm (F10.2), nie zwalnia od konieczności dokonywania wyborów i osobistego ponoszenia ich konsekwencji. W środowisku niepijących alkoholików obserwuję szczególnie często pragnienie, by wyeliminować konieczność wybierania. Ucieczka przed wyborami u alkoholików przybiera czasem poziomy kuriozalne i potrafi prowadzić do groteskowego wręcz zakłamywania rzeczywistości i kopania się z faktami.

Tak, wiem, rozumiem, przyjmuję do wiadomości, że byłoby prościej, gdyby wynik badania lub recepta była tylko jedna, ale czy na pewno byłoby to dla mnie korzystniejsze? Jeśli są dwie różne, to ważny sygnał, że gdzieś jest jakiś błąd, że coś poszło nie tak, więc… sprawdzać trzeba dalej.
Tak, wiem, rozumiem, przyjmuję do wiadomości, że na pewno byłoby znacznie prościej, gdyby istniała tylko jedna metoda sponsorowania, jedno tylko rozumienie Programu, którego żadną miarą nie wolno interpretować inaczej, niż w jedynej obowiązującej formie. Ale tak nie jest. A poza tym… prościej nie znaczy automatycznie, że skuteczniej i korzystniej. Prościej – oznacza tylko, że nie trzeba myśleć, wybierać, decydować, ryzykować. Ale trzeźwość oznacza powrót zdroworozsądkowego myślenia, a nie wyłączenie myślenia. Przynajmniej u ludzi dojrzałych.

Wewnętrzna potrzeba, gorące pragnienie, unikania osobistej odpowiedzialności, myślenia i decydowania, pojawia się nie tylko w temacie Kroków i sponsorowania. Łatwo zauważyć, że wystarczy wymyślić jakieś przepisy, nakazy i zakazy (im więcej tym lepiej!) i jeszcze często je modyfikować, bo dzięki takim posunięciom też da się unikać podejmowania osobistych decyzji.
Życie zmusza ludzi do dokonywania wyborów. Minimum pokory potrzebne jest, by się z tym faktem pogodzić. Natomiast strach popycha do prób kontrolowania życia i jego konstrukcji tak, żeby alkoholik czuł się bezpiecznie, a przynajmniej mniej się bał.



Dwanaście Kroków zawiera niewiele wskazań absolutnych. Większość Kroków poddaje się elastycznej interpretacji, zależnie od doświadczenia i światopoglądu jednostki [„Jak to widzi Bill”].

Innymi słowy, w AA nie ma żadnych nakazów ani zakazów [„Doktor Bob i dobrzy weterani"].

Gdybyśmy postępowali według zasad, ktoś musiałby je najpierw ustanowić i, co byłoby jeszcze trudniejsze, wymusić ich stosowanie. Doświadczenie pokazuje, iż zwykle kończy się to sporami pomiędzy ustanawiającymi, przede wszystkim w kwestii rodzaju zasad. Gdy zaś przychodzi moment wyegzekwowania danego rozporządzenia... [„Język serca”].



czwartek, 22 grudnia 2022

Rzut oka na Skrytkę 2/4/3

Przejrzałem nowe wydanie Skrytki, Biuletynu Biura Służby Krajowej AA w Polsce, numer 6(163)/2022. Niezbyt dokładnie – przyznaję – bo mam przed Świętami i końcem roku inne, ważniejsze sprawy. Na pewno jest w niej poruszane wiele różnych ciekawych, trudnych, kontrowersyjnych tematów, ale mnie wpadło w oko tylko kilka.

1. W sprawozdaniu przewodniczącego Rady Powierników jedną z najważniejszych podjętych decyzji okazało się:
Przyjęcie projektów zamierzeń zespołów powierniczych z uwzględnieniem kosztów z nimi związanych.
Czyli po prostu: mamy jakieś pomysły, których wam nie ujawnimy, a wy macie nam dawać pieniądze na ich realizację i to tyle pieniędzy, ile uznamy za potrzebne i ile nam się zachce. Ups! Postawa nieco dziwna, jak na rzekomo „zaufane” sługi.

2. W sprawozdaniu z prac w Powierniczym Zespole ds. Literatury wyczytałem, że:
Zadanie wypracowania projektu znowelizowanego Scenariusza prowadzenia mityngu do podjęcia w najbliższym czasie.
No cóż… znakomity pomysł, bo przecież wiadomo, że bez powierniczej propozycji nie będziemy mieli pojęcia, jak prowadzić mityng. Czy to znaczy, że wszystkie poprzednie mityngi były nieważne? :-)

3. Na stronie 30 mamy obrazek prezentujący Darowizny na Służbę Krajową w ostatnich latach. Zapewne to i dobrze, że kończą z wcześniejszymi kłamstwami o przeznaczeniu zbieranych pieniędzy – jak widać wreszcie wyraźnie, forsa jest na Służbę Krajową, a nie na niesienie posłania. Tylko ja naiwnie przypominałem całymi latami na mityngach, że zbierane do kapelusza pieniądze kierowane są do Intergrupy, Regionu, BSK, ale przeznaczone są na niesienie posłania.

4. Ze tejże Skrytki dowiedziałem się, że Konferencja Służby Krajowej akceptuje wydanie książki „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” po dostosowaniu jej tekstu do IV wydania książki „Anonimowi Alkoholicy”. O tym, że najnowsze wydanie nie jest czwarte, pisałem już wiele razy, ale tym razem chodzi o coś innego:
Rada Powierników zdecydowała o umieszczeniu, najpóźniej na trzy miesiące przed terminem Konferencji Służby Krajowej, na naszej stronie internetowej aa.org.pl, wykazu zmian w tekście niewynikających z dostosowania do tekstu Wielkiej Księgi, w celu zaznajomienia się z nimi przez zainteresowane osoby.
Byłby to bardzo dobry pomysł, gdyby umieszczono do publicznej konsultacji wykaz wszystkich zmian. Bo teraz, jeśli alkoholicy znajdą w nowej wersji błędy, to tajny Zespół Zadaniowy zawsze może upierać się, że wynikają one z konieczności dostosowania do najeżonej błędami WK z 2018 roku. Ciekawe, co będzie z alternatywami, dylematami, osobowościami, samonapędami i dziesiątkami innych błędów wprowadzonych do WK? Ciekawe też, czy w tajemniczym Zespole Zadaniowym do sprawy tego całego dostosowywania, są alkoholiczki i alkoholicy, którzy popisali się produkcją rażących błędów w WK?


Osobista gloryfikacja, arogancka duma, zajadła ambicja,, ekshibicjonizm, nietolerancyjna satysfakcja, pieniądze czy szaleństwo władzy, nieprzyznawanie się do błędów oraz nieuczenie się na nich, samozadowolenie, lenistwo – te i wiele innych cech należą do typowych „schorzeń”… [ „Język serca”, s. 28].

Uważamy, że człowiek, który oświadcza, iż wystarczy sama trzeźwość, jest bezmyślny. [WK wydanie z 2018 roku]

Łatwo jest zaniechać duchowego programu działania i spocząć na laurach. Jeżeli tak postąpimy, wpadniemy w nowe kłopoty, ponieważ alkohol to wyrafinowany wróg. Nie wyleczyliśmy się z alkoholizmu. To, co naprawdę mamy, jest codziennym wytchnieniem, które otrzymujemy, jeśli zachowujemy dobrą duchową kondycję. [WK wydanie z 2018 roku]

Oczywiście nasze uwagi są tylko pomocnymi sugestiami. Jeżeli chodzi o nas, to nie nakładamy na nikogo obowiązku stosowania się do nich. Jako osoby niezwiązane z żadnym wyznaniem nie możemy podejmować za kogoś decyzji. Każdy powinien kierować się własnym sumieniem. [WK wydanie z 2018 roku]


niedziela, 18 grudnia 2022

Historie osobiste - czym są?

Kolejny raz podejmuję temat Historii osobistych zawartych w WK, bo znowu zauważam potrzebę tworzenia jakichś dziwnych przekonań na ten temat w środowisku polskich alkoholików. Po wydaniu książki w 2018 roku przetoczyła się przez niektóre grupy AA w Polsce fala najrozmaitszych fantazji, przypuszczeń, wyobrażeń na ich temat. Więc od tych opowieści zacznę, starając się odpowiedzieć na pytanie, czym są Historie osobiste z WK, a czym jednak nie są.

Historie osobiste z WK zostały podzielone na trzy części:
Część I - PIONIERZY AA
Ten zbiór dziesięciu historii pokazuje, że trzeźwość w AA może być trwała.

Część II - CI, KTÓRZY ZATRZYMALI SIĘ W PORĘ
Siedemnaście historii mogących pomóc ci zdecydować, czy jesteś alkoholikiem oraz czy AA jest dla ciebie.

Część III - CI, KTÓRZY STRACILI NIEMAL WSZYSTKO
Ludzie, którzy wierzą, że ich picie jest beznadziejne, mogą na powrót odnaleźć nadzieję w tych piętnastu, robiących wrażenie, opowieściach.

Jak wyraźnie widać (WIDAĆ!) chodzi o: pokazanie, że trzeźwość może być trwała, o pomoc w identyfikacji, o nadzieję, że nawet z głębokiego dna można się podnieść, o prezentację różnych dróg do trzeźwości i Boga. Nie ma tu natomiast mowy o tym, żeby miał to być wzorzec zalecanych przez AA dla alkoholików zachowań i postaw życiowych. Kiedy jednak okazało się, że nawet jeśli czytamy te opowieści, to nie czytamy albo nie rozumiemy tekstu je wprowadzającego w WK, napisałem (z pomocą kolegi, bo nie znam angielskiego) do GSO.

Pytanie:
I would like to ask if the Personal Stories contained in the Big Book describe attitudes and behaviors suggested by the Fellowship of AA? Or are they – like Daily Reflections – personal shares of AA fellows which do not represent AA stance on any matter?" The new edition of the Big Book in polish, contains personal stories (previous editions did not).
Chciałbym zapytać, czy Osobiste Historie zawarte w Wielkiej Księdze opisują postawy i zachowania sugerowane przez Wspólnotę AA? Czy też są one - podobnie jak Codzienne refleksje - osobistymi przypadkami członków AA, które nie reprezentują stanowiska AA w żadnej sprawie? Nowe wydanie Wielkiej Księgi w języku polskim, zawiera osobiste historie (poprzednie wydania nie zawierały).

Odpowiedź:
Greetings from G.S.O.! Thank you for your question and this opportunity to be in touch.

The stories in the Big Book reflect the shared experience of the individual member(s). As you know, experience varies from member to member, and it is personal. That is what makes the pool of A.A. experience so rich and wide. It remains simple and personal. A.A. does not take a stance on someone’s shared experience.
Czyli AA nie zajmuje stanowiska wobec czyichś osobistych przeżyć/doświadczeń.

Oczywiście każdemu wolno skorzystać z tych historii w dowolnym zakresie i na własne potrzeby, podobnie jak z wypowiedzi np. spikerów na mityngach, ale to nie jest nakaz, wzór w jakikolwiek sposób zalecany czy narzucany przez AA. Doświadczenia członków AA mają ogromną wartość właśnie dzięki swojej różnorodności, a nie propagowaniu niektórych z nich jako jedynie słuszne i właściwe.

O „Codziennych refleksjach” i trochę o „Jak to widzi Bill”, pisałem ponad 10 (słownie: dziesięć) lat temu w artykule "Czytanie ze zrozumieniem"  Niżej fragment z tego tekstu:
W „Jak to widzi Bill” autor zwracał uwagę, że to jedynie jego własny punkt widzenia, jego osobista interpretacja. W „Codziennych refleksjach” czytamy, że autorzy poszczególnych refleksji nie przemawiają oczywiście w imieniu Wspólnoty jako całości, a jedynie w swoim własnym. To akurat uważam za bardzo ważne – zwłaszcza w czasach, w których rośnie zainteresowanie „Codziennymi refleksjami” (i bardzo dobrze), ale niestety też tendencja do traktowania ich, jak oficjalne stanowisko Wspólnoty Anonimowych Alkoholików w jakiejś sprawie, czy temacie. Refleksje z „Codziennych refleksji”, czyli teksty pod cytatem z literatury AA, mają dokładnie taką samą wartość, jak dowolna wypowiedź na mityngu AA, ani mniejszą, ani większą. Refleksje – jak sama nazwa wskazuje – są materiałem do przemyśleń, rozważań, a nie zbiorem jakichś prawd objawionych uczestnikom AA do bezrefleksyjnego (czytaj: bezmyślnego) przyjmowania za jedynie słuszne.

Konsultowałem też sprawę twierdzenia powierników, jakoby dawanie pieniędzy w ramach Siódmej Tradycji było najwyższą, bo anonimową, formą realizacji posłania Dwunastego Kroku.

Pytanie:
Hello, is it true that the contributions made to Polish GSO (pol: BSK) under 7th Tradition are the highest form of 12th Step Service, because it is completely anonymous?" Best regards – Meszuge
Witam, czy to prawda, że wpłaty na rzecz polskiego GSO (pol: BSK) w ramach 7 Tradycji są najwyższą formą Służby 12 Kroku, ponieważ jest ona całkowicie anonimowa? Pozdrawiam – Meszuge

Odpowiedź:
Dear Meszuge,

Warm greetings from the General Service Office in New York!

I’m not familiar with this statement. You might want to ask the person who shared this information with you about it.

In fellowship,

Rick W.
General Service Staff

[Nazwisko Ricka skróciłem do pierwszej litery]. Najwyraźniej w GSO o czymś takim nigdy nie słyszano i radzą, bym spytał autora tych przekonań, skąd to wziął. Przekazałem treść tej korespondencji powiernikom i dyrektorce BSK. Niczego to nie zmieniło.

Wysłałem też do AAWS pytanie, jak to jest ze sprawdzaniem książek, o których licencję się ubiegamy i – jak przewidywałem – odpowiedziano mi, że sprawdzane są jedynie fragmenty tekstu.


Co robią normalni ludzie, jeśli czegoś nie wiedzą? Starają się dowiedzieć, dopytać, doczytać. Co w takiej sytuacji robią alkoholicy – wymyślają.

Ludzie trzeźwi mają przekonania zbudowane na wiedzy i doświadczeniu. Ludzie nietrzeźwi mają przekonania zamiast wiedzy i doświadczenia.





czwartek, 15 grudnia 2022

Akceptacja - co rozwiązuje?

W trzecim wydaniu „Alcoholics Anonymous” zawarta była historia osobista doktora Paula O. pod tytułem „Doctor, Alcoholic, Addict” („Lekarz, alkoholik, narkoman”). W Big Book w wydaniu czwartym też jest zamieszczona, ale pod innym tytułem. Wydawało się widocznie, że ten nowy będzie bardziej chwytliwy marketingowo.
W polskiej wersji Wielkiej Księgi z 2018 roku, na stronie 412 zaczyna się historia osobista doktora Paula O. pod tytułem „Rozwiązaniem była akceptacja”. Jest to tekst bardzo polecany przez alkoholików z pewnej szkoły sponsorowania. To częściowo wartościowy tekst, ale… nie do końca, bo przekaz może też rodzić wątpliwości, prowadzić do nieporozumień.

W przypadku literatury AA potrzebne jest czytanie bardzo uważne, bo w treści może  wystąpić:
1. Problem z przekładem z angielskiego oraz z poprawnością/czytelnością wersji polskiej.
2. Problem z zagubieniem istoty rzeczy, z wypaczeniem przekazu, z przekręceniem idei itp. Autorzy nie byli przecież zawodowymi pisarzami, a ich zdolność wypowiadania się na piśmie też mogła być różna. W tym punkcie zawierają się też trudności polskich czytelników, którzy nie zawsze dobrze rozumieją, co autor chciał przekazać, a także ich własne wcześniejsze przekonania.

Nie znam angielskiego, więc nie mogę się zagłębić w analizę poprawności przekładu. Zauważyłem tylko, że w oryginale mamy „Acceptance Was the Answer”, czyli „Akceptacja była odpowiedzią”. Odpowiedzią, a nie rozwiązaniem! 

Zwróciłem uwagę na kilka zdań w tej historii.

Dzisiaj uważam, że nie mogę pracować nad programem AA, jednocześnie przyjmując leki. [s. 416] Co to oznacza? Ano dokładnie to i tylko to, co napisano: Paul O., alkoholik, narkoman i lekarz UWAŻAŁ, że ON nie mógł pracować na Programie pod wpływem jakichś leków. Czego to nie oznacza? Ano tego, że sponsorzy w Polsce mogą zabraniać swoim podopiecznym przyjmowania zaleconych przez lekarzy leków, ani nawet proponować czegoś takiego. Nawet jeśli są lekarzami i lekomanami, jak doktor Paul O.

W końcu okazało się, że akceptacja była kluczem do rozwiązania mojego problemu z piciem. [s. 421] Przypominam, że obecnie „akceptacja” to zarówno aprobata, jak i godzenie się z czymś, co się wprawdzie nie podoba, ale nie możemy tego zmienić. Tak więc chyba każdy zgodzi się, że pogodzenie się z faktem uzależnienia od alkoholu, przyjęcie do wiadomości, że jestem alkoholikiem, jest niezbędne w procesie zdrowienia/trzeźwienia. Akceptacja jest kluczem, otwiera drzwi, ale… sama nie rozwiązuje prawie żadnego problemu. Jednak dalej zaczynają się już większe wyzwania i trudności.

Akceptacja jest odpowiedzią na wszystkie moje obecne kłopoty. [s. 422] No proszę, tu znów mamy „odpowiedź” a nie „rozwiązanie”! Zapewne tłumaczka zorientowała się, że twierdzenie, że akceptacja stanowi rozwiązanie każdego problemu, byłoby już zupełnie absurdalne i nie bardzo sensowne. Rozwiązaniem problemu z bolącym zębem jest wizyta u dentysty, a nie akceptacja faktu, że mnie boli. 
Jako czytelnik przyjmuję do wiadomości i rozumiem, że w jakimś momencie życia doktora Paula O. akceptacja była odpowiedzią (cokolwiek to znaczy) na wszystkie JEGO kłopoty… OK. Ja tak nie mam.

Gdy narzekam na siebie lub na ciebie, narzekam na dzieło Boga. Twierdzę, że wiem lepiej niż Bóg. [s. 422] Tu już trzeba bardzo ostrożnie, bo dotyczy to osobistych przekonań religijnych Paula O. Przyjmuję do wiadomości, że dr Paul O. uważał zbrodniarzy wojennych, gwałcicieli, pedofili, ludobójców, za dzieło Boże, które, jako takie, powinienem aprobować. Krótko: ja wierzę w innego Boga.

A skoro nie wiem, co jest dobre dla mnie, to nie wiem, co jest dobre lub złe dla ciebie lub kogokolwiek innego. [s. 422] Nie rozumiem, jak z takim nastawienie można być lekarzem lub sponsorem w AA. Jeśli nie wiem, co jest dobre dla pacjenta, to nie powinienem mu niczego przepisywać, bo jak to – kierując się bakiem wiedzy? Jeśli nie wiem, co jest dobre dla podopiecznego, to jak mogę mu cokolwiek sugerować lub proponować? Skoro nie wiem, co jest dobre dla mnie, to czemu przestawałem pić? Przecież nie wiedziałem, czy picie jest dla mnie dobre, czy złe. Jak miałbym kupować jedzenie albo ubrania, skoro nie mam pojęcia, które będą dla mnie dobre? Nie ma sensu ciągnąć tego dalej, bo sam pomysł jest tak groteskowy, jak sugestia, żeby żyć, nie oceniając nikogo i niczego.

Ostatecznie uważam, że nadmiarowa, wynaturzona akceptacja wszystkich i wszystkiego blokuje działanie, zniechęca do zmian, prowadzi do stagnacji i życiowej bierności, ale za to znakomicie pomaga wchodzić w rolę ofiary. Wszystkoakceptujący ludzie są znakomitym materiałem na niewolników, poddanych, podwładnych, podopiecznych – wszystko akceptują, niczemu się nie sprzeciwiają, na wszystko się godzą, nie podskakują, nie dyskutują. Można im płacić połowę pensji, a będą to akceptować, tym bardziej, że nie wiedzą, czy może jest to dla nich dobre.

Akceptacja wydaje mi się bardzo ważna w procesie prowadzącym do wytrzeźwienia, ale ta akceptacja, która dotyczy pogodzenia się z tym, czego nie mogę zmienić. Jest o tym zresztą mowa w Modlitwie o pogodę ducha. Jeśli coś jest poza moim zasięgiem i możliwościami, najlepiej żebym natychmiast to zostawił za sobą, porzucił, odrzucił, czy jak tam kto lubi. Ładowanie sił i środków (jakichkolwiek, materialnych, duchowych i innych) w sprawy beznadziejne tylko osłabiać mnie będzie coraz bardziej. Wyprodukuję urazy, rozgoryczenie, rozczarowanie, poczucie przegranej. Akceptując wszystko, w tym własne błędy, niczego się na tych błędach nie nauczę, skoro konsekwencje natychmiast zaakceptuję. Jeśli będę akceptował, godził się na wszystko, to wkrótce zacznę gardzić sam sobą, własnym lenistwem, nieudolnością, tchórzostwem, czy co tam mnie przed działaniem powstrzymuje. Taka akceptacja jest tylko pretekstem do wiecznego poddawania się. A to się po prostu nie opłaci. Ale… każdemu wolno przyjmować dowolne postawy życiowe. Wolno też okłamywać siebie i próbować sobie i innym wmawiać, że niczego nie oceniam za to wszystko akceptuję. Trzeźwość oznacza równowagę, a nie skrajne odchylenia. Jednak trzeźwo myśleć też nie ma obowiązku.

Nie wiem, czy to ma znaczenie, ale doktor Paul O. pracował "na Programie" w specyficzny sposób: jego przyjaciel i sponsor był zarazem jego podopiecznym. Jeśli dobrze rozumiem, sponsorowali się nawzajem, naprzemiennie.




---
Ciekawy tekst „Acceptance is (NOT THE FINAL) answer”: https://sontx.org/acceptance-is-not-the-final-answer/





sobota, 10 grudnia 2022

Dylemat - jeden z wielu w AA

Na spotkaniu grupy, która zajmuje się głównie rozwiązaniem problemu alkoholizmu (AA dysponuje takowym od prawie 90 lat) pojawił się alkoholik z kilkunastoletnią abstynencją, znany ze swojej przynależności do innej grupy, takiej w typie raczej „staropolskim”. Gdy przyszedł na to właściwy czas, zaproponował dodatkowy temat mityngu – nawet sensowny. Kiedy prowadzący oddał głos uczestnikom spotkania, ten – nazwijmy go Ziutek – zabrał głos jako pierwszy i mówił prawie kwadrans, nie poruszając tego swojego tematu, ani żadnego innego z proponowanych przez prowadzącego. Dowiedzieliśmy się za to, na jakie leki jest uczulony, jakie są jego relacje z szefem w nowej pracy, jak przebiegała (wiele lat temu) operacja, której się poddał…

Uczestnicy spotkania zerkali wymownie w stronę prowadzącego, ale chwilowo bezskutecznie. A Ziutek zabierał głos jeszcze cztery razy, za każdym mówiąc zupełnie nie na temat. Po drugim razie ktoś z uczestników próbował mu zwrócić uwagę, ale Ziutek zawołał, że przerwać mu może tylko prowadzący lub rzecznik grupy. Owszem, takie element regulaminu był zawarty w scenariuszu jakieś piętnaście lat temu i na innych grupach, bo na tej grupie nigdy, więc młodzi uczestnicy spotkania w ogóle nie wiedzieli, co tu się wyczynia i na co on się powołuje.
Po czwartej wypowiedzi Ziutka roztrzęsiony i niepewny prowadzący coś próbował powiedzieć, ale na jego nieśmiałe i wylęknione… eee… hm… Ziutku, ale my… Ziutek zareagował już spokojnie, że on już kończy, jeszcze tylko trzy zdania i wypowiedział kolejnych trzysta. Może więcej.
Dodatkowy kłopot polegał na obecności nowicjusza; po spotkaniu próbowaliśmy mu coś dopowiedzieć, wyjaśnić, ale nie wiem, z jakim skutkiem.

Kolejny raz, nie wiem już który, powrócił stary dylemat*: czy lepiej, żeby w służbie był wakat, czy korzystniej jest dla grupy powierzać ją komuś, kto się do niej kompletnie nie nadaje?

W przypadku prowadzącego wydawać by się mogło, że lepiej żeby jednak jakiś był, bo bez prowadzącego nie będzie mityngu. Nie jestem tego taki pewien, bo widziałem już spotkania grup, które nie miały obsadzonej tej służby, ale z braku „etatowego” prowadzącego, zawsze ktoś z uczestników się tego zadania podejmował, właśnie dlatego, żeby mityng w ogóle się odbył.
Prowadzący, który nie radzi sobie z tą służbą, boi się reagować, nie wie, kiedy powinien coś zrobić i ja zrobić, szkodzi całej grupie, ale nowym w szczególności. „Zapewnia” za to uczestnikom mityngu brak poczucia bezpieczeństwa i chaotyczne, wypowiedzi na tematy, którymi AA się nie zajmuje.
Gdyby jeszcze prowadzący był stosunkowo nowy, służbę dopiero zaczynał, więc byłaby szansa, że niedługo się nauczy, ale w tym przypadku tak nie było.

To jak w końcu, lepiej z kiepskim, nieradzącym sobie prowadzącym, czy może – do czasu – z wakatem w tej służbie? Ostatecznie służba powinna odbywać się w interesie grupy alkoholików, a nie jednego, żeby, na przykład, pomóc mu utrzymać abstynencję.




---
* Dylemat jest to problem, którego rozwiązanie polega na trudnym wyborze między dwiema tak samo ważnymi racjami. Jeśli nie ma wyboru, to nie ma dylematu. Nie ma go też, gdy możliwych opcji jest wiele, a nie dwie.


wtorek, 29 listopada 2022

Poważny kłopot z Tradycją 3

Tradycja 3a
Jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia.
(to ma sens, bo przynależność ma charakter duchowy – czuję, że należę do wielkiej ludzkiej rodziny)


Tradycja 3b
Jedynym warunkiem członkostwa w AA jest pragnienie zaprzestania picia.
(członkostwo jest formalne, jak wiadomo, kojarzy się ze składkami członkowskimi, regulaminami członkowskimi, legitymacjami członkowskimi, zasadami wykluczania z grona członków itd.)


Tradycja 3 wersja długa
Nasza wspólnota powinna obejmować wszystkich, którzy cierpią z powodu alkoholizmu. Toteż nie mamy prawa odrzucić nikogo, kto pragnie zdrowieć. Przynależność do AA nigdy nie powinna być uzależniona od posłuszeństwa czy pieniędzy. Nawet dwóch czy trzech alkoholików spotykających się w celu utrzymania trzeźwości może określić się jako grupa AA, pod warunkiem, że jako grupa nie mają żadnych innych celów ani powiązań.

Niezły galimatias. To jak to w końcu jest, wystarczy pragnienie zaprzestania picia, czy trzeba cierpieć z powodu alkoholizmu? Zaraz, zaraz… czy nie było już kiedyś aroganckich prób sprawdzania tego cierpienia? I nieprzyjmowanie do AA tych, którzy nie chcieli publicznie przyznać, że cierpią?
A co z rodziną alkoholika, czy oni nie cierpią z powodu alkoholizmu? Co z tego, że z powodu alkoholizmu członka rodziny – w Tradycji nie jest to doprecyzowane.

Nie dość, że jest ewidentna sprzeczność między wersją długą i krótką, to jeszcze tzw. tłumacze dołożyli swoje…

Przy okazji zastanawiam się, co w takim razie ze mną i moim członkostwem/uczestnictwem w zamkniętych spotkaniach AA. Nie cierpię z powodu alkoholizmu, bo wytrzeźwiałem wiele lat temu, i nie chcę przestać pić, skoro nie piję od ponad dwudziestu. No, kurde!, przecież nie można chcieć przestać robić czegoś, czego się nie robi!

 

piątek, 25 listopada 2022

Wrogowie nadal są potrzebni

Jakieś dziesięć lat temu napisałem na blogu artykuł o korzyściach rozlicznych z posiadania osobistego wroga płynących (https://meszuge.blogspot.com/2013/07/wrog-potrzebny-do-zycia.html). Mnie się to mocno zmieniło, nie szukam wrogów, nie potrzebuję ich, ale obserwacja komentarzy na moim blogu pokazuje, że ta potrzeba jest wiecznie żywa w polskiej wersji AA.
Podczas mityngów wszyscy są przyjaciółmi, przynajmniej w deklaracjach. Później wracają do domu, siadają przed komputerem i uruchamiają, na chwilę tylko wyłączoną, potrzebę nienawiści, walki, poniżania, ośmieszania, gnojenia.

Kolejny raz zauważam, i chyba nie tylko ja, że cokolwiek bym napisał (śmierć Marii Matuszewskiej, tekst jednej z Tradycji itd.), komentatorzy z ledwie tłumioną agresją dają upust swojej nienawiści na każdy temat, jaki im wpadnie do głowy, bo z tym, co ja napisałem, nie ma to zwykle zupełnie nic wspólnego.
Przytoczyłem tekst Siódmej Tradycji i dołączyłem zrzut ekranu, żeby nie było, że sam coś wymyśliłem. Miałem nadzieję na merytoryczną dyskusję o tym, jaka jest relacja między BSK, a Wspólnotą AA. Jeśli BSK jest częścią AA, to nie powinna przyjmować dotacji, skoro jednak przyjmuje i, zgodnie ze swoim statutem, przyjmować może, to widocznie to nie jest AA, czy coś w tym stylu. Ale ja miałem oczekiwania, a poszło jak zwykle – ponad dwieście nienawistnych wpisów zupełnie nie na temat. Zorientowałem się, że nie ma znaczenia, co ja napiszę, bo komentujący i tak realizować będą swoją potrzebę wrogości, nienawiści, gnojenia innych. Choć za godzinę, na mityngu swojej grupy, rozwodzić się będą o przyjaźni.

W swoich początkach we Wspólnocie AA zajęty byłem własną abstynencją i trzeźwieniem, ale kiedy nastał czas Wielkich Wojen Scenariuszowych, z wrogością i złością przyjaciół z AA zetknąłem się po raz pierwszy. Bo proponowałem, żeby zrezygnować z procederu przyjmowania do AA. Ta wojna właściwie niezauważalnie zmieniła się w kolejną, bo znowu wymyśliłem jakieś cudactwo i zacząłem mówić o sponsorze i sponsorowaniu – jak śmiałem naruszać Święte Polskie AA, w którym nie wolno mieć autorytetów?! Kilkanaście miesięcy później tych samych treści słuchano w Polsce z ust alkoholików z emigracji już bez oporów; ta wojna się skończyła.

Wydawało mi się wtedy, że potrzeba posiadania wrogów minęła w tym naszym środowisku, ale znowu nie miałem racji. Czytając komentarze zorientowałem się, że teraz zwolennicy Programu AA walczą zaciekle ze zwolennikami Programu Trzech Legatów (sic!), przekonanych często, że najważniejsze w AA są przepisy, karty, poradniki, normy, koncepcje, prawa. Równolegle toczy się wojna umiarkowanych AA-owców (wcale nie tylko agnostyków) z ultra religijnymi, którzy tę swoją religię wepchnęliby innym do gardła siłą, pod pozorem Programu, i w imię ich dobra, oczywiście.

Nie musimy się przyjaźnić, nie musimy się zgadzać w wielu sprawach, ale nie musimy przez to być wrogami i ze sobą walczyć. Wielu alkoholików w Polsce, prawdopodobnie naśladując polityków, lansuje tezę, że jeśli masz inne zdanie niż ja, to pewnie jesteś moim wrogiem. Jednak najbardziej widoczne jest to w przypadku zwracania uwagi na jakieś błędy. Spróbuj tylko zwrócić mi uwagę, że popełniłem jakiś błąd, a natychmiast ogłoszę, i krzyczeć będę głośno, że widocznie jesteś moim wrogiem, nienawidzisz mnie, masz do mnie jakieś prywatne urazy. Niezła sztuczka i wielu się na nią nabiera, ale na mnie już nie działa.

Polscy AA, zwłaszcza z grona „zaufanych sług”, ale nie tylko, odmowę traktują jak akt wrogości, krytykę jako prywatną urazę, a zwrócenie uwagi na ewidentny błąd uważają za jakąś napaść, agresję. Cwana perfidia i próba mydlenia oczu, czy naprawdę nie są w stanie zrozumieć, że można stać w opozycji do błędów i wypaczeń bez wrogości do ludzi, którzy je popełnili?
Do osób, które nie są w stanie przyznać się do błędów, wypierają je, zakłamują, narzucają innym, można stracić szacunek i zaufanie, ale to nadal nie musi oznaczać wrogości.

Trudne: nie miałem racji, pomyliłem się, proszę, pomóżcie mi to naprawić.
Łatwe: on ma do mnie osobistą urazę, oczernia mnie, pewnie mnie nienawidzi.

Którą postawę wybieramy?


wtorek, 22 listopada 2022

Alkoholiczki poszukują raju

Jakiś czas temu pisałem o alkoholikach (płci dowolnej), starających się ze sponsorem realizować Dwanaście Kroków po raz kolejny. https://meszuge.blogspot.com/2022/02/12-krokow-ze-sponsorem-bis_16.html
Niektóre powody wydają się oczywiste: przerwanie pracy ze sponsorką przed jej ukończeniem, zapicie, zaniedbanie rozwoju duchowego, a więc znaczące pogorszenie jakości życia, uświadomienie sobie, że zrobiło się jakąś namiastkę Programu, bez realizacji niektórych Kroków, a inne powierzchownie i z grubsza oraz podobne. Tym razem jednak chodzi mi o inne powroty do Programu.

Alkoholiczka/alkoholik zrobił Program ze sponsorem, żyje Programem, pełni różne służby powierzone mu przez grupę, raz jest szczęśliwy, innym razem nie, w zależności od sytuacji i okoliczności życiowych, czyli wszystko dzieje się normalnie i tak jak trzeba. Aż tu nagle w okolicy pojawia się Wielki Człowiek i z alkoholiczką/alkoholikiem dzieje się coś dziwnego. Jakby traci zdrowy rozsądek i kontakt z rzeczywistością, i dochodzi do wniosku, że musi raz jeszcze zrobić Program z Wielkim Człowiekiem. Na przykład z samym F., z samym T., z samą K., z samą S. Tak, koniecznie i dla większego efektu trzeba dodawać do imienia „samą” lub „samego” – to najwyraźniej podnosi wartość tej osoby oraz jej podopiecznych.

Od kilkunastu lat do dziś zaobserwowałem cztery takie fale, ale bardzo możliwe, że było ich znacznie więcej. Niektóre lokalne i stosunkowo krótkie, inne wprost przeciwnie. Co ciekawe, gdy trafiłem do AA ponad dwadzieścia lat temu, nic takiego się nie działo. Myślę, że wynikało to z błędnego tłumaczenia Drugiej Tradycji i przekonania, że alkoholik nie może mieć (poza Bogiem) żadnych autorytetów. Więc nie można było chwalić się, że moim sponsorem jest sam F., bo koledzy na mityngach zaraz by kogoś takiego napadli, zarzucając mu, że znalazł sobie autorytet i jeszcze – głupi! – go słucha.

Zakładam, że oczywiste jest, że alkoholiczki i alkoholicy przebudzeni, normalni, trzeźwi, miewają uczucia i emocje stosowne do okoliczności. Szczęśliwe są na ślubie (swoim), zrozpaczone na pogrzebie (matki). Zresztą, o szczęściu był już specjalny tekst: https://meszuge.blogspot.com/2022/08/nieczesto-jestem-szczesliwy.html
W takim razie czego właściwie szukają alkoholicy i alkoholiczki, zgłaszając się stadnie do samej…, samego… z błaganiem o ponowne przeprowadzenie przez Program? Czy mają nadzieję, że sama… objawi im w Krokach, które zresztą od lat znają i stosują, jakieś magiczne treści ukryte dotąd przed maluczkimi? Jakieś recepty na wieczną i nieustającą szczęśliwość? Na co liczą, na jakiś cud? A może że odtąd wszystko w życiu będzie się udawać, nie zatka się zlew, nie trzeba będzie odwiedzać dentysty, w pracy będą same tylko podwyżki i żadnych redukcji, w rodzinie nikt nie umrze ani nie zachoruje poważnie, dzieci będą grzeczne i dobrze się uczyć, i nigdy nie wpadnie im do głowy eksperymentować z narkotykami lub alkoholem?
O co chodzi w tym pragnieniu realizacji Programu kolejny raz, ale za to w Wielkim Człowiekiem? O trzeźwość, której – jak podpowiada kolega – chyba jednak i wbrew pozorom nie było? O powrót magicznego myślenia?

Nauczyłem się kiedyś, dość boleśnie zresztą, że nierealistyczne oczekiwania rodzą rozczarowania, urazy, zawody i żal. Od kiedy wytrzeźwiałem, czyli mam kontakt z rzeczywistością, nie produkuję już dziwacznych oczekiwań, w których ktoś, nawet sama…, zapewni mi błogą szczęśliwość i to na zawsze.

Większość z nas czuje, że nie musi już poszukiwać Utopii. Jest ona z nami – tu i teraz. [WK, s. 16]

Jednak są i takie/tacy, którzy uważają, że nadal muszą szukać, bo może sama S. udostępni im jakąś lepszą Utopię...





środa, 16 listopada 2022

Tradycja 7 PLAA, w praktyce

 Tradycja Siódma

Każda grupa AA powinna być całkowicie samowystarczalna i nie przyjmować dotacji z zewnątrz.





Źródło: https://rejestr.io/krs/20923/fundacja-biuro-sluzby-krajowej-anonimowych-alkoholikow-w-polsce 

czwartek, 10 listopada 2022

Nie, nie jesteśmy tacy sami

Od ponad dwudziestu lat, podczas mityngów i nie tylko, bo w ogóle w środowisku AA, słyszę powtarzane przez fanatyków z maniackim uporem i niezłomną wiarą przekonanie, że my, alkoholicy, jesteśmy tacy sami. Jest to całkowicie sprzeczne z podstawowym choćby oglądem rzeczywistości, ale przecież spora część z nas od rzeczywistości oderwana jest w stopniu znaczącym.

Od dawna proponuję nowicjuszom, żeby w swoich początkach w AA, skupiali się raczej na podobieństwach, a nie na różnicach. To jednak nie ma kompletnie nic wspólnego z przekonywaniem siebie i innych, że jesteśmy tacy sami.

Podobnych jest kilka, może kilkanaście objawów choroby alkoholowej, które nazywam manifestacjami alkoholizmu, za to różnic jest zapewne nieskończenie wiele. Większość z nich, tych różnic, jest normalna, oczywista, nie budzi wątpliwości. Jednak przynajmniej jednej różnicy nie pojmuję zupełnie, choć przyjmuję do wiadomości, że niektórzy tak mają.

Całe życie chciałem wiedzieć. Właściwie wiedzieć wszystko, wiedzieć, jak było, wiedzieć, jaka jest prawda. Oczywiście jedne tematy interesowały mnie mniej, inne bardziej, jeszcze inne prawie w ogóle, ale to normalne. Bywa też, że nie szukam prawdy na jakiś temat ze zwykłego lenistwa, jednak gdyby można ją było poznać bez wysiłku, bez nakładu sił i środków, to bardzo chętnie, czemu nie.

Zdarza mi się stykać z ludźmi o konstrukcji psychicznej zupełnie odmiennej niż moja, co nie znaczy, że lepszych lub gorszych. Ludzi, którzy nie chcą wiedzieć. Nie chcą poznać, nie chcą zrozumieć, nie chcą dowiedzieć się, jaka jest prawda, nie chcą zetknąć się w rzeczywistością. Nie chodzi mi o tych, którym się nie chce dowiedzieć, ale o tych którzy nie chcą wiedzieć, choćby to było za darmo i bez wyrzeczeń, i gotowi są włożyć sporo wysiłku w to, żeby się – broń Boże! – nie dowiedzieć. I nie w tym rzecz, że konkretny temat, zagadnienie, ich nie interesuje – nie, deklarują głośno i wyraźnie, że to coś jest dla nich bardzo ważne, jest kwestią znaczącą w ich życiu, a jednak starają się nie wiedzieć. Zdumiewające!

Jak zauważyłem, taka postawa (nie chcę wiedzieć!) dotyczy głównie alkoholizmu, AA i Programu oraz religii (możliwe, że też polityki, ale na tym się nie znam). Bywa że te kwestie się łączą. Na przykład na pytanie, czy w twoim życiu „Bóg jest wszystkim albo niczym (WK, s. 53), odpowiadają bez mrugnięcia okiem, że zdecydowanie wszystkim. Jednak nie starają się niczego o tym Bogu dowiedzieć. Nie przeczytali Biblii ani nawet Nowego Testamentu (lub innej fundamentalnej dla swojej religii księgi, np. Tory czy Koranu), a jeśli ktoś próbuje im coś opowiedzieć, nie chcą słuchać. Twierdzą, że AA i Dwanaście Kroków uratowały im życie i że żyją Programem, ale poza niewielkim fragmentem jednej z książek, chodzi o jakieś 70 kartek, mocno się starają nic więcej nie wiedzieć, nie poznać, nie przeczytać.

Jest to tylko dowód na to, że mamy różną osobowość, czyli… «całość stałych cech psychicznych i mechanizmów wewnętrznych regulujących zachowanie człowieka». Nie musi to oznaczać ludzi, alkoholików, lepszych i gorszych, ale po prostu odmiennych, nie takich samych.

A jak to jest u Ciebie?


Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli. Laurent Gounelle.

Nie ma takiego poświęcenia, na jakie człowiek się nie zdobędzie, by tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia. Robert Cialdini.


sobota, 5 listopada 2022

Ale my i tak wiemy lepiej…

Nasze społeczeństwo często ma o nas, Anonimowych Alkoholikach, złą opinię. Uważają nas nie tylko za złych ludzi, ale również za durniów i półanalfabetów, którym gorzała mózg wyżarła. Przykre to, ale może lepiej nie utwierdzajmy ich w tym przekonaniu?

Akredytacja to zdecydowanie nie jest bilet wstępu na AA-owską masówkę. Akredytacja to uprawnienie udzielone przedstawicielowi dyplomatycznemu (ambasadorowi, konsulowi) lub prasowemu do pełnienia funkcji przy obcym rządzie lub organizacji międzynarodowej*. Zapewne wśród dyplomatów zdarzają się alkoholicy, to jednak nie każdy alkoholik jest dyplomatą. Widzę, że trudno się z tym pogodzić, ale może wreszcie trzeba będzie…

Żyjemy w wolnym kraju, więc każdemu wolno tutaj popisywać się nieuctwem i lekceważyć prośby Powierników (by nie powielać tego błędu), ale może niekoniecznie należy przy tym ośmieszać Wspólnotę Anonimowych Alkoholików? Choćby tylko dlatego, że taki nasz wizerunek utrudnia wciąż jeszcze cierpiącym alkoholikom identyfikację i nadzieję na to, że moglibyśmy im pomóc, skoro nawet nie wiemy, jakie brednie wypisujemy.

I tylko w jednym różnicie się od Boga – Bóg wie wszystko, a wy wszystko wiecie lepiej.



---




środa, 2 listopada 2022

Pułapki naszego rozwiązania

Dawno, dawno temu zawiadomiono mnie, że odbędzie się spikerka alkoholika, którego lubię i szanuję, na intrygujący temat: „Pułapki programu AA”. Nie mogłem się doczekać. Znajomym przekazałem informację o planowanym wystąpieniu, bo uznałem, że będzie to coś ciekawego. Żałuję tego do dziś.
Spiker przywitał się, grzecznie podziękował za zaproszenie, a następnie oznajmił, że w programie Anonimowych Alkoholików nie ma żadnych pułapek, wiec on opowie o sobie i swoich życiowych błędach. Ups!
Poczułem się oszukany i zawiedziony. Głupio mi też było wobec osób, które na tę spikerkę namawiałem. Żeby jednak nie wszystko było po stronie strat, postanowiłem poważnie zastanowić się, czy w rozwiązaniu problemu alkoholizmu, jakim dysponuje Wspólnota AA, bo nie chodzi o samych tylko Dwanaście Kroków, na pewno nie ma żadnych pułapek. Czy wszystko jest idealne, jednoznaczne i ani jednej zasadzki nie trzeba się obawiać. Oczywiście, gdybym nic nie znalazł, to tego artykułu by nie było.

1. Wady i… tylko wady.
Jasne chyba jest, że moje wady mogą mnie realnie zabić, natomiast zalety – zdecydowanie nie, jednak obrachunek moralny, zwany obecnie i cudacznie inwenturą, nie będzie rzetelny ani nawet prawdziwy, jeśli ograniczy się tylko do wad albo tylko do zalet. W naszej literaturze o wadach napisano mnóstwo, a o zaletach ze dwa zdania i to dość dziwne, bo to sponsor ma zwrócić uwagę podopiecznego na jego zalety, jakby mógł je dogłębnie poznać przez dwa-trzy miesiące współpracy. Spotykam też alkoholików z pewnej szkoły sponsorowania, którzy w procesie sponsorowania, na zalety nie zwracali uwagi w ogóle. Może tego fragmentu Wielkiej Księgi nie mieli zaznaczonego właściwym kolorem?

Tym bardziej, że opiekun najczęściej od razu podkreśla zalety nowicjusza, które powinny być uwzględnione na równi z wadami przy obrachunku moralnym. Dodaje to otuchy i skłania do równowagi. Dzięki większej dozie optymizmu, nowicjusz potrafi z odwagą, a nie ze zgrozą, spojrzeć na swoje wady [12x12].

Efektem wpakowania się w pułapkę koncentracji na samych tylko wadach jest mocno zaniżone poczucie własne wartości, stale obniżony nastrój (i już wiadomo, czemu alkoholicy na swoich mityngach są tacy smutni), niezdolność do docenienia, ucieszenia się, ale zwłaszcza pochwalenia całkiem realnymi osiągnięciami, sukcesami. Tu uwaga. Bardzo ważna jest różnica między „pamiętać”, a „rozpamiętywać” i tak samo ważna jest między „chwalić się”, a „przechwalać”.
Zdobyłem jakieś umiejętności czy doświadczenie, więc mogłoby się to przydać koledze z AA (lub członkowi rodziny, sąsiadowi), ale skąd on ma w ogóle wiedzieć, że coś potrafię, jeśli się tym nie pochwalę? Skupienie się na samych tylko wadach prowadzi często, choć nie zawsze, do kokieterii, fałszywej skromności, manipulacyjnego wymuszania pochwał, krygowania się. Parę dni już nie piję – mówi kokieteryjnie, krygując się AA-owski weteran z wieloletnią abstynencją, którego i tak wszyscy znają. Nie ma to nic wspólnego z przebudzeniem duchowym i uczciwością? No, nie ma, ale co z tego?

2. Bóg jest wszystkim.
Podczas terapii odwykowej dowiedziałem się, że alkoholicy mają skłonność do operowania skrajnościami: wszystko albo nic, białe lub czarne, dobry albo zły itp. Są tego przykłady także w WK. Pułapka takiego zero-jedynkowego myślenia i postaw może prowadzić do życiowej i sytuacyjnej bierności. Skoro wszystko oddałem/powierzyłem Bogu, to teraz On za wszystko odpowiada. Moje działania wręcz urągają Bogu i Jego woli, bo najwyraźniej znowu próbuję kierować, a przecież powinienem akceptować, to jest aprobować, dokładnie wszystko i to takie, jakie jest. Ktoś jeszcze nie słyszał w AA tekstów typu: Widocznie Bóg tak chciał. Widocznie tak miało być? Zaspałem i spóźniłem się na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy – widać tak miało być i sam Bóg tak chciał, prawda?

3. Liczy się tylko doświadczenie.
Przeniesione z zajęć grupowych psychoterapii odwykowej na mityngi AA wymóg skupiania się tylko i wyłącznie na osobistych przeżyciach. Ta maniera przenika też do relacji sponsor-podopieczny. Wydaje się, że stało się to już w AA w Polsce jakąś obowiązującą zasadą. Po władowaniu się w tę pułapkę alkoholik zaczyna negować wiedzę specjalistów i fachowców z dowolnej dziedziny, bo ważniejsze są dla niego jego własne przeżycia i doświadczenia. Przesadzam? A przecież to jest nieomalże powszechne. Na przykład temat mityngu „jak rozumiesz pokorę?” – nie jest ważne, co o tym sądzą językoznawcy i poloniści, co napisano w Słowniku Języka Polskiego, nie, dla alkoholika liczy się tylko to, co on sam sobie wymyślił, opatrując to na dokładkę etykietką własnego doświadczenia. Szalejąca samowola i niezdolność do podporządkowania się? Tak i to przy jednoczesnej deklaracji o całkowitym powierzeniu.
Pułapka przeceniania własnych przeżyć i przekonań utrudnia relacje międzyludzkie. Zderzają się z tym zwłaszcza alkoholicy, w życiu których pojawia się jakaś poważniejsza zmiana, na przykład dokształcanie (studia), nowa praca, nowy związek. I naglę, często niestety boleśnie dla alkoholika, okazuje się, że jego prywatne doświadczenia i przeżycia zupełnie nie interesują i kompletnie nie mają znaczenia dla wykładowcy, nowego szefa, nowego partnera.


Na jakimś zdjęciu z salki mityngowej w Ameryce widziałem plakat z napisem: Think! Think! Think!Myśl! Myśl! Myśl! Program AA ma pomóc alkoholikowi wytrzeźwieć, przywrócić poczytalność i trzeźwe myślenie, a nie wyłączyć mu myślnie i stworzyć jakiegoś AA-owskiego fanatyka, ślepo wierzącego w swoją świętą księgę. 
Dla alkoholików trzeźwych pułapki, które opisałem, nie powinny stanowić większego, a może i żadnego zagrożenia.


wtorek, 1 listopada 2022

Najważniejsze w AA jest...

Na początek anegdota. Koledzy z pracy namówili Amerykanina, z którym robili na budowie w Detroit, żeby przez kilka dni pooglądał polską telewizję. Po dwóch dniach Amerykanin przychodzi do pracy i mówi znajomym Polakom, że… w Polsce powinni zrobić jakiś przewrót i wreszcie odebrać władzę temu strasznemu Donaldowi Tuskowi. Bo co program to informacja, jak koszmarne rzeczy ten człowiek zrobił Polakom i Polsce. A w ogóle, to kto to jest ten cały Tusk? Premier? Prezydent? Król? Skoro ma tak wielką władzę!

Przypomniało mi się to, kiedy tu i ówdzie zacząłem zadawać pytania o to, kto lub co, jest najważniejsze w AA w Polsce? Pytania były uzupełnieniem i konsekwencją setek komentarzy, jakie pojawiły się na moim blogu w ostatnim czasie. Co ciekawe, temat mojego artykułu, wydawał się przy tym nie mieć większego znaczenia. Bez względu na zagadnienie jakie poruszałem, komentujący – prędzej lub później, ale raczej prędzej – zaczynali spierać się między sobą w pewnym sensie właśnie o to, co jest ważniejsze w PLAA, Program (Dwanaście Kroków), czy Władza (organizacja, zasady, przepisy, różne karty, poradniki)?

Na wielu mityngach słyszałem, nawet nie tak dawno, że nowicjusz jest na tym spotkaniu najważniejszy, a alkoholicy o długiej abstynencji najwięcej uczą się od takich właśnie świeżaków. Banialuki, w które nie wierzą ani ci nowi, ani weterani. Ale powtarza się to, nie wiem po co, od lat. Za to w sumie od niedawna pojawiają się wypowiedzi, które jakby ilustrują narastający podział w AA w Polsce. Podział na roboli, którzy mordują się z nowicjuszami, przekazują im Program, pomagają wytrzeźwieć, oraz władzy, to jest tych, którzy do takiej brudnej i niewdzięcznej roboty się nie garną, ale za to dysponują sporą teoretyczną wiedzą o działaniu spółek zależnych działających na rzecz AA. Na przykład. Także o wielu innych teoriach. I o coraz większej liczbie teorii, zasad, norm i przepisów, które rzekomo obowiązują członków AA w Polsce.

Zastanawiam się czy ktoś, kto obserwuje u nas to zjawisko, a nie zna dobrze idei światowej Wspólnoty AA, nie może się pomylić, jak ten Amerykanin z anegdoty…

Gdybyśmy postępowali według zasad, ktoś musiałby je najpierw ustanowić i, co byłoby jeszcze trudniejsze, wymusić ich stosowanie. Doświadczenie pokazuje, iż zwykle kończy się to sporami pomiędzy ustanawiającymi, przede wszystkim w kwestii rodzaju zasad. [„Język serca"]

Trudne to? Na pewno, tym niemniej próby w Polsce trwają i presja rośnie.


czwartek, 20 października 2022

Tak, ale nie w naszym kraju

Spotkanie AA. Alkoholik w pewnym momencie swojej wypowiedzi wyjmuje z kieszeni długopis, pokazuje na niego i stwierdza: to jest szklanka. Słuchacze niepewnie spoglądają po sobie, więc alkoholik podnosi długopis w górę, żeby nie było wątpliwości i potwierdza: tak, to jest szklanka. Ktoś z zebranych niepewnie próbuje oponować, ale mówca nie pozwala sobie przerwać i rozwija wywód: przede mną na stole stoi szklanka z kawą, na sąsiednim stole widzę kilka szklanek, przed prowadzącym mityng też stoi szklanka, więc… tu znów unosi długopis – to jest szklanka i koniec.
Śmieszne? Głupie? Nienormalne? Nietrzeźwe?

W Wielkiej Księdze wydanej w 2018 roku znalazło się bezsensowne zdanie „Brak siły – to był nasz dylemat”. Z pomocą słownika, polonistów i językoznawców udowodniłem zespołowi tłumaczy (Tadeusz Ch., Anka O., Tomasz Ł.), że to błąd. Dylemat to trudny wybór między dwiema tak samo ważnymi racjami*. Nie ma wyboru, nie ma dylematu. Zrobiłem to jeszcze przed wydaniem WK. Pamiętam też, jak, reprezentujący chyba tych naszych tak zwanych tłumaczy, Tadek Ch., stwierdził na jakimś spotkaniu, że akapit wcześniej jest jakiś dylemat, i akapit później też jest, i na sąsiedniej stronie w tej książce są dwa dylematy, i w następnym rozdziale, więc „brak siły” to jest dylemat i koniec.
Więc zapytam znowu: Śmieszne? Głupie? Nienormalne? Nietrzeźwe?

Przypomniałem sobie tę historię, kiedy kolejny raz wpadł mi w oczy cytat z „Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość”, w którym mowa jest o konieczności przyznawania się do błędów:

W nadchodzących latach, jako Wspólnota AA, będziemy oczywiście popełniać różne błędy. Doświadczenie uczy nas, że nie należy się tego bać, o ile tylko zechcemy przyznać się do naszych błędów i od razu je naprawiać. Osobisty rozwój zależy zawsze od zdrowego procesu prób i błędów. Podobnie nasz rozwój jako wspólnoty. pamiętajmy zawsze, że każda ludzka wspólnota, która nie potrafi bez zahamowań naprawiać własnych błędów, jest z góry skazana na upadek, jeśli nie rozpad. Taka jest bowiem powszechna kara za zaniechanie procesu rozwoju. Podobnie jak każdy Anonimowy Alkoholik musi ponawiać swój obrachunek moralny i zgodnie z nim działać, tak też musi postępować cała nasza wspólnota, jeśli mamy przetrwać oraz służyć dobrze i z pożytkiem.

Do swoich błędów przyznawałem się wiele razy. Choćby na tym blogu, pisząc nie raz, że nie miałem racji, w czymś tam się myliłem, źle mi się coś tam wydawało. Mnóstwo razy słyszałem, jak do błędów przyznają się przyjaciele i znajomi z AA. Nigdy nie słyszałem, żeby do jakichkolwiek błędów przyznała się Polska Wspólnota AA. Oczywiście to, że ja czegoś nie słyszałem, to nie jest żaden argument. Zapytałem więc naszego historyka, autora „Historii AA w Polsce”, bo kto miałby to wiedzieć lepiej niż on. Odpowiedział mi wtedy, że wie o jednym takim przypadku. Tadeusz „czarny” z Krakowa publicznie, na którejś Konferencji przyznał, że w 1995 roku popełniono błąd, ustalając tryb pracy delegata KSK, polegający na tym, że komisje KSK spotykały się między KSK, pomijając zdania pracy delegata w terenie.

To teraz ważne pytania. Czy powinienem być dumny z Polskiej Wspólnoty AA, bo jest ona tak cudownie nieomylna? Przecież jeden błąd na pół wieku działalności tylko potwierdza regułę. Czy może powinienem niepokoić się o polską wersję Wspólnoty AA, bo – mimo wyraźnych i jednoznacznych ostrzeżeń Billa W. – okazuje się ona w praktyce kompletnie niezdolna do przyznawania się do swoich błędów, a co za tym idzie, do ich naprawiania? Oczywiście nie chodzi mi tylko o błędy językowe w naszej literaturze, a tragikomiczna anegdota z początku, to tylko tak, dla wprowadzenia w temat i ilustracji.





---
* https://sjp.pwn.pl/sjp/dylemat;2555642.html
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Albo-dylemat-albo-brak-pieniedzy;18942.html



Błędy popełniają najmądrzejsi. https://demotywatory.pl/5160730/Thomas-Watson-szef-IBM-powiedzial-w-1943-roku-„Oceniam?galleryPage=1



środa, 19 października 2022

Problem służb we Wspólnocie

Z tego, co słyszałem i czytałem, niedobory chętnych do służb w AA występują w wielu miejscach, możliwe, że w większości. Grupy lub miejscowości, gdzie ten problem w ogóle się nie pojawia, zdarzają się niezbyt często. Powtarzają się w związku z tym pytania o powody takiego stanu rzeczy. Czasem w tych pytaniach przytaczany jest argument sponsorowania, na przykład: skoro tak wielu jest sponsorów, to czemu chętnych do służb stale brak? Odpowiedzi na te pytania zapewne jest wiele, więc wymienię kilka, a jak coś komuś jeszcze przyjdzie do głowy, to chętnie poznam.

Czemu brakuje chętnych do służb w AA? A niby czemu wszyscy albo prawie wszyscy nagle mieliby pragnąć darmowej pracy i zobowiązań? Jak widać po efektach, mit o cudownej, wspaniałej, upragnionej, nieustającej wdzięczności, propagowany w AA, nie działa zbyt skutecznie. Sama wdzięczność też ma różne oblicza i nie jest taka jednoznaczna, ale tego tematu w tym momencie rozwijał nie będę, było o tym tutaj (klik). Wdzięczność, nawet jeśli występuje w swojej pozytywnej wersji, to nie musi trwać wiecznie i nie musi przekładać się na działanie, bo może pozostać uczuciem. Powtórzę: wdzięczność może, ale wcale nie musi, zawsze i u każdego, przekładać się na dożywotnią, darmową pracę. CO WIDAĆ.
Podobnie jest z proponowanym uczestnikom mityngów przekonaniem, że zaciągnęli w AA jakieś długi i to tak wielkie, że żeby je spłacić, powinni teraz do końca życia wykonywać za darmo jakąś pracę na rzecz AA. Nie wszyscy i nie zawsze w to wierzą. JAK WIDAĆ.
Bardzo prostym powodem niechęci do służb jest też lenistwo. Tak, zwyczajne lenistwo.

Czemu alkoholicy mieliby chcieć służyć? Służba w AA, choć darmowa, to znaczy bez wynagrodzenia, daje jednak pewne korzyści. Uczy głównie współpracy z innymi, funkcjonowania w grupie i… w zasadzie niewiele więcej, ale dla indywidualistów i egocentryków to i tak dużo. Kłopot w tym, że jeśli nie posiadłem takich umiejętności w służbach przez 4-6 lat, to najwyraźniej jestem nienauczalny, więc może szkoda moich wysiłków i cierpliwości grupy. Choć zapewne uczyć się powinniśmy prawie wszyscy, to jednak nie jest to obowiązkowe i nie każdego w AA interesuje. JAK WIDAĆ. Poza tym alkoholicy uważają rozsądnie, że tych umiejętności równie dobrze nabędą w swoim środowisku, w rodzinie, wśród sąsiadów, znajomych, współpracowników i niektórzy mają rację. Choć w AA uczyć się jest bezpieczniej, w AA nie ma kar za błędy.
Osobną kategorią profitów jest zdobywanie umiejętności podejmowania zobowiązań. Alkoholicy czynni, albo nawet niepijący, ale i nie trzeźwi, zobowiązań unikają jak ognia. A w służbie trzeba by zobowiązać się do uczestnictwa w spotkaniach przez, na przykład, dwa lata. Co tam zresztą lata! Pytasz go/ją, czy możemy umówić się za tydzień, ale to też byłoby zobowiązanie, a więc nie da się zrobić. Inni twierdzą, że zwyczajne, codzienne życie dostarcza im wystarczająco wiele zobowiązań, więc nie będą ich sobie dokładali w AA. Zapewne niektórzy z nich mają rację.
Do korzyści należą też darmowe wycieczki po kraju i nie tylko, z hotelami niezłej klasy włącznie. Na przykład warsztaty łączników internetowych, które po prostu nijak nie mogły odbyć się on-line, musiały zostać zorganizowane w atrakcyjnej miejscowości, a że nie było tam dostępu do internetu, to już głupstwo. W każdym razie na takie podróże też nie każdy ma czas i ochotę.

W jaki sposób sponsor i sponsorowanie miałoby mieć wpływ na służby w AA? To dosyć proste! Sponsor zwykle proponuje podopiecznemu jakąś służbę, a sponsorowi raczej się nie odmawia, zwłaszcza na początku. W służbie nowy uczestnik AA oswaja się z innymi alkoholikami, poznaje Wspólnotę, odkrywa, że fajnie jest być czy czuć się potrzebnym, zaczyna dostrzegać, że pełnienie służby pomaga utrzymać abstynencję i – do pewnego czasu albo i na zawsze – może być ona motorem rozwoju duchowego. Część z tych argumentów traci znaczenie już po kilku miesiącach, a zwłaszcza po zakończeniu pracy ze sponsorem.

Jako ciekawostkę opiszę jak to było ze służbami w Opolu, bo nie wszędzie musiało być tak samo.
Gdy dziesięć albo i więcej lat temu gwałtownie wzrosła liczba chętnych do pracy na Programie, zaczęło też brakować służb dla rosnącej gwałtownie rzeszy podopiecznych. Wymyślaliśmy wtedy nowe służby (np. witający) i skracaliśmy okres pełnienia służby, żeby każdy mógł spróbować jej choć trochę. Miało to być rozwiązanie doraźne, na czas określony w konkretnej, nietypowej sytuacji. Jak to często bywa, sytuacja się zmieniła, a mało potrzebne służby i służby miesięczne, czyli pełnione przez cztery mityngi, pozostały. Ponoć prowizorki i rozwiązania tymczasowe są najtrwalsze… niestety. Płacimy za to do dziś, bo kto miał zrobić Program, to zrobił, nowicjuszy nie ma aż tak wielu, i pojawił się problem z obsadzeniem wakatów. „Wspólnota sponsorów” – tak nazwała AA w Opolu moja znajoma i, do pewnego stopnia, słusznie. Zdecydowana większość alkoholików na mityngach „Wsparcia”, „u Franciszków” czy „Asyżu” zrealizowała Program ze sponsorem. Zaproponuj takiemu komuś jakąś służbę, to – zgodnie z prawdą – odpowie, że pełnił/a już prawie wszystkie możliwe służby z Intergrupą włącznie, a do regionu, który jest w innym województwie, jeździć nie może. I nic nie jest do zrobienia. Gdzie jest haczyk? Te służby, które pełnił/a na poziomie grupy, trwały miesiąc. Czy ktoś, kto prowadził mityngi cztery razy w życiu, czegoś się nauczył? Skorzystał z tych profitów, które daje służba? Bardzo wątpię. Ale do tego się przyzwyczaili, do takiej Wspólnoty przyszli dwa, trzy, pięć lat temu. Uważają, że tak właśnie powinno być. Służba prowadzącej/prowadzącego mityng trwająca rok wydaje się nie do przyjęcia, bo… to jest za duże zobowiązanie. Strach przed zobowiązaniami nie musi świadczyć o braku trzeźwości, ale o poziomie rozwoju duchowego, jak najbardziej.
Przy okazji zastanawiam się, co i jak, czyli z jakim przekonaniem, o korzyściach ze służby ma do powiedzenia podopiecznemu sponsor, który daną służbę pełnił przez cztery mityngi…

Brak chętnych do służb w AA to poważny kłopot. Także powierzanie służb alkoholikom bez względu na predyspozycje do ich pełnienia (lub tych predyspozycji brak), właściwie tylko po to, żeby zapełnić wakat. I tym tylko różnię się od tych, których brak chętnych do służb dziwi, że mnie zupełnie nie dziwi, bo i czemu niby oczekiwać, że ludzie psychicznie chorzy będą coś robić z korzyścią dla siebie i innych? Choć też mi się ta sytuacja nie podoba i szukam rozwiązań.


poniedziałek, 10 października 2022

Próba biegu na jednej nodze

W szpitalu rehabilitacyjnym w Korfantowie zorientowałem się, jak wielu jest ludzi, którzy stracili nogę. Przyczyną był wypadek, nowotwór, miażdżyca lub jeszcze coś innego. Dzięki nowym technologiom i długiej rehabilitacji mogą się poruszać w miarę sprawnie, ale to już nigdy nie będzie to samo. Prawie zawsze mają spore ograniczenia, ale w ich przypadku przede wszystkim ważny jest fakt, że nie mają wyboru. W AA spotykam ludzi, którzy – to będzie przenośnia – starają się poruszać na jednej nodze, ale nie dlatego, że drugą stracili, ale dlatego, że tak zdecydowali, tak postanowili.

Trzeźwość to – między wieloma innymi – właściwe proporcje, harmonia, równowaga. Operowanie skrajnościami typowe jest w życiu nietrzeźwym – sam to jeszcze pamiętam.

Bardzo dawno temu w artykule Wrogowie Wspólnoty AA (klik) pisałem: …od samego początku, od narodzin, Wspólnota AA nieustannie musi się przeciwstawiać dwóm poważnym zagrożeniom. Jednym z nich jest – nie zawsze uświadomiona – wewnętrzna potrzeba stworzenia organizacji, a drugim ciągoty i pokusy o charakterze sekciarskim. Od czasu publikacji tego tekstu minęło kilkanaście lat, a od momentu powstania Wspólnoty ponad osiemdziesiąt, a my nadal balansujemy między tymi skrajnościami, nie umiejąc znaleźć równowagi, na której moglibyśmy się pewnie i na długo oprzeć.

Do pewnego stopnia podobnie bywa z alkoholikami, Programem, drogą do trzeźwości. Zamiast znaleźć zrównoważoną metodę, technikę, sposób, i się go trzymać, niektórzy uczestnicy mityngów miotają się z jednej skrajności w drugą. Z jakiegoś powodu chcą opierać się na jednej tylko nodze, posługiwać jedną tylko ręką, widzieć jednym tylko okiem, choć od samego początku do dyspozycji mają oba. Czy jest to próba szukania łatwiejszej, łagodniejszej drogi? Nie wiem, nie rozumiem tego.

Ale, co konkretnie mam na myśli? Już wyjaśniam.
W przypadku pojedynczych alkoholików, ewentualnie grup, oprócz sekciarstwa i ciągotek organizacyjnych, chodzi o inny jeszcze rodzaj równowagi. O taki, który oferuje Program i literatura AA. O równowagę między wiedzą, a religią, a dokładniej między psychologią moralną i wiarą.

Kiedy trafiłem na swój pierwszy mityng wszyscy w AA byli mocno przeterapeutyzowani, a prawie sto procent wysiłku szło w gromadzenie wiedzy, w naukę, w zdobywanie i rozszerzanie poziomu informacji o chorobie alkoholowej. Balansowaliśmy (znów przenośnia) na jednej nodze i kosztowało to wiele wysiłku. Częste były też zapicia.
Minęło dwadzieścia lat. Zmieniło się wszystko, podczas gdy nie zmieniło się nic. Jak to możliwe? Równowagi jak nie było tak nie ma, natomiast pewna część alkoholików tylko zmieniła nogę – teraz opierają się tylko i wyłącznie na Sile Wyższej, lekceważąc i negując całą resztę. Co ciekawe, lekceważą w ten sposób ważne doświadczenia Anonimowych Alkoholików zawarte w Wielkiej Księdze.

W „Opinii lekarza” czytamy: My, lekarze, zdawaliśmy sobie od dawna sprawę, że pewna forma psychologii moralnej jest w przypadku alkoholików niezwykle ważna, ale jej zastosowanie w praktyce napotykało na trudności, których nie byliśmy w stanie pojąć.

Oraz:

Jego problem alkoholowy był tak skomplikowany, a depresja tak głęboka, że uznaliśmy, iż jego jedyną nadzieją może być coś, co nazywaliśmy wtedy „psychologią moralną”, chociaż i to, czy przyniesie ona jakikolwiek skutek, było dla nas sprawą wątpliwą.

Z kolei w rozdziale „Jest rozwiązanie”: Zdecydowaliśmy się wykorzystać w tym celu zarówno nasze wspólne doświadczenie, jak i wiedzę. To sugerowany pożyteczny program dla każdego, kto jest zaniepokojony problemem z piciem. Z konieczności będziemy musieli poruszyć zagadnienia medyczne, psychiatryczne, społeczne i religijne.

Jak już pewnie wyraźnie widać (WIDAĆ! WYRAŹNIE!), od samego początku Anonimowi Alkoholicy korzystają ze wszystkiego, co pomogłoby im rozwiązać problem alkoholizmu. Medycyna, religie, psychiatria, psychologia, zagadnienia społeczne, wiedza, etyka i inne – gramy o życie, więc nie możemy pozwolić sobie na wybrzydzanie. Zaraz, zaraz… nie możemy? A czy niektórzy nie próbują? Uparcie i do tego namawiając innych?

Czasem słyszę, że to Bóg ma alkoholika uwolnić od wad charakteru, alkoholik niczego w tym kierunku nie musi robić, a nawet nie powinien. Tak też jest ze wszystkimi innymi problemami i trudnościami życiowymi. Po co pytać sponsora lub fachowca od czegoś tam – trzeba tylko modlić się i medytować. Dalej nie wiesz, co zrobić? Pewnie za mało się modlisz i medytujesz. Nie zapominaj też o powierzaniu. Nieustannym. Program działania? Oj tam, oj tam! Jakiego niby działania – powierzanie, modlitwa i medytacją są odpowiedzią na wszystko. A jeśli na coś nie są, to widocznie Siła Wyższa nie chce, żebyś rozwiązanie w tej chwili poznał. Przecież to takie proste, czego nie rozumiesz?

W Liście św. Jakuba (Jk, 2, 20) znalazłem kiedyś znamienne słowa: Chcesz zaś zrozumieć, nierozumny człowieku, że wiara bez uczynków jest bezowocna?

Wiara nie zastępuje działania (ani na odwrót), potrzebne są oba te elementy, a i to jeszcze nie wszystko, bo liczy się też wiedza i doświadczenie. To znaczy potrzebne są i liczą się w życiu trzeźwych alkoholików. Tym niemniej zdaję sobie sprawę, że w PLAA niektórzy najwyraźniej uważają inaczej. I – oczywiście – wolno im.


sobota, 1 października 2022

Polska wersja AA po staremu

Wpadła mi w ręce nowa Skrytka, a w niej informacja: Fundacja BSK AA w Polsce na dzień 31 grudnia 2021 r. zatrudniała w pełnym wymiarze czasu pracy: dyrektora, głównego księgowego, redaktora ds. wydawnictw.... REDAKTORA DS. WYDAWNICTW, na pełnym etacie??? Zapewne nie byłoby w tym nic dziwnego ani szokującego, gdyby nie inna informacja, że numer ten zawiera: relację z udziału Wspólnoty AA w Pol'and'Rock Festwial. Oczywiście, błędy się zdarzyć mogą każdemu, coś o tym wiem, ale od ich korygowania mamy przecież redaktora. Na pełnym etacie.

polćki fetiewal

A co do pełnych etatów, to wcale nie jestem pewien, czy wszyscy wiedzą, że Zarząd/Rada Powierników (najwyraźniej to pojęcia tożsame) oraz Wspólnota AA zatrudnia… asystenta. Tak, też na pełny etat.

Ze zdumieniem przyjąłem do wiadomości, że… Zarząd zadecydował o wydrukowaniu bezpłatnych plakietek informacyjnych na stoły/1000 egz./, które zachęcają uczestników spotkań AA do wyraźnego i głośniejszego mówienia podczas mityngów.

Rozumiem, że prowadzący nijak nie może poprosić, by ktoś lub wszyscy, mówił głośno i wyraźnie, to byłoby dla niego za duże obciążenie, prawda? A może to prowadzący mamroczą coś pod nosem i to do nich (też) kierowana jest ta prośba? 
Plakietka może być rozdawana za darmo, ale nikt jej za darmo nie wydrukował. Coraz częściej polska wersja AA przypomina mi działania pewnej partii, która podatnikom (za ich podatki) robi prezenty… za darmo.
Jak dużo za dużo trzeba mieć pieniędzy, by trwonić je i marnotrawić na takie projekty? No, ale nie od dziś wiadomo, że cudze pieniądze łatwo się wydaje. 
A tak przy okazji podsunę pomysł innej jeszcze plakietki. Z prośbą, żeby "bynajmniej" nie mylić z "przynajmniej" i informacją, że "dylemat" to trudny wybór między dwiema równie ważnymi opcjami.

Gorąco polecam lekturę tego i wszystkich innych numerów biuletynu SKRYTKA 2/4/3. Naprawdę można znaleźć w nich mnóstwo ciekawych informacji, skłaniających do myślenia i samodzielnego wyciągania wniosków. To wartościowa lektura… w pewnym sensie.


środa, 28 września 2022

Wola, odpowiedzialność, czy...

Uczestniczyłem niedawno w mityngu AA. Podstawowe tematy związane były z Krokami i Tradycjami, a dodatkowy, który właściwie zdominował dyskusję, dotyczył rozpoznawania woli Boga. Zapewne co najmniej sto razy słuchałem rozważań na ten właśnie temat i przynajmniej w kilkudziesięciu przypadkach przychodziły mi do głowy te same wątpliwości, podobne obiekcje i wahania.

1. Powiedzmy, że mam pomysł na jakieś działanie lub zachowanie i mam wątpliwości, czy jest ono zgodne z wolą Boga. Czy „przymierzyłem” swój pomysł do Dekalogu (jeżeli jestem chrześcijaninem)? A do Dwunastu Kroków i Tradycji? A do Kodeksu Karnego lub innego zbioru zasad i przepisów? Podobno Bóg przemawia do nas ustami innych ludzi, a czy kogokolwiek pytałem, to znaczy, czy dałem Bogu szansę, żeby wyraził Swoją wolę ustami tego innego człowieka?
Zbyt banalne wydają mi się te sposoby? Czyżbym postanowił i zdecydował, że Bóg ma obowiązek zawiadamiać mnie o Swojej woli w sposób bardziej magiczny i widowiskowy?

2. Czy informuję ludzi wokół mnie, zwłaszcza w środowisku AA, przy każdej okazji i bez okazji, że to ja właśnie jestem narzędziem w rękach Boga? A czy Bóg wie, że przydzieliłem sobie rolę Jego narzędzia? Czy naprawdę uważam, że Bóg mnie potrzebuje?

Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko [Pismo Święte, Dzieje Apostolskie 17, 24].

3. Czy nie jest tak, że ja często dobrze wiem, jak powinienem postąpić, tylko nie chcę tak zrobić i to całe szukanie woli Boga jest tylko wymówką? Czy nie szukam tak długo, aż w końcu znajdę kogoś (albo inną formę podpowiedzi), kto mi powie to, co chcę usłyszeć?

4. Jestem sprzedawcą, szukam pracy. Mam dwie oferty: warzywniak i stoisko z tapetami w supermarkecie – czy w tej sytuacji powinienem pytać Boga, którą firmę mam wybrać?
Potrzebuję nowy telefon – czy w związku z tym powinienem pytać Boga, jaki model mam sobie kupić? Czy naprawdę wierzę, że dla Boga istotne znaczenie ma asortyment sklepu, w którym będę pracował lub marka telefonu?
Czy zdarza się, że na Boga przerzucam odpowiedzialność za swoje zachowania, postawy, decyzje, wybory itd.? Czy czasem szukam wymówki, żeby wolą Boga usprawiedliwić swoje zachcianki?

Medytujący powinien uświadomić sobie niebezpieczeństwo odczytywania słowa Bożego przez pryzmat własnych, nieuświadomionych oczekiwań, lęków i potrzeb [„Medytacja ignacjańska” – Józef Augustyn SJ].

5. Wiara i religia to nie jest jedno i to samo. Religia i religijność jest dziedziczona, związana z domem, tradycją, autorytetem i wychowaniem. Wiara rodzi się tylko przez nawrócenie, jest łaską. Choćbym nie wiem jak pragnął, nie mogę sobie zapewnić, zagwarantować wiary – to dziedzina Boga. Choć oczywiście mogę nauczyć się religijności… jeśli wiem, po co. 

6. Czy, jeśli jestem chrześcijaninem, czytałem Pismo Święte? Czy może aż tak bardzo poznawać woli Boga to ja jednak nie chcę? Czy realizuję wolę Boga, działam i postępuję według Jego wskazań zawsze, czy tylko wtedy, kiedy mi to pasuje, sprawia mi przyjemność, poprawia samopoczucie?

Wszystko to wydaje się bardzo trudne i strasznie skomplikowane, ale prawda jest taka, że w sytuacjach konkretnych, a nie teoretycznych i ogólnych, całe to rozpoznawanie woli Boga nie jest aż tak wielkim wyzwaniem. Znacznie większym jest rozpoznanie własnych prawdziwych intencji i motywów.

Człowiek nie mający czystych intencji nawet czasem nie zdaje sobie sprawy, że sam siebie oszukuje [Thomas Merton, „Nikt nie jest samotną wyspą”].

Zdarzają się jednak przypadki, gdy jedynie bardzo wnikliwa analiza może wydobyć na jaw nasze rzeczywiste motywy [12x12]. 



wtorek, 6 września 2022

Mityngowa liturgia słowa AA

Przez pierwsze lata we Wspólnocie AA (w wersji polskiej) na każdym mityngu słuchałem rozmaitych tekstów, które wprawdzie z Anonimowymi Alkoholikami nie miały nic wspólnego, nie zawierały rozwiązania problemu alkoholizmu, ani do niego nawet nie przybliżały, ale za to były bombastyczne, wzruszające, romantyczne, czarujące, nastrojowe, egzaltowane, ckliwe i liryczne, na przykład „Orędzie serca”, „List Kiplinga do syna”, „Dezyderaty”, „Dekalog Jana XXIII” itp. Na chwilę, bardzo zresztą krótką, poprawiały samopoczucie, a to przecież dla alkoholika jest najważniejsze.

Już po kilku latach (sic!) usłyszałem tekst zwany Preambułą i czytany u nas na początku każdego mityngu. Zwłaszcza zdanie: „Anonimowi Alkoholicy są wspólnotą mężczyzn i kobiet, którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązywać swój wspólny problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu.”. Wtedy to, powoli i ze sporymi oporami nietrzeźwych uczestników mityngów, zaczęliśmy usuwać z naszych spotkań urocze poematy oraz wzruszające wiersze, a zaczynaliśmy wreszcie dzielić się własnym doświadczeniem w temacie wyzdrowienia z alkoholizmu.

Znowu minęło kilka lat, a ja odnoszę wrażenie, że znowu jakoś zapominamy to zdanie z Preambuły, mówiące o dzieleniu się rozwiązaniem jedynego wspólnego problemu. Znowu coraz więcej czasu, krótszych już zwykle mityngów, poświęcanych jest w Polsce na jakieś deklamacje i odczyty. Owszem, teraz są to zwykle teksty, pochodzące z literatury AA, więc to zaliczam do zmian pozytywnych, ale… Negatywne jest to, że zapominamy chyba, komu i do czego potrzebne są te spotkania przede wszystkim – choć wyraźnie określa to Tradycja Piąta i Preambuła AA.

Starałem się łagodnie rzecz ująć, więc napisałem o zapominaniu, ale może nie chodzi o to, że zapominamy o nowicjuszach, może problem w tym, że ich potrzeby i obecność po prostu bagatelizujemy, ignorujemy, czyli inaczej, zwyczajnie mamy ich w… nosie. Bo i co zrozumie alkoholik na pierwszym, piątym albo piętnastym mityngu, z odczytywanych w koło rytualnie Dwunastu Koncepcji? Po co mu ta wiedza? Czy po nią przyszedł?

Z wielu mityngów zniknęły przerwy na papierosa, samo spotkanie znacznie jest już krótsze, bo zwykle 60-80 minut. I wszystko byłoby w porządku, gdybyśmy ten czas wykorzystywali sensownie, zgodnie z Tradycją Piątą i Preambułą. Jednak wiele z tych cennych minut przeznaczamy na odczyty. Liczył ktoś, ile minut zajmuje przeczytanie fragmentu Piątego Rozdziału Wielkiej Księgi, fragmentu Wizji dla Ciebie, Obietnic Kroku Dziewiątego (niepewnych i niesprawdzonych wtedy jeszcze w pełni), Kroków, Tradycji, Koncepcji, jakichś tekstów powitalnych, odpowiednich fragmentów z „Codziennych refleksji”, a bywa, że i z „24 godzin”, kawałków z historii AA itd.? Do tego dochodzą, nadal chyba u nas obowiązkowe na każdym mityngu, sprawy organizacyjne – jakby nie można było uzgadniać pewnych kwestii raz na rok lub pół roku. No więc, ile czasu zostaje na dzielenie się realnymi doświadczeniami z realizacji Programu?

Jakiś czas temu pisałem o doktrynerach w polskiej wersji AA (klik), to jest o ludziach (większość to zapewne alkoholicy), którzy zamiast przebudzenia duchowego posiedli znaczną wiedzę o Koncepcjach, Kartach Konferencji, Poradnikach Służb, zasadach, przepisach itd. Czy na wielu współczesnych polskojęzycznych mityngach ważny jest jeszcze interes i potrzeby nowicjuszy, czy już tylko teoretyków-doktrynerów?

Kilkanaście lat temu, za czasów „Dezyderatów” i innych takich, pisałem, że niedobór duchowości generuje potrzebę tworzenia coraz to bardziej rozbudowanych obrzędów i rytuałów. Obecnie obserwuję tworzenie nowej obrzędowości – polskiej liturgii słowa na mityngach AA.

A co z miłością i służbą? Co z sugestią  „zachowajmy to w prostocie”? Oj tam, oj tam! Przecież czasy się zmieniły. A poza tym, kto powiedział, że amerykańskie ma być lepsze od polskiego?

czwartek, 1 września 2022

Poszukiwacze i poszukiwania

Do napisania tego tekstu sprowokował mnie znajomy z AA. W ostatnich latach wielu uczestników mityngów pytało, co sądzę o alkoholikach, którzy jakiś czas po realizacji 12 Kroków AA ze sponsorem, podejmują psychoterapię. To w końcu poukładałem sobie w głowie i napisałem.

Możliwości w tej sytuacji, czyli terapia po Programie, widzę dwie i to diametralnie różne.

1. Cały czas aktywny albo może znowu aktywny mechanizm nałogowego regulowania uczuć, a co za tym idzie, głód dobrego samopoczucia i bolesny niedosyt koncentrowania się na samym sobie. Te potrzeby może być naprawdę trudno realizować na mityngach, zwłaszcza tych on-line.

Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie! To właśnie jest, jak sądzimy, zasadnicze źródło naszych kłopotów (WK, s. 52).

Absolutnie każda psychoterapia, zawiera elementy koncentracji na sobie. Ale najwyraźniej potrzeba alkoholików poprawiania sobie nastroju, choćby doraźnie, jest większa niż to oczywiste ryzyko.
Krótkotrwałe zyski, czy długofalowe efekty? Bardzo niewygodne pytanie, prawda? Zwłaszcza, kiedy zorientowałem się, że krótkotrwałe zyski wybierałem zawsze w okresie picia i bardzo często w czasach abstynencji, ale przed wytrzeźwieniem.
Psychoterapię odwykową, mimo utrzymywanej bez większych problemów abstynencji, wybierają nie wiedzieć, po co, alkoholicy mocno nietrzeźwi.

1a. Alkoholik czuje się mniej więcej normalnie, ale sponsor fanatyk/entuzjasta albo jakaś grupa podobnie nawiedzonych alkoholików, wmówiła mu, że powinien być trwale szczęśliwy, że po Programie wręcz musi być szczęśliwy, a jeśli nie jest, to sam jest temu winien, coś pewnie źle zrobił, więc biedak rozpaczliwie szuka jakichś rozwiązań.
Jest to tylko pewna odmiana, bo w sumie nadal chodzi o to samo – problematyczną trzeźwość, głód dobrego samopoczucia i/lub absurdalną wiarę w to, że 12 Kroków AA jest sposobem na uszczęśliwianie alkoholików. (O szczęściu - klik)


2. Decyzja o poddaniu się psychoterapii jako wyraz trzeźwości i zdrowego rozsądku. Anonimowi Alkoholicy dysponują rozwiązaniem problemu alkoholizmu, ale nie innych problemów. W szczególności nie problemów wynikających z zaburzeń wywołanych dorastaniem w patologicznej rodzinie (DDA, DDD), nie tych spowodowanych depresją, nerwicami, stanami lękowymi, odmianami autyzmu, zaburzeniami osobowości, kłopotami z samooceną czy emocjami. 12 Kroków AA nie leczy też kryzysów związanych np. z żałobą, rozwodem albo utratą pracy. I stu innych też nie.

Dajmy odpór dumnemu założeniu, że skoro Bóg umożliwił nam sukces w jednej dziedzinie, naszym przeznaczeniem jest stać się pośrednikami dla każdego („Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość”, s. 302).

Z mojego doświadczenia wynika, że rzetelnie zrealizowany i realizowany nadal w życiu codziennym Program, potrafi – przy okazji niejako – realnie złagodzić wiele z powyższych problemów, ale tylko może, nie jest to efekt gwarantowany. I nikt, poza AA-owskimi fanatykami, nic takiego nie obiecuje. Więc jeśli trzeźwy alkoholik napotyka na problemy, których Program nie rozwiązał, to szuka odpowiedniej pomocy. Tak robią normalni ludzie, bez względu na to, czy chodzi o problem z silnikiem, czy problem z dwunastnicą, czy z prawem, czy z psychiką, czy z dziećmi, czy z potencją. Po to właśnie alkoholicy realizują w swoim życiu Program, by wytrzeźwieć, a trzeźwość daje możliwość realnej oceny swoich możliwości i braków oraz pokorę niezbędną do poproszenia o pomoc we właściwym miejscu.

Alkoholicy trzeźwi mają pełną świadomość własnych intencji (O motywacji - klik), ci nietrzeźwi są sobie w stanie wmówić racjonalne powody. Ja nie wiem, jak to u kogoś jest, i – jeśli mnie ktoś o to bezpośrednio nie pyta – nie uważam, żeby to była moja sprawa. Anonimowi Alkoholicy są Wspólnotą ludzi psychicznie chorych, zaburzonych, czemu miałbym się dziwić jeszcze jednej manifestacji choroby alkoholowej?