poniedziałek, 20 grudnia 2010

Po co mi duchowość?

Duchowy, duchowość… są to terminy odnoszące się do życia wewnętrznego człowieka, związane z jego indywidualnym systemem wartości, dotyczące spraw niematerialnych. Przykładowe wartości to rodzina, dzieci, dom, praca, uczciwość, Bóg, miłość, przyjaźń…


Po co mi ta cała duchowość?

Krok Pierwszy Programu Dwunastu Kroków Wspólnoty Anonimowych Alkoholików brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. A co oznacza to dla mnie? Po pierwsze to, że jestem alkoholikiem. Po drugie, że nie jestem Bogiem. Prawda jest taka, że całymi latami, jedno i drugie, wcale nie było takie oczywiste.
 
Do pewnego momentu moje życie toczyło się właściwie bez większych „zgrzytów”, jakby samo, może siłą rozpędu, albo bezwładu? Szkoła, wojsko, żona, syn, praca w biurze, do którego żadni petenci nie mieli dostępu i w którym spokojnie zajmowałem się analizą dokumentów… Czy, gdyby warunki się nie zmieniły, mogło tak zostać na zawsze? No, przecież wiem, że nie. Wewnętrzna pustka natarczywie i coraz częściej domagała się wypełnienia.
 
Nowa praca i… pułapka. Z jednej strony, jak najbardziej realna możliwość kontynuowania studiów, awansów i zarabiania naprawdę dużych pieniędzy, jednak z drugiej, coraz większe koszty emocjonalne i duchowe tych sukcesów, które – jak sądzę – potrzebne mi były wówczas do udowodnienia własnej niezależności. Od innych ludzi, ale i od Boga. Może nawet Jego w szczególności?
Głód duszy, który doskwierał mi coraz bardziej, próbowałem karmić kolejnymi, drogimi przedmiotami. Pamiętam, jak potrzebując przegrać film, kupiłem po prostu drugi magnetowid, ot tak, po prostu, jak ludzie kupują skarpetki. Nieco później przyszła kolej na samochód kupiony za pół pensji…
 
Czy potrzebowałem innych ludzi? Jasne! Dlatego miałem podwładnych. Także „wygodną”, bo byłą żonę. I syna, z którym nijak nie umiałem się porozumieć, nie znając języka uczuć. A Bóg? A cóż ja miałem Mu do zaoferowania? „Wypasioną” komórkę? Nową brykę? Pięćdziesięciocalową plazmę?
 
Miałem stanowisko, sukcesy zawodowe, nagrody, awanse i dużo pieniędzy. To były namacalne dowody na to, że nikogo i niczego więcej do szczęścia nie jest mi potrzeba. Poza alkoholem oczywiście. Tak… alkoholu potrzebowałem coraz więcej i coraz częściej. Taka była cena tych… „sukcesów”.
 
W pewnym momencie nie miałem już pierwszej pracy i związanego z nią świętego spokoju, nie miałem wysokich poborów, bo mi je zżarła inflacja, zresztą… firma wyraźnie zmierzała ku plajcie. Nie umiałem żyć bez alkoholu, nie umiałem żyć z nim… Pozostała mi olbrzymia wewnętrzna pustka. Niezaspokojony głód duszy. I alkoholizm… grzech pierwszego przykazania… 
 
We Wspólnocie AA po raz pierwszy usłyszałem o duchowości, jako systemie wartości, a nie – jak mi się to wcześniej wydawało – jakichś obrzędach religijnych, modłach, liturgii. To było jak objawienie, może nawet przebudzenie. Miałem władzę, miałem ludzi, miałem pieniądze, miałem rzeczy (przedmioty), ale jakieś wartości niematerialne? Nawet nie wiedziałem, czy jakieś mam, albo miałem kiedyś…
 
Minęły lata. Zmieniło się tak dużo… Nadal lubię ładne, eleganckie rzeczy, ale… Jedną z moich wartości nazywam powiernictwem, bo uważam, że nikt nie posiada niczego na własność na mocy jakiegoś absolutnego prawa moralnego, nawet jeżeli zdobył to uczciwie, legalnie, własnym wysiłkiem. Rzeczy są nam jedynie powierzane, przekazywane po to, żebyśmy ich mogli używać, w takim czy innym sensie, dla dobra wszystkich. Takie podejście ułatwia mi określanie priorytetów. Rzeczy to tylko rzeczy…
 
I wreszcie wszystko zaczęło mi się integrować, stapiać, łączyć w jedną harmonijną całość – no, może nie samo, trochę pracy w to jednak włożyłem; pomogli też przyjaciele. Niezłą ilustracją tego, o czym piszę, co mam na myśli, jest taki oto tekst: 
Nie tak, jak to zwykle bywa w dzisiejszym świecie, gdzie spotkania związane są z ostrą wymianą poglądów i atakami na siebie nawzajem, gdzie uczestnicy próbują zakrzyczeć i zagłuszyć swoje słowa, nie… decydować powinna we wszystkich sprawach wola większości, ale wszystkie decyzje powinny być podejmowane w mądrości, miłości i jedności z Bogiem, w atmosferze szacunku, cierpliwości, jedności i pojednania, żeby ludzie służyli sobie (pomagali, wspierali) nawzajem z pokorą w sercu, i szacunkiem dla prawdy i sprawiedliwości.
Kto zgadnie, czy dotyczy on inwentury grupy AA i funkcjonowania wykształconego sumienia grupy, czy może są to wskazówki i zalecenia, jak powinno przebiegać spotkanie organizacyjne kwakrów (ja jestem kwakrem właśnie)? Harmonia i jedność ducha. Zgoda. Z samym sobą, ludźmi i światem. Ano, właśnie… 

niedziela, 19 grudnia 2010

Krok 12 Programu 12 Kroków

Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.
(ang. Having had a spiritual awakening as the result of these steps, we tried to carry this message to alcoholics and to practice these principles in all our affairs.)

Jak rozumiem Krok 12 Programu 12 Kroków AA?

Moje wyobrażenie przebudzenia duchowego ukształtowała, jak sądzę, książka Anthonego de Mello, wydana zresztą już po jego śmierci, pod tytułem „Przebudzenie”. Historia Billa W., a zwłaszcza jego doświadczenia duchowego?, mistycznego?, po którym nigdy już nie sięgnął po alkohol, w zasadzie potwierdzała, że to przebudzenie miałoby być jakimś spektakularnym, jednorazowym wydarzeniem, podczas którego, w jednym momencie, ulega istotnej zmianie nieomalże cała osobowość człowieka, a zwłaszcza jego ocena życia, świata, siebie samego, rzeczywistości po prostu. Jeżeli jeszcze takiemu wydarzeniu towarzyszyły spektakularne efekty tupu „światło i dźwięk”, to tym lepiej dla przebudzenia.
 
Lektura AA-owskiej książki „Uwierzyliśmy”, a szczególnie jej pierwszej części, załamała mnie już zupełnie. Tam też opisywano przebudzenia wyjątkowo widowiskowe, do głębi przejmujące i, co chyba najważniejsze, jednorazowe. Dużo czasu musiało upłynąć, zanim zorientowałem się, nie pierwszy raz zresztą, że widzę i koncentruję się na przedstawieniu, nie rozpoznając istoty rzeczy.
Sensem, treścią, miernikiem przebudzenia duchowego jest zmiana. A jeśli zmiana nie nastąpiła, to choćby trąby anielskie się odezwały – przebudzenia nie było. Tak, przebudzenie to zmiana. Owszem, może być ona jednorazowa i spektakularna, ale absolutnie nie musi. Zmiana.
 
Przebudzenie duchowe, a więc ta zmiana, o którą przecież chodzi, może nastąpić w wyniku pracy nad Programem. Ale przecież Programu nie realizuje się jednego dnia! Jest to praca rozłożona na lata, a więc normalną rzeczą jest, że w takim właśnie tempie i sukcesywnie zmiana się odbywa.
 
Znakomitą okazją do ocen i porównań są rocznice. Jeśli właśnie mija pierwszy rok mojej abstynencji, to warto przy tej okazji, żebym zastanowił się, rozważył i uczciwie odpowiedział sobie na pytanie, czy dziś jestem tym samym i takim samym człowiekiem, jak sześć miesięcy temu? Przy okazji – nigdy nie polecam porównywania się z okresem picia – w takim przypadku zawsze wychodzi, że jest cudownie, fantastycznie i lepiej być nie może, a to… niezupełnie o to chodzi.
 
Jeżeli po jakimś dłuższym okresie czasu mogę z całą pewnością stwierdzić, że nastąpiły u mnie zauważalne, pożądane i oczekiwane zmiany, przebudzenie, a właściwie przebudzanie duchowe, dzieje się, jest w toku. I tak trzymać! Jeśli jednak nie, jeśli efektów nie widać… Być może, oprócz chodzenia na mityngi, warto także zacząć poważnie pracować na Programie? Przebudzenie duchowe ma, czy może, nastąpić „w rezultacie tych Kroków”, ale jeśli się „tych Kroków” nie realizuje w praktyce… Program AA cechuje niesamowity wręcz pragmatyzm – wszelkie opowieści o ogromnym wysiłku i ciężkiej pracy włożonej w proces zdrowienia (trzeźwienia), mają znaczenie jedynie wówczas, kiedy towarzyszą im wymierne efekty. Jeśli efektów nie ma, najwidoczniej czas zmienić metodę.
 
Jak wiadomo, nie jest dobrym pomysłem próba niesienia posłania w ramach tak zwanego dwukroku. Chodzi o rzucenie się w wir pomagania innym natychmiast po uznaniu własnej bezsilności. Jednak nie oznacza to, że należy zdecydowanie odmawiać pomocy w ramach niesienia posłania, do momentu satysfakcjonującego „przepracowania” Kroku Jedenastego. W większości przypadków przebudzenie duchowe jest procesem, więc im bardziej proces ten jest zaawansowany, tym pełniejsze posłanie.
 
Ale, czym w ogóle jest to „posłanie”? W środowisku niepijących alkoholików można usłyszeć dwie różne wersje. Pierwsza, bardzo szeroka, zakłada, że niesieniem posłania jest w zasadzie nieomalże wszystko, a więc choćby mycie szklanek, zamiatanie sali, a nawet sama tylko, milcząca obecność na mityngu. Definicja węższa zakłada, że żeby nieść posłanie, trzeba najpierw je poznać, wiedzieć, jak brzmi. Takie posłanie Ebby T., który próbował osiągnąć trwałą abstynencję w Grupach Oxfordzkich, zaniósł Billowi W. Z kolei Bill W. doktorowi Bobowi, a oni obaj razem kolejnemu alkoholikowi. Tak rozumiane posłanie może wyglądać na przykład w taki oto sposób: „podobnie jak ty, mam problem z alkoholem (jestem alkoholikiem), jednak od… lat nie piję i żyję szczęśliwie obok alkoholu, bez alkoholu. Osiągnąłem to dzięki Wspólnocie AA. Ta droga jest też otwarta dla ciebie”.
Każdy z nas, alkoholików, musi sam zdecydować, którą wersję posłania chce i jest gotów realizować, nieść innym uzależnionym, zakładając, że takie działania w ogóle go interesują, bo przecież nie muszą. Niesienie posłania nie jest obowiązkowe. Tyle tylko, że warto chyba pamiętać o powiedzeniu: „jeśli trzeźwość nie rodzi trzeźwości, to albo jej nie było, albo zwiędła, jak drzewo pozbawione życiodajnych soków”. Amerykańscy AA mówią w takich okolicznościach: „żeby mieć, musisz dawać”.
 
I wreszcie „… stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach”. Program Wspólnoty AA nie jest jakimś specyficznym, czy egzotycznym „sportem” uprawianym potajemnie w zaciszu sal mityngowych i w zamkniętym środowisku alkoholików. Podczas tej pracy nie zdobywa się kolejnych oznak sprawności, jak w harcerstwie. Owszem, pomaga on utrzymać trwałą abstynencję, ale głównie i przede wszystkim jest to program na życie, powiedziałbym nawet, że na dobre życie, i w tym właśnie codziennym życiu powinienem go sukcesywnie, na bieżąco realizować i stosować. Oby z powodzeniem!
 
[Żart!] W Wielkiej Księdze, czyli w książce pod tytułem „Anonimowi Alkoholicy”, w rozdziale zatytułowanym „Do czynu”, znaleźć można tekst nazywany zwykle „obietnicami AA”. Najczęściej cytowany jest on od słów: „… już w połowie drogi zadziwią nas osiągnięte rezultaty”. Swego czasu usilnie starałem się dowiedzieć, gdzie jest ta połowa drogi, w którym miejscu przypada. Odpowiedzi, jakimi mnie uraczono wprawiły mnie w osłupienie. Dowiedziałem się bowiem, oczywiście od różnych ludzi, że ta połowa drogi leży: w połowie Kroku Pierwszego, po Kroku Drugim, po Kroku Trzecim, po zrealizowaniu Kroku Piątego, po Kroku Siódmym, po Dziewiątym…  
W związku z tym, postanowiłem poszukać tej połowy drogi samodzielnie i w efekcie doszedłem do wniosku, że znajduje się ona pomiędzy Krokiem Jedenastym, a Dwunastym. Dlaczego? Kroki Jeden-Jedenaście są dla mnie. W pewnym sensie, to ja jestem w ich najważniejszy. Ja przyznaję się do bezsilności, ja zaczynam wierzyć, ja powierzam, ja dokonuję obrachunku, ja go kontynuuję, ja zwracam się w pokorze, ja robię listę i dokonuję zadośćuczynienia, ja naprawiam i uzdrawiam związki i relacje z innymi. Ja… Pomiędzy Krokiem Jedenastym, a Dwunastym wykonuję zwrot o 180 stopni. Przestaję się koncentrować tylko na sobie, a zaczynam na innych ludziach. Rezygnuję z postawy egocentrycznej, przestaję być centrum wszechświata. Rada, pomoc, jaką mogę służyć drugiemu człowiekowi, staje się ważniejsza niż moje dobre samopoczucie. Instynktownie, a nawet odruchowo, wybieram już w swoim życiu coraz częściej długofalowe korzyści, zamiast krótkotrwałych i doraźnych zysków (używania wad charakteru). 
Czy tę swoją koncepcję, dotyczącą „lokalizacji” połowy drogi, traktuję poważnie? Ależ oczywiście! Tak samo poważnie, jak i całą resztę tego, co piszę. Nie zapominając jednak o zasadzie numer 62, którą niewątpliwie warto odszukać w książce „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji”.
 :-) :-) :-)


Dodano 01.01.2014.
„Principles” przetłumaczono na język polski jako „zasady” – szkoda, że nie pryncypia albo priorytety…

12 Principles of the 12 Steps albo Spiritual Principles of the 12 Steps:
1. Honesty & acceptance. (Self honesty brings acceptance)
2. Hope. (Open-mindedness to the idea that we are not God)
3. Faith. (Willingness to surrender to the process laid out before us)
4. Courage. (Willingness to trust that God as we understood Him would see us through the difficult process of facing ourselves)
5. Integrity. (Assuming responsibility for who we have become)
6. Willingness. (Let go of the old and let God bring in the new)
7. Humility. (Knowing who we are and now who we might become)
8. Justice (mercy) and brotherly love. Brotherly love -- doing right, forgiveness, understanding, taking responsibility for ourselves and others.
9. Self-discipline and good judgment. (Acts of restitution)
10. Perseverance, discipline and open mindedness. (Self acceptance)
11. Awareness. (Seeking wisdom and God's will for us) (Spirituality)
12. Love and service. (Being available to those in need, gratitude in action)


Źródła:
http://esoberbuddy.com/home/spiritual_principles_of_the_12_steps  
http://www.barefootsworld.net/aaprinciples.html  
http://home.earthlink.net/~insure/12principles.html  
...i mnóstwo innych.